355 500 произведений, 25 200 авторов.

Электронная библиотека книг » Paulina Hendel » Pusta noc » Текст книги (страница 21)
Pusta noc
  • Текст добавлен: 18 июня 2021, 11:00

Текст книги "Pusta noc"


Автор книги: Paulina Hendel



сообщить о нарушении

Текущая страница: 21 (всего у книги 21 страниц)

– Nic ci to nie da – powiedział żniwiarz, ale w obliczu śmierci dziewczyna postanowiła się trzymać jedynego, co znała. I choć zdawała sobie sprawę z tego, że to nie ma sensu, nie potrafiła przestać recytować.

Non últra áudeas, sérpens callidíssime, decípere humánum genus Dei Ecclésiam pérsequi.

Pierwszy spojrzał na wilczura i gwizdnął cicho, wskazując dziewczynę brodą.

Za oknem błysnęło, a chwilę później dało się słyszeć grzmot.

Ac Dei eléctos excútere et cribráre sicut tríticum!

Pies, wciąż obnażając wszystkie zęby, zaczął iść w stronę dziewczyny.

Może uda jej się zeskoczyć piętro niżej, a stamtąd uciec z hotelu. Pobiec wąską ścieżką do samochodu, odszukać Feliksa, zabarykadować się w domu i… przeżyć.

Jeszcze jeden krok do tyłu i kolejny. Podłoga zaczęła trzeszczeć coraz głośniej.

Pierwszy podniósł z ziemi gruby pręt zbrojeniowy i zrobił kolejny krok w stronę Magdy. Był już coraz bliżej.

– Sama spadniesz, czy mam ci pomóc? – zapytał, wznosząc metal nad głowę.

Na zewnątrz zaczął padać deszcz.

¢

Feliks pędził w strugach deszczu. Ślizgał się w błocie, kilka razy prawie upadł, a woda zalewała mu oczy. Był cały mokry, ubranie lepiło mu się do ciała, ale nie dbał o to. Świat ogarnęła ciemność, co chwilę rozświetlana błyskawicami.

Żniwiarzowi brakowało już tchu, płuca paliły żywym ogniem, coś kłuło w boku, zaś wszystkie mięśnie drżały z bólu, lecz nie przestawał biec.

Gdy dojrzał między drzewami stare, zniszczone mury hotelu, nie zatrzymał się, ani nawet nie zwolnił.

– Magda!!! – wrzasnął.

Odpowiedział mu donośny grzmot i wiatr wyjący w koronach drzew.

Wbiegł do budynku przez główne wejście i rozejrzał się nerwowo.

Gdzie ona jest?! – pomyślał w panice. Hol rozgałęział się i przeszukanie całego hotelu zajęłoby zbyt wiele czasu.

Nagle do uszu żniwiarza dotarły słabe głosy.

Na górze!

Pobiegł do schodów i przeskakując po dwa stopnie naraz, zaczął piąć się na piętro, a potem jeszcze wyżej. Czuł gruz umykający mu spod butów. Miał wrażenie, że gdyby tylko się zatrzymał, schody zawaliłyby się.

Przebiegł przez korytarz i wpadł do dużego, zniszczonego pomieszczenia.

Zobaczył Magdę chwiejącą się nad samą krawędzią zarwanej podłogi i Mateusza zbliżającego się do niej z uniesionym wysoko prętem.

Mateusz?! – przez ułamek sekundy Feliks nie mógł zrozumieć, co tu się działo.

– Nie!!! – krzyknął, gdy w końcu zrozumiał.

Mateusz odwrócił się i spojrzał na niego zaskoczony.

– Ty? – zdziwił się.

– Odsuń się od niej! – rozkazał żniwiarz.

Chłopak prychnął rozbawiony, a potem machnął dłonią od niechcenia, jakby odganiał natrętną muchę.

