Текст книги "Łatwo być Bogiem"
Автор книги: Robert Szmidt
Жанры:
Космическая фантастика
,сообщить о нарушении
Текущая страница: 16 (всего у книги 24 страниц)
DWANAŚCIE
System Xan 4, Sektor X-ray,
10.09.2354
– Wybaczcie, sierżancie, nie zrozumiałem, co powiedzieliście. – Valdez oderwał się od czytnika. Wzrok miał mętny, wyglądał, jakby wyrwano go z głębokiego zamyślenia. – Możecie powtórzyć?
Święcki uśmiechnął się pod nosem, widząc zaczerwienione oczy porucznika.
– Ujmę to zgrabniej i krócej, sir. Musimy przetestować oprogramowanie identyfikacyjne.
– Oprogramowanie identyfikacyjne? – Adiutant dowódcy nadal nic nie rozumiał. – Po jaką cholerę chcecie je testować? Czy nie wyraziliśmy się wystarczająco jasno? Macie zatykać dziury w systemie, a nie wyłapywać ludzi zamieszanych w incydenty.
– Wiem, sir. Nie zamierzam nikogo ścigać. Analizując systemy zabezpieczeń, na pańskie polecenie zresztą, zauważyłem, że pracujemy na bardzo starej wersji tego oprogramowania.
– Co wy wygadujecie, Pry? – Valdez zrobił wielkie oczy. – Aktualizujemy wszystko jak leci. Ilekroć otrzymujemy transmisje nadświetlne.
Henryan uśmiechnął się znacząco, wskazując brodą na konsolę przełożonego. Porucznik potrzebował kilkunastu sekund, by dotrzeć do odpowiednich logów.
– A to skurwyklon – jęknął, przerzucając kolejne zapisy. – Jak on to zrobił?
– To przecież banalnie pro… – zaczął Henryan, ale zamilkł w pół słowa, widząc uniesioną dłoń przełożonego.
– Tak, wiem. Zastanawia mnie tylko, dlaczego nie zauważyliśmy tego wcześniej.
– Ukrycie tych zmian też nie było trudne, zwłaszcza że Seifert wiedział doskonale, jak przekierować dane, by w logach było info o…
– Nie traktujcie mnie jak durnia, Pry.
– Myślałem, że…
– To źle myśleliście – obruszył się porucznik. – Może jestem zmęczony, ale na pewno nie głupi. Wiem, jak to można zrobić, potrzebowałem tylko chwili czasu, by sobie to wszystko poskładać. Do siebie mówiłem, nie do was – wyjaśnił na koniec usprawiedliwiającym tonem, po czym zamyślił się głębiej, co zaniepokoiło Henryana.
– Mogę przeprowadzić losowy test tej wersji oprogramowania, którą mamy – zaproponował szybko.
– Po co?
– Żeby sprawdzić, dlaczego Seifert zadał sobie tyle trudu.
– To chyba oczywiste – prychnął poirytowany zastępca dowódcy.
– I jak to zrobił – dodał Święcki.
Valdez wykonał ponaglający gest.
– Siadajcie, Pry, na dupie i bierzcie się do roboty. Stary nie może się o tym dowiedzieć. Przeprowadźcie test losowy na… dziesięciu osobach, to powinno wystarczyć. Skrajne warunki. Gradacja progresywna. Jeśli zauważycie, że coś jest nie tak, skasujcie to draństwo w diabły i zainstalujcie nową, czystą wersję oprogramowania. Zdążycie do końca zmiany? – Sierżant pokręcił z powątpiewaniem głową. – Przekieruję wszystkie bieżące zadania na chłopaków z czwartym poziomem dostępu – obiecał porucznik. – Miejmy nadzieję, że zwierzaki nie zrobią dzisiaj niczego, co będzie wymagało zaangażowania całego zespołu…
– W takim razie biorę się do roboty, sir. – Henryan zasalutował sprężyście, robiąc natychmiast przepisowy zwrot, by porucznik nie zauważył, jak bardzo ucieszył go ten rozkaz.
Nie tylko zarobił kolejnego plusa u przełożonych, ale zyskał też szansę na wyrobienie sobie lepszej pozycji negocjacyjnej w kontaktach z Bogami. A ta była mu teraz bardzo potrzebna. Tylko spiskowcy mogli mu pomóc w realizacji pewnego ryzykownego planu. Gdyby nie zmiany w oprogramowaniu, musiałby prosić ich o przysługę, co oznaczałoby konieczność zrobienia czegoś dla nich, a tego, z wiadomych względów, wolał uniknąć. Jeśli udowodni im jednak, że jest w stanie namierzyć każdego, spiskowcy powinni zrozumieć, że lepiej z nim nie zadzierać. Kobietę, która odebrała od niego kryształ, mógł znaleźć w znacznie prostszy sposób, na przykład przyciskając Zajcewa, który musiał ją znać, ale zamierzał rozegrać to po swojemu, aby Bogowie otrzymali wyraźne ostrzeżenie.
Zdenerwowany zastępca dowódcy pojawił się przy konsoli Święckiego kilka minut później. Widząc, że porucznik zmierza w jego kierunku, Henryan uruchomił generator losowy, dzięki któremu wybrał dziewięć spośród dziesięciu celów analizy porównawczej. Ujęcie sylwetki tajemniczej kobiety, która odebrała od niego kryształ, dodał wcześniej.
– Zdążycie przed końcem zmiany? – zapytał raz jeszcze porucznik, zerkając z niepokojem w kierunku stanowiska dowódcy. Marny był z niego konspirator.
Święcki skinął głową.
– Rozpoczynam właśnie testy na losowo wybranych członkach załogi stacji – poinformował. – To w pełni zautomatyzowany proces, którego nie muszę doglądać przez cały czas. Wystarczy, że będę autoryzował kolejne fazy poszukiwań, co zajmuje moment, zatem nawet jeśli Godbless wymyśli kolejną niecierpiącą zwłoki obserwację… – Zawiesił głos, czując, że nie musi dodawać nic więcej.
– Świetnie – ucieszył się Valdez, poklepał go po ramieniu, po czym ruszył chwiejnym krokiem w stronę wyjścia. – Dajcie mi sygnał, Pry, gdy zakończycie pełną diagnostykę.
– Tak jest – powiedział Henryan, odprowadzając go wzrokiem.
Nadeszła pora, by komputery stacji odwaliły za niego większą część roboty.
* * *
Sprawa okazała się trudniejsza, niż przypuszczał. W ciągu pierwszego kwadransa poszukiwań system stacji rozpoznał aż sześć z dziesięciu osób wybranych do testu, chociaż Święcki podał wyjątkowo skąpe dane wyjściowe. Wgrywał do pamięci tylko jedno ujęcie z holokamery monitoringu przedstawiające – w najlepszym wypadku – słabo widoczny fragment sylwetki człowieka w gęstym tłumie. Aby skomplikować poszukiwania, wykasował wszystkie informacje dotyczące miejsca, w którym dokonano nagrania. Kolejnym ograniczeniem było wyłączenie zdecydowanej większości opcji, takich choćby jak sprawdzanie identyfikatorów baterii kombinezonu czy ustalanie numerów seryjnych urządzeń elektronicznych, które można było dostrzec na wybranych hologramach. Zgodnie z procedurami prowadzący test powinien włączać je stopniowo, począwszy od najmniej istotnych, i to tylko w przypadku, gdyby oprogramowanie nie radziło sobie z zadaniem.
Pierwszej korekty Henryan dokonał dopiero w dwudziestej siódmej minucie testu, gdy system powiadomił go o niemożności identyfikacji pozostałych czterech obiektów. Włączenie kolejnego modułu analizującego zwiększyło liczbę trafień do ośmiu. Trzecie rozszerzenie ujawniło dziewiąty cel w pięćdziesiątej trzeciej minucie poszukiwań. Za to ostatni, dziesiąty obiekt – ten właściwy – wciąż wymykał się wszechwidzącemu oku systemu, i to mimo zaprzęgnięcia do pracy wszystkich dostępnych modułów analizujących.
Święcki zgrał zapis całej sesji na mikrokryształ, a następnie przeinstalował oprogramowanie i przeprowadził nowy test, tym razem nie ingerując w generator losowy. Dzięki temu osiągnął stuprocentową wykrywalność już po włączeniu drugiego rozszerzenia. Na pół godziny przed końcem zmiany mógł przesłać porucznikowi zwięzły raport. Kryształy z oboma testami trafiły do jego kieszeni. Miał szczery zamiar wgrać zawartość tego drugiego do terminala w swojej kabinie – zgodnie z życzeniem wubecji. I tak nie zdołałby ukryć przed zmiennikiem grzebania w oprogramowaniu, niech zatem czarni myślą, że został ich pieskiem. To także była część planu.
* * *
Po kolacji rozłożył się wygodnie na koi i korzystając z prywatnego naczolnika, odtworzył zapis poszukiwań rudowłosej zbawczyni. Był pewien, że sprzęt jest czysty – sprawdził go starannie po ostatniej wizycie czarnych, a potem nosił przy sobie, aby mieć pewność, że nie zainstalują mu oprogramowania szpiegującego.
Ta kobieta z pewnością nie była amatorką. Musiała doskonale znać rozmieszczenie kamer, gdyż poruszała się po stacji tak, by jak najrzadziej trafiać przed ich obiektywy. Pozostanie niezauważonym było niemożliwe, ale ona niezwykle umiejętnie korzystała z osłon, takich choćby jak idący obok niej ludzie, dzięki czemu przemykała niepostrzeżenie przez całe odcinki korytarzy. Henryan dysponował tylko kilkoma fragmentarycznymi ujęciami jej sylwetki, niestety na żadnym z nich nie znalazł się ani jeden znak szczególny pozwalający na identyfikację. Koloru włosów nie liczył. Wspomagane najnowocześniejszą technologią, kobiety mogły wyczyniać cuda ze swoimi fryzurami; powszechnie dostępne nanolakiery umożliwiające błyskawiczną, a czasem też płynną zmianę koloru włosów należały do najprostszych środków kamuflażu. Dla świętego spokoju sprawdził, ile rudych kobiet służy na stacji – zgodnie z jego przypuszczeniami żadna z szesnastu wytypowanych przez system pracownic nie przypominała sylwetką, wzrostem ani wiekiem tej, którą widział w korytarzu swojego przedziału.
Prywatne śledztwo zaczął od analizy wyniku. Nie zamierzał marnować czasu na procedury – był człowiekiem, nie maszyną, pozwalał więc sobie na nieregulaminowe, za to niezwykle przydatne skróty. Tym bardziej że analizowanie kolejnych porażek komputera nic by mu nie dało. Wystarczyło jednak przeczytać podsumowanie ostatniego etapu poszukiwań, aby się dowiedzieć, że Ruda zniknęła w przedziale pierwszym jego sektora, co mogło oznaczać, że właśnie tam zmieniła kolor włosów, a nawet strój, dzięki czemu przestała być celem, którego szukał system. Do przemiany nie doszło w żadnej z kabin, ponieważ ich wejścia były monitorowane, podobnie jak reszta pomieszczeń użyteczności publicznej, nie wyłączając toalet. O ile trwająca kilka sekund zmiana polaryzacji nanolakieru mogła się odbyć, gdy kobieta przyklęknęła, udając, że dopina rzepy buta, to już zmiana stroju na środku zatłoczonego korytarza stanowiła znacznie większe wyzwanie.
Czegoś takiego unikająca kamer osoba nie mogła zrobić niepostrzeżenie. Ściągnięcie kombinezonu medycznego i włożenie innego stroju wymagało czasu i przestrzeni. Mimo to Henryan był pewien, że Ruda zdołała tego dokonać, choć niekoniecznie w pobliżu ostatniego namiaru. Ustalił też, że z obu strojów wyjęto baterie kinetyczne; system doszedł do tego, porównując trzy rodzaje danych z punktów, w których uchwycono fragmenty sylwetki poszukiwanej: chodziło o liczbę osób widocznych na poszczególnych ujęciach, liczbę sygnałów wysyłanych przez baterie z tych miejsc oraz informacje napływające z czujników płyt naciskowych, dzięki którym samowystarczalne systemy stacji odzyskiwały znaczną część energii. Wdrażana ostatnio przez admiralicję polityka oszczędzania na wszystkim tym razem posłużyła czemuś, o czym jej twórcom nawet się nie śniło. Henryan uśmiechnął się pod nosem, gdy dotarło do niego, że pomysł, by dodać odczyty czujników do opcji oprogramowania identyfikacyjnego, okazał się strzałem w dziesiątkę. To właśnie analiza tego ostatniego czynnika wskazywała, że na korytarzu była jedna osoba więcej, niż wynikało to z przeliczenia ludzi w polu widzenia kamer. Dzięki temu Święcki złapał nowy trop.
