355 500 произведений, 25 200 авторов.

Электронная библиотека книг » Agata Przybyłek » Ja chyba zwariuję! » Текст книги (страница 6)
Ja chyba zwariuję!
  • Текст добавлен: 26 августа 2020, 04:30

Текст книги "Ja chyba zwariuję!"


Автор книги: Agata Przybyłek



сообщить о нарушении

Текущая страница: 6 (всего у книги 19 страниц)

ROZDZIAŁ 14

Nina zazwyczaj nie pozwalała dzieciom grać na komputerze w inne dni niż sobota i niedziela, ale przez wzgląd na zdrowie psychiczne matki, postanowiła zrobić wyjątek.

– Tylko grzecznie. Żadnych krzyków. – Przed wyjściem z pokoju popatrzyła jeszcze na Kalinkę, po czym zamknęła drzwi i wróciła do salonu.

Sabina przesiadła się z krzesła na kanapę i powoli popijała melisę wielkodusznie zaparzoną przez córkę.

– Już jestem. – Nina wzięła ze stołu kubek z herbatą i przysiadła się do matki. – Przepraszam cię za Kalinkę.

– Nie szkodzi. W jej wieku miałaś tak samo cięty język.

– Naprawdę?

– Niestety. Czasami wstyd mi było za ciebie przed sąsiadami. Chodziłaś po klatce i opowiadałaś wszystkim, że cię głodzę i zamykam w lodówce.

Nina uśmiechnęła się pod nosem.

– Ale nie o tym chciałam z tobą rozmawiać – powiedziała Sabina. – Mamy poważniejsze tematy.

– Jakie?

– Musimy zająć się twoim życiem.

Nina zmarszczyła brwi.

– Co z nim nie tak?

– Nie udawaj głupiej, dobrze? Bycie samotną matką z nadwagą nie jest szczytem marzeń żadnej kobiety. I nie próbuj zaprzeczać.

Nina westchnęła.

– Ach, o to ci chodzi. – Zerknęła na matkę. Te słowa w ogóle jej nie zaskoczyły.

Sabina średnio kilka razy w roku (a najchętniej podczas składania życzeń w Wigilię) suszyła jej głowę, że powinna obejrzeć się za jakimś facetem, a do tego zadbać o siebie i, jak to nazywała: wziąć w garść. Jej zdaniem, jeżeli Nina nadal będzie wyglądać tak, jak teraz i nie zacznie lepiej się ubierać, to pies z kulawą nogą na nią nie spojrzy. Ach! I koniecznie musi przefarbować się na rudo. Sabina przeczytała kiedyś w internecie, że mężczyźni wcale nie wolą blondynek, ale najczęściej myślą o seksie, gdy spotykają się z kobietami o płomiennych włosach, których kolor rzekomo świadczy o ich ognistym temperamencie. Problem tylko w tym, że Nina nie miała zamiaru się farbować. Ani na rudo, ani na żaden inny kolor.

– Słuchasz mnie? – Sabina spojrzała karcąco na córkę, która, zamiast podjąć rozmowę, wolała milczeć.

– Oczywiście, że słucham. Po prostu nie wiem, co mam powiedzieć.

– To też będzie trzeba w tobie zmienić. Musisz być bardziej zdecydowana. Mężczyźni tylko udają, że nie kręcą ich silne kobiety.

– Daj spokój, mamo, dobrze? Już ci mówiłam, że nie każda kobieta potrzebuje do szczęścia mężczyzny.

– Wmawiaj to sobie, wmawiaj, a ja i tak wiem swoje.

– Niestety – mruknęła pod nosem Nina.

Czasami nie miała siły, by znosić wymysły matki. Czy panie przed sześćdziesiątką nie powinny rozwiązywać krzyżówek i robić szalików albo sweterków na drutach? Nina naprawdę zachodziła w głowę, skąd ta kobieta ma tyle energii. No i gdzie wyczytuje te wszystkie bzdury, którymi później tak bardzo się przejmuje.

– Oj nie martw się, ja już mam plan. – Sabina nie mogła czytać w myślach córki, więc uśmiechnęła się do niej łagodnie. – Najpierw przejdziesz pod moim okiem zewnętrzną metamorfozę, a potem znajdziemy ci faceta. Ja się wszystkim zajmę, ty jedynie będziesz musiała schudnąć. Ale tego też dopilnuję.

– O czym ty mówisz? – Nina spojrzała na matkę z przerażeniem. – Ja się nie chcę zmieniać. Powtarzam ci od dłuższego czasu, że dobrze mi tak, jak jest.

Sabina wyciągnęła rękę i zacisnęła palce na przedramieniu córki.

– Mnie nie musisz oszukiwać, kochanie. Kto, jak kto, ale ja doskonale wiem, jak trudne bywa samotne macierzyństwo.

– Nie sądzę. – Nina spojrzała na matkę. Sabina od zawsze skakała z kwiatka na kwiatek i w jej życiu co chwilę pojawiali się kolejni mężczyźni.

– Tak czy siak musimy działać.

– Bez urazy, mamo, ale ja nie mam czasu na takie rzeczy. – Nina zabrała jej rękę. – Zresztą naprawdę nie jestem napaloną desperatką. Związek z Igorem wystarczy mi na całe życie.

– Możesz przy mnie nie wypowiadać imienia tego… tego… – Sabina wzburzyła się i teatralnie przytknęła palec do skroni. – Na samą myśl o tym łajdaku boli mnie głowa.

– Nie przesadzaj, dobrze? To mój były mąż, nie żaden zwyrodnialec.

– Co nie zmienia faktu, że figuruje na samym szczycie mojej czarnej listy.

– Aż się boję pomyśleć, kto jeszcze się na niej znajduje.

– Nie zmieniaj tematu. Rozmawiamy o tobie.

– Powtórzę kolejny raz: nie czuję potrzeby, by się teraz z kimś spotykać. Nie chcę też przechodzić żadnej metamorfozy.

– Bez mojej interwencji nie schudniesz. – Sabina zdawała się być głucha na słowa córki.

– Dziękuję za troskę, ale lubię moją aktualną wagę i swoje ciało.

– No to polubisz je jeszcze bardziej, bo zapisałam cię na siłownię. – Sabina nie zamierzała odpuścić. Nie, kiedy zegar biologiczny Niny tykał coraz głośniej. Na potwierdzenie tych słów sięgnęła po swoją drogą, leżącą nieopodal torebkę i wydobyła z niej niebieski karnet, po czym wcisnęła go córce do ręki.

– Będziesz tam chodzić codziennie.

– Niby kiedy? – Nina z niedowierzaniem popatrzyła na kawałek tekturki.

– Przed pracą.

– A dzieci?

– Jeżeli zaczniesz ćwiczyć o piątej, to zdążysz wrócić do domu, zanim się obudzą.

Nina aż się skrzywiła. Miałaby zrezygnować ze snu? Co to, to nie. Nigdy w życiu.

– Ja co prawda zwykle zaczynam ćwiczyć o szóstej, ale dla ciebie jestem w stanie zrywać się z łóżka wcześniej. Wiem, jak ważne jest dobre towarzystwo podczas spalania tłuszczu. Razem raźniej.

Nina w osłupieniu patrzyła na karnet. Aż nie wiedziała, co ma powiedzieć.

– Kupiłam ci nawet leginsy i sportową bluzkę, bo pewnie nie masz – kontynuowała niczym niezrażona Sabina i wyciągnęła z torby niewielkie zawiniątko. – Wzięłam elkę, mam nadzieję, że w nią wejdziesz, ale jak nie, to zawsze możemy wymienić na większy rozmiar.

– Na litość boską, przecież ja nie jestem otyła. Po prostu mam gdzieniegdzie trochę więcej ciałka od ciebie.

– Tłuszczu, kochanie, tłuszczu. U mnie są same mięśnie.

Nina pokręciła głową, patrząc na reklamówkę ze sportowym kompletem, którą matka położyła na stole.

– Nie chcę chodzić na żadną siłownię – powiedziała twardo. – Nie mam na to czasu.

– To nędzna wymówka. Zresztą, jak nie chcesz tego robić dla siebie, zrób to dla dzieci.

– A co mają z tym wspólnego Ignaś z Kalinką? – zdziwiła się Nina.

– Dzieci potrzebują ojca.

– Jednego już mają.

– Prosiłam cię, żebyś nie wspominała przy mnie o tym… tym… – Sabina znów się wzburzyła i musiała odetchnąć głęboko, by nie wybuchnąć. – Tak czy siak widzimy się jutro rano na siłowni. Dobrze ci zrobi, jak się trochę poruszasz. A na koniec tygodnia umówiłam cię do fryzjera. Trzeba coś zrobić z tymi mysimi kłakami. Nie możesz tak wyglądać. Omówiłam już z Dareczkiem twoją nową fryzurę. Jeszcze nigdy nie wyszłam od niego niezadowolona, ten facet czyni cuda.

Nina odruchowo sięgnęła dłonią do włosów i przejechała palcami po niechlujnym koczku. No dobrze, w tej kwestii jeszcze mogła się z matką zgodzić. Już od dawna czuła, że powinna trochę podciąć włosy, ale nie miała czasu, by się umówić na wizytę.

– Na to mogę się zgodzić – mruknęła potulnie. – Przydałoby mi się podcięcie końcówek.

– Jakie podcięcie? – Sabina spojrzała na córkę jak na głupią. – Dareczek już zamówił dla ciebie dopinki.

– Co? – Nina miała wrażenie, że się przesłyszała.

– Do tego koniecznie koloryzacja. Jeżeli chcesz złowić faceta, musisz być wyrazista. Myślisz, że Stefan zwróciłby na mnie uwagę, gdybym była szarą myszką i paradowała przed nim w… – Sabina przesunęła wzrokiem po luźnej bluzce i spranych dżinsach córki. – Nieważne. W weekend pójdziemy na zakupy i dobierzemy ci jakieś eleganckie sukienki. Pewnie lepiej by było poczekać z tym, aż trochę schudniesz, ale najwyżej wybierzemy się na nie później drugi raz.

Nina znowu z niedowierzaniem zamrugała rzęsami. Czuła się jak uczestniczka jakiegoś marnego spektaklu.

– Przecież ja jestem salową. Na wszelki wypadek przypomnę ci, na czym polega ta praca. Na co dzień nie siedzę i nie piję kawy, ale sprzątam. Po co mi do tego eleganckie sukienki?

– Oj, dziecko, ja ci nie każę się tak ubierać do szpitala. Mówię o randkach.

– Nie no, nie wierzę…

Sabina sięgnęła do torebki po swój telefon.

– Założyłam ci już nawet konto – ogłosiła.

– Matko kochana, gdzie? – przeraziła się Nina.

– Jak to gdzie? Na portalu randkowym lovestory.pl.

Nina poczuła, że jest o krok od popadnięcia w obłęd.

– Ale jak to założyłaś mi konto? – wybuchnęła. – Bez mojej wiedzy?!

– To nie było takie znów trudne. Na szczęście znałam wszystkie twoje dane.

– Przecież to nielegalne! Naruszasz moje dobre imię.

– Jakie dobre imię, kochanie. Zresztą musiałam w końcu wziąć sprawy w swoje ręce. Myślisz, że to takie przyjemne, kiedy matka patrzy, jak jej córka bezradnie kręci się w miejscu, zamiast układać sobie życie?

– Ja chyba śnię…

– A na profilowe ustawiłam to zdjęcie, które zrobiłam ci podczas naszego ostatniego wypadu nad jezioro.

– To w za małym stroju kąpielowym, na którym prawie świecę biustem? – jęknęła Nina.

– Tak, tylko ucięłam twój brzuch. – Sabina włączyła transfer danych w komórce i zaczęła logować się na portal randkowy. – Powiem ci, że to zdjęcie naprawdę musi robić wrażenie, bo dostałaś już kilka sensownych zaproszeń.

– Zaproszeń?

– Na randki. Jedno to nawet od całkiem fajnego faceta.

– Skąd wiesz?

– Pisałam z nim. Jest współwłaścicielem firmy zajmującej się obróbką drewna i ma śliczną buźkę. Zresztą zaraz sama zobaczysz. W dodatku ma fajny nick.

– Pisałaś z nim w moim imieniu?! – Nina znowu podniosła głos.

– Tak, ale prawdę mówiąc, znałam go już wcześniej.

– Skąd?

– No z lovestory.pl.

