Текст книги "Łatwo być Bogiem"
Автор книги: Robert Szmidt
Жанры:
Космическая фантастика
,сообщить о нарушении
Текущая страница: 22 (всего у книги 24 страниц)
DWADZIEŚCIA CZTERY
Henryan pojawił się w poczekalni bloku medycznego 74C kilka minut przed czasem. Oprócz niego w oświetlonym jasno pomieszczeniu znajdowało się jeszcze kilku nieznanych mu żołnierzy i techników. Równo o osiemnastej dwadzieścia nad drzwiami jednego z gabinetów pojawiło się nazwisko „Prydeinwraig”, wszedł więc do środka, rozglądając się niepewnie.
Obok stołu diagnostycznego stała niepozorna blondynka o bardzo jasnej cerze. Doktor Ashnalia Gupta, jeśli wierzyć plakietce. Uśmiechała się uprzejmie, gdy wyciągała rękę po czytnik. Henryan nie podał go jej od razu, ale to nie zmieniło pozytywnego nastawienia lekarki.
– Spokojnie, sierżancie Święcki. Ja nie znam hasła, pan nie zna odzewu, albo odwrotnie, jednakże może mi pan zaufać. – Tym razem czytnik przeszedł z rąk do rąk. – Co pana gnębi?
– Chciałbym, aby zrobiła mi pani kompletny skan.
– Czego szukamy?
– Wszystkiego, co odbiega od normy. Dodatkowych wszczepów, ciał obcych, zmian. Także w skali nano.
Wydęła usta, a potem przygryzła wargę.
– To wykracza daleko poza zakres rutynowych badań – stwierdziła po chwili zastanowienia.
– Zajcew wyjaśnił chyba, o co mi chodzi?
– Powiedział mu pan więcej niż mnie? – zapytała, posyłając mu protekcjonalny uśmiech medyka.
– Nie mogę powiedzieć więcej, niż sam wiem – zaczął jeszcze raz. Jego zdaniem zabrzmiało to wystarczająco szczerze. – Dzięki wam otrzymałem informację, że komendant kolonii karnej, w której siedziałem, chce mnie udupić. W tym celu prześle wubecji jakieś kody. Chcę znaleźć to, co zamierza za ich pomocą aktywować.
– No proszę. Odrobina wysiłku intelektualnego i mamy konkrety. To zawęża pole poszukiwań, możemy bowiem wykluczyć wszelkie modyfikacje biologiczne. – Podeszła do stołu diagnostycznego. – Proszę się rozebrać i położyć.
Zdjął kombinezon, potem bieliznę i nagi ułożył się na chłodnym tworzywie. Miękka powierzchnia aparatury medycznej dopasowała się idealnie do kształtu ciała. Blondynka stanęła przy konsoli za głową Henryana. Moment później wypukły klosz skanera opadł i rozpoczęło się badanie. Trzy kolejne, coraz dokładniejsze skany trwały najwyżej minutę. Zanim Henryan zdążył się w pełni rozluźnić, poczuł lekkie pieczenie na prawym przedramieniu i nagle otaczający go oślepiający blask zaczął wolno przygasać.
– Proszę się ubrać – rzuciła obojętnym tonem kobieta, gdy klosz uniósł się pod sufit.
Henryan zeskoczył na podłogę i po chwili stanął przed lekarką, dopinając kombinezon.
– W pańskim ciele nie ma nic, czego w nim nie powinno być. Mówię o wszczepach, chipach itepe. Przynajmniej w skali makro. Dla pewności wstrzyknęłam panu nanoanalizatory, które w ciągu doby dokonają przeglądu organizmu na poziomie komórkowym. Bez obaw, wydali je pan w ciągu kolejnych dwudziestu czterech godzin.
– Coś musi tam być – upierał się Henryan.
– Sierżancie – żachnęła się lekarka – nie jestem ślepa, a nasza placówka dysponuje sprzętem najnowszej generacji. Nic się przed nim nie ukryje. Jedynym ciałem obcym w pańskim organizmie jest standardowy chip medyczny, który…
Święcki uśmiechnął się szeroko.
