355 500 произведений, 25 200 авторов.

Электронная библиотека книг » Krzysztof Boruń » Proxima » Текст книги (страница 29)
Proxima
  • Текст добавлен: 29 сентября 2016, 01:59

Текст книги "Proxima"


Автор книги: Krzysztof Boruń


Соавторы: Andrzej Trepka
сообщить о нарушении

Текущая страница: 29 (всего у книги 30 страниц)

– Czy można mówić o artykułowanych dźwiękach? – zdziwiła się Rita.

– Nie powiedziałem bynajmniej, że myślę tu o dźwiękach – sprostował żywo Altan. – Sprawa systemu porozumiewania się u Urpian, jak i wielu innych zwierząt urpiańskich, nie jest jeszcze dostatecznie zbadana. Przypuszczalnie dźwięki, jakie one wydają, są zjawiskiem ubocznym, a główną rolę odgrywają tu fale elektromagnetyczne. Ale niewątpliwie – mowa Urpian istnieje – bez tego nie mogliby stać się istotami rozumnymi. Mimo poważnych różnic w przebiegu ewolucji ludzi i Urpian, podstawowe prawa przeobrażania się zwierzęcia w istotę rozumną działały tu podobnie.

To chyba wszystko, co miałem na razie do powiedzenia. Teraz proszę o za^ branie głosu Korę, jako fizjologa i psychologa – Allan skłonił głowę przed uczoną.

Kora wstała i podeszła do stolika projekcyjnego, przy którym siedziała Daisy. Naradzały się przez chwilę szeptem, po czym na ekranie ukazało się drobne, pokryte jakby szarym puchem ciało istoty o pięciu kończynach i dużej, nieco spłaszczonej głowie.

– Zajmę się przede wszystkim Urpianami i Temidami – rozpoczęła. – Wprawdzie Urpian nie ujrzeliśmy dotąd żywych i chyba nieprędko ich ujrzymy… Wprawdzie materiały dotyczące ewolucji i historii Urpian są nie mniej skąpe niż dotyczące Temidów… A jednak są oni nam bliżsi niż niejedna istota zwierzęca zamieszkująca Ziemię, mimo że ze wszystkimi zwierzętami Ziemi jesteśmy przecież bliżej lub dalej spokrewnieni.

Dlaczego oni są nam tak bliscy? Jakie jest podobieństwo między nami a Urpianami? – wskazała na ekran. – Czaszki ich są skonstruowane i wyskle-pione zupełnie inaczej niż nasze. Oni poruszają się na trzech nogach, my – na dwóch. Inna jest budowa ich szkieletów. Wiele narządów wewnętrznych jest dla nas zagadką, której rozwiązanie wymaga szczegółowych badań. Kończyny, zwłaszcza górne, mają blisko dwa razy więcej stawów niż nasze. Wzrost ich przeważnie nie przekracza metra. Nie mają nosa, uszu, ust podobnych do naszych. A jednak, nawet gdybym nie wiedziała o stworzonej przez nich cywilizacji, myślę, że i tak odczuwałabym nieodparte wrażenie, że jest w nich coś z ludzi, że mają z nami wiele wspólnego. To wspólne polega na wspomnianej już przez Allana jedności praw ”rozwoju. Chociaż formy ukształtowania się organizmów mogą być najróżniejsze, jednak prawa przyrody są te same. Stąd z różnych punktów wyjścia, różnymi drogami ewolucji powstają istoty rozumne o pewnym zespole podobnych cech. Czy to pięciopalczasta ręka człowieka, czy błonochwytna dłoń Temida, czy długie, parami przeciwstawne cztery palce Urpianina, czy jeszcze inna dłoń istoty rozumnej, różna od naszej kształtem i konstrukcją – zawsze będzie to „ręka”: organ umożliwiający wykonywanie złożonych funkcji, niezbędny do wytwarzania narzędzi i posługiwania się nimi. Podobnie niezbędne jest dla wszystkich istot rozumnych posiadanie zmysłu umożliwiającego szybką i dokładną orientację w przestrzeni. W zespole warunków, jakie panują na Ziemi, Urpie i Temie, takim zmysłem jest organ wykorzystujący zjawiska świetlne i opierający się na zasadzie camera obscura, czyli oko, wzrok, a ściślej: co najmniej dwoje oczu umożliwiających widzenie przestrzenne, stereoskopowe. W dziedzinie mowy może być większa różnorodność, byle tylko nadajniki i odbiorniki, jak też sam nośnik informacji, umożliwiały tworzenie grup sygnałów w stosunkowo prosty sposób. U ludzi i Temidów rolę nośnika spełniają fale dźwiękowe z tym, że skala i częstość drgań są tu różne. U Urpian rolę nośnika pełnią fale elektromagnetyczne. Mają oni organa wysyłające zespoły impulsów i zmysły, którymi te sygnały odbierają. Teraz kilka przykładów. Zobaczycie, jak organa, z wyglądu bardzo różne, mogą spełniać podobne funkcje.

Na ekranie poczęły ukazywać się prześwietlenia i rysunki. Kora w krótkich słowach zapoznała kolegów z dotychczasowymi wynikami prac zespołu, w którego skład wchodzili oprócz niej Renć, Zoja, Will i Daisy.

Przed zamknięciem przedpołudniowych obrad zabrała jeszcze głos Zoe, wygłaszając krótkie sprawozdanie z wyników badań przeprowadzonych w ramach programu Torus. Program ten, stanowiący kontynuację podjętych przed dwoma laty poszukiwań przyczyny cyklicznych zakłóceń łączności radiowej, uległ koniecznemu ograniczeniu po odkryciu cywilizacji urpiańskiej i koncentracji sił na badaniach podziemnych miast. Tylko trójosobowy zespół – Zoe, Nym i Zina – zajmował się metodycznie i planowo rzadkimi, ale niewątpliwymi faktami manifestowania się aktywności „pyłowców” – jak od pewnego czasu zaczęto nazywać zagadkowe twory pojawiające się w pobliżu baz ekspedycji.

Sprawozdanie Zoe, ilustrowane licznymi wykresami i zdjęciami, chociaż pozostawiało znaki zapytania nad najbardziej interesującymi kwestiami, rzucało nowe światło na doniosłość sporu o instrukcję nr 4. Wnioski płynące z obserwacji i doświadczeń zawarła Zoe w sześciu punktach:

1. Zakłócenia łączności radiowej i niektórych procesów katalitycznych w żywych organizmach występujące co 27 dni w Układzie Proximy nie są wywoływane bezpośrednim oddziaływaniem promieniowania pochodzenia kosmicznego, lecz następstwem działalności tworów zwanych umownie „py-łowcami”. Są to struktury obdarzone zdolnością bardzo szybkiej samoorgani-zacji i przybierania różnej postaci, prawdopodobnie uwarunkowanej spełnianymi aktualnie funkcjami. Czy są to organizmy powstałe drogą naturalnej ewolucji, czy raczej twory jakiejś nie znanej nam techniki – nie zostało dotąd wyjaśnione. Obserwacje kamerami telewizyjnymi są utrudnione częstymi zakłóceniami działania urządzeń elektronicznych. Zdjęcia dokonane chemiczną techniką fotograficzną ukazują tylko niektóre fazy metamorfozy „pyłowców”.

Nie ulega wątpliwości, że „torus Karlsone” jest często występującą formą ich zorganizowania.

2. 27 dni stanowi cykl łączności „pyłowców” z ośrodkiem macierzystym. Nośnikiem informacji jest neutrino, co dowodzi wysokiego poziomu techniki detekcji. Jest to prawdopodobnie również cykl energetyczny, jednak nic bliższego na ten temat nie można powiedzieć. Po kilku dniach od transmisji aktywność „pyłowców” słabnie, lecz niektóre obserwacje zdają się świadczyć o tym, że mogą ją wzmóc drogą łączenia się i zespalania pojedynczych „osobników”. Bazą macierzystą „pyłowców” jest prawdopodobnie Układ Tolimana, przynajmniej dotyczy to rejonu układu potrójnego Alfa Centauri. Przypuszczenia, że w odległości 27 lub 13,8 dni świetlnych znajdują się jakieś inne źródła emisji, warunkujące czasokres cyklu, nie znalazły dotąd potwierdzenia.

3. „Pyłowcy” potrafią się uczyć i zachowywać inteligentnie, ale nie przejawiają chęci nawiązania kontaktu z ludźmi. Prawdopodobnie nie chcą również nam szkodzić czy utrudniać badań. Zaproponowane przez Zoe reagowanie „kocią muzyką” na falach krótkich 'w przypadku pojawienia się głośniejszych trzasków i gwizdów, przyniosło po kilku doświadczeniach prawie całkowity zanik tego rodzaju zakłóceń. O „zmysłach” tych istot nie wiemy dotąd nic. Zina wysunęła hipotezę, że tworzone przez „pyłowców” fantomy mogą być zjawiskiem analogicznym do tworzenia modeli myślowych w ludzkim mózgu.

4. Nie ma żadnych dowodów, że „pyłowcy” są tworem cywilizacji urpiańskiej. Nie ma też dowodów, że są najeźdźcami. Nie stwierdzono związku między stosunkiem niektórych członków ekspedycji do odkrywek temiańskich i pojawieniem się „pyłowców”. Ich obecność na ważnych odcinkach badań wynika prawdopodobnie ze szczególnego zainteresowania ludźmi i ich poczynaniami. Nie zaobserwowano dotąd przejawów działalności tych istot w podziemnych miastach Urpy, co może się jednak wiązać z ich odcięciem od powierzchni przez lodowce.

5. Można przypuszczać, że wzmożona emisja neutrina przez Tolimana B dokonuje się we wszystkich kierunkach, a nie wąskim snopem. Może więc ona docierać nie tylko do Układu Proximy. Nie należy wykluczyć, że „pyłowcy” są formą życia lub penetracji technicznej rozpowszechnioną w naszej Galaktyce. Można podejrzewać, iż operują również w Układzie Słonecznym i powinny być podjęte badania w tym zakresie.

6. Nie jest zadaniem zespołu udzielać rad i pouczeń kierownictwu ekspedycji, jednak wydaje się wskazane wznowienie dyskusji dotyczącej moralnych i prawnych aspektów działalności ludzi podejmowanej na planetach Alfa Centauri. Niejasny status „pyłowców” powinien skłonić do rewizji sformułowań instrukcji nr 4, która chyba nie najlepiej odpowiada sytuacji w tym układzie. Po przybyciu do Układu Tolimana nie wolno powtórzyć popełnionych błędów.

Wbrew oczekiwaniom Zoe ten ostatni punkt nie spotkał się ze sprzeciwem ani Andrzeja, ani Zoi i Szu. Pytania dotyczyły tylko niektórych hipotez Nyma, uznanych za zbyt śmiałe.

Przerwa obiadowa nie była długa. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali sprawozdania Szu. Wiadomo było, że przygotowywał się do niego bardzo starannie. Chodziły słuchy, iż w referacie tym po raz pierwszy sformułuje podstawowe wnioski dotyczące cywilizacji urpiańskiej i jej losów.

Teraz przy pulpicie projekcyjnym zasiadła Ast. Już trzeci rok pracowała z archeologiem i obecnie miała jednocześnie z referatem Szu pokazywać na ekranie fragmenty materiałów noszących nie dla wszystkich jeszcze w tej chwili zrozumiałą nazwę „Księgi wyjścia”.

Gdy wszyscy uczeni zebrali się znów w sali konferencyjnej, Szu stanął pod ekranem i uniósł dłoń dając znak, że chce mówić.

– Kora powiedziała tu przed dwiema godzinami, że Urpianie są nam bardzo bliscy – rozpoczął, raz po raz błyskając skośnymi oczami. – Jako główny argument przytoczyła inteligencję oraz zbieżność funkcji wielu organów. Spróbuję spojrzeć na ten sam problem jeszcze od jednej strony: Urpianie, ich dzieła, ich cywilizacja i kultura, cała historia ich rozwoju społecznego – są nam tak bardzo bliskie, tak bardzo w ogólnym zarysie podobne do cywilizacji i historii rozwoju społeczności ludzkich dlatego, że również warunki bio-genezy i powstania psychozoów były w naszych układach zbliżone, a prawa rozwoju materii aż po wysoko zorganizowane socjocenozy są podobne dla całego wszechświata. Oczywiście nonsensem byłoby doszukiwanie się identycznego przebiegu procesów rozwoju środków produkcji i przemian stosunków wytwórczych, jak również naiwnością byłoby sądzić, że rozwój ekonomiczny na Ziemi i Urpie dokonywał się w identycznych warunkach. Niewątpliwie jednak zwierzęce instynkty zdobywania pożywienia, utrzymania gatunku czy też stadnego współdziałania w warunkach rozwiniętej technicznie i intelektualnie społeczności ulegały podobnej transformacji jak u ludzi. Tak samo przemiany w psychice Urpian, zmiana ich stosunku do świata żywego, ich dążeń i celów działania nie przebiegały automatycznie wraz z rozwojem techniki i zmianą warunków życia. Co prawda gwałtowne wstrząsy społeczne i śmiertelne zagrożenie ekologiczne bardzo przyspieszyły zmiany w strukturze społeczeństw urpiańskich, które przez analogię można by nazwać systemowo-ustrojowymi, ale mamy podstawy podejrzewać, że pragnienie gromadzenia i obrony zagarniętych dóbr, uwiecznienia zdobytej Władzy, narzucania własnej woli współplemieńcom i kształtowania obrazu świata na swą modłę utrzymywało się bardzo długo, gdyż może być zastąpione tylko równie skutecznymi czynnikami pobudzania aktywności jednostkowej i zbiorowej. Nie znaczy to, że dowiadując się coraz więcej o historii Urpian, coraz mniej jest kwestii wątpliwych, spornych czy wręcz zaskakujących. Zwłaszcza okres poprzedzający bezpośrednio wyludnienie się miast podziemnych zdają się cechować jakieś zupełnie dla nas niezrozumiałe przemiany w sposobie życia i organizacji społeczeństwa urpiańskiego. Nie jestem jeszcze w stanie określić bliżej, na czym w istocie te zmiany polegają, a zwłaszcza, jaka może być ich treść społeczna. Nie będę więc rozwijał szerzej tego tematu, ograniczając się tylko do stwierdzenia, że prawdopodobnie chodzi tu o dalszy postęp, raczej w sferze intelektualnej niż materialnej, który zdaniem Jaro jest konsekwencją opanowania jakiejś nowej techniki informatycznej. Proszę więc traktować to, co powiedziałem, wyłącznie jako przypomnienie, że w istocie jeszcze bardzo mało wiemy o Urpianach. Nie chciałbym bowiem, aby po moim sprawozdaniu ktoś odniósł fałszywe wrażenie, że wszystko, co najważniejsze, zostało wyjaśnione i niewiele brakuje, abyśmy historię cywilizacji urpiańskiej znali tak dobrze jak, powiedzmy, Sumeru.

Ekran ożył. Pojawiły się obrazy ciasnych pomieszczeń, pokryte bogatą ornamentacją roślinną ściany, potem przedmioty odnalezione w ruinach miasta nad brzegiem Morza Centralnego.

Szu rozpoczął omawianie ważniejszych znalezisk. Mimo że systematyczne badania archeologiczne miast podziemnych prowadzone były niespełna półtora roku, dysponowano już bogatymi materiałami dotyczącymi przemian spo-łeczno-cywilizacyjnych. Co prawda nie udało się rozszyfrować żadnego z pism Urpian, jednak w pracach zmierzających do odtworzenia dziejów tej planety w ostatnich kilku tysiącleciach niezwykle pomocne były bogate formy działalności artystycznej.

Odkryto ogółem 59 miast podziemnych, z których zwiedzono pobieżnie 11, zbadano zaś dokładnie tylko 3.

Szczególnie dużo uwagi poświęcił Szu rozwojowi techniki i odkryciom dokonanym przez Jaro i Zinę.

– Zadziwia nas mistrzostwo Urpian w budownictwie podziemnym – mówił archeolog. – Nie zapominajmy jednak, że powstawało ono w ciągłej walce o utrzymanie się przy życiu, w warunkach nieustannego pogarszania się klimatu. Są dane świadczące o tym, iż Urpianie jeszcze w epoce odpowiadającej okresowi starożytnemu ludzkości potrafili na ogromnych obszarach tworzyć sztuczne warunki dla utrzymania roślinności. Służyła temu celowi gęsta sieć kanałów zasilanych wodą z gejzerów. Wymagało to przeniesienia się na obszary wulkaniczne, co z kolei zwiększało niebezpieczeństwo trzęsień ziemi, wylewów lawy itp. Można przypuszczać, że już z tego czasu pochodzą pierwsze próby budownictwa asejsmicznego, które później osiągnęło tak gigantyczne rozmiary, jak zbiorniki ochronne wokół miast podziemnych. Wszystkie wspaniałe osiągnięcia tamtego zamierzchłego okresu, przy ówczesnym niskim poziomie techniki, okupywane były śmiercią milionów istot, których pozycja społeczna była zbliżona do pozycji niewolników.

Rozwój techniki postępował nieustannie naprzód – ciągnął dalej Szu. – Zmieniały się stosunki społeczne. Mniej więcej 3000 lat temu, co odpowiada budowie płyty bazaltowej w pobliżu Ciemnej Plamy, społeczeństwo urpiańskie osiąga mniej więcej poziom rozkwitu społeczeństwa ludzkiego z początku XX wieku. Wkrótce rozpoczyna się okres wzmożonych wojen, dziesiątkujący ludność planety. Proces rozpadu dotychczasowych struktur społecznych przyśpiesza opanowanie sposobów wyzwalania energii jądrowej, automatyzacji i możliwości podróży kosmicznych. Właśnie astronautyka otwiera w historii Urpian zupełnie nowy rozdział. Ładownie na innych planetach, a przede wszystkim na Temie poszerza ogromnie obszar ich ekspansji. I tu chciałbym poświęcić nieco uwagi Temidom, ich społeczności i kulturze.

