Текст книги "Ja chyba zwariuję!"
Автор книги: Agata Przybyłek
сообщить о нарушении
Текущая страница: 18 (всего у книги 19 страниц)
– Jesteśmy trochę mało oryginalni, prawda? – Jacek spojrzał na nią przelotnie, sięgając po czajnik.
– Tak, ale właściwie czego spodziewać się po ludziach w naszym wieku?
– Daj spokój, nie jesteśmy aż takim próchnem. To dopiero trzydziestka.
– Nie chcę zabrzmieć jak stara babcia, ale czasem nie mogę wyzbyć się wrażenia, że najlepsze, co mogłam, już w życiu przeżyłam, a teraz została mi tylko smutna codzienność.
– Nie mów tak.
– Ale taka prawda. Praca, dzieci, szkoła, dom… Gdzie te wszystkie młodzieńcze ekscesy?
– Chyba ustaliliśmy już, że lubisz święty spokój?
– No tak, ale…
– Żartuję. Wiem, o czym mówisz. – Jacek wstawił wodę na herbatę, po czym zdjął z suszarki trzy porcelanowe talerzyki i podszedł do stołu. – Teraz może skusisz się na ciasto drożdżowe upieczone dziś rano przez moją sąsiadkę, a później pomyślę nad innymi rozwiązaniami, okej? – Spojrzał jej prosto w oczy.
Nina znowu się uśmiechnęła. Niedługo zacznie ją od tego boleć żuchwa i policzki.
– Nie bierz tego do siebie – rzuciła, kiedy Jacek zaczął kroić pulchniutkie ciasto.
– Dlaczego nie? – Popatrzył na nią. – Skoro już podjąłem się roli twojego wybawiciela, zamierzam się jej kurczowo trzymać.
Nina miała ochotę rzucić mu się na szyję. To było takie kochane i urocze. Jakim cudem ten facet nie miał nikogo? Był naprawdę przystojny, a dodatkowo miał serce na dłoni. Niespotykana cecha.
Zamiast jednak powiedzieć te słowa na głos, śledziła wzrokiem ruchy jego rąk, gdy nakładał ciasto na talerz.
– Częstuj się – powiedział, kiedy skończył. – Już sam zapach kojarzy mi się z dzieciństwem. Póki mama nie zbzikowała na punkcie zdrowego jedzenia, piekła dla mnie i taty w niedzielę takie rarytasy.
– Zazdroszczę. – Nina sięgnęła po największy kawałek. – Moja mama nigdy nie należała do konwencjonalnych matek i jadłam takie ciasto jedynie na święta, gdy jeździliśmy do babci. A i to nie zdarzało się zbyt często.
– Nie chcę cię martwić, ale nawet nie wiesz, ile straciłaś.
– Jeśli już mam być szczera, to miałam dziwne dzieciństwo. Zawsze zazdrościłam, nazwijmy to – normalnym dzieciom.
– Dlaczego?
– Rodzice rozwiedli się, kiedy byłam bardzo mała. A rok po moim urodzeniu mama znów zaszła w ciążę i dopóki nie wyszła za obecnego męża, wychowywała mnie i siostrę sama.
– Och…
– Przyprowadzała do domu różnych obcych facetów. Po wspólnych nocach często się z nimi kłóciła, więc nasze mieszkanie zwykle przywodziło na myśl awantury, a nie szczęśliwe dzieciństwo. Różnie też było wtedy z pieniędzmi, bo mama nie miała stałej pracy, dlatego czasami chodziłyśmy z Małgosią przez całą zimę w za małych płaszczykach z rękawami ledwie zakrywającymi nadgarstki… No ale było, minęło. Najważniejsze, że teraz i ja, i matka, i nawet moje siostry wiedziemy względnie stabilne życie.
– Ja nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem – wyznał Jacek. – W naszym domu zawsze panował spokój i porządek. We wszystkich sferach życia. A nawet, jeżeli rodzice się kłócili, to nigdy na moich oczach.
– Zazdroszczę ci.
– Wszystko ma swoje plusy i minusy – powtórzył wypowiedziane przez nią wcześniej słowa. – Może gdyby nie twoje dzieciństwo, nie byłabyś teraz taka silna i niezależna?
Nina nie zdążyła odpowiedzieć, bo w tym momencie zaczął gwizdać czajnik. Jacek podniósł się z miejsca i wyjął z szafki herbatę.
– Może być z czarnym bzem?
– Poproszę.
Wrzucił do kubków okrągłe saszetki, a następnie zalał je wodą. Postawił naczynia na stole, po czym przeprosił Ninę i wyszedł na chwilę do łazienki.
Nina przez moment patrzyła na parujące herbaty, aż w końcu podniosła się z krzesła i podeszła do okna. Firanki były podpięte po bokach, dzięki czemu miała widok na spowite ciemnością osiedle. Spoglądając na czarne, puste ulice, objęła ramiona dłońmi i głośno westchnęła. Naprawdę było tutaj nad podziw błogo i cicho. W jej kamienicy nawet jeśli nie hałasowały dzieci, to kłócili się sąsiedzi z parteru albo szczekał pies starszych państwa, z którymi mieszkała drzwi w drzwi. Tutaj natomiast było tak spokojnie, że słyszała nawet delikatny szum wiatru. Niesamowite.
Przymknęła oczy i trwała w tym błogim zawieszeniu, dopóki nie wrócił Jacek. Usłyszała za plecami jego kroki, lecz mimo wszystko nie odwróciła się w jego kierunku.
Zrozumiał ten niemy sygnał i podszedł do niej, po czym stanął za jej plecami. Przez chwilę rozważał, czy powinien ją objąć, ale w końcu dał sobie spokój z wpajanymi przez matkę schematami i zdobył się na ten gest.
Nina jakby tylko na to czekała. Kiedy poczuła za sobą jego ciało, wtuliła się w niego cała i splotła palce z dłońmi, którymi objął ją w pasie. Jej płuca wypełniły się zapachem jego ciała oraz perfum, przez co poczuła się jeszcze lepiej niż dotychczas.
– O czym myślisz? – wyszeptał jej do ucha.
Uniosła kąciki ust.
– O tym, jak tu u ciebie cicho. Powtarzam się, ale to naprawdę dla mnie miła odmiana.
Jacek przesunął delikatnie ręką po jej brzuchu. Jeszcze nigdy nie był tak blisko z kobietą i to uczucie było tak szalenie przyjemne, że najchętniej nie wypuszczałby już jej z rąk.
– Wobec tego zapraszam częściej – odpowiedział.
– Pewnie rzadko się zdarza, że nie ma tu twojej mamy.
– To prawda – westchnął. – Ale obiecuję pomyśleć nad jakąś samotnią, jeżeli to sprawia ci przyjemność.
– Nie musisz… – zdążyła zaprotestować Nina, lecz nie dał jej więcej powiedzieć, bo obrócił ją ku sobie. Powoli uniósł rękę do jej twarzy i odgarnął z czoła kilka opadających na nie pasm włosów.
– Wiem – powiedział, patrząc Ninie prosto w oczy. – Ale chcę – dodał, po czym, kierowany instynktem, nachylił się do niej i pocałował.
Nina jęknęła cicho wprost do jego ust. To było idealne zwieńczenie idealnego wieczoru.
ROZDZIAŁ 43
Nina była tak szczęśliwa z powodu wydarzeń, jakie miały miejsce podczas spędzonego z Jackiem wieczoru, że po przebudzeniu nie pamiętała nawet, jak znalazła się w domu ani tym bardziej, w jaki sposób trafiła do własnego łóżka. Film urwał się jej w momencie, kiedy siedzieli z Jackiem w samochodzie na parkingu, nie mogąc przestać się całować. Chociaż wypiła wczoraj tylko herbatę, nadal miała wrażenie, jakby była na haju. Jednak jest trochę prawdy w tym, że miłość narkotyzuje. Była tego najlepszym przykładem, czuła, jakby upiła się szczęściem. Ależ to było wspaniałe wrażenie!