– Ale… Ale jak to? – wydukała Nina.

– Też mam tam konto.

– Mamo!

– No co? – Sabina spojrzała na córkę niewinnie. – Nie chcę wyjść z wprawy we flirtowaniu. Poza tym można tam poznać całkiem fajnych mężczyzn.

– Tylko nie mów mi, że się z nimi spotykasz.

– Od czasu do czasu, ale raczej niezobowiązująco.

– Ale ty chyba… O Boże. Ty chyba nie…

– Pytasz, czy chodzę z nimi do łóżka? – doprecyzowała Sabina.

Nina poczuła, że kręci jej się w głowie. Właściwie to pożałowała, że odważyła się zapytać. Czy matka nie powinna być ostoją moralności?

– A co ze Stefanem? – wydusiła, nim Sabina zdążyła cokolwiek odpowiedzieć. – On o tym wie?

– Jest ostatnio bardzo zapracowany.

– Ale jesteście małżeństwem!

– I co z tego? Każdy powinien mieć w życiu jakieś przyjemności, a moje hobby to przystojni mężczyźni. – Sabina przeniosła wzrok na ekran komórki i weszła na portal randkowy, po czym zalogowała się na konto córki. – Pokażę ci tego przystojniaka. Jak trochę schudniesz, to was umówię. Moim zdaniem ma potencjał.

Nina zamknęła oczy.

– Proszę, niech ktoś mnie uszczypnie. Ja chyba zwariuję…

ROZDZIAŁ 15

Jacek wrócił do domu kilkanaście minut po dwudziestej trzeciej i po cichu zamknął za sobą drzwi. Niemal bezszelestnie zdjął kurtkę i odwiesił ją na wieszak, a potem włożył kapcie. Jak zawsze po spotkaniu z Adamem był w niezwykle dobrym humorze, lecz starał się hamować nadmierną energię, by nie obudzić matki. Anita nie lubiła, gdy późno wracał albo o czymś jej nie mówił, a on nie miał teraz ochoty słuchać jej biadolenia.

Nie zapalając światła, spróbował więc przemknąć na palcach do łazienki, lecz nie zdołał wykonać nawet trzech kroków, gdy lampa w salonie rozbłysła, a na korytarz wychynęła zapłakana Anita.

Jacek zastygł w bezruchu, widząc zaczerwienioną twarz matki.

– Co się stało? – zapytał z przejęciem. – Ktoś umarł?

– Boże, syneczku! – Anita zaszlochała głośno i nie czekając na przyzwolenie, rzuciła się synowi na szyję. – Jak ja się o ciebie martwiłam. Tak bardzo się bałam, że coś ci się stało. Tak bardzo się bałam…

Jacek głęboko odetchnął. Przygarnął matkę do siebie i pogładził ją dłonią po plecach, przy okazji przeklinając się w myślach za brak rozsądku. Co też mu strzeliło do głowy, żeby nie odbierać od niej telefonów? Teraz na pewno będzie suszyła mu o to głowę przez najbliższy tydzień. A może nawet i miesiąc.

– Już nie płacz, mamo, nie płacz – wyszeptał kojąco, starając się ignorować narastające w barkach napięcie. – Wszystko w porządku, jestem cały i zdrowy.

Anita jednak ani myślała go słuchać i szlochała mu w ramię jeszcze przez kilka długich chwil, skutecznie wzbudzając u Jacka poczucie winy.

–  Mój synek, mój malutki ukochany synek – lamentowała. – Już myślałam, że ktoś cię napadł w ciemnej ulicy i zasztyletował albo porwał.

– Skąd taki pomysł?

– A bo ja wiem? Tylu teraz chodzi po świecie zwyrodnialców. Ciągle się tylko słyszy o kolejnych nieszczęściach.

– Mamo, przecież próżno szukać drugiego tak spokojnego miasteczka jak Brzózki. – Jacek odetchnął głęboko i delikatnie odsunął matkę od siebie. – Co mogło mi się tu stać? – Popatrzył na nią łagodnie.

Anita otarła łzy.

– Nie możesz czytać tylu kryminałów, mamo. To źle na ciebie wpływa.