Choć zaliczenie Temidów do psychozoów nie budzi zastrzeżeń, archeolog nie znający ich samych, tylko związane z nimi wykopaliska z dzisiejszego okresu, byłby w poważnym kłopocie. Mógłby zebrać kolekcję przedmiotów kultu, jak łańcuchy kapłanów, rytualne pięciokątne płyty z metalu lub plastyku, części broni lub narzędzi wykonane z najprzedniejszej stali, promieniotwórcze walce w oazach ciepła, tajemniczy obelisk w puszczy, jeszcze jakieś urządzenia… Odkopując obok tych znalezisk szczątki Temidów, zrazu przypuszczałby, że są to wytwory ich techniki. Tymczasem dzieła rąk tubylców uszłyby jego uwagi. Bo czymże są? Za mieszkania mają jaskinie, za broń sporządzoną przez siebie samych – sękate drągi, za środek transportu – tratwy z powyrywanych z korzeniami, nie ociosanych pni. Dlatego i my jesteśmy w trudnym położeniu, kiedy pragniemy sensownie odtworzyć już nie rodowodowe koleje gatunku, ale historię społeczeństwa. Nie biologię, lecz socjologię.

A b urbe condita… Tym rzymskim określeniem, przypomnianym przez Ala, nazwaliśmy początek drogi: 1980 lat temu. To kataklizm kosmiczny w Układzie Proximy, który wprowadził Temę na nową orbitę. Zrazu wydawało się, że tam tkwi naturalny początek historii Temidów – w odróżnieniu od prahistorii wyzbytej faktograficznych odniesień. Odtąd bowiem zaczęła się budowa Pięciokątów jako oaz ciepła dla Temidów, a także przekształcenia genetyczne flory i fauny na planecie. Wszystko to było dziełem zagadkowych twórców cywilizacji wyższej niż nasza, których Kora nazwała w tym pierwszym okresie badań Temianami.

Choć obraz ten nie uległ zmianie, wzbogaciliśmy go o ciąg dawniejszych wydarzeń,– co kazało cofnąć ab urbe condita o dalsze siedemset lat. Stało się to w związku z datowaniem przysypanych piaskami ruin, którymi zajęliśmy się z Jaro, z cenną pomocą Włada i Ast. Najdawniejsze z tych kompleksów budowli wzniesiono dwadzieścia siedem wieków temu.

Początkowo chcieliśmy rozdzielić historię Temidów i Temian, gdyż obu tych kultur kosmicznych nie sposób porównywać. A jednak dopiero w scenerii starych i nowych warunków przyrodniczych można było dostrzec właściwy obraz dziejów ostatnich dwudziestu siedmiu stuleci. Jest on wyjątkowo pogmatwany. Roztrząsanie wyrywkowych mitów temidzkich – nie umniejszając' w niczym zasług Daisy – skomplikowało go jeszcze bardziej. Można wątpić, czy wykroczymy poza mniej lub bardziej uzasadnione domysły, jeśli nie poznamy prawdy u źródła: w relacji Urpian. Wątpliwe jest jednak, aby udało nam się spotkać ich w Układzie Proximy. Co prawda pewne ingerencje, zwłaszcza w sprawy Temy, wskazują, że nadal tu działają, lecz są to działania zdalne, możliwe do prowadzenia również przez cybernetyczny ośrodek dyspozycyjny, odpowiednio zaprogramowany nawet w odległej przeszłości.

Sprawa Temian stanowiła dla nas przez długi czas kompletną zagadkę. Wydawało się, że pod to określenie podciągamy dwie zupełnie różne kultury kosmiczne, które zwalczały się brutalnie i z determinacją, a krótkotrwałą areną ich zbrojnych rozpraw była Tema – właśnie przed dwudziestu siedmioma wiekami. „Miasta Temian” – używam tego określenia w cudzysłowie, gdyż dziś wiemy, że budowali je Urpianie – stanowiły umocnienia typu twierdz, pomocne zarówno w natarciu, jak i w obronie. Pozostaje kwestią otwartą, czy tamci wojowniczy budowniczowie z jednej strony i późniejsi twórcy Pięciokątów z drugiej, należeli do tej samej odmiany rasowej i etnicznej Urpian. Mamy zbyt mało danych, aby to rozstrzygnąć, a należy obawiać się antropo-morfizacji problemu. Wiemy z pewnością jedno: w naszej starożytności, kiedy kulturze europejskiej przewodziła Grecja i Rzym, azjatyckiej zaś – Chiny i Indie, na Temie wylądowali urpiańscy astronauci. Musiała to być duża flotylla. Mogli najechać Temę jednorazowo albo kilkoma falami. Cała operacja trwała krótko, gdyż wszystkie „miasta” powstały prawie równocześnie i były użytkowane najwyżej sto kilkadziesiąt lat. Nie mamy dowodów, aby – poza wznoszeniem tych wielkich budowli – zajęli się jakimkolwiek zagospodarowaniem terenu. Przyroda rządziła się tu nadal własnymi prawami. Chyba jedyną przemyślaną ich ingerencją w biosferę Temy było masowe, bezlitosne niszczenie Te-midów. Toczyli również wojny nuklearne, może między sobą, a może z późniejszymi twórcami oaz ciepła – bo zwalczanie Temidów pociskami jądrowymi przypominałoby wyruszenie z armatą na muchę.