– Ma pani sprzęt do diagnostyki tych maleństw?
Zmierzyła go wzrokiem, jakby zapytał, czy nie ukrywa pod pachą trzeciej piersi.
– Owszem.
– Możemy?
– Możemy.
– Mam się znów rozebrać?
Wybuchnęła śmiechem.
– Jeśli czuje pan nieprzepartą chęć obnażania się przed kobietami, to proszę bardzo. Choć byłoby to dziwne przy takich dawkach środków otępiających, jakie podają tutaj pracownikom i żołnierzom.
Pokręcił głową.
– Nie jestem ekshibicjonistą – zapewnił.
– W takim razie wystarczy, że usiądzie pan tam i pochyli głowę. – Wskazała kolejne stanowisko medyczne.
Henryan usadowił się wygodnie w fotelu z wysokim oparciem, a ten po aktywowaniu zmusił go, by dotknął brodą klatki piersiowej.
– Momencik – rzuciła stojąca za urządzeniem medyczka. – Jeszcze chwila… Już.
– I jak? – zapytał Święcki, siedząc wciąż w niewygodnej pozycji.
– Wspak – odparła.
– Słucham? – Spróbował się poruszyć, ale im mocniej naciskał na zagłówek, tym większy czuł opór. – Hej! Mogę już stąd wyjść?
– Och! – Fotel wyprostował się równocześnie z jej westchnieniem, uwalniając pacjenta. – Przepraszam, zagapiłam się…
– Nic nie szkodzi. – Henryan pokręcił głową, jakby sprawdzał, czy nadal może nią poruszać. Chwilę później zobaczył minę kobiety i także zbladł. – O co chodzi?
Blondynka przełknęła głośno ślinę, zanim się odezwała.
– To, co ma pan w głowie, wygląda jak normalny chip medyczny, ale na pewno nim nie jest.
– Nie rozumiem.
– Udało mi się nawiązać połączenie, ale gdy włączyłam analizator… – Głos jej zadrżał. – To coś nie tylko nie dało się zbadać, ale zablokowało mi też dostęp do moich urządzeń.
– Jak to możliwe? – Widząc, że lekarka kręci głową zamyślona, powtórzył nieco głośniej i dobitniej: – Jak to możliwe?
Za drugim razem wyrwał ją ze stuporu.
– To musi być jakaś ściśle tajna wojskowa technologia. Nigdy nie widziałam czegoś takiego.
– Do czego służy?
Spojrzała na niego kpiąco.
– Czyta w myślach, pierze, gotuje, a jak będzie pan niegrzeczny, zamieni pańskie organy w galaretę.
– Jaja pani sobie ze mnie robi?
– Pan zaczął! – warknęła. – Przecież mówię wyraźnie, że nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką technologią.
Miała rację, zachował się jak głupiec.
– Przepraszam… Muszę się jednak dowiedzieć, co to jest i jak to zablokować.
– Ja panu w tym nie pomogę. – Wzruszyła ramionami.
– A nie zna pani kogoś, kto by mi pomógł?
Zastanawiała się dłuższą chwilę.
– Może…
– Kto? – chciał wiedzieć Henryan.
– Jeden z naszych techników – odpowiedziała po pewnym wahaniu. – Zaufany człowiek. Umówię was.
– Na kiedy? – oburzył się Święcki. – Z wachty już się przecież nie urwę. Zwłaszcza do działu technicznego. Mam poprosić przełożonego o wolne, bo muszę wymienić olej w głowie? Nie sądzę, żeby to zadziałało. A po robocie mam karną służbę, też pod nadzorem porucznika Valdeza. Mógłby zacząć coś podejrzewać.
To była tylko część prawdy. Najbardziej zależało mu na czasie.
– W takim razie bardzo mi przykro, ale…
– To jeden z waszych serwisantów, jeśli dobrze zrozumiałem? – zapytał, a gdy lekarka przytaknęła, poprosił: – Niech go pani wezwie do naprawy analizatora.
– Teraz ma wolne – zgasiła go już na wstępie.
– I co z tego? – Henryan nie dał się zbić z tropu. – Wszyscy inni technicy są na pewno zajęci, a pani ma pacjenta na stole i nie może dokończyć niezbędnych badań…
Spojrzała na niego dziwnie, jakby namawiał ją do grzechu.
– Pan zawsze taki pomysłowy? – zapytała, sięgając po komunikator.
– Tylko w sytuacjach podbramkowych – odparł, wiedząc, że kobieta i tak nie zrozumie tego archaicznego powiedzonka.
* * *
– Dupa zbita – podsumował technik ściągnięty przez Ashnalię.
On, choć nosił rosyjskie nazwisko, był dla odmiany biały. Zwalisty blondyn o okrągłej twarzy i dłoniach wielkich jak bochny śmigał palcami po wirtualnych klawiaturach z taką gracją, jakby był wirtuozem dającym koncert na laserowych harfach. Jego wysiłki spełzły jednak na niczym. Chip bronił się przed każdą próbą ingerencji w jego zawartość. I kontratakował, gdy tylko dano mu okazję.
– Żadnych szans? – zapytał Henryan, choć z góry znał odpowiedź.
– Najmniejszych – potwierdził Makarkadij. – Ktoś zadał sobie wiele trudu, by zabezpieczyć to cudeńko. Ktoś, kto ma kupę kasy i czasu albo wielu zmyślnych ludzi do dyspozycji.
– Czyli rząd – podsumowała lekarka.
– Albo admiralicja – dodał technik, zbierając sprzęt.
– Usmaż to cholerstwo – poprosił Henryan, chwytając go za rękę.
Technik spojrzał na niego z rozbawieniem.
– Widziałeś, jak wygląda ten chip? – zapytał, poczuwszy, że uścisk staje się mocniejszy. Święcki pokręcił głową. – Pokaż mu, Ashnalia.
Kobieta rozciągnęła wyświetlacz skanera i moment później wszyscy troje zobaczyli holograficzne odzwierciedlenie wnętrza czaszki siedzącego wciąż w fotelu Święckiego. Kilka powiększeń pozwoliło na ograniczenie pola widzenia do potylicy i tkwiącego w niej cylindrycznego przedmiotu, z którego wystawały dziesiątki cieniutkich wąsów oplatających sporą część płata mózgu.
– Usmażysz chipa, usmażysz siebie – rzucił technik.
– Wolę to, niż obudzić się ponownie na Pasie Sturgeona. – Henryan spojrzał na niego błagalnie.
– Wybacz, przyjacielu, nie wiem, co to za pas ani kim jest Sturgeon, ale ja nie jestem w stanie ci pomóc. Ta technologia wyprzedza moją wiedzę o lata świetlne. Gdyby nie numery seryjne, mógłbym pomyśleć, że zaobrączkowali cię Obcy. – Odwrócił się do koleżanki. – Pora na mnie – powiedział i wyszedł, zostawiając ją sam na sam ze zrozpaczonym sierżantem.
Ashnalia podeszła do fotela.
– Pan, sierżancie, też musi już iść. Był pan tutaj dwa razy dłużej, niż powinien. Jeśli wubecja ma pana na oku, może to zauważyć.
– Jasne, rozumiem. – Henryan zeskoczył na kratownicę podłogi i bez słowa pożegnania ruszył w stronę drzwi.
* * *
Dowlókł się do swojej kabiny tuż przed capstrzykiem. W mesie mało co zjadł, bo ilekroć pomyślał o Draccosie, opuszczał go apetyt. Komendant pragnie mnie dopaść za wszelką cenę, jakby postawił to sobie za punkt honoru. I zawczasu postarał się o to, by mieć nade mną przewagę… Henryan poczuł się bezsilny. Za każdym razem, gdy już myślał, że widzi światełko w tunelu, okazywało się, że jasność jest oznaką kolejnego, jeszcze większego zagrożenia. Dlaczego los uwziął się właśnie na mnie? pomyślał, otwierając drzwi. Czy tylko dlatego, że zabiłem niewinnego człowieka?
Zanim ta myśl przemknęła mu przez głowę, zrozumiał, że coś jest nie tak.
W kabinie paliło się światło. Przełknął ślinę i przestąpił próg. Przy konsoli komputera zobaczył znajomą sylwetkę łysego mężczyzny w czarnym kombinezonie i płaszczu z syntetycznej skóry. Niezapowiedziany gość zerwał się na równe nogi, unosząc ręce w przepraszającym geście.
– Co ci powiedziałem, skurwyklonie jeden?! – wysyczał Święcki. – Przychodząc tutaj, podpisałeś na siebie…
– To nie tak! – przerwał mu wubek.
Jego płaczliwy ton zaskoczył Henryana. Wszystkiego by się spodziewał po czarnym, ale nie takiej reakcji. Zaraz jednak wróciło zdenerwowanie.
– Powiedziałem wyraźnie, że jeszcze raz zobaczę twoją mordę, a… – Wyjął z kieszeni naczolnik.
– Poczekaj, daj mi wytłumaczyć – błagał wubek.
– A co tu jest do tłumaczenia?
– Musiałem do ciebie przyjść. Gdybym tego nie zrobił, od jutra miałbyś na karku inny zespół dochodzeniowy – wypalił czarny, wypowiadając kolejne słowa w takim tempie, że trudno było wychwycić przerwy między nimi.
– Co? – Henryan był zbyt skołowany, by go zrozumieć.
Wubek powtórzył wszystko wolniej, dodając na koniec:
– Gdybym odpuścił ci tak nagle, góra zorientowałaby się, że coś jest nie tak. Wbrew temu, co myślisz, moi szefowie nie są głupcami. Dlatego od czasu do czasu musimy się widywać, żeby nie nabrali podejrzeń. Nie będziemy rozmawiać, jeśli nie chcesz. Odczekam parę minut i wyjdę.
Święcki opuścił dłoń, naczolnik wrócił do kieszeni.
– Jeśli to jakaś kolejna wasza ściema, cokolwiek wykombinujesz, i tak zdążę cię udupić.
– Nie ma żadnej ściemy. Chcę to rozegrać jak najspokojniej. Do bitwy zostało już tylko kilka dni, potem każdy z nas pójdzie swoją drogą.
Henryan poczłapał do koi i opadł na nią ciężko.
– Kilka, czyli ile? – zapytał, udając obojętność.
– Wszystko wskazuje na to, że armia sampo-sithu dotrze nad Valt Aram za sześć dni, więc ostatecznego starcia możemy się spodziewać już za tydzień.
Tydzień. Draccos zdobędzie nakaz… – Henryan sięgnął pamięcią do korespondencji, którą czytał minionej nocy – dwa, może trzy dni, jeśli termin, o którym wspomniał, był realny. Dzień później czarni dostaną kody, którymi będą mogli aktywować chip i przy pierwszej nadarzającej się okazji przejąć kontrolę nad jego mózgiem. W każdym razie jedno wydawało się pewne: dopadną go dopiero wtedy, gdy przestanie być potrzebny pułkownikowi.
Zastanawiał się przez chwilę, czyby nie zaszantażować czarnucha bardziej i nie zmusić go do wydania kodów, ale po namyśle zrozumiał, że niewiele by dzięki temu zyskał. Spryciarz Draccos skontaktuje się z dowódcą tutejszego wydziału, a nie z podrzędnym funkcjonariuszem, nawet jeśli ten został mianowany aniołem stróżem jego ofiary. Durny łysy wubek do samego końca nie musi wiedzieć o istnieniu kodów; sieć na stacji docierała wszędzie, zatem aktywowanie nowych funkcji chipa może się odbyć z każdego miejsca, także z centrali Wydziału Bezpieczeństwa.
Rozważał jeszcze jakiś czas rozmaite warianty i każdorazowo dochodził do takiego samego wniosku: ma przesrane, ostatecznie i nieodwołalnie. Siedząc na koi i wbijając wzrok w ponurego, milczącego wubeka, podjął ostateczną decyzję. Wiedział już, które rozwiązanie wybierze. Wiedział też, jak to wszystko się skończy.