Nie zadał sobie trudu, by sprawdzić, ile osób w tym czasie nie miało przy sobie baterii. O tej porze musiały być ich setki, jeśli nie tysiące. Po zakończeniu służby ludzie odzyskiwali wypracowaną w ciągu dnia energię, umieszczając akumulatory w gniazdach zasilających ich kabiny. Wielu z nich wychodziło potem do kantyny albo spotkać się ze znajomym, ale rzadko kto zabierał ze sobą baterie. Poszukiwana z pewnością postąpiła tak samo, choć z nieco innego powodu.
Z tego wszystkiego można było wysnuć jeden logiczny wniosek: Ruda, jak nadal nazywał ją w myślach, musiała dokonać przemiany w piątym przedziale sektora medycznego, na korytarzu, w samym środku tłumu żołnierzy, medyków i techników. Ale jak zrobić coś takiego niezauważenie? Nie stała się przecież niewidzialna. Chociaż… Gdyby miała kilku wspólników, ci mogliby stworzyć sztuczny tłok i zasłonić przebierającą się pośpiesznie koleżankę nie tylko przed oczami przechodniów, ale i przed obiektywami kamer.
Henryan znów uśmiechnął się pod nosem. Była to tak prosta zagrywka, że sztuczna inteligencja nigdy by na nią nie wpadła.
Najpierw sprawdził, w którym miejscu sygnatury płyt kinetycznych zaczynają się zgadzać z liczbą osób widocznych na nagraniach monitoringu. Potem, przeglądając zapisy z kilkunastu pobliskich kamer, zauważył coś, co uprawdopodobniało jego teorię. Pod ścianą, na skraju martwego pola między kamerami numer szesnaście i siedemnaście, stała grupka mężczyzn. Za ich plecami przelewała się nieprzerwanie rzeka ludzi. Nanosząc to miejsce na plan korytarza, Henryan poczuł rosnące podniecenie. Choć nie widział odcinka szerokości około połowy metra – tyle właśnie miał martwy punkt – domyślił się, że stoi tam jeszcze jeden, a może nawet dwóch konspiratorów. Pewność zyskał pół minuty później, gdy obserwowani przez niego żołnierze pożegnali się i rozpłynęli w tłumie. W polu widzenia kamery szesnastej pojawiła się charakterystyczna zwalista sylwetka Zajcewa.
Zagadka rozwiązana. Pięciu ludzi wystarczyło, by ogłupić wart miliardy kredytów system komputerowy najnowszej generacji. Święcki cenił się znacznie niżej, a mimo to nie zdołali wyprowadzić go w pole.
Wcześniej, zanim opuścił centrum dowodzenia, zgrał też na kryształ najnowszą wersję programu identyfikacyjnego. Wprawdzie jego prywatny naczolnik nie dysponował mocą obliczeniową pozwalającą na pełną analizę, ale proste zadanie polegające na porównaniu twarzy i sylwetek przechodzących osób – przy wystarczającej ilości czasu – powinno okazać się wykonalne i ujawnić najważniejszą anomalię. Jeśli szczęście będzie mu dalej sprzyjało, rano znajdzie to, czego szukał.
Nie musiał doprowadzać tych poszukiwań do końca. Mógł najzwyczajniej w świecie poprosić Zajcewa o podanie nazwiska Rudej, skoro był już pewny, że czarnoskóry wartownik współpracował z nią od samego początku. Akcja z ostrzeżeniem przed wubecją była zbyt dobrze zgrana w czasie, aby pojawienie się zbawczyni można uznać za zbieg okoliczności. Nie mógł jednak iść na łatwiznę. Musiał działać zgodnie z planem, aby zaskoczyć Bogów z gaciami opuszczonymi do kostek. Odnalezienie Rudej na własną rękę, bez pomocy systemu, powinno dać mu fory w rozgrywce ze spiskowcami. A kto wie, czy dzięki temu nie przepali dwóch pancerzy jednym laserem.
TRZYNAŚCIE
System Xan 4, Sektor X-ray,
11.09.2354
Śledzenie Rudej było o wiele prostsze niż jej znalezienie. Pracowała w pionie technicznym, gdzie zajmowała się serwisowaniem robotów doglądających upraw hydroponicznych. Podczas rutynowej kontroli jednej z podstacji czwartego poziomu Henryan wykorzystał loginy jej użytkownika i sprawdził na grafikach służbowych, o której Annelly Lawrence kończy pracę. Przyjrzał się także zwyczajowej trasie, którą pokonywała, wracając do siebie. Dysponując wystarczającą ilością danych, postanowił zrobić pierwsze podejście.
Kończył służbę pół godziny przed Rudą, nie miał zatem zbyt wiele czasu na przygotowania. Zdał stanowisko zmiennikowi i wmieszał się w tłum żołnierzy zmierzających na stację kolejki. Tym razem wybrał najszybsze połączenie, a dotarłszy do swojego przedziału, przesiadł się na normalną linię. Tutaj, po przeciwnej stronie obręczy, za dwoma sektorami sypialnymi, tłok w wagonikach był już znacznie mniejszy, dostał się więc bez problemu do pierwszego składu, który pojawił się na stacji tuż za kolejką ekspresową. Zanim obły wagonik uniósł się na wysokość kilku metrów, by zniknąć w najszybszym tunelu, na peron wylały się tłumy zmęczonych pasażerów standardowej linii. Święcki poczekał, aż cuchnący potem strumień minie go, po czym wskoczył szybko do kabiny, by pokonać ostatnie cztery przystanki.
Zajął miejsce siedzące, zastanawiając się nad sensownością swoich poczynań. Odtąd musiał działać w ciemno, ponieważ każde jego wejście do sieci zostałoby odnotowane i stanowiło trwały ślad, do którego bez trudu dotarłaby wubecja. Aby nie ryzykować za bardzo, poprosił Zajcewa o drobną przysługę, nie wyjaśniając, rzecz jasna, dlaczego jej potrzebuje. Czarnoskóry wartownik wsiadł na następnej stacji, przystanął obok niego, po czym gdy kolejka ruszyła, błyskawicznie zamienił baterie, korzystając z kilkusekundowego okienka, podczas którego uchwycony przez pole siłowe wagonik opadał do najniższego i najwolniejszego tunelu. Był to jedyny moment, w którym Wielki Brat stacji ślepł i głuchł. W pierwszym przedziale jedynki rozstali się bez słowa i Henryan, przez komputerowy nadzór stacji postrzegany jako Stiepandriej Zajcew, pojechał w odwiedziny do przyjaciółki, natomiast sierżant Święcki (zdaniem sieci) udał się do pobliskiej kantyny na zakupy. Na konsolach wubeków nie zaświeciła się żadna czerwona kontrolka. Zachowanie obserwowanych celów nie odbiegało bowiem od normy.
Kwadrans później Henryan trafił do przedziału, w którym mieszkała Annelly. Panował tutaj podobny ścisk jak w jego sektorze. Po wyłączeniu z użytku niemal jednej czwartej pomieszczeń mieszkalnych stacja zaczęła przypominać przetwórnię sardynek. Tak, to porównanie pasowało tu idealnie. Korytarze, zwłaszcza po zakończeniu zmiany, przypominały podajniki, którymi rzeczone rybki wpadały do puszek zwanych tutaj wagonikami kolejki magnetycznej. Wśród żołnierzy krążyły już plotki, że niektórzy szeregowcy stracili przywilej posiadania osobnych kabin, gdyż dokwaterowano im sublokatorów. Henryan nie znał wprawdzie nikogo, kto zostałby uszczęśliwiony w ten sposób, lecz podejrzewał, że w tych pogłoskach musi być ziarno prawdy.
