Текст книги "Ja chyba zwariuję!"
Автор книги: Agata Przybyłek
сообщить о нарушении
Текущая страница: 13 (всего у книги 19 страниц)
ROZDZIAŁ 31
Nina siedziała na składanym krześle w szpitalnej poczekalni, wpatrując się w białe drzwi, za którymi dyżurująca lekarka badała właśnie Jacka. Misternie przygotowana przez Elizę fryzura popsuła się na wietrze, tworząc teraz bezładną plątaninę opadających jej na ramiona włosów, a od szurania kolanami po restauracyjnej podłodze w jej rajstopach powstała wielka dziura. Czar pierwszej randki prysł tak szybko, jak wcześniej się pojawił i z Kopciuszka w balowej sukni Nina stała się… też Kopciuszkiem. Tylko tym okopconym i oddzielającym mak od popiołu.
Na domiar złego jeszcze pięć minut temu siedziała przy niej pobudzona i wściekła Sabina, która na całe gardło odgrażała się światu, że z jego pomocą czy nie, i tak wyswata córkę.
– Po moim trupie, słyszycie?! Po moim trupie! – krzyczała do jakiegoś tylko jej znanego odbiorcy. Wyciszyła się dopiero po zastrzyku uspokajającym, zaaplikowanym przez zmęczonego hałasem pielęgniarza.
– Powinien zadziałać i jest bezpieczny, mimo że pańska żona spożywała alkohol – wyjaśnił siedzącemu obok Niny Stefanowi.
– Dziękuję. – Mężczyzna uścisnął mu rękę i zwrócił się do Niny: – Zabiorę ją do domu. – Wskazał na Sabinę. – Chcesz jechać z nami?
– Zostanę. – Nina posłała mu blady uśmiech. Była wdzięczna, że chociaż on zachowywał się normalnie i nie stracił głowy w całym tym zamieszaniu. Jego wsparcie wiele dla niej znaczyło. Był dla niej niemal jak ojciec.
W dodatku znosił humory matki i nieba by jej przychylił. Przymykał oczy na jej szaleństwa, a kiedy na niego naskakiwała, zamiast się kłócić, po prostu milczał i czekał, aż jej przejdzie. W oczach Niny ten człowiek był niemal święty. Czasami naprawdę współczuła mu, że poślubił jej matkę.
– Na pewno? – Stefan popatrzył na nią niepewnie.
– Chciałabym wiedzieć, co z Jackiem. Poza tym ktoś musi go później odwieźć do domu.
– Rozumiem.
– Nie martw się, dam sobie radę. Dzwoniłam już do Elizy. Zajmie się dziećmi.
– Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć – zapewnił.
– Wiem o tym.
– A co z tą drugą pacjentką?
– Udało mi się tylko dowiedzieć, że lekarze zamierzają zostawić ją na obserwacji. Nie jestem z rodziny, więc nie udzielili mi więcej informacji.
– Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – pocieszył ją.
– Mam nadzieję.
– Szkoda tylko, że ten wieczór tak się dla ciebie skończył. Sabina wspominała mi o randce.
– Co nas nie zabije, to na pewno wzmocni – wysiliła się na minimum entuzjazmu, po czym obiecała jeszcze Stefanowi, że zadzwoni, jeśli tylko dowie się czegoś o stanie zdrowia Jacka.
Mężczyzna pogłaskał ją po włosach niczym własną córkę i zabrał w końcu do domu Sabinę, która po lekach stała się nad podziw cicha i lekko otępiała.
Nina została na korytarzu sama, nie licząc przechodzących co jakiś czas pielęgniarek. Siedziała ze spuszczoną głową, przyglądając się zielononiebieskiemu linoleum leżącemu na podłodze. Było dokładnie takie samo jak to w szpitalu psychiatrycznym, które myła niemal codziennie.
Pomimo że w rozmowie ze Stefanem siliła się na entuzjazm, było jej trochę przykro. Chociaż jej emocje nie były tak burzliwe jak w przypadku matki, czuła się zawiedziona. Ten wieczór nie miał się tak skończyć. Zamierzali z Jackiem w spokoju zjeść deser, a potem udać się na krótki spacer po parku, by jeszcze bardziej nacieszyć się swoją obecnością. Mogli patrzeć sobie w oczy skąpani w blasku księżyca, może ośmieliliby się na czułe słówka. Nina chciała przeżyć coś takiego pierwszy raz. Miało być spokojnie i romantycznie. Czuła, że w końcu znalazła się we właściwym czasie, z właściwą osobą i we właściwym miejscu.
