Текст книги "Ja chyba zwariuję!"
Автор книги: Agata Przybyłek
сообщить о нарушении
Текущая страница: 11 (всего у книги 19 страниц)
ROZDZIAŁ 27
Nina po pracy szybko zrobiła zakupy, a następnie postanowiła odwiedzić Igora. Przez cały dzień miała nadzieję, że ten dupek tylko się zgrywa i jeżeli stanie z nim twarzą w twarz, to szybko wyciągnie od niego potrzebne informacje.
Tak się jednak nie stało, ponieważ pocałowała klamkę.
– Naprawdę? – jęknęła, po raz kolejny naciskając dzwonek do drzwi.
I tym razem nie przyniosło to jednak pożądanego skutku. Nina poczuła narastającą frustrację. Co ten kretyn sobie myśli!? Z całej siły walnęła pięścią w drzwi, po czym skrzywiła się z bólu, bo zabolały ją kostki.
– Jeżeli tam jesteś i najzwyczajniej w świecie mi nie otwierasz, to jak Boga kocham zaraz…
– Niech pani tak nie wali, nie ma ich w domu. – Z mieszkania obok wychyliła się owinięta szlafrokiem sąsiadka.
Nina natychmiast odskoczyła od drzwi i poprawiła włosy, które opadły jej na czoło.
– Nie ma ich? – powtórzyła.
– Pan Igor dostał jakieś zlecenie i wyjechał na weekend, a pani Ewelina pojechała na kilka dni do mamy. Dawno nie była w Sosenkach. Wiem, bo obiecałam mieć oko na mieszkanie. Sama pani widzi, jaka to okolica. A strzeżonego Pan Bóg strzeże.
– No tak. – Ninie zrobiło się wstyd, że urządziła tu przed chwilą takie przedstawienie, zamiast od razu zapukać do sąsiadów.
– Coś się stało, że się pani tak do nich dobija? – zapytała kobieta.
– Nie, nie. Po prostu chciałam o coś zapytać.
– Wygląda pani na zdeterminowaną.
– To ważne, chodzi o dziecko.
– Z tego, co wiem, to oni nie mają dzieci.
– Miałam na myśli moje dziecko. Wysłałam Igora wczoraj na wywiadówkę i… Nieważne. – Nina nie chciała tłumaczyć swoich osobistych spraw tej kobiecie. – Nie wie pani, kiedy sąsiad wyjechał?
– Wczoraj wieczorem. Zajrzał do mnie specjalnie, żeby o tym powiedzieć. Mamy całkiem dobre stosunki. Sąsiedzkie, oczywiście.
– Oczywiście. – Nina pokiwała głową. Nawet nie pomyślała o żadnych innych. Igor nigdy nie gustował w starszych kobietach. – A wspominał może coś o jakiejś wywiadówce?
– Wywiadówce? – Kobieta zmarszczyła brwi. – Nie, chyba nie wspominał.
– Cholera – wyrwało się Ninie.
– Jak to coś ważnego, to zawsze mogę do niego zadzwonić.
– Próbowałam chyba milion razy, ale nie odbiera.
– Może jest zajęty?
– Nie wiem czym – mruknęła pod nosem, ale szybko się zreflektowała. – Byłabym wdzięczna, gdyby zechciała pani do niego zadzwonić. Może nie odbiera tylko ode mnie. – Uśmiechnęła się do sąsiadki.
Kobieta pokiwała głową, po czym weszła do mieszkania i zadzwoniła do Igora.
– Chyba jest poza zasięgiem, bo włącza się poczta. – Wróciła do Niny po chwili.
– To tak jak u mnie.
– Może spróbujemy później? Wie pani, jeżeli rozładowała mu się komórka, to pewnie trochę potrwa, zanim ją naładuje.
– Może i tak. W każdym razie dziękuję za pomoc.
– Nie ma sprawy. Polecam się.
– Dobrego wieczoru – pozdrowiła sąsiadkę, siląc się na przyjazny ton, po czym zbiegła po schodach.
Teraz jeszcze mocniej odczuła chęć zamordowania Igora. Co on sobie myśli?!
Wróciła do domu wściekła jak osa, omal nie potrącając po drodze dziewczyny, której rozerwała się torba z zakupami na pasach.
– Mamo! – przywitały ją krzyki wybiegających z pokoju dzieci.
– Cześć chorowitki. – Kontakt z nimi natychmiast poprawił jej humor. Wyściskała swoje pociechy jeszcze przed zdjęciem kurtki.
– Dobrze, że wróciłaś, wiesz? – stwierdziła Kalinka.
– Tak?
– No. Trochę nam było dziś nudno – ogłosił Ignaś.
– Zaraz coś na to poradzimy. Powiedzcie lepiej, jak się czujecie.
– Nie najlepiej – wyznała Kalinka.
– Ja tak samo.
– Babcia dała wam lekarstwa?
– Tak. I kazała leżeć w łóżkach.
– A my chcieliśmy oglądać bajki. – Ignacy zrobił smutną minę.
– Tylko babcia powiedziała, że telewizor szkodzi na mózg i nam zabroniła.
– Ale ty pozwolisz nam pooglądać, prawda?
– Chociaż chwilę, mamusiu. Bardzo prosimy.
– Dobrze, już dobrze. – Nina omal nie parsknęła śmiechem, widząc ich błagalne miny. – Zmykajcie już przed ten telewizor.
– Jesteś kochana, mamusiu!
– Najukochańsza na świecie.
– A kupiłaś nam po drodze jakieś słodycze?
Tym razem Ninie nie udało się opanować i głośno się roześmiała.
– Oczywiście, że kupiłam. – Chwyciła leżące na podłodze torby z zakupami. – Chodźcie do kuchni – zadyrygowała, po czym ruszyła przed siebie, a dzieci za nią.
Położyła reklamówki na kuchennym stole, po czym wręczyła Ignasiowi i Kalince po paczce żelków.
– Tylko nie zjedzcie wszystkiego na raz, bo was rozbolą brzuchy.
– Słowo. – Kalinka skrzyżowała palce i pokiwała głową.
– I jak chcecie oglądać telewizję, to proszę się przykryć kocem.
– Okej.
– A gdzie babcia? – Nina rozejrzała się po pokoju, nigdzie nie dostrzegając Sabiny.
– Poszła wziąć kąpiel – oznajmiła Kalinka, a Ignacy pobiegł do pokoju po koc.
– Kąpiel? Ubrudziła się czymś?
– Nie wiem, ale powiedziała, że potrzebuje odrobiny spokoju, bo inaczej zwariuje. Podobno pilnowanie dzieci nie jest już na jej nerwy.
– Aha – mruknęła Nina. – Dawno poszła się kąpać?
– Chwilę przed tym, jak przyszłaś. Wzięła też nasz tablet, żeby włączyć sobie z niego muzykę, i zapaliła świeczki.
– Naprawdę musieliście ją wykończyć nerwowo – stwierdziła. – Byliście grzeczni?
– Jak zawsze. Po prostu babcia łatwo się denerwuje.
– Oglądamy te bajki? – zniecierpliwił się Ignaś.
– Oglądamy. – Kalinka odwróciła się do niego i zgodnie zajęli kanapę.
Nina natomiast przez chwilę rozważała, czy nie powinna zapukać do łazienki, żeby sprawdzić, co u matki, ale w końcu dała sobie z tym spokój i rozpakowała zakupy. Na kuchence stał nieprzykryty garnek z jakąś dziwnie pachnącą zupą (na pewno bardzo zdrową i fit), więc nalała jej sobie na talerz i usiadła przy stole, żeby zjeść. Kątem oka śledziła obrazy na ekranie telewizora, ale myślami była już na wieczornej kolacji z Jackiem. Oby mogła ten wieczór zaliczyć do udanych.
Nina nie zdecydowała jeszcze, w co się ubrać i miała nadzieję, że pomoże jej w tym Eliza. Od zawsze podobał się jej styl młodszej siostry i często prosiła ją o radę przed weselami czy rodzinnymi imprezami. Eliza wyglądała schludnie, świeżo oraz promiennie, a Nina po cichu liczyła, że siostra zdoła wyczarować jakiś stylowy zestaw z jej bardzo niestylowych ciuchów znajdujących się w szafie. Przezornie poprosiła też wczoraj Elizę, by zabrała ze sobą kuferek z kosmetykami, bo odkąd Nina została matką, używała jedynie podkładu oraz tuszu do rzęs. Niejednokrotnie nakładała te specyfiki na twarz, gdy jeszcze nie zdołała się dobrze obudzić. Jednak to właśnie macierzyństwo nauczyło ją skupiać się na wewnętrznym pięknie, a nie sztucznych, zewnętrznych maskach. A może wmówiła to sobie, bo brzmiało lepiej niż: „Nie mam zbyt wiele czasu dla siebie, dlatego jestem niezadbana”?
Ech! Wolała teraz o tym nie rozmyślać. Zresztą za chwilę i tak przywołał ją do porządku brzęczący telefon matki, leżący na stole tuż przed nią. Widocznie Sabina musiała zostawić go tutaj przed pójściem do łazienki.
Nina odruchowo spojrzała na wyświetlacz. Jej wzrok natychmiast przyciągnęła treść otrzymanej przez matkę wiadomości: „Nina, masz wiadomość z lovestory.pl”.
Po jej ciele rozszedł się zimny dreszcz. Przecież ostatnio zakazała matce korespondować z mężczyznami w jej imieniu. I to kategorycznie! Miała nadzieję, że po tym, jak zgodziła się na wyjście z tym całym Albertem, matka trochę odpuści!
Niewiele myśląc, wzięła do ręki telefon i pospiesznie odblokowała ekran. Natychmiast zobaczyła swoje zdjęcie w za małym kostiumie kąpielowym, a zaraz później założony przez matkę profil. Na ten widok znowu przeszedł ją dreszcz. Co też ta kobieta o niej nawypisywała! „Doświadczona singielka szuka kogoś, kto zajmie się jej… dziećmi” – głosiło główne hasło wyświetlające się na samiuteńkim środku strony.
– Co? – wyrwało się Ninie.
Musiała jak najszybciej to usunąć. A jeżeli ten profil zobaczy ktoś z jej znajomych? Przecież wtedy spali się ze wstydu. Dlaczego matka nie mogła chociaż raz jej posłuchać, zamiast bawić się w jakieś utajnione amory?!
Nina czuła narastającą frustrację. Zaczęła gorączkowo wodzić wzrokiem po ekranie telefonu. Zastanawiała się, co zrobić, by edytować profil, a najlepiej od razu usunąć konto. Weszła w jedną zakładkę, potem drugą, a za chwilę w kolejną i z każdą następną minutą robiło jej się coraz bardziej gorąco.
Czara goryczy przelała się jednak dopiero wtedy, kiedy przypadkowo znalazła się w zakładce wiadomości. Ku jej przerażeniu skrzynka odbiorcza pękała w szwach i pełna była przeróżnych propozycji.
„Spotkamy się? Chciałbym ci zaproponować korzystny układzik. Płacę trzy tysiące za noc” – przeczytała pierwszą wiadomość i zamarła. Poczuła się tak, jakby miała zaraz zemdleć. Co to ma być? Sponsoring? Naprawdę? Kto w ogóle śmiał składać jej taką propozycję?
By na to nie patrzeć, przesuwała palcem po ekranie. Dalej nie było lepiej.
„Kawa? Znam pewien fajny lokal” – proponował GorącyMaciej35.
„Nadal nie dasz namówić się na ten wyjazd do Sopotu?” – pytał SprawnyRomek. – „Tylko ty, ja, morze i melodia naszych ciał. Zatroszczę się o wszystko”.
„Cześć, masz piękny uśmiech. Może poznamy się bliżej?” – komplementował Grzegorz4127.
Nina prychnęła. Uśmiech? Akurat. Przecież na tym zdjęciu, które opublikowała jej matka, nie widać żadnego uśmiechu, ale wywalony biust!
„Dasz się zaprosić na domowe pierożki?”
„Co byś zrobiła, gdybyś wracając do domu, znalazła pod drzwiami karton, a w nim chomika? I co, gdyby okazało się, że ten chomik to ja? Zabrałabyś mnie do domu?”
Nina miała dość. Odłożyła telefon na stół i utkwiła spojrzenie w podkładce, która leżała tuż przed nią. Serce mocno biło jej w piersi, a po głowie plątały się przeróżne myśli, na czele z tymi morderczymi, które dotyczyły Sabiny. Jak matka mogła nie usunąć tego diabelskiego profilu, skoro Nina tak bardzo ją o to prosiła? I jeszcze odpisywać w jej imieniu na jakieś jednoznaczne propozycje?
Nina gotowała się w sobie do czasu, aż Sabina w końcu wyszła z łazienki.
– Mamo, mogę cię prosić? – zwróciła się wtedy do niej i odciągnęła do pokoju dziecięcego, zaraz potem szczelnie zamykając za sobą drzwi. – Co to ma być?! – Wskazała na ściskany w dłoni telefon.
– Ach, a ja właśnie się zastanawiałam, gdzie go zostawiłam. – Sabina wyciągnęła rękę po komórkę, jednak córka była szybsza i nie dała jej nawet dotknąć smartfona.
Sabina zamrugała rzęsami, patrząc niepewnie na Ninę. Gdyby nie fakt, że właśnie zrelaksowała się długą kąpielą i pachniała znalezionym w szafce olejkiem do ciała, skwitowałaby to krzykiem. W tej sytuacji udało jej się jednak zachować spokój.
– Nie bardzo wiem, o co ci chodzi – stwierdziła.
– Nie wiesz? – emocjonowała się Nina. – Naprawdę?!
– Nie. – Sabina skrzyżowała ręce.
– O to cholerne lovestory.pl! Przecież prosiłam cię, żebyś to usunęła.
– Aaa.
– Bee.
– Bo widzisz, Ninka…
– Widziałam, właśnie wszystko widziałam! GorącyMaciej35, SprawnyRomek, domowe pierożki, pokój w Sopocie i melodia naszych ciał…
– Nie zamierzałam się zgadzać na tę propozycję, nie martw się.
Nina odetchnęła głęboko. Miała wrażenie, że z tych nerwów zaraz wyjdzie z siebie i stanie obok.
– Ale mnie nie chodzi o to, czy ty się na to zgodziłaś, czy nie, mamo!
– Więc o co?
– O to, że się pode mnie podszywasz i jeszcze mamisz w internecie jakichś obcych facetów. Przecież ostatnio ci to tłumaczyłam! – wybuchnęła.
Sabina zganiła ją wzrokiem.
– Nie krzycz tak, w pokoju obok są dzieci.
– I co z tego? Niech usłyszą, jaką mają babcię. Obiecujesz mi jedno, a robisz drugie. Jesteś niesłowna. A przecież zgodziłam się na sobotnie wyjście!
– Po prostu nie myślałam, że mówiłaś poważnie z tym kasowaniem.
– Widać zrobiłam to za mało dobitnie. – Nina opuściła ramiona, starając się odgonić sprzed oczu wizję, jak rzuca się teraz na matkę i dusi ją gołymi rękoma.
– Spójrz na to inaczej – próbowała załagodzić sytuację Sabina. – Jeżeli nie wyjdzie ci z Albertem albo tym Jackiem, z którym masz dziś randkę, zawsze zostaje ci jakaś opcja B. Dla kilku facetów z lovestory.pl jesteś naprawdę bardzo interesująca.
– Ja? Chyba ty. Przecież oni nie rozmawiają ze mną, tylko z tobą. Oszukujesz ich.
– Jak zwał, tak zwał. Ważne, że widzą w tobie potencjał!
– Ja chyba zwariuję. – Nina nakryła usta dłonią i pokręciła głową z niedowierzaniem.
– Jeżeli nadal będziesz samotną rozwódką, to pewnie prędzej niż myślisz – mruknęła Sabina.
– Mamo!
– Dobrze, już dobrze – potaknęła pojednawczo. – Zawieszę aktywność na twoim profilu na lovestory.pl.
– Zawiesisz? O nie. Masz to usunąć. I to teraz. Przy mnie – zażądała stanowczo Nina.
– Ale pomyśl. – Sabina zbliżyła się do córki. – Czy nie lepiej mieć jakąś alternatywę, gdyby dzisiejsza randka okazała się katastrofą?
– Nie sądzę, żeby tak było.
– Nie masz pewności.
Nina spuściła ramiona.
– No nie.
– Chcesz być sama do końca życia?
– Nie jestem sama. Mam dzieci.
– To nie to samo. Kobieta bez faceta…
– Wiem, wiem. Usycha. – Nina już chyba z milion razy słyszała słowa matki.
– No właśnie. Więc nie pozbywaj się tak szybko zainteresowania ze strony panów z lovestory.pl.
– Mamo…
– Gdybyś tylko porozmawiała z nimi od czasu do czasu, natychmiast przekonałabyś się, jacy są fajni.
– Ale…
– Jeżeli nie chcesz zrobić tego dla siebie, zrób to dla mnie. Proszę. – Sabina popatrzyła na córkę maślanymi oczami.
Nina przez chwilę biła się z myślami.
– No dobrze – poddała się w końcu. Co jej szkodzi. – Ale nie będziesz już pisała z nikim w moim imieniu. Ani nawet logowała się na to konto. Spotykam się z tym twoim Albertem i koniec tematu.
– Słowo. – Sabina złożyła ręce niczym do ślubowania. Nina znów miała wrażenie, że zamieniły się rolami. To ona powinna być matką, a Sabina córką. – Konto należy od tej chwili tylko do ciebie.
– I usuwamy z niego to wyuzdane zdjęcie profilowe.
– Tylko nie to! Wiesz, ilu mężczyzn napisało, że wyglądasz na nim niezwykle kusząco?
– Właśnie w tym jest problem mamo. Wolałabym, żeby facet nie leciał na mój wywalony biust, ale na osobowość.
– Mężczyźni to jednak wzrokowcy.
– Trudno. Albo usuwam to zdjęcie, albo cały profil. Wybór należy do ciebie.
Sabina przez chwilę mierzyła ją wzrokiem. Nina nie miała zamiaru ustąpić.
– Okej – zgodziła się w końcu matka, lecz ton jej głosu zabrzmiał jak u dziecka, któremu zabiera się cukierki. – Ale oddaj mój telefon, dobrze?
