355 500 произведений, 25 200 авторов.

Электронная библиотека книг » Krzysztof Boruń » Kosmicni bracia » Текст книги (страница 11)
Kosmicni bracia
  • Текст добавлен: 24 сентября 2016, 04:48

Текст книги "Kosmicni bracia"


Автор книги: Krzysztof Boruń


Соавторы: Andrzej Trepka
сообщить о нарушении

Текущая страница: 11 (всего у книги 28 страниц)

Zapanowała cisza. Wszyscy myśleliśmy w tej chwili o jednym. Nie. Okazało się, że nie wszyscy.

– Dean! Co ty chcesz zrobić? – rozległ się niespodziewanie w ciszy głos Zoe. Patrzyła badawczo w oczy mego męża.

– Właśnie zastanawiałem się, czy nie byłoby dobrze, aby jeszcze ktoś z wami…

– Po co kręcisz? Ty chcesz lecieć – przerwała mu Zoe.

– No, dobrze. Powiem otwarcie. Chcę lecieć z wami.

– Ale powiedz, po co?

– Chcę poznać ich bliżej. Ich wiedza jest tak ogromna. Będziemy walczyć… ale… czy nie warto skorzystać z ich wiedzy? Choć trochę pozwolić im…

– Więc jednak Lu cię opętał! – wybuchnął Rene. Podbiegłam do Deana.

– Co się z tobą dzieje? Co on z tobą zrobił?

– To nie tylko wpływ Lu – sprostowała Zoe. – On chce… Sam chce… Zresztą, po co mam mówić. Niech się przekona. Niech leci!

– Niech leci z nami, jeśli chce – powiedział Andrzej”zimno.

– Słuchaj, Dean – podjęła Zoe. – Powiedz nam do końca, czego jeszcze chcesz? Spojrzał na Zoe. Wydało mi się, że widzę w jego oczach nienawiść.

– Chcę, aby ze mną poleciała Daisy – wyrzucił z siebie z rezygnacją. Czułam, że muszę go w tej chwili podtrzymać.

– Oczywiście. Jeśli tego pragniesz. Właściwie sama już wcześniej myślałam…

– Nie kłam, Daisy – odezwała się Zoe.

– Doszłam do wniosku, że jednak… że trzeba opiekować się Deanem. Znów bałabym się o niego, tak jak wtedy…

– Teraz mówisz prawdę.

– A więc poleci nas czworo – przeciął Andrzej.

– Nie wiem, czy skład jest szczęśliwy – wtrącił Igor, ale Andrzej dał mu znak ręką, aby nie oponował.

– Musimy się zastanowić, czy wezwiemy Lu zaraz czy też…

– Chyba nie – powiedział Rene. – Lepiej poczekać jakieś dwadzieścia cztery godziny. Wszystko trzeba dokładnie przemyśleć. Musimy się przygotować.

– Najgorsze, że oni i tak będą wiedzieli z góry o tym, co myślimy i zamierzamy mówić czy robić – westchnęła Kora.

– Czy to takie ważne? – odparł Andrzej.

– Może i lepiej, że czytają nasze myśli – podjął Igor. – Może w ten sposób łatwiej pojmą, że przeobrażenie ludzkości na ich modłę nie ma sensu.

Nikt nie oponował przeciw planowi Andrzeja. Rozchodziliśmy się powoli po kabinach, dyskutując jeszcze w przejściach. Deana jakby unikano. Szłam z nim w milczeniu do naszych kabin sypialnych. Już przy drzwiach windy natknęliśmy się na Zoe i Ingrid.

– Zazdrościsz mi – powiedziała Zoe do Deana. – Ale wierz mi, że to wcale a wcale nie jest szczęście.

– A jednak potrafiłaś się wyzwolić spod ich wpływu – próbowałam zmienić kieru-nek rozmowy.

– Tak. Udało mi się – podchwyciła, patrząc w zamyśleniu przed siebie. – Dopiero gdy mogłam czytać w waszych myślach, uświadomiłam sobie, że należę do was, do ludzi. A wiecie, że im silniej czułam się związana z wami, tym trudniej przychodziło mi czytać wasze myśli.

– Dziwię się, że nie odebrano ci tej zdolności od razu – rzekł Dean nieco śmielej. – Przecież to chyba oni ci pomagają.

– Tak. To znaczy ich automaty. Masz rację, Dean, to jest zastanawiające.

– Dlaczego nie przeszkodzili ci natychmiast, gdy wykorzystałaś swe zdolności czytania myśli niezgodnie z ich zamiarami?

– Tak. To dziwne. Przecież chyba zdają sobie sprawę, że już do nich nie wrócę! Oczy Zoe błyszczały radością.

– I nie żal ci? Nie żal ci Lu? – zapytał Dean szczerze. W oczach Zoe pojawił się smutek.