– Czas na ciebie – rzucił, wstając.
Tamten skinął głową i natychmiast ruszył do wyjścia. Jednakże zatrzymał się przed włazem, po czym spojrzał lękliwie przez ramię. Minę miał nietęgą.
– Mogę o coś zapytać? – odezwał się lekko drżącym głosem.
– Nie przeginaj…
– Naprawdę tylko jedno pytanie. Niezwiązane z tą sprawą.
Święcki skinął głową. Zrobiłby wszystko, żeby pozbyć się tej gnidy ze swojej kabiny i ze swojego życia.
– Nawijaj i spierdalaj.
– Ciekawi mnie, dlaczego tak bardzo nienawidzisz ludzi z Wydziału Bezpieczeństwa, skoro twój brat…
Henryan poczerwieniał na twarzy.
– Nigdy, ale to nigdy nie wspominaj mojego brata, blady skurwyklonie. On nie był taki jak ty i twoje sługusy z kontrwywiadu. To, że nosisz czarny płaszczyk, nie czyni z ciebie prawdziwego oficera wydziału. Chcesz wiedzieć, jak cię widzę? Jesteś zwykłym szpiclem, kapusiem, który uwielbia się pastwić nad bezbronnymi, więc bądź łaskaw nie bezcześcić pamięci bohatera, który poległ na służbie, walcząc z prawdziwymi bandytami.
Czarny, czerwieniejąc na twarzy, wymknął się chyłkiem za drzwi.
DWADZIEŚCIA PIĘĆ
System Xan 4, Sektor X-ray,
16.09.2354
Następnego ranka Henryan zerwał się z koi, gdy tylko zagrano pobudkę. Czuł się dziwnie, ale na czym polegała zmiana, zrozumiał dopiero po dłuższej chwili. Czuł się nadspodziewanie dobrze. Wprawdzie nie mógł powiedzieć, że tryska humorem, ale całe napięcie zniknęło, opadło jak poziom ciśnienia w otwieranej śluzie. Koszmarne, dołujące myśli także go opuściły. Nie, wróć, nie opuściły. Wciąż tkwiły w jego głowie, lecz nie miażdżyły już swoim ciężarem i nie wduszały w lepkie objęcia depresji.
Ulżyło mu tak bardzo, ponieważ podjął ostateczną decyzję. Do tej pory miotał się. Brnąc przez labirynt losu, trafiał na kolejne ślepe odnogi, zawracał i dalej szukał na oślep wyjścia, gdyż święcie wierzył, że wbrew przeciwnościom znajdzie właściwą drogę, że ona gdzieś tam jest. Dzisiaj nareszcie obudził się w miejscu, które wyglądało jak długi prosty zaułek, gdzie nie ma żadnych kryjówek, odnóg i bram. Nie musiał się więcej stresować. Cel jego życiowej podróży był wyraźny i po raz pierwszy od dawna znajdował się w zasięgu wzroku. Wystarczyło iść prosto przed siebie, nie martwiąc się niczym…
Tak też zamierzał postąpić. Brakowało mu tylko ostatniego elementu, aby złożyć tę układankę w naprawdę wybuchową całość.
DWADZIEŚCIA SZEŚĆ
System Xan 4, Sektor X-ray,
19.09.2354
Trzy dni później kara dobiegła końca. Przez cały jej czas Valdez zgodnie z umową przydzielał mu prace, które wcześniej wykonali dla niego inni żołnierze, dzięki czemu Henryan mógł się byczyć popołudniami, znikając w kabinach na niższym poziomie mieszkalnym, gdzie przygotowano miejsca dla mniej znaczących parlamentarzystów, bądź – jeśli nie chciało mu się akurat spać – chodził po przydzielonym mu terenie i sprawdzał, czy poprzednicy zrobili wszystko jak trzeba.
Na kilka godzin przed zakończeniem ostatniej karnej wachty padł na miękką koję ze szczerym zamiarem przespania reszty wyroku. Zanim jednak zdążył przymknąć powieki, usłyszał melodyjny sygnał dobiegający z rogu pogrążonego w półmroku pomieszczenia. Wsparł się na łokciu, mrużąc oczy, jakby to mogło pomóc. Brzęczyk komunikatora zamontowanego w konsoli? Tutaj? Niemożliwe. Przecież poziomy tego sektora były niezamieszkane, o czym wszyscy na stacji doskonale wiedzieli.
Zdziwiony, ale i zaciekawiony podszedł do konsoli. Zawahał się, ale po kolejnym natrętnym sygnale przytknął kciuk do chłodnej szklistej tafli. Holopad ożył i po chwili pojawiło się nad nim opalizujące znajome popiersie.
– Witaj, sierżancie – rozległ się mechaniczny głos.
Zadzwonił do niego robot. Ten robot! A raczej korzystający z takiej przykrywki Bóg.
– Całkiem cię popieprzyło – mruknął zniesmaczony Henryan. – Idę o zakład, że czarni mają już w centrali informację o tym połączeniu.
– Przegrałeś – powiedział jego rozmówca. – A o co się założyliśmy?
Mechaniczny głos pozostał obojętny, lecz Święcki podejrzewał, że używający modulatora człowiek musi być w tym momencie szczerze rozbawiony.
– O nic – burknął. – Czego chcesz?
– Przecież wiesz. Daliśmy ci czas. Pora na odpowiedź. Widziałeś korespondencję. Wiesz, co cię czeka. – Henryan kiwał głową po każdym zdaniu robota. – Skoro tak, pomóż nam. Współpraca i tak nie zmieni twojej sytuacji, ale…
– Nie – odpowiedź była krótka i dobitna.
– Nie?
– Co chcecie osiągnąć, sabotując poczynania Gurdów? – zapytał Święcki, ledwie tając irytację.
– Zamierzamy powstrzymać zagładę jednej z trzech inteligentnych ras, jakie istnieją w znanej nam części wszechświata – wyjaśnił spiskowiec za pośrednictwem robota.
– Propagandowe pieprzenie.
– A przy okazji najczystsza prawda. Te istoty nie zasługują na wymarcie.
– Wszystkie gatunki czeka ten sam smutny los, nas też. Może nawet szybciej, niż myślimy.
– Może… – przyznał po chwili zastanowienia mechaniczny głos. – Ale…
– Nie ma żadnego ale – przerwał mu Święcki. – Suhurowie zostaną wymazani z kart historii. Jeśli nie dzisiaj, to jutro, za miesiąc albo za kilka lat. Oszczędzając ich teraz, zafundujecie obu stronom konfliktu stukrotnie większe cierpienia. Tak się składa, że kilka dni temu próbowałem interweniować za wiedzą i zgodą dowódcy. Zanim uszczelniliśmy zewnętrzne nadajniki, wysłałem komunikat do zwierzaków w jaskiniach, mając nadzieję, że zakończę tym dokonującą się na naszych oczach rzeź. Wiesz, jak to się skończyło. Ocaliłem kilku młodzików, którzy i tak zginą za parę dni. Tysiące kleksów zostało przerobionych na karmę dla odrażających robali. Chcesz obejrzeć kilka holo z tej uczty? Z tego, co wiem, ona trwa nadal i potrwa jeszcze długo, bo niektóre istoty zamieszkujące podziemne tunele nie zabijają swoich ofiar od razu… – Zamilkł, by nabrać tchu.
– Tak – odezwał się Bóg, wykorzystując chwilę przerwy. – Wiem, że Suhurowie są odrażający, okrutni, bezwzględni i pozbawieni większości znanych nam wyższych uczuć. Ale to tylko jedna strona medalu. Patrzysz na problem z ludzkiej perspektywy. A to błąd. Poważny błąd.
– A z jakiej perspektywy wy patrzycie?
Zapadła przedłużająca się cisza. W końcu robot znowu przemówił.
– Z perspektywy rasy skazanej na zagładę.
– A dlaczego nie oczami Gurdów? – zapytał całkiem poważnie Henryan.
– Może dlatego, że ich nie mają – odparł jego rozmówca i uprzedzając kolejny atak, dodał: – To był żart. Głupi żart. A tak poważnie, to Gurdowie są w tym wypadku oprawcami.
– Waszym zdaniem ich podboje różnią się w istotny sposób od konkwisty czy kolonizowania Ameryki Północnej? – Święcki postanowił docisnąć Boga.
Znów zmusił rozmówcę do chwili zastanowienia.
– Nie rozumiem, o czym mówisz – odparł tamten mechanicznym, obojętnym głosem.
– I na tym właśnie polega twój, a raczej wasz problem – prychnął Henryan. – Reagujecie automatycznie, nie zastanawiając się nad szerszym kontekstem.
– Wyjaśnij mi zatem, jak wygląda ten szerszy kontekst.
Sierżant zaśmiał się.
– Obawiam się, że tym razem to ja nie będę w stanie sprostać wyzwaniu. Aczkolwiek nie do końca z własnej winy…
– Mimo to spróbuj – zachęcił go mechanicznym głosem rozmówca.
– Dobrze. – Święcki opadł na głęboki fotel zamontowany specjalnie dla VIP-a. – Pozwól zatem, że na początek wyjaśnię jedno. Mój ojciec wykładał na akademii sektora historię, stąd moja znajomość antyku i nietypowe spojrzenie na problem. Dzięki znajomości historii mam znacznie szerszy ogląd, wiem na przykład, że na Ziemi istniały w dawnych czasach podobne kultury.
– Nie cofajmy się do pradziejów człowieka.
– Nie wiedziałem, że dziewiętnasty wiek to pradzieje – zakpił Henryan.
Na hologramie w dalszym ciągu widać było pozbawioną mimiki twarz robota. Święcki żałował, że nie może zobaczyć w tej chwili prawdziwego oblicza swojego rozmówcy. Musiało wyglądać zabawnie, kiedy próbował się otrząsnąć z szoku. Ciekawe, czy opadła mu szczęka…
– O czym ty mówisz?
– Na przykład o Aborygenach. Poszukaj w galaktopedii, warto.
Tym razem cisza była jeszcze dłuższa. W końcu jednak Henryan znów usłyszał wypowiadane mechanicznym głosem słowa.
– Widzę pewne podobieństwa…
– Etruskowie, Tasmańczycy… W historii ludzkości znajdziesz dziesiątki, jeśli nie setki ludów, które wymarły bądź zostały wybite przez lepiej przystosowanych sąsiadów.
– To prawda, ale wszyscy oni byli ludźmi, należeli do jednego gatunku, który przetrwał do dzisiaj.
– Dlatego nie powiedziałem, że się mylisz, tylko że brak ci spojrzenia na problem z szerszej perspektywy. Gdybyś wiedział to co ja, być może dotarłoby do ciebie, że upadek Suhurów jest nieunikniony. Podzielą los dinozaurów, tygrysów szablozębnych, mamutów i milionów innych gatunków, które kiedyś zamieszkiwały znane nam planety.
Bóg milczał.
– Może gdyby dać im szansę… – zaczął po dłuższym zamyśleniu.
– Kilkudziesięciu tysięcy lat tradycji nie wykorzenisz w jednej chwili. Trzeba na to wielu pokoleń, a tyle czasu nikt im nie da. Podzielą los Tasmańczyków, z tą tylko różnicą, że nie będą się mogli krzyżować z najeźdźcami, więc nie rozmyją się w nowym społeczeństwie, tylko zostaną unicestwieni. Jeśli powstrzymasz ich zagładę dziś, Gurdowie dokończą dzieła za kilka lat, gdy odlecimy stąd w końcu, zostawiając ich samym sobie.
– W tym, co mówisz, jest wiele racji, ale… – Robot nagle zamilkł.
– Ale? – zachęcił go Henryan.
