355 500 произведений, 25 200 авторов.

Электронная библиотека книг » Agata Przybyłek » Ja chyba zwariuję! » Текст книги (страница 8)
Ja chyba zwariuję!
  • Текст добавлен: 26 августа 2020, 04:30

Текст книги "Ja chyba zwariuję!"


Автор книги: Agata Przybyłek



сообщить о нарушении

Текущая страница: 8 (всего у книги 19 страниц)

– Cudownie. – Na usta Niny wypłynął szeroki uśmiech.

Matka chyba zejdzie na zawał. Idzie na randkę! Z lekarzem!

– Tak, cudownie – powtórzył za nią Jacek, a zaraz potem oblał go zimny pot.

Tylko jak on powie o tym wyjściu Anicie?

ROZDZIAŁ 19

Po zakończeniu rozmowy z Niną Igor trwał przez chwilę w złowieszczym zawieszeniu. Nie podobało mu się to, jak potraktowała go była żona, co więcej – był na siebie wściekły, że dał się jej wmanewrować w to całe jeżdżenie po szkołach. Nie dość, że musiał wyjść z ciepłego łóżka i wziąć prysznic, to potem jeszcze wysłuchał od wychowawczyni Kalinki tyradę na temat tego, jak bardzo nieodpowiedzialnym jest rodzicem, a teraz został z tym dzieckiem w samochodzie.

– Długo będziemy tu jeszcze stać? – zaczęła się niecierpliwić Kalinka, kiedy tak siedział i myślał. – Trochę mi zimno. Pielęgniarka mówiła, że mam gorączkę. Mama zawsze wtedy kładzie mnie do łóżka.

Igor powoli odwrócił się w stronę tylnego siedzenia.

– Często ci się to zdarza? – zapytał.

– Co? – Kalinka zgromiła go spojrzeniem.

Patrząc na nią, nie miał najmniejszej wątpliwości, że jest nieodrodną córusią swojej matki. Te dwie nawet patrzyły na niego z takim samym wyrzutem.

– No, ospa. Często na nią chorujesz?

Kalinka zamrugała oczami z niedowierzaniem.

– Pytasz serio?

– Jak najbardziej. Są przecież jakieś szczepionki na odporność, czy coś takiego. Nie zrozum mnie źle, ale wolałbym, żeby ta sytuacja w najbliższym czasie się nie powtórzyła. Mam ważniejsze zajęcia.

– Tak, mama mówiła, że uwielbiasz chlać piwsko.

– Co jeszcze ci o mnie powiedziała?

– Że jesteś jak dziecko i cieszy się, że cię wyrzuciła. Ale gwoli ścisłości, to nie mówiła tego mnie i Ignacemu, tylko ciotce Małgosi.

– Och, więc podsłuchiwałaś?

– Mieszkamy w takiej klitce, że nie da się nie słyszeć. – Kalinka skrzyżowała ramiona. – A odpowiadając na twoje poprzednie pytanie, to ty chyba nie byłeś w szkole najlepszym uczniem, co? Bez urazy, oczywiście.

Igor zmarszczył brwi. Co prawda, to prawda. Nie zamierzał jednak przyznawać się do tego córce.

– Dlaczego? – zapytał.

– Bo nie wiesz nawet, że ospę wietrzną można mieć tylko raz w życiu.

– Tak?

– No. – Kalinka wydęła usta i popatrzyła przez okno na budynki szpitala. – Możemy stąd już jechać? Naprawdę mi zimno. Mama pewnie zabrałaby mnie do lekarza.

– Dobra, dobra. Nie marudź. Sytuacja jest taka, że dzisiaj ja się tobą zajmę.

– Ty?

– Dlaczego to cię tak dziwi?

– Może dlatego, że chyba pierwszy raz w moim życiu chcesz się mną zaopiekować?

– Już nie bądź taka pamiętliwa. – Igor odwrócił się w stronę kierownicy. – Twoja matka kazała mi co prawda odwieźć cię do babci, ale nie zamierzam z tej możliwości skorzystać.

– Dlaczego? – Kalinka uważnie popatrzyła na ojca.

Nie, żeby była złośliwa, ale o wiele bardziej wolałaby znaleźć się teraz pod skrzydłami babci Sabiny i położyć do łóżka, niż tkwić pod psychiatrykiem z tym wariatem, który na nieszczęście był jej ojcem.