– Gdzieś ty był Jacusiu? – Anita z wyrzutem popatrzyła na syna. – I dlaczego nie odbierałeś moich telefonów? Przecież ja odchodziłam od zmysłów.

– Musiałem wpaść do Adama, a rozładowała mi się komórka.

– Nie mogłeś zadzwonić od niego? Przecież masz mój numer zapisany w portfelu. Osobiście sprawdzam co kilka dni, czy nosisz przy sobie tę karteczkę.

– Nie pomyślałem o tym, przepraszam – bąknął skruszony.

– Przecież tyle razy prosiłam, żebyś uprzedzał mnie o swoich nieplanowanych wyjściach.

– Wiem, mamo, naprawdę. Po prostu…

– Ja tak bardzo się o ciebie martwię. Gdyby tylko coś ci się stało… – Z oczu Anity znowu trysnęły łzy. – Ja bym tego po prostu nie przeżyła, rozumiesz? Nie przeżyłabym kolejnej straty.

– Tak, mamo, powinienem był wrócić od razu do domu, masz rację.

– Obdzwoniłam już chyba wszystkich naszych znajomych i okoliczne szpitale. Nawet policję.

Jacek poczuł nierytmiczne kołatanie w piersi.

– Policję?

– A kto inny ma szukać zaginionych?

– Ale przecież… – Jacek już miał powiedzieć matce, że jest dorosły, gdy nagle usłyszał dzwonek do drzwi.

– O, to chyba oni. – Anita spojrzała w tamtą stronę i poprawiła pasek od szlafroka. – Ja otworzę. – Wyminęła syna i podeszła do drzwi.

Jacek oparł się o ścianę, próbując sobie przypomnieć, gdzie też ukrył przed matką swoje tabletki na uspokojenie. Już nie tylko czuł kołatanie serca, ale i palenie w przełyku.

– Dzień dobry. – Usłyszał męski głos. – Aspirant Fabian Kurowski. Pani Anita?

– Tak, to ja.

– To pani zgłaszała zaginięcie dziecka?

– Ja. Dziękuję, że przyjechał pan tak szybko.

– Jeżeli chodzi o dzieci, zawsze staramy się interweniować natychmiast. Każda minuta jest cenna.

– To bardzo ładnie z pana strony.

– Mogę wejść? Zanim rozpoczniemy poszukiwania, muszę uzyskać od pani kilka informacji dotyczących pani synka. Adresy znajomych, ulubione miejsca, nawyki… Przydałoby się też jego zdjęcie.

– To chyba nie będzie konieczne, na szczęście synek już się znalazł – obwieściła z ulgą Anita.

– Och…

– Przed chwilą wrócił do domu.

– Tak?

– Po prostu bez uprzedzenia odwiedził kolegę. Ma pan dzieci?

– Dwójkę.

– No to na pewno pan wie, jakie one miewają czasem szalone i nieodpowiedzialne pomysły. Rodzicielstwo nie jest łatwe.

– Niestety.

– Ale bardzo dziękuję panu za szybką interwencję.

– Mimo szczęśliwego finału będę musiał sporządzić służbową notatkę z interwencji.

– Och, oczywiście. – Anita nie zamierzała protestować

– Gdyby to było możliwe, chciałbym też porozmawiać z pani synkiem. Ktoś musi mu wyjaśnić, że dzieci nie powinny same chodzić po nocy, a tym bardziej nie informować o takich wyjściach rodziców.

– Naturalnie. – Posłała policjantowi uśmiech i wpuściła go do środka. – Zapraszam.

Policjant wytarł buty w wycieraczkę i wszedł do mieszkania.

Anita zamknęła za nim drzwi i popatrzyła na oszołomionego Jacka, który nadal z niedowierzaniem opierał się o ścianę.

– A to jest właśnie mój synek – wyjaśniła policjantowi.

Jacek popatrzył na aspiranta, czując, że zaraz spali się ze wstydu.

– Doktor Jacek Milewski, psychiatra. Miło mi. – Wyciągnął do niego rękę.

Mężczyzna zlustrował go wzrokiem i Jacek odniósł wrażenie, że po jego ustach przebiegł cień uśmiechu.