W tej krwawej rozgrywce nie stosowano bomb wodorowych i anihilacyjnych. Prawdopodobnie były to pociski z materiału rozszczepialnego, przeważnie bliskiego zasięgu, o sile nie przekraczającej dwóch jednostek konwencjonalnych typu Hiroszima. W skali globu skażenie środowiska tymi barbarzyńskimi atakami nie wywarło trwałych degeneracyjnych skutków na biosferę. Musiało być natomiast groźne w rejonach walk.

Ocena tego pierwszego najazdu była przed odkryciami na Urpie bardzo trudna. Rozważaliśmy dwie przeciwstawne koncepcje. Według jednej, ci kosmici nie mieli nic wspólnego z późniejszymi twórcami Pięciokątów, czyli nie byli Temianami, których dobroczynny wgląd w sprawy tego globu niewątpliwie ciągnie się do dziś. Byli najeźdźcami, może z bardzo daleka, a ich szarogęsienie się na planecie trwało krótko. Wpadli jak niszcząca burza, zniknęli jak kamfora. Przy takim założeniu byli elementem zupełnie obcym – odwrotnie niż Temianie, czyli budowniczowie oaz ciepła, którzy wprawdzie nie będąc tuziemcami, odegrali rolę jeśli nie gospodarzy, to przynajmniej opiekunów globu.

Druga hipoteza przyjmowała, że obie inwazje były działaniem tej samej cywilizacji, lecz miały rozbieżne intencje, a przez to zgoła odmienny charakter. W tym obrazie Temianie powstali w Układzie Proximy najprawdopodobniej na planecie X, później rozbitej na rój planetoid. Kiedy promieniowanie ich słońca zaczęło katastrofalnie słabnąć, poczuli się zagrożeni oziębieniem klimatu swej ojczyzny. Mogąc przewidzieć dalszy rozwój tego zgubnego zjawiska w nadchodzących wiekach, własną planetę uznali za przepadła. Wtedy zajęli się Temą jako globem cieplejszym, bo krążącym najbliżej Proximy. Będąc społecznością zaborczą, zamierzyli zdobyty obszar skolonizować, a niewygodnych gospodarzy zgładzić. Może dalsze oziębienie klimatu, a przede wszystkim ogromne trudności techniczne, które musieliby pokonać, aby zwiększyć zawartość tlenu w atmosferze Temy, skłoniło ich do odwrotu. Dziś wiemy, że byli to Urpianie, zdolni już w owym okresie przystosować warunki do swych potrzeb. Wymagałoby to jednak akcji na skalę powszechną, gdy tymczasem toczyli oni walki między sobą również na Temie. Może właśnie tym okolicznościom zawdzięczają Temidzi uniknięcie zagłady. Gdyby Urpianie zwiększyli ilość tlenu w atmosferze i rozpoczęli masową akcję osiedleńczą, oznaczałoby to koniec zarówno dla Temidów, jak też dla wielu roślin i zwierząt Temy.

Początkowo cel drugiego, tym razem pokojowego „najazdu” Urpian na Temę wydawał się zupełnie niezrozumiały. Czy była to kolejna próba osadnictwa? Zakładając, że przybysze byli potomkami okrutnych niszczycieli Temidów sprzed siedmiu wieków, trudno było przyjąć, iż kierowaliby się wyłącznie dobrem gospodarzy. Z drugiej strony – koegzystencja, z uwagi na odmienne potrzeby życiowe, była wykluczona. Próbowaliśmy jednak szukać analogii w naszej historii. Szczytowy rozwój kolonializmu przypadał na wiek dziewiętnasty. Ówcześni europejscy najeźdźcy, którzy ujarzmiali ludność podbitych krain, tak samo byliby zdolni tępić Temidów. My natomiast – właśnie siedemset lat po nich – przyjęliśmy rolę ich żarliwych, i to zupełnie bezinteresownych, obrońców. Może pomiędzy jedną a drugą falą lądowań na Temie również u Urpian nastąpiły podobne diametralne zmiany w sferze moralności społecznej i ekologicznej.

