355 500 произведений, 25 200 авторов.

Электронная библиотека книг » Marcin Przybyłek » Gamedec. Sprzedawcy Lokomotyw » Текст книги (страница 13)
Gamedec. Sprzedawcy Lokomotyw
  • Текст добавлен: 22 февраля 2018, 18:00

Текст книги "Gamedec. Sprzedawcy Lokomotyw"


Автор книги: Marcin Przybyłek



сообщить о нарушении

Текущая страница: 13 (всего у книги 19 страниц)

– Dlaszego on ma krrrew w usstach?

– Niefiem…

Spojrzał na mnie.

– Possłuchaj uważnie – trochę mną potrząsnął i ożywiłem się. – Dlaczego masz krew w ustach? Jadłeś coś?!

– Wdrby – wydukałem.

– Co?! – znowu mnie szarpnął. – Postaraj się trochę wyraźniej!

Zebrałem wszystkie siły.

– Wątrby. Żdżurów.

– Wątroby szczurów?!

Skinąłem głową.

– Rany bosskkie! Nie dość, że go nafaszzzerowały neurotoksyną z zębów, to jeszzcze wątroby! Czyssta trusssizna! Jego mózzzg moszzze nie wytrzzyymaśśś!

No i pięknie.

– Ttto fdodatku nie tfoje ssiało?! – dopytywał się.

Skinąłem jeszcze raz głową. Powstrzymał przekleństwo i odszukał na moim przedramieniu nanowtyczkę.

– Jesteś graszzem?! To dobrze. Łatwiej będzie ci podaśś…

Podbiegł do lodówki ukrytej w ścianie. Znów na chwilę straciłem przytomność. Odzyskałem ją, gdy mocował w zaczepie łóżka nieznany zbiornik infuzyjny, dwukrotnie większy od standardowych. Podłączył cienki przewodzik do mojego ciała. I wstrzyknął coś do tego zbiorni…

Tym razem na dobre zapadłem w otchłań pełną niespokojnych mar. Leciałem w czarną przepaść, wzdłuż skalnych występów, ostępów, rozstępów, grywstępów… Czarno, czarno, czarno, czarno…

***

– Nasz stały sieciowy korespondent, Cal Galahad, dostarczył dzisiaj niepokojące wiadomości. Sam nie może ich przedstawić, bo jest zaangażowany w WWW, czyli Wielką Wirtualną Wojnę, która toczy się na terenie gry Crying Guns. Według ostatnich odczytów znajduje się w pobliżu południowej dolnej przeciwstraży fortu Ironstone i atakuje broniące jej bestie wraz z doborowym klanem „Dark Eagles”. Według jego doniesień niektórzy z graczy zaangażowanych w WWW bez żadnych racjonalnych przyczyn przestali się pojawiać w szeregach walczących. Co więcej, zniknęli również z własnych realnych mieszkań. Jego dociekania zdaje się wskazywać, że kilku bądź kilkunastu organicznych graczy straciło życie podczas zmagań z bestią, wypadki te były jednak maskowane przez odpowiednie działania ze strony zoeneckiej Virtual Security Agency. Jak mogło do tego dojść, skoro serwery gier usunęły reprezentację czuciową poważniejszych urazów? Coś je regularnie odnawia – twierdzi Cal – można też odnieść wrażenie, że gracze, którzy znajdują się za blisko bestii, zaczynają dziwnie się zachowywać, zupełnie jakby znaleźli się pod wpływem środków narkotycznych – to jego ostatnie słowa. Czyżby zoenecka Agencja Wirtualnego Bezpieczeństwa traciła kontrolę nad światami? Mówi Jagna Randal, Global Network News, serwis sieciowy po reklamach. Zostańcie z nami.

***

– Nazywam się Harold Alland. Jak się czujesz, młody człowieku? – zapytał szpakowaty mężczyzna.. w średnim wieku, siadając na śnieżnobiałym puchatym fotelu w rogu pokoju „555”.

Sufit pomieszczenia przebiła wielka, sinawa, skalna ręka tytana. Szukał mnie. Sękate łapsko gmerało, szperało, obmacywało pokój. Wcisnąłem się w poduszkę. Alland? Harold Alland? Czyżby ojciec Steffi Alland?

– Dziękuję za gościnę. Czuję się dobrze – wycisnąłem słowa z ust, jak archaiczną pastę do zębów z metalowej tubki.

Trochę mnie peszyła cała ta aparatura (medyczna chyba) rozstawiona dookoła. Podejrzane, podejrzane…

– A psychicznie?

Skąd wiedzą? Pewnie wygadałem się podczas rekonwalescencji. Albo mikrofony. Głośniki. Aparatura. To Alfred Ant. Szpieg. Trzy doby w jego towarzystwie. Z pewnością dostrzegł moje spojrzenia i ruchy, kiedy opędzałem się od wrogów i molestatorów.

– Już dobrze.

– Dobrze, panie bobrze – potwierdziła chmura siarkowych gazów unosząca się w piątym wymiarze. – Świetnie – Harold uśmiechnął się. – Pozwolisz zatem, że zadam ci kilka pytań.

Mają do tego pełne prawo. Korzystam z ich gościny, poznałem lokację siedziby, a oni ciągłe nic o mnie nie wiedzą. Sam się zaskoczyłem tak przejrzystym wywodem. Ktoś mi go, kurwa, nasłał do głowy. Rozejrzałem się za nadajnikami. Gniazdko w ścianie. Będę musiał później rozkręcić. Uśmiechnąłem się przymilnie:

– Proszę.

– Uważaj, bracie – w drugim rogu pokoju zmaterializował się Lee Roth. Był srebrzysty, jakby przyprószony brokatem, otoczony rojem migotliwych, pięcioramiennych gwiazdek. Ledwo go widziałem. – Uważaj – syknął i wyciągnął połyskliwy, roztrojony jęzor, który zaczął tak świdrować, tak łajdaczyć, tak majdrować w całym pomieszczeniu, że przestałem cokolwiek widzieć.

Przetarłem oczy. Demon zniknął.

– Najpierw ustalmy personalia – odezwał się mężczyzna. – Nie masz przy sobie karty identyfikacyjnej. Nie wiemy, jak się nazywasz.

Na kołdrze spał sześcionogi kot. Zerwał się na równe nogi i rozwarł najeżoną złotymi zębami paszczę.

– Nie mów! Nie mów!

Przeanalizowałem sytuację. Prosta nie była. Ale agent Taymore radził sobie w gorszych i wychodził na swoje… Grajmy w tę grę. Zrobiłem przepraszającą minę i odezwałem się:

– Wybacz, Haroldzie, ale zanim cokolwiek o sobie powiem, muszę się dowiedzieć kilku rzeczy o was.

Zrobił zdziwioną minę. Dobry aktor. Doobry aktor.

– Jestem w waszej mocy – ciągnąłem – jeśli okażę się wrogiem, szpiegiem, człowiekiem niepożądanym, możecie mnie nawet zabić.

Skrzywił się z niesmakiem. Zerknąłem na drugiego siebie siedzącego obok, w tej samej pozie. Milczał. Spojrzałem w niebo. Nic. Norma. Ajpokalipsa, kłęby dymu i błyskawice. I pankreator coś pierdoli.

– Zatem – podjąłem, starając się przybrać rzeczowy ton – czym są Shadow Zombies?

Obłok wokół jego głowy zawirował. Aha, to tam też diabły z aniołami walczą. Aha… Zadałem złożone pytanie, na które odpowiedź wymagać będzie wysiłku. Zagiąłem ptaszka. Potarł skronie:

– Gandalf mówił, że znałeś nazwę naszej organizacji. Teraz dowiaduję się, że nie masz pojęcia, czego szukałeś.

Coś we mnie pękło. Zadygotałem, gdy otoczyły n skwierczące błyskawice, ściany zniknęły, tytany szły z podziemi, leżałem na białej plamie, a dook kroczyły bestie, wcielenia żywiołów, siekły gru świetliste miecze i pioruny…

– Słyszysz mnie? – dotarł do mnie głos. Głos Harolda Allanda.

Otworzyłem szeroko oczy i zobaczyłem ciekawą iluzję: biały pokój, niby nic, łóżko, na którym leżę, ściany, dobrze wiedziałem, co za nimi się kryje. Patrzył na mnie mężczyzna. Zebrałem strzępy myśli:

– Steffi Alland… to twoja córka? Podwójna agentka w szeregach zoenetów?

Ale mi się zgrabnie powiedziało. Byłem z siebie dumny Jego oblicze pojaśniało.

– Mówiła, że pojawisz się w undercity. Przeczesujemy teren od kilku dni. Torkil Aymore, nieprawdaż? Całe moje ciało wyprężyło się, jak porażone prądem. Torkil… Torkil. To słowo prostowało coś w głowie, wygładzało szlaki, złote drogi biegnące przez lasy ku świetlistym zamkom, ku zachodzącym słońcom, ku świątyniom tajemniczym… Jak dawno nie słyszałem… tego słowa… Swojego… imienia! Imienia! Imienia! Przemogłem sztywność karku i skinąłem głową.

– We własnej osobie – wydukałem – ale… – zlustrowałem patykowate ręce odchodzące od tułowia – nie we własnym ciele.

– Tak jak w przepowiedni. A widzisz moje myśli? Przepowiedni? A, tak, przepowiedni. Przyjdzie bestia i dziewica… nie, jawnogrzesznica i ten… niosący światło. Lucyfer. I znowu burza, sztorm, łajba na kołyszących falach, mokro w sztormiaku, mokro za kołnierzem, kto mnie tu postawił? Psia wachta…

– Znasz sieciowe proroctwo? – jego głos, jak wielka łapa, wyciągnął mnie z łodzi i włożył do łóżka. Łajdak. Coś jakby pamiętałem… Co on mnie tak przesłuchuje?! Gówno mu powiem. Pokręciłem głową. – Muszę przyznać, że mnie… zaskoczyłeś.

