355 500 произведений, 25 200 авторов.

Электронная библиотека книг » Krzysztof Boruń » Kosmicni bracia » Текст книги (страница 12)
Kosmicni bracia
  • Текст добавлен: 24 сентября 2016, 04:48

Текст книги "Kosmicni bracia"


Автор книги: Krzysztof Boruń


Соавторы: Andrzej Trepka
сообщить о нарушении

Текущая страница: 12 (всего у книги 28 страниц)

– Dziwi cię wzrost sprawności translatorów. Przecież płynie czas. Gromadzą się doświadczenia, materiały. Sięgnęliśmy do Pamięci Wieczystej.

Głos umilkł, a ja przez dłuższą chwilę nie mogłam skupić się, wstrząśnięta trudnym do uwierzenia faktem, że w ciągu kilkudziesięciu minut naszego pobytu w Mieście Zespolonej Myśli mógł dokonać się tak błyskawiczny proces doskonalenia translacji.

– Istota rozumna jest nieodłączną częścią swego społeczeństwa – mówił Urpianin. – Jedynym celem jej życia jest współdziałanie nie tylko w zachowaniu, ale i doskonaleniu gatunku. Zarówno poprzez kierunkowe zmiany genotypu w całych populacjach, jak wzbogacanie zasobów informacji, jakimi dysponuje całe społeczeństwo. Cóż każdy z nas znaczy bez wiedzy i twórczej pracy pokoleń?

– Oczywiście, że tak jest – podchwycił Andrzej. – Ale my, ludzie, jednocześnie uważamy, że każdy z nas, każdy pojedynczy osobnik naszego gatunku jest jak gdyby zamkniętym w sobie światem, indywidualnością, której nie traci bynajmniej jako składnik społeczeństwa. Nie przez ujednolicenie, lecz przez różnorodność i odrębność form wzbogaca się społeczeństwo. Kiedyś, przed wiekami i ludzie też tego nie rozumieli. Ale te czasy prