355 500 произведений, 25 200 авторов.

Электронная библиотека книг » Krzysztof Boruń » Kosmicni bracia » Текст книги (страница 24)
Kosmicni bracia
  • Текст добавлен: 24 сентября 2016, 04:48

Текст книги "Kosmicni bracia"


Автор книги: Krzysztof Boruń


Соавторы: Andrzej Trepka
сообщить о нарушении

Текущая страница: 24 (всего у книги 28 страниц)

Ber i Franek spojrzeli na Rem, która wyznała:

– Wspomniałam wtedy, tuż przed załadowaniem Silihomida, że przywidziało mi się jego zwycięstwo nad ludźmi. Coś jakby koszmarny sen na jawie…

Urwała spostrzegłszy, że Bandore przestał słuchać: wstał, cofnął się o krok i znieruchomiał.

Kto znał opanowanego zazwyczaj egzobiologa, mógł z niespokojnej gry mięśni twarzy odczytać, że coś nader ważnego doniósł mu zespół subtelnych aparatów kontrolnych, mających w swej pieczy rozumnego krzemowca.

– To chyba najgorsze, że on jest tak beznadziejnie skamieniały – przerwał chwilowe milczenie Ber, patrząc na tajemniczy posąg, w którym nawet najuważniejsze spojrzenie żadną miarą nie dostrzegłoby jakichś zmian.

Ale bardziej zagadkowa była lakoniczna odpowiedź profesora Bandorego:

– Nie!

Powiedział to krótko, ostro i zamilkł, jak gdyby lękając się uzasadnić swe stanowisko. Upłynęła minuta, która nieznośnie dłużyła się trójce nie wtajemniczonych; z napiętą uwagą patrzyli teraz nie na Silihomida, lecz na egzobiologa. Aż nagle ten, ze sztucznym spokojem, Jednocześnie wykluczającym wszelki sprzeciw, wyrzucił z siebie rozkaz:

– Musicie natychmiast odlecieć!

Było to wypowiedziane takim tonem, że wszyscy troje podnieśli się z miejsc. Bandore leciutko skinął głową.

– Ja zostanę z nim – powiedział jakoś bardzo dziwnie. – Musimy się przecież dogadać. Rem spostrzegła nerwowe drżenie jego rąk. Wtedy oznajmiła stanowczo:

– Wobec tego i my zostajemy. Chyba że odlecisz z nami…

Profesor już nie oponował. Włączył system alarmowy, zarządzając ewakuację sztucznego księżyca.

Dopiero w kosmolocie, oddalonym sześćdziesiąt kilka kilometrów od laboratorium satelity, egzobiologowi rozwiązał się język. Wiadomość nie stanowiła zresztą sensacji. Po prostu aparatura stwierdziła progresywny wzrost temperatury ciała nieruchomego potwora. W chwili pierwszego sygnału chodziło zaledwie o ułamki stopnia. Ale już po minucie różnica przekraczała czterdzieści stopni. Pozwalało to przypuszczać, że w krótkim czasie osiągnie optimum właściwe dla tego gatunku, które według przewidywań wynosiło znacznie ponad dwieście pięćdziesiąt stopni.

Dokonywane teraz z odległości próby nawiązania jakiegokolwiek kontaktu za pomocą bodźców elektromagnetycznych, infra– i ultradźwięków, a nawet strumieni cząstek elementarnych nie dawały wyników. Sztuczny księżyc wraz z Silihomidem krążył swoją zwykłą trasą wokół Ziemi, a umieszczona tam aparatura pomiarowa donosiła o stałym wzroście temperatury. Potem umilkły wszelkie sygnały.

– Jak to rozumieć? – zapytał Franek.

Bandore zasępił się.

– Znajduję tylko jedno wytłumaczenie: zniszczył lub uszkodził aparaturę. Prawdopodobnie chce, abyśmy nie orientowali się w sytuacji.

– Czy sam wzrost temperatury nie mógł rozregulować przyrządów?

– Wykluczam tę ewentualność. Jeszcze przy – tysiącu stopni powinny normalnie działać. On przygotowuje się do czegoś. I nagle jak gdyby na potwierdzenie słów uczonego stało się coś, co wprawiło obecnych w osłupienie. Patrzącym na ekran pantoskopu zdawało się, że śnią. Sztuczny księżyc przestał być tym, czym uczynili go ludzie. Zmienił kształt, przybierając postać rozżarzonego bolidu o długim, świetlistym ogonie. Stawał się ni mniej, ni więcej tylko rakietą. Jarząc się własnym światłem na całej powierzchni, pluł strugą materii odrzutowej i z rosnącą prędkością oddalał się od Ziemi po nowej orbicie.

– On ucieka! – stwierdził Ber, włączając silniki kosmolotu.

Jednak mimo przyspieszenia sięgającego granic ludzkiej wytrzymałości Szarotka, przeobrażona w gorejącą kulę, oddalała się nadal od kosmolotu. Trzeba było przekazać obserwacje służbom strefy zewnętrznej i wracać na Ziemię.

– Mamy tu jeszcze jeden dowód, że są to istoty inteligentne – zauważył Skiepur– ski. – I to rozporządzające niewiarygodnie wysoką techniką, do tego całkowicie różną od naszej.

– Dlatego tak trudno z nimi walczyć – dorzucił Ber.

– Niczemu się już nie dziwię – oświadczył Bandore. – Zbyt mało wiemy o tej niepojętej cywilizacji, której przedstawiciela wydawało się nam, iż pojmaliśmy, chyba tylko po to, aby wyprowadził nas w pole.

– Tak czy inaczej ryzyko się opłacało – stwierdził Skiepurski. – Wiemy teraz, że w stanie krystalicznym Silihomid nie jest groźny dla ludzi, przynajmniej do pierwszych sygnałów aktywnego życia. To już coś znaczy.

– Obawiam się, że mogą być również następstwa negatywne – rzekł Bandore z powagą. Rem odczuła dreszcz niepokoju.

– Dokąd on leci? – zapytała cicho. Bandore bezradnie rozłożył ręce.

– Dowiemy się tego wkrótce. Miejmy nadzieję, że nie będzie to Wenus lub Mars. Nikt już o nic nie pytał. Milczeli rozumiejąc, że to byłby kres ludzkich nadziei.

OŚWIADCZENIE A-CISA

Trzynastego lipca dwa tysiące pięćset sześćdziesiątego szóstego roku stacje odbiorcze łączności międzygwiezdnej otrzymały tekst opracowany przez urpiańskiego łącznika A-Cisa, lecącego z wyprawą Astrobolidu na Ziemię. Do opracowania tego. tekstu niewątpliwie skłoniły A-Cisa wiadomości, jakie napłynęły w ostatnim półroczu z Ziemi. Podając w pełnym brzmieniu tę wypowiedź, przetłumaczoną na język Zetha przez kon-wernomy i Daisy Brown, dołączamy tekst wywiadu, jakiego w tej sprawie udzielił sekretarz Organizacji Obrony Wolności, F. Skiepurski.

„Ja, A-Cis, wypowiadam się jeszcze raz w aneksie do kronik Daisy Brown. Wypowiedź ta powinna przyczynić się do usunięcia nieporozumienia między nami a naszymi kosmicznymi braćmi – Ziemianami.

Pojęcie doskonałości jest względne. Nie ma doskonałości absolutnej. My, Urpianie, uznajemy siebie za istoty doskonalsze od Ziemian. A jednak nie tylko Ziemianie od nas, lecz również my od Ziemian nauczyliśmy się niemało w ciągu minionych okrążeń Juventy wokół Tolimana A.

Przykładowo, sądziliśmy, że starczy obdarzyć Ziemian podstawowymi cechami naszej osobowości i stworzyć warunki dla całkowitego prymatu rozumu w psychice ludzkiej, a istoty te staną się doskonałe. Praktyka pokazała, jak myliliśmy się.

Stworzenie takiego społeczeństwa ludzkiego, które byłoby wierną kopią naszego społeczeństwa, nie może dać zamierzonych efektów. Cóż z tego, że Lu i Dean opanowali i podporządkowali sobie innych Ziemian w ich statku międzygwiezdnym? Opanowali i podporządkowali ich siłą! A siła nie przekonuje. Jej tryumfy są zwodnicze.

Nie zawsze Ziemianie uświadamiają sobie, do czego dążą, ale często właśnie takie nie świadome dążenie wyraża najpełniej sens kierunku rozwoju ich społeczeństwa, zwłaszcza gdy przybiera charakter powszechny, stając się zbiorowym działaniem. Ten problem wart jest dalszych badań, przede wszystkim na Ziemi, w dużej zbiorowości.

U Ziemian niektóre uczucia mają charakter zespalający i przyspieszający rozwój cywilizacji: współdziałanie ich z logicznym rozumowaniem wcale nie osłabia, lecz właśnie potęguje zdolności umysłowe tych istot. Również zindywidualizowanie osobowości, niepomiernie większe niż u nas, trudno uznać za cechę prymitywną w świetle charakterystycznych właściwości kultury planetarnej tych naszych kosmicznych braci.