Najpierw zajrzał do mesy, w której zwykle jadała Ruda. Zauważył ją niemal od razu: sterczała w kolejce, mniej więcej pośrodku długiej linii zmęczonych ludzi. Pomyślał, że jeśli tempo obsługi jest tu równie słabe jak w jego mesie, Annelly skończy jeść nie prędzej niż za pół godziny. Ponieważ sam też powoli zaczynał odczuwać głód, postanowił zająć inne, upatrzone wcześniej stanowisko, żeby oszczędzić sobie patrzenia na obżerające się tłumy i coraz dokuczliwszego ssania w żołądku.
Załom korytarza przy rozwidleniu, tuż pod kamerą, był idealną kryjówką dla kogoś, kto nie chciał być zauważony. To właśnie w takim miejscu czekał na niego kilka dni temu Zajcew, aby przekazać ostrzeżenie o wizycie wubeków.
Henryan wyjął z kieszeni czytnik, włączył najmniejszy rozmiar wyświetlacza, po czym wybrał na chybił trafił jeden z kanałów informacyjnych, aby zabić czas. Media zachłystywały się wiadomościami o wyjazdowej sesji senatu, w której miało uczestniczyć kilkuset reprezentantów Federacji. Nikt nie wspomniał jednak o miejscu tego niezwykłego posiedzenia, jego dacie ani prawdziwym celu, ale tego nie można było przecież wyjawić ciemnym masom. Po co ludziom wiedza, że władcy znanego wszechświata przybywają na Xana 4, by nacieszyć oczy widokiem zagłady obcej inteligentnej rasy?
Uśmiechnął się mimowolnie. Valdez powiedział mu wczoraj w wielkim sekrecie, że senatorowie zażądali od admiralicji trzystu antygrawitacyjnych spartanów, którymi będą mogli latać nad polem bitwy – oczywiście w pełnym kamuflażu – obserwując z bliska najciekawsze, to znaczy najkrwawsze starcia.
Znając życie, wiedział, że nawet tak niedorzeczne zachcianki polityków mogą zostać spełnione, a admirałowie, w podzięce za tę głupotę, otrzymają dodatkowe granty na tajne programy zbrojeniowe albo kolejne dożywotnie stanowiska doradców na Ziemi. Rączka rączkę myje, a obie wciąż brudne…
Święcki chłonął wiadomości jednym okiem, zerkając równocześnie w kierunku wyjścia z mesy. Nie chciał przegapić Rudej, a ta jak na złość wciąż nie wychodziła. Rzut oka na zegar w rogu wyświetlacza uświadomił mu, że niepotrzebnie się denerwuje, minęło bowiem dopiero siedem minut.
Pojawiła się na rozwidleniu korytarza po kolejnych dwóch kwadransach, uśmiechnięta i rozgadana. Minęła go rozbawiona do łez, idąc pod rękę ze skośnooką przyjaciółką. Niedobrze, pomyślał Henryan. Jeśli planowały babski wieczór, jego wysiłki spełzną na niczym, a Zajcew nie będzie już taki skory do pomocy, zwłaszcza gdy się zorientuje, gdzie sierżant spędził ukradziony systemowi czas.
Szedł dwa kroki za Rudą i jej towarzyszką. Kobiety wyraźnie zmierzały ku kabinie 1171, w której zakwaterowano Annelly. Jeszcze minuta i będą na miejscu. Jeszcze trzydzieści sekund, piętnaście… Henryan zwolnił. Nie chciał, by Ruda go zauważyła, gdyż zniweczyłoby to szanse na drugie podejście. Moment później zobaczył pozorowane cmoknięcie w policzek i papużki nierozłączki nareszcie przestały tworzyć parę. Skośnooka podeszła do skanera przy włazie oddalonym o trzy numery od kabiny Rudej. Sierżant minął ją, przyśpieszając nieco, by dogonić pannę Lawrence, zanim ta zdąży zamknąć za sobą drzwi.
Stanął za nią, gdy odrywała dłoń od skanera.
– Cześć – rzucił przyjaznym tonem.
Odwróciła się w progu, wciąż uśmiechnięta i pogrążona w myślach. Zdążyła zrobić wielkie oczy, zanim znalazł się wraz z nią w kabinie. Drzwi zamknęły się z cichym sykiem, odcinając dobiegający z zewnątrz gwar.
Annelly odskoczyła od niego jak oparzona.