Feliks zrobił krok w jego kierunku i nagle kątem oka dostrzegł wielki, ciemny kształt. Usłyszał gardłowy warkot, gdy wpadła na niego szara masa mięśni i pazurów. Ostre zęby wbiły mu się w ramię. Żniwiarz poczuł rozbłysk bólu i stracił równowagę. Z głuchym łupnięciem uderzył barkiem o podłogę, w biodro wbił mu się kawał cegły. Nóż wypadł mu z ręki i odbiwszy się od podłogi wylądował gdzieś pośród gruzów. Feliksa zaczęła ogarniać ciemność.

– Nie!!!

Wrzask Magdy otrzeźwił go. Szeroko otworzył oczy i wbił palce w porośniętą grubym futrem szyję psa. Czuł oddech cuchnący zgniłym mięsem, kropelki śliny kapały mu na twarz, ostre pazury drapały brzuch i uda.

Gdzie jest ten nóż?! – Oderwał jedną rękę od gardła bestii i wyrzucił ją w bok, szukając czegokolwiek, co pomogłoby mu obezwładnić psa. Niestety jak na złość, jego palce szurały tylko po zakurzonym betonie nie mogąc natrafić na żadną broń.

¢

On go zabije! – myślała gorączkowo Magda, widząc, jak jej wujek szamocze się z psem.

Pierwszy oderwał wzrok od Feliksa, pewny, że potępieniec poradzi sobie z rannym żniwiarzem. Odwrócił głowę w stronę Magdy i postąpił krok naprzód.

To koniec – pomyślała dziewczyna. Była w potrzasku, nie mogła liczyć na pomoc wujka, a sama nie miała szans w starciu z Pierwszym, jednak ta myśl pozwoliła jej się uspokoić. Umrze, ale przecież nic gorszego nie może się już stać. Miała jeszcze tylko jedną rzecz do załatwienia.

Ímperat tíbi Deus altíssimus – podjęła ponownie. Ku jej zaskoczeniu, Pierwszy drgnął nieznacznie. Mrugnął oczami, jakby obraz przed nim się rozmazał.

Recéde ergo in nómine Patris, et Fílii… – mówiła coraz szybciej Magda.

Jeszcze krok a skoczy.

Et Spíritus Sancti! – dokończyła z mocą.

Gdy wypowiadała ostatnie słowo, naraz stało się kilka rzeczy. Na zewnątrz uderzył piorun, Pierwszy osunął się na kolana, a podłoga trzasnęła głośno i uciekła spod stóp Magdy.

Dziewczyna z krzykiem rzuciła się do przodu i w ostatniej chwili, boleśnie uderzając żebrami o betonowy fragment podłogi, zawisła w powietrzu. Obejrzała się za siebie, gorączkowo zastanawiając się, czy uda jej się skoczyć i to przeżyć. Pierwsze piętro nie wytrzymało ciężaru gruzów i zawaliło się jeszcze niżej, zatrzymując się na poziomie piwnicy w chmurze pyłu i kurzu.

Magda spróbowała podciągnąć się wyżej, ale wystający kawałek podłogi, którego się trzymała, nagle się oderwał. Straciła oparcie i pomimo usilnych prób zaczepienia o coś palców, zaczęła osuwać się coraz niżej i niżej.

– Nie, nie, nie – jęknęła w panice, gdy w końcu uczepiła się pręta zbrojeniowego wystającego poziomo z podłogi.

Czuła nie tylko jak metal kaleczy jej dłonie, ale co gorsza, jak przesuwa się pod jej palcami. Jeszcze tylko kawałeczek, a się z niego zsunie.

Wtem zobaczyła nad sobą twarz Pierwszego. Wrzasnęła z przerażeniem, ale on wyciągnął w jej stronę rękę.

– Chwyć mnie za rękę! – krzyknął.

To nie był głos, który znała. Nie znała również tej twarzy, ani głębokich, ciemnoniebieskich oczu.

– Chwyć mnie za rękę! – powtórzył.

Z trudem złapała za dłoń Mateusza. Poczuła, jak silne palce zaciskają się na jej nadgarstku. Po chwili puściła metal drugą dłonią i wczepiła się w jego przedramię.

Mateusz sięgnął lewą ręką do barków Magdy i złapał ją za bluzkę, usiłując podciągnąć dziewczynę wyżej.

