Текст книги "Ja chyba zwariuję!"
Автор книги: Agata Przybyłek
сообщить о нарушении
Текущая страница: 9 (всего у книги 19 страниц)
ROZDZIAŁ 22
Jacek siedział w swoim gabinecie szczęśliwy, że uciekł przed matką. Bardzo kochał tę kobietę, jednak dziś rano kolejny raz przeszła sama siebie, oznajmiając, że odwiezie go do pracy.
– Właściwie to myślałam o tym już wcześniej, kochanie, tylko niepotrzebnie zwlekałam z tą propozycją. Prowadzenie samochodu niedługo po tym, jak wstało się z łóżka, nie jest zbyt bezpieczne, a ja budzę się o wiele wcześniej od ciebie.
Jacek z niedowierzaniem zamrugał powiekami.
– Ale jak to? – wydusił. – Chce mnie mama teraz odwozić do szpitala?
– Dokładnie. Przecież jazda samochodem wymaga koncentracji, a to samo w sobie bywa męczące. Nie powinieneś zmęczony badać pacjentów. To może prowadzić do nieprawidłowych diagnoz, a tym samym do błędów w sztuce lekarskiej. Nie mogę się na to godzić.
Jacek głęboko odetchnął.
– Jazda samochodem raczej mnie nie obciąża.
– Nonsens – uparła się Anita.
– Poza tym nie chcę, żebyś musiała się przeze mnie przemęczać. Na pewno masz w tym czasie ważniejsze rzeczy do roboty.
– Tak się składa, że nie mam. Poza tym jesteś dla mnie najważniejszy, syneczku. Wszystko inne może poczekać.
Po twarzy Jacka przebiegł cień grymasu.
– No tak… Tylko że potem będziesz musiała jeszcze po mnie przyjeżdżać. – Spojrzał na Anitę. – A ja czasem muszę zostać dłużej, czy coś… To może być problematyczne.
– Od czego są telefony.
– Nie chciałbym, żebyś musiała być na każde moje zawołanie.
– Kochanie, ależ to dla mnie czysta przyjemność.
– Naprawdę? – wysilił się na sztuczny entuzjazm.
– Oczywiście! Przecież jestem o wiele bardziej doświadczonym kierowcą od ciebie, a tym o wiele rzadziej zdarzają się wypadki.
– Doprawdy? – Jacek miał ochotę zakląć. Przecież to on, nie matka, jeździł przez kilka lat ulicami Warszawy. Ona poruszała się jedynie po Brzózkach. I to nieczęsto, bo uwielbiała spacery. Kto tu był bardziej doświadczonym kierowcą?
– No tak. – Anita uważała jednak inaczej. – Kto z nas ma dłużej prawo jazdy?
Jacek przez chwilę milczał, szukając w głowie argumentu, który obaliłby kretyński pomysł matki.
– Mam! – wyrwało mu się po chwili. Jakby go olśniło!
– Nie, nie. To ja mam, syneczku. – Anita popatrzyła na niego z dezaprobatą.
– Słucham?
– No prawo jazdy dłużej od ciebie.
– Ach… Ale ja nie o tym.
– Nie? – Anita pochyliła głowę w bok, wpatrując się w niego uważnie.
– Nie może mama mnie wozić do pracy, bo ja czasem w trakcie dyżuru potrzebuję samochodu.
– Och… – Anicie zrzedła mina. – Naprawdę?
– Tak. Czasem muszę podjechać do szpitala publicznego na konsultację czy badania. Nie może mama mnie zostawić bez samochodu, bo musiałbym tłuc się komunikacją miejską.
Słysząc te słowa, Anita aż się skrzywiła. W tych autobusach było tak brudno. Tyle zarazków i bakterii…
– Tak że sama widzisz, muszę jeździć do pracy sam. Niemniej jednak bardzo doceniam twój pomysł. Bardzo – podkreślił, by sprawić jej przyjemność.
– Naprawdę?
– Oczywiście. A teraz wybacz, ale będę się zbierał. Nie mogę się spóźnić.
– No tak. Włożyłam ci już do torby zapakowany obiad i drugie śniadanie.
– Co tym razem?
– Sałatkę z komosy z pieczoną dynią i żytnie pity na zakwasie.
– Brzmi dobrze.
– Ważne, że to zdrowe jedzenie, a nie jakieś byle jakie fast foody.
– No tak, tak. – Jacek pokiwał głową i zebrał się do wyjścia.
Siedząc teraz w gabinecie i kolejny raz wspominając, jak udało mu się przystopować zapędy matki, nie mógł się nie uśmiechnąć. To małe zwycięstwo wprawiło go w niesamowicie dobry humor, który poprawił sobie jeszcze bardziej, rezerwując stolik w restauracji na piątkową kolację.
Co za cudowny dzień!
Nina właśnie kończyła zamiatać szpitalny korytarz, kiedy zadzwoniła jej matka. Wczoraj zgodziła się zaopiekować Kalinką i parę minut temu wróciła z wnuczką od lekarza.
– Pielęgniarka szkolna miała rację, to ospa – oznajmiła Ninie po wymienieniu kilku uprzejmości. – Wykupiłam już w aptece potrzebne leki i położyłam małą do łóżka.
– Wciąż ma gorączkę?
– Tak, ale po syropie od lekarza trochę spadła.
– To dobrze.
– Nie chcę cię martwić, ale lekarz powiedział mi, że pewnie na dniach to samo czeka Ignasia.
Nina westchnęła.
– Ale nie martw się, to nawet dobrze – dodała Sabina.
– Tak?
– No pewnie. Im wcześniej dziecko przechodzi ospę, tym dla niego lepiej. W młodszym wieku ma łagodniejszy przebieg.
– Chociaż tyle.
– Nie przejmuj się, zajmę się dziećmi.
– Wiesz, że jesteś nieoceniona, prawda? – powiedziała z czułością Nina.
Jej matka bywała czasem złośliwa i miewała szalone pomysły, ale w gruncie rzeczy była to dobra kobieta. Po prostu w przeszłości została doświadczona przez życie. Kilka razy.
– Daj spokój. – Sabina nie chciała się roztkliwiać. – Przy okazji trochę posprzątam ci w mieszkaniu.
– Ty chcesz mi sprzątać? – zdziwiła się Nina, słysząc jej słowa.
Sabina nie była typem kobiety biegającej po domu ze ściereczką do kurzu i w kraciastym fartuszku. Nawet po domu chodziła w szpilkach, wymyślnych sukienkach oraz nosiła drogą biżuterię.
– Oczywiście, że nie ja. – Sabina dość szybko rozwiała wątpliwości córki. – Poprosiłam o to moją panią Lidkę od sprzątania, ja dopiero co byłam u kosmetyczki, zrobić sobie paznokcie.
Nina pokiwała głową. To o wiele bardziej w stylu jej matki.
– Ale dlaczego ty właściwie chcesz mi sprzątać w mieszkaniu? Przecież tam jest czysto.
– Czysto? Kochanie. – W głosie Sabiny pojawiła się litość. – Za kanapą jest mnóstwo kurzowych kotów.
– Zaglądałaś mi za kanapę?
– Przypadkiem zerknęłam.
– Akurat – prychnęła Nina.
– Zresztą nie mam teraz czasu z tobą rozmawiać – stwierdziła Sabina.
– Dlaczego?
– Zaraz zaczynam przygotowywać obiad.
– Nie musisz. Zostawiłam w lodówce zupę z wczoraj, którą ugotowała Eliza.
– Mówisz o tej brei, którą kilka chwil temu wylałam do toalety?
– Mamo!
– Nie wiem, jak możesz jeść takie świństwa. I jeszcze karmić nimi swoje dzieci.
– Przecież zupy są zdrowe – mruknęła Nina.