– Nie robiliśmy tego wszystkiego tylko po to, by Suhurowie mogli dalej wyrzynać Gurdów. Szczerze mówiąc, mamy świetny pomysł na rozwiązanie całego problemu.
– Powiesz mi jaki? – Święcki przypuszczał, że raz jeszcze zostanie zbyty, lecz się pomylił.
– Zamierzaliśmy przemówić jednym i drugim do rozsądku. Stworzyć wielki hologram bogów, którzy nakazaliby obu rasom zaprzestać wojowania. Religia to potężne narzędzie nacisku. Może to powstrzymałoby Wojowników Kości od atakowania kleksów, i to od razu, nie za kilka pokoleń.
– Zapominasz wciąż o jednym. Gurdowie nie wierzą w istoty nadprzyrodzone. Wątpię więc, by uszanowali rozkaz „bogów”, zwłaszcza takich, którzy nie będą mogli im nic zrobić, jeśli warunki rozejmu zostaną naruszone.
– Wiem. Niektórzy z nas podzielają twoje wątpliwości. Uznaliśmy jednak, że lepiej zrobić cokolwiek, niż przyglądać się biernie zagładzie Suhurów.
– Dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane – rzucił sentencjonalnie Henryan, wstając z fotela.
– Nie pomożesz nam zatem? – zapytał człowiek kryjący się za mechanicznym głosem.
– Wręcz przeciwnie – odparł Święcki. – Wyświadczam wam ogromną przysługę, chroniąc wasze dupy przed spędzeniem reszty życia w pomarańczowych wdziankach.
– Bez przesady. Seifert dostał tylko pół roku w kolonii o zaostrzonym rygorze.
To było coś nowego. Henryan spojrzał na hologram spod lekko przymkniętych powiek. Na widok więźniów w pomarańczowych kombinezonach natychmiast założył, że wszyscy dostali długoletnie wyroki i skończyli w miejscu przypominającym Pas Sturgeona. Jak widać, całkowicie mylnie.
Bóg zauważył jego zdziwienie i dodał:
– Rutta kazał transmitować proces. Wszyscy widzieliśmy, jak zapada wyrok.
Henryan wziął się w garść.
– Ingerencję w losy tej bitwy będzie osądzać wubecja, co oznacza zero pobłażania i raczej wyższe wyroki – powiedział.
– Tobie powinno być wszystko jedno – stwierdził spiskowiec.
– Fakt. Jakbyś się nie odwrócił, dupę zawsze będziesz miał z tyłu – przyznał Henryan.
– Bardzo obrazowe wyrażenie. I jakże celne.
– Nie zagaduj – uciął Święcki. – Powiedziałem: nie.
– A gdybym powiedział, że jestem w stanie przechwycić te kody…
– Uznałbym to za wierutne kłamstwo. Obaj wiemy, że Draccos prześle kody tutejszemu szefowi Wydziału Bezpieczeństwa, a na niego nie masz żadnego przełożenia. Nie możesz nic zrobić. Wyrok już zapadł, czego mam pełną świadomość. Dlatego oszczędzę wam wszystkim mojego losu.
– Utrudnisz nam sprawę, ale jej nie uniemożliwisz. Nie powstrzymasz nas…
Henryan się zaśmiał.
– Już was powstrzymałem. Ta rozmowa jest tego najlepszym dowodem. Nad polem bitwy nie pojawi się żadna projekcja. Dla twojej wiadomości: stary kazał rozmieścić nad Valt Aram kilka zagłuszaczy, więc gdyby nawet jakimś cudem udało się wam wysłać sygnał do ukrytych tam wcześniej urządzeń, o których nie mamy pojęcia, niczego nie aktywujecie. Dajcie sobie spokój z zabawą w Boga, nawet Jemu nie udało się stworzyć sensownego świata. – Sięgnął do wyłącznika.
Hologram rozpłynął się w powietrzu, kiedy robot zaczynał coś mówić. Święcki dla pewności odłączył konsolę od źródła zasilania. Wracając na koję, uśmiechał się pod nosem. Dzięki tej rozmowie znalazł ostatni fragment łamigłówki.