– Wyloguj się z tego portalu – poleciła Nina.
Sabina zrobiła to wyjątkowo niechętnie.
– Wyślę ci login i hasło SMS-em.
– Jak chcesz. – Nina ruszyła do drzwi.
– A ty dokąd?
– Jak to dokąd? Muszę przygotować się do wyjścia.
– À propos twojej kolacji! – Sabina złapała córkę za rękę. – Kupiłam dla ciebie coś z tej okazji.
Nina spojrzała na matkę zaskoczona.
– Przecież tak dawno nie wychodziłaś nigdzie z mężczyzną. Pomyślałam, że przyda ci się jakaś nowa sukienka – wyjaśniła Sabina.
– Naprawdę? Nie musiałaś.
– W końcu obowiązkiem matki jest troszczyć się o córki. – Uśmiechnęła się radośnie. – Położyłam ci sukienkę w sypialni na łóżku.
– Zaraz pójdę zobaczyć.
– A ja już będę się zbierać. Wychodzimy dziś ze Stefanem – oznajmiła Sabina.
– Nie mówiłaś, że też macie randkę.
– Bo to żadna randka. Zaprosił nas na kolację jego znajomy z pracy. Ma zabrać swoją żonę. – Sabina skierowała się do drzwi.
Nina wyszła za nią na korytarz, a gdy matka włożyła futerko i botki na niebotycznie wysokiej szpilce, ucałowała ją w oba policzki.
– Życzę wam miłego wieczoru, mamo.
– Wzajemnie. Zadzwoń po tej swojej randce. Opowiesz mi co i jak – poleciła Sabina, po czym opuściła mieszkanie córki.
Nina zamknęła za nią drzwi, a następnie zajrzała do dzieci. Ignaś z Kalinką leżeli na kanapie przed telewizorem, objadając się słodyczami. Byli przykryci jednym kocem i mieli rumiane policzki.
– Czegoś wam potrzeba? – Nina obdarzyła ich zatroskanym spojrzeniem.
– Mamo, nie przeszkadzaj. Oglądamy bajkę – rzuciła Kalinka.
– No właśnie – zawtórował jej Ignaś.
Nina uśmiechnęła się pod nosem i wycofała w stronę sypialni, gdzie miał czekać na nią prezent od matki. Była mile zaskoczona gestem Sabiny. Z nadzieją popatrzyła na zaścielone łóżko i na leżącą na nim sukienkę. Powoli zbliżyła się do materaca, a potem wzięła materiał do ręki. Dobry humor natychmiast ją opuścił. Ale w sumie, czego mogła się spodziewać po matce?
Nie wiedząc, czy śmiać się, czy płakać, przejechała dłonią po śliskiej tkaninie. W życiu nie nazwałaby jej sukienką. Przypominała raczej zwiewną halkę albo skąpą koszulę nocną, w której chodzą do łóżka panie w scenach dla dorosłych. Na pewno świeciłaby w tym tyłkiem, nie mówiąc już o głębokim dekolcie i odsłoniętych ramionach. W życiu nie odważyłaby się gdzieś wyjść w takim stroju. Ba! Nawet paradować po domu by się wstydziła. Sabina na pewno chciała dobrze, jednak Nina, w przeciwieństwie do matki, należała do kobiet, które wolą się zakrywać, niż odkrywać.
– No trudno – mruknęła sama do siebie i rozejrzała się po pokoju, by znaleźć odpowiednie miejsce dla tego fatałaszka. Musiała przecież schować gdzieś to ustrojstwo przed dziećmi.
W końcu upchnęła pseudosukienkę na sam spód szuflady z bielizną, a kiedy tylko zdążyła ją zamknąć, rozdzwonił się dzwonek do drzwi.
– Idę, idę! – Ruszyła na korytarz, by otworzyć i już po chwili wpuściła do środka Elizę. Ta z entuzjazmem wcisnęła jej do rąk zabrany z domu kuferek z kosmetykami, które niegdyś dostała od Patrycji. Choć sama nieczęsto się malowała, potrafiła zrobić z nich użytek. Nina na pierwszą od dwunastu lat randkę powinna pójść ze zniewalającym makijażem.
ROZDZIAŁ 28
Jacek bardzo się stresował wieczorną randką. Już w pracy czuł niepokojące drżenie rąk i kołatanie serca oraz trudno mu było się skupić. W drodze ze szpitala do domu musiał dwukrotnie zjechać na pobocze, bo napadały go ataki duszności.
– A co ty taki bledziuchny, syneczku? – zmartwiła się Anita, kiedy wrócił do domu.
– Miałem ciężki dzień – mruknął, nie chcąc wdawać się z matką w dyskusję, i odłożył torbę na szafkę w korytarzu.
– Może to początki grypy? Mówili dziś w radiu, że na Podkarpaciu szaleje epidemia.
– Nie sądzę. Zresztą to dość daleko od nas.
Anita nie zadowoliła się tą odpowiedzią i ostentacyjnie przytknęła dłoń do jego czoła.
– Moim zdaniem masz gorączkę.
– Wydaje ci się.
– A gdzie tam, jesteś rozpalony, Jacusiu! Powinieneś natychmiast położyć się, opatulić kocem i zażyć jakieś leki. Poszukam w apteczce czegoś przeciwgorączkowego.
– Nie trzeba, mamo, nic mi nie jest.
– Przecież widzę.
– To chyba przez stres.
– Wiedziałam! Od samego początku mówiłam, że ta twoja randka przyniesie nam tylko kłopoty.
Jacek zignorował słowa matki i przeszedł do kuchni, w której czekał już na niego gorący, zdrowy obiad.
– Tylko nie jedz za szybko, bo jeszcze się poparzysz. Chwilę temu wyjęłam jedzenie z piekarnika – uprzedziła Anita, kiedy zasiadł do stołu. – I nie pobrudź sobie ubrania. Może podam ci czystą ściereczkę, żebyś przykrył sobie bluzkę?
– Jakoś sobie poradzę. – Jacek wysilił się na uśmiech. – Jak ci minął dzień? – zapytał, chcąc zmienić temat.
Anita jednak nie była z tego zadowolona.
– Dzień jak co dzień – mruknęła z ponurą miną. Wyjęła z szafki szklankę, by napić się soku. – Najważniejsze, że już jesteś w domu. Cały i zdrowy.
– Mówiłem ci już, że nie musisz się o mnie tak martwić.
– Wiem, syneczku. – Anita spojrzała na niego troskliwie. – Ale chcę.
Jacek spuścił wzrok i zapatrzył się na obrus. Pomimo stresu pragnął, aby pora kolacji z Niną nadeszła jak najszybciej. Chociaż to nienormalne, a nawet patologiczne, marzył tylko, by w końcu opuścić ten dom. Mimo że dopiero do niego przyszedł.
W pośpiechu zjadł kolację, a potem przeprosił matkę i zamknął się w łazience, by wziąć szybki prysznic. Szum wody już niejednokrotnie koił jego nerwy. Łazienka była też jednym z nielicznych miejsc, do których, jeśli uprzednio zamknął drzwi na klucz, matka nie miała dostępu. Jacek nie potrzebował teraz dodatkowych frustracji spowodowanych jej gadaniem. Nie miał też ochoty wysłuchiwać przesadnych lamentów, które na pewno się zaczną, zanim wyjdzie z mieszkania na rzeczoną kolację. Prawdę mówiąc, to w ogóle nie chciał mieć dziś z tą kobietą żadnego kontaktu. Stojąc pod bieżącą wodą, wyobrażał sobie, że jest sam w mieszkaniu, z głośników sączy się powolna, cicha muzyka, a on paraduje po domu w ręczniku, zastanawiając się, jaką włożyć koszulę, i powtarza w myślach: nie zapomnij o kwiatach.
No właśnie! Koniecznie musi je wyciągnąć z bagażnika, nim odjedzie z parkingu. Nie wypada przecież robić tego przy Ninie, a musiał gdzieś ukryć je przed matką. Gdyby odważył się zabrać bukiecik na górę, Anita na pewno wpadłaby w histerię i jeszcze trafiła do szpitala, sabotując tym samym jego plany. Wszyscy byli szczęśliwsi, gdy jesienny bukiecik leżał w bagażniku. Oby tylko przez te nerwy naprawdę o nim nie zapomniał.
Jacek po dwudziestu minutach był gotowy do wyjścia. Miał jeszcze godzinę do kolacji. Nie wiedząc, co ze sobą począć, stanął przed lustrem w przedpokoju i zaczął się w nim przeglądać.
Musiał przyznać, że dobrze zrobił, rezygnując z garnituru i decydując się na koszulę oraz dżinsy. Chociaż w tym pierwszym na pewno wyglądałby bardziej elegancko, jego strój mógłby powodować niepotrzebny dystans, a tak sprawiał wrażenie sympatycznego mężczyzny, który po prostu chce miło spędzić wieczór. Z podekscytowania miał rumiane policzki, a dopiero co wysuszone, rozwiane włosy, dodawały mu chłopięcego uroku.