Wyszło jednak jak zawsze. O ironio.
Królewicz trafił na pogotowie (chociaż to i tak lepsze, niżby miał okazać się żabą, bo Nina brzydziła się żab), a wieczór zdominowały dwie zawzięte matki. Życie nie miało nic wspólnego z baśniowymi wizjami. Niestety. Ale może właśnie dlatego jest takie piękne? Ideały są przereklamowane i nudne. A przynajmniej tak Nina próbowała się pocieszać, żeby nie utonąć w łzach z żalu nad tym, co właśnie przeszło jej koło nosa. Bo czy po czymś takim Jacek da jej jeszcze jedną szansę? Wątpliwe. Współczesnym mężczyznom daleko było do męczenników. A ona nieustannie sprowadzała na niego kłopoty.
Kiedy to sobie uświadomiła, głośno westchnęła. No nic. Odwiezie go do domu i tyle. Widocznie tak miało być. Żałowała tylko kwiatów, których ze stresu nie wzięła z restauracji. Biorąc pod uwagę statystyki, pewnie przez najbliższe kilkanaście lat nie dostanie tak pięknego bukietu. W dodatku od takiego mężczyzny jak Jacek.
Na myśl o tym w jej oczach zebrały się łzy, ale szybko je otarła. Zza drzwi, w które wcześniej wpatrywała się z wyczekiwaniem, wyszła ubrana w biały fartuch lekarka.
Na jej widok Nina zerwała się z krzesła.
– Co z nim?
Kobieta posłała jej uspokajający uśmiech.
– Proszę się nie denerwować, wszystko jest w porządku. Mąż miał atak paniki, stąd ta utrata przytomności. Przy jego chorobie to się zdarza.
– Ale… – Nina chciała sprostować, że nie jest niczyją żoną, lecz lekarka nie dała jej tego powiedzieć.
– Zaaplikowaliśmy stosowne leki i wszystko powinno wrócić do normy. – Dotknęła jej ręki. – Pan Jacek zaraz do pani przyjdzie. Proszę tylko mieć dziś na niego oko, dobrze? Nie powinien się przemęczać ani denerwować. Gdyby coś się działo, proszę dzwonić, natychmiast wyślemy do państwa karetkę. Mam jednak nadzieję, że to nie będzie potrzebne. Mąż wspomniał, że od kilku lat skutecznie radzi sobie z chorobą.
– Więc nie zostawi go pani na obserwacji? – zdziwiła się Nina.
– Nie ma takiej potrzeby.
– Ale przecież mówiła pani, że…
– Wszystko będzie dobrze – znów weszła jej w słowo lekarka. – A teraz przepraszam, muszę iść do kolejnego pacjenta. Życzę miłego wieczoru. I jak najmniej stresów, proszę uważać na męża – zakończyła rozmowę, żegnając się serdecznym, choć wystudiowanym uśmiechem, po czym zniknęła za białymi drzwiami.
Nina bezradnie opuściła ramiona. No pięknie.
Chwilę później na korytarzu pojawił się Jacek. Natychmiast zlustrowała go wzrokiem. Miał rozpiętą koszulę i był niezwykle blady. Szedł powoli, jakby niepewnie. Po końskiej dawce leków, jaką zaaplikowała mu właśnie pielęgniarka, czuł się nieco skołowany i otumaniony. Nie wyglądał najlepiej. A już na pewno nie jak ten czarujący mężczyzna, który nie tak dawno siedział z Niną w Kawiorze. Wbrew pozorom ta myśl wydała jej się pokrzepiająca.
– Jak się trzymasz? – zapytała, patrząc mu w oczy.
Jacek lekko się uśmiechnął.
– Jak widzisz, złego licho nie bierze.
– Może chcesz usiąść, co? Albo na przykład potrzebujesz wody. Mogę przynieść.
– Nie trzeba – podziękował Jacek. – Ale może rzeczywiście usiądźmy. Od tego upadku na podłogę trochę boli mnie głowa.