– Czy zagłada miasta na wybrzeżu Morza Centralnego – odezwał się Wład – miała jakiś związek z tymi przemianami? Chyba to był ten sam okres?

– Wiem, o czym myślisz. Ja również starałem się zbadać tę ponurą tajemnicę. Nie wiem – Szu westchnął. – Walka^jaką toczyli między sobą Urpianie, była chyba walką o prawo do wolności, o sprawiedliwość, o życie w pokoju. Wyrzutnie pocisków jądrowych skierowane były, jak wynika z obliczeń, na jedno z miast urpiańskich. Pociski te przystosowano do niszczenia miast podziemnych. Pierwszy zrywał, a ściślej; zamieniał w parę 50-metrową warstwę ziemi, następne uderzały w ten sam punkt, sięgając coraz głębiej, niszcząc dziesiątki kondygnacji podziemnej budowli. Spróbujmy odtworzyć sytuację w dniu zniszczenia miasta nad Morzem Centralnym. Na wieść, że władcy przygotowują zagładę innemu miastu, dochodzi do buntu. Może zresztą był on/ przygotowany od dawna, kto wie? W każdym razie z dzielnic naj geście j zaludnionych tłum, a może tylko większa grupa śmiałków, przedziera się do hal, w których przygotowane są już do wyrzutu śmiercionośne pociski. Tłum opanowuje i blokuje wyrzutnie. Rewolucja ogarnia całe miasto;

– A ta eksplozja? – zapytała Suzy.

– Badałem dokładnie lej. Nie wyrwała go seria pocisków rakietowych. Wydaje mi się, że eksplozja była spowodowana przez ginących władców miasta. W myśl zasady: „Po nas choćby potop”.

– Czy… czy… zginęli wówczas wszyscy mieszkańcy tych podziemi? – odezwała się Zoe.

– Chyba nie. Rozmiary eksplozji były stosunkowo ograniczone. Spowodowała ona co prawda zalanie miasta przez morze, ale niewykluczone, że znacznej liczbie mieszkańców udało się uciec. Widocznie jednak odbudowa byłaby zbyt skomplikowana, zwłaszcza wobec skażenia podziemi na długie lata pyłami radioaktywnymi. Pozostawiono je więc swemu losowi.

Zapanowało długie milczenie.

– Po tym okresie walk – rozpoczął znów Szu – zaznacza się wyraźny skok w rozwoju cywilizacji urpiańskiej. Znikają kontrasty w warunkach bytowych. Mimo pogarszających się warunków klimatycznych Urpianie zwycięsko walczą z atakującą ich przyrodą. Budują nowe miasta, przebudowują stare, tworzą wielkie podziemne hale roślinności.

– A na Temie? – wtrącił Allan.

– Z Temy wycofali się Urpianie 2500 lat temu. Z pewnością uznali zniszczenie Temidów za rzecz niegodną istot rozumnych. Następuje powolne odradzanie się biologiczne szczątków tego gatunku. Urpianie tęsknią jednak do słońca, do życia na powierzchni planety. Po pięciu wiekach od ostatnich walk, około 2100 lat temu, podejmują gigantyczne zaiste zadanie: postanawiają stworzyć sobie sztuczne słońce.

Na ekranie ukazał się obraz nieba z wielką promienną planetą-lampą pośrodku.

– Na wielkim księżycu Urpy – ciągnął Szu – który Dean nazywa Urpą B, instalują oni ogromne urządzenia energetyczne. Czerpią energię z anihilacji pierwiastków, z których zbudowany był ten księżyc, i przekształcają tę energię w promieniowanie zbliżone do światła Proximy. Potężne strugi tych promieni kierują na powierzchnię Urpy, ogrzewając w ten sposób znaczne tereny, a ściślej pasy na powierzchni globu. Roztapiają lody i wyprowadzają z powrotem życie z podziemi na powierzchnię. Widzieliście, zdaje się, wszyscy plafon w mauzoleum pod Ciemną Plamą. On właśnie przedstawia widzianą oczami artysty urpiańskiego scenę oświetlania jednej z oaz roślinności. To nie była bynajmniej fantazja malarza. Igor znalazł konkretne dowody w postaci stopienia lodowców. Taki księżyc-słońce istniał naprawdę.

Obraz planety-lampy zniknął i na ekranie pojawił się lodowy krajobraz Urpy z eksplodującym księżycem.

