355 500 произведений, 25 200 авторов.

Электронная библиотека книг » Marcin Przybyłek » Gamedec. Sprzedawcy Lokomotyw » Текст книги (страница 14)
Gamedec. Sprzedawcy Lokomotyw
  • Текст добавлен: 22 февраля 2018, 18:00

Текст книги "Gamedec. Sprzedawcy Lokomotyw"


Автор книги: Marcin Przybyłek



сообщить о нарушении

Текущая страница: 14 (всего у книги 19 страниц)

– Nasz przyjaciel osłabł – rzekł z troską Harold. `; – Chcesz odpocząć?

***

– W dzisiejszych wiadomościach kolejna sensacja, tym razem z Wolnych Stanów Ameryki, a konkretnie ze słynnej fabryki Zoenet Labs. Łączymy się z naszym korespondentem, Martinem Guzowskym. Martin?

– Tak, dzień dobry państwu, witaj, Jagno.

– Powiedz, co się stało?

– Około godziny ósmej lokalnego czasu strażnik Zoenet Labs, Kwintus Largus, przybrany w potężną zbroję typu Thor, opuścił stanowisko i wystartował z zamiarem opuszczenia bazy. Na pytania i polecenia służbowe nie odpowiadał. Inne Thory oraz najcięższe dimeńskie motomby typu Arjuna otworzyły ogień. Uciekinier zaciekle się bronił. Oto ujęcia z lotu ptaka. Jak państwo widzicie, część obronnego muru została zniszczona, jak również pięć wież strzelniczych. Fragment bloku B uległ poważnym uszkodzeniom. Zbroja, nad którą w tej chwili pracują maszyny naprawcze, należy do nieszczęsnego zoeneta.

– Jakie były jego motywy?

– Tego, niestety, na razie nie ustalono. Wiadomo, że w wolnych chwilach Kwintus uczestniczył w zaciętych potyczkach WWW. Należał do klanu „Blue Monkeys” i zajmował bardzo wysokie miejsce w rankingach. Koledzy z klanu twierdzą, że w trakcie ostatnich walk dokonał kilku brawurowych rajdów we wnętrzu fortu Ironstone. Zoeneci nie muszą obawiać się śmierci, mówił. Jednak, zgodnie z ostatnimi ustaleniami, zadawanie fizycznych obrażeń nie jest jedyną bronią Bestii.

– Czy są dowody, że dimen został zahipnotyzowany przez potwory w Crying Guns?

– Na odpowiedź na to pytanie trzeba będzie poczekać. Na razie jego dibek poddawany jest szczegółowym badaniom. Nikt jednak nie odważył się go przesłuchiwać z obawy przed dalszymi infekcjami w obrębie Zoenet Labs.

– Dziękuję, Martin. – Dziękuję, Jagno.

– Mówił do państwa Martin Guzowsky, nasz korespondent z FSA. Nazywam się Jagna Randal. Oglądają państwo serwis informacyjny Global Network News. Dalsze informacje. Zamieszki w południowo-wschodniej części Pekinu…

***

– No, bracie – Alfred Ant wyszczerzył zęby w życzliwym uśmiechu. Monika, która stała obok testowego łoża, też się uśmiechała. – Jesteś zdrowy!

– Mówiłam ci, Alfredzie – odezwała się dziewczyna. Wstałem z leżanki. Lekarz wyłączył skanery i zniknęły trójwymiarowe obrazy mojej prześwietlonej głowy, zajmujące przed chwilą niemal całą przestrzeń gabinetu.

– Słuchaj, Moniko – odezwałem się – czy wszystkie pielęgniarki Shadow Zombies noszą takie uniformy? – Zlustrowałem jej plażowy strój obciągnięty siatką o dużych okach na wysokości bioder i ramion.

Alfred jeszcze raz zerknął w odczyty. Kobieta roześmiała się. Mięśnie na jej śniadym brzuchu ślicznie się napięły, uwidaczniając na krótki moment intersepty.

– Zawsze się zastanawiałam – odezwała się po chwili – który to kretyn wymyślił, że siostry mają nosić białe fartuchy.

Kiedy tak się uśmiechała, zdawało mi się, że biją od niej promienie.

– Słuchaj, Torkil – odezwał się Alfred. – Masz tu jeszcze taki proch na wzmocnienie neuronalne. Spojrzałem skonsternowany.

– Czuję się dobrze

 Potarł czoło.

– Wiem, skany wskazują, że wszystko jest w normie, nawet lepiej niż w normie… mimo to… wszelki wypadek.

***

Po wyjściu z gabinetu udałem się w pobliże sztucznej wyspy i tam zaczaiłem na Allanda. Usadowiłem się wygodnie na ławce, wsłuchałem w śpiew ptaków i zmrużyłem oczy Po pół godzinie dostrzegłem go między lancetowatymi liśćmi palm. Zmierzał do Lamy.

Wyskoczyłem zza roślin.

 – Harold!

Zatrzymał się.

– Słuchaj – wysapałem – muszę cię ostrzec przed Sergiem. Jest w nim coś fałszywego…

– O czym ty mówisz? – szeroko otworzył oczy.

– Pamiętasz przepowiednię? Ja rzeczywiście widzę myśli. Taką aurę. O, na przykład twoja to taka skłębiona chmura, zatroskana i szczera.

Spojrzał skonsternowany.

 – Widzisz… myśli?

 Gorliwie pokiwałem głową.

– W jego aurze jest jakiś zgrzyt. Uważaj na niego.

Przez chwilę milczał.

– Rozmawiałem o tym z Moniką, ona także coś podejrzewa – dodałem.

Zacisnął usta. Położył mi rękę na ramieniu.

 – Co powiedział Alfred?

– Że jestem zdrowy, dał mi tylko jakiś nanolek na wzmocnienie…

– Dobra, cieszę się. Dziękuję za ostrzeżenie. Będę uważał.

Coś tu nie grało. Mój mózg zaczynał wreszcie pracować po dawnemu i widziałem, że Harold nie jest szczery. Do diabła, widziałem to i nie była do tego potrzebna żadna aura. Po krępującej chwili milczenia dodał:

– Jutro zapraszam na pogawędkę do siebie. Wyjaśnisz nam wtedy, czym jest… – sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej buteleczkę z infigenem – to. Jakby trafił we mnie piorun. A więc o to mu chodziło.

***

– Kilka dni się nie widzieliśmy, kochani! Znowu Cal Galahad i znowu WWW! Proszę państwa, co się tu dzieje! Odwrót! Odwrót! Wszystkiego spodziewali się komandosi z VSA oraz czempioni klanów, ale nie kontrofensywy! Nie ma rady, najmilsi, prawda wyszła na jaw, Bestia zyskała przewagę! Po publicznym wystąpieniu, zaraz, Frank, uważaj! Piękna salwa! Ten obok mnie to Frank Eustachy, mistrz piątego kręgu klanu „Free Wolves”. O czym to ja… aha, po  publicznym wystąpieniu rzecznika Virtual Security, Agency, Ubalda Dila, w którym przyznał, że w trakcie WWW zginęło dwudziestu graczy, oraz po wypadku w Zoenet Labs, kiedy Kwintus Largus zdemolował część fabryki motombem typu Thor… Teraz’ mały skok nad rozpadliną… Tłum, który państwo widzą za mną, to wycofujące się masy gierczanej’ braci, niebywałe, to nie odwrót, to ucieczka! Mam nadzieję, że generał Joseph Blackhead zgarnie towarzystwo do kupy, bo inaczej cała Crying Guns będzie; strefą zakazaną! Wracając do wątku, po tych wydarzeniach stało się jasne, że przeciwnik jest naprawdę’ groźny, nie tylko dla organików, których może zwyczajnie zabić, ciągle odnawiając coraz perfidniejsze aplikacje generacji bólu i uszkodzeń ciała, ale także dla dimenów, których, podobnie zresztą jak braci z realium, może zahipnotyzować! Wskakuję do okopu, teraz tup, tup, tup do bunkra… ale będzie jatka. Nikt już nie ryzykuje kontaktu bezpośredniego. Generał Blackhead dał rozkaz walki wyłącznie na dystans. Słudzy zła, jak wiecie, za wyjątkiem plujówi i pterodonów, nie dysponują skuteczną dalekosiężną bronią, dlatego hordy chaosu gonią za graczami jak szalone! Kto by pomyślał, że Ironstone jest w stanie tyle tego tałatajstwa pomieścić! Cóż mogę powiedzieć, drodzy oglądacze? Jest kiepsko, jeśli nie utrzymamy się w zewnętrznym kręgu okopów, pozostanie opuścić tę piękną grę! Wtedy pomoże jedynie totalny format!

***

Siedzieliśmy w gabinecie Harolda Allanda. Dominowały tu różne odcienie beżu, oranżu i zgaszonego błękitu. Wszystkie ściany i sufit zastępowało akwarium, czy może tylko jego projekcja. W każdym razie czułem się jak na dnie oceanu. Wrażenie potęgował nieregularny, wielokształtny wykrój podłogi. Po prawicy Allanda trwał w bezruchu Gator Ida, kędzierzawy brunet o pociągłej, nieco końskiej twarzy, a po lewicy Max Osjan, ciemnoskóry atleta. Byli pozostałymi członkami Najwyższej Rady Shadow Zombies. Dziwnie wyglądali na tle falującego morszczynu. Na kremowym stole między nami czerwienił się rubinowy flakonik. Refleksy słońca przebijające się przez taflę nad nami wydobywały z niego szkarłatne iskierki. Jaka szkoda, że nie wypiłem go wcześniej.

– Z naszych badań – przerwał ciszę Max Osjan, potrząsając czarnymi kędziorami – wynika, że jest to gęsty koncentrat wirusa oddziałującego na ludzki genotyp.