Przez kilka chwil leżała na wznak, rozkoszując się tym przyjemnym uczuciem, aż w końcu usiadła na łóżku, odkrywając przy tym, że nie spała w nim sama. Obok leżała ubrana w kusą piżamkę Sabina. Na jej widok Nina przetarła oczy ze zdziwieniem, ale szybko dotarło do niej, że kiedy zaraz wyjdzie do pracy, przecież ktoś musi zająć się dziećmi. I zajmował się nimi wczoraj.
Nagle cały urok tego pięknego poranka prysł. Nina przypomniała sobie o wczorajszej awanturze, byłym mężu oraz chorych dzieciach, co chwilowo zdominowało jakże przyjemne wspomnienie zachłannych pocałunków, którym oddawali się z Jackiem przez sporą część wieczoru. Zamiast myśleć o mrzonkach, skupiła się na swojej codzienności, co skutecznie ułatwiła mrucząca do siebie przez sen matka. A brzmiało to mniej więcej tak: kochaj mnie SexownyTatusiu45. Nina nie musiała zbyt długo się zastanawiać, by odgadnąć, co śni się matce i aby nie przeszkadzać jej urojonym (oby tylko!) romansom, wsunęła stopy w kapcie i poczłapała do salonu.
Tam, na rozłożonej kanapie, spali w najlepsze Igor z Ewelinką. Przytulali się do siebie tak, jakby jutra miało nie być, co tylko uzmysłowiło Ninie, jak silne musiało być łączące ich uczucie. Ale może i dobrze? W końcu każdy zasługuje na szczęście. Nawet taki podły gad jak Igor.
Nie chcąc przerywać im tego błogiego snu, tym bardziej że wczorajszy wieczór musiał być dla jej chwilowych lokatorów naprawdę trudny, przeszła do części kuchennej i wstawiła sobie wodę na kawę. Potem wróciła do sypialni, wyjęła z szafki czyste ubrania, które włożyła pospiesznie w łazience, ochlapała twarz wodą, po czym zajrzała do dzieci. Kalinka leżała w łóżku zawinięta w kołdrę i z ręką na oczach, co oznaczało, że śpi w najlepsze, ale Ignaś w granatowym szlafroku siedział już pod grzejnikiem i trzymał w rękach tablet.
– Nie śpisz? – zapytała go szeptem Nina, ponieważ nie chciała budzić Kalinki.
– O, mama. – Chłopiec ożywił się na jej widok i podszedł się przytulić. – Gdzie wczoraj byłaś?
– Na herbatce z wujkiem Jackiem. – Nina zmierzwiła mu włosy.
– Tym nowym, co nam wczoraj przyniósł cukierki?
– Właśnie tym.
– I co, fajny jest?
– Fajny. – Nina uśmiechnęła się szeroko. – Dlaczego pytasz?
– Bo mógłby wpadać częściej. Smaczne prezenty przynosi.
– Przekażę mu to. A jak ty się czujesz, smyku?
– Średnio – odparł Ignaś, robiąc nietęgą minę.
– Dlaczego?
– Trochę jestem niewyspany. – Na potwierdzenie tych słów potarł dłonią oczy.
– Ojej. Naprawdę?
– Tak.
– Z jakiego powodu? – Nina uklęknęła obok niego, nie chcąc, żeby ciągle zadzierał głowę do góry.
– Po prostu jak wyszłaś, to mieliśmy tu trochę krzykliwy wieczór.
– Och. – Nieco ją zaskoczyło wyznanie synka, choć przecież nie powinno. – Było aż tak źle?
– Babcia szalała.
– Szalała powiadasz?
– No. Trochę krzyczała na tatę, a on nic złego nie robił, naprawdę. Tylko przez cały czas siedział w kącie. Babcia go nie lubi, prawda?
– Troszeczkę.
– Wyglądało na to, że więcej niż troszeczkę. Dostało się przy okazji też pani Ewelince – oznajmił Ignaś.
– Naprawdę?
– No. Chyba z godzinę płakała później w łazience.
– Niemożliwe. – Nina pokręciła głową.
– Możliwe, mamo, możliwe – zapewnił. – A jak chcieliśmy ją z Kalinką pocieszyć, to babcia nas przegoniła do łóżek i kazała iść spać.
– Pewnie było już późno.
– No było, było. Na szczęście jak zasypialiśmy, to już nikt nie krzyczał.
– Chociaż tyle – westchnęła Nina.
– Tylko jeszcze później w nocy obudziły mnie krzyki pani Ewelinki.
– Naprawdę? Znowu przez babcię? – Nina była tym wszystkim coraz bardziej zaniepokojona. Nie powinna narażać chorych dzieci na takie atrakcje.
Z drugiej strony co miała zrobić? Zrezygnować z randki? W życiu. Powinna od czasu do czasu pomyśleć o sobie. Tym bardziej że już dawno nie spędziła czasu tak przyjemnie jak wczoraj.
A może wyprosić matkę? Przecież Igor nie nadawał się na ojca. Nie miał ku temu nawet najmniejszych chęci, a zostawienie Kalinki i Ignasia z tym mężczyzną zakrawałoby na przestępstwo.
Czując wyrzuty sumienia, popatrzyła na Ignasia ze szczerą troską.
– To co z tą babcią? – spytała ponownie.
– No widzisz, mamo, bo to chyba już nie przez babcię pani Ewelinka krzyczała.
– Nie?
– Babcia spała u ciebie w łóżku. Sprawdziłem.
– Więc co się działo?
– Nie wiem, chyba miała koszmary. Te jej krzyki były jakieś takie dziwne.
– Dziwne powiadasz? – Nina zmarszczyła brwi.
– Chciałem nawet zajrzeć do salonu, żeby dowiedzieć się, o co chodzi, ale drzwi były zamknięte. Chyba tata zareagował w porę, bo kiedy słuchałem, co tam się dzieje, to kazał jej być cicho. A potem się śmiali i pani Ewelinka była już ciszej. Więc chyba ten jej koszmar to nie był aż taki znowu straszny.
Nina wolała tego wszystkiego nie komentować. Postanowiła, że rozmówi się z Igorem później. Zwłaszcza że musiała powoli zbierać się do pracy, a wcześniej wypadało zjeść jakieś śniadanie.
– Co powiesz na jajeczniczkę? – zwróciła się więc do Ignasia, pedagogicznie ignorując temat rzekomych koszmarów Ewelinki.
– Super. – Chłopiec natychmiast podchwycił temat. – Chociaż wolałbym płatki. A ty?
– Wobec tego dla mnie jajecznica, dla ciebie płatki – zdecydowała Nina i zabrała Ignasia do kuchni.
Chwilę później obudzili się Igor i Ewelinka. Nina posłała eksmężowi złowrogie spojrzenie świadczące o tym, że jeszcze z nim porozmawia, i nie będzie to miła rozmowa, ale nie opatrzyła tego żadnym komentarzem, tylko zaprosiła gości do stołu. Po wczorajszym spotkaniu z Jackiem była w tak dobrym humorze, że nie zepsułby jej go nawet były mąż i jego nowa partnerka. Ani przesadnie pobudzona seksualnie matka śniąca o namiętnych chwilach spędzonych z kimś innym niż ze swoim kochanym mężem.
Po śniadaniu Nina wyszła do pracy, niemal unosząc się nad ziemią. Jej radości dopełnił fakt, że po pierwsze – nie spóźniła się, jak to często bywało, a po drugie, jeszcze na parkingu spotkała Jacka, który zamiast rzucić dzień dobry, przywitał ją czułym pocałunkiem.
– Mam dla ciebie dwie wiadomości, którą wybierasz najpierw? Pierwszą czy drugą? – zapytał, tuląc ją do siebie i nie zważając na to, że kilku przechodzących obok pracowników rzuciło w ich stronę zaciekawione spojrzenia.
– A która jest lepsza?
– Obie są dobre, ale chyba jednak ta druga lepsza.
– Wobec tego zacznij od pierwszej. Niech ta druga będzie wisienką na torcie.
– Okej. – Jacek spojrzał w jej oczy, nie przestając przytulać. – Pierwsza jest taka, że wypisujemy dziś pana Wiesława do domu.