– Widzisz… Strasznie mi żal. Jednak…

Oparła głowę na piersi Ingrid, tak jak to często czyniła, gdy była jeszcze dzieckiem. Wiedziałam, że plącze, i czułam, że ten płacz oznacza… wyzwolenie.

KRYSZTAŁOWA WIEŻA

Zoe wezwała Lu dopiero po dwóch dniach. Przez ten czas toczyliśmy dyskusje nad wyborem najwłaściwszej metody zaatakowania urpiańskiej koncepcji przeobrażenia ludzkości. Jednocześnie podjęliśmy przygotowania techniczne.

Kora, Rene i Jaro próbowali zrealizować pomysł Włada, aby za pomocą specjalnych hełmów zabezpieczyć nasze mózgi przed wychwytywaniem i narzucaniem myśli. Czy hełmy takie spełnią pokładane w nich nadzieje, wydawało się dość wątpliwe wobec faktu, że nawet ściany Astrobolidu nie stanowiły przeszkody dla aparatów Urpian. Przede wszystkim hełmy te zaopatrzono w liczne przyrządy, których wskazania mogły rzucić nieco światła na zasady działania urpiańskich „maszyn myślowych”, a tym samym ułatwić znalezienie w przyszłości istotnie skutecznych środków obrony.

Mei-Lin, Szu i ja przygotowaliśmy prymitywny jeszcze na razie przyrząd służący do przetwarzania i zapisu dźwięków oraz fal elektromagnetycznych. Ułatwiłby on w przyszłości budowę translatora-konwernomu, który mógłby odegrać rolę tłumacza między ludźmi a Urpianami. Oczywiście, skonstruowanie takiego konwernomu możliwe było tylko przy współpracy Urpian i chcieliśmy prosić ich o pomoc. Chodziło nam przede wszystkim o to, by nie ograniczać się do pośrednictwa Lu, które – jakkolwiek wygodne – nie mogło, wobec stronniczości chłopca, gwarantować wierności przekładu. W zachowaniu Lu spostrzegliśmy wiele niepokojących objawów wskazujących, że jego rozwój umysłowy z ludzkiego punktu widzenia jest niebezpiecznie jednostronny.

Czy obraz cywilizacji urpiańskiej, wynikający ze słów Lu, był pełny? Czyż społeczeństwo w ten sposób ukształtowane mogło być społeczeństwem trwałym? Wydawało się nam niemal pewne, że Lu pominął jakieś ważne jego cechy.

Do Miasta Zespolonej Myśli polecieliśmy w maszynie kosmiczno-powietrznej z przezroczystego tworzywa, kształtem przypominającej wielką szpulę. Znajdowały się w niej tylko fotele ściśle dopasowane do ciał ludzkich.

Urpiańskie maszyny latające przyspieszało prawdopodobnie jakieś potężne pole, wytwarzane z zastosowaniem pyłów autosterowanych na większych obszarach przestrzeni. Tym razem jednak, w odróżnieniu od tego, co przeżyliśmy w kosmolocie, mimo gwałtownego zwiększania prędkości, a później hamowania, nie odczuwaliśmy w ogóle zmian przyspieszenia, które utrzymywało się na stałym poziomie 0,911 g, czyli odpowiadało ciążeniu panującemu na powierzchni Juventy. Widocznie Urpianie potrafili przyspieszać równocześnie i bezpośrednio wszystkie cząstki materii, znajdujące się w owym polu akceleracji, działając na każde ciało siłą przypominającą grawitację. Teraz stawał się zrozumiały fakt, iż z Błyskającej na Juventę lecieliśmy z przyspieszeniem 40 g, gdyż tego rodzaju równomierne przyspieszanie każdej cząstki materii nie wpływa szkodliwie na funkcjonowanie żywych organizmów. Jeśli zaś chodzi o hamowanie kosmolotu – widocznie celowo działano przyspieszeniem na organizmy, aby sparaliżować nasze ruchy i uniemożliwić nam w ten sposób podejmowanie jakichś wrogich aktów.

Od chwili opuszczenia Astrobolidu aż do wejścia i usadowienia się w przezroczystej „szpuli” otaczały nas obłoki jakby rzadkiej mgły, zastępujące skafandry. Podobny obłok widzieliśmy już poprzednio, gdy Lu przybył do nas po raz pierwszy.

Miasto Zespolonej Myśli było ogromnym skupiskiem kryształowych budowli. Niby tysiące tęczowych baniek na powierzchni przezroczystego płynu piętrzyły się one na równinie z jakąś zawiłą symetrią.

Dziwne to było miasto. Nigdzie nie mogliśmy dostrzec żadnych arterii komunikacyjnych ani nawet wąskich „uliczek”, spotykanych tak często wśród zespołów budowli przemysłowych na Błyskającej. Kryształowe gmachy stykały się ze sobą, nawet wznosiły jedne na drugich, a „spojenia” ich zarastały wąskie pasy roślinności, najczęściej o żółtych i zielonych, rzadziej pomarańczowych barwach.