Tak, będę grał w twoją grę. Raptem ogarnęła mnie ciemność. Ocknąłem się za milion lat. Odemknąłem powieki jak betonowe odrzwia katakumb. Wszystko pamiętałem.

– Czy mógłbyś – potarłem niby ze wstydem kark – przypomnieć tę przepowiednię?

Agent ze mnie był wyśmienity Nic się nie zorientował. Wyszczerzył mlecznobiałe zęby.

– Ależ oczywiście. Znamy ją na pamięć, bo tu w ogóle, jak zauważyłeś, dość religijny nastrój panuje. Tak, przejrzałem wasze podłości.

– W istocie…

– O tym później. Znamy ją, bo wierzymy, że opowiada także o nas. Posłuchaj:

W świecie, którego nie ma

Pojawią się ziarna zniszczenia

Które urodzą w zaświatach bestię

I pojawi się człowiek

W nie swoim ciele

Widzący cudze myśli

Który zstąpi do tych

Co wstali z martwych

I pokona nieprzyjaciela

Bo będzie mu znany

Logarytm Algorytmu

Mózgu Antagonisty

Teraz sobie przypomniałem. Rzeczywiście była taka przepowiednia.

– Ładna – przyznał Lee przysłuchujący się całej rozmowie, zasłaniający płaskim cielskiem całe brunatne niebo, na którym szalała bitwa między Bezbolesnymi i Sprawiedliwymi, kurwa mać.

– Teraz część można już zinterpretować, prawda? – spytał Alland.

Tak, tak, można zinterpretować, mały, głupi człowieczku.

– Tak się zdaje – zgodziłem się. Trzeba się zgadzać. – „Ziarna zniszczenia” to wirusy Teraz przekształciły się w „Bestię”.

– Człowiek w nieswoim ciele to z pewnością ty.

– Pewnie tak – cmoknąłem. Trochę prawdy nie pozwoli mu podejrzewać, że coś zatajam. – Zstąpiłem do undercity i poznałem… zombich, czyli tych, co wstali z martwych.

– No właśnie – rozpromienił się Harold. – Jak widzisz, jesteś oczekiwanym wybawicielem.

A tak. Wybawiciel to ja. Wszystko jasne. Tylko że to wy jesteście zdrajcami. Nie wybawię was. Zmrużyłem oczy i rozciągnąłem usta w bladym uśmiechu. – Tylko nie to.

Wstał z fotela i klepnął mnie w ramię. – Dasz sobie radę. Pomożemy ci.

Kiedy wyszedł, mogłem już robić, co chciałem. Skręciłem się więc jak ślimak w spazmie straszliwego bólu. Oj, oj.

***

– Konsternacja w sieci. Rzecznik prasowy VSA, Ubald Oil, oświadczył w oficjalnym wystąpieniu dla sieci Sky News, że w ciągu ostatnich miesięcy podczas starć z ewoluującą Bestią doszło do zgonów dwudziestu graczy. Hojne zadośćuczynienia wypłacane poszkodowanym rodzinom przez zoeneckie władze sznurowały im usta, lecz teraz VSA samo postanowiło prosić o pomoc. Chociaż serwery gier usuwają reprezentację czuciową, wirusy przywracają ją i tworzą coraz nowsze zabezpieczenia. W kilkudziesięciu grach udało się ograniczyć działalność cyfrowych bestii, lecz największym problemem jest świat Crying Guns, a zwłaszcza fort Ironstone. Doniesienia Cala Galahada, dziennikarza Global Network News, okazały się prawdziwe. Gracze nie tylko narażeni są na typowe urazy, ale także na dziwny rodzaj hipnozy, która przedziera się przez standardowe zabezpieczenia, osoby, które zbyt długo obcowały z potworami, wychodzą z gry i znikają w tajemniczych okolicznościach. Obawy wyrażane niejednokrotnie na falach sieci GNN okazały się słuszne: VSA straciło kontrolę nad sytuacją. Oczekujemy pomocy ze strony rządów oraz firm elektronicznych – mówi Ubald Oil. – Bestia jest większym zagrożeniem, niż dotąd się wydawało, jej algorytmy wyprzedzają nasze, obawiam się również – dodaje – że w innych grach przeciwnik tylko się przyczaił.

Mamy informację, że do siedziby VSA wpłynęły pierwsze odpowiedzi od rządu Wolnej Europy i Matki Rosji. O dalszych losach sieci będziemy informować na bieżąco. Nazywam się Matylda Aslaksen, oglądacie państwo „Co nowego w sieci”. Global Network News.

***

– Haroldzie, dzieje się z nim coś niedobrego. Neurotoksyny kąsaczy powinny przestać działać, dałem mu antidotum cztery dni temu. Okres półtrwania trucizn z wątrób tych wszarzy wynosi sześć godzin.

– Mów do mnie po ludzku.

– Czekaj, sprawdzę, czy śpi… Tak. Widzisz ten hologram? Zrobię zbliżenie… O, synapsy. Zaczęły dziwnie funkcjonować.

