355 500 произведений, 25 200 авторов.

Электронная библиотека книг » Marcin Przybyłek » Gamedec. Sprzedawcy Lokomotyw » Текст книги (страница 15)
Gamedec. Sprzedawcy Lokomotyw
  • Текст добавлен: 22 февраля 2018, 18:00

Текст книги "Gamedec. Sprzedawcy Lokomotyw"


Автор книги: Marcin Przybyłek



сообщить о нарушении

Текущая страница: 15 (всего у книги 19 страниц)

***

StarZone na Marsie! Z dawna zapowiadany i ciągle odkładany koncert charyzmatycznych muzyków na Czerwonej Planecie wreszcie doszedł do skutku i… okazał się wydarzeniem co najmniej kontrowersyjnym. Lider grupy, Papa Porca, którego samo pseudo jest bluźnierstwem, nie oszczędził oczekujących go z utęsknieniem kolonistów: artysta wykpił kubaturę sali koncertowej, wyśmiał aparaturę audio, mnemo i sensofoniczną oraz, co należy już do tradycji, zaprezentował zgromadzonym gościom, w tym komandorowi Jasonowi Pradowi z żoną (lotniskowiec „Grenada” tymczasowo orbituje wokół planety) nie podwójnego, ale już potrójnego penisa w stanie erekcji. O ile dotąd przeznaczenie dwóch członków było raczej oczywiste, o tyle teraz stało się problematyczne. – O co chodzi? – śmieje się Papa. – Jeden w anus, drugi w vaginę, a trzeci w jakieś słodkie usta… zresztą już niedługo będzie poczwórny – dodaje – ale inaczej, poziomo. Wymyśliłem nową pozycję z dwoma ciksami.

– Samo wykonawstwo – komentuje Krystian Rogowsky – stało na bardzo wysokim poziomie, zarówno sensyczne aranżacje, jak i muzyczna fabuła. Czy jednak nie milej by było, gdyby StarZonerzy przemówili swojemu liderowi do rozsądku? Mógłby się w końcu nauczyć trzymać przyrodzenie w spodniach. A poza tym dojdzie do tego, że gdy się podnieci, dostanie zawału!

Cicg dalszy wiadomości kulturalnych. Najnowszy el-book Hasana Ora, Zabłąkani spotkał się z dość

 chłodnym przyjęciem krytyki, wytknięto dwieście dwanaście nieświadomych plagiatów, zarzucono piętnaście świadomych…

***

Tej nocy przyśniła mi się. Wisiała nad Warsaw City z szeroko rozpostartymi skrzydłami. Od jej ciała biły mieniące się promienie.

– Anioły… – szepnąłem i mój głos odbił się od wszystkich wież świata – …nie istnieją.

– Mylisz się, Torkilu – odrzekła, a jej głos był jak szmer tysięcy strumieni. – Uratowałam cię, więc istnieję.

– Dlaczego już cię nie widzę?

Roześmiała się i cały świat roześmiał się razem z nią.

– Jak to? A teraz?

– Przecież to tylko sen… Podfrunęła i musnęła moje usta wargami pachnącymi rajskim powietrzem.

– A… czym jest sen, gamedeku?

Milczałem, chłonąc jej niebiańską bliskość. Na nieskończenie słodką chwilę przylgnęła do mnie. Unieśliśmy się wysoko ponad najwyższe wieżyce miasta, jestem pewien, że coś między nami zaszło, nie umiem tego nazwać, jakbym na chwilę stał się nią, a ona mną.

– Miłość… – wyszeptała przestrzeń dookoła nas. – Miłość też jest realna.

Potem gdzieś zniknęła. Zostałem sam nad miastem.

Spadałem w otchłań, nie czując strachu.

***

Ferdinando Starlotti znowu w reklamie! Czy ulubieniec kibiców grawitacyjnej piłki, rozgrywający ze-

społu Brasil Breakers, nie minął się z powołaniem? Tym razem Ferdi nie zachęca do picia Mind Coli, lecz do stosowania Nobaru, specyfiku unieczynniajcego wzrost włosów na twarzy. Zobaczymy, czy wielbicielki pozostaną mu wierne mimo zniknięcia podniecającego zarostu…

.

***

Leżałem na gruzowisku w okolicach środkowej Pragi. Zgodnie z ustaleniami, właśnie nad tym miejscem o wyznaczonej godzinie powinien przelatywać patrol dimenów. Hiob Agon ma nieprzyjemny zapach. Ciekawe, co go podkusiło, by przybrać właśnie taki wygląd? Może potrzebował odmiany po poprzednich, przystojnych wcieleniach? Dziwny jest ten świat, ta Ziemia, myślałem z policzkiem wpartym w kawałek betonu. Wizja emigracji na inną planetę zdawała się bardzo nęcąca. Zawsze marzyłem o kosmosie. Gaja… Czemu nie? Na podłym ziemskim globie prawdopodobnie czeka mnie nieustanna ucieczka przed idiotami, którym ubzdurało się, że skoro nie podzielam ich kretyńskich zapatrywań i znam rzekomo nadzwyczaj ważne informacje, nie powinienem żyć.

Zbliżył się szczur. Kąsacz. Wyciągnąłem broń i zakończyłem jego śmierdzące istnienie gejzerem krwi. Sam się, bracie, o to prosiłeś. Ja nie lezę, gdzie mnie nie chcą. No, chyba że mnie do tego zmuszają. Poprawiłem tłuste cielsko (forsownie odpasione zaledwie w ciągu kilku dni) i przybrałem odpowiednią pozę. Powinienem wyglądać na skrajnie wyczerpanego.

Wreszcie usłyszałem odległy znajomy szum zoeneckich motombów. Nie poruszyłem się. Wylądowali wokół mnie bez słowa. Znów poczułem tę niezrozumiałą obcość cyfrowych ludzi. Nie musieli rozmawiać za pomocą fal mechanicznych zwanych popularnie dźwiękiem, bo porozumiewali się, używając fal elektromagnetycznych. Więc prawdopodobnie gadali jak najęci, a ja tego nie słyszałem. Gdybym percypował drgania radiowe, mógłbym ich zrozumieć, a tak najwyżej mogłem się domyślać. „I co? Jaka jest rzeczywistość, biedny człowieku uzależniony od zmysłów?”, powiedział kiedyś Lee Roth.

Pozwoliłem się unieść metalowym łapskom i przetransportować do opancerzonego śmiga. Tam ułożyli mnie na kozetce grawitacyjnej, dali kroplówkę i jakieś prochy Znowu prochy! Zanim zanurzyłem się w chemiczny sen, zdążyłem pomyśleć: żegnajcie, zombiaki. Żegnaj, Alfredzie, Haroldzie i niesłusznie oskarżony Sergio. Żegnaj Moniko, najlepsza i najpiękniejsza, choć nierealna, pielęgniarko.

5. Bestia

Nadal podoba ci się na Ziemi? Prawda, że to przemiła planeta? Nie wejdziesz w sieć w obawie przed Bestią, nawet telesens jest niebezpieczny. A nie boisz się rozmawiać z sąsiadem? Skąd wiesz, że nie jest zainfekowany hipnozą? Wciąż masz niepowtarzalną szansę, żeby polecieć do nowego, lepszego świata! Gaja jest nieskażona zarówno pod względem cyfrowym, jak i organicznym! Nie znajdziesz tam mutantów ani toksycznych odpadów! To wielki, nowy, piękny glob we wspaniałym, bezpiecznym, stabilnym układzie planetarnym strzeżonym przez dwa gazowe giganty! Skąd wiesz, że do Ziemi nie zbliża się jakiś asteroid, który rozniesie ją w pył? Myślisz, że Jowisz go wyłapie? A jeśli nie? Jak sądzisz, skąd się wziął pas asteroidów między Jupiterem i Marsem? W systemie Alsafi są aż dwa odkurzacze trochę mniejsze od Jupitera. Mówiąc krótko, Ziemia to przeżytek. Gaja. Nowe mieszkanie. Nowe życie. Nowe szanse. Mobillenium. Tam… ale już nie z powrotem!

***

– Cześć, Torkil – na płycie lądowniczej Zoenet Labs, pod palącym amerykańskim słońcem, przywitał

 mnie Koriolan Dal, szef wywiadu. Obok niego szczerzył zęby Laurus Wilehad. Być może we własnej skórze.

– Witaj, Koriolanie,cześć,Laurus.-Ukłoniłem się.

– Czekaliśmy na ciebie. – Dimen ujął mnie pod ramię i wprowadził w korytarze bazy.

Laurus szedł o krok za nami. Bardzo dużo ludzi ostatnio na mnie czeka, miałem ochotę powiedzieć, ale powstrzymałem się. Nie chciałem zdradzać Shadow Zombies.

– Ostrzegam, że nie zgadzam się na żadne przesłuchania – warknąłem cicho.

Dal nie zwolnił kroku. Jego mechaniczna twarz wyrażała bezdenne zdziwienie.

– Czyś ty oszalał? Nie mamy czasu na głupstwa! W tej chwili zagrożone jest całe Zoenet Labs, cała nasza pieprzona społeczność!

– O? – uśmiechnąłem się złośliwie.

– Ściągnęliśmy najlepszych gamedeków na Ziemi. Mamy specjalistów z Hongkongu, Melbourne, Nowego Yorku, Casablanki, Rio, Tokio, Pekinu i ciebie z Warsaw City W sumie czternaście grup, twoja będzie piętnasta, czyli według greckiego alfabetu… Omikron. Ładna nazwa, prawda?

– Bardzo.

Weszliśmy do większej sali, gdzie przy monitorach kręcił się tłum ludzi. Szliśmy środkową aleją.

– Zaprosiliśmy jeszcze kilka osób do twojej drużyny Myślę, że się ucieszysz.

Obeszliśmy ściankę działową, ostatnią przed wielkim oknem. Zakręciliśmy i… zobaczyłem Pauline, Harry’ego, żeńską zbroję typu Doom… Po sekundzie obserwacji nie miałem wątpliwości, że była to Anna. W grupie byli też Levi Chip i Ruben Troy, a za nimi najprawdopodobniej drużyna mechanicznych Bezbolesnych, żywo o czymś dyskutujących. Zapadła się pode mną ziemia. Zerkali zdziwieni na Koriolana, Wilehada i na mnie. Nie tak sobie wyobrażałem nasze powitanie. Jak tu dotknąć przyjaciół w ciele brzydkiego grubaska? A zwłaszcza… spojrzałem na moje panie… Jak mam uściskać Pauline i Annę?

Jeśli znajdziesz się w niezręcznej sytuacji, odetchnij i trzymaj pion.

Pieprzyć to, pomyślałem, wystąpiłem pół kroku, wyprostowałem baryłkowaty korpus i odezwałem się:

– Niedługo przybiorę własną postać. To ja, Torkil.

 Najpierw przez chwilę milczeli, wytrzeszczając oczy, a potem… rzucili się do mnie z krzykiem i podrzucili w górę. Pauline i Anna zostały z tyłu. Słusznie, pomyślałem. Im należą się szczególne względy.

– Jak ty wyglądasz, chłopie?! – darł mi się prosto w twarz Harry, gdy już opadłem na ziemię. Kochany Harry Już myślałem, że cię nie zobaczę.

 – Trochę podupadłem – zażartowałem.

 Wybuchnęli śmiechem. Kuksańce Bezbolesnych odczuwałem jako dość bolesne ciosy, mimo to przyjmowałem je z wdzięcznością. Wśród nich zapewne znajdował się Peter „Crash” Kytes. To zdaje się ten, pomyślałem, widząc jednego z Doomów stającego naprzeciwko mnie.

– Peter? – spytałem.

– Czempion znowu jest z nami – oświadczył znanym barytonem.

– Bestia posra się w gacie! – zawtórowali kumple z drużyny.

– Bardzo na ciebie liczymy, Torkil – przez gąszcz stalowych ciał przepchnął się Chip.

Ładna historia. Znowu praca.

– Mam już nawet teorię… – spod pachy Normana wyłoniła się rozczochrana twarz Rubena. – …wydaje mi się…

– Cicho – zgromił go Harry, widząc, że od kilku chwil patrzę nieruchomym wzrokiem na kobiety mojego życia.

Wiwatująca grupa rozstąpiła się. Podszedłem dwa kroki i przypomniałem sobie o swoim wyglądzie. Może chociaż oczy wyrażały wnętrze? Może zdradzał mnie sposób poruszania się? Ważąc te dylematy, stałem nieruchomo ze cztery sekundy. Mój Boże, widziałem tyle holofilmów ze scenami radosnych, triumfalnych powrotów, czytałem tyle el-booków, a mnie samemu przypadł w udziale tak żałosny comeback? Ktoś kiedyś powiedział: oczy mogą cię zwieść, nie ufaj im. Podszedłem zatem i przytuliłem obie moje kobiety I znalazłem się w domu.

***

Niedługo światy ożyją na nowo i znowu będą oazą spokoju i relaksu. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Pamiętaj wtedy o antygrawach firmy Player Friend. Podłączasz je do standardowego gniazda w łożu i nie musisz się martwić o kurz w nosie, na twarzy i kombinezonie! Będziesz mógł wchodzić w gry z przyjemną świadomością, że wstaniesz z łoża czystszy, niż się kładłeś! Antygrawy Player Friend! Łoże to nie katafalk! Łoże to portal do lepszego świata!

***

Moje honorarium opiewało na milion kredytów, zwrot ciała, usunięcie kodu genetycznego z pamięci zoeneckich maszyn, medialny powrót w świat żywych i… bilet na Gaję. W razie niepowodzenia: ciało,

 tożsamość, bilet. Dal nie protestował.

– W tej sytuacji populacja łyknie każdą bajkę na temat twojego powrotu, a rządy nie mają nic do gadania – skwitował.

Na wszelki wypadek postanowiłem wyjaśnić swoje stanowisko.

– Koriolan, nie próbuj niczego. W razie śmierci mój notariusz dotrze do banku, gdzie zdeponowany jest… pamiętnik. Byłby z tego niezły bestseller. Wszystkie grupy nacisku są w nim dokładnie opisane. Pamiętaj, że ciągle jestem osobą wiarygodną, więc niech nic nikomu nie wpadnie do głowy. Wyszczerzył błyszczące zęby.

– Dowiodłeś, że jesteś twardy jak skała. Nie mam wyboru.