– Naprawdę? – Oczy Niny rozbłysły. Może i ten facet przestał ją nękać, ale już samo przebywanie z nim na jednej zamkniętej przestrzeni było niepokojące. Jacek sprawił jej wspaniałą niespodziankę.
– Tak. – Potwierdził skinieniem głowy.
– A ta druga wiadomość?
– Po pracy porywam cię na spacer. Nie za długi, bo wiem, że spieszysz się do dzieci, ale muszę się tobą nacieszyć. A w czasie przerwy od pracy zapraszam do swojego gabinetu.
– Czy to aby nie przesada? – Nina uśmiechnęła się zalotnie.
– Nie. Zdecydowanie nie. Skoro już wpadłaś w moje ręce, nie zamierzam tak szybko cię z nich wypuścić.
– Niech mnie ktoś uszczypnie, bo chyba śnię. – Nina wspięła się na palce i go pocałowała.
Jacek spełnił jej prośbę, łaskocząc ją przy tym pod bokiem. Zaśmiała się głośno i odskoczyła od niego. To wszystko było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe, jednak teraz nie miała najmniejszych wątpliwości, że dzieje się naprawdę.
Jacek złapał ją za rękę i ruszyli chodnikiem ku wejściu do szpitala. Też wyglądał na uszczęśliwionego. Jego oczy błyszczały w porannym, jesiennym słońcu i zdawał się aż tryskać energią. Poza tym, nie musiał wziąć dziś rano tabletki na uspokojenie, choć to akurat powinien uznać za dziwne, skoro rozpierało go szczęście. Fakt był jednak faktem – Nina skutecznie odgoniła większość jego zmartwień, przez co czuł się dziś jak nowo narodzony.
– Jesteś wspaniała, wiesz? – szepnął jej na ucho, kiedy przechodziła obok niego, by wejść przez drzwi, które przed nią otworzył.
Nina uśmiechnęła się szeroko, muskając go przy tym ręką.
– Ty też – powiedziała bardziej do siebie niż do niego, jednak Jacek to usłyszał.
I było mu naprawdę dobrze z tą myślą.
EPILOG
Jacek stał oparty o zamontowaną wczoraj futrynę, bacznie obserwując kręcących się po pomieszczeniu robotników. Jeden z nich składał właśnie drabinę, drugi przesuwał wałkiem po ścianie, malując ją na kolor soczystej trawy, a jeszcze inny poprawiał gazety, którymi dosłownie kilka godzin temu obłożył wycyklinowaną wczoraj podłogę. W pomieszczeniu unosił się zapach chemikaliów, przede wszystkim farby, a przez uchylone okno wpadały do środka promienie marcowego słońca.
Jacek miał na sobie znoszone, luźne dżinsy oraz bordową bluzę z czarnym nadrukiem. Jego policzki były delikatnie zaróżowione, a na włosach można było dostrzec kolorowe plamki farby. Ściskał w dłoni błękitny kubek z gorącą kawą, której aromat muskał jego nozdrza. Chociaż kolejną noc z rzędu przespał na niezbyt wygodnym materacu, czuł się nad podziw dobrze. Był to ósmy dzień jego urlopu, a zarazem kolejny tydzień remontu niewielkiego domku, który nie dalej niż miesiąc temu kupił w naprawdę korzystnej cenie.
Myśląc o tym, aż się uśmiechnął i rozanielonym wzrokiem popatrzył przez okno, za którym rozpościerał się ogród. Co prawda wyglądał na niezadbany, porastały go krzewy i chwasty, ale Jacek był pewien, że już niedługo, przy odrobinie pracy, te chaszcze zamienią się w kolorowe rabaty i cudowne miejsce do wypoczynku. Właśnie tak to sobie wyobrażał – jego pierwszy, prawdziwy dom, będący zarówno miejscem tętniącym życiem, jak i oazą spokoju. Idealne połączenie dwóch różnych światów – jego oraz Niny i jej dzieci.
No dobrze, a także jego mamusi, która miała zajmować parter. Ale o tym wolał dziś nie myśleć.
Nie chcąc tracić dobrego humoru, głęboko zaciągnął się powietrzem i spojrzał na wędrujące ku górze słońce. Ach, jak bardzo był szczęśliwy, że w końcu miał własny kąt. Czuł, że dopiero teraz, kiedy znalazł swoje miejsce na ziemi, stał się naprawdę dorosły. Sprawiało mu to ogromną satysfakcję. Ojciec z pewnością byłby z niego dumny.
– Tu jesteś. – Z zamyślenia wyrwał go głos Niny. Przez tę zadumę nawet nie usłyszał, jak weszła do środka.
Na widok Jacka postawiła na podłodze przyniesione przez siebie torby i podeszła do niego, by pocałować go na dzień dobry.
– Jak twój poranek? – spytała.
– Dobrze.
– A plecy? Jak znam życie, znowu nie wróciłeś do domu, tylko spałeś na tym okropnym materacu.
– Teraz to ty czytasz mi w myślach. – Jacek przyciągnął ją do siebie i otoczył ramieniem. Przez chwilę razem stali w drzwiach, obserwując krzątających się pracowników.
– Widać to zaraźliwe – stwierdziła.
– Przyjechałaś bez dzieci?
– Zostawiłam je u mamy. Chciałam po drodze kupić kilka rzeczy, a one tylko by przeszkadzały.
– Szkoda. Liczyłem na udane popołudnie.
– A ja na pracowite. – Zawadiacko uniosła brwi.
– Jedno nie wyklucza drugiego.
– Akurat. Przez większość dnia grałbyś z nimi w planszówki lub piłkę.
– Cóż… Trudno z tobą dyskutować. Zawsze masz rację.
– No właśnie. – Nina wywróciła oczami, rozbawiona.
– Ale chyba powinnaś się cieszyć, że dzięki twoim dzieciom jeszcze bardziej lubię weekendy.
– A myślałam, że to dzięki mnie.
Jacek pocałował ją w czoło.
– Powiedz lepiej, co kupiłaś.
– Och, tylko kilka rzeczy.
– Patrząc na te torby, nie jestem tego taki pewny.
– Przestań, to drobiazgi do kuchni. Te torby wyglądają tak strasznie tylko dlatego, że wiele rzeczy kupiłam podwójnie. Pomyślałam, że przydadzą się też twojej mamie.
– Będzie wniebowzięta.
– Tak sądzisz?
– Polubi cię jeszcze bardziej.
– Nie wiem, czy to możliwe. – Nina miała ochotę się roześmiać. – Odnoszę wrażenie, że patrzy na mnie jak w obrazek.
– Masz rację. Ale na pocieszenie muszę ci powiedzieć, że twoja mama robi to samo. Po ostatnim wspólnym obiedzie czułem się dopieszczony jak nigdy.
– W jej przypadku to akurat nie jest dziwne. Ale przynajmniej usunęła w końcu moje konto na portalu randkowym.
– To kolejna opresja, z której cię wybawiłem?
– A żebyś wiedział. Jestem ciekawa, ile ich jeszcze będzie.
– Jak na moje oko to całkiem sporo. W końcu codziennie znajdzie się coś, do czego będziesz potrzebowała mojej pomocy.
– O, à propos pomocy…
– Wiedziałem. – Jacek niewymuszenie się roześmiał.
– No co? Sam zaproponowałeś.
– Tak, tak. Wiem. O co chodzi?
– Mógłbyś przynieść jedno pudło z bagażnika mojego samochodu?
– Pudło? – Ze zdziwienia zrobił wielkie oczy.
– Kupiłam coś fajnego.
– Co?
– Zobaczysz, gdy po nie pójdziesz.
– Wiesz, jak budować napięcie. – Jacek oddał jej swój kubek.
Nina upiła łyk herbaty, opierając się o futrynę dokładnie w miejscu, w którym wcześniej stał Jacek, podczas gdy on ruszył korytarzem do wyjścia. Zbiegł po schodkach w stronę samochodu, po czym otworzył drzwi do bagażnika i aż się uśmiechnął na widok tego, co kupiła.
Nie zastanawiając się długo, wyciągnął pudło z auta i podążył z nim z powrotem do domu. Było ciężkie, a on po ostatnich pracach remontowych miał zakwasy w przedramionach. Jednak bez problemu zaniósł je na korytarz.