Chrząknąłem. Gator Ida spojrzał na mnie przenikliwymi, szarymi oczami. Jego żuchwa wydłużyła się jeszcze bardziej, gdy się odezwał:

– Jesteśmy łatwowierni, może nawet naiwni i dlatego wierzymy, że słuchając lepszej strony osobowości, wyjawisz nam, co zawiera ta buteleczka.

– Jeśli nie – wszedł w słowo Harold – wsadzimy cię do maszyny prawdy.

– Dlaczego od razu tego nie zrobicie? – parsknąłem. – Co to za świat, że człowiek nie może mieć przy sobie nic prywatnego?

Alland wyciągnął rękę w uspokajającym geście. Za jego głową pojawił się błękitny rekin, dopłynął do „ściany” i zawrócił.

– Wiemy, że wyniosłeś to z Pharma Nanolabs. Steffi dokładnie poinformowała o celu twojej misji, a także o tym, co powinieneś mieć w kieszeniach.

Jakie miałem szanse? W nieznanym świecie, wśród nieznanych ludzi, w nieznanym ciele? Po tym, jak niemal dotknąłem absolutu?

To chyba koniec, Torkilu, pomyślałem i poczułem jakąś niezrozumiałą ulgę. Tak się zapewne czuje człowiek dotarłszy do kresu podróży. Odchyliłem głowę i zapatrzyłem się w taniec fal. Czy właśnie taki widok ma przed oczami tonący?

Którą z nieskończonych ścieżek istnienia za chwilę wybiorę? Jakie słowa wypłyną z moich ust? Na cholerę mi ten infigen? A tak, chciałem być nieśmiertelny. Nieśmiertelny… Spojrzałem na ich aury. To są naprawdę dobrzy ludzie, chyba najlepsi, jakich do tej pory spotkałem. Z wyjątkiem Sergia… Nie chcą mi zabrać tej mikstury ,choć jeśli okazałaby się przydatna dla ich organizacji…

– To jest infigen. Preparat unieczynniający gen starzenia – wypaliłem i zmieniłem bieg historii: Shadow Zombies złamali jego recepturę, udostępnili masom i doprowadzili do światowego Armagedonu. Ziemia przepełniła się i z hukiem rozpadła.

Nie, nie powiedziałem tego, choć chciałem. Och, jak pragnąłem wyjawić prawdę i uwolnić się od ciężaru. Mimo to jakaś niezrozumiała siła, jakby melodia w samym środku, nie pozwalała. Byłem gamedekiem. Nie miałem prawa zdradzać nie swojej tajemnicy Nie ja wynalazłem infigen i nie ja powinienem rozpowszechniać o nim wiedzę. Cisza w akwaryjnym pokoju przybrała konsystencję mgły.

– Mówicie, że jesteście dobrymi ludźmi?

Po trzech sekundach milczenia uznałem, że było to pytanie retoryczne.

– Przez ostatnie tygodnie przeszedłem bardzo wiele – ciągnąłem. – Zostałem zaatakowany przez gierczanego wirusa, porwany przez Biuro Ochrony Państwa i zamordowany pozbawiono mnie mieszkania, tożsamości, obywatelstwa, pieniędzy. Zoeneci zabrali mi ciało, jeszcze raz zmieniłem wcielenie z własnej przymuszonej woli, potem pogryzły mnie jakieś pieprzone szczury i zeżarłem ich trujące wątroby, wskutek czego moja psychika omal się nie rozpadła, uratował mnie zaś cud. Byłem w miejscach, w których nie chciałem się znaleźć, wykonywałem polecenia, których nie chciałem wypełniać. Wkręciłem się w spiralę przemocy jak korkociąg. – Spojrzałem na flakonik i wziąłem wdech.

Wymienili spojrzenia.

– Nie jestem Prometeuszem – podjąłem – który dostał się do siedziby bogów i wykradł tajemnicę, żeby przekazać ludziom. Nie chcę jej przekazywać, bo nie wiem, jakie będą konsekwencje. Jeśli czymś się różnicie od moich dotychczasowych „pracodawców”, zachowajcie się inaczej i uszanujcie coś tak nieistotnego, jak wola jednostki.

Odetchnąłem. Skąd mi się wzięło natchnienie do takiej przemowy?

– Jeśli chcecie – ciągnąłem – weźcie jeszcze jedną próbkę tej wody i badajcie ją sobie. Ja wam nic nie powiem, bo nie ja ją stworzyłem i nie mam, psiakrew, prawa rozpowszechniać o niej wiedzy.

 Moja egzorta zrobiła na nich wrażenie.

– Wiesz – odezwał się Harold, pocierając kark – że moglibyśmy ci to po prostu zabrać?

Wyglądał jak dziecko, które straszy wodnym pistoletem. Nie stać go było na przemoc.