– Witam, panie doktorze. – Policjant uścisnął jego rękę, był wyraźnie rozbawiony. – Rozumiem, że prowadzi pan bujne życie nocne, ale może powinien pan uprzedzać mamusię o swoich nocnych eskapadach. Od czego jest telefon?

Anita stanęła za policjantem i pokiwała głową.

– Dokładnie to samo mu powtarzam, ale nie chce mnie słuchać.

Jacek uśmiechnął się blado i nerwowo zerknął na drzwi swojego pokoju.

– To ja może już pójdę, a wy tutaj załatwcie formalności. Jeszcze raz przepraszam za kłopot – rzucił do aspiranta, a potem czym prędzej zamknął się u siebie.

Mając pewność, że matka jeszcze przez chwilę będzie pochłonięta rozmową, pospiesznie podszedł do łóżka i uniósł materac, a potem znajdującą się pod nim deskę. Wyciągnął spod niej tabletki uspokajające, po czym drżącymi dłońmi otworzył opakowanie i na wszelki wypadek połknął podwójną dawkę leku.

Ta kobieta kiedyś go wykończy.

ROZDZIAŁ 16

Nina wróciła z siłowni obolała i pozbawiona energii. Co prawda wczoraj kategorycznie zapowiedziała matce, że nie będzie brała udziału w całej tej zorganizowanej przez nią farsie, ale po rozmowie telefonicznej z Małgosią doszła do wniosku, że w sumie przydałoby jej się trochę poruszać. Nie dlatego, żeby schudnąć, bo dodatkowe kilogramy naprawdę jej nie przeszkadzały, ale dla zdrowia. Ostatnio nie zażywała zbyt wiele ruchu poza momentami, kiedy spóźniona gdzieś biegła lub sporadycznymi wyjazdami z dziećmi na basen. Może więc pomysł z siłownią wcale nie był taki zły? Sama w życiu nie wykupiłaby sobie karnetu, bo i tak ledwie wiązała koniec z końcem. Ale skoro już był, to mogła go przecież wykorzystać.

Nastawiła więc wieczorem budzik na czwartą piętnaście i bez większych oporów zwlekła się z łóżka. Pospiesznie zjadła jogurt, a potem włożyła kupiony przez matkę strój sportowy. Z początku trochę nieswojo się czuła w obcisłych leginsach, ale w końcu zarzuciła na siebie kurtkę i wyszła z mieszkania, zamykając za sobą drzwi na klucz. Przedtem rozważyła jeszcze, czy nie powinna poinformować o swojej nieobecności Kalinkę, ale dziewczynka spała tak słodko, że postanowiła jej nie budzić. Przecież i tak wróci, nim dzieci wstaną z łóżek. Niech chociaż one się wyśpią.

Nina dotarła na siłownię za pięć piąta i aż się zdziwiła, widząc w środku tłum ludzi. Prawdę mówiąc, spodziewała się pustek.

– Dzień dobry. – Rozejrzawszy się dookoła, podeszła do siedzącej za kontuarem recepcjonistki.

– Dzień dobry. W czym mogę pomóc? – Dziewczyna posłała jej wystudiowany uśmiech.

– Jestem tutaj pierwszy raz i nie bardzo wiem, dokąd się udać. Dostałam w prezencie miesięczny karnet i chciałam z niego skorzystać.

– Oczywiście. Jak się pani nazywa?

– Nina Maj.

Dziewczyna odwróciła się do komputera i zaczęła wodzić wzrokiem po ekranie.

Nina oparła się o blat i jeszcze raz rozejrzała po wnętrzu.

–  Zawsze tu u was tak tłoczno? – zagadnęła.

– Godziny poranne cieszą się prawie taką samą popularnością jak wieczorne.

– Nie sądziłam, że tylu ludzi dobrowolnie zrywa się rano z łóżek, żeby poćwiczyć.

– Prawdę mówiąc, dopóki nie zaczęłam tu pracować, żyłam w takiej samej nieświadomości jak pani.

Nina już otworzyła usta, żeby coś odpowiedzieć, gdy nagle dobiegł do niej głos matki.

– Już myślałam, że nie przyjdziesz. – Sabina darowała sobie uprzejmości i podeszła do córki.