– Czyli co? Nie rozumiem.

– Zażył infigen bez płynów odżywczych. Pokąsały: go szczury. Zjadł ich wątroby Obawiam się, że to było za dużo dla jego mózgu i dzieje się coś, jakaś reakcja z opóźnieniem, nie wiem, jak ją nazwać.

– Alfred, proszę cię…

– Sieć neuronalna zaczyna się rozpadać.

– No to napraw j ą!

– A ty myślisz, że co ja robię?! Faszeruję go tak, że muszę dodawać enzymy, bo jego wątroba nie nadążyłaby z metabolizowaniem tego całego gówna.

 – Nie wiem, nie wiem… Moim zdaniem on wariuje.

 – Rzeczywiście dziwnie się zachowuje.

– To obraz mózgu schizofrenika.

– Przestań. Można dla niego jeszcze coś zrobić?

– Mów do niego, ile się da. Stymuluj go głosem, słowami. Cała nadzieja w metabolizmie informacyjnym. W końcu to gamedec.

***

Sieć wrze od oburzonych głosów konkurentów Mobillenium. Najbardziej zjadliwy w komentarzach wydaje się Samuel Perdidi, rzecznik prasowy Wings Incorporated, który otwarcie zarzuca rosyjskiemu molochowi praktyki monopolistyczne oraz nieetyczne strategie marketingowe. – Insynuacje pana Perdidi są zrozumiałe – ripostuje Jeremiasz Hal, rzecznik Mobillenium – podejrzewam, że gdybym był na jego miejscu, używałbym jeszcze ostrzejszych sformułowań. Podobnie jak mój biedny kolega, nie lubię przegrywać.

***

Następnego dnia poczułem się na siłach, żeby wstać. Kontrolowałem sytuację. Nie wygadam się. Stanę na wysokości zadania. Nie zawiodę pracodawców w niebie i na ziemi. W spacerze towarzyszył mi Harold Alland. Basen nie był przywidzeniem. Dobrze go, kurna, widziałem. Ku mojemu przenajgłębszemu rozczarowaniu, nie dostrzegłem w nim żadnych nimf. Pod stopami rozszczepiła się ziemia. W jeziorze lawy pluskały śmieszne chomiki o czarnych jak antracyt oczkach. Śmiało zrobiłem krok i poleciałem w afgańską przepaść.

Poczułem, jak podtrzymują mnie czyjeś ręce. – Torkil?! Dobrze się czujesz?!

To test. Testowałem go. Nie zdał egzaminu. Nie zdał. Złapałem go. Skinąłem, że w porząsiu.

– Tylko się potknąłem. – Na pewno?

Wskazałem ręką kierunek. Ruszyliśmy w głąb kompleksu.

– Możesz mi wyjawić znaczenie waszej nazwy? Shadow Zombies? – spytałem. Nie ma to jak klarowność myśli.

– Ja jestem zombi – wypalił.

Zamrugałem niby z zaskoczeniem. Od dawna to podejrzewałem. Zombi jak malowany.

– Nie rozumiem – znów udałem.

Uśmiechnął się z zakłopotaniem. Manipulowałem nim, jak chciałem. Jestem mistrzem manipulacji. Znów ciemność.

Te jego obmierzłe ręce pod moimi pachami. Won! Won! Won!

– Na pewno dobrze się czujesz?

Co on się tak czepia? W łóżku się zobaczyłem. No nie ma rady Do snu ukołysały mnie białe fale pościeli.

– Zaburzenie działania synaps w układzie motorycznym.

– Alfred, jeszcze raz odezwiesz się do mnie w tym swoim …langu i cię zamaluję.

– Nie można ufać, że będzie się bezbłędnie po…szał.

– Rany Boskie, …ów do mnie jak do debila!

– Wsadź go na wózek dla niepełnosprawnych, bo ci gdzieś znowu upadnie, zresztą…

– No? -…

– …

–O?

– Według skanów niedługo prz…nie w ogóle chodzić. I myśli mu się …raz gorzej.

– Radź coś.

– Mów do niego.

***

Jechałem se wózkiem, takim inwalidzkim. Pchał mnie ten z szarym włosem na skroniach, ten, no, Alladyn. Harlequin.

– No tak, kogo obchodzi los jakiegoś odmrożeńca – coś takiego mówił.

Odmrożeńca? Jak on prowadzi ten wózek po takim rozfalowanym morzu? Hę? A jak on ominie tego olbrzyma mrozowego, co stoi, mieczem soplowym wymachuje, brodą siwą poświstuje? A, no to jest właśnie odmrożeniec.

– Zombi to ludzie – mówił ten z tyłu, ten Haj Rold – którzy w dawnych czasach, czyli w wieku dwudziestym i dwudziestym pierwszym… – oj, mógłby się zdecydować, dzień dobry panie prezesie – …zamrozili swoje ciała zamiast umrzeć. Ja zrobiłem to w roku dwa tysiące piętnastym, bo byłem chory na raka jelita grubego, który w tamtych czasach był chorobą śmiertelną. Nic z tego nie pamiętam.