– Regał? Naprawdę? Przecież mieliśmy jeszcze wstrzymać się z kupowaniem mebli. – Popatrzył na Ninę, kładąc pudło na podłodze. – Kupiłaś regał? – powtórzył zdziwiony.
– Zobaczyłam go w sklepie i nie mogłam się oprzeć. – Udała niewiniątko. – Poza tym to wydało mi się takie… właściwe. W końcu od regału wszystko się zaczęło.
– Raczej od metalowej szafki.
– Jak zwał, tak zwał. Ważne, że trzeba go poskręcać.
– I rozumiem, że to ja mam się tym zająć?
– Chętnie zostanę twoim pomocnikiem.
– Wiesz, że jesteś niemożliwa, prawda?
W policzkach Niny powstały urocze dołeczki.
– Wiem. Ale za to właśnie mnie kochasz, prawda?
Jacek podszedł do niej i nie zważając na wywracających oczami robotników, znowu ją pocałował.
– Tak.
– I dobrze, bo ja kocham ciebie – szepnęła, rozkoszując się ciepłem jego ramion, a potem jeszcze przez kilka chwil trwali przytuleni, wsłuchując się w bicie swoich serc. Żadne nie chciało wypuścić tego drugiego z rąk. Już nigdy.
– A wiesz, że ja też mam coś dla ciebie? – nagle przypomniał sobie Jacek.
Nina zadarła głowę i spojrzała mu w oczy.
– Co takiego?
Jacek odsunął się nieco i rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu swojej torby. W jednej z kieszonek ukrył małe zawiniątko dla Niny.
– Właściwie to jest prezent od twojej mamy, kazała ci go przekazać.
– Kiedy ci go dała? – zdziwiła się Nina.
– Wpadła tutaj wczoraj wieczorem z nadzieją, że cię zastanie. A ponieważ było już późno, nie chciała tłuc się do twojego mieszkania i po prostu zostawiła ten prezent. – Jacek zlokalizował w końcu swoją torbę. Podszedł do niej, a po chwili wrócił do Niny z niedużym pudełeczkiem w dłoni. – Proszę, to dla ciebie – oznajmił.
Nina wzięła od Jacka prezent.
– Ciekawe, co to może być.
– Lepiej zamiast się domyślać, od razu to sprawdź.
– Tak zrobię. – Skinęła głową, po czym otworzyła pudełeczko. W środku, na białym muślinie, leżała delikatna, srebrna bransoletka z okrągłą zawieszką, a obok niej nieduża karteczka z napisem: „Powietrze”.
– Ale piękna – wyrwało się Ninie, po czym wyjęła biżuterię i przyjrzała się grawerowi na zawieszce. Był to symbol jednego z żywiołów, powietrza. Nina rozpoznała go bez trudu, ponieważ Sabina lubiła opowiadać swoim córkom o koncepcji czterech żywiołów i porównywać każdą z dziewczyn do innego z nich. Nina uśmiechnęła się lekko, przypominając sobie, co oznacza żywioł powietrza. Niezależność i wolność, pomyślała. Czyżby mamusia zamierzała w końcu uszanować, że Nina jest dorosła i dać jej spokój?
– Może pomóc ci ją założyć? – Z zamyślenia wyrwał ją głos Jacka, który również przyglądał się bransoletce.
Nina skinęła głową, a kiedy bransoletka znalazła się już na jej dłoni, znów przytuliła się do ukochanego i zmrużyła oczy. Była taka szczęśliwa!
Jednak miłość może spotkać człowieka wszędzie. Nawet tam, gdzie nikt by się tego nie spodziewał, na przykład w szpitalu psychiatrycznym. Każdy prędzej czy później odnajdzie swoje szczęście. Na przekór wszystkiemu i wszystkim. Wystarczy tylko spokojnie na nie czekać i nie tracić nadziei. Przychodzi niespodziewanie. Na przykład w starej kanciapie, do której wpada się w popłochu, aby się przed kimś ukryć.
Życie bywa naprawdę zaskakujące, ale jedno jest pewne – nie da się uciec przed miłością.
HAPPY END!