Nina zlustrowała ją wzrokiem. Musiała przyznać, że matka prezentowała się w sportowym kostiumie o wiele lepiej niż ona. Miała wyraźnie zarysowane mięśnie brzucha i ani grama tkanki tłuszczowej. Związane włosy podkreślały ostre kości policzkowe, a niedawno wstrzyknięty botoks skutecznie powiększył jej usta. Nina ze wstydem stwierdziła, że Sabina wyglądała na młodszą od niej. „Może matka rzeczywiście miała rację, mówiąc wczoraj, że trochę się zapuściłam?” – pomyślała.

– Doszłam do wniosku, że trochę ruchu rzeczywiście może mi się przydać – powiedziała głośno, siląc się na swobodny ton.

– To pani zna naszą Sabinkę? – zapytała recepcjonistka.

– To moja matka. – Nina posłała jej uśmiech.

– Och…

– Tak, mnie czasem też trudno uwierzyć, że to moja córka. – Sabina posłała dziewczynie pełne zrozumienia spojrzenie. – Zabieram ją, jeśli pozwolisz.

– Oczywiście.

– Do zobaczenia później. – Sabina puściła oczko do recepcjonistki i poprowadziła Ninę do szatni. – Schowaj kurtkę do szafki i zabierz ze sobą tylko wodę. Telefonu i słuchawek nie musisz mieć, muzyka, która leci z głośników, na pewno zmobilizuje cię do ćwiczeń.

Nina popatrzyła na matkę niepewnie.

– Nie pomyślałam o tym, żeby wziąć wodę – wyznała.

Sabina już miała uraczyć ją jakimś kąśliwym komentarzem, jednak ze względu na fakt, że znajdowały się w miejscu publicznym, darowała to sobie.

– Trudno, dam ci jedną ze swoich. Ale jutro zajrzyj wcześniej do sklepu, okej?

– Jasne. – Nina posłała jej uśmiech, po czym zamknęła swoje rzeczy w szafce i powędrowała za matką do sali ćwiczeń.

– Od czego chcesz zacząć? – Sabina stanęła obok niej, pozdrawiając wcześniej wszystkie ćwiczące już panie.

– A bo ja wiem. – Nina powiodła wzrokiem po urządzeniach. Nie do końca wiedziała, jak ich używać. – Może rower?

– Niech będzie, ale najpierw rozgrzewka.

– No tak.

– Możesz po prostu powtarzać moje ruchy. – Sabina ruszyła w stronę wolnej przestrzeni znajdującej się pod ścianą, od góry do dołu wyłożonej lustrami.

Nina poszła w jej ślady i już po kilku minutach miała wrażenie, że zaraz wyzionie ducha albo dostanie zawału. Te niepozornie wyglądające skłony, wymachy i wyprosty były takie męczące! Z utęsknieniem czekała na wybrany przez siebie rower, ale kiedy już się do niego doczłapała, ledwie miała siłę przebierać nogami.

Potem było jeszcze gorzej. Dała się matce namówić na bieżnię, na której już po kilku minutach zaczęło kręcić jej się w głowie.

– Za szybkie tempo? – Sabina zmarszczyła brwi, patrząc na jej czerwoną twarz.

– Trochę – wycharczała Nina.

– Przejdź do marszu.

– Jak?

– Wciśnij kilka razy strzałkę w dół.

Nina pokiwała głową i wykonała polecenie matki, ale chyba coś pomyliła. Zamiast bowiem kilkakrotnie nacisnąć guziczek, przytrzymała go raz, ale długo. Urządzenie zatrzymało się nagle, a ona straciła równowagę i prawie z niego spadła.

Sabina kolejny raz ugryzła się w język, choć miała ochotę rzucić jakiś niemiły komentarz. Nie chciała jednak demotywować córki już na starcie.

– To może wioślarz? – zaproponowała wspaniałomyślnie. – Na nim się raczej nie zmęczysz.

Nina otarła pot z czoła i pokiwała głową, marząc tylko o tym, by w końcu gdzieś usiąść. Już kręcąc nogami na rowerze, podglądała kobietę ćwiczącą na proponowanym przez matkę urządzeniu. Nie wyglądało to groźnie.