Jacek zwykle nie przywiązywał większej wagi do wyglądu, lecz dziś się sobie podobał. Nie bałwochwalczo i narcystycznie, lecz najzwyczajniej w świecie czuł się dobrze we własnej skórze. Przeczytał kiedyś w psychologicznym piśmie, że sukces tkwi w pozytywnym nastawieniu. Zamierzał dziś w to uwierzyć.
Co dziwne, strój Jacka podobał się także Anicie, choć z zupełnie innych powodów, o czym nie zamierzała mu jednak powiedzieć. Stanęła bowiem w drzwiach dzielących korytarz od kuchni i mierzyła syna wzrokiem. Jacek czuł się trochę nieswojo, gdy tak przyglądała mu się w milczeniu. W końcu doszedł do wniosku, że to miłe zaskoczenie. Spodziewał się raczej scen w stylu Rejtana, a tu proszę – spokój i cisza. Może Anita postanowiła mu dzisiaj odpuścić?
– Dlaczego tak milczysz? – zwrócił się do matki po kilku minutach ciszy. – Coś nie tak? Źle wyglądam?
– Nie, nie. – Anita pokręciła głową i wygładziła przewiązany w pasie fartuszek. – Wszystko dobrze.
– Na pewno?
– Na pewno, syneczku, naprawdę. W ogóle się mną nie przejmuj.
Jacek zmierzył ją wzrokiem, ale w końcu zrobił tak, jak mówiła. Pokręcił się jeszcze bez celu po przedpokoju i kuchni, trzeci raz spryskał perfumami, a potem ukradkiem łyknął pastylkę na uspokojenie, żeby jego nerwica nie przypomniała o sobie przy Ninie.
– No to idę – oznajmił w końcu, stając przed matką w swoim wyjściowym płaszczu i szaliczku, który osobiście zawiązała mu na szyi. Żeby nie zmarzł po drodze, oczywiście.
– Och, Jacusiu – westchnęła z przejęciem, choć uparcie powtarzała sobie w myślach, że powinna być twarda.
– Nie martw się, wrócę przed północą. – Jacek cmoknął ją w policzek, po czym w końcu wyszedł na zewnątrz, nie dając jej nic więcej powiedzieć.
Stanął przed samochodem i zawahał się, czy nie sięgnąć po papierosa, lecz widmo stojącej w oknie Anity, która mogłaby go na tym przyłapać, zadziałało prewencyjnie. Wyjął więc tylko bukiet kwiatów z bagażnika i przełożył go na przednie siedzenie. Usadowił się za kierownicą, a następnie odruchowo spojrzał w okno, z którego zwykle patrzyła na niego matka. Teraz jednak panowała w nim tylko złowieszcza ciemność.
– Ech – westchnął i zapiął pas. Nie chciał sprawiać matce przykrości. Patrzenie na jej smutną twarz uważał za jedno z gorszych doświadczeń. Anita była dla niego ważna. Naprawdę ważna. Na tyle, że porzucił dla niej pracę w wymarzonym szpitalu psychiatrycznym i wrócił do Brzózek. Ale z drugiej strony miał już swoje lata. Nie marzył o tym, by spędzić całe życie pod jednym dachem z matką. Wręcz przeciwnie. Z każdym kolejnym dniem coraz bardziej pragnął samodzielności i w przerwach od pracy nerwowo wertował kolejne oferty mieszkaniowe w Brzózkach oraz okolicy.
Tylko jak miał o tym powiedzieć Anicie, by się nie załamała? To przerastało jego kompetencje, choć znajomi często żartowali, że jest specjalistą od myśli. Widocznie nie matczynych. W dodatku Nina…
Myśląc o niej, ponownie głośno wypuścił z ust powietrze. Nina była niesamowita. Miała w sobie to coś, co nie pozwalało o niej zapomnieć, choć przecież prawie jej nie znał. Ale od wtedy, gdy rozmawiali w pustostanie po laboratorium, pragnął ją chronić. Nie tylko przed Wiesławem, lecz i wszystkim innym.
Na tę myśl Jacek aż się do siebie uśmiechnął. „Komu w drogę, temu czas” – pokrzepił się w myślach i w końcu odpalił silnik. Nucąc pod nosem In my secret life Leonarda Cohena, włączył radio i zacisnął palce na kierownicy. Mimo leków uspokajających był tak podekscytowany dzisiejszym wieczorem, że nawet nie dostrzegł wątłej, kobiecej postaci z chustką na głowie wybiegającej z klatki schodowej tuż przed nim.