– Ale takie z kury, nie z kostki rosołowej. Wiesz, ile to ma konserwantów, polepszaczy i sztucznych barwników?
Nina zamilkła. Nie wiedziała.
– Po drodze ze szpitala wpadłam do swojego ulubionego sklepu ze zdrową żywnością i kupiłam kilka rzeczy – kontynuowała Sabina. – Zrobię chili z salsą z ogórka.
– Czymkolwiek to jest.
– Nie kompromituj się, dobrze? Twoja ignorancja w zakresie zdrowego odżywania i kuchni orientalnej kiedyś przyprawi mnie o zawał albo o coś jeszcze gorszego. Na deser będzie tarta śliwkowa.
– To akurat zapowiada się smacznie.
– Nie wiem, jak ty chcesz schudnąć, skoro żywisz się tylko cukrem. Ach, à propos! Znalazłam dla ciebie wczoraj świetnego lekarza, który specjalizuje się w odsysaniu tłuszczu.
Nina wywróciła oczami. Nie mogła już tego słuchać.
– Muszę kończyć – rzuciła do słuchawki, kierując się troską o swoje zdrowie psychiczne.
– Ale…
– Jestem w pracy.
– No tak, tylko…
– Do zobaczenia w domu, mamo, pa – mruknęła, po czym zakończyła rozmowę, zanim Sabina zdążyła przypomnieć, że na piątek umówiła córce fryzjera.
Nina wróciła do sprzątania, starając się nie myśleć o szaleństwach matki, a kilkanaście minut później dostrzegła na korytarzu Jacka, który rozmawiał właśnie z jedną z pacjentek. Nina stanęła w miejscu i zaczęła dyskretnie mu się przyglądać. Starała się nie nakręcać i podchodzić do piątkowej randki z rozsądkiem, jednak nie mogła nic poradzić na to, że była kobietą, a ten facet okazał się naprawdę niczego sobie, troskliwy, opiekuńczy… W dodatku tak dobrze wyglądał w białym fartuchu. Ciekawe, dokąd ją zabierze.
Obserwowała Jacka przez kilka chwil, aż nagle dostrzegła, że mężczyzna ruszył w jej kierunku. Czym prędzej zaczęła wymachiwać szczotką, udając, że sprząta.
– Cześć. – Jacek zatrzymał się tuż przed nią.
Nina uniosła głowę i spojrzała w jego błyszczące tęczówki.
– Cześć.
– Jak mają się nasze sprawy? – zapytał.
Na usta Niny wypłynął uśmiech.
– Moja siostra zajmie się dziećmi w piątkowy wieczór – wypaliła.
Twarz Jacka nabrała blasku.
– Co prawda miałem na myśli pana Wiesława, ale to dobra wiadomość – powiedział bez cienia ironii.
Mimo wszystko Ninie zrobiło się głupio.
– Wyszłam na skończoną idiotkę.
– No coś ty. – Nachylił się do niej, nie zważając na kręcących się wokół pacjentów. Nagle poczuł się wyjątkowo pewny siebie i męski. Jakby zrzucił jakąś maskę. – Jeżeli mam być szczery, to też nie mogę przestać myśleć o piątku.
ROZDZIAŁ 23
Nina wróciła do domu w wyjątkowo dobrym humorze, który natychmiast wydał się jej matce podejrzany. Sabina kilka chwil temu zaaplikowała Kalince kolejną porcję leków i oddelegowała dziewczynkę do łóżka, po czym wysłała do pokoju dziecięcego także Ignasia. Chłopiec chciał pobawić się z siostrą, a ona nie zamierzała mu tego utrudniać. W końcu miała ciekawsze rzeczy do roboty. Na przykład flirtowanie z kolejnym mężczyzną z lovestory.pl. Oczywiście w imieniu Niny, nie swoim.
Mając dzieci z głowy, Sabina rozsiadła się na kanapie w salonie i wyciągnęła przed siebie nogi. Właśnie w takiej pozycji zastała ją Nina.