Nagle rozległ się ponowny trzask, szarpnęło podłogą, która opadła zaledwie kilka centymetrów niżej, ale to wystarczyło, żeby Magda zawisła nad przepaścią, trzymając Mateusza zaledwie za palce.

– Nie! – sapnął chłopak, czując, jak dziewczyna wymyka mu się z rąk.

¢

Feliks ostatkiem sił zarzucił nogę na grzbiet psa. Po chwili siłowania, udało mu się skrzyżować kostki i mocno ścisnął udami klatkę piersiową zwierzęcia, a ramionami objął go za szyję.

Pies dyszał ciężko, drapał i wierzgał łapami, usiłując uwolnić się, ale żniwiarz napiął do granic możliwości wszystkie mięśnie i nie zwolnił uchwytu nawet o milimetr.

Bestia zaczęła tracić siłę. Wyrywała się coraz słabiej, aż w końcu zupełnie znieruchomiała.

Feliks zrzucił z siebie nieruchome cielsko i stanął na chwiejnych nogach.

Zobaczył Pierwszego pochylonego nad dziurą w podłodze.

– Zostaw ją! – krzyknął i dopadł żniwiarza.

Złapał go za bark i pociągnął do tyłu, a potem uderzył pięścią w twarz.

Pochylił się nad wyrwą, ale nie zobaczył Magdy, tylko głęboką dziurę, zasnutą chmurą pyłu. Chciał już teraz rzucić się za dziewczyną, ale najpierw musiał obezwładnić Pierwszego.

Odwrócił się i wymierzył kolejny cios. Pierwszy nie próbował się bronić, nawet nie uniósł rąk, gdy opadały na niego kolejne ciosy.

– Ona… spadła… – odezwał się po chwili, jakby był w szoku.

Dopiero teraz Feliks dostrzegł ciemnoniebieskie oczy.

– Pierwszy?!

Chłopak spojrzał na niego z niezrozumieniem, krew ciekła mu z kącika ust, jedno oko zaczęło puchnąć.

– Kim jesteś?! – wrzasnął na niego żniwiarz.

– Ja… ja nie wiem…

– Niech cię szlag! – krzyknął Feliks, zaciskając palce na koszulce tuż pod brodą chłopaka.

Po chwili wahania, żniwiarz odepchnął go od siebie.

– Zostań tu! – nakazał, po czym wypadł z pokoju. Zbiegł na parter i skręcił w lewe skrzydło budynku, gdzie wciąż wirował szary kurz.

Żniwiarz popędził przed siebie i mało brakowało, a sam wpadłby w dziurę w podłodze.

– Nie – jęknął.

Usiadł na krawędzi i zeskoczył do piwnicy, lądując na zwałach gruzu. Przed nim leżała nieruchoma Magda. Z jej piersi wystawał zakrwawiony pręt zbrojeniowy.

 

Feliks zapakował zakupy do plecaka i wyszedł ze sklepu. Pogoda była słoneczna, a na niebie stroszyło się kilka chmurek. Żniwiarz ruszył przed siebie, wiedząc, że w domu czeka na niego tylko pustka.

Wciąż mu jej brakowało. Jej serdecznego śmiechu, tego, jak karciła go za różne głupoty, jakby to ona była od niego starsza o ponad sto lat. Czasem miał wrażenie, że była jedyną osobą na tym świecie, która go rozumiała. Minęło już tyle czasu od jej śmierci, a on wciąż przyłapywał się na tym, że czekał, aż usłyszy zgrzyt zamka w drzwiach, albo tupanie na piętrze, kiedy tańczyła do muzyki, pewna, że nikt jej nie widział i nie słyszał.

Nadal nie potrafił spojrzeć w oczy jej rodzicom. Oboje ciężko to znieśli. Ale czego się spodziewać po ludziach, którzy stracili ukochaną córkę? A najgorsze było to, że wcale nie obwiniali Feliksa o śmierć Magdy. A przynajmniej tak twierdzili.