Podjechał do straszliwych lodowych odrzwi. Otwarły się i statek wsunął dziób w salę pełną stalaktytów i stalagmitów.

– Jak się czuje nasz pacjent? – spytał taki duszek, jakby z wody ukręcony.

Zerknąłem przez ramię. Haj Rold pokręcił smętnie głową.

***

– …sisz mówić do niego… cały czas… mówić… opowiadaj mu…

– …so mó mówić?…

 – …o szeszłości… mówmu… o sobie… osobiste… mówmu… muuuuuuuuuuuuuuuu…

– …soenesii… a jakby sszzzyfwrósili mu ssssiałooo?

– …niefiem… mófffff… tonieko…

– …tajmu… najsiiiilniejszeee… prochiiii…

– …sssssprópójęęęę… ale… fąąątpięęę… ssskontaktuujjj się ze Ssstefffii…

***

– Błony komórkowe podczas zamrażania są niszczone przez kryształki wody – tak mówił. Nie rozumiałem. – Neuronów, niestety, nie omija ten los. Ekstropianie mieli nadzieję, że nauka przyszłości rozwiąże ten problem i ożywi ich w pełni świadomych poprzedniego życia. – Pokręcił głową. – Tak się nie stało. – Zmęczony byłem, a on mówił i mówił. – Po rewitalizacji i usunięciu choroby byłem jak niemowlę. Przez kilka lat dorastałem na nowo… w starym ciele. W zwojach mózgu pozostały pewne ślady, tkankowa pamięć, toteż wiele rzeczy sobie przypomniałem, głównie umiejętności. Ale moja poprzednia osobowość zatarła się niemal zupełnie.

Korytarz. Długi. Długi.

– Z pamiętników – ciągle mówił – filmów i wspomnień zapisanych przez bliskich wywnioskowałem, że byłem… – zakaszlał – kawałem sukinsyna. Okropnym człowiekiem, którym teraz nie jestem.

Tak, pokiwałem głową.

– Złapałem się na tym – mówił – że nie mogłem zaakceptować rzeczywistości rynkowej: jej przemocy i brutalności. Odsunąłem się od krewnych, praprawnuków i jakichś zupełnie obcych pociotków, prowadziłem pustelnicze życie. Przez długi czas myślałem, że jestem samotny w swoich przemyśleniach. – Nie rozumiałem. Nie rozumiałem. – Kiedy jednak wszedłem w sieciową społeczność odmrożeńców, dowiedziałem się, że ich odczucia są podobne. Zaczęliśmy się spotykać, dyskutować. Stworzyliśmy na własny użytek termin „syndrom odmrożeńca”, który charakteryzuje się wzmożoną wrażliwością, wyjątkową nietolerancją niesprawiedliwości i naiwną wiarą w drugiego człowieka.

Wepchnął. Mnie. Jeszcze większa hala. Sala taka. Las pod niebem. Ptaki. Taki… mieły dźwięk.

– Nazwaliśmy siebie żartobliwie „zombi”, ożywieńcy – mówił. – Wszyscy byliśmy bogaci, więc po kilku latach znajomości postanowiliśmy zawiązać podziemny front, przeciwwagę dla globalistów. Ciemności… wreszcie.

***

– Oficjalne stanowisko wobec sieciowych wydarzeń zajął Watykan. Bestia jest jedną z wielu form obecnego w naszym życiu szatana, rex mundi – twierdzi papież Eleonora Jadwiga III – jedną z mar, która odciąga od najważniejszego celu w życiu pobożnego człowieka. Nie możemy zapominać, że ostateczne zbawienie czeka wiernych nie w sieci czy realium, ale w niebie, płaszczyźnie nieskończenie bardziej atrakcyjnej niż życie doczesne, biologiczne czy wirtualne. Płaszczyźnie, co chcemy podkreślić, realnej. Pojawienie się formy Nieprzyjaciela w grach jest znakiem ostrzegawczym: uważajcie, dokąd zmierzacie. Nie sądzimy, żeby narodziny Bestii były prawdziwym zstąpieniem Belzebuba, tak jak głoszą Technochrześcijanie i Kościół Ostatecznego Wcielenia Jezusa Chrystusa. Nie uważamy również, że cyfrowe wirusy zapowiadają koniec świata, jak chcą Świadkowie Apokalipsy. Nie należy jednak jej obecności lekceważyć, jest bowiem faktem nie tylko fizycznym,ale także psychologicznym, filozoficznym i symbolicznym.

Oglądacie poranne wiadomości Warsaw City, nazywam się Erica von Braun. Przegląd prasy…

***

– …dgenerujeeee… sie… jegooo… nuronyyyy… sie… rująąą…

– …rób ssssośśśś…

– …kłępokie… szzucie… teszz się ssabuszaaa…

– …ratujjj… koooo…

– … lfret… ratuj… kooo…

– …hrold… on… nieeee… maaa…szzzaansss .

 – …szzzessstańńń!!!

– …ssssud… tylko… ssssud…

***

Upłynęł…y dni. Codzien… nie jadłem tablet. Jakieś. Nie liczył… em, ich zjadłem ile. Jechał…em wózk, pchał Raland. Opowdał histor swoj żyć. Głow miał…em pod pach. R…ce w pachwin. Ach. Ng nie miał…em.

– Jestem właścicielem firmy Ground Cleaners Ltd. – dźwięk wyd… wał. – Piętnaście lat temu zawarłem kontrakt z władzami Warsaw City na usunięcie blokowisk w undercity. Uznałem, że to świetna okazja, by stworzyć podziemne centrum dowodzenia, skryte w cieniu.

Sala, znajma.

– Stąd się wzięło „shadow” w nazwie, ale nie tylko stąd – móf ..ił. – Zgodnie z greckim przysłowiem: „Chodź w cieniu” nie ujawniamy się. Tylko marny gracz pokazuje swój potencjał, przegrupowuje się na oczach innych, afiszuje, no, chyba że jest marionetką lub wabiem. Dobry trwa w ukryciu: udaje, że go, nie ma, steruje wydarzeniami w sposób niezauważalny…

Zatrzym…ał. Wóz. Spogladywał. Bystry oko.

 – Jesteś dobrym graczem, Torkilu?

 Skrzywił…em się. Nierozum.

– Pewnie dziwisz się, jakim… cudem nikt nas nie wykrył? Myślisz, że taki kompleks musi być widoczny dla prześwietleń…

Nnie wiem. Nie wiem.

– A skąd wiemy, że myślimy, a nie „nas coś myśli”?

Bstrakcja. Mlarstwo. Bstrakc…yjne.

– Wcale nie jestem pewien, że żyję. Może właśnie umieram i mój mózg reprodukuje całe życie, a że przepływy czasowe w odtlenionym centralnym układzie nerwowym ulegają zachwianiu, każda realna sekunda rozciąga się do miesięcy? Żyjemy w czasach wielkich informatycznych oszustw. Fale stały się namacalne, możemy je niemal obracać w palcach, odkształcać, robić z nimi, co chcemy – Br…dził. – Cóż z tego, że przeciwnik prześwietli nas swoimi elektromagnetycznymi czy grawitacyjnymi mackami o dowolnej strukturze, skoro nasze detektory oszukają jego odczyty i wyślą sygnał pokazujący standardowe geologiczne pokłady? Wobec takiego nagromadzenia technologicznych i komunikacyjnych niuansów coraz częściej powstaje pytanie, co jest prawdziwe, a co nie. Einstein twierdził, że przy zbliżaniu się do prędkości świetlnej, którą uważał za maksymalną, wszystko dzieje się wolniej. Dlaczego? – Spojrz uważ. Nic nierozu. – Dlatego, że spowolnieniu ulega przekaz informacji. Ergo, uważał, że materią rządzi informacja. A co by powiedział o świecie, w którym informacja, relacja, staje się materią? – Szur szur but. – Znajdujemy się na progu technologii pneumatycznej i hydraulicznej.

Hydra. Neuma.

– Nie widzisz, że tronika zawodzi, bo zbyt łatwo ją oszukać? Dojdzie do tego, że ludzie wrócą do broni miotającej materialne drobiny, mieczy i maczug, zaś komputery oparte na nanowodach i falach grawitacyjnych zastąpią hydro i pneumowodami. Innego wyjścia nie widzę.

Litoś…

– Pewnie zastanawiasz się co z tą religią ? Z tym kreatorem i ścieżkami?

 Ciemno. Ści.

– Tak, mamy modę na religię. – Głos z oddali. – Myślę, że przeminie, tak jak wiele rzeczy, choć jej przyczyna nie. Tajemnica mieści się w tym pomieszczeniu. – Odemk. Ocz. Okrąg, właz. – Ale pojedziemy tam kiedy indziej. Za dużo na dzisiaj wrażeń.

***

– …rochy… nisss… dają… ?…?

– …nie… radzssęęę… nie… ffieeemmm… Ssstefffiii?…

…fred… jk… go… stan?…

–…

…mófń!..

–…umiiiraaa…

– …sssoo?!…

– …szzzyykroo… mii…

***

Anioły są miłosierne. Są miłosierne, piękne i mają skrzydła. Wiem, co mówię, bo widziałem anioły prawdziwe, najprawdziwsze. Jednego konkretnie, anielicę. Kiedy wstępowałem do nieba, a było to trzy tryliony dwieście dwadzieścia dziewięć milionów osiemset pięćdziesiąt tysięcy trzysta siedemdziesiąt cztery lata temu, pamiętam dobrze, jak wychynąłem na różowe obłoki, zobaczyłem tę anielicę, piękną i powabną, a ona do mnie podleciała, objęła i powiedziała:

 – Nazywam się Monika Weda i kocham cię, Torkilu.

I byłem już prawie zdrowy.

