Текст книги "Ja chyba zwariuję!"
Автор книги: Agata Przybyłek
сообщить о нарушении
Текущая страница: 17 (всего у книги 19 страниц)
Nina pokręciła głową z niedowierzaniem. Takie rzeczy mogły przytrafić się tylko Igorowi.
– Ale oddaliście ten portfel, prawda? – zapytała z nadzieją, którą już chwilę później Igor rozwiał.
– No oczywiście, że nie. A z czego zapłaciłbym mandat? Mówiłem ci przecież, ostatnio mam problemy z kasą.
– A dokumenty?
– Lechu je zabrał. Powiedział, że zrobi z nich właściwy użytek.
– O Boże… – wyrwało się Ninie.
– No właśnie. – Igor spuścił wzrok. – Boję się, że ten gliniarz mnie znajdzie i będę miał przesrane. Nie chcę trafić do paki. Już raz prawie tam byłem i nie wspominam tego okresu najlepiej.
Nina darowała sobie złośliwy komentarz.
– Co planujesz? – spytała zamiast tego. Igor naprawdę wyglądał na przejętego całą sytuacją. W pewnym stopniu było jej go nawet żal. Przecież nie wpakował się w te kłopoty celowo.
– Przede wszystkim zabrałem Ewelinkę z mieszkania. Gliniarz ma wszystkie moje dane, bo spisał je podczas wypisywania mandatu z moich dokumentów.
– Mhm.
– Wczoraj nocowaliśmy u mojego kumpla, ale nie był tym faktem za bardzo zachwycony. Ma nową pannę i potrzebują prywatności. Rozumiesz. Zresztą mało istotne. Chcieliśmy dziś przenocować u przyjaciółki Ewelinki, ale ona chwilowo gości swoją mamę, więc to niemożliwe, dlatego pomyśleliśmy, że… – Igor nie wiedział, jak powiedzieć to, co chciał powiedzieć. Cała ta opowieść i tak z trudem przechodziła mu przez gardło. Poza tym głupio było mu prosić o pomoc kogoś, kogo wcześniej wpakował w kłopoty. To było jakieś takie nie na miejscu.
– Przenocujecie dziś u mnie. – Nina nie miała problemów z odgadnięciem jego intencji, po czym głośno westchnęła.
– To tylko jedna noc, słowo – zapewnił Igor błagalnie. W jego głosie słychać było prawdziwą rozpacz. – Z samego rana zbierzemy się do wyjścia i natychmiast znikniemy. Nawet nas nie zauważysz.
– Ewelina nie ma tu jakiejś rodziny?
– Tylko matkę, ale ona mieszka daleko.
– To może przenocowalibyście u niej?
– Odpada, bo Ewelinka idzie rano do pracy. W przeciwnym razie musiałaby się zrywać w środku nocy, a to jest…
– Słabe – znowu dokończyła za niego Nina. Cholera. I co ona miała teraz zrobić? Pomimo bolesnej przeszłości i faktu, że Igor najzwyczajniej w świecie był dupkiem, naprawdę było jej go szkoda. Że też on zawsze musiała wplątywać się w jakieś beznadziejne sytuacje!
– Możemy ci nawet za ten nocleg zapłacić – nalegał Igor, bo musiał zauważyć jej wahanie. – Co prawda nie za dużo, tak wiesz, raczej symbolicznie… Ale chyba dobre i tyle, co?
Nina kątem oka kolejny raz popatrzyła na zegar. Dosłownie za kilka minut miała się zjawić jej matka, a potem Jacek, któremu tym razem podała swój adres, i hydraulik. Nie miała zbyt wiele czasu do namysłu.
– Dobra, możecie tu dzisiaj spać – zgodziła się w końcu, uświadamiając sobie, że przecież i tak przez większą część wieczoru jej tutaj nie będzie, a dzieci powinny od czasu do czasu poprzebywać z ojcem. Nawet jeśli w przeszłości był parszywym gadem i kłamcą. Tylko problem stanowiła jeszcze Sabina, a raczej jej nieprzychylne nastawienie do byłego zięcia.
Nie zdążyła jednak pomyśleć o rozwiązaniu tej kwestii, bo Igor w przypływie pozytywnych emocji zerwał się z miejsca i mocno ją uściskał.
– Od zawsze wiedziałem, że jesteś równą babką – powiedział jej prosto do ucha.
Nina była tak zdezorientowana jego zachowaniem, że prawie ją sparaliżowało.
– To ja pójdę po Ewelinkę – oznajmił wesoło, po czym ruszył do drzwi. – Czeka w samochodzie i na pewno się zamartwia.
Nina nie odpowiedziała. Zamiast tego podniosła się z miejsca i zajrzała do dzieci. Powinna powiedzieć im przecież o wizycie ojca.
– Trzeba było się nie zgadzać – jęknęła Kalinka, gdy Nina wyjaśniła im całą sytuację. – Ojciec to świr.