Jednak Feliks doskonale wiedział, że to jego wina. Gdyby tylko potrafił trzymać ją na dystans, gdyby nie pozwolił jej zamieszkać ze sobą, Pierwszy może nie potraktowałby jej jako marionetki, może nie zostałaby wplątana w to wszystko. A gdyby nie wyrzucił jej z domu…

Przez wiele miesięcy gnębiły go wyrzuty sumienia. Wydarzenia z ubiegłego roku analizował tysiące razy, myślał o tym, co mógł zrobić inaczej.

Dzień był ciepły i słoneczny. Ludzie wylegli na ulice, właściciele psów kręcili się po parku, kilku chłopców zebrało się pod budką z lodami, a grupka hałaśliwych nastolatków maszerowała nad pobliskie jezioro. Jak na złość wszędzie widział uśmiechnięte twarze cieszące się życiem.

Niedługo miała minąć rocznica jej śmierci. Uważał to za okrutny żart, że zginęła właśnie w swoje urodziny. Już nigdy nie wybierze się z nią do lasu po krew świętego Jana. Nie będzie żadnych żartów o szukaniu kwiatu paproci.

¢

Feliks miał wrażenie, że na pogrzebie zjawili się wszyscy mieszkańcy Wiatrołomu. Było wiele młodych osób, zapewne znajomych ze szkoły, dawni nauczyciele i klienci księgarni. Tylko garstka wiedziała o tym, co tak naprawdę się stało.

Przez całą ceremonię Feliks trzymał się na uboczu. Jakoś nie potrafił stanąć wśród licznych członków rodziny oraz przyjaciół, nie mógł spojrzeć im w twarze. Tam dołączył do niego Waldemar.

– Myślałem, że ty nigdy nie opuszczasz tej nory, którą zwiesz swoim domem – mruknął żniwiarz.

– Dla tej dziewczyny się poświęciłem – odparł lekarz. – Przynajmniej tyle mogłem zrobić.

Feliks skinął głową. Tak naprawdę nie był zdziwiony, że i w życiu starego lekarza mającego problemy z alkoholem, Magda zapaliła płomyk nadziei na lepsze jutro.

– A co z tym chłopakiem? – zapytał Waldemar.

Żniwiarz wzruszył ramionami, patrząc na rodzinę Wilków stojącą w tłumie żałobników.

Wszyscy mieli ponure, smutne miny. Ciotka Mateusza uroniła kilka łez. Nawet młody Aleks wyglądał, jakby ledwie powstrzymywał płacz. Zaś Mateusz przez cały czas stał tam nieruchomo z bladą twarzą, jakby do końca nie zdawał sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje.

Gdy tylko przekonał się, że Magda nie żyje, Feliks dopadł zdezorientowanego chłopaka i wydusił z niego całą prawdę. Okazało się, że Mateusz niewiele pamiętał z tego, co działo się w ciągu ostatnich miesięcy. Wydawał się być w głębokim szoku. Miał wyrzuty sumienia, że nie potrafił uratować tej dziewczyny. W pierwszej chwili nawet nie potrafił sobie przypomnieć jej imienia.

Feliks wiedział, że chłopak był tylko narzędziem w rękach Pierwszego i sam miał po czym rozpaczać – w końcu ten zabił jego dziadków – ale żniwiarz nie potrafił na niego spojrzeć, nie czując palącej nienawiści.

Spod hotelu Feliks popędził w strugach deszczu do domu w Grzmiącej, ale nikogo już tam nie zastał. Od tamtej pory przez wiele miesięcy prawie nie spał i nie jadł, próbując odnaleźć morderców Magdy i Nadii, ale Pierwszy przepadł niczym kamień w wodę, Feliks nawet zaczął się zastanawiać, czy w ogóle żyje. Blank wraz ze swoimi potępieńcami jakby zapadł się pod ziemię.

Feliks dopiero niedawno wrócił do domu, rozgoryczony, zawiedziony i całkowicie bezsilny.

Wracając z zakupów, pogrążony w ponurych rozmyślaniach, wybrał dłuższą drogę, żeby tylko nie przechodzić koło księgarni. Był świadkiem tylu śmierci w wielu wcieleniach, ale w głębi ducha wiedział, że żadna z nich nie bolała go tak bardzo jak śmierć Magdy.