– Kim pan jest? – zapytała, blednąc.
– W rudym było ci bardziej do twarzy – powiedział, udając, że ta reakcja go nie uraziła.
– Nie jesteśmy na ty! – warknęła, nadal się cofając.
– Zatem pora to zmienić, Annelly.
– Naprawdę, sierżancie… Święcki?
W tym momencie i on przestał się uśmiechać. Zauważył błysk satysfakcji w jej oczach. Postanowił, że musi jej za to odpłacić, bez względu na koszty.
– Czy jest na tej pieprzonej stacji ktoś, kto jeszcze nie wie, jak się naprawdę nazywam? – zapytał, siląc się na kpiący ton.
– Może naukowcy – odparła z bezpiecznej odległości. – Są tak przejęci swoim projektem, że nie zwracają na nas uwagi. W ich oczach niczym się nie różnimy. Ot, pajace w identycznych ubrankach i śmiesznych czapeczkach – zacytowała Godbless, a może jakiegoś innego jajogłowego.
Nie skomentował tego, pozwalając, by cisza trwała. Oboje potrzebowali czasu, by dojść do siebie po tym, jak on ją zaskoczył, a ona wyprowadziła go z równowagi. Choć Annelly powinna być w większym szoku, pierwsza przerwała milczenie.
– Przychodząc tutaj, oddał pan niedźwiedzią przysługę nam obojgu – stwierdziła z rezygnacją.
Chyba się bała. Nie jego, ale wpadki. Trzech jej wspólników opuściło stację w pomarańczowych kombinezonach. Jeśli wubecy ją namierzą, też dostanie wyrok.
– Nie martw się – uspokoił ją szybko. – Zrobiłem z Zajcewem podmiankę na stacji.
Zaczynał odzyskiwać humor. Doszedł do wniosku, że jego sytuacja nie uległa większej zmianie. Co z tego, że Bogowie wiedzą, kim naprawdę jest? Skoro widzieli jego kartotekę, tym bardziej powinni się z nim liczyć.
– Zajcew! – prychnęła pogardliwie, nadal trzymając się z dala od Święckiego. – Mogłam się domyślić, że mnie wystawi. Durny Afroeuropejczyk!
– On nie wie, że tu jestem – wyjaśnił Henryan. Widząc jej niedowierzanie, dodał: – Sam cię znalazłem, dzięki oprogramowaniu identyfikacyjnemu. Stiepandriej pomógł mi tylko zniknąć na chwilę z pola widzenia systemu. Nie powiedziałem mu, jak zamierzam skorzystać z tej swobody.
– Akurat – zaśmiała się, ale bardzo nerwowo. Głos drżał jej lekko, gdy wypowiadała kolejne słowa. – Program nie mógł mnie wskazać.
– Masz rację – przyznał, podchodząc bliżej – choć nie do końca. Musimy pogadać. To będzie dłuższa rozmowa, więc lepiej usiądźmy. Półmrok mi nie przeszkadza…
Wskazała mu krzesło, sama zaś podeszła do gniazda, by umieścić w nim baterie kinetyczne. Moment później główny panel oświetleniowy rozjarzył się przyjemną żółcią.
– Jest pan chodzącą zagadką, sierżancie…
– Przejdźmy na ty. Mam na imię Henryan.
– Pozwoli pan, że sama zdecyduję, jak będę się do pana zwracać – powiedziała z wyższością, przysiadając na koi. Była spięta i świadoma tego, że zdradza ją drżący głos oraz mowa ciała. Próbowała zapanować nad strachem, ale nie bardzo jej to wychodziło.
– Jak chcesz – mruknął Święcki. On czuł się coraz swobodniej. Podjął temat jakby nigdy nic. – Potrafisz unikać kamer, ale każdy dobry operator mający do dyspozycji zaawansowane narzędzia, jakimi dysponuje ta stacja, namierzy cię bez trudu.
– Wcale nie – zaprotestowała nieprzekonująco.
– Chcesz wiedzieć, jaki błąd popełniłaś? – zapytał uprzejmie.
Nie odpowiedziała. Dłuższą chwilę siedziała ze spuszczoną głową, pewnie zastanawiając się nad tym wszystkim, po czym wreszcie podniosła wzrok i spojrzała w jego kierunku. Sądząc po minie, domyślała się prawdy.