– Twoja babcia mnie nie lubi – mruknął wymijająco.

– Jakoś mnie to nie dziwi.

– Naprawdę?

– No. Jeżeli już babcia Sabina o tobie mówi, to zawsze cię wyzywa.

– No proszę. – Igor odpalił silnik i położył ręce na kierownicy.

– Dokąd jedziemy? – spytała Kalinka.

– Zabiorę cię do siebie.

– To już chyba wolę do babci.

– Jak już wcześniej wspomniałem, to niemożliwe – odburknął, chociaż prawdę mówiąc, rozważył już w głowie wysadzenie Kalinki na jakiejś ulicy przyległej do tej, na której mieszkała jego była teściowa. Przecież dziewczyna wyrosła i jakoś by sama dotarła do babki, prawda?

Instynktownie czuł jednak, że mogłoby to się nie spotkać z aprobatą Niny, a już i tak był na straconej pozycji przez niepłacenie alimentów. Tylko skąd miał wziąć na nie pieniądze, skoro dwoje muzyków z jego zespołu wyjechało do Anglii czy jakiejś Irlandii, a on z tymi, którzy zostali, nie mogli znaleźć nowego basisty? Od zawsze chciał zarabiać na życie koncertami i nie nadawał się do żadnej innej roboty, więc chwilowo trwał w zawieszeniu.

– Wolę pomęczyć się z tobą przez jedno popołudnie, ale ujść z życiem – powiedział do córki. – Nie chcę cię straszyć, ale twoja babcia to czasem…

– No co? – Kalinka agresywnie pochyliła się w jego kierunku, gotowa bronić dobrego imienia swojej rodziny.

– Mniejsza o to – postanowił zakończyć ten temat. – Jedziemy do mnie.

– Nawet nie wiem, gdzie mieszkasz.

– U mojej nowej dziewczyny.

– Wiem. Pytałam o miejsce.

– W jednym z tych starych bloków w centrum. – Igor wyjechał z parkingu i włączył się do ruchu. – Skąd wiesz o Ewelinie? – Zerknął w lusterko, w którym odbijała się zaczerwieniona twarz Kaliny.

– Mama nam kiedyś o tym powiedziała. To znaczy mnie i Ignacemu.

– Coś jeszcze wam o niej mówiła?

– Nie pamiętam, to było dawno. Ale chyba nazywała ją biedną kobietą.

– Ewelinka nie jest biedna. Przyzwoicie zarabia.

– No to fajnie, ale mamie chyba chodziło o to, że będzie biedna, jak na nią też nabierzesz jakichś wielkich kredytów. A przynajmniej tak coś kojarzę.

Igor zmarszczył brwi. Nie sądził, że jedenastolatka może być taka obeznana w świecie, a do tego elokwentna. No i że Nina dzieli się z dziećmi takimi szczegółami z ich życia.

– Lubisz słuchać muzyki? – Z nadzieją popatrzył na radio.

Nie miał ochoty dłużej rozmawiać z Kalinką.

– Lubię.

– To dobrze. – Uśmiechnął się lekko. – To akurat musisz mieć po mnie. Nie wiem, czy pamiętasz, ale jestem…

– Muzykiem. Wiem o tym.

– No właśnie.

– Ale mama też lubi śpiewać – zauważyła Kalinka.

– To, że lubi, wcale nie znaczy, że potrafi.

– Moim zdaniem nieźle jej to wychodzi.

– A ty śpiewasz? – Igor darował sobie odpowiedź na poprzedni komentarz.

– Czasami. Głównie na szkolnych akademiach.

– Jesteś w tym dobra?

– Podobno. Gdybyś był lepszym ojcem i przychodził na moje występy, tobyś wiedział. – Kalinka znowu wydęła usta i popatrzyła przez okno na mijające ich samochody.

Ojciec był jakiś dziwny, przez co wcale nie miała ochoty jechać do niego i Ewelinki. W dodatku bolała ją głowa i miała dreszcze. Może powinna zadzwonić do mamy, by powiedzieć jej, że nie chce spędzać czasu z tym nienormalnym człowiekiem? Może mama zmusiłaby go, żeby jednak odwiózł ją do babci? Sabina co prawda nie należała do najbardziej empatycznych osób na świecie, lecz na pewno zajęłaby się wnuczką lepiej od kogoś, kto nawet nie wie, że na ospę choruje się tylko raz.

Igor tymczasem włączył muzykę.

– Nie za głośno? – Zerknął w lusterko, w którym nadal odbijała się twarz córki.

Kalinka nie odpowiedziała. Skuliła się tylko i marzyła, by ten dzień jak najszybciej się skończył. Albo żeby chociaż nastało popołudnie. Wtedy mama na pewno wyzwoli ją z rąk tego dziwnego człowieka.

ROZDZIAŁ 20

Nina przez resztę zmiany skutecznie ukrywała się przed panem Wiesławem. Co prawda kiedy sprzątała korytarz, kilka razy poczuła na sobie jego czujne spojrzenie, jednak na tym się skończyło.

– Nie zaczepiał cię więcej? – zapytała ją Marta, kiedy po skończonej pracy płukała w zlewie w pokoju socjalnym różne miski, wiadra i szmatki.

– Na szczęście nie. – Nina zerknęła na nią przez ramię. – Mimo wszystko wolę się mieć przez najbliższe dni na baczności.

– Słusznie. Rozmawiałaś o panu Wiesławie z tym swoim lekarzem? – Marta wygrzebała z torebki jabłko i wbiła w nie zęby.

– Rozmawiałam.

– I co ci powiedział?

– Starał się przede wszystkim mnie uspokoić.

– Powinnam dociekać, w jaki sposób, czy wolisz zachować to dla siebie? – zapytała konspiracyjnie koleżanka.

– Wariatka. – Nina parsknęła śmiechem na widok jej miny. – To była tylko przyjacielska rozmowa.

– Akurat. Bo ci uwierzę.

– Naprawdę!

– I niby po przyjacielsku kazał mieć na ciebie oko wszystkim pielęgniarkom?

– Skąd o tym wiesz?

– Słyszałam ich rozmowę, kiedy sprzątałam.

– I co jeszcze mówiły? – spytała.

– Coś o jakichś lekach, ale nie chcę nic przekręcić. Nie znam się na tym.

– Nie o to pytam. – Nina odsunęła się od zlewu i wytarła ręce w kraciastą ścierkę.

– A o co?

– Mówiły coś jeszcze o mnie i o Jacku?

Marta popatrzyła na przyjaciółkę znacząco.

– Och, więc jest jakieś ty i Jacek?

Nina mimowolnie się zarumieniła.

– No co ty! – Marta natychmiast to dostrzegła. – Naprawdę? – pisnęła jak nastolatka.

– Powiem ci, ale zachowaj to dla siebie, okej?

– Masz to jak w banku.

– Zaprosił mnie na kolację – wyznała nieśmiało.

– Nie wierzę. – Marta zrobiła wielkie oczy.

– No. Sama jestem w szoku.

– Ale zgodziłaś się, prawda? – Nie kryła entuzjazmu.

– Chyba bym musiała upaść na głowę, żeby odmówić.

– Ale cyrk. – Przyjaciółka popatrzyła na nią z niedowierzaniem. – Masz randkę. Z lekarzem!

– No. – Nina uśmiechnęła się lekko. – To jakiś obłęd.

– I to przystojnym jak diabli. A niech cię.

Nina parsknęła śmiechem i zaczęła rozpinać fartuch.

– Sama nie mogę w to uwierzyć.

– Wcale ci się nie dziwię. Ale wiesz co?

– No co?

– Chyba będę musiała cię znienawidzić. Jestem zazdrosna, że wyrwałaś takiego fajnego faceta. A ja?

– Nie przesadzaj. – Nina podeszła do swojej szafki. Wyciągnęła z niej szalik i płaszczyk. – Zresztą zanim do tego spotkania dojdzie, czeka mnie jeszcze sporo nieprzyjemnych rzeczy.

– Na przykład?

– Muszę jechać do Igora po Kalinkę, która ma ospę.

– O kurczę. – Marta ściągnęła brwi.

– No właśnie. W dodatku będę musiała prosić matkę, żeby zabrała jutro małą do lekarza. Ja nie będę miała kiedy tego zrobić.

– Nie chcę cię martwić, ale pewnie Ignaś również niedługo się rozłoży.

– Też mam takie przeczucie.

– Co wtedy? Weźmiesz wolne na dzieci?

– Żeby wywalili mnie z roboty? Przecież wiesz, że i tak przesadzam z nadużywaniem dobroci szefowej. Poproszę matkę, niech się nimi zajmie. Nie będzie miała wyjścia.

– A Igor?

– Zgłupiałaś? Dostałam dziś od Kalinki chyba z trzydzieści SMS-ów, żebym zabrała ją od ojca jak najszybciej i już nigdy z nim nie zostawiała.

– Jest aż tak źle?

– Podobno chciał ją uraczyć grzanym winem, bo nie miał nic lepszego na zbicie gorączki.

– Żartujesz.

– Nie. Kalinka ma bujną wyobraźnię, ale raczej nie kłamie. Przynajmniej nie w takich sprawach. – Nina zarzuciła na siebie płaszcz, owinęła szyję szalikiem i chwyciła leżącą na stole torbę. – Muszę lecieć. – Zerknęła jeszcze na Martę.

–  Jasne. – Ta posłała jej pełne wsparcie spojrzenie. – Gdybym mogła ci jakoś pomóc, to dzwoń.

– Mam nadzieję, że to nie będzie konieczne, ale dzięki – rzuciła Nina, po czym wybiegła ze szpitala, odpaliła silnik i pojechała do Igora.

Od wieków u niego nie była, ale udało jej się trafić bez większych problemów. Gorzej było ze znalezieniem wolnego miejsca parkingowego. Musiała kilka razy objechać blokowisko i sąsiadujące z nim ulice, zanim coś się zwolniło.

– Uroki mieszkania w centrum – mruknęła sama do siebie, wchodząc na górę po schodach w bloku Igora, a raczej Ewelinki.

Sprawnie odnalazła właściwe drzwi.

– No jesteś w końcu – rzucił z nadzieją, gdy dostrzegł ją na progu. – Wejdź.

– Cześć. – Nina omiotła go spojrzeniem i weszła na korytarz.

W mieszkaniu było gorąco i pachniało kiszoną kapustą.

– Gdzie Kalinka? – zapytała.

– Śpi.

– Możesz ją obudzić?

– A może ty byś to zrobiła, co? Nie chcę jej się narażać.

Nina posłała Igorowi zdziwione spojrzenie.

– Ona ma taki cięty język… – wyjaśnił. – Jeszcze dostanie jakiegoś ataku złości, jak przerwę jej sen. Chyba mnie nie lubi.

– A dziwisz jej się? Już ustaliliśmy, że nie jesteś ojcem roku.

– No wiem. Ale żeby wyzywać mnie od nieuków, złodziejów i imbecyli? Naprawdę musiałaś opowiadać jej o tych wszystkich kredytach, które na ciebie wziąłem i…

Na usta Niny mimowolnie wypłynął uśmiech.

– Przepraszam – zreflektowała się jednak, czując na sobie spojrzenie Igora. – Zaprowadź mnie do niej.

Mężczyzna pokiwał głową i poprowadził Ninę do salonu. Im prędzej jego była małżonka zabierze od niego to złośliwe siedlisko bakterii, tym lepiej.

Nie! Wirusów, nie bakterii, wirusów – natychmiast poprawił sam siebie. Nie dalej niż godzinę temu Kalinka dobitnie uświadomiła go w tej kwestii, nazywając przy tym największym głąbem biologicznym, jakiego kiedykolwiek spotkała. Wolał więcej nie strzelić przy niej żadnej gafy i przez resztę czasu profilaktycznie się nie odzywał. Potem na szczęście zasnęła.

– To tutaj. – Po dotarciu do salonu na wszelki wypadek zatrzymał się w drzwiach.

Bóg jeden raczy wiedzieć, jak Kalina zareaguje, budząc się w obcym mieszkaniu.

Nina weszła do środka i aż się skrzywiła, widząc porozrzucane na parapecie i meblach butelki po trunkach oraz opakowania z resztkami jedzenia.

– Nie miałem czasu, żeby posprzątać – bąknął Igor.

Nina spojrzała na niego wymownie, lecz zamiast cokolwiek powiedzieć, podeszła do śpiącej córki i przyłożyła dłoń do jej czoła. Że też rano nie zauważyła u Kalinki pierwszych objawów choroby. Ale to przez tę diabelską siłownię. Już więcej tam nie pójdzie.

– Dawałeś jej coś na zbicie temperatury? Jest rozpalona.

– Pożyczyłem od sąsiadki jakiś syrop na kaszel i dałem jej dwie łyżki.

– Na kaszel?

– Lepsze to niż nic.

– Trzeba było iść do apteki. Z tego co widziałam, masz jedną niemal pod nosem.

– Nie chciałem zostawiać jej samej.

– Przecież ma jedenaście lat. Przez kilka minut nie zrobiłaby sobie krzywdy.

Igor spuścił wzrok. Faktycznie, mógł o tym pomyśleć. Teraz jednak było po ptakach.

Nina w końcu obudziła Kalinkę.

– Mama? – Dziewczynka popatrzyła na nią nieprzytomnie.

– Już dobrze, jestem. – Nina przysiadła na łóżku i przytuliła ją do siebie. – Jak się czujesz, kochanie?

– Zimno mi. I boli mnie głowa.

– Zaraz coś na to zaradzimy. Zabieram cię do domu.

Kalinka pokiwała głową i już za chwilę stała w korytarzu ubrana w kurtkę, czapkę oraz zawinięta w gruby koc.

– Mimo wszystko dzięki, że się nią zająłeś – powiedziała na odchodne Nina.

– Nie miałem wyjścia.

– A skoro tak dobrze ci poszło, mam jeszcze jedną prośbę. – Nina postanowiła skorzystać z okazji i wspomnieć o wywiadówce.

Igor omal nie jęknął.

– Tylko nie każ mi zajmować się Ignacym.

– Musisz iść w czwartek na wywiadówkę.

– Tobie chyba naprawdę zaszkodziła ta praca w psychiatryku! Wiesz, ile nasłuchałem się dziś od tej wrednej nauczycielki o tym, że jestem najbardziej nieodpowiedzialnym rodzicem, jakiego kiedykolwiek spotkała? Po moim trupie.

Nina przemilczała fakt, że ona też podpadła wychowawczyni.

– A wolisz zajmować się wtedy chorym dzieckiem? – Spojrzała na Kalinkę.

Igor spuścił wzrok, a potem głośno westchnął.

– O której jest ta wywiadówka?

– O siedemnastej. Najpierw macie spotkanie ogólne w sali gimnastycznej, a potem rozchodzicie się do klas.

– Nie brzmi to zachęcająco.

– Nie jest tak źle. – Nina posłała mu wymuszony uśmiech. – Zadzwoń do mnie po tym spotkaniu, żeby przekazać mi ważniejsze informacje. – Ruszyła w kierunku drzwi. – Aha! – Nim wyszła, odwróciła się jeszcze w stronę byłego męża. – Tylko nie daj się wrobić w trójkę klasową, bo inaczej będziesz tam musiał jeździć co miesiąc – powiedziała na do widzenia, po czym razem z Kalinką wyszły z mieszkania.

Igor zamknął za nimi drzwi i głęboko odetchnął. Był tak zmęczony tym dzisiejszym rodzicielstwem, jakby przepracował co najmniej miesiąc w kopalni na Dolnym Śląsku.

Musiał się napić.

ROZDZIAŁ 21

Nina z Kalinką wróciły do domu, gdzie czekali już na nie Ignacy z Elizą. Nina najpierw położyła córkę do łóżka, zaaplikowała jej leki przeciwgorączkowe i dopiero wtedy wróciła do pozostałych członków rodziny.

– To prawda, że Kalinka jest chora? – zaniepokoił się Ignaś. Siedział przy kuchennym stole i układał puzzle.

– Nie martw się, wyzdrowieje. I to na pewno szybciej, niż moglibyśmy się spodziewać. – Nina pogłaskała syna po głowie.

– Co jej jest? – zapytała Eliza.

Jak zawsze ubrana była w dziewczęcą sukienkę, a jej długie włosy spływały kaskadami po plecach. Miała pięknie pomalowane oczy i delikatnie podkreślone różem kości policzkowe. Patrząc na nią, Nina nie mogła wyzbyć się wrażenia, że siostra jest piękna. Aż dziwne, że miały wspólne geny, bo chociaż nie uważała się za szkaradę, to do ideału było jej bardzo daleko. Naprawdę bardzo.

– Podobno ospa wietrzna – odpowiedziała, podchodząc do kuchenki.

– Podobno?

– Ma krosty? – zapytał Ignaś, choć zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.

Nina z Elizą natychmiast spojrzały w jego stronę.

– Skąd wiesz?

– Nie wiem. – Chłopiec wzruszył ramionami. – Po prostu kilka osób w naszej szkole ma ospę. Pytaliśmy panią, co to znaczy, a ona nam wyjaśniła, że wtedy ma się krosty, które bardzo swędzą.