 ***

– Dzień dobry, Vanessa Reeve, Earth News. Dotarły do nas niepokojące wiadomości z Gujany Równikowej. Łączymy się z naszym korespondentem, Ralphem Faradayem. Ralph, czy możesz powiedzieć, co się tam dzieje?

– Dzień dobry, Vanesso. Dzisiejszej nocy doszło do kilkunastu rozbojów, aktów wandalizmu i napadów, głównie na terenie Nowego Paryża, ale także w okolicznych miejscowościach. Straty szacuje się na dwa miliony kredytów. Nie było ofiar w ludziach. Według wstępnych ustaleń sprawcami wszystkich przestępstw byli digineci stworzeni w firmie Live Jaquesa Lamberta. Ofiary przemocy wniosły pozwy do sądów. Miejscowe władze zwołały komisję badającą przyczyny zajść. Zaproszony został profesor Randal Umumba z Uniwersytetu w Nowym Paryżu, światowej sławy psycholog od lat zajmujący się psychoprofilowaniem. „Digineci od dawna powinni być badani”, krzyczą tytuły prawicowych gazet, „możemy hodować żmije na własnym łonie!” Organy związane z lewicą próbują ich bronić. – Trzeba pamiętać, że Live dała pracę ponad pięćdziesięciu tysiącom bezrobotnych, ta firma uratowała nasz kraj. Co znaczy kilka wybitych szyb wobec dobrodziejstwa koncernu Jaquesa Lamberta?.– czytamy w artykule na pierwszej stronie „African True”.

Neutralni komentatorzy są ostrożni. Twierdzą, że najprawdopodobniej był to wybryk źle skomponowanych psychicznych konstelacji. Powstaje jednak pytanie: nawet jeśli tak jest, jak poradzi sobie z tym prawo? Co będzie, jeśli biegli dowiodą, że winni nie są digineci, lecz ich stwórcy? Może najważniejszym problemem nie jest: kogo ukarać, lecz: co dalej robić ze sprawcami? Izolować? Resocjalizować? Czy może… przeprogramować? Dla Earth News mówił z Nowej Gwinei Ralph Faraday, do zobaczenia.

– Dziękuję, Ralph. Przechodzimy do wiadomości z kraju. Intensywnie pracują grupy kryzysowe w Zoenet Labs…

***

Zaraz, jak to było… Najpierw zmieniłem się w Hioba, kiedy pierwszy raz odwiedziłem Zoenet Labs. Potem, gdy znalazłem się w undercity, przemieniłem się w wysokiego blondyna. Potem z powrotem przedzierzgnąłem się w Agona, a na koniec znowu w siebie. Z małą modyfikacją. Poprosiłem Guya Samsona, zoeneckiego lekarza, żeby wprowadził w mój genotyp odrobinę szersze barki i dodał pięć centymetrów wzrostu. Jak szaleć, to szaleć. Pominę opisy czwartej agonii, w której tylko jedna rzecz różniła, się na korzyść: halucynacje trwały tylko pierwsze dwie doby, a potem prawie zupełnie ustąpiły Z przyjemnością przyjąłem świat bez tytanów, piekielnych scen, piorunów, robali, krasnali, nawet bez blondyny No, może za tą ostatnią trochę tęskniłem. Miała’ panna fantazję. Trudno. Było, minęło. Za tydzień stałem się z powrotem najprawdziwszym Torkilem, zwykłym, normalnym facetem. Tyle że bez blizny na twarzy. Paliłem się do pracy Wreszcie miałem zlecenie: proste, przejrzyste i najważniejsze w dotychczasowym życiu.

Zabić Bestię.

***

Bezmózgi Medtronics! Nowość! Tańsze o trzydzieści procent od ciał Pharma Nanolabs! Oferujemy raty zero procent oraz przyjazną procedurę kredytowania w MediaBanku! Nie przegap szansy! Monopol został złamany! Bezmózgi Medtronics! Amerykańska jakość, europejskie ceny i obsługa! Sprawdź teraz!

*

– Dzisiaj rano wykonaliśmy kilka rajdów na fort – perorował Takeshi Royo, uznany gamedec, przywódca grupy Alfa (czyli klanu „Ghost Monks”) z Hongkongu.

Za nim jarzyła się zatrzymana w ruchu, trójwymiarowa projekcja Ironstone.

– W tym czasie używaliśmy Personality Security Droids wszystkich kalibrów, po dziesięć na osobę. Salę wypełnił szum niedowierzania. Chińczyk wyciągnął ręce w uspokajającym geście.

– Uznaliśmy, że przy tym stopniu zagęszczenia powietrznych agresorów dopiero taka liczba gwarantuje bezpieczeństwo organikom. W przypadku dimenów wystarczą trzy.

Grupy uderzeniowe obecne w sali odpraw wciąż dyskutowały.

– Dobrze wiecie – ciągnął Royo – że liczba cyfrowych przeciwników narasta w niewiarygodnym tempie. Jeszcze wczoraj grupy Epsilon i Dzeta, czyli klany „Wilid Women” i „Dark Skies”, używały najwyżej pięciu aparatów PSD na osobę. Oblicze tej wojny zmienia się w zastraszającym tempie.