– Bardziej mnie interesuje cel pańskiej wizyty, sierżancie.
Henryan usiadł wygodniej i obdarzył ją przyjaznym uśmiechem.
– Mam do ciebie dwie sprawy – zaczął. – Skoro wiesz, kim jestem i dlaczego Rutta ściągnął mnie na miejsce Seiferta, musisz też rozumieć, że nie macie co liczyć na moją pomoc. Uwierz mi, nie zrobię niczego, co groziłoby mi powrotem na Pas Sturgeona. Wolałbym zginąć w najokrutniejszy sposób, niż spędzić tam jeszcze jeden dzień. – Skinęła głową, jakby wiedziała, jak tam jest, lecz zrezygnował z uświadamiania jej prawdy. Nie miał na to czasu. Może następnym razem, o ile będzie jakiś następny raz. – Wubecy siedzą mi na karku… – podjął, a ona poruszyła się niespokojnie. Widząc to, uniósł szybko dłoń i nie pozwolił jej dojść do głosu. – Jeśli wezmą mnie w obroty, wyśpiewam im wszystko, co wiem. Dlatego będę potrzebował twojej, a raczej waszej pomocy. – Podał jej złożoną równo kartkę. Gdyby Annelly nie należała do Bogów, zapewne zrobiłaby wielkie oczy na widok pisma ręcznego. W dobie aktywowanych głosem edytorów i translatorów ludzie zdążyli zapomnieć, czym jest kaligrafia. Nawet podpisy wyszły z mody, zastąpiły je skanery linii papilarnych, DNA i siatkówki oka. Tylko staromodni dziwacy i spiskowcy porozumiewali się jeszcze w ten sposób. On czuł się tym pierwszym, ona z pewnością należała do drugiej grupy.
– To nie powinno być trudne – stwierdziła, przeczytawszy listę. – Nie rozumiem tylko…
– Uwierz mi, wiem, co robię – zapewnił ją z głębokim przekonaniem. – Dasz mi odpowiedź przez Zajcewa, gdy wszystko będzie gotowe.
– Decyzja, czy ci pomożemy, nie zależy ode mnie – zastrzegła, widząc, że Henryan wstaje.
– Wiem.
– Mój zwierzchnik może uznać, że pomaganie komuś, kto nie przysłuży się naszej sprawie… – zawiesiła znacząco głos.
– Wam bardziej niż mnie powinno zależeć na zneutralizowaniu działań wubeków. – Henryan ruszył w kierunku drzwi. – Rutta chce ukręcić łeb sprawie. Wubecja marzy o wykryciu spisku i wysłaniu nas wszystkich do kolonii karnej. Rachunek wydaje się prosty…
– Zaczekaj – przerwała mu. – Jaką mamy pewność, że nie organizujesz tego wszystkiego, by nas wsypać?
Święcki spojrzał na nią z politowaniem.
– Gdybym chciał was wsypać – odparł rozbawionym tonem – podałbym wubecji następujące nazwiska: Gortad, Simmons, Zajcew, Fourmiere, Ngogo. Mam nadzieję, że żadnego nie przekręciłem. Mając na widelcu tylu Bogów, bez problemu zgarnęliby całą resztę. Siedzieliby sobie spokojnie na dupach, a wy sami wpadalibyście w ich sieci. – Dostrzegłszy jej sceptycyzm, dodał jeszcze: – Jeśli mi nie wierzysz, sama załatw to, o co proszę. Nie musisz angażować w to przyjaciół.
Zaskoczył ją tą propozycją. Ochłonęła jednak, zanim dotarł do wyjścia.
– A ta druga sprawa? – przypomniała.
Henryan odwrócił się raz jeszcze.
– Sam nie dam rady załatwić tego wubeka. Będziesz mi potrzebna.
– Ja? – Annelly otworzyła usta ze zdziwienia.
– Tak, ty. Masz głowę na karku. Nie spanikujesz, jeśli coś pójdzie nie tak. I będziesz umiała zniknąć po akcji. A uwierz mi, wszystko może się popieprzyć, jeśli źle oceniłem tego gnoja.