– Jasne – zgodziła się Nina i już po chwili z powrotem siedziała na rozkładanym krześle. A obok niej Jacek.
Przez chwilę oboje milczeli.
– Przepraszam – powiedział w końcu, przekrzywiając głowę w jej stronę. – To nie tak miało wyglądać.
Nina odgarnęła za ucho swoje roztrzepane włosy.
– Daj spokój – mruknęła, nie bardzo wiedząc, co innego mogłaby odpowiedzieć. – Przecież to nie twoja wina.
– Owszem, moja. I mojej matki. Mogłem się domyślić, że wywinie jakiś numer. Od początku była przeciwna temu wyjściu. A dziś wieczorem zachowywała się podejrzanie normalnie.
– Dlaczego nie chciała, abyś poszedł na kolację ze mną? – zapytała zaskoczona Nina.
– Choć pewnie postawi mnie to w złym świetle, musisz wiedzieć, że matka bywa cholernie zazdrosna. Dla niej nadal jestem małym chłopcem. Myśl, że mógłbym odejść do innej kobiety, napawa ją przerażeniem. Wspominałem ci o tym podczas naszej pierwszej rozmowy, a dziś sama widziałaś tego najlepszy przykład.
– Nie wiedziałam, że aż tak przejmuje się tą sprawą.
– Ja też nie. W życiu bym nie pomyślał, że pojedzie za nami do restauracji. I jeszcze wywinie taki cyrk.
– Jak ona się czuje? – Nina przejechała dłońmi po sukience.
– Podobno już całkiem nieźle, ale lekarze chcą ją zostawić na obserwacji.
– Powinieneś do niej zajrzeć. – Spojrzała na Jacka.
Ten niepewnie wyciągnął dłoń w jej stronę.
– Za chwilę. – Pogładził palcami jej rękę. – Chcę jeszcze trochę tu z tobą posiedzieć. Oczywiście, jeżeli po tym, co ci powiedziałem, nie zamierzasz uciec gdzie pieprz rośnie. Przede mną albo przed moją matką.
– Oczywiście, że nie – zapewniła.
– To dobrze. – Jacek posłał jej uśmiech. – Więc to nie była najgorsza randka w historii?
Nina pokręciła głową, kątem oka zerkając na wielką dziurę w rajstopach, która, nie wiedzieć czemu, nagle ją rozbawiła.
– Nie była – przyznała.
– Jeszcze raz bardzo cię przepraszam za to zamieszanie. Inaczej wyobrażałem sobie ten wieczór. A przynajmniej od pewnego momentu.
– Tak, ja też.
– Ale do deseru nie było tak źle, prawda?
Nina lekko się uśmiechnęła.
– Wręcz przeciwnie, całkiem przyjemnie.
– Też tak sądzę.
– Więc chyba powinniśmy to powtórzyć, prawda? – Jacek popatrzył na nią znacząco. Dzięki lekom uspokajającym, które krążyły teraz w jego organizmie, nie czuł się już wcale spięty ani zestresowany.
– Bardzo chętnie. – Nina miała ochotę oprzeć się o jego ramię. Mimo dramatycznych wydarzeń dzisiejszego wieczoru, było w tym ich siedzeniu na szpitalnym korytarzu coś wyjątkowego. – Ale jeżeli myślisz, że za chwilę się ode mnie uwolnisz, to jesteś w błędzie. Obiecałam lekarce, że odwiozę cię do domu i dopilnuję, żeby nic nie wyprowadziło cię już dziś z równowagi – powiedziała jednak, zamiast się przytulić.
– Daj spokój, nie chcę ci robić problemu. Wezwę taksówkę. I tak zająłem ci dość czasu. Na pewno chcesz wrócić do domu i dzieci. Nie musisz się fatygować.
– Rozmawiałam już z siostrą, zostanie u mnie na noc i zajmie się dziećmi tak długo, jak będzie to potrzebne.
– Mimo wszystko nie chcę ci robić kłopotu.
– To żaden kłopot. Poza tym jak już mówiłam, obiecałam to lekarce.
Jacek znacząco popatrzył jej w oczy.
– To rzeczywiście poważny argument…
– No właśnie – przytaknęła. – Dlatego odwiozę cię, to postanowione i nie podlega dyskusji. Twój samochód został pod restauracją.
– Odbiorę go jutro, dziś nie mam na to siły.
– Pewnie chcesz się położyć spać, co?
– Chętnie, ale najpierw powinienem zajrzeć do matki.
– No tak. – Nina skinęła głową.
Jacek popatrzył na nią łagodnie.
– Nie złość się na nią. Bywa trudna i ma szalone pomysły, ale w jej mniemaniu robi to dla mojego dobra.
– Skąd ja to znam.
Spojrzał na nią pytająco.
– Wyjaśnię ci później. – Nie chciała teraz opowiadać mu o Sabinie. – Jeżeli chcesz zobaczyć się z matką, to idź, ja poczekam tutaj.
– Na pewno?
– Tak. Wykorzystam ten moment i zadzwonię do ojczyma, żeby zapytać, co dzieje się z moją. Mamusią, oczywiście.
– Dobrze. – Jacek niechętnie puścił jej rękę. Powoli podniósł się z krzesła, po czym ruszył korytarzem w poszukiwaniu Anity.
Nina tymczasem sięgnęła po telefon i zadzwoniła do Stefana, który dosłownie kilka minut temu dojechał do domu. Właśnie udało mu się położyć otumanioną Sabinę do łóżka, kiedy rozległ się dzwonek komórki.
– Nina? – odebrał już po pierwszym sygnale.
– Cześć. Chciałam zapytać, czy bezpiecznie dotarliście. – Nina podniosła się z krzesła. Zaczęła przechadzać się po korytarzu.
– Tak, tak. Właśnie uporałem się z twoją matką – wyjaśnił Stefan. – Zasnęła jak aniołek. Wcześniej jednak zdążyła obdzwonić pół rodziny i opowiedzieć im o tym, co zaszło.
Nina lekko pokiwała głową.
– A co z twoim kawalerem?
– Też czuje się lepiej. Lekarka powiedziała, że to był atak paniki. Jacek ma nerwicę. Nie powinien przeżywać tak silnych emocji.
– Rozumiem.
– Chcę odwieźć go do domu, ale poszedł jeszcze odwiedzić matkę.
– Mam nadzieję, że jakoś to znosisz? – zapytał z troską Stefan.
– Cóż, może to nie był wieczór moich marzeń, ale nie jest tak źle – wyznała. – Pewnie za jakiś czas wszyscy będziemy się z tego śmiać.
– Mam nadzieję. Trzymaj się, Ninka i gdyby coś się działo, to dzwoń.
– Dzięki. – Nina uniosła kąciki ust, po czym zakończyła połączenie.
Nie zdążyła jednak schować komórki do torebki, bo zadzwoniła do niej zaaferowana Małgosia.
– Właśnie rozmawiałam z mamą, która powiedziała mi, że był jakiś wypadek w restauracji! – rzuciła rozemocjonowana, nie zawracając sobie głowy powitaniami. Nina, chcąc nie chcąc, przez następne kilka minut relacjonowała siostrze wieczorne wydarzenia, starając się przy tym choć trochę ją uspokoić.
Jacek natomiast odnalazł w końcu salę, na której leżała jego matka, i po cichu zajrzał do środka. Miał nadzieję, że Anita będzie spała, jednak ta dość szybko rozwiała jego złudne marzenia.
– Synku? – wychrypiała słabym głosem.
Jacek nie miał wyjścia. Powoli podszedł do łóżka.
– Jak się trzymasz? – Zlustrował wzrokiem jej pobladłą twarz.
– Już lepiej.
– Niezłego stracha nam napędziłaś.
Anita przeniosła wzrok na bieluchną ścianę i głośno westchnęła.
– Pewnie jesteś na mnie zły, ale ja naprawdę zrobiłam to dla twojego dobra – wyznała. – Po prostu nie mogłam patrzeć, jak trzymasz za rękę tę kobietę i…
Jacek podszedł do niej i ujął jej dłoń.
– Nie martw się, mamo – wyszeptał. – Porozmawiamy o tym wszystkim później. Teraz odpoczywaj, dobrze?
Anita pokiwała głową, starając się jednocześnie otrzeć płynące po policzkach łzy.
– Postaraj się zasnąć – powiedział Jacek. – Zajrzę do ciebie jutro.