– Wiesz – odparłem, naśladując jego ton – że kiedyś byłeś sukinsynem, a teraz podobno nie jesteś? Poczerwieniał. Uraziłem go.

– Przepraszam – rzekłem pojednawczym tonem.. – Was jest trzech, ja jeden. Czuję się jak na przesłuchaniu.

– No cóż – Max poruszył ramionami – próbkę mamy spróbujemy dociec, do czego służy. Myśleliśmy, że nam pomożesz.

– Jestem niezależny Znajdźcie agenta, który wykradnie podobną i powie wam, co i jak.

– A… – Gator Ida potarł podbródek – gdybyśmy ci zapłacili?

Przełknąłem ślinę. Pieniądz to co innego. W porównaniu z ideową papraniną był całkiem moralny.. Mimo to nie oni dali mi zlecenie, więc nie oni powinni zapłacić. I jak porządny gamedec może się połapać w tym zafajdanym świecie?

– Ta informacja nie ma ceny.

***

Dzisiaj w brukselskim sądzie apelacyjnym odbędzie się trzydziesta rozprawa w sprawie senatora Adolfa Blooma. Przypomnijmy, że polityk utracił immunitet dyplomatyczny po wykryciu w jego letniej rezydencji na Costa del Oro dwóch podporządkowanych mu diginetek o spaczonych, uwarunkowanych wyłącznie na seks psychikach. Dimenki przybrane były w motomby przypominające ludzkie ciało. Eksperci zwracają uwagę na wysoką jakość wykonania:, Producent zbroi jest jak dotąd nieznany. Kobiety zostały zabrane z domu polityka , i przechodzą intensywną terapię w Centralnym Ośrodku Neuroprogramowania w Kolonii. – Digineci podlegają prawu i przez prawo są chronieni – dowodzi prokurator Emilia Sanchez, żądajca kary dwudziestu lat ograniczenia wolności. – Świadoma kreacja zdeformowanych umysłów jest porównywalna do kaleczenia ludzkich płodów. Stoimy przed precedensem. Jeśli nie zareagujemy właściwie, grozi nam prawdziwy zalew podobnych przestępstw.

Trwa śledztwo mające ustalić, gdzie zostały stworzone umysły kobiet. Oficjalni wytwórcy dimenów stanowczo negują jakiekolwiek kontakty z Bloomem.

Czwarty tydzień wojny domowej w Nowej Zelandii. Linia frontu…

***

Nie bardzo wiedziałem, co ze sobą zrobić. Wyjść na zewnątrz? Bez pracy, bez właściwej powierzchowności i tożsamości, bez obywatelstwa? Chciałem odzyskać kontakt z przyjaciółmi, lecz jak? Informacje o ciele były w posiadaniu zoenetów. Miałem do nich wrócić? Co bym im powiedział? Problem tożsamości przedstawiał się bodaj jeszcze trudniej. Oficjalnie byłem martwy. Czy ktokolwiek mógł wymyślić przekonującą historię przywracającą mnie do życia? I dlaczego miałby to robić? Nad moją mogiłą przemawiał prezydent Wolnej Europy, Sean Sennhauser tworzył Doom Day!

Kiedy nie wiesz, co czynić, poczekaj, mówi przysłowie. Postanowiłem zastosować się do tego porzekadła, ale produktywnie. Poprosiłem Harolda, żeby zainstalował w moim pokoju komputer. Gdy ekipa uporała się z zadaniem, zacząłem pisać… pamiętnik.

***

– Jagna Randal, Global Network News. W Zoenet Labs spotkali się dzisiaj ministrowie wirtualnego bezpieczeństwa wszystkich krajów, szefowie liczących się firm elektronicznych oraz wojskowi. Gremium stwierdziło, że Bestia może być obecna w większości aparatów wykorzystujących oprogramowanie i jest tylko kwestią czasu, kiedy zaatakuje na szerszą skalę. – Co zrobimy, jeśli jej hipnotyczne programy opanują sieć telesensyczną? – spytał prezes People Telesens, Bob Reslinck. – Co się stało z tymi, którzy zniknęli? – dołączyła się Teresa Polanowska, minister WB Wolnej Europy. Po godzinnej naradzie ustalono, że jedynym rozwiązaniem kryzysu sieciowego jest globalne formatowanie. Uczestnicy przyznali, że będzie to niesłychanie skomplikowana operacja, gdyż w tym samym czasie trzeba będzie wyłączyć większość urządzeń na powierzchni Ziemi, w kosmosie oraz na dnach oceanów. Przedstawiciele niektórych państw wyrazili niepokój, że operacja może stać się okazją dla grup terrorystycznych i informatycznych złodziei. Wówczas przedstawiciel Armii FSA, generał Karion Darn, zaproponował odpalenie w strategicznych punktach bomb elektromagnetycznych o niewielkiej sile, które unieczynnią urządzenia nawet wbrew woli ich właścicieli. Ostatecznie zawiązano, komisje opracowujące szczegółowy plan globalnego,, odnowienia oprogramowania. Poszczególne sekcje zajmą się logistyką, procedurami skanowania oraz koordynacją czasową. Szczegóły jutro o tej samej porze.