– Cześć. – Weszła do pokoju, rozebrawszy się wcześniej w korytarzu. – Jak Kalinka?
– Bez zmian. Bawią się z Ignasiem u siebie.
Nina pokiwała głową, po czym zajrzała do dzieci. Porozmawiała z nimi kilka chwil, zapytała, czy nic im nie trzeba i dopiero wtedy wróciła do matki.
– Możesz odgrzać sobie jedzenie – rzuciła Sabina. – Schowałam miskę z obiadem do szafki.
– Dzięki. Jestem głodna jak wilk.
– Gdybyś jadała posiłki regularnie, tobyś się tak nie czuła. Poza tym nie wiem, ile razy mam ci powtarzać, że żyjąc dalej w taki sposób, nabawisz się w końcu cukrzycy.
Nina zerknęła na matkę z ukosa.
– Na coś trzeba umrzeć. Ale bardzo ci dziękuję, że zajęłaś się dzisiaj dziećmi. I za obiad też.
– W końcu jestem ich babcią – mruknęła Sabina, choć bardzo nie lubiła tego ostatniego słowa. Dodawało jej lat, podczas gdy ona była jeszcze przed sześćdziesiątką. – Zresztą te twoje dzieci nie są takie złe. Kalinka to bardzo mądra dziewczyna.
– Tak?
– Wiesz, jak ona szybko przyswaja informacje o zdrowym jedzeniu? Byłam tym naprawdę zdziwiona.
– Ja jakoś nie bardzo.
– Świetnie się dogadujemy – kontynuowała Sabina. – Myślę, że jutro wytłumaczę jej proces spalania tłuszczu. Jeżeli Kalinka w porę zacznie o siebie dbać i pojmie, co robić, żeby zachować zgrabną figurę, to być może uda jej się uniknąć w przyszłości nadwagi.
– Dlaczego ma mieć nadwagę?
– Wystarczy spojrzeć na ciebie.
– No tak. Jak śmiałam o tym zapomnieć. – Nina darowała sobie komentarz, choć to, co plotła jej matka, nie można było uznać za treści odpowiednie dla jedenastolatki. Nie chciała jednak drażnić Sabiny. Matka i tak dużo dziś dla niej zrobiła.
– A jak tobie minął dzień? – Sabina oderwała wzrok od aplikacji lovestory.pl.
Chłopak, którego upatrzyła dla Niny, dość wolno odpisywał. Mogła swobodnie wymieniać z nim wiadomości, rozmawiając przy tym z córką.
– Bez większych ekscesów – odpowiedziała Nina, celowo nie wspominając o przyjemnym dreszczyku, który odczuła dziś w kontakcie z Jackiem.
– W pracy w porządku?
– Jak najbardziej.
– Jacyś przystojni mężczyźni na horyzoncie?
– Nie bardzo. – Nina usiadła do stołu i zaczęła jeść.
– À propos! – Sabina zerwała się z miejsca i przysiadła do córki. – Pokażę ci tego lekarza, do którego cię umówiłam. Zrobiłam mały research w internecie i okazało się, że to świetny specjalista.
– To miłe z twojej strony, mamo, ale ja nie pójdę na żadne odsysanie tłuszczu. – Nina zebrała się na odwagę, żeby zaprotestować.
– Ależ kochanie, nie masz wyjścia. Tłumaczyłam ci już przecież, że z twoją wagą…
– Tak, wiem. Nie znajdę żadnego faceta.
– No właśnie.
– Tylko widzisz, mamo, ja go wcale nie szukam.
– Nie gadaj głupstw – odparła Sabina. – Każda kobieta potrzebuje mężczyzny.
– Ale nie każda ma desperacką potrzebę go na siłę szukać.
– Jaką siłę, Nina, co ty pleciesz? – Sabina zmarszczyła brwi. Co prawda wielokrotnie słyszała te słowa z ust sfeminizowanej Patrycji, ale żeby Nina wygadywała takie głupstwa?