Anita ścisnęła jego rękę, a potem w milczeniu patrzyła, jak Jacek opuszcza salę. Po tym wszystkim, co nawyprawiała, czuła się fatalnie. Mogła nie słuchać tej kobiety ze sklepu i nie iść do tej restauracji. To nie było w jej stylu, teraz targały nią potworne wyrzuty sumienia. Nadal nie mogła wyobrazić sobie odejścia Jacka, jednak czuła, że przesadziła. Co ją w ogóle podkusiło do wywracania tego stolika? No co?
Miłość jest trudna, pomyślała, ocierając kolejne słone łzy. Cholernie trudna. Człowiek może się starać i starać, a wystarczy jedno zdarzenie, by wszystko rozpadło się niczym domek z kart. Ot, brutalna rzeczywistość.
ROZDZIAŁ 32
Nina zaparkowała pod blokiem Jacka kilka minut przed północą. Synoptycy już od rana trąbili, że noc przyniesie opady deszczu i tak też się stało. Całą drogę ze szpitala na blokowisko w karoserię samochodu bębniły ciężkie krople wody, a za oknami hulał wiatr. Aż nie chciało się opuszczać nagrzanego wnętrza auta.
Szkoda tylko, że Jacek nie miał wyjścia.
– Jeszcze raz bardzo dziękuję ci za pomoc – powiedział, odpinając pas.
Nina zapaliła niewielką lampkę, by ułatwić mu wysiadanie z samochodu.
– Mam nadzieję, że zdążysz zażyć choć odrobiny snu – dodał.
– Nie takie rzeczy w życiu robiłam. Dla każdej samotnej matki życie zaczyna się dopiero wtedy, gdy dzieci pójdą spać. Czasami o tej porze dopiero zabieram się za składanie prania.
– Prowadzisz bujne życie nocne – zażartował.
– Coś w tym rodzaju.
– Gdyby potrzebna była ci pomoc, dawaj znać. Ja też czasami nie mogę spać i snuję się po nocach. Chętnie zająłbym się czymś pożytecznym.
– Uważaj na słowa, bo jeszcze naprawdę cię wykorzystam.
– Nie mam nic przeciwko. Szkoda tylko, że do składania prania.
– Na pewno będę miała też inne pomysły, bez obaw.
Słysząc nutkę kokieterii w jej głosie, Jacek szeroko się uśmiechnął.
– Zaprosiłbym cię na herbatę, ale to chyba nie jest najlepsza pora. – Popatrzył jej w oczy.
– Obojgu nam przyda się odpoczynek.
– Dokładnie.
– Poradzisz sobie z dotarciem na górę?
– Nie jest ze mną jeszcze tak źle.
– Tylko już się dziś niczym nie stresuj, dobrze? Będę się martwiła.
– No coś ty. Pewnie pokręcę się trochę po domu i pójdę spać.
– To dobry plan.
– Zamelduj się, kiedy już dotrzesz do siebie. Bo inaczej ja też będę się martwił.
– Obiecałam lekarce trzymać cię z dala od stresów, więc chyba nie mam wyjścia.
Na chwilę oboje zamilkli. W samochodzie słychać było tylko wycie wiatru, bębnienie deszczu o wiatr i ich miarowe oddechy.
– Dziękuję za miły wieczór – powiedział jeszcze Jacek niskim, gardłowym tonem. – Mimo wszystko dobrze się bawiłem.
– Ja też.
– Powtórzymy to w przyszłym tygodniu?
– Ale bez tych wszystkich ekscesów?
– Bez.
– Wobec tego zgoda.
– Kiedy masz czas? – zapytał.
– Przez cały tydzień pracuję na pierwszą zmianę, więc wieczorami jestem wolna.
– Wspaniale. – Delikatnie się uśmiechnął. – To może wtorek?
– Wstępnie jesteśmy umówieni.
– Tym razem postaram się znaleźć bardziej ustronne miejsce.
– Wystarczy, że nie będzie tam naszych matek – stwierdziła Nina i przesunęła dłonią po swoich roztrzepanych włosach.
– Widzimy się jutro w pracy? – zapytał Jacek.
– Soboty najczęściej mam wolne.
– Och. – Wyraźnie posmutniał.