Struktura mózgu ludzkiego wyklucza należyte funkcjonowanie zestawu: mózg – dublomózg – Pamięć Wieczysta. Próby wyeliminowania wyższych stanów uczuciowych poprzez syntezę chromosomalną i wychowanie dają wynik negatywny: przejęcie funkcji emocjonalnych bodźców działania przez tłumione dotąd prymitywne uczucia wyzwala popędy aspołeczne, a przy całkowitej ich eliminacji – zanik woli i zmechanizowanie osobowości.

Istnieje szansa dostosowania do cech fizjologicznych mózgu ludzkiego konstrukcji dublomózgu i Pamięci Wieczystej. Zakres ich funkcji, więc i cechy konstrukcyjne tych aparatów muszą być różne od naszych. Będą one spełniać rolę tylko pomocniczą. W żadnym razie nie mogą obejmować przewodnictwa nad mózgami Ziemian.

Lu oraz trzy młodociane osobniki, którym dano życie w warunkach chromosomalnej syntezy genów, będą ze szczególną intensywnością poddane działaniu wychowawczemu środowiska ludzkiego. Przypuszczam, że zneutralizuje to szkodliwy wpływ zmutowa-nych cech. Wszystkie narzucone właściwości nie będą eliminowane mechanicznie, lecz poddane oddziaływaniu środowiska. Jeśli niektóre z tych cech okażą się społecznie użyteczne dla Ziemian, zostaną utrzymane.

I vice rersa – zastanawiam się, czy dla nas nie byłoby korzystne przejęcie pewnych cech ugruntowanych w społeczności naszych przyjaciół z Układu Słonecznego. Otrzymałem wiadomości, że rozważana jest przez zespoły przewodników współdziałające z Pamięcią Wieczystą sprawa zaniku w ostatnich kilku okrążeniach uczuć estetycznych w naszym społeczeństwie. Chodzi o zbadanie, czy zjawisko to ma charakter dodatni czy też ujemny. Już sam fakt postawienia tego problemu świadczy o wpływie, jaki nie tylko my na Ziemian, lecz także Ziemianie na nas wywierają.

Pierwszy raz od przybycia naszych przodków do Układu Tolimana podejmują Urpianie – w mojej osobie – podróż międzygwiezdną. Czynimy to między innymi w tym celu, aby pomóc Ziemianom w usunięciu śmiertelnego niebezpieczeństwa, jakie dla ich cywilizacji oraz kultury planetarnej stanowi inwazja krzemowców ciepłotwórczych. Moje przybycie do Układu Słonecznego jest nieodzowne dla operatywnego, kompleksowego opanowania i oddalenia raz na zawsze niebezpieczeństwa, wręcz zagrażającego przetrwaniu gatunku Ziemian, co byłoby wykluczone w ramach instruowania mido na odległość liczoną w latach świetlnych.

I znów przy tej sposobności rodzi się pytanie, czy słuszny jest nasz brak zainteresowania podróżowaniem wynikającym z przeświadczenia, że wytworzone przez nas techniczne środki zdalnego przekazywania obrazów i wszelkich informacji są wystarczająco doskonałe, aby w pełni zastąpić bezpośrednie doznawanie tych wrażeń na miejscu.

Osobnym rozdziałem jest stosunek do przyrody. U nas i u Ziemian kształtował się on w innych warunkach, pod naporem odmiennych bodźców czy wręcz nakazów chwili w walce o przetrwanie. Dla Ziemian najcięższe zmagania z otaczającym środowiskiem przypadły na ich okres przedcywilizacyjny, kiedy znaczne ochłodzenie prowadzące do zlodowaceń ogarnęło rozległe połacie ich planety. U nas bez porównania radykalniejsze zmiany klimatyczne, bezpośrednio zagrażające naszemu istnieniu, przeżyliśmy na szczeblu już rozwiniętej cywilizacji naukowo-technicznej. Militaryzujący system, który wtedy wytworzył u nas kompleks „oblężonej twierdzy”, wykorzystaliśmy do niszczenia obcego życia wokół nas, w początkowej fazie nie wyłączając nawet eksterminacji naszych młodszych braci na Temie, którą chcieliśmy zawładnąć. Dopiero później przyszło zrozumienie.

W obecnym stadium natomiast, kiedy ani nam, ani wam ojczysta przyroda nie zagraża, wasz stosunek do niej jest bardziej przyjacielski. W końcu dwudziestego wieku waszej ery zdaliście sobie sprawę z postępujących zniszczeń, jakich dokonaliście w świecie roślin i zwierząt; wtedy przyjęliście dewizę ochrony wszelkiego życia. Nawet teraz, w obliczu dramatycznej walki z najazdem krzemowców ciepłotwórczych, wielu z was dobitnie wyraża pogląd, że każdy, choćby nawet prymitywny organizm ma prawo do życia i rozwoju. Przekazałem ten punkt widzenia zespołom przewodników do dalszej analizy we współdziałaniu z Pamięcią Wieczystą – w celu wyciągnięcia wniosków, czy byłoby pożądane zweryfikować nasz emocjonalnie obojętny stosunek do otaczającej przyrody żywej, sugerując częściową jego modyfikację na modłę Ziemian.

Przesłałem instrukcję dla zespołu mido, by urządzenia te weszły w kontakt z przedstawicielami waszej społeczności w celu pospiesznej budowy pomocniczej Pamięci Wieczystej na wzór naszej i chcę was zapewnić, że będzie ona używana wyłącznie w waszym interesie, do ratowania i rozkwitu waszej cywilizacji na ojczystej Ziemi oraz do nawiązania kontaktu z krzemowcami ciepłotwórczymi, jeśli bezpośrednie badania potwierdzą, że poziom intelektostazy tych istot jest zbliżony do naszego.

W związku z powyższym oświadczeniem A-Cisa przedstawiciel „Magazynu Międzygwiezdnego” przeprowadził z F. Skiepurskim krótki wywiad, który przytaczamy:

– Jakie stanowisko wobec wypowiedzi A-Cisa zajmie Organizacja Obrony Wolności?

– Oświadczenie to nawet w najmniejszym stopniu nie zmieni dotychczasowej linii działania naszej organizacji. Dla nas jest ono nie tylko niezadowalające, lecz również W wielu punktach budzi poważne wątpliwości.

– Jakie?

– Przede wszystkim nigdzie w całym oświadczeniu nie została jednoznacznie i zdecydowanie potwierdzona zasada swobody woli ludzkiej. Wiemy z dotychczasowych materiałów, że jakkolwiek Urpianie sami nie potrzebują, a zwłaszcza nie lubią ingerować bezpośrednio w nasze ludzkie sprawy, mają to zrobić za nich ludzie znajdujący się pod ich przemożnym wpływem, a przynajmniej wyposażeni w środki dające im przewagę nad społeczeństwem ludzkim. Również ani przez chwilę nie zapominajmy, że wśródza-łogi przybędą na Ziemię czterej Urpoludzie.

– Czy to nie jest zbyt mocne określenie?

– Z pewnością nie. Czyż można mienić człowiekiem takiego osobnika, który prze jawia cechy obce naszemu gatunkowi, zakorzenione, nieodwracalne, a przy tym dziedzicznie zaprogramowane przez zmieniony aparat chromosomalny genów? Dla mnie człowiekiem on nie jest i być nie może. Jest mi bardziej obcy od jakiejkolwiek istoty rozumnej z innych globów, a to dlatego, że samozwańczo czuje się uprawniony ingerować w nasze wewnętrzne, czysto ludzkie sprawy i rozstrzygać je w imieniu ludzi. Zadaniem każdego takiego stwora jest rozsadzenie naszej społeczności od wewnątrz. Bo przekształcić ludzi, to znaczy zniszczyć ludzkość jako taką, dosłownie i zupełnie. Zniszczyć w najohydniejszy, najbardziej perfidny sposób. O człowieku nie decyduje cielesna jego postać. Kto nie potrafi czuć jak człowiek, po ludzku kochać i nienawidzić, po ludzku i pragnąć, i cierpieć, po ludzku czuć się szczęśliwym, ten nie jest człowiekiem, a. jeśli będzie podawał się za człowieka albo zechce nam narzucić swój styl życia, biada mu! My, członkowie organizacji, potraktujemy go z całą bezwzględnością, na jaką w naszych oczach zasłużył gwałciciel najwyższego z ludzkich praw: prawa wolności.

– Co jeszcze w wpowiedzi A-Cisa budzi wasze zastrzeżenia?

– Jest ich wiele. Wymienię choćby wzmiankę o zamiarze nawiązania kontaktu z krzemowcami. Jaką mamy gwarancję, że Urpianie dojdą do porozumienia z nami, a nie właśnie z naszymi śmiertelnymi wrogami? W dodatku jeśli będą rozporządzać Pamięcią Wieczystą przystosowaną całkowicie do ich potrzeb, będą panami sytuacji i zanim oprzytomniejemy, możemy sami zapragnąć – pod ich psychicznym naciskiem! – ślepego poddania się rozkazom urpiańskich przewodników. Sądzimy, że Urpianie stanowią dla ludzkości potencjalnie większe niebezpieczeństwo niż Silihomidzi. Nawet całkowite opuszczenie Ziemi – gdyby musiało dojść do takiego nieszczęścia – nie będzie oznaczało końca ludzkości, a może nawet stanie się niezbędnym wytchnieniem w celu zebrania sił przed nowym, rozstrzygającym uderzeniem w celu zniszczenia wroga. Przeobrażanie ludzkości na wzór urpiański stanowiłoby natomiast śmierć ludzkości, co prawda nie fizyczną, ale psychiczną, czyli tak samo zupełną.