– Właśnie – dołączył do niej Ignaś. Mogli kłócić się z siostrą dniami i nocami, ale kiedy chodziło o ważne sprawy, zwykle mieli takie samo zdanie. I byli w swoim uporze nieugięci. – On nawet nie przywozi nam prezentów na gwiazdkę. Tata mojego kolegi też z nim nie mieszka, ale chociaż go czasami odwiedza.
– Dziękujemy za takiego ojca – rzuciła bojowo Kalinka. – Niech sobie śpi na wycieraczce.
– Słonko. – Nina pogłaskała ją po policzku. – Czasami trzeba odłożyć na bok żale i nerwy. Tata narozrabiał, ale już poniósł konsekwencje swoich czynów. Poza tym to tylko jedna noc.
Kalinka nie dała się jednak tak szybko udobruchać.
– I tak nie będziemy się do niego odzywać – oznajmiła z uporem. – Wystarczy, że jakiś czas temu musiałam spędzić z nim popołudnie. To jest jakaś kara? – Spojrzała na Ninę agresywnie. – Coś przeskrobaliśmy, że go z nami zostawiasz?
– No właśnie! – podchwycił temat Ignaś.
Nina nie zamierzała się z nimi kłócić. Igor rzeczywiście nie zasługiwał na tytuł ojca roku. Dzieci miały rację.
Westchnęła głośno, po czym podniosła się z łóżka.
– Nie musicie się z nim zaprzyjaźniać, ale chociaż bądźcie mili, okej? – zaproponowała łagodnie, wychodząc z pokoju.
– Zamknij drzwi. I powiedz mu, by nie ważył się do nas zaglądać. – Kalinka nie zamierzała słuchać matki. Ostentacyjnie odwróciła się do Ignasia, po czym oboje utkwili spojrzenia w tablecie.
Nina patrzyła na nich jeszcze przez chwilę, ale w końcu zrobiła to, o co prosiła Kalinka i poszła do łazienki. W tej sytuacji wcale nie miała ochoty wychodzić z Jackiem, ale wiedziała, że rezygnując w ostatniej chwili, zrobiłaby mu przykrość. Stanęła więc przed lustrem i zaczęła nakładać sobie na twarz krem nawilżający, a potem podkład. Gdy skończyła to robić, do mieszkania weszła Ewelinka z Igorem.
– Dzień dobry. – Uśmiechnęła się do Niny niemrawo, kiedy Igor postawił na podłodze niewielką torbę z podręcznymi rzeczami. Nie czuła się komfortowo w towarzystwie Niny, a już zwłaszcza w jej mieszkaniu.
– Cześć. – Nina zlustrowała wzrokiem strój ukochanej Igora.
Ewelinka miała na sobie różową kurtkę, białe kozaczki na złotej szpilce oraz niesamowicie obcisłe dżinsy. A do tego tonę makijażu na twarzy i doklejane rzęsy. Była przeciwieństwem Niny. I to pod każdym względem.
– Będziecie spać na kanapie w salonie – zdecydowała w końcu Nina, nie chcąc wyjść na jędzę. – Sypialni wam nie udostępnię.
– To nam wystarczy, naprawdę. – Igor pomógł zdjąć Ewelince kurtkę.
Przez głowę Niny przemknęła myśl, że podczas trwania ich związku nigdy tego nie zrobił. Była tego pewna.
– Rozgośćcie się. – Wskazała dłonią na salon, ignorując nieprzyjemne ukłucie, jakie wywołał w niej ten widok. – Nie będę wam towarzyszyć, bo przygotowuję się do wyjścia, ale jak chcecie, to zaparzcie sobie herbatę.
– Jasne, nie zamierzamy ci robić kłopotu – szepnęła Ewelinka, po czym razem z Igorem przeszli do pokoju.
Nina wróciła do łazienki i dokończyła makijaż. Akurat pomalowała powieki, gdy rozległ się dzwonek do drzwi.
Pospiesznie zgasiła światło w łazience i wyszła na korytarz, żeby otworzyć.
– Wiesz, ile wynosi pierwiastek z dwóch? – od razu zapytała Sabina, nie odrywając wzroku od trzymanego w dłoni telefonu. Włożyła swoje ulubione, wielkie futro, a na głowie miała czarne okulary, choć na dworze było ciemno. Jej stroju dopełniała ledwie zasłaniająca tyłek spódniczka i czerwone usta. Stała w progu niczym jakaś diwa operowa albo inna gwiazda.
– Z tego co wiem, to jeden czterdzieści jeden – odpowiedziała Nina, a Sabina weszła do środka.
– Och, dzięki – wymamrotała i wystukała coś w telefonie.
– Na co ci ta informacja?
– Jeden taki Czarek z lovestory.pl powiedział, że z głupią do łóżka nie pójdzie i wysłał mi kilka pytań z wiedzy ogólnej. Między innymi o ten pierwiastek.
Nina przewróciła oczami.
– Ale wiesz, że coś takiego każdy może obliczyć na kalkulatorze? Taka wiedza o niczym nie świadczy.
– Nie czepiaj się szczegółów. – Sabina odłożyła telefon na szafkę i w końcu ucałowała córkę. – Tak się cieszę, że dzisiaj wychodzisz. Naprawdę! – pisnęła radośnie, po czym odwiesiła futro na wieszak i stanąwszy przed lustrem, wygładziła włosy.
– Tak, ja też się cieszę. – Nina posłała jej uśmiech.
Chwilę później z salonu dobiegł głos Ewelinki.
– Masz gości? – Sabina zerknęła w tamtym kierunku.
Nina na chwilę przymknęła powieki. W ferworze przygotowań do randki nie zdążyła nawet wymyślić, jak powiedzieć matce o wizycie Igora. „No to będzie gorąco”, pomyślała tylko, bo Sabina nie czekała na żadne wyjaśnienia i przeszła do salonu, by osobiście rozeznać się w sytuacji.
To, co zastała w pokoju, przerosło jej najśmielsze oczekiwania.
ROZDZIAŁ 41
Jacek wyszedł od pani Marysi najedzony i w dobrym humorze, w dodatku z wielkim kawałkiem drożdżowego ciasta na odchodne. Kobieta zaserwowała na obiad najlepszą kaczkę, jaką jadł w życiu, a do tego przygotowała pyszny wiśniowy kompocik. Takie domowe jedzenie było miłą odmianą od wszystkich wymyślnych dań kuchni orientalnej, jakie przygotowywała mu matka, dlatego wrócił do siebie, niemal unosząc się nad ziemią. Położył na łóżku w swoim pokoju wyprasowaną przez sąsiadkę koszulę, po czym na chwilę stanął w oknie. Dlaczego Anita nie mogła być taką matką jak pani Marysia? Ciepłą, kochającą, a przede wszystkim – normalną?
Zadawał sobie to pytanie już któryś raz, jednak podobnie jak poprzednio, nie znalazł na nie odpowiedzi. Porzucił więc te myśli tak szybko, jak je powziął i zaczął przygotowywać się do randki. Najpierw wskoczył pod prysznic, a potem skropił ulubionymi perfumami i ubrał w świeżą koszulę oraz dżinsy. Dziś nie był już tak zestresowany jak poprzednio. Matka została w szpitalu, więc wszystko wskazywało na to, iż ten wieczór będzie pozbawiony omdleń, płaczów i innych ekscesów.
Na tę myśl Jacek aż się uśmiechnął. Życie było takie przyjemne, kiedy nikt nie dawał mu ciągłych rad oraz nie rozkazywał, co powinien zrobić. Pierwszy raz odkąd zamieszkał z matką, poczuł się dorosły. Tak prawdziwie dorosły. I wolny.
Ależ to było przyjemne!
Z uśmiechem na ustach zabrał potrzebne rzeczy, czyli telefon i portfel, po czym wyszedł z domu. Po drodze zajrzał jeszcze do niewielkiej kwiaciarni czynnej do późna i wybrał nieduży bukiecik dla Niny. Co prawda zazwyczaj nie słuchał rad matki, ale wstąpił też do sklepu spożywczego i kupił słodycze dla dzieci. Już dawno nie robił nikomu takich prezentów, dlatego nie wiedział, na co się zdecydować. W końcu wrzucił do koszyka jakieś pianki, żelki, cukierki i czekoladki. Maluchy będą miały z czego wybierać.
Z takimi zapasami ponownie wsiadł do auta i ruszył na podany przez Ninę adres. Zajechał pod kamienicę pięć minut przed czasem, więc jeszcze przez moment siedział za kierownicą, wpatrując się w rozświetlone pomieszczenia. Nina wspomniała, że mieszka na poddaszu, dlatego całą uwagę skupił na mieszczących się pod sufitem oknach. Nie żeby był jakimś zboczeńcem czy podglądaczem, ale miał nadzieję, że ją zobaczy. Wpatrywał się tak przez kilka chwil, jednak bez powodzenia. Firanki ani drgnęły. Widać pisane mu było stanąć dziś z nią jedynie twarzą w twarz. Może to i lepiej?
Nie zastanawiając się dłużej, wysiadł w końcu z auta. Zabrał łakocie oraz kwiaty, po czym skierował się do klatki. Nie musiał dzwonić domofonem, bo po pierwsze go nie było, a po drugie z budynku wychodziła właśnie jakaś starsza pani. Jacek mógł więc skorzystać z tej okazji i wejść do środka.
– Dzień dobry. – Poczuł się w obowiązku z nią przywitać, jednak ta minęła go bez słowa i wyszła na zewnątrz.
No trudno. Widać nie należała do rozmownych.
Na klatce schodowej pachniało kiszoną kapustą oraz detergentami. Nie był to najprzyjemniejszy zapach, dlatego Jacek wbiegł na górę najszybciej, jak umiał. Przed zadzwonieniem do drzwi upewnił się jeszcze, że trafił pod właściwy adres, po czym wygładził kołnierzyk koszuli i zadzwonił do drzwi. W mieszaniu rozległy się jakieś krzyki i po chwili szczęknął zamek. Niestety, ku zaskoczeniu Jacka, na progu nie stanęła Nina, lecz nieznajomy mężczyzna, w dodatku w samych bokserkach i z podrapaną twarzą.
Jacek zamrugał powiekami na widok nie tyle jego umięśnionej klatki piersiowej (ta nie robiła na nim najmniejszego wrażenia, wolał damskie), co jego długich włosów zebranych na czubku głowy w niechlujny kok.
– Hydraulik? – zapytał mężczyzna.
– Nie – wydusił Jacek, chociaż był w szoku.
– A kto?
– Psychiatra – odparł skołowany.
– No to sorry, ale pomyłka. Czekamy na hydraulika – mruknął półnagi facet, po czym trzasnął drzwiami, nim Jacek zdołał cokolwiek z siebie wydusić.
Dziwne.
Jacek jeszcze raz wyciągnął z kieszeni telefon i sprawdził podany przez Ninę adres. Wszystko się zgadzało. Był na Leśnej 9 pod właściwymi drzwiami. Co prawda nie widniała na nich tabliczka z nazwiskiem Niny, lecz numer się zgadzał.
Jacek rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu ratunku. Może powinien zadzwonić do sąsiadów? Nerwowo ponownie wygładził kołnierzyk koszuli. Czuł, że w jego barkach pojawia się złowrogie napięcie, co uświadomiło mu, że nie zabrał ze sobą tabletek uspokajających.
A niech to szlag!
Odwrócił się na pięcie w stronę mieszkania sąsiadów, jedna nim zdołał nacisnąć dzwonek, za jego plecami rozległ się zgrzyt, potem chrupnięcie i pisk. Jacek mimowolnie odwrócił się w tamtym kierunku, stając tym razem twarzą w twarz z Niną. Miała na sobie dżinsowe spodnie oraz białą koszulę, a na stopach urocze skarpetki w groszki.
– Przepraszam za to nieporozumienie – powiedziała ze skruchą, patrząc mu prosto w oczy. – To tylko mój były mąż. Wziął cię za hydraulika.
– Nie wiedziałem, że mieszkacie razem. – Jacek nie krył zdziwienia.
– Co? Nie! – Nina machnęła ręką. – Dziś jest taka wyjątkowa sytuacja, opowiem ci później. Może wejdziesz na chwilę? Prawdę mówiąc, potrzebuję jeszcze trochę czasu, żeby się przygotować.
– Och, jasne. – Jacek pokiwał głową i ruszył w kierunku otwartych drzwi. Nim jednak wszedł do środka, najpierw wręczył jej kwiaty. – Oby te nie zaginęły po drodze. – Uśmiechnął się tak czarująco, że pod Niną ugięły się nogi.
– Tak, ja też mam taką nadzieję. – Wzięła od niego bukiecik i dopiero wtedy Jacek wszedł do środka.
– Przyniosłem też drobny prezent dla dzieci. – Wskazał na trzymaną w dłoni torebkę.
– Naprawdę? – Nina nie kryła zdumienia.
– To tylko słodycze.
– Będą zachwyceni. Ignaś, Kalinka! – krzyknęła i zapukała do pokoju dziecięcego. – Chodźcie tu, proszę.
Zza zamkniętych drzwi dobiegły do uszu Jacka jakieś odgłosy i po chwili z pokoju wyszli chłopiec oraz dziewczynka. Byli już w piżamach, a ich twarze pokrywały białe kropki.
– To mój przyjaciel, Jacek – powiedziała Nina. – Przedstawcie się.
Dzieci zrobiły, o co prosiła.
– A to dla was. – Jacek wręczył im słodycze.
Oczy Ignasia i Kalinki rozbłysły, gdy zajrzeli do torby.
– Naprawdę? – spytali niemal jednocześnie.
Jacek pokiwał głową. Już wiedział, że sprawił im przyjemność.
– Jest pan lepszy niż nasz ojciec – oznajmiła Kalinka. – I to tysiąc razy!
– No! – przytaknął jej Ignaś i wyciągnął z torebki żelki. Tak się składało, że jego ulubione.
Nina posłała Jackowi spojrzenie mówiące, że to też wytłumaczy mu później i odesłała dzieci do łóżek.
– Zaprosiłabym cię do salonu, ale to chyba nie jest najlepszy pomysł – ponownie zwróciła się do Jacka, gdy dzieci zniknęły za drzwiami.
Natychmiast wyczytał z jej twarzy, że była spięta i zakłopotana.
– Mógłbyś poczekać tutaj? Wezmę tylko swoje rzeczy i zaraz do ciebie wrócę – spytała, nie patrząc mu w oczy.
– Jasne. – Jacek pokiwał głową. Stanął pod ścianą, wbijając wzrok w uginający się od nadmiaru kurtek wieszak.
Nina tymczasem przeszła z bukietem kwiatów do pokoju, w którym przy stole siedziała obrażona matka z nosem w komórce, na podłodze klęczała zamiatająca odpadki porcelany Ewelinka, a na szarej kanapie, zwrócony do ściany, siedział półnagi Igor.
Nina westchnęła. Krajobraz jak po Armagedonie, pomyślała, przechodząc do części kuchennej, by wstawić kwiaty do wody. Przed jej oczami znów pojawiła się scena, w której Sabina łapie stojący na stole kubek, po czym z furią ciska nim w Igora (na szczęście zdołał się uchylić), a potem rzuca się na niego z pazurami, omal nie wydrapując mu oczu, z wściekłością wykrzykując mało kulturalne epitety.
Nina co prawda wiedziała, że matka ma uraz do Igora, ale to, co zaszło w salonie kilka chwil temu, przerosło jej najśmielsze wyobrażenia. Sabina była tak zapalczywa, że Ninie i Ewelince z trudem udało się ją ściągnąć z Igora i uspokoić. To właśnie dlatego siedział teraz półnagi na kanapie – kubek może go nie trafił, ale herbata zmoczyła mu spodnie, a koszulę porwała Sabina. Nie zdążył jeszcze się ubrać, bo Nina, nie chcąc zostawiać matki samej, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, kazała mu wpuścić do środka hydraulika, a chwilę później zmyła mu głowę za to, że rzekomo przegonił jej absztyfikanta. Jakby Igor mógł czytać jej w myślach i wiedział, kogo się spodziewa!
Przeklinał w duchu samego siebie, że też w ogóle pomyślał o tym, by schronić się u byłej żony. Może i policja nie wpadnie na pomysł, aby go tu szukać, ale skoro Sabina zamierzała zostać z nimi przez cały wieczór (w końcu nie mogła zostawić mieszkania Ninki i dzieci na pastwę tego kłamcy, krętacza i złodzieja), mógł tego zwyczajnie nie przeżyć. Może powinien na całą noc zaszyć się w łazience? Tak, to dobry pomysł. Gdyby tylko Nina nie spodziewała się hydraulika!
Siedział więc nabzdyczony, podczas gdy Ewelinka, chcąc załagodzić sytuację, sprzątała pobojowisko, jakie zostało po furii Sabiny.
– Gdzie to wyrzucić? – zwróciła się do Niny, kiedy już udało jej się zebrać z podłogi wszystkie kawałki potłuczonego kubka.
– Kosz jest pod zlewem. – Nina właśnie stawiała wazon z kwiatami na parapecie (na wszelki wypadek z dala od matki).
Ewelinka wyrzuciła śmieci, po czym, nic więcej nie mówiąc, usiadła obok Igora. Czuła się niezręcznie. Nie chciała przysparzać Ninie kłopotów, właściwie to nawet ją lubiła, dlatego wolała siedzieć cicho jak mysz pod miotłą, by nie sprowokować jej matki do kolejnego wybuchu wściekłości. Wbiła wzrok w swoje paznokcie i zaczęła delikatnie pocierać palcami odrastające skórki. Nie było to może najbardziej fascynujące zajęcie na świecie, jednak nie miała lepszego pomysłu. Tym bardziej, że Igor nadal trwał w bezruchu.
Nina popatrzyła to na tę dwójkę, to na obrażoną matkę, która z pewnością, by poprawić sobie humor, umawiała się właśnie na randkę z jakimś mężczyzną z lovestory.pl. Czuła, że zostawianie tej trójki samej na tak małej przestrzeni może niedobrze się skończyć, ale co innego miała zrobić? W końcu nie chciała rezygnować z randki. Może pojawienie się hydraulika trochę rozrzedzi napiętą atmosferę? Usilnie chciała w to wierzyć. Jak to mówią: tonący brzytwy się chwyta. Nie widziała żadnego wyjścia z tej sytuacji.
– To ja idę – oznajmiła, ruszając ku drzwiom na korytarz, co nie spotkało się jednak z niczyją aprobatą. Wywołało tylko pełne rozpaczy jęki Igora i wściekłe spojrzenie matki.
Nina wolała nic już nie mówić. W zupełnej ciszy wróciła do czekającego w korytarzu Jacka.
– Wszystko w porządku? – zapytał z troską. Natychmiast też oderwał wzrok od wieszaka z kurtkami i spuścił ręce wzdłuż ciała.
– Nie pytaj. – Nina nie była w stanie wysilić się nawet na delikatny uśmiech. – Mam tu dziś taki kocioł, że szkoda słów. Opowiem ci później.
Jacek pokiwał głową na znak, że nie chce wtykać nosa w nie swoje sprawy.
Nina pożegnała się jeszcze z dziećmi, po czym wyszli w końcu z Jackiem z kamienicy, mijając po drodze hydraulika.
– To dokąd jedziemy? – spytała, gdy już wsiedli do samochodu.
– Chciałem zabrać cię na gorącą herbatę i ciastko do takiej małej, kameralnej cukierni.
Nina westchnęła.
– Cukier to doskonały pomysł na złagodzenie stresów dzisiejszego wieczoru. Chyba czytasz mi w myślach – szepnęła zmęczonym głosem, po czym zapięła pas.
Jacek uchwycił kątem oka jej nietęgą minę, lecz zgodnie z wcześniejszą prośbą Niny postanowił o nic nie pytać, dopóki nie dojadą na miejsce.
ROZDZIAŁ 42
Jacek zaparkował samochód przed rozświetloną kawiarnią i poprowadził Ninę do środka. Jak na dżentelmena przystało, otworzył przed nią drzwi, a następnie pomógł zdjąć płaszcz.
Kawiarnia była przytulnym miejscem. Nina zwykle nie miała czasu zapuszczać się w te rejony miasta (uroki życia w biegu), jednak za każdym razem, gdy widziała zachęcający do wizyty szyld, zastanawiała się, jak lokal wygląda w środku. Czasem nawet wyobrażała sobie to miejsce, jednak to, co zastała w środku, przerosło jej najśmielsze oczekiwania.
– Wybierasz cudowne lokale – szepnęła rozmarzona, idąc za nim do stolika.
Mówi się, że istnieją miejsca z duszą i kawiarnia, do której zaprosił ją Jacek, właśnie do takich należała. Jej pomalowane jasnymi farbami ściany podpierały sosnowe regały uginające się pod ciężarem pożółkłych książek, a drewniane belki pod sufitem zdobiły lampki oraz zawieszone na sznureczkach szklane kule ze świeczkami w środku. Celowo postarzone przez właścicieli stoliki stały w dość sporych odległościach, a krzesła zastąpiono miękkimi fotelami i kwiecistymi kanapami. Z głośników sączyła się cicha, spokojna muzyka, a rustykalne obrazy wiszące na ścianach nadawały miejscu nieco archaicznego klimatu. Jeżeli ktokolwiek w Brzózkach szukał unikalnego, romantycznego lokalu na spędzenie wieczoru w dobrym towarzystwie, po prostu nie mógł minąć obojętnie tego miejsca. Było przytulne, ciepłe i pachniało w nim drewnem, czekoladą oraz maślanymi ciastkami. Nina od razu poczuła się tutaj niezwykle dobrze. Stres, jaki wywołał w niej ten dzień, zniknął.
– Zapraszam. – Jacek zatrzymał się przy wybranym stoliku.
Nina posłała mu uśmiech i usiadła na pasiastym fotelu z rzeźbionymi nogami.
– Czuję się o dziesięć lat młodsza – stwierdziła, nie mogąc przestać rozglądać się po kawiarni.
– Dlaczego? – Jacek usiadł naprzeciwko i zaczął przyglądać się jej twarzy.
Nina miała urocze rumieńce, ale przede wszystkim jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zniknęło zmęczenie, które widział do tej pory. To sprawiło, że tak jak ona uniósł ku górze kąciki ust.
– Klimat tego miejsca kojarzy mi się z czasami, kiedy byłam nastolatką – wyznała rozmarzona.
– Naprawdę?
– Tak. Wtedy co prawda nie otworzono jeszcze tego lokalu, ale na rogu Pszczelej i Winnickiej mieściła się niewielka kafejka, w której też na regałach kurzyły się książki. Chodziłyśmy tam z koleżankami ze szkoły po lekcjach na najlepszą gorącą czekoladę w Brzózkach. Przywołałeś przyjemne wspomnienia.
– Cieszy mnie to.
– Mnie też.
– Czego się napijesz? – Jacek sięgnął po leżące na lnianej podkładce menu.
Nina zrobiła to samo i już po chwili zdecydowała się na herbatę z cytryną, świeżą pomarańczą, goździkami oraz imbirem. Jacek natomiast wybrał zieloną z orientalnymi owocami. Do tego zamówili tacę pełną maślanych rogalików nadziewanych wiśniową konfiturą, będącą specjalnością tego miejsca.
– Wiesz, jak oczarować kobietę. – Nina spojrzała na Jacka, gdy młoda dziewczyna w firmowym fartuchu oddaliła się do kolejnego stolika.
– Naprawdę? – Pochylił się lekko do przodu.
– Tak. – Skinęła głową. – Albo ze względu na swoją profesję masz moc czytania mi w myślach, albo lubimy podobne klimaty.
– Skłaniałbym się jednak ku temu drugiemu. Wbrew pozorom psychiatrzy nie zaglądają pacjentom do głów. Raczej robią to neurolodzy.
– Wobec tego cieszę się, że wychodzę z psychiatrą. Kobieta powinna mieć jednak jakieś tajemnice.
– Obiecuję, że będę je odkrywał powoli. – Jacek uśmiechnął się szeroko. Zapowiadał się cudowny wieczór.
– Obyś tylko po drodze nie stracił zapału.
– To mi nie grozi. Studiowanie medycyny uczy zawziętości i cierpliwości.
– Wobec tego naprawdę dobrze trafiłam. – Nina spojrzała na niego wymownie, po czym raz jeszcze powiodła wzrokiem dookoła. – Nie wiem, jak to możliwe, że nigdy tutaj nie byłam. Jeżeli herbata będzie tak dobra, jak wszystko na to wskazuje, właściciele zyskają dzięki tobie nową stałą klientkę.
– Wyglądasz o wiele lepiej, niż kiedy cię zobaczyłem w drzwiach mieszkania – odważył się powiedzieć Jacek. – Jesteś mniej zdenerwowana?
– O tak. – Nina przymknęła oczy. – Jeszcze raz przepraszam cię za to niezbyt miłe powitanie – powiedziała, uchylając powieki i nieśmiało patrząc na niego.
– Daj spokój. Powiedz lepiej, o co chodziło z tym hydraulikiem. Na czym, jak na czym, ale na rurach to ja się nie znam. Wolałbym dowiedzieć się od razu, czy mam się podszkolić w tej dziedzinie.
Nina posłała mu uśmiech, po czym opowiedziała o szaleństwach dzisiejszego dnia. Włącznie z bójką Sabiny oraz Igora i potłuczonym kubkiem sprzątanym potem ofiarnie przez wymalowaną Ewelinkę.
Jacek słuchał opowieści z zainteresowaniem.
– W twoim życiu chyba nie ma miejsca na nudę, co? – podsumował, gdy Nina w końcu skończyła mówić, a obsługująca ich kelnerka zjawiła się z aromatycznym zamówieniem.
– Niestety – szepnęła Nina i wsypała do swojej herbaty saszetkę cukru.
– Niestety? To chyba dobrze. – Jacek zrobił to samo. – Wiesz, ile nieszczęść bierze się z nudy?
– Wszystko ma swoje plusy i minusy. – Nina zamieszała herbatę łyżeczką. – Czasami to wszystko bywa męczące.
– Tak jak dziś?
– Dokładnie. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wybawiłeś mnie od przebywania w tym nieciekawym towarzystwie, które pewnie patrzy teraz na siebie złowrogo, siedząc w moim salonie. Już chyba tracę rachubę, ile razy wyratowałeś mnie z opresji.
– Cóż. – Jacek uśmiechnął się swobodnie. – Taka rola rycerza na białym koniu, prawda?
– Raczej w białym kitlu – rzuciła Nina i oboje głośno się zaśmiali. – Powiedz lepiej, co z twoją mamą. Jak ona się czuje?
– Lepiej. Chociaż właściwie to sam nie wiem. Trochę się o nią martwię.
– Dlaczego?
– Mówiłem ci już, że ona jest o mnie chorobliwie zazdrosna i wyjątkowo nadopiekuńcza. Już sama myśl o tym, że się z tobą spotykam, wywoływała u niej ataki paniki. A dziś rano, nie uwierzysz, wydawała się cieszyć z naszego wyjścia. Nawet udzielała mi rad.
– Naprawdę? – Nina nie kryła zdziwienia.
– Sam jestem w szoku. Nie wiem, dlaczego zaszła w niej tak nagła zmiana.
– To chyba dobrze?
– Oczywiście. Oby tylko nie okazało się, że wymyśliła jakiś podstęp.
– Podstęp? – W oczach Niny błysnęły iskierki. To było takie w stylu jej matki.
– Sam już nie wiem. Gadam głupstwa?
– Skąd, po prostu dobrze to znam. Moja mama jest mistrzynią w tego typu gierkach. Wspominałam ci o tym podczas naszej ostatniej kolacji.
– Wybacz, przez zamieszanie, które nastąpiło później, niewiele pamiętam.
– Wybaczam.
Jacek upił łyk gorącej herbaty, po czym pochylił głowę, wpatrując się w Ninę.
– Więc mówisz, że masz uroczą rodzinę? – chciał zacząć jakiś neutralny temat.
Nina skinęła głową.
– Trzy siostry, dwójka dzieci, były mąż na karku i drugie małżeństwo mojej matki.
– Brzmi…
– Jakby nie działo się w prawdziwym życiu, ale jakiejś nędznej komedii? – Nina nie dała mu skończyć.
– Chciałem raczej powiedzieć, że dobrze. Ja jestem jedynakiem, a od kilku lat, czyli odkąd pochowaliśmy ojca, mam tylko mamę.
– Wobec tego żyjemy w zupełnie różnych światach.
– I dobrze. W końcu przeciwieństwa się przyciągają.
– No tak.
– Jak ci smakuje herbata?
– Dziękuję, jest pyszna. Chyba naprawdę zacznę tu wpadać, kiedy będę potrzebowała, by mój świat nieco zwolnił.
– Możesz mi czasem dać znać. Jeśli nie masz nic przeciwko, chętnie ci potowarzyszę. – powiedział niby lekkim tonem Jacek, ale jego propozycja zabrzmiała poważnie.
– Będę to miała na uwadze – odpowiedziała Nina, patrząc mu prosto w oczy. – A ty często tu bywasz?
– Ja w ogóle raczej rzadko wychodzę do takich miejsc.
– Przez pracę?
– Nie, ona tylko wydaje się bardzo absorbująca. Raczej przez matkę. Poza tym nie mam tutaj zbyt wielu przyjaciół. Kiedy wyjechałem na studia, większość szkolnych znajomości się rozpadła. Ludzie pozakładali swoje rodziny, porodzili dzieci. Wiesz, jak to jest. Właściwie mam tylko jednego kumpla, z którym czasem wymykamy się na piwo.
– No i mnie – zauważyła.
– Tak. – Jacek uśmiechnął się szeroko. – No i teraz ciebie – powiedział, po czym dopili w spokoju herbatę i zjedli maślane rogaliki.
Gdy skończyli, wiszący na ścianie, okrągły zegar wskazywał dwudziestą pierwszą. Choć za oknami było już zupełnie ciemno, kawiarnia pustoszała z chwili na chwilę, a oni musieli jutro wstać do pracy, żadne nie chciało jeszcze kończyć tego wieczoru. Tak dobrze im się rozmawiało i tak cudownie było wyrwać się czasem z sideł codzienności.
– To może wpadniemy do mnie? – zaproponował Jacek, trochę się przy tym denerwując. – Mama jest w szpitalu, więc nikt nie będzie nam przeszkadzał. Moglibyśmy posłuchać muzyki, otworzyć jakieś wino. Oczywiście potem cię odwiozę, więc ja bym nie pił, ale… Pewnie to głupi pomysł. – Czując narastające w barkach napięcie, spuścił wzrok. – Nie powinienem proponować ci tego na drugim wieczornym spotkaniu, ale jest już ciemno, zimno, w dodatku pochmurno i…
– Chętnie dam się zaprosić do ciebie. – Nina uśmiechnęła się, widząc jego zdenerwowanie, i nie dała mu skończyć.
– Naprawdę? – Trochę się zdziwił. Przez ułamek sekundy miał wrażenie, że się wygłupił i nawet zdążył poczuć wstyd.
Matka wychowała go według staroświeckich zasad. Przez lata kładła mu do głowy, że zaproszenie kobiety do siebie „coś” znaczy i… Zresztą, nieważne. Liczyło się tylko to, że Nina się zgodziła.
Jacek zapłacił rachunek, a potem przytrzymał jej płaszcz. Następnie wyszli na parking, skierowali się do samochodu i Jacek dowiózł Ninę pod blok, w którym mieszkał od urodzenia. Mimo wczesnej pory osiedle zdawało się już spać. Światła w większości mieszkań były pogaszone, a po chodnikach spacerował jedynie jakiś nastolatek z psem.
– To tutaj – oznajmił, gasząc silnik i wysiadł, by otworzyć Ninie drzwi.
Dzięki temu drobnemu gestowi poczuła się trochę jak księżniczka, ale nie powiedziała tego na głos. Przyznanie się Jackowi do tego, że spotykała w życiu jedynie dupków, którym to ona musiała otwierać drzwi, zwłaszcza gdy byli upojeni alkoholem, a nawet niemal wnosić ich wtedy do mieszkania, wydało jej się uwłaczające.
Bez jakiegokolwiek komentarza poszła za Jackiem do mieszkania.
– Zapraszam. – Wpuścił ją do środka.
Nina weszła na korytarz i zdjęła z ramienia torebkę. Mieszkanie, które Jacek dzielił z matką, było przytulne, choć urządzone w nieco staroświeckim stylu. Na pewno spodobał jej się fakt, że nie powitały jej żadne krzyki dzieci, jak to zwykle bywało u niej, ale unoszący się w powietrzu zapach drożdżowego ciasta, które Jacek dostał po obiedzie od pani Marysi.
– Może przejdźmy do kuchni – powiedział, gdy już się rozebrała. – Masz jeszcze ochotę na coś do picia? – Jacek podążył do kuchni, a ona za nim.
– Chętnie, ale może nie wino. – Podeszła do niewielkiego stolika. – Nie pogardzę za to kolejną herbatą.