– Chcę choć raz w tygodniu spędzić trochę więcej czasu z dziećmi.
– Nie tłumacz się, rozumiem.
– Za to w niedzielę mam drugą zmianę, więc pewnie się spotkamy.
– Nie mogę się już doczekać. – Jacek miał problem z oderwaniem wzroku od jej połyskujących oczu.
– Ja też – szepnęła Nina.
Przez chwilę oboje walczyli z pokusą, by się pocałować, lecz w końcu Jacek odpuścił i odsunął się.
– Powinienem już pójść – odchrząknął. – Jedź ostrożnie, dobrej nocy – powiedział, po czym otworzył drzwi i wyszedł na deszcz.
Nina odprowadziła go wzrokiem aż do momentu, kiedy zniknął za drzwiami na klatkę. Dopiero, gdy je zamknął, wypuściła wstrzymywane w płucach powietrze. Jednak zamiast odjechać z parkingu, przez kilka chwil siedziała, wpatrując się w ciemność. Żałowała, że jej nie pocałował. W ich wieku nie było już czasu na romantyczne podchody i gierki – albo mówiło się tak, albo nie, proste.
Zaraz, zaraz… Nagle na jej policzki wypłynęły czerwone rumieńce. Czyżby w zaledwie tydzień zakochała się w tym mężczyźnie? I właśnie umówiła się z nim na drugą randkę?
Od natłoku myśli zaczęło jej szumieć w głowie. By się od nich odciąć, uruchomiła silnik samochodu i skupiła całą uwagę na drodze. Dotarła do siebie po kilkunastu minutach, a idąc do kamienicy, zdążyła zmoknąć złapana przez deszcz. Weszła do mieszkania najciszej, jak umiała, nie chcąc budzić dzieci ani siostry, jednak Eliza ani myślała się kłaść i czekała na nią, siedząc na kanapie z kubkiem gorącej herbaty w ręku oraz książką. Oświetlała ją jedynie stojąca za kanapą lampa, a jej nogi otulał kupiony kiedyś przez Ninę koc.
Na widok siostry Eliza odłożyła książkę. Wyprostowała plecy, odrywając się od puszystej poduszki i popatrzyła na tę swoją sierotę, której makijaż spłynął po twarzy, a fryzura nie przypominała już misternego upięcia, lecz bocianie gniazdo. I to takie drugiej jakości.
– Oho – rzuciła, kiedy Nina przysiadła tuż obok niej na kanapie i zaczęła zdejmować ubłocone szpilki, a potem podarte rajstopy. – Więc to naprawdę musiał być burzliwy wieczór.
– Żebyś wiedziała. – Nina zerknęła na siostrę. – To chyba będzie najbardziej pamiętna randka w moim życiu. Zaraz po tej, podczas której, tuż po koncercie Igora, rzuciła się na niego jakaś jego fanka i zaczęła go namiętnie całować.
Eliza uśmiechnęła się do siostry, po czym pogłaskała ją po plecach.
– Chcesz herbatę? – zaproponowała.
– A dzieci śpią? – Nina zerknęła w kierunku drzwi na korytarz.
– Już od dawna. Ignaś miał dość wysoką gorączkę, ale udało mi się ją zbić. Oboje śpią jak zabici.
– Przepraszam, że obciążam cię opieką nad moimi pociechami nawet wtedy, kiedy są chore. Pewnie wolałabyś mieć inne plany na wieczór.
– Sama zaproponowałam, że się nimi zajmę, więc nie ma o czym mówić. Poza tym odwiedził nas Paweł. Wstąpił po drodze do KFC i przywiózł nam frytki oraz dwa kubełki skrzydełek. A potem grałam z nim i Kalinką w Twistera, gdy Ignaś spał.
– Tylko nie mów tego matce, bo gotowa spalić cię żywcem za te kulinarne herezje.
– Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. To chcesz tę herbatę czy nie?
– Wolałabym wino.
– Uuu – zaśmiała się Eliza. – Mam się nastawić na długą opowieść?
– W dodatku pełną emocji.
– Przyniosę korkociąg i kieliszki.
– A mogłabyś najpierw powyjmować mi z włosów wsuwki? – poprosiła siostrę Nina. – Zwiążę je w jakiś nędzny koczek, bo trochę mi przeszkadzają. Chyba nie jestem stworzona do eleganckich fryzur i makijażu.