ROZGŁOŚNIA „KSIĘŻYC 7-C” DONOSI

W miarę zbliżania się terminu przylotu Astrobolidu zaostrza się polaryzacja poglądów w sprawie Urpian. Od czasu zjednoczenia ludzkości w dwudziestym pierwszym wieku polityka stała się pojęciem historycznym, które teraz ożyło, bo sposoby wyjścia z kosmicznego impasu nie są nikomu obojętne. Ludzkość podzieliła się z grubsza na trzy obozy. Pierwszy pragnie przyjąć bez zastrzeżeń pomoc Urpian ze względów patriotycznych: dla ratowania Ziemi jako naszej kolebki. Najbardziej znanym rzecznikiem tej idei, forsującym ją z wyjątkową żarliwością, jest Bernard Kruk.

Druga grupa odrzuca tę pomoc argumentując, że uczeni i technolodzy ze wszystkich krajów opracują za pomocą komputerów metody walki pozwalające doszczętnie wygubić i silikoki, i prowadzących je do szturmu Silihomidów bez pomocy Pamięci Wieczystej, a nawet z pominięciem mido. Reprezentatywni przedstawiciele tego obozu, wśród nich zwłaszcza Franciszek

Skiepurski i Rem Hamersted, zapewniają, że wypracowanie strategii wraz z wynalezieniem i wyprodukowaniem stosownych środków bojowych jest kwestią najbliższych tygodni.

Trzeci odłam, bardzo zróżnicowany, chwiejny w nastrojach i postulatach, skupia najprzeróżniejsze grupy i grupki niedojrzałe politycznie, pseudonaukowe lub religijne. Jest to prawdziwy ogród nie plewiony, czy może raczej Ian chwastów wybujałych na ziemi niczyjej. Wśród nich można znaleźć różnego rodzaju krzykliwych demagogów, zacietrzewionych fanatyków czy wręcz ludzi niezrównoważonych psychicznie. Są tam i sa-mozwańczy wróżbici, i wysłannicy Opatrzności, zbawcy świata i tym podobni pseudonaukowi lub mistyczni naprawiacze rodzaju ludzkiego, znający jedyną receptę ratowania go przed zagładą, ale przede wszystkim rzesze zagubionych i przerażonych ludzi pragnących postawą i gorliwością swoją wyjednać łaskę i pomoc Boga lub szatana. Niektórzy modlą się do Silihomidów. Niestety, głosy rozsądku ze strony coraz aktywniejszych ostatnio również przedstawicieli tradycyjnych organizacji religijnych nie mają na nich prawie żadnego wpływu.

Wieść o podjęciu w księżycowym kraterze Kopernika prac nad budową Pamięci Wieczystej wzbudziła szeroką akcję protestacyjną wśród mieszkańców Układu Słonecznego. Najbardziej żarliwe manifestacje odbyły się w Warszawie, Hiroszimie, Atenach i Los Angeles. Burzliwym echem przeniosły się rychło na Wenus. Pośród rozłogów Wyspy Nadziei stutysięczny tłum uchwalił przez aklamację raczej poświęcić Ziemię na wieczną pastwę krzemowców niż w jakimkolwiek stopniu zaprzepaścić wolność, za którą w ciągu tysiącleci, działając z bardzo rozmaitych pozycji i pobudek, oddali życie najlepsi synowie ludzkości.

Powszechne poparcie zyskało płomienne wystąpienie Rem Hamersted, która na historycznym Forum Romanum w Rzymie nawoływała do opamiętania tych, co jeszcze dotąd marzą o pomocy Urpian. Jedyny sposób zapobieżenia nie przemyślanym decyzjom Rady Pełnomocników Narodowych i groźnemu niebezpieczeństwu rodem z Juventy widzi ona w tym, by jak najspieszniej wymusić przerwanie budowy Pamięci Wieczystej. Rem postuluje, by po powrocie Astrobolidu i ujawnieniu wszystkich materiałów dotyczących eksperymentów przeprowadzanych przez Urpian na ludziach rozpisać powszechne referendum.

W tej kwestii kropkę nad i postawił Franciszek Skiepurski, żądając zniszczenia daleko już posuniętej budowy tych urządzeń, tak radykalnie, aby – wedle dawnych określeń militarnych niszczycieli – nie zostawić kamienia na kamieniu. Nawet w łonie Komitetu Obrony Ludzkości gorszące wydało się jego wystąpienie na wiecu w Warszawie, w czasie którego oświadczył, że powoływana przez niego organizacja nie cofnie się przed użyciem siły dla osiągnięcia wytyczonego celu. To nieodpowiedzialne zachowanie byłego pełnomocnika narodowego daje pojęcie o niezwykłym stopniu zacietrzewienia umysłów.

Wreszcie jesteśmy górą! To już nie żadne defensywne miotania się, jak przeważnie bywało dotychczas. Na Saharze zniszczyliśmy silikoki w obrębie najbogatszych w świecie złóż blendy uranowej. We wschodniej Syberii odepchnęliśmy je z okolic Irkucka aż w, tundrę. Szczególnym sukcesem technicznym było pokonanie resztek tych bakterii> pod dnem Bajkału i wypływającej zeń Angary, gdzie szukały schronienia. W Europie szerokim echem odbiło się oczyszczenie z silikoków Półwyspu Apenińskiego wraz z Sycylią. Wyniszczenie skrajnych ognisk na północnym skrzydle oddaliło groźbę wtargnię cia ich przez Alpy ku wybrzeżom Bałtyku, co chyba leżało w strategicznych planach Silihomidów. Ustało wrzenie kilku mórz i paru wielkich jezior.

Są to pierwsze niepodważalne tryumfy Pamięci Wieczystej rozbudowywanej z pośpiechem. Dyktuje go nie tylko nakaz chwili, lecz także uzasadnione obawy zniszczenia tego uniwersalnego superkomputera przez zagorzałych przeciwników przyjęcia pomocy urpiańskiej w jakiejkolwiek formie. Dopiero pełny rozruch tego sztucznego supermózgu, mającego stanowić kompedium całej wiedzy ludzkiej wraz z praktycznym wykorzystaniem jej w przedsięwzięciach tak złożonych, iż opracować ich nie zdołałoby jedno pokolenie badaczy, da szanse całkowitego rozgromienia krzemowców – według zapewnień A-Cisa, reporterki Daisy Brown, paru naszych uczonych z Astrobolidu oraz czworga ludzkich łączników z kulturą planetarną Urpian. Na razie wstrzymajmy się przed tendencyjnym nazywaniem ich Urpoludźmi, póki czynami nie dowiodą swojej rzeczywistej tożsamości. Nonsensem byłoby przecież sądzić ich według cielesnej postaci (zmysł radiowy, aparat chromosomalny).

Otóż walne zwycięstwa jeszcze nie dokończonej Pamięci Wieczystej w zmaganiach z silikokami wyzwoliły mieszane uczucia zarówno u jej entuzjastów, jak oponentów. Skuteczność działania tego cybernetycznego kolosa olśniła pierwszych, którzy oczami wyobraźni widzą już Ziemię, swoją ojczyznę, oczyszczoną z krzemowców, i po wsze czasy uratowaną dla ludzi. Drugich natomiast, choć może tak samo uradowanych klęskami kosmicznych najeźdźców, przeraża potencjał myślowy tego urządzenia w stadium budowy: ukończone, z równą łatwością rozgromi krzemowców, jak odda ludzi – może nawet nie świadomych zagrożenia – w pacht Urpianom, jeśli oni tego zapragną.

W ostatnim czasie przeszła niemal przez cały świat fala żywiołowych wystąpień mniej lub bardziej zorganizowanych grup religijnych, przypisujących najściu krzemowców wymiar nadprzyrodzony. Nie lada to gratka dla socjologów: badać na żywo mistyczne uniesienia, które co najmniej od czterech wieków wydawały się w zaniku i nic nie wróżyło zmiany tego stanu rzeczy.

Znamienne, że ruchy te są spontaniczne i nie ominąły prawie żadnego regionu kuli ziemskiej. Przedmiotem badań jest ich wzajemne przenikanie się i oddziaływanie.

Ruchy te to nie tylko najrozmaitsi żywi święci, wróżbici, apostołowie, prorocy i wizjonerzy. Wśród niezliczonych organizacji religijnych, jak: zwiastuni nieba, dzieci boże, hufce zbawienia świata, szczególnie prężni są gomorowcy. Podstawę ich doktryny stanowi biblijny mit o spaleniu deszczem ognistym dwóch rozpustnych miast – Sodomy i Gomory.

Według ich wierzeń najazd krzemowców to miecz karzący, który Bóg zesłał na ogniska grzechu. Głoszą oni, że kara ta powtórzyła się w naszych czasach w ustokrotnio-nym nasileniu, bo zwrócona przeciw całej ludzkości, jako wielkodusznie opóźniona o stu-lecia pomsta boża za to, że ludzie zamiast Boga czczą samych siebie i swoje materialne twory.

Na tym tle wypłynęły zasadnicze różnice między pokutnikami wzywającymi boskiego przebłagania a czcicielami Silihomidów pojmowanych różnie: czasami jako wcielenie demonicznego zła albo potęgi czynu, albo karzącego oręża – okrutnego, lecz zarazem uświęconego namacalnym kontaktem z dzierżącą go ręką Stwórcy. Pokutnicy przeważnie traktują swoich przeciwników jako antychrystów.

Osobnym problemem są rozmaite przyziemne interesy zarówno tu wspomnianych, jak wielu innych bogochwalców, którzy chcą przy tym ogniu upiec jakąś własną pieczeń, nie mającą nic a nic wspólnego z ratowaniem Ziemi. Bywają oni nader uciążliwi, siejąc zamęt i bezład wówczas, gdy potrzebujemy trzeźwego zjednoczenia sił w walce z rzeczywistym, a nie tylko urojonym wrogiem. Padały nawet głosy za wdrożeniem sankcji specjalnych. Jednak surowo tego zabrania Karta Wolności zaprzysiężona po wsze czasy w imieniu wszystkich ludzkich pokoleń: wyklucza ona wprowadzenie stanu wyjątkowego nawet w obliczu kosmicznych zagrożeń. A zresztą liberalność ustrojów wszystkich istniejących federacji udaremniłaby praktyczne egzekwowanie takich rygorów.

Jak donosi „Magazyn Międzygwiezdny” z dwudziestego ósmego sierpnia dwa tysiące pięćset sześćdziesiątego szóstego roku, za trzy tygodnie spodziewany jest powrót Astrobolidu. W związku z tym antyurpiańskie nastroje wzmogły się gwałtownie. Wielu chce przeszkodzić wylądowaniu na Ziemi zarówno A-Cisa, jak Lu i trojga tak zwanych Urpo-ludzi, liczących po trzynaście lat (dwanaście lat pozostawały w stanie anabiozy podróżnej). Kontrowersyjna jest sprawa tych dzieci, będących przecież dziećmi ludzkimi. Zdaniem niektórych zapaleńców dziecko obdarzone narządem radiowym już przez to samo nie jest człowiekiem, a cóż dopiero mówić o obcej nam mentalności, schematyzmie i uniformizacji myślenia opartego na kanonach logiki i wąskim praktycyzmie, a negującej wszelkie uczucia jako cechy pierwotne niegodne istoty rozumnej.

Organizacja Obrony Wolności przedstawia do wyboru dwa warianty działań: albo zniszczyć Pamięć Wieczystą przed przybyciem wyprawy Astrobolidu, albo odesłać przynajmniej A-Cisa do Układu Tolimana. Lu i troje pozostałych mutantów można przyjąć pod warunkiem pozbawienia ich wpływu na bieg wydarzeń.

Z ostatniej chwili: W związku z zapowiedzią Toma Malleta, iż ujawni jedno z głównych źródeł niepokojów wywoływanych dywersyjnymi plotkami, dziennikarz „Magazynu Międzygwiezdnego” poprosił tego znakomitego męża stanu o krótki wywiad, którego uprzejmie nam udzielił w czasie powrotu z posiedzenia Komisji Poszukiwawczej. Oto oryginalne nagranie:

– Czy wasze odkrycie oznacza pełny sukces Komisji Poszukiwawczej i zapowiada rozwiązanie jej w wyniku wypełnienia misji?

– Pełny sukces nie wydaje się możliwy, dopóki trwa walka z krzemowcami. Walka na śmierć i życie stwarza nieuchronnie napięcia, stanowiące podatny grunt dla dezinformacji.

– Jakie aspekty tej wrogiej roboty możesz ujawnić już teraz?

– Niczego nie potrzebujemy ukrywać. Właśnie lecę do Warszawy, gdzie wraz Z Bernardem Krukiem i specjalistami z różnych dziedzin opracujemy komentarz i analizę psychologiczną zjawiska. Przykładamy do tego tak dużą wagę, że nie starczyłaby nam wideofoniczna narada. Za kilka godzin podamy wyczerpujący komunikat. A wam aż do jego ogłoszenia radziłbym unikać sformułowań w rodzaju: „dywersyjna plotka”, „spisek”, „wroga robota”.

– W takim razie jak wyglądają fakty? Jakie jest źródło tych szkodliwych plotek?

– Znów dały znać o sobie mistyczne egzaltacje. W grę wchodzi sekta ofiarników, którzy głoszą ewangelię cyklicznego odkupienia. Ja bym ją nazwał fideistyczną, spekulacyjną teorią katastrof. Nawiązuję do Cuviera z początku dziewiętnastego wieku. Broniąc swej dworskiej kariery w burżuazyjnej Francji wzbraniał się uznać ewolucję świata roślin i zwierząt jako sprzeczną z Biblią. Ten znakomity skądinąd paleontolog wymyślił więc teorię katastrof, wedle której co jakiś czas fizyczne kataklizmy niszczyły wszelkie życie na Ziemi, po czym Bóg w kolejnym akcie stwórczym powoływał nowe gatunki, odmienne od poprzednich. To miało tłumaczyć odrębność form skamieniałości w warstwach skalnych odpowiadających wcześniejszym i późniejszym epokom.

Otóż naczelny prorok ofiarników, niejaki Stirns, głosi, że w różnych epokach cyklicznie Bóg zsyła plagi na ludzi. Poprzednim razem doświadczył nas plagami egipskimi. W obecnej wielkiej próbie zesłał antychrysta w przebraniu Silihomida, którego można pokonać tylko ofiarą niewinnej krwi. Bóg sam rozporządzi, jaki ma być rozmiar tej ofiary. Dlatego uciekanie przed zagładą to zuchwały sprzeciw woli bożej. On sam pokieruje przebiegiem hekatomby, a skoro wymagana przezeń liczba ofiar się wypełni (przy czym najwyższą cenę ma śmierć dzieci), Antychrysta-Silihomida na powrót strąci do piekieł, a Ziemię zwróci ludziom.

– Jakie praktyczne cele osłonięte takim mistycznym parawanem?

– Jeszcze nie wiadomo, czy ruch ten jest przedmiotem jakiejś zewnętrznej manipulacji. Wygląda na to, że są to działania spontaniczne, niejako bezinteresowne; swoista forma rozładowywania strachu nagromadzonego w ludziach o mniejszej odporności psychicznej.

– Czy potwierdzisz sugestie, że maczało jednak w tym palce Towarzystwo Obrońców Przyrody Wenus? Chodzi głównie o dwuznaczną rolę profesora Bandorego.

– Towarzystwo to liczy miliony członków. Nie brak wśród nich wartogłowów, którym mogą się udzielać tak dziś rozpowszechnione egzaltacje religijne. Trudno wykluczyć, że niektórzy łączą je z ratowaniem naturalnego środowiska Wenus. Bandore nie ma z tym nic wspólnego. Przeciwny wenusjańskiemu osadnictwu, z wielkim zacięciem pragnie je przerwać na rzecz kolonizacji Marsa. Także usiłował zapobiec zniszczeniu Wyspy Einsteina, jeśli nie stwierdzimy tam silikoków. Działa jawnie, uczciwie i nie przyzywa na pomoc sił nadprzyrodzonych.

– A teraz ogólniejszy problem: W czym dostrzegasz powód wybuchu na całym świecie psychoz religijnych, które zdumiały i zaskoczyły nas wszystkich?

– Pozwól, że sprostuję: mnie wcale nie zaskoczyły. Może dlatego, iż – niezwykłym zrządzeniem losu – doświadczyłem tych spraw na własnej skórze: sam hołdowałem niegdyś takim nastrojom.

– Celestia?

– Właśnie. Będąc najstarszym z bardzo już nielicznych Celestian pamiętam tamte wypadki, bo kiedy niespodziewanie rozstrzygała się szczęśliwie przyszłość tego świata mknącego poprzez pustkę na zatracenie, miałem trzynaście lat. Ufnie wierzyłem, jak prawie wszyscy jego mieszkańcy, że za osiemnaście tysięcy lat Pan Kosmosu doprowadzi naszych potomków na Juventę, gdzie spotkają się z nami, cudownie przeniesionymi po śmierci do tej krainy wiecznej światłości i wesela.

– Z twoich sądów o mistycznych egzaltacjach zawsze tchnie takt i umiar. W jakich okolicznościach sam byłbyś skłonny je aprobować?

– Nigdy, za nic w świecie! Co wcale nie znaczy, że nie dostrzegam, iż w pewnych trudnych chwilach, a zwłaszcza w tak zwanych sytuacjach ostatecznych, mogą być one niektórym ludziom wielce pomocne.


    Ваша оценка произведения:

Популярные книги за неделю