Nie dostrzegliśmy żadnych urządzeń transportowych. W czasie kilkuminutowego lotu nad miastem udało nam się sfilmować zaledwie dwie postacie Urpian, poruszające się szybko w powietrzu bez jakichkolwiek aparatów silnikowych.

Całe miasto miało kształt ogromnego koła, otoczonego gęstym lasem. W centrum tego koła wznosiła się gigantyczna wieża. Jej skośne, kryształowe ściany załamywały promienie Tolimana, grając tęczową gamą barw. Środkowa część wieży wypełniona była czymś, co przypominało zwoje przewodów, łączonych różnej wielkości kulami i foremnymi ośmiościanami. W owych przewodach i kulach, jak to zaobserwowaliśmy jeszcze z Astrobolidu, poruszały się wielobarwne światełka, przykuwając w nocy wzrok fantastyczną wizją.

Nasza latająca „szpula” okrążyła ogromną budowlę i zatrzymała się na poziomie przedostatniej kondygnacji. Jakaś niewidzialna siła pociągnęła pojazd ku wieży. W chwili zetknięcia z kryształowymi blokami rozpłynął się, wchłonięty przez jej ściany.

Znaleźliśmy się niespodziewanie na środku pięciokątnej sali. Architektura była tu prosta, niemal surowa. Za przezroczystymi ścianami roztaczał się niezmiernie rozległy widok na miasto. Wypełniało ono przestrzeń niemal aż po widnokrąg, zamknięty ciemnym pierścieniem puszczy.

Staliśmy pośrodku sali, nie wiedząc, co z sobą począć. Lu, oparty o ścianę, z przymkniętymi oczami, zdawał się drzemać.

Czas upływał, a nikt się nie zjawiał. Czuliśmy, jak wzrasta w nas niepokój. Wreszcie Andrzej nie wytrzymał nerwowego napięcia. Podszedł do Lu i, kładąc mu dłoń na ramieniu, zapytał:

– Gdzie są Urpianie?

– Wszędzie – odparł Lu, nie otwierając oczu.

– Chcielibyśmy ich widzieć. Przecież nie po to tu przylecieliśmy, żeby rozmawiać z pustymi ścianami. Lu uniósł powieki.

– Zaraz ich zobaczycie. Zdejmijcie jednak hełmy. Niewiele wam pomogą, a utrudniają kontakt.

Wymieniłam z Korą znaczące spojrzenia. A więc jednak owa telepatia związana jest z kontrolą prądów czynnościowych mózgu.

– Jeśli boicie się, wystarczy, że zdejmie hełm Andrzej – odezwał się znów Lu, widząc nasze wahanie.

Andrzej bez słowa wykonał polecenie.

W tej samej chwili sufit jakby się rozwarł i na podłogę spłynęła mała trójnoga postać o ciele pokrytym szarym puchem. Z dużej, spłaszczonej głowy patrzyło przenikliwie dwoje szeroko rozstawionych oczu. Długie, sięgające niemal ziemi ręce o pięciu prze gubach zwisały nieruchomo. Tylko cztery przeciwstawne palce u każdej dłoni poruszały się szybko, zataczając jakieś zawiłe, niewidzialne linie.

– Wobec tego, że nie chcecie mego pośredniczenia, odchodzę! – powiedział Lu.

– Czekaj! – zaniepokoił się Andrzej. – W jaki sposób z nim się porozumiemy?

– Przygotowali zespół translatorów. Chcieliście tego.

– To oni już wiedzą?

Lu uśmiechnął się z satysfakcją.

– Oni bardzo wiele wiedzą.

Zanim zdążyliśmy się obejrzeć, Lu gdzieś znikł i zostaliśmy sami z Urpianinem.

– Chcielibyśmy… – rozpoczął Krawczyk, lecz urwał, bo Urpianin wpatrzył się w jego twarz i astronom odczuł jakby zawrót głowy.

– Życzenie spełnione – popłynął skądś melodyjny głos, przypominający głos Zoe. – Nie będzie badań, eksperymentów. Życzenie niezrozumiałe. Lęk niezrozumiały.

– Również chcielibyśmy, aby… – podjął Andrzej.

– Przystosowano nasze tempo do waszego.

Urpianin nie spuszczał badawczego, spokojnego spojrzenia z Andrzeja. – Nie wszystkie wasze myśli zrozumiałe – popłynął znów głos z niewidocznego głośnika. – Nie wszystko można przetłumaczyć. Zrozumiałe myśli i słowa o prostych czynnościach i pojęciach konkretnych, znanych nam i wam. Wiele pojęć ogólnych, złożonych, specyficznych dla was – bezużytecznych jako środek konwersacji. Mówcie i myślcie prostymi słowami. Ułatwi porozumienie.

Zamilkł na krótką chwilę. Tak krótką, że zanim Andrzej zdążył coś powiedzieć, znów rozległ się głos:

– Nie chcecie przekształcenia i rozwinięcia waszych umysłów? Nie chcecie dać nowego pokolenia?