– To wiele wyjaśnia – mruknęła Nina. Na razie sama nie odróżniłaby ospy Kalinki od zwykłego przeziębienia. Jeżeli jednak wiele dzieci w szkole jest chorych, to pielęgniarka pewnie się nie pomyliła.

Tylko dlaczego nikt nie powiedział jej o epidemii? A może informował, tylko ona coś przeoczyła? Ostatnio rano tak się spieszyła, że wysadzała dzieci przed budynkiem i sama nie wchodziła do szkoły. Powinna to zmienić.

– No to Kalinka ma krosty czy nie? – dopytywał Ignaś.

– Jeszcze żadnej nie zauważyłam.

– Nuda. – Chłopiec wrócił do puzzli.

Nina pokręciła głową i popatrzyła na siostrę.

– Jedliście już zupę? – Wskazała na stojący na kuchence garnek.

– Jedliśmy.

Nina podeszła do szafki z naczyniami i wyjęła z niej talerz. Była głodna, choć przez zamieszanie wywołane nagłą chorobą Kalinki w ogóle tego wcześniej nie odczuwała. Odgrzała zupę i usiadła do stołu, by ją zjeść.

– Zamierzasz jutro wziąć wolne i iść z małą do lekarza? – zapytała Eliza.

– Pomyślałam, że poproszę o to mamę.

– Dlaczego?

– I tak w ostatnim czasie parę razy naraziłam się szefowej. Nie mogę ciągle nadużywać jej dobroci. Mama pewnie nie będzie miała nic przeciwko. Jak sądzisz?

– Nie wspominała nic o planach na jutro.

– Zadzwonię do niej, gdy zjem.

– Wiesz, że na mnie też zawsze możesz liczyć, prawda? – Eliza pochyliła się w stronę siostry. Ze wszystkich sióstr to właśnie z Niną utrzymywała najbliższe relacje, co było dość dziwne, bo przecież Eliza miała bliźniaczkę.

Pati zdawała się jednak żyć w zupełnie innym świecie niż ona.

– Wiem, wiem. – Nina popatrzyła na siostrę łagodnie. – Ale nie chcę cię wykorzystywać. I tak siedzisz z moimi dzieciakami niemal codziennie.

– Przecież do niczego mnie nie zmuszasz. Wiesz, że to dla mnie przyjemność.

– No tak, ale…

– Żadnego ale. Gdybyś potrzebowała pomocy, to wal do mnie jak w dym.

– Jesteś kochana. A co tam u ciebie? Jak w pracy? W porządku?

– Tak. Dzieciaki w świetlicy są cudne, w fundacji też nie dzieje się nic nadzwyczajnego.

– A jak z Pawłem?

Na samą myśl o narzeczonym na usta Elizy wypłynął uśmiech.

– Dobrze. Nawet bardzo. Właściwie jest coraz lepiej.

– Co masz na myśli?

– Przygotowania do ślubu jeszcze bardziej nas do siebie zbliżają. – W policzkach Elizy pojawiły się urocze dołeczki. – Bałam się kłótni dotyczących wyboru zespołu czy dekoracji, ale jest inaczej. Zgadzamy się niemal we wszystkim, poza tym Paweł naprawdę się angażuje. Nie czuję, żeby to wszystko było na mojej głowie.

– Normalnie aż ci tej sielanki zazdroszczę. – Nina westchnęła i mimowolnie pomyślała o swoim ślubie.

Z perspektywy czasu mogła ocenić go jako porażkę. Nie chodziło nawet o to, że związek z Igorem skończył się tragicznie, bo w tamtym momencie była w nim po prostu zakochana, ale dlatego, że przygotowania do jej ślubu w żaden sposób nie przypominały bajki Elizy. Ona nie chodziła po eleganckich salonach z sukniami, nie odwiedzała cukierni w poszukiwaniu najpiękniejszego tortu ani nie zastanawiała się, czy wpiąć we włosy welon czy wianek. Ślub z Igorem nie był otoczony żadną piękną aurą, wręcz przeciwnie. Podczas przygotowań do tego dnia czuła się bardziej jak obserwator niż panna młoda. O wszystkim zadecydowały bowiem Sabina z matką Igora. Nina miała wrażenie, że została doprowadzona siłą do Urzędu Stanu Cywilnego.

Co prawda nikt nie zmusił jej do złożenia przysięgi i podpisania stosownych dokumentów, ale chodziło o sam fakt, że cała ta uroczystość odbywała się jakby poza nią. Była tylko bierną marionetką, w dodatku w ciąży, z wielkim brzuchem, bo matki nie chciały czekać do urodzenia dziecka. Ale nic w tym dziwnego, prawda? Przecież to byłby wstyd na całą okolicę.

– Powiem ci, siostrzyczko, że nigdy nie sądziłam, że będę z kimś aż taka szczęśliwa. – Od tych rozmyślań oderwał ją dopiero głos siostry.

– Cieszę się twoim szczęściem, naprawdę. Też uważam Pawła za fajnego faceta.

– A wiesz, co on wczoraj wymyślił? Kiedy do niego pojechałam, prawie całe jego mieszkanie było pełne czerwonych róż. Wazony stały dosłownie wszędzie, było ich chyba z pięćdziesiąt.

– Romantyk.

– Prawda? – Eliza aż się rozmarzyła. – To było takie niesamowite.

– Będziecie świetnym małżeństwem.

– Naprawdę tak myślisz?

– Oczywiście – przytaknęła.

– Pójdę pobawić się samochodzikami – wtrącił Ignaś. – Skończyłem układać puzzle.

– Tylko przynieś je tutaj, dobrze? – Nina pogłaskała go po plecach, gdy zsunął się z krzesła. – Kalinka zasnęła, potrzebuje odpoczynku.

– No ale przecież nie wolno się bawić w salonie.

– Czasami wolno. Nie obudź siostry.

– Okej. Będę cicho jak myszka. – Chłopiec pokiwał głową, po czym pobiegł do pokoju po autka.

– Mam nadzieję, że Paweł nie zmieni się po przysiędze – wróciła do poprzedniego tematu Eliza.

Nina przyjrzała jej się uważnie.

– Co masz na myśli?

– No wiesz, że przestanie być taki czuły, romantyczny i zamiast szykować dla mnie pełne kwiatów kolacje, zalegnie na kanapie przed telewizorem.

– Nie sądzę – powiedziała z przekonaniem Nina. – Paweł nie jest takim facetem.

– No ale przecież Igor na początku też był inny.

– Nie. On zawsze był nieodpowiedzialny, wcale nie musiał się zmieniać. – Nina ściągnęła brwi. – To tylko ja zawsze starałam się go wybielać i nie dopuszczałam do siebie myśli, jaki jest naprawdę. Byłam po prostu młoda i głupia, a miłość, jak wiesz, bywa ślepa.

– Wybacz. – Eliza spojrzała na nią przepraszająco. – Nie chciałam sprawić ci przykrości.

– Daj spokój, od rozwodu minęło kilka lat, a to uczucie wypaliło się już wcześniej.

– Mimo wszystko nie mówmy o tym. Lepiej opowiedz, jak ci minął dzień.

– Och… – Nina podparła brodę łokciem. – Mój dzień to była prawdziwa sinusoida wzlotów i upadków.

– Mama dzwoniła do mnie, kiedy byłam w pracy, żeby powiedzieć mi o twoim wypadku.

– To akurat nie było aż takie złe, jak mi się na początku wydawało.

– Nie?

Nina pokręciła głową, a potem opowiedziała siostrze o wszystkich wydarzeniach, które dziś ją spotkały. Na koniec wspomniała oczywiście także o piątkowej kolacji z Jackiem.

– Nie wierzę! – Eliza tak się podekscytowała tą wiadomością, że aż przyłożyła dłonie do ust. – Naprawdę?!

– Tak. Ale nie mów o tym mamie, dobrze? Jeszcze gotowa zacząć wyczyniać te swoje szaleństwa. Powiem jej sama, jeżeli coś z tego będzie. Na razie wolę to przed nią trzymać w tajemnicy.

– Jasne, nie pisnę ani słowa. Ale tak się cieszę, Nina! Naprawdę. Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała, żebyś znalazła w końcu jakiegoś fajnego faceta.

Nina posłała siostrze uśmiech.

– Myślałaś już o jakiejś opiekunce na piątkowy wieczór? – zapytała jeszcze Eliza. – Bo wiesz, w tej sytuacji zgłaszam się na ochotnika.


    Ваша оценка произведения:

Популярные книги за неделю