– Wczoraj – krzyknął z sali chudy brunet – w wiadomościach podano, że są pierwsze ofiary w serwerach nie związanych z grami!

Takeshi poważnie pokiwał głową.

– Jeśli czegoś nie wymyślimy, i to szybko, możemy się pożegnać z siecią.

– A zoeneci z domem – mruknął ponuro dimen odziany w nieznany mi typ zbroi.

Po mojej prawej stronie siedziała Ann Sokolowsky. Jej kolana lśniły połyskiem opalonej skóry. Nie mogłem się nacieszyć tym widokiem. Znowu miałem wgrany w omnik jej program. Znowu byłem właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Z lewej strony dolatywał subtelny zapach perfum Infinity, które na skórze Pauline Eim zamieniały się w prawdziwy afrodyzjak. Organiczki wciąż mają przewagę nad motombkami. Tamte prędzej spryskają się olejem niż dezodorantem… Gdy tak siedziałem między dwiema pięknymi kobietami, które wyglądały jak moje własne skrzydła, rozpierała mnie tak wielka (szowinistyczna) radość, że z trudem śledziłem słowa prelegenta. Niewiele jest takich chwil.

– Z zebranych przez moją grupę danych wynika kilka – Takeshi skrzywił się sceptycznie – być może interesujących faktów. Po pierwsze zauważyliśmy, że tęgoryjce mają dziwną cechę: wyłaniają się spod ziemi i chowają z powrotem nawet wtedy, gdy nie wybiją wszystkich przeciwników.

Kilka organicznych i mechanicznych głów wystających nad oparciami foteli skinęło na znak zgody

–Widzimy to na tym filmie

Royo zwolnił pauzę i skierował kamerę na stepowy obszar w pobliżu fortu, gdzie do skoku szykowała się kilkunastoosobowa grupa. Nagle podłoże zaczęło się zapadać. Kilku żołnierzy błyskawicznie wystartowało, najprawdopodobniej byli to dimeni, bo czas reakcji wydawał się niezwykle krótki. Pięć postaci odbiegło poza obszar obsuwu. Trzech komandosów zareagowało za późno. Wielka paszcza potwora otworzyła się pod nimi i wyrzuciła ciała w powietrze potężnym podmuchem zielonkawego gazu. W ułamku sekundy porwały ich cienkie macki, rozerwały na strzępy i wrzuciły do pięciodzielnego pyska. Pozostali przy życiu wojownicy ostrzeliwali bestię z ziemi i z powietrza, ona jednak, zamiast bronić się czy atakować, schowała się pod powierzchnię gruntu. Projekcja zatrzymała się.

– Dla uspokojenia wyjaśniam – odezwał się prelegent – że nieszczęsna trójka żyje.

Po sali przeszło westchnienie ulgi.

– Zostali wylogowani przez automaty przywiezione przez panią dyrektor Eim z Warsaw City – ukłonił się Pauline. Ta grzecznie się uśmiechnęła.

– Te niewielkie moduły – podjął – oddają nam niewiarygodne usługi. Żołnierze czują się dobrze i już rwą się do walki.

– Co za moduły przywiozłaś? – nachyliłem się do jej ucha.

– Takie małe kostki – szepnęła i otarła się wargami o moje ucho. Elektryzujący dreszcz. – Przyczepiasz do hełmu i nawet gdy urwie ci rękę, powinno cię bezpiecznie wylogować.

– Wymyśliliście w Novatronics? Uśmiechnęła się z dumą.

– Wciąż jesteśmy liczącą się firmą.

My? Od kiedy Pauline zaczęła się utożsamiać z pracą? No cóż, westchnąłem filozoficznie. Pewnie mnie też by to nie ominęło.

– Nie prościej byłoby software’em?

Tym razem w jej uśmiechu była zagadka. – Dobre pytanie.

– A gdzie jest Konon? – przypomniałem sobie o jej synku.

– Na przymusowej hibernacji .Nie pozwolę, żeby coś mu się stało.

– Obudzisz go po wszystkim?

Skinęła głową.

– Tak jak przed formatowaniem – znów skupiłem się na głosie skośnookiego prezentera – tęgoryjce lubią chodzić daną trasą dwa razy, nie mniej, nie więcej. Poza tym zauważyliśmy wciąż ten sam wzór zachowań: zwierzęta nawet mając przewagę, w pewnym momencie przegrupowują się i zmieniają schemat ataku. Atakują nawet same siebie, zarejestrowaliśmy dziwaczną scenę, gdy ten tirex…

Obraz skupił się na potworze przypominającym kopalnego tyranozaura. Gad uciekał przed strzelającymi do niego żołnierzami. W pewnym momencie odwrócił pysk i… ugryzł się w udo.

– …dokonuje czegoś w rodzaju automutylacji.

 – Czego? – spytał jakiś zoenet.

– Samookaleczenia – Royo uśmiechnął się przepraszająco. – Używam czasami psychologicznej terminologii. Skrzywienie zawodowe.

Od razu go polubiłem. Mogłoby się wydawać, że gamedecy to w większości programiści. Tymczasem zaskakująca wielu miało ciągoty psychologiczne.

– Można założyć, że w Bestii walczą jakieś dwie sprzeczne natury – podjął. – Jedna, czysto niszczycielska, i druga, uprawiająca dziwną strategię skoków i odskoków, wyraźnie nie lubiana przez tę pierwszą.

Mówca wyłączył ekran.

– Na tym kończę swój raport. Dzisiaj do akcji rusza nowo sformowana grupa Omikron, składająca się głównie z graczy słynnej drużyny Bezbolesnych, wspierana przez żołnierzy VSA oraz zespoły Iota, Lambda, Ksi i Kappa, czyli, z grubsza rzecz ujmując, klany… – zerknął do notatek – Wretched Knights, Myth Beasts, Blue Monkeys i kobiecą formację Lean Furies. Wypada życzyć powodzenia.

Wstaliśmy. Wyraźnie odczułem moc nowych mięśni i kości. Teraz już nie musiałem uprawiać ćwiczeń regenerujących i pić ziółek. Miałem ciało prosto z formy.

– Co o tym sądzisz? – zwrócił się do mnie Harry.

 Skrzywiłem się łobuzersko.

– Wiem jedno – naprawdę miło było usłyszeć własny głos – trzeba się paskudzie przyjrzeć.

***

To my ubezpieczyliśmy konstrukcję megamiasta New Tokyo. To my wypłaciliśmy odszkodowanie po katastrofie środkowego przęsła mostu w Cieśninie Gibraltarskiej. To my wypłaciliśmy odszkodowanie po upadku orbitalnej stacji Pegasus. To my ubezpieczyliśmy wszystkie loty na Gaję. Safe Nations. Najpoważniejszy partner. Safe Nations. Nie sprzedajemy polis. Safe Nations. Pomagamy w nabyciu świętego spokoju.

***

Ledwo weszliśmy w Crying Guns, każdego członka grupy otoczyła świetlista sfera peesdeków walczących z robalami, koliberkami i większymi latającymi stworami. Co chwila z niebytu wyskakiwał Bat, Falcon bądź nawet Dragon i rozszarpywał cyfrowymi kłami i pazurami śmigające w powietrzu paskudztwo. Trudno było się skupić.

– Dimeni na obwód, organicy do środka – zakomenderowałem.

Członkowie grup wykonali polecenie. Otworzyłem mapę. Nad piaskiem zamajaczył trójwymiarowy projekt fortu Ironstone.

– Jesteśmy tutaj – wskazałem południowy kwadrant oddalony o kilometr od twierdzy.

– Plan jest prosty – podjąłem – od tego półksiężyca… – wskazałem trójkątne umocnienie na południowy wschód od murów – biegnie kaponiera, wąski rów, w który mam zamiar wskoczyć, przebiec między kleszczami… – dziobnąłem palcem w obraz ustawionych pod kątem wałów obronnych – i dostać się do twierdzy poterną. O, tu – zakreśliłem małe wejście, jedyne alternatywne dla głównej bramy na południowym zachodzie.

Odetchnąłem i zapatrzyłem się w łuny mikrowalk błyskających wokół naszych ciał. Szukałem natchnienia. Czy może duchowego wzmocnienia.

– Poternę można otworzyć tylko w jeden sposób – podjąłem. – Trzeba jednocześnie zająć zwieńczenia pięciu wież… – wskazałem szczyty iglic wyrastających z pięciokątnych koszar w centrum fortu – a następnie zdobyć najwyższą komnatę wieży środkowej… – przesunąłem palec na wiszącą w powietrzu wieżycę, podtrzymywaną przez pięć sióstr wspartych o grunt.

Komandosi VSA, Bezboleśni oraz członkowie pozostałych grup skinęli głowami. Zwróciłem uwagę na urodziwą Lilith Ernal, mistrzynię klanu Lean Furies. Średniego wzrostu śniada blondynka o zdecydowanych rysach dziwnie mnie pociągała. Zbroję typu scout przyozdobiła karmazynowymi wisiorami, piórami i nadrukami. Odsłonięty brzuch regularnie – się zapadał w rytmie oddechów. Po bokach wyraźnie zaznaczonych mięśni prostych mieniły się animowane kwadraciki przedstawiające skradającego się tygrysa. Za nią warowały pozostałe Furie, każda udekorowana w indywidualny sposób. Także dosyć interesujące. Torkil, skup się.

– Szczegółowy plan przedstawi Peter „Crash” Kytes.

Z przyjemnością oddałem mu głos, żeby bliżej przyjrzeć się wojowniczkom. Przybrany w szkarłatny strój czempion Bezbolesnych podszedł do mapy.

– Przed szczytem każdej z pięciu wieżyc wisi powietrzny półksiężyc chroniony przez osadzone na nim pluje i pterodony W komnatach wież są tylko tigry…

– Mała kubatura pomieszczeń – wszedł mu w słowo Desmond Archtime, lider Wretched Knights: potężnie zbudowany, o długim nosie i zaczepnym spojrzeniu. Zbroja, oczywiście scout, w przeciwieństwie do Furii czarna, inkrustowana srebrnymi technostylizacjami. Kandydat na głównego bohatera do holofilmu SF.

Peter spojrzał na niego z uwagą.

– Zgadza się. Dlatego zajęcie komnat, o ile do nich dotrzemy, nie powinno być problemem. – Crash wrócił wzrokiem do mapy i przez chwilę się zastanawiał. – Należy zatem najpierw zająć powietrzne półksiężyce, potem pięć wież, a na końcu wskoczyć do najwyższej.

Powiódł po nas ciemnymi oczami, szukając aprobaty Skinęliśmy głowami. Wychwyciłem pytający wyraz twarzy Rodneya Lugara, przywódcy Blue Monkeys, barczystego, krępego mężczyzny o niskim czole i przenikliwych oczach. Małpy miały zbroje jednolicie błękitne, z granatowym uproszczonym wizerunkiem rezusa na piersi i naramiennikach. Lugar słynął z precyzji skoków. Pewnie liczył, że to on wykona najtrudniejszą część.

– Problem polega na tym – podjął Peter – że skok na wiszące trójkąty jest na granicy zasięgu najlżejszej zbroi typu scout. To samo tyczy rajdu na najwyższą iglicę. Jeden strzał pluja niszczy dziewięćdziesiąt procent pancerza.

Przełknąłem ślinę. Sam byłem zatrzaśnięty w najcięższego szkarłatnego dreadnoughta (przyozdobionego insygniami Bezbolesnych). Chciałem dotrzeć do serca kompleksu. Skakanie nie było mi potrzebne.

– Żeby w ogóle mieć szanse doskoczyć – ciągnął przywódca diabłów – trzeba się wybić z jednego z bastionów obsadzonych przez tireksy, ewentualnie nadszańca, na którym są pluje. Można też z dachu koszar, ale to strefa samobójcza ze względu na hipnozę… oraz koncentrację potworów na dziedzińcu. Ostatecznie można próbować z zewnętrznego półksiężyca lub przeciwstraży, gdzie są wszystkie typy stworzeń. Sprawę komplikuje fakt, że przed skokiem agregaty generujące energię muszą być naładowane w stu procentach, inaczej nie dolecimy Tak więc na dziesięć sekund przed lotem skoczek musi wstrzymać ogień.

– Pysznie – mruknął komandos VSA, dumnie prezentujący zbroję typu assault.

– Wytrzymamy – uspokoił go lider Myth Beasts, Chuck McTyr. Jego zbroja (oczywiście scout) pokryta była rdzawymi włosami, a hełm ozdabiały imponujące rogi Minotaura. Twarz zasłaniały kędzierzawe wąsy, długa broda i krzaczaste brwi. Rzeczywiście mityczna bestia.

– Jak widzicie – ciągnął Peter – sprawa nie jest prosta. Obraliśmy następującą strategię… – Przybliżył mapę tak, że była widoczna tylko południowowschodnia strona fortu. – Oddział pierwszy VSA atakuje bastion wschodni, odciągając uwagę stacjonujących tam tireksów i plujów z nadszańców. Bądźcie przygotowani na powietrzny atak pterodonów i ewentualną wizytę tęgoryjca.

Komandosi przytaknęli. Niemal sami dreadnoughci. Chodząca artyleria.

– Dziesięć sekund później – ciągnął „Crash” – oddział drugi VSA atakuje bastion południowy. W ten sposób odciągniecie przeciwników zgromadzonych na drodze Torkila. Waszym zadaniem jest utrzymać się przez następnych dziesięć sekund. Przewidujemy, że w tym czasie zwróci się w waszym kierunku pięćdziesiąt procent obsady fortu.

– Czyli śmierć na miejscu – szepnęła Anna.

– Nie do końca – odparował Kytes. – Zbroje typu dreadnought powinny wytrzymać standardowy atak nawet do trzydziestu sekund.

– O ile nie wyskoczy tęgoryjec – weszła mu w słowo Pauline.

– Omawiamy dynamiczny proces wojenny – wyjaśnił spokojnie Peter. – Nie potrafimy wyeliminować ryzyka. Można dalej?

Mrugnąłem na znak potwierdzenia.