– Zrozumcie, że…

– Rozumiemy. Wszystko, co mówiliście do Lu i między sobą, nam znane. Nie rozumiemy ciągu myślowego. Dużo luk.

– A wy? – odezwała się Kora.

– Zawsze „tak”, jeśli będzie to doskonalenie…

– O czym myślałaś? – zapytałam Korę, nie mogąc zrozumieć treści rozmowy. Jednocześnie ogarnął mnie niepokój, bo uświadomiłam sobie, że jednak Urpianie potrafili odczytać jej myśli, mimo iż miała na głowie hełm.

– Myślałam, czy oni zgodziliby się na eksperymenty i przekształcenie swego społeczeństwa – wyjaśniła szeptem Kora i zwracając się do Urpianina, powiedziała:

– Właśnie nam również o to chodzi, aby istotnie doskonalić, nie cofać się lub schodzić na fałszywe szlaki.

– Jak pojmujecie doskonałość? Bez przeobrażenia waszych struktur mózgowych? Bez spotęgowania sprawności przez dublomózgi? Połączyć je z obwodami Pamięci Wieczystej, a nie pełzałyby w nich wątpliwości.

– Byłoby to narzucenie nam waszego sposobu myślenia. Nic więcej.

– Boicie się. Mówicie: to nie nasz sposób myślenia. Mówicie: ludzkość rozwija się w innych warunkach. Warunki też można zmienić.

– Jeszcze by tego brakowało! – nie wytrzymałam.

– A Temidzi? – podjął Andrzej. – Przystosowaliście im warunki do potrzeb i co się stało? Zatrzymali się w rozwoju! Są żywym reliktem.

– To przeszłość. Nie wszystkie próby ich ratowania były udane. Nasi przodkowie mogli się mylić. Dziś inaczej.

– Dlaczego Temidów…

– …nie udoskonalamy teraz? Obiekt niegodny wysiłków. Bardzo tępe, prymi-tywniejsze od was istoty. Potrzeba naturalnej ewolucji. Warunki wkrótce zapewnimy. Ale nic poza tym. Synteza chromosomalna. Nie potrafią zrozumieć. Trzeba przekształcić. Całkowicie. Zbyt zawiłe. Za daleko. Pyły autosterowane nie wystarczą.

Widocznie Urpianin zapominał chwilami, że chcąc, byśmy go zrozumieli, powinien budować proste, przejrzyste zdania, od czasu do czasu bowiem rzucał niemal pojedyncze słowa, których związek coraz trudniej było chwytać.

– Dlaczego więc chcecie sobie robić tyle kłopotu z nami? – zapytał Andrzej, domyślając się trochę, o co Urpianowi chodzi.

– Wy – to jednak cywilizacja. Wystarczy Lu… Może jeszcze kilku… Wy sami siebie przeobrazicie. To sprawa bardzo prosta. Wystarczy jedna synteza, kilka kierunków. Nie potrzeba zestrajać. Temidzi nie mają nic. Trzeba za nich wszystko stworzyć. Inaczej wy. Sami. My dajemy tylko impuls.

Mimo zawiłości formy, sens tych słów nie budził wątpliwości. Niemniej należało przekonać się, czy dobrze zrozumieliśmy niektóre szczegóły. Przede wszystkim zainteresowały mnie te słowa Urpianina, które zdawały się wskazywać, że istoty owe bardzo niechętnie ingerują gdziekolwiek osobiście, że nie odbywają długich podróży, a więc tym samym nie należy spodziewać się ich wizyty na Ziemi. Oczywiście, zmniejszyłoby to znacznie niebezpieczeństwo.

Myślałam o tym bardzo intensywnie i dlatego widocznie zwróciłam na siebie uwagę Urpianina, bo niespodziewanie zmienił temat, odpowiadając na moje pytania:

– Długotrwały lot. Zmiana miejsca. Sprzeczne z naszymi potrzebami cywilizacyjnymi. Nasza cywilizacja opiera się na Pamięci Wieczystej sprzęganej nieustannie z dublo-mózgami. Społeczeństwo – to jeden wielki mózg. Jego ręce sięgające gwiazd – to mido.

– Co to jest mido?

– Przed chwilą Lu opracował zasadę oznaczeń konwersacyjnych. Niektóre nasze pojęcia są zbyt trudne, zawiłe dla was. Jak je oznaczyć w waszym głosowym języku? Nasze sygnały radiowe sprowadzić w głośnikach waszych odbiorników do prostego zestawienia dźwięków gamy. Mi – do, wysłannik pyłowy, autosterowany, połączony z zespołem pamięci i przyrządów instruujących. Mido – to nie tylko nasze zmysły i ręce. To również my sami w ograniczonym stopniu.

– Nie rozumiem.