***

Ciągle podoba ci się Ziemia? W sieci grasuje Bestia, w realium grozi przeludnienie. Za barierami ABB czyha śmierć. Czy nie widzisz, że to przegrana planeta? Zbyt dużo wojen, ran, nienawiści i zaszłości. Czy nie marzysz o stworzeniu całkowicie nowego społeczeństwa, wolnego od resentymentów i uprzedzeń, na przyjaznym globie? Oto rysuje się nowa perspektywa! Gaja, planeta krążąca po orbicie pięknej Alsafi, czyli Sigma Draconis, jest gotowa do zasiedlenia! Co cię tu trzyma? Jesteś menedżerem średniego szczebla o wysokich kwalifikacjach i wielkich ambicjach? Na Gai możesz zostać dyrektorem! Jesteś nauczycielką i znużyło cię słuchanie szefa? Na Gai możesz być prezeską szkoły! Nowe możliwości! Nowa szansa na życie daleko od bałaganu, który zwiemy Ziemią! Wykup bilet na statek emigracyjny! Podejmij wyzwanie! Mobillenium. Tam… ale już nie z powrotem!

***

.

– Cieszę się, Torkilu, że dochodzisz do siebie – powiedział potem ten Harold Alland, o którym już mówiłem.

Dookoła jego głowy taka aura jakby była. Życzliwa. A przy mnie czuwała Monika. Stała, uśmiechała się, anielica promienista.

***

– Jak się ma nasz pacjent? – to powiedział taki chudy człowiek w białym fartuchu. Alfred Ant. Też miał aurę. Rzeczową.

Ja się do niego wtedy uśmiechnąłem i on też do mnie się uśmiechnął. I Monika się do niego uśmiechnęła i powiedziała:

– Całkiem dobrze, doktorze, całkiem dobrze.

***

– Alfred, rozumiesz coś z tego?

–…

– Rozumiesz?

– Mówiłem ci, tylko cud go może ocalić. Te neurony dosłownie się rozpadały, cała siatka połączeń traciła sens, synapsy przestały działać, sam widziałeś, paraliż, stracił wzrok, słuch…

– Czyli nie rozumiesz?

 – Nie.

***

– Jesteś pięknym mężczyzną – to mówiła mi Monika, jak byłem z nią sam na sam, w ciemnościach, w łóżku.

Ja chyba zdrowiałem, jak ona mi to mówiła. Czułem się silniejszy i lepiej poskładany za każdym razem, jak to słyszałem. A ona była anielicą, ale tak; bardzo ludzką. Miała cudowną brązową skórę i całkiem normalne czerwone bikini w złote kwiatuszki.’

***

Byliśmy w takim laboratorium, ja je trochę pamiętałem. Urządzenia, błyszczące, takie skomplikowane. Stał taki pan do nas plecami odwrócony, pochylał się nad konsolą z monitorami. Usłyszał, jak wjeżdżamy (bo mnie Harold pchał na wózku), odwrócił się, taką okrągłą twarz miał i wyszczerzy nierówne zęby, się uśmiechnął właśnie. Chyba jest jakaś moda na to krzywe uzębienie, ja przeoczyłem ją chyba. U moich stóp pojawiła się różowa kulk i zaczęła pokrzykiwać:

– Śksidło motilka! Śksidło motilka!

Ja udałem, że jej nie widzę.

– Harold, witam! – ten biały się odezwał. – A to… – spojrzał na mnie – nasz Torkil, prawda?

Jego aura była zaplątana. Nie był do końca normalny. Alland wyciągnął do niego rękę i powiedział:

 – Sergio, to jest Torkil Aymore. Na razie poznasz… – zaśmiał się. Nerwowo. – …tylko jego nieco steraną psychikę, bo nie jest we własnym ciele…

– Tak, słyszałem… – on spojrzał na mnie z troską. – Czyta myśli? – spytał prędziutko.

Jego aura zadrgała. On był zaniepokojony.

– Za chwilę – Harold uśmiechnął się. – Torkilu, oto nasza perła, nasz skarb i wybawiciel, szef zespołu naukowców i inżynierów, Sergio Lama!

Ja trochę pamiętałem.

– Ten… – powiedziałem – który zniknął… z Mobillenium?

Spojrzeli zdumieni.

– Brawo! – wykrzyknęli. – Zaczynasz kojarzyć fakty! Brawo!

Jak ja się ucieszyłem!

– Uciekłem od zwyrodnialców. – Sergio wypiął  pierś. Jego aura ciągle tak falowała, jak u jakiegoś zmiennego… człowieka. – Nie mogłem znieść tej ich propagandy sukcesu, tej przemocy marketingowców. Dziwiła mnie aura jego.

– To właśnie Sergio – wszedł w słowo Harold – , Zaproponował nowy typ tajnej broni przeciw globalistom i od jego badań wzięła się nasza dziwna religia.

– Co za… broń? – ja spytałem.

 Lama zmrużył oczy i szepnął: – Wehikuł czasu.

.

***

– Dzień dobry, Ramona Himenes, oglądają państwo poranny serwis informacyjny Sky News.