***

– Powiedz mi coś więcej o sondach, które wysłaliście w czwarty wymiar – poprosiłem Lamę, który jak zwykle coś sprawdzał na ekranach.

Oderwał się od wykresów, zamrugał i spojrzał na mnie proroczym wzrokiem. Jego aura niepewnie zadrgała. Ze smutkiem stwierdziłem, że poświaty wokół głów widzę coraz słabiej. Umiejętność zdawała się wygasać.

– Och, niewiele mam do powiedzenia. Kilka miesięcy temu posłaliśmy dwadzieścia aparatów… – Wystukał coś na klawiaturze. Na jednym z ekranów zagościła trójwymiarowa projekcja muchy – Upodobniliśmy je wielkością i kształtem do zwykłej musca domestica. – Zrobił najazd i wydał dyspozycję rotacji. Sylwetka owada powoli zaczęła się obracać. – Nie bawiliśmy się ozdabianiem nóżek włoskami, a i oczy nie są fasetkowe, tylko gładkie, jednak na pierwszy rzut oka to zwykła muszka. Odpowiedni program powoduje, że bariery ABB interpretują ją jako domową plujkę. Człowiek też jej nie odróżni od włochatej siostry, chyba żeby ją złapał i obejrzał pod lupą, co, szczerze mówiąc, jest niemożliwe, bo mu zwyczajnie zniknie z oczu. – Uśmiechnął się zjadliwie. – Może pojawić się w każdym miejscu na Ziemi, na chwilę, dosłownie na sekundę, wprowadzić dane do procesora i z powrotem ulotnić się w czwarty wymiar. Jest zaprogramowana, żeby się uczyć. To znaczy… – zająknął się, jego aura drgnęła – ma badać ścieżki przeznaczenia, sporządzać mapy, identyfikować ślady istot żywych i martwych, obiektów mobilnych i nieruchomych. Oczywiście – zerknął na mnie przelotnie – we wszechświecie wszystko się rusza, ale w skali Ziemi są obiekty, które od biedy można nazwać nieruchomymi… przez jakiś czas.

Rozejrzałem się po hali, szukając muszego lądowiska.

– Wróciły już?

Zacisnął usta w sztucznym uśmiechu.

– O, nie, program przewiduje półroczną podróż.

– Myślałem, że przebywanie w nadprzestrzeni nie podlega prawidłom czasu.

Uśmiechnął się krzywo.

– Brawo. Tyle że one nie stracą czasu w hiperprzestrzeni, ale u nas, w naszym świecie. Będą wskakiwać do niego kwadryliony razy. Nawet jeśli tylko na sekundę, trochę to potrwa.

***

Wiatr historii dotarł w końcu nawet do podziemi Shadow Zombies. Ożywieńcy chcąc nie chcąc, musieli podporządkować się ogólnoziemskiej inicjatywie formatowania. Eksperci zgromadzeni w Zoenet Labs wykonali wspaniałą robotę, bo już po dwóch tygodniach gotowe były programy, procedury i cała akcja, którą opatrzono kryptonimem „Freeze”. Agenci dostarczyli odpowiednie oprogramowanie, podniecenie narastało. Trudno się dziwić. Na całym globie naraz wszyscy posiadacze sprzętu elektronicznego musieli go wyłączyć na pięć godzin, skopiować dane, sformatować dyski, przeskanować nośniki pamięci, a następnie ponownie wszystko zainstalować, przez odpowiednie filtry, ma się rozumieć. Dotyczyło to nie tylko prywatnych osób, ale także firm: handlowych, produkcyjnych, a nawet transportowych czy energetycznych! Kilkaset tysięcy elektrowni atomowych, tachionowych i grawitacyjnych nagle musiało wyłączyć nanotronikę! To samo dotyczyło stacji orbitalnych, kosmicznych baz oraz kompleksów podziemnych, dla których wszelka tronika była podstawą podtrzymywania życia. Szczególny problem stanowiły supportery linowców, które zwyczajnie mogły spaść, grzebiąc pod sobą całe megapolie. Z tego, co zrozumiałem, miały włączyć awaryjne silniki odrzutowe. Drogie jak pies, ale mus to mus.

Kiedy wreszcie nadszedł „dzień zero”, wszyscy aż iskrzyliśmy z podniecenia. Skopiowałem prawie skończone wspomnienia i zabezpieczyłem komputer. Całe szczęście, że towarzyszyła mi Monika, bo inaczej rozchorowałbym się ze stresu. Na godzinę przed formatem w holowizji powtórzono schemat działania. Potem uprzedzono o odpaleniu bomb EMP. Następnie uruchomiono odliczanie, które było słychać na całym globie. Gdy spikerka doszła do „zero”, zgasło światło. Podniosłem ślepy wzrok i wsłuchałem się w milknące silniki wentylatorów. Nastała cisza przetykana ludzkimi oddechami i chrząknięciami. Wymacałem omnik i uświadomiłem sobie, że nie zobaczę, która jest godzina, bo jego także wyłączyłem. Czy Bestia mogłaby się schować w takim urządzeniu? Oczywiście, że tak. Gdzieś zapalono świecę. Potem drugą. Ktoś zaczął cicho śpiewać. Wkrótce siedzieliśmy na podłodze wśród lasu ogników, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, przekomarzaliśmy jak dzieci. Raptem ludzkość odzyskała właściwe proporcje. Ludzie dookoła stali się jacyś normalniejsi.

***

– Kochani, tego jeszcze nikt nie przeżył, tego jeszcze nikt nie widział, jesteśmy znowu w Crying Guns. Pusto. Cicho. Programiści dopiero co wgrali ostatnie patche. Pamiętacie pierwsze wrażenie, gdy weszliście w tę grę? Kiedy to było, co? Aha, przepraszam, znowu zapomniałem o autoprezentacji. Zatem, hm, hm, Cal Galahad ze świeżo oczyszczonych Global Network News. Po mojej prawicy falanga doborowego  oddziału VSA, po lewicy klan „Dark Horses” w całej swej potędze. Do fortu Ironstone mamy niecałe pięćset metrów… Ciągle cisza. Lider VSA pokazuje znak… Wykonujemy skok… Lądujemy pięćdziesiąt metrów bliżej bastionu. Twierdza wydaje się pusta…

 Jak myślisz, Jack, mówię do mistrza klanu „Dark Horses”, Jacka Kellera, zatem, jak myślisz, udało się? – Trudno powiedzieć. Fort jest pusty. W wieżach bocznych, w centralnej iglicy, na bastionach i przeciwstrażach nic nie widać, nie wiemy jednak nic o wnętrzu.

– Nie wierzę, by Bestia była taka sprytna, żeby robić jakieś niespodzianki. Myślę, że format się udał. – Cóż, jej zachowania strategiczne były zawsze dziwne.

– Twierdzisz, że może nas zaskoczyć?

– Nie wiem, Cal. Czekaj, robimy skok na sto metrów, gotowy?

– Gotowy.

– No to siup.

– I, proszę państwa, widzimy teraz fort Ironstone z lotu ptaka. Cóż za piękna konstrukcja! Te koszary, te bastiony, te kawialiery i nadszańce… I lądujemy. Jesteśmy… sprawdzam dalmierz… o sto metrów od najbliższego stoku bojowego, za którym, w suchym zagłębieniu na fosę, mieści się południowy półksiężyc. Ciągle cicho. Lider komandosów zaznacza miejsce docelowe skoku. Za chwilę wylecimy w powietrze i wylądujemy dokładnie na trójkątnym półksiężycu. I siup… Ciągle pusto. Państwo czują, jak wali mi serce? I lądu… Wielki boże! Tęgoryjec!

– Nie lądować! Rozproszyć się!

 – Aaa!

– Cal! Za tobą! Macka!

 – Ognia!

– Chryste! Patrzcie na koszary!

 – Odwrót! Odwrót!

 – Cal! Wyloguj!

***

Formatowanie zakończyło się klęską. Bestia uderzyła ze zdwojoną siłą, we wszystkich grach. Co więcej, operacja „Freeze” najwyraźniej wyszła jej na zdrowie, bo pojawiły się poprzednie wcielenia: muszki, komary, osy i inne insektoidalne stwory od których zaczęło się całe pandemonium. Światy zostały oficjalnie zamknięte, zaś w Brahmawi toczyła się regularna bitwa z użyciem wszelkich możliwych środków. Relacje z tego pięknego świata wyglądały jak obrazy apokalipsy według świętego Jana. Tyle że niszczył nie pankreator, a szatan wcielony w cyfrę. Większość zoenetów wycofała się do sejfów i zapadła w przymusową drzemkę lub przeniosła się do motombów i czekała na rozwój wydarzeń. W kraju dimenów pozostali tylko zawodowcy, automaty i najodważniejsi dziennikarze.

Prace nad wspomnieniami zakończyłem. Byłaby z tego niezła książka. Dokumentalna. Mierził mnie już pobyt pod ziemią, brakowało powietrza. Co prawda pobyt osładzała mi nieodmiennie cierpliwa i pogodna Monika, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że nie odczułem ulgi, gdy do mojego pokoju wpadł Sergio z okrzykiem:

– Chodź, znowu są!

– Kto? – Zerwałem się z fotela. – Pokażę ci w laboratorium!

 Wybiegliśmy na korytarz.

– O kim mówisz? – sapnąłem. – O zoenetach! Szukają cię!

Wpadliśmy zadyszani do pomieszczenia z rzędem konsol.

– Patrz – wskazał monitor.