– Wysłannik mido wyposażony we własną sprawną sieć myślącą. Mido sam przebudowuje się zgodnie z instrukcją, zdobywając specjalizację w oznaczonym kierunku. Wysłannik mido daje sobie sam radę w wielu okolicznościach. Potrafi rzeczywiście nas zastępować.

– Ale przecież nie możecie nim kierować swobodnie na odległość liczoną w latach światła? Jeśli wysyłacie mu instrukcje, to na to, aby przekonać się, jakie dają wyniki, musicie czekać wiele lat. Czy w Układzie Słonecznym działa mido?

– Działa. Wiedzieliśmy dużo o was, zanim tu przylecieliście. To, że czas płynie, niewiele znaczy. Pamięć Wieczysta jest niezniszczalna.

– Mogą jednak zajść nieprzewidziane okoliczności.

– Tak. Pierwsze mido zniszczyliście w Układzie Słońca. Drugie na drodze Proxima – Toliman. W zetknięciu z prymitywnymi, nieznanymi istotami wszystko może się zdarzyć.

Słowa te miały dla nas gorzki posmak, choć trudno było posądzić Urpianina o świadomą ironię. Milczeliśmy.

– Cóż znaczy zniszczenie paru mido? – podjął Urpianin. – Na ich miejsce wyślemy nowe, doskonalsze, lepiej przystosowane do złożonych warunków. Powstają tylko opóźnienia. Bez znaczenia dla Pamięci Wieczystej.

– Jak długo żyje Urpianin? – odezwał się Dean po raz pierwszy od naszego przybycia do kryształowej wieży.

– Odchodzi, gdy straci wartość dla społeczeństwa. A więc Lu mówił prawdę!

– To znaczy? – Dean pytał dalej. – Jak długo trwa życie przeciętnego Urpianina?

– Półtora wielkiego okrążenia, czyli około.stu siedemnastu waszych lat. W tym czasie przeżywa on więcej niż wy przez pięć tysięcy lat ziemskich. Nie chodzi o to, że życie jest ograniczone. Można tempo procesów fizjologicznych zwalniać. Można przyspie-szać – zaczynał znów mówić krótkimi fragmentami zdań. – Wydłużyć do tysiąca wielkich okrążeń. Proste. Ale zwolnione tempo utrudnia działanie: wiele wydarzeń. Nie można uchwycić. Zbyt dużo w porównaniu ze zdolnością percepcji. Mniejsze bezpieczeństwo. Zwiększenie tempa: taka sama liczba wrażeń. Wydarzenia wolniej płyną. Doskonalsza analiza. Większe bezpieczeństwo.

– A więc każdy Urpianin może dowolnie regulować tempo swego życia?

– Nie może. Dublomózg. Pamięć Wieczysta – jedno tempo. Urpianin patrzył w twarz Deana.

– Chcesz zobaczyć Pamięć Wieczystą? – rozległ się znów melodyjny głos.

– Chcę!

Urpianin powiódł po nas wzrokiem, jak gdyby czytał w naszych oczach.

– I wy też chcecie, choć się boicie. Ale na to trzeba zrównać tempo.

– Jeśli… – podjął Andrzej.

– Żadne eksperymenty. Żaden nacisk wbrew woli! – uprzedził Urpianin. – Zgadzacie się?

Nim ktokolwiek z nas zdążył odpowiedzieć, wnętrze sali wypełniła gęsta mgła. Mgła ta wystąpiła ze ścian i otoczyła nas nieprzeniknioną zasłoną. Poczułam ostry ból w głowie. Trwało to jednak krótką chwilę. Ból ustał, mgła opadła i ujrzałam, że znajduję się pod przezroczystą kopułą kryształowego „domu”.

Salka była nieduża, niemal zupełnie pusta. Tylko pod ścianami spostrzegłam dziwacznie powyginane sprzęty czy maszyny z jakiegoś różowawego tworzywa.

Naraz tuż przede mną ukazały się dwie postacie Urpian. Szły wolno, splecione długimi ramionami, kołysząc się płynnie na nogach. Zdawały się mnie nie dostrzegać.

– Co oni robią? – zastanowiłam się i zaraz usłyszałam melodyjny głos.

– Doznają przyjemności obcowania ze sobą. Cecha prymitywna, zanikająca. To nieważne. Patrz dalej.

Nie trzeba było mi o tym przypominać. Nie mogłam oderwać wzroku od tych dwóch istot, które podeszły w tym czasie do ściany i rozdzieliły się, rozchodząc na dwie strony. Każda z nich przeszła przez niewielki otwór w ścianie do ciasnej,kabiny”, opisywanej już nam parokrotnie przez Zoe. Przez sufit i ściany salki biegła gęsta sieć rurek czy innych przewodów połączonych czarnymi kulami. Po chwili przewody te poczęły migotać różnokolorowymi światełkami. Urpianie stali nieruchomo – mogło wydawać się, że śpią.

– Co oni robią? – zapytałam niewidzialnego przewodnika.

– Połączyli się z dublomózgami.

– Z dublomózgami?

– Dublomózg objął prowadzenie! Zwiększenie pojemności pamięci! Wzmożenie percepcji. Wysoka sprawność kojarzenia. Wielokanałowe ciągi logiczne. Autosterowanie całego zespołu na podstawie myśli wytycznej.

Niewiele rozumiałam z tych objaśnień. Konwernomy Urpiańskie dobierały słowa z trudnością, gdyż korzystały widocznie ze zbyt małego materiału obserwacyjnego.

Naraz usłyszałam zwrot, na który czekałam od początku owej „audycji”, i czułam, że serce bije mi gwałtowniej.

– Dublomózg łączy się z Pamięcią Wieczystą!

Ujrzałam przed sobą długie, świecące węże przewodów, potem przysłoniły je kryształowe bloki wieży, by za chwilę przeobrazić się w szeregi kul, stożków i wielościanów oplecionych zawiłymi spiralami. Wszystko to zdawało się żyć, mimo bezruchu i niezmien-ności geometrycznego kształtu. Wielotysięczne roje światełek wędrujących skomplikowanymi drogami przewodów zapalały się i gasły, to znów rozbiegały, tworząc fantastyczną feerię świateł.

– Każdy impuls… Poprzez analizatory… Ta synteza bodźców przebiega jednocześnie… Krótkotrwałe związki… w poszczególnych ośrodkach układu… gdzie utrwala się… Jakby jeden wielki zbiornik…

Wpadły mi w uszy całe zdania, ale tylko ich strzępy docierały do mej świadomości. Zaczęłam uważniej wsłuchiwać się w te słowa.

– …faktów i podstawowych elementów wszystkich koncepcji naukowych. Tu zawarte jest niemal wszystko to, co stworzył umysł urpiański od blisko czterdziestu pięciu wielkich okrążeń. Ale pojemność tej pamięci, choć ogromna, jest ograniczona. Jesteśmy bliscy wyczerpania jej rezerw. Dlatego powstaje nowy, niewymiernie jeszcze potężniejszy sztuczny umysł. W miarę rozwoju sieci rozprzestrzenia swe centra na całą powierzchnię planety.

Znów otoczyła mnie mgła. Gdy się przerzedziła, ujrzałam przed sobą rozległą pustynną równinę z barwnymi stożkami „piasku” na tle niskich, prostopadłościennych bloków.

– Błyskająca! – zawołałam odruchowo.

– Tu powstaje centralny ośrodek myśli! Będzie kierował naszymi mózgami z nieosiągalną dotąd dokładnością. Będzie przewidywał przyszłość na kilka wielkich okrążeń naprzód.

– Prognozować na setki lat naprzód?

– Na zasadach prawdopodobieństwa. Operuje całym materiałem zebranym przez wszystkich Urpian, przez wszystkie nasze przyrządy! Dysponuje całą wiedzą o naszym świecie i doznaniach każdego Urpianina, a także kontroluje jego mózg. W ten sposób będzie mógł nie tylko niezmiernie dokładnie, z wielkim prawdopodobieństwem przewidywać przyszłość całego układu społeczeństwa, ale także, chociaż w nieco mniejszym stopniu, pojedynczych osobników.

– Ale do czego to doprowadzi? Jeśli wszyscy będziecie wiedzieli, co was czeka w przyszłości?

– Osiągnięta zostanie najpełniejsza harmonia między działaniem a myśleniem. Wybór najsłuszniejszej drogi rozwoju będzie tu osiągany z ogromną precyzją.

– A nowe odkrycia? Co z nimi zrobicie?

– Będą nieustannie korygować przewidywania, dostosowywać strukturę rozwoju cywilizacji do obiektywnych możliwości, a więc zapewniać mu najkorzystniejsze warunki.

– A więc nie będziecie znali swojej przyszłości?

– Będziemy ją znali w tym stopniu, na jaki pozwoli nam wiedza zawarta w Pamięci Wieczystej. Wy również znacie swą przyszłość, tylko stopień prawdopodobieństwa jest tu znikomy.

– Czy jednak przewodnictwo dublomózgów i Pamięci Wieczystej nie oddaje was niejako w niewolę tych maszyn?

– Dublomózg, a tym bardziej Pamięć Wieczysta, nie jest samodzielnie myślącą i doskonalącą się sztuczną istotą, lecz układem sieciowym, zbudowanym dla dokonywania ściśle określonych, wyznaczonych przez nas zadań. Jest narzędziem rozszerzającym zakres działania i potęgującym sprawność naszych mózgów. W sieci dublomózgów nie ma miejsca na te procesy, które określacie jako świadomość. Teoretycznie dublomózgi mogą swą pracę wykonywać nie sprzęgając się bezpośrednio z mózgiem naturalnym. Mogą one w sposób autonomiczny odbierać i wysyłać informacje, a więc przekazywać wyniki analiz, zadawać pytania, rejestrować odpowiedzi, odbierać dyrektywy.

– A więc takie dublomózgi spełniają podobną rolę jak nasze komputery krystaliczne?

– Podobną, lecz w sposób znacznie doskonalszy. Wasze mózgi krystaliczne są w obsłudze bardzo kłopotliwe i mało sprawne. Praca powolna, rozwlekła, wielostopniowa. Sprzężenie dublomózgu bezpośrednio z siecią neuronową naturalnego mózgu podnosi w wielkim stopniu sprawność jednego i drugiego. Pośrednictwo dublomózgu umożliwia ponadto włączenie się w obwody Pamięci Wieczystej, a więc dysponowanie całą wiedzą naszego świata.

– A czy jeszcze nie potraficie tworzyć sieci obdarzonych samodzielnym życiem i świadomością?

– Potrafimy, ale nie widzimy potrzeby. Jakiż byłby cel społeczny takich tworów? Co innego mido. Samodzielne istnienie. Samodzielność, samoorganizacja programowa, percepcja selektywna, pamięć plazmowa, zdolność samodzielnego rozwiązywania problemu, ale zarazem podporządkowanie naszej woli. Decydują instrukcje.

– Myślące narzędzia?

– Więcej. Nasze przedłużone zmysły, ramiona i mózgi. Poczułam znów ostry, krótkotrwały ból głowy.

Wszystko wokół rozpierzchło się we mgle i znalazłam się ponownie w kryształowej sali wraz z Andrzejem, Korą i Deanem. Przed nami stal jak poprzednio mały, szary, nieco pochylony Urpianin, poruszając płynnie palcami.

– To jest wspaniałe! Genialne! – wołał Dean z zachwytem. – To chyba pozwala wam dysponować wprost nieograniczoną wiedzą!

– Nie ma nieograniczonej wiedzy. Ale wiedza wszystkich żyjących i nieżyjących od wielu wielkich okrążeń Urpian jest przejmowana i na zawsze zawarta w Pamięci Wieczystej. W każdej chwili jest ona do dyspozycji całego społeczeństwa i każdego pojedynczego Urpianina – melodyjny głos translatora budował zdania jakby płynniej.

– Czy w tej chwili twój mózg połączony jest z Pamięcią Wieczystą? – zapytała Kora.

– Nie istnieje taka potrzeba.

– Aż dublomózgiem?

– Tak. Mózg istoty rozumnej bez dublomózgu to bardzo ograniczony instrument.

– Czy zgodzisz się polecieć z nami do naszego statku? Chciałabym zbadać twój mózg, aby was poznać lepiej – rzuciła Kora podstępnie.

Ale Urpianin zdawał się nie dostrzegać ukrytej aluzji do doświadczeń przeprowadzanych na Zoe.

– Jeśli będę miał gwarancję bezpieczeństwa.

– A więc boisz się! – zawołałam z triumfem.

– Nie znamy tego stanu emocjonalnego. Zanikł on u nas przed wielu wielkimi okrążeniami. Życie Urpianina należy do społeczeństwa.

– A jaką wy dajecie nam gwarancję?

– Naszą wiedzę! Jeśli nie będziecie stawiać przeszkód, abym sam sobie zapewnił bezpieczeństwo, polecę z wami, choć każdy z nas niechętnie opuszcza Pamięć Wieczystą.

– A dublomózg?

– Muszę zabrać go ze sobą, gdyż na odległość tysięcy kilometrów wymiana impulsów trwa zbyt wolno wobec ograniczonej prędkości fal elektromagnetycznych.

– No to dlaczego przekształcacie Błyskającą w centralny ośrodek myśli? Wobec odległości mierzonej w dwudziestu paru minutach biegu światła…

– Nie będzie on kierować bezpośrednio naszym życiem. Do szybkiego, doraźnego działania wystarczą istniejące w tej chwili zespoły Pamięci Wieczystej.

– A więc będzie to archiwum?

– Nie znam tego słowa. Z waszych myśli wynika, że jest to jakiś zbiornik, pomieszczenie, w którym gromadzi się wiedzę pokoleń. Niech więc będzie to archiwum. Uwaga zasadnicza: łatwo dostępne każdemu Urpianinowi.

– Czy tylko w ten sposób utrwalacie swą wiedzę? – zadał z kolei pytanie Andrzej.

– Myślisz o piśmie. Nie. Nam zupełnie wystarczy Pamięć Wieczysta.

– Gdyby jednak owa Pamięć Wieczysta uległa zniszczeniu, wasza cywilizacja zginęłaby natychmiast.

– Mamy dostateczne środki, żeby się przed tym zabezpieczyć.

– A jeśli jednak?