Z nadzieją ruszyła więc ku stojącej pod ścianą machinie. Usiadła na czarnym siodełku i wzięła kilka głębokich wdechów, by uspokoić szalejące serce i oddech. Dopiero po paru minutach pochyliła się ku czarnej rączce. Zacisnęła na niej palce i pociągnęła do siebie w taki sposób, jaki widziała wcześniej u obserwowanej kobiety.

Niestety, coś poszło nie tak, bo nim zdążyła się obejrzeć, z impetem poleciała do tyłu. Wylądowała na pupie i uderzyła głową w znajdującą się za jej plecami ścianę.

– Matko kochana, Nina! – Usłyszała jeszcze tylko wystraszony głos Sabiny, a potem zatoczyła się do tyłu, bo zrobiło jej się ciemno przed oczami, i zemdlała.

– Wszystko w porządku? – Kiedy przebudziła się po kilku chwilach, zobaczyła nad sobą zaniepokojonego chłopaka w firmowej koszulce z logo siłowni.

Nieprzytomnie pokiwała głową, a potem spróbowała usiąść.

– Powoli. Pomogę pani. – Chłopak delikatnie wziął ją pod rękę.

Nina jęknęła, czując ból promieniujący z tyłu głowy.

– Spokojnie, zaraz się tym zajmiemy. – Chłopak natychmiast zareagował na jej grymas i ukląkł z tyłu, delikatnie odgarniając jej włosy.

Nina westchnęła. Cóż. Siłownia chyba nie była dla niej. Nie dość, że nie schudła ani grama, to jeszcze rozcięła sobie głowę i zrobiła z siebie pośmiewisko. Po prostu świetnie, mogła być z siebie dumna.

– Jutro będzie lepiej – usiłowała pocieszyć ją matka, gdy szły na parking, ale Nina wiedziała swoje.

– Chyba jednak będę ćwiczyła w domu, włączając sobie na YouTubie Mel B.

– A karnet?

– Możesz jeszcze nie jest za późno i zwrócą ci pieniądze.

– Może… – zamyśliła się Sabina. – Ale nie to mnie martwi.

– Nie?

– W tej sytuacji będziemy musiały chyba zapisać cię na odsysanie tłuszczu.

– Słucham?

– Zrobiłabym to od razu, ale nie sądziłam, że jesteś aż tak nieporadna. Chodzę na tę siłownię już dobrych kilkanaście lat, a jeszcze nie widziałam, żeby ktokolwiek spadł z jakiegoś urządzenia. No dobrze, może z bieżni przy zbyt szybkim tempie, ale to co innego. Nie obraź się Ninka, ale sierota z ciebie. Za co ty miałaś w szkole te piątki z WF-u, to ja nie wiem.

– Dzięki. – Nina spojrzała na matkę wymownie.

– Poszukam ci jakiegoś dobrego lekarza od liposukcji.

– Nie trzeba. Widać pisane jest mi życie z dodatkowymi kilogramami.

– Akurat.

Nina wydobyła z torebki kluczyki i z nadzieją otworzyła drzwi samochodu. Miała już stanowczo dość tego miejsca i towarzystwa matki.

– Powinnam wracać, żeby obudzić Ignasia i Kalinkę – rzuciła, ciesząc się w duchu, że nie musi wymyślać żadnej wymówki.

– Ja sobie jeszcze poćwiczę.

– To do zobaczenia. – Nina cmoknęła matkę w policzek.

– Zadzwonię do ciebie później, żeby dać znać, co z tym lekarzem. Może Stefan poleci mi jakąś klinikę? W końcu ma wielu znajomych w tym środowisku.

– Jasne – rzuciła Nina od niechcenia i wsiadła do auta.

Niech Sabina umawia sobie tego lekarza, jeżeli chce, ona i tak do niego nie pójdzie. Nie pozwoli nikomu wbijać sobie jakiegoś ustrojstwa w brzuch i już. „Po moim trupie!” – postanowiła w duchu.

Była jednak tak zmęczona wydarzeniami tego poranka, że nie miała ochoty sprzeczać się z matką.

Żeby o tym nie myśleć, włączyła radio i wróciła do domu. Dzieci na szczęście wstały z łóżek tak nieprzytomne, że nie zauważyły plastra z tyłu głowy matki i grzecznie dały się zawieźć do szkoły.


    Ваша оценка произведения:

Популярные книги за неделю