Eliza przesiadła się za plecy siostry i doprowadziła jej włosy do względnego ładu.
– Gotowe. To gdzie masz to wino?
– W łazience.
– Gdzie? – Eliza nie kryła zdziwienia.
– Musiałam je gdzieś schować przed dziećmi. Jedynym miejscem, w którym nie myszkują w poszukiwaniu czegoś do jedzenia czy picia, jest szafka z detergentami. Nauczyłam je, że wszystko, co się tam znajduje, jest trujące.
Eliza roześmiała się i po chwili wróciła z łazienki, niosąc nie tylko butelkę wina, ale także płyn do demakijażu oraz płatki kosmetyczne.
– Nie, żebym chciała cię obrazić, ale zrób coś z twarzą. – Podała je siostrze. – Jeśli któreś z dzieci wstanie, to jeszcze się ciebie wystraszy.
Nina posłusznie zmyła makijaż i już po chwili siedziały z Elizą na kanapie przykryte kocem, trzymając w dłoniach pękate kieliszki. Popijając wino, opowiedziała siostrze o wydarzeniach dzisiejszego wieczoru. Z najdrobniejszymi szczegółami.
Kiedy skończyła, Eliza zamilkła i przyglądała jej się uważnie.
– No powiedz coś – ponagliła ją Nina. – Wyśmiej, zgań albo cokolwiek innego, ale nie świdruj mnie tymi swoimi pięknymi oczkami, bo nie wytrzymam. Jestem idiotką, prawda? Coś takiego mogło spotkać jedynie sierotę życiową mojego pokroju. A to bardzo fajny facet.
– Zaraz, zaraz. – Eliza czegoś tu nie rozumiała. – Przecież zaprosił cię na drugą randkę.
– No niby tak. Ale…
– Więc nie gadaj takich głupstw, bo naprawdę zachowujesz się jak idiotka.
– Co o tym wszystkim myślisz? – Nina błagalnie spojrzała na siostrę.
Eliza odstawiła kieliszek z winem na stół i popatrzyła jej w oczy.
– Mam dwa przemyślenia.
– Tak?
– Po pierwsze, jeżeli po tym, co się stało i jak wyglądasz, sorry za szczerość, Jacek nie uciekł od ciebie na drugi koniec świata, to naprawdę widzę w tej znajomości szansę na długotrwały związek.
– Naprawdę?
– Aha. – Pokiwała głową.
– A ta druga refleksja?
– Musimy zabić wasze matki. Innego wyjścia nie widzę. Te dwie nie dadzą wam żyć, więc albo wy, albo one – zaśmiała się, zerkając przy tym na komedię kryminalną, którą właśnie czytała.
Nina zarzuciła ramiona na szyję siostry i mocno ją przytuliła.
– Jesteś kochana, wiesz?
– Wiem – szepnęła Eliza. – Ale chyba powinnyśmy już położyć się spać, nie sądzisz? Muszę iść jutro do pracy.
– No tak. – Nina odsunęła się od niej i popatrzyła na zegarek wiszący nad aneksem kuchennym. Myślała, że jest dopiero trochę po północy, a było już grubo po pierwszej. Chyba przez te wszystkie emocje nabawiła się zaburzeń percepcji czasoprzestrzeni.
A może to przez wino?
– Jeśli chcesz, zajmij moje łóżko – zaproponowała siostrze. – Ja się zdrzemnę na kanapie.
– Daj spokój, całkiem mi tu dobrze – zaprotestowała Eliza, poklepując przy tym kanapę. – Spałam na niej już kilka razy i zdążyłyśmy się polubić. Zresztą po tym całym szaleństwie przyda ci się regeneracja we własnym łóżku.
– No dobrze. – Nina podniosła się z miejsca i odniosła kieliszki do zlewu, pamiętając też o ukryciu butelki po winie przed dziećmi. – To dobranoc – pozdrowiła jeszcze siostrę.
– Dobranoc – odpowiedziała Eliza. Następnie odczekała kilka chwil, aż światło w sypialni Niny zgaśnie, i wróciła do książki. Pal licho pracę, musi przeczytać jeszcze jeden rozdział. Tym bardziej że akcja dopiero nabierała rozpędu.