Zamarłem. Nad powierzchnią undercity przesuwał się oddział dziesięciu motombów w zoeneckich zbrojach.

– Dimeni – szepnąłem.

– Szukają cię.

Szukają mnie! Wiedzą, gdzie jestem! Mieli zapisy ostatniego starcia z Feliksem Ronem, moim szoferem bez mózgu, oraz z cieniem. Domyślili się, że uciekłem w dół. Co prawda, Steffi wiedziała to na pewno, ale to nie ona wydawała rozkazy. Zlustrowałem lecący szwadron. Żywe maszyny. Ludzie z metalu.

 – Jest tu funkcja zoomu? – spytałem.

Sergio wskazał dżojstik. Przybliżyłem obraz. Jeden z droidów był Freyą. Czyżby Steffi? Wcisnąłem guzik i trzymałem tak długo, aż metaliczna kobieca twarz wypełniała ekran.

– Tak, to Płomiennowłosa. – Sergio zrozumiał moje intencje. – Zaszła bardzo daleko w zoeneckiej hierarchii. Ale zdaje się, że jej ojciec niedługo ją odwoła. To bardzo wrażliwa dziewczyna.

***

 – Wiesz, co to jest? – Harold Alland postawił na stole buteleczkę z pięcioma znajomymi kapsułkami. Virgen?! Tu?

– Moje ciało?!

Alland uśmiechnął się pobłażliwie.

 – Niestety nie.

– Skąd to macie?

Cmoknął.

– Mam dla ciebie dwie wiadomości. Dobrą i złą.

 Kiedyś powiedziałbym, że uwielbiam tajemnice zagadki. Dzisiaj byłem nimi znużony.

– Zacznij od dobrej.

 – Szukają cię dimeni.

 Prychnąłem.

– To jest ta dobra wiadomość?! Pewnie, że szukają, chcą mnie ukatrupić!

Znów się uśmiechnął i pogładził wieczko flakonika.

 – A, nie. Desperacko cię potrzebują.

Przypomniałem sobie wieści o nieudanym formacie

. – Nie radzą sobie z Bestią?

– Otóż to. – Spojrzał na mnie z zazdrością. – Szukają tego, kto ją pokona, a obaj wiemy, że to będziesz ty.

Zlustrowałem jego aurę. Ledwie ją dostrzegałem na tle morskich otchłani. Pozazmysłowe postrzeganie definitywnie się kończyło.

– Mam nadzieję, że nie znają tej durnej przepowiedni. A zresztą – machnąłem ręką – nie skojarzą jej ze mną, bo nie wiedzą, że czytam myśli.

– Ale domyślają się słusznie. Więc nie chcą cię zabić, tylko wykorzystać.

– Co za różnica. Zabiją mnie potem.

 – Może nie?

Zamrugałem.

– Co masz na myśli?

– No cóż… Do tej pory zachowywałeś się jak prawdziwy gamedec: ani razu nie wyjawiłeś informacji, których wyjawiać nie chciałeś. Jeśli dostaniesz zwykłe płatne zlecenie…

Zmarszczyłem czoło. Zwykłe zlecenie… jak dawno nie słyszałem tego określenia.

– Wszystko się zmieniło – podjął. – Światy są zamknięte, Brahmawi krwawi. Mamy światowy kryzys sieciowy Ludzie boją się telesensować, nawet dotykać klawiatury Zarówno zoeneci, jak i rządy mają milion problemów na głowie, z których ty jesteś najmniej istotny W dodatku możesz im pomóc w rozwiązaniu najważniejszych. Może pozwolą ci żyć?

W końcu co miałem do stracenia? W Zoenet Labs tkwił klucz do odzyskania ciała… Spojrzałem na buteleczkę z kapsułkami.

– A co zawiera ta fiolka? Uśmiechnął się krzywo.

– To jest właśnie zła wiadomość. Stefii zdobyła ten specyfik, żeby przywrócić ci powierzchowność… Hioba Agona. Gdybyś wrócił do nich w obecnej formie, zdemaskowałbyś moją córkę, nieprawdaż?

O nie.

***

Koncern Mobillenium Ltd. wykupił wczoraj pakiet kontrolny firmy Inverted Mind Entertainment, twórcy niezbyt popularnych „psychodelicznych” gier, z których tylko „Otchłań” osiągnęła względny sukces. Czyżby transportowy lider zainteresował się nanotroniczną rozrywką?

Kolejne trzęsienie ziemi w Kalifornii.Wydaje się , że los półwyspu jest przesądzony…

***

Następny tydzień był arcynieprzyjemną powtórką z rozrywki. Przeistoczyłem się w niskiego, grubego karła przy akompaniamencie diabolicznych śmiechów i w huku piekielnych otchłani, które rozrywały się po to, by ukazywać migawki z życia aniołów grających ogłuszającą muzykę na niebiańskich trąbach. Jedyne, co mogłem w tym czasie robić, to leżeć w łóżku, opędzać się przed pająkami, szkaradnymi sześcionogimi stworami, marami, szpiegonami i żywiołami, które obracały całą stację Shadow Zombies w dymiącą ruinę. Nic już nie było pionowe ani poziome. Ściany stały się skośne, podłogi połamane, ludzie niespodziewanie zmieniali kształty, atakowali mnie i knuli za moimi plecami. Co jakiś czas ze’ szczelin w suficie wysuwała się podstępna cienka macka z kropelką śmiertelnej trucizny, którą usiłowała wlać mi do gardła. Radziłem sobie z tym, jak umiałem: czasem rzucałem się jak oszalały (bo; w istocie oszalałem) i wtedy ukojenie znajdowałem jedynie w opiekuńczych ramionach snu, czasem ignorowałem wszystkie te zjawiska, lecz zdarzało się, że potykałem się o nieistniejące przeszkody bądź cierpiałem katusze po połknięciu wszechobecnych toksyn czy wchłonięciu cudzych, podłych myśli. W pokoju cały czas był włączony monitor holowizji. Obejrzałem wtedy więcej programów niż przez całe dotychczasowe życie. Inna sprawa, że większości z nich nie rozumiałem.

W następnym tygodniu ustąpiły urojenia. Zostały dosyć dobrze ustrukturalizowane wzrokowe omamy. Niestety, zamiast blondyny latał mi przed oczami archaiczny atmosferyczny myśliwiec z chichoczącym gnomem na pokładzie, zaś miejsce skrzatów zajęły jakieś czarne mgiełki czy kłaczki. Bardzo brakowało mi Moniki, która gdzieś zniknęła.

Sporadycznie łapałem się na nieprzyjemnych odczuciach derealizacji: przestawałem pojmować swoje otoczenie. Ściany, meble, przedmioty traciły znaczenie, które dotąd wydawało się trwale do nich przylepione. Ich sens stawał się zupełnie niejasny, a przeznaczenie mgliste. Jeszcze gorzej się czułem, gdy ogarniała mnie, na szczęście rzadsza od derealizacji, depersonalizacja. Wtedy po prostu przestawałem rozumieć, kim jestem. Stawałem się pustą skorupą wypełnioną głosami nie moich myśli, które brzmiały jak wypowiadane w obcym języku. Orbitowałem pod sklepieniem własnej czaszki i obserwowałem rozświetlone, nie umeblowane wnętrze ciała. Czasem miałem specyficzne zawroty głowy odczuwane przeze mnie tak, jakby ktoś chwytał mnie potężną łapą i przesuwał w bok tak szybko, że wzrok nie nadążał za ruchem. Uznałem, że psychika Hioba jest mniej stabilna od duszy blondyna. Albo po prostu mój własny umysł był już zbyt umęczony nieustannymi zmianami.

 Jeszcze siedem dni i wróciłem do wątpliwej normy: stanu, w którym dokładnie odróżniałem prawdę od fikcji. Wtedy złożyłem wizytę ojcu Steffi.

– Zdeponuj mi to w ElektroBanku, na koncie z hasłem – podsunąłem mu kasetkę z kryształem, mnemodysk oraz flakon z infigenem. – Hasło znajduje się na dysku. Oczywiście do niego nie zajrzysz. – Co to za dokumenty?

Uśmiechnąłem się smutno.

– Moja polisa ubezpieczeniowa.

Wyciągnąłem z kieszeni minikrążek zatytułowany: „Otworzyć w razie mojej śmierci”.

– A to przekażesz notariuszowi.

 – Oczywiście.

Potarłem skronie. Nie dawała mi spokoju sprawa Lamy.

– Harold. Zrobiłeś coś z Sergiem?

Znów to zacięcie ust. O co mu chodzi? Sprawę infigenu chyba wyjaśniliśmy. Milczy.

– Posłuchaj – podjąłem – wiem, że argument obrazu jego aury jest dość śmieszny, ale moja zdolność była bardzo spójna, wiesz, że jestem gamedekiem i umiem myśleć logicznie. Nawet w najcięższych warunkach. Zresztą Monice też się nie podobał… – urwałem. – Właśnie, gdzie ona jest? Dlaczego nie było jej przy mnie podczas metamorfozy?

Pochylił się nad kremowym blatem. Gdzieś w oddali, za jego plecami, dostrzegłem cielsko walenia. – Czy nadal widzisz aury, Torkilu?

Przełknąłem ślinę

. – Już… nie.

Skinął filozoficznie głową.

– Właśnie dlatego nie ma już Moniki.

 Zamarłem. Więc była zwidem?!

– I dlatego – podjął cicho – nie mogłem brać serio twoich ostrzeżeń.

Przez chwilę trwaliśmy w ciszy, jak w zatrzymanym kadrze.

– Cieszę się – szepnął – że w końcu wyzdrowiałeś.


    Ваша оценка произведения:

Популярные книги за неделю