Idąc przez park pełen kwitnących krzewów i kwiatów, zobaczył przed sobą samotną postać siedzącą na ławce i szurającą butami po piasku. Dopiero gdy chłopak podniósł wzrok i spojrzał prosto na niego, Feliks rozpoznał w nim Aleksa.

– Cześć – odezwał się nastolatek.

Żniwiarz skinął mu głową, a potem – nie wiedząc, dlaczego to robił – ściągnął z ramion plecak, postawił go na ziemi i usiadł obok chłopaka.

– Jak tam? – zapytał.

– W porządku.

– Widziałeś ostatnio jakichś nawich?

Choć Aleks nie miał wrodzonego daru, po spotkaniu z bezkostem stał się nieco bardziej wrażliwy na upiory.

– Nie. – Chłopak pokręcił głową.

– To dobrze.

– Brakuje mi jej, wiesz? – Aleks odezwał się po dłuższej chwili milczenia. – Nie byliśmy bliskimi przyjaciółmi, ale mam wrażenie, że ten świat jest bez niej taki… pusty.

Feliks pokiwał głową.

Obaj zapatrzyli się w milczeniu na dzieci biegające wesoło wokół fontanny.

– A co z…? – Feliks przerwał milczenie, ale nie potrafił zdobyć się na wypowiedzenie jego imienia.

– Mateuszem? Wyprowadził się już dawno temu. Rodzice mówią, że nie potrafił pogodzić się ze śmiercią Magdy, ale ja myślę, że on do końca tego wszystkiego nie rozumiał…

– Skąd wiesz?

– Powiedział mi. Kiedy przyszedł rok temu cały przemoknięty i obszarpany, tylko ja byłem w domu. I tylko ja potrafiłem mu powiedzieć, co robił przez ostatnie miesiące. Niewiele pamiętał z tego wszystkiego. To ja musiałem opowiedzieć mu o śmierci naszych dziadków. Był zdruzgotany, choć powoli chyba przypominał sobie to wszystko. Potem opowiedziałem mu o Magdzie… Nie wiem, czy w ogóle ją pamiętał. W głowie miał mętlik, aż było mi go żal. Powiedział, że ten… facet siedział mu w głowie przez tyle czasu, że niemal zapomniał, jak to jest być sobą. Czy on naprawdę mordował innych, takich jak ty?

– Tak. On był pierwszym żniwiarzem i z jakichś powodów zabijał swoich pobratymców.

– I co się z nim stało?

– Magdzie jakimś cudem udało się go wypędzić z ciała Mateusza. Albo sam odszedł. Nie wiem. Próbowałem go znaleźć, ale mi się nie udało.

– Kilka tygodni temu dzwoniłem do Mateusza – odezwał się Aleks. – Nie chciał rozmawiać o sobie. Wypytywał tylko o to, co ja robię i czy jestem bezpieczny. Myślisz, że kiedykolwiek będzie mógł normalnie żyć?

Feliks zerknął na wyczekująco wpatrzonego w niego chłopca.

– Nie wydaje mi się. Nie po tym, co przeżył. Ty też już nigdy nie spojrzysz na świat tak samo.

– Wiem, ale jakoś mi to nie przeszkadza.

Żniwiarz wstał i poklepał nastolatka w ramię.

– Trzymaj się – powiedział. – A jakbyś kiedykolwiek miał jakieś problemy, daj znać.

– Pewnie, dzięki.

Feliks poszedł do domu.

Jego ogródek był zupełnie zapuszczony, a w samym domu panował okropny bałagan. Przecież nikt go nie odwiedzał, więc nie musiał dbać o porządek. I tak nie posprzątałby tak dokładnie jak Magda. Rozpakował zakupy i usiadł w fotelu w salonie, bezmyślnie wpatrując się w pustkę przed sobą. W tym samym miejscu zastała go noc. Ledwie zwlókł się z fotela, żeby zapalić świeczkę stojącą na stole. Od roku prawie wcale nie zapalał światła, woląc trwać w mroku.