– Po prostu wychodzę z założenia, że nawet jeżeli jest mi pisany jakiś mężczyzna, to prędzej czy później i tak wpadnę w jego ręce. Równie dobrze może stać się tak przypadkiem na ulicy. – Albo w szpitalu psychiatrycznym, dopowiedziała sobie w myślach. – Nie muszę robić z siebie zdesperowanej łowczyni męskich głów.
– Głów? Myślałam raczej o…
– Nie chcę wiedzieć! – zareagowała w porę Nina.
Hedonistyczne podejście Sabiny do niektórych spraw działało jej niekiedy na nerwy. Matka czasami niesamowicie spłycała pojęcie miłości, sprowadzając je jedynie do pustych aktów. Nina, może naiwnie, wierzyła w istnienie prawdziwej miłości. Takiej romantycznej i pełnej uniesień. Braterstwo dusz.
– A na odsysanie tłuszczu nie pójdę i już – oznajmiła. – Jeżeli miałabym się spotykać z kimś, kto patrzy tylko i wyłącznie na mój wygląd, to dziękuję bardzo.
– Mężczyźni są wzrokowcami.
– Najwidoczniej ja i moja waga jesteśmy powołane do samotności.
Sabina przez chwilę w milczeniu patrzyła na córkę.
– No dobrze – poddała się w końcu. – Niech będzie.
– Co niech będzie? – zdziwiła się Nina.
– Odpuszczę ci tego lekarza – burknęła niechętnie.
– Dzięki.
– Ale do fryzjera pójdziesz bez gadania, okej?
– Pójdę – zgodziła się łaskawie. Przyda jej się cięcie. Wolała jednak nie wspominać matce o tym, że nie da sobie dokleić żadnych dopinek. Ani przefarbować.
– A w sobotę wybierzemy się na zakupy.
– Mówiłaś, że możemy zrobić to później.
– To było zanim postanowiłaś, że nie zamierzasz chudnąć.
– Aha. – Nina uniosła do ust kolejną porcję sałatki.
– Postaram się do tej pory znaleźć w internecie jakieś wyszczuplające stylizacje – ciągnęła Sabina. – Poprzeglądam swoje ulubione blogi modowe, może coś się znajdzie. Jaką ty właściwie masz figurę? Klepsydra? Gruszka?
– A bo ja wiem.
– Co masz szersze: biodra czy ramiona?
Zamiast odpowiedzieć, Nina skupiła się na jedzeniu.
– Dobra, tak czy siak coś wymyślę – poddała się jej matka, po czym wzięła do ręki telefon. – Teraz zajmijmy się tym. – Wskazała na wyświetlacz.
Nina także powiodła po nim wzrokiem.
– Czym?
– Znalazłam ci faceta na lovestory.pl.
– Mamo… – Wywróciła oczami.
– Tak, wiem, jesteś zaskoczona. Prawdę mówiąc, ja też nie sądziłam, że to pójdzie tak sprawnie, ale on naprawdę wydaje się niczego sobie. Zresztą zaraz pokażę ci zdjęcia.
– Nie o to mi chodzi. Mam dwadzieścia dziewięć lat, a ty traktujesz mnie, jakbym nie umiała sama o siebie zadbać.
– Patrz. – Sabina podsunęła jej przed oczy telefon i wzrok Niny padł na fotografię mężczyzny. Siedział na jakimś jachcie w samych bokserkach i popijał piwo. – Ciasteczko, nie?
– Mamo! – Nina z odrazą popatrzyła na Sabinę, która na widok męskiej klaty omal nie zaczęła się ślinić.
– No już, nie udawaj takiego niewiniątka.
– To zachowuj się jak matka, a nie…
– Daj spokój. Pokażę ci jego inne zdjęcie.
– Nie musisz.
– Zobacz. – Sabina zignorowała protesty córki i ponownie podsunęła jej komórkę pod nos.