– Po dwudziestu sekundach wkracza najsilniejszy trzeci oddział VSA, atakujący szaniec północno-zachodni. – Odsunął mapę, pokazując cały fort. – Tym razem będziecie osłaniać nas: grupy Omikron, Iotę, Lambdę, Ksi i Kappę, czyli, mówiąc skrótowo, bo wiem, że nie wszyscy członkowie klanów są obecni w tych taktycznych związkach, Bezbolesnych, Nędznych Rycerzy, Mityczne Bestie, Błękitne Małpy i.. – mrugnął do Lilith – Szczupłe Furie.

Odpowiedziała przelotnym, ledwie zauważalnym uśmiechem.

– Natychmiast po tym – podjął – jak wyeliminujecie obsadę z bastionu, wskakujemy tam i czekamy na doładowanie generatorów. W tym czasie wiążecie ogniem pluje z nadszańca i murów znajdujących się pod koszarami, jak również unieszkodliwiacie pterodony Jasne?

Dowódca trzeciej grupy VSA spokojnie kiwnął głową. Peter zrobił krótką pauzę. Spojrzałem w kierunku fortu. Wyglądał jak zaklęte zamczysko skrywające bluźnierczy sekret. O ile Ironstone był twierdzą bardzo trudną do zdobycia nawet podczas zwykłych drużynowych turniejów, o tyle z obecną obsadą jawił się jako apenetrowalny, o ile można tak powiedzieć.

– Od momentu naszego skoku na bastion zaczyna tykać zegar – podjął „Crash”. – Siły przeciwnika odpierające ataki grup VSA, pierwszej i drugiej, dzielą się i zmierzają do nas od północnego wschodu, południowego zachodu i drogą powietrzną. Być może także podziemną. Dlatego jak najszybciej Omikron, Lambda, Iota, Ksi i Kappa, czyli Bezboleśni, Rycerze, Bestie, Małpy i Furie…

Przerwał i krzywo się uśmiechnął.

– Pewnie się dziwicie, dlaczego ciągle to powtarzam, ale jest nas tak dużo, że muszę sobie – mrugnął – i pewnie wam przypomnieć, kto jest kim w tym bałaganie.

Skinąłem głową na znak, że mnie aprobuję i słucham dalej.

– Zatem grupy te – podjął – wskakują na półksiężyc nad bastionem i likwidują osadzonego tam pluja, ostrzeliwując się przed pterodonami. Powinno nam to zająć około pięciu sekund. Snajperzy zdejmują pluje z sąsiednich wiszących półksiężyców. Następnych pięć sekund. Grupy pierwsza i druga VSA obserwują ruchy przeciwnika. Gdy ocenicie, że Torkil ma szansę na niepostrzeżony rajd w kaponierze, dajecie mu znak. Torkil prawdopodobnie wskoczy w rów w momencie, gdy grupa Iota i Lambda, czyli Knights i Beasts, będą zajmować sąsiedni półksiężyc północny, a Ksi i Kappa, czyli Monkeys i Furie, półksiężyc zachodni.

Peter spojrzał na liderów grup.

– Wykonacie bezpośredni skok albo będziecie kombinować susami po szczytach wież – wskazał palcem wieżyce sąsiadujące z wiszącymi trójkątami. – Snajperzy zajmą się plujami na półksiężycach wschodnim i południowym. Kolejne pięć sekund. W tym czasie obrońcy fortu, czyli tireksy i inne paskudztwo, wracający na północno-zachodni kraniec fortu, pragnący unicestwić grupę trzecią… – spojrzał na dowódcę VSA – …pokonają połowę drogi, a Torkil, jak sądzę, jedną trzecią kaponiery. Jeszcze jeden skok grupy Iota, czyli Rycerzy, na półksiężyc wschodni, a grupy Kappa, czyli naszych ślicznych Furii, na południowy.

Stuknął palcem w kaponierę.

– Torkil jest w połowie drogi, a do grupy trzeciej VSA atakującej bastion północno-zachodni dociera pierwsza fala bestii. Liderzy grup Kappa, Iota, Ksi i Lambda, czyli Lilith Ernal, Desmond Archtime, Rodney Lugar i Chuck McTyr, wykonują rajd do komnat wież osłaniani przez towarzyszy i starają się zająć pozycję przy dźwigniach. Z mojej grupy będzie to Mike Gunner, rozgrywający w Goodabads, bo ja sam w tym czasie poszybuję na szczyt…

Zerknąłem na Lugara. Jego szeroka twarz nie drgnęła. Lider Małp wiedział, jak się zachować. Peter wskazał pancernym palcem punkty ,od których będzie się odbijał: szczyt wieży północno-zachodniej i krawędź przypory łączącej ją z centralną iglicą. Mistrzowski skok.

Zacisnąłem usta. Wszystko brzmiało jak plan szaleńca.

– Oczyszczam komnatę z tigrów i docieram do dźwigni pięć do siedmiu sekund po innych liderach. Na znak pociągamy lewary i Torkil wbiega prosto w otwierającą się poternę. – Stuknął w bramę. – Utrzymujemy się tak długo, jak się da. W razie czego wylogowujcie.


    Ваша оценка произведения:

Популярные книги за неделю