Zgasił zapałkę, kiedy nagle usłyszał coś na zewnątrz. Wyostrzony słuch żniwiarza wyłapał skrzypnięcie bramki, kroki na ścieżce wiodącej do domu i zgrzyt przesuwanej cegły w murku. A potem rozległ się chrobot klucza przekręcanego w zamku.

Feliks wyszedł na korytarz, chwytając po drodze metalowy pręt. Tylko najbliższa rodzina wiedziała o skrytce na klucz w murku przy drzwiach. Ale rodzina nie wpadała o tej porze w odwiedziny.

Zaskrzypiały zawiasy w drzwiach, które miał naoliwić już dawno temu. Ktoś wszedł cicho do środka. Przez chwilę obca ręka macała ścianę, aż w końcu natrafiła na włącznik.

Korytarz zalała fala jaskrawego światła.

Feliks ujrzał przed sobą wysoką, szczupłą blondynkę o długich, pofalowanych włosach. Miała na sobie obcisłe spodnie i skórzaną kurtkę. A spod gęstych, ciemnych rzęs patrzyły na niego intensywnie zielone oczy.

Przez ułamek sekundy zdający się trwać wieczność mierzyli siebie wzrokiem, zastanawiając się, jaki powinien być ich następny ruch.

Wtem dziewczyna uniosła obie dłonie.

– To ja – powiedziała nieco wyzywająco.

Feliks przekrzywił głowę, nie spuszczając z niej oczu.

– Magda – dodała.

Pręt wypadł z bezwładnej dłoni i uderzył z łoskotem o podłogę.

– Nie gap się tak – skarciła go. – Mam nadzieję, że zrobiłeś zakupy, bo umieram z głodu.

Wyminęła go, jak gdyby nigdy nic, i skierowała się do kuchni. Odruchowo zapaliła światło i zajrzała do lodówki.

– Bieda – stwierdziła, ale wtem jej wzrok padł na talerz pełen kotletów schabowych. – No, to ja rozumiem.

– Magda? – Feliks stanął w drzwiach. – Ale jak…? Przecież ty… To niemożliwe!

– Uwierz, że mnie też nieźle siekło, kiedy się zorientowałam – zapewniła z pełnymi ustami.

– Ale minął rok!

– No i? Początki bycia żniwiarzem nie są takie łatwe.

Feliks, wciąż nie wierząc temu, co widzi, przeszedł kilka kroków w stronę stołu i osunął się na krzesło.

– Nie mogłaś zostać żniwiarzem – szepnął.

– A jednak. Dla chcącego nic trudnego. I mam nawet tatuaż, wiesz?

Feliks przetarł dłońmi twarz, ale dziewczyna wcale nie zniknęła z jego kuchni. To nie mogła być jego Madzia. Nie, ta wysoka, umięśniona blondynka, tak butna i pewna siebie, musiała być złudzeniem. Pewnie przysnął w fotelu. Zaraz się obudzi…

Pochłonąwszy kotlety, dziewczyna znów zajrzała do lodówki.

– Nie masz piwa – stwierdziła z zawodem. – A szkoda, choć tobie pewnie przydałoby się coś mocniejszego. – Odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła zaczepnie.

– Ale Pierwszy… – zaczął Feliks.

– Drań. Jeszcze z nim nie skończyłam.

Żniwiarz podniósł na nią spojrzenie.

– No co? Sukinsyn najpierw sprawił, że się w nim zakochałam, a potem zabił mnie w moje własne urodziny. Nie puszczę mu tego płazem.

– Co zamierzasz? – zapytał Feliks.

– Najpierw pójdziemy do moich rodziców, przekazać im dobre wieści – odparła, nieco się krzywiąc. – Hurra, ich córka żyje… Ty im to powiesz. – Podniosła ze stołu nóż, wbiła ostrze w jabłko leżące w miseczce i przez chwilę się mu przyglądała. – A potem znajdziemy drania i odeślemy do Nawii. Tym razem na stałe.

– Wiesz jak?

Magda wgryzła się w owoc.

– Nie mam pojęcia. Ale na jego miejscu już zaczęłabym się bać.


Spis treści

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Niecały rok później

Polecamy


    Ваша оценка произведения:

Популярные книги за неделю