Tym razem mężczyzna leżał na łóżku, a do tego szczerzył się do aparatu. Znów był odziany tylko w bokserki i miał zwichrzone włosy.
– To jakiś zadufany w sobie ekshibicjonista? – Nina nie kryła swoich myśli. Nie chciałaby spotykać się z kimś, kto świeci golizną na portalu randkowym.
– Wręcz przeciwnie, bardzo miły człowiek.
– Nie wygląda.
– Nie? – Sabina zmarszczyła brwi i pokazała Ninie kolejne zdjęcie. – Moim zdaniem ma bardzo miły uśmiech.
– Na który na pewno poderwał już dziesiątki babek.
– No coś ty! Albert to bardzo porządny mężczyzna.
– Skąd wiesz?
– Pisałam z nim.
– Co już samo w sobie wskazuje na to, że do miana porządnego to mu jednak daleko – mruknęła pod nosem Nina. – Zresztą jaka normalna kobieta chciałaby się spotykać z facetem, który podrywa jej matkę.
– On mnie nie podrywa.
– Ach, więc piszecie sobie po przyjacielsku? Na portalu randkowym? Daj spokój, mamo. Czy ty sama siebie słyszysz?
– Ale przecież ja z nim nie piszę jako ja, Sabina, tylko jako ty.
– Jako ja?
– Przecież po to założyłam ci konto.
Nina poczuła, jak zalewa ją fala gorąca.
– Ale jakim prawem ty się pode mnie podszywasz? Na litość boską, mamo! Czyś ty na głowę upadła? – wybuchnęła.
– Nie przesadzaj. Ktoś musi o ciebie zadbać.
– Jestem dorosła!
– Ale niezaradna – stwierdziła Sabina. – Zwłaszcza w sprawach damsko-męskich. Musisz to przyznać.
– Ja się chyba zabiję. – Nina odetchnęła głęboko i agresywnie spojrzała na matkę. – Co ty mu o mnie nawypisywałaś?
– Nie martw się, przedstawiłam cię w samych superlatywach.
– JAKICH superlatywach?
– Różnych. I bardzo cię proszę, nie unoś głosu, bo rozboli mnie głowa, a tabletki przeciwbólowe nie są zbyt zdrowe. Zresztą w ogóle nie powinno się przesadzać z nadużywaniem leków. Wiesz, ile w nich jest substancji zabójczych dla organizmu? Nam się tylko wydaje, że…
– Jak mam być spokojna, skoro opowiadasz o mnie obcemu facetowi, w dodatku poznanemu w sieci? – nie dała jej skończyć. – A jak to jakiś przestępca? Nie daj Boże seksualny? – znowu uniosła głos. Mało to miała problemów z Wiesławem? Na co jej kolejny napalony prześladowca?
– Nie dramatyzuj. – Sabina uparcie obstawała przy swoim. – Albert to bardzo miły mężczyzna. Sama bym się nim zainteresowała, gdyby nie to, że wyraźnie napisał na swoim profilu, że nie interesują go starsze kobiety. Chociaż może gdyby lepiej mnie poznał, to zmieniłby zdanie? – zaczęła się zastanawiać.
– Mamo! – Nina naprawdę nie chciała tego słuchać.
– A co? Myślisz, że jak jestem po pięćdziesiątce, to nie należą mi się już żadne przyjemności?
– Nie zamierzam z tobą dyskutować o takich rzeczach. Przypominam, że jesteś moją matką.
– Owszem, ale to nie oznacza, że musisz ze mnie robić dinozaura, którego trzeba zamknąć w muzeum. Rozwiązałam ostatnio w internecie test, który bada wiek mentalny i wyszło mi, że jestem młodsza od ciebie.
Nina pokręciła głową. Nic dziwnego. Sabina czasami zachowywała się tak, jakby zatrzymała się na etapie gimnazjum. „Choć za czasów młodości mamusi nie było gimnazjów” – skonstatowała w duchu, nie bez złośliwej satysfakcji.