Założona w Gwinei Równikowej przez Jaquesa  Lamberta firma Live ruszyła wczoraj z masową produkcją diginetów oraz motombów nowej generacji. Zapraszamy do nabycia naszych zbroi – zachęca prezes Lambert – są to urządzenia przewyższające jakością zarówno osiągnięcia Novatronics, sukcesy Newbody, jak i Zoenet Labs!

Czy przechwałki są prawdziwe, okaże się niebawem. Rośnie ilość chętnych do stworzenia w Live digineta, księga wpisów przekroczyła już tysiąc pozycji. Jest to prawdopodobnie spowodowane promocyjnymi ` cenami procedury ożywienia, jak również motombów ; i sejfów z dibekami. Konstytucja Unii Afrykańskiej, podobnie jak ustawy zasadnicze innych krajów, gwarantują wolność rozmnażania się, mimo to wydaje ; się, że już najwyższy czas, by przyjrzeć się bliżej problemowi tworzenia psychiki w sieci. Według nieoficjalnych danych, liczba diginetów przekroczyła pięćdziesiąt tysięcy, więc zrównała się z liczebnością zoenetów. Instytut Socjologii Stosowanej Uniwersytetu Warsaw City bije na alarm. – Nie dokonano dotąd żadnych reprezentatywnych badań digineckich dusz – mówi profesor Karol Adamski, szef katedry neun pomiarów UWC. – Teoretycznie są to ludzie tacy, jak my, ale jak wpłynął na nich brak dzieciństwa oraz specyficzne cyfrowe środowisko? – Te pytania wciąż czekają na odpowiedź.

Wiadomości ze świata. Do wybrzeży południowego, Meksyku zbliża się tornado Matylda. To już szóste tym roku…

,

***

– Ty jesteś moim aniołem? – spytałem ją kolej nocy.

Roześmiała się.

– Głuptasie, jestem twoją pielęgniarką!

Dziwne.

– Od kiedy… pielęgniarki sypiają z pacjentami?

 – Odkąd stwierdzono, że najlepszym lekarstwem jest miłość.

***

Następnego dnia czułem się już niemal jak nowy. Ta Monika była cudotwórczynią.

– Nie, nie – kręciłem rękami, jakbym poruszał gałkami tego… radia starego. – Wehikuł czasu? Dajcie przecież spokój, to jakby… dziecinada!

Harold i Sergio roześmieli się. Zapadła cisza. Zamrugałem.

– Powiedzcie – odezwałem się – nie mówicie przecież poważnie, prawda? Żartujecie? Nie macie zamiaru… wyprawiać… człowieka w przeszłość albo w przyszłość?

– Och, zaraz człowieka – Lama się obruszył. – Po co od razu człowieka? Na razie testujemy sondy. Ale numer. Skoro Sergio pracował w Mobillenium, może i potrafi wysyłać pojazdy w… ten… czwarty wymiar. Ale w czasie? Nie mieściło mi się za bardzo w głowie. Może wciąż była jeszcze zbyt spuchnięta po ostatnich przejściach?

– I na czym niby… ma polegać ta… wasza broń? Naukowiec zerknął pytająco na Allanda. Ten pokiwał głową.

– Gdy globaliści coś spieprzą, wyślemy… – zacisnął usta – Nie, nie człowieka, lecz automat. Tak go zaprogramujemy, żeby zmienił bieg rzeczy.

– W jaki sposób? – spytałem.

 Lama uśmiechnął się złośliwie.

– Możliwości jest mnóstwo: wirus w komputerze, Sfałszowany mail, podrzucony program, udawany telesens odwołujący rozkaz bądź go zmieniający…

 – Ale… w ten sposób zmienicie przyszłość!

Pokiwali głowami.

– Będzie śmiesznie – odezwał się Lama. – Ktoś się zdziwi, że szef mówi raz to, raz owo, ktoś uzna, że coś mu się wydawało, inny stwierdzi, że media jak zwykle się pospieszyły…

– A ludzie? Przez waszą… Ingerencję… ktoś może się nie urodzić! Ktoś może zginąć!

– Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś – skwitował Lama. – Wszystko w normie statystycznej.

Jego aura była… fałszywa. Geniusz, wyjątkowa osobowość, ale coś… nie grało, coś się… nie zgadzało. Zanotowałem w pamięci, żeby powiedzieć Haroldowi.

– Nie wierzę – oświadczyłem.

 Pokiwali głowami ze zrozumieniem.

– Mało kto wierzy – odezwał się Sergio. – Ale uda się. Musi się udać.

– Czyli jeszcze nie macie tego… aparatu?

 – Pracuję nad nim.

Odetchnąłem trochę. Wizja chaosu, jaki mógłby ,zapanować po wdrożeniu… naprawiania… historii, była przerażająca. Shadow Zombies byli pomyleńcami. Naiwniakami, ludźmi uczciwymi i idiotami. Naprawdę uwierzyli, że można zmienić bieg… zdarzeń , jakąś… sondą wysłaną w przeszłość. Pokręciłem głową i usiadłem na fotelu.


    Ваша оценка произведения:

Популярные книги за неделю