– Ale nadszedł okres nowej próby sił, najgroźniejszej w dziejach Urpian. Ich wiedza o wszechświecie jest zadziwiająca. Potrafili oni przepowiedzieć datę przygaśnięcia Proximy. Wyznaczyli dokładnie czas i przebieg zjawiska. Stało się dla nich jasne, że sztuczne słońce już nie wystarczy do podtrzymania życia na powierzchni planety. Rozpoczynają wówczas budowę jakby ogromnych kloszy, którymi chcą przykryć niektóre oazy roślinności, zmieniając je w gigantyczne cieplarnie. Projekt ten nie został jednak zrealizowany do końca z nie wyjaśnionych dotąd przyczyn. Możliwe, że pewną rolę odegrała tu sprawa dalszych losów Urpy B. Wszak bez tego księżyca-słońca cieplarnie na powierzchni traciły sens, przemieniając się praktycznie w takie same hale roślinności jak podziemne. Może zresztą w jakiś sposób udałoby im się zwiększyć jasność sztucznego słońca, ale w tym czasie odżywa sprawa Temy. Jednak w jakże innym aspekcie. Oczywiście, niemal wszystko to, co dotąd mówiłem i będę mówił, to tylko hipotezy, ale wydaje się, że można uważać je za bardzo prawdopodobne. Przygaśnięcie Proximy oznaczało zagładę życia przede wszystkim na Temie. Urpianie potrafili bowiem zabezpieczyć się odpowiednio przed śmiertelnym mrozem kosmosu. Świadczy o tym najlepiej utrzymanie się aż do dziś w podziemnych miastach niektórych roślin i zwierząt. Urpianie jednak tęsknili za wolną, rozkwitającą swobodnie przyrodą. Dlatego z głębokim pietyzmem, a nawet kultem odnosili się do wszystkiego, co żyje. Ta tęsknota odbija się wyraźnie w ich twórczości artystycznej, począwszy od motywów liści w płaskorzeźbach, a skończywszy na dostosowaniu do warunków naturalnych architektury hal wypełnionych roślinnością. Sądzę, że straszna była dla nich świadomość, nieuchronnej zagłady ostatniego naturalnego ogniska życia w Układzie Proximy. Archeolog przerwał na chwilę.

– Czy nieuchronnej zagłady? – zapytał podnosząc nieco głos. – Otóż nie. Urpianie posiadali już wówczas tak potężne środki techniczne, że mogli i tu zwyciężyć przyrodę. Ale na to, by zmienić orbitę planety, trzeba było dysponować dostatecznie wielką masą grawitacyjną, i to krążącą możliwie blisko Temy. Takim globem o dużej masie mogła być tylko Urpa B – największy księżyc w Układzie Proximy. Urpianie postanowili poświęcić swe sztuczne słońce, swe oazy ciepła, ażeby uratować życie na Temie. O tym, w jaki sposób to osiągnęli, mówił już Dean. Istnieje tu dla mnie pewna niejasność: dlaczego planeta X po wykonaniu swego zadania uległa zagładzie? Może ktoś z was przedstawi jakąś hipotezę w tej sprawie?

– Myślę, że nie jest to zagadka zbyt trudna – odezwał się Nym. – Są dwie, a właściwie nawet trzy możliwości. Pierwsza, mniej prawdopodobna, że Urpianie celowo zniszczyli planetę X. Po przesunięciu Temy planeta X poruszała się prawdopodobnie po bardzo wydłużonej orbicie, w płaszczyźnie układu, przecinając drogi innych planet. Groziło to zderzeniem, przy czym największe prawdopodobieństwo katastrofy dotyczyło Urpy i Temy, które mają stosunkowo krótki czas obiegu. Dlatego najsłuszniej było rozbić planetę X na drobne ciała, co zresztą nie w pełni się udało. Oczywiście trzeba założyć, że dalsze pogłębianie lejów, w których przebiegły reakcje jądrowe na planecie X, było niemożliwe bez spowodowania rozpadu całej planety i Urpianie nie byli w stanie ustawić jej na dowolnej orbicie. Druga hipoteza tłumaczy katastrofę zbyt bliskim przejściem Urpy B obok Proximy, w okresie gdy skorupa planety była już poważnie nadwerężona „działalnością rakietową”. Po przeprowadzeniu tak gigantycznego eksperymentu powstały ogromne leje sięgające setek kilometrów i właściwie trudno było mówić o stałej skorupie planety. Trzecia, najprawdopodobniejsza hipoteza zakłada, że Urpianie usiłowali po zmianie orbity Temy uczynić z planety X jej księżyc. Wobec bliskości Proximy przedsięwzięcie zakończyło się niepowodzeniem: planeta X uległa zagładzie. Kora uniosła rękę.

– Wszystko to jednak nie tłumaczy, dlaczego nastąpiła zmiana orbity Nokty.


    Ваша оценка произведения:

Популярные книги за неделю