Anita odczekała tylko, aż Jacek zamknie za sobą drzwi i rzuciła się w stronę sypialni, w której czekała już na nią wyprasowana sukienka. Pospiesznie zdjęła z siebie babciną spódnicę i rozciągniętą bluzkę, po czym wskoczyła w przygotowane ubranie. Prawdę mówiąc, nie posądzała się o taką energię, ale miło ją ona zaskoczyła. Do tego stopnia, że przed wyjściem pociągnęła jeszcze usta jedyną, a zarazem ulubioną pomadką. W wyjściowym płaszczyku, butach na trzycentymetrowym obcasiku i kwiecistej chustce na głowie, zbiegła po schodach wprost do zamówionej wcześniej taksówki.
– Do szpitala? – Kiedy tylko wsiadła, odwrócił się do niej taryfiarz. Był mężczyzną w sile wieku, choć miał już pokaźne zakola. – Psychiatrycznego?
– Słucham? – Anita spojrzała na niego zaskoczona, zupełnie ignorując fakt, że prawie wyzwał ją właśnie od czubków.
– Nieważne. Dokąd panią zawieźć?
– Jedziemy za samochodem mojego syna, jeżeli można.
– Och, jak w tych amerykańskich serialach, podoba mi się! – podekscytował się kierowca. – Nieczęsto trafia mi się takie śledztwo.
– To nie śledztwo. Zwykła przejażdżka.
– Nie wnikam, paniusiu kochana. Zresztą nawet jeżeli już pani coś chlapnie, to zapewniam pełną dyskrecję. Taksówkarz jest jak psycholog, można powiedzieć. Albo studnia. Bez dna, oczywiście.
– Świetnie.
– Widzę, że pani nie z tych, co lubią pożartować?
– Niekoniecznie.
– No trudno. Który to pojazd?
– O, tamten. – Anita wskazała ręką samochód Jacusia, który właśnie wyjeżdżał z parkingu.
– Się robi. – Taksówkarz założył na głowę czapkę z daszkiem i ruszył za Jackiem. – Co przeskrobał? – zapytał, zerkając w lusterko, w którym odbijała się broda Anity. Nie lubił wozić ludzi w ciszy. Zwłaszcza, gdy były to kobiety.
– Kto?
– No ten pani syn, że każe się pani za nim wieźć.
– Ach, on. Ma randkę.
– Zaręczynową?
– Nie daj Boże! – przejęła się Anita.
– Pytam, bo moja córka będzie się niedługo hajtać – oznajmił kierowca.
– Przykro mi.
– Dlaczego? My tam z Bożenką jesteśmy uszczęśliwieni. To nasza najstarsza. Pierwsze wesele w rodzinie.
Anita tylko pokiwała głową. Skupiła się na tym, by nie stracić z oczu rejestracji samochodu Jacka. Kilka lat temu nauczyła się jej na pamięć, aby móc podać na policji w razie kradzieży albo porwania. Syna, oczywiście. Nie auta. Teraz ta wiedza akurat się przydała. Szkoda tylko, że Jacuś jechał więcej niż pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. Będzie musiała z nim później porozmawiać o tym, jakie to niebezpieczne.
– A ten pani syn to jedynak? – zagadnął taksówkarz.
– Tak.
– Tacy są najgorsi. Bez urazy oczywiście, ale rozpuszczeni jak dziadowski bicz. My z Bożenką specjalnie postaraliśmy się swego czasu o czwórkę. To zawsze zdrowiej dla dziecka, jak ma rodzeństwo.
– Dbam o komfort emocjonalny syna – powiedziała Anita, nieco wyniośle.
– Oj nie wątpię, pani kochana, nie wątpię. Po prostu mówię, jak jest. – Taksówkarz wykonał gwałtowny skręt w lewo, przejeżdżając tym samym na czerwonym świetle.
– Co pan robi?! – pisnęła, gdy zarzuciło ją na bok mimo zapiętych pasów.
– Nie chcę go zgubić.
– To rozumiem, ale będę wdzięczna, jeżeli przy okazji nas pan nie pozabija.
– Bez obaw, mam licencję od ponad dwudziestu lat i tylko cztery wypadki. W tym jeden nie ze swojej winy.
Anita nie wiedziała, jak to skomentować.
– Pani synuś chyba jedzie do Kawioru – rzucił taksówkarz. – Pewnie zaraz będziemy parkować.
– Bogu dzięki.
– Ta jego wybranka musi być z nim szczęśliwa. To jeden z droższych lokali w mieście.
Na samą myśl o tej perfidnej żmii, która pragnie odebrać jej Jacusia, Anita poczuła narastającą frustrację. Musiała przygryźć wargę, by nie wybuchnąć płaczem. Na wszelki wypadek do końca podróży siedziała w absolutnym milczeniu. Pospiesznie rozliczyła się z niezadowolonym z jej aspołeczności kierowcą, po czym pobiegła schować się za rogiem restauracji przed Jackiem, który właśnie opuścił samochód.