– No dobrze, ale wróćmy do Alberta. – Sabina zignorowała nietęgą minę córki i wróciła do aplikacji lovestory.pl. – Nie dość, że jest niezwykle przystojny, to jeszcze dobrze zarabia.
– Jakby to pieniądze były dla mnie najważniejsze.
– Może dla ciebie nie są, ale pomyśl o dzieciach. Chcesz przez całe życie mieszkać z nimi w tej norze?
Nina przymknęła powieki i głęboko odetchnęła. Lubiła swoje mieszkanie.
– No właśnie. – Sabina znowu opacznie zrozumiała jej milczenie. – Niby jak chcesz w przyszłości utrzymać ze swojej pensji dwójkę dzieci na studiach?
– Mam jeszcze sporo czasu, żeby się nad tym zastanowić.
– Nie sądzę. Ignacy z Kalinką dorosną, zanim zdążysz się obejrzeć. Ale nie o tym. Udało mi się też ustalić, że Albert jest niezwykle rodzinny.
– Na jakiej podstawie?
– Nie przeszkadza mu, że masz dzieci. Napisał nawet, że chętnie by je poznał.
– Świetnie! – Nina nie wytrzymała i zacisnęła dłonie w pięści. – Po prostu świetnie.
– Tylko nie mów, że ci się to nie podoba.
– Oczywiście, że mi się to nie podoba! – krzyknęła. – Opowiadasz obcym ludziom nie tylko o mnie, ale też o Ignacym oraz Kalince, brawo! W dodatku jeszcze każesz mi się z tego cieszyć.
– Ja na twoim miejscu…
– Wiesz, ile zagrożeń czyha na ciebie w sieci? – Nina była tak oburzona, że nie dała jej skończyć. – Jesteś gorsza niż dziecko – stwierdziła z wyrzutem. – I cholernie nieodpowiedzialna! Nie możesz tak wszystkim ufać.
– Wszystkim może nie, ale Albertowi…
– Przestań, dobrze? Przecież ty nawet go nie znasz, a gotowa jesteś z radością dać mu mój PESEL, żeby pognał do banku i tak jak Igor zaciągnął na mnie horrendalny kredyt!
– Wypraszam to sobie, Albert jest uczciwy – żachnęła się Sabina. – W dodatku pisałam z nim już trzy razy. I nie znam twojego PESEL-u.
– I co z tego? To obcy facet, który może wcisnąć ci dosłownie każdy kit, bo i tak nie będziesz w stanie tego sprawdzić.
– Albert nigdy by mnie nie okłamał. – Sabina wyprostowała plecy.
– Akurat.
– Napisał na swoim profilu, że przede wszystkim ceni sobie u kobiet szczerość i prawdomówność.
Nina miała ochotę uderzyć głową o stół. Czy to cholerne odwrócenie ról działo się naprawdę?! Czy to nie matka powinna być tą rozsądniejszą i prawić morały córce?
Świat stanął na głowie.
– Sama więc widzisz, że to odpowiedni kandydat dla ciebie – ogłosiła Sabina.
– Nie sądzę.
– Kiedy się z nim spotkasz, to sama dojdziesz do takiego wniosku.
– Ani mi się waż mnie z nim umawiać! – warknęła Nina.
– Nie możesz ciągle uciekać przed uczuciami!
– Nie robię tego.
– Tak? To kiedy ostatnio byłaś na randce? – Sabina popatrzyła na córkę z taką pretensją, że w Ninie coś pękło.
– Będę w piątek – powiedziała wolno i wyraźnie, patrząc na matkę z satysfakcją. Nie chciała tego robić, ale nie miała wyjścia. Inaczej ta kobieta pożarłaby ją żywcem. Albo wepchnęła w ramiona jakiegoś erotomana-psychopaty. W sumie nie wiadomo, co gorsze. – Zadowolona?
Sabinę zatkało.
– Ale… Ale jak to?