– Dostateczne środki – to przede wszystkim rezerwa pamięci rozmieszczona w różnych punktach układu planetarnego. Za pomocą dublomózgów współdziałających z mido potrafimy w krótkim czasie, dzięki rezerwom, odtworzyć Pamięć Wieczystą. A dublo mózgów jest setki milionów. Tyle, ilu Urpian żyje na Juvencie! Jesteśmy w niewspółmiernie lepszym położeniu niż wy, Ziemianie. Jeśli jakiś kataklizm zniszczyłby całą ludzkość, pozostawiając na Ziemi tylko dwoje ludzi – osobnika męskiego i żeńskiego – ile tysiącleci potrzeba do odtworzenia ludzkości mimo waszej szybkiej rozrodczości? Niech nawet pozostaną nietknięte wasze archiwa i zbiory. Ile czasu potrzeba, aby znów zakwitła wasza cywilizacja? Do miliona specjalności potrzeba miliona ludzi, którzy potrafiliby przekształcić wiedzę w działanie. W podobnej sytuacji u nas dwóch osobników może zapewnić odbudowę biologiczną społeczeństwa w ciągu paru cyklów produkcyjno-wy-chowawczych liczonych w miesiącach ziemskich. Nasze zespoły rozrodcze potrafią spotęgować tysiące razy wykorzystanie elementów zarodowych. A wiedza? Nie ma u nas specjalizacji. Jeśli jeden Urpianin pozostanie na Juvencie – będzie dysponował całą wiedzą, włączając się poprzez dublomózg w różne obwody Pamięci Wieczystej.

– To jest genialne! – zawołał znów Dean z takim przejęciem, że ogarnął mnie niepokój, czy ten entuzjazm nie pociągnie za sobą nieprzewidzianych konsekwencji.

– Wasza sztuka jest jednak uboższa niż w czasach miast podziemnych. Tak się nam przynajmniej zdaje – zauważył Andrzej.

– Odczucia estetyczne to zjawiska uboczne. Niezbędne w warunkach prymitywnych, ułatwiające kształtowanie postawy osobnika wobec otaczającego świata. Niepotrzebne na wyższym szczeblu rozwoju cywilizacyjnego. W naszym społeczeństwie, gdy dublomózg koordynuje pracę wszystkich ośrodków nerwowych osobnika i. na podstawie doświadczeń zawartych w Pamięci Wieczystej, jednocząc się w działaniu z innymi du-blomózgami, nakreśla planowo drogę życia każdej jednostki – różne stany emocjonalne poszczególnych osobników są przeszkodą, hamulcem rozwoju. Wiele już przeszkód przezwyciężyliśmy, ale i wiele jeszcze zostało. Pozostały jeszcze u nas takie stany emocjonalne, jak pragnienie spotęgowania własnej wartości czy najgroźniejsze – dążenie do odczuwania pewnych form przyjemności zmysłowej.

– Jednak taki świat bez uczuć i dążeń osobistych, bez radości dla samego tylko odczuwania radości, bez więzów wzajemnego przywiązania, miłości między poszczególnymi osobnikami, nawet bez niepewności przyszłych losów jest strasznie jałowy i nudny.

– Dla umysłu, który potrafi się całkowicie zespolić ze swym społeczeństwem, takie osobiste odczucia stracą sens. Pozostaną tylko te stany emocjonalne, które zespalają i ogarniają całe społeczeństwo.

– Ależ to będzie świat maszyna!

– Może i tak. Ale jak najdoskonalsza! Stokroćdoskonalsza od materii żywej.

– Istnieją jednak indywidualne różnice – rozpoczął Andrzej nową myśl, przechwyconą zresztą natychmiast przez Urpianina.

– Tak. Mimo najdokładniejszej kontroli towarzyszącej procesom rozrodczym, nie ma osobników o identycznym poziomie umysłowym. Kto jest zdolniejszy, musi dawać z siebie społeczeństwu więcej. Najzdolniejsi pełnią funkcję przewodników różnych stopni.

– Czy mają oni jakieś przywileje?

– Żadnych. Wyjątek stanowi pierwszeństwo w uzyskiwaniu połączeń z Pamięcią Wieczystą, gdyż obecnie zdarza się już, że obwody są przeciążone. Jest to jednak przywilej pracy.

– A ty? – zapytałam.

– Należę do średniego stopnia.

Już od dłuższego czasu zauważyłam, że Urpianin A-Cis (bo tak w transkrypcji słownej sformułowaliśmy później jego imię) przemawia do nas coraz pełniejszą, coraz bogatszą mową ludzką. Coraz rzadziej rzucał pojedyncze wyrazy czy fragmenty zdań, coraz lepiej dobierał słowa, tworząc prawidłowe, nieraz nawet dość długie zdania. Gdy na próżno głowiłam się, jakie mogą być tego przyczyny, niespodziewanie otrzymałam odpowiedź, która nie pochodziła jednak z głośnika konwernomu A-Cisa, lecz zabrzmiała mi nad uchem nie wiadomo skąd.


    Ваша оценка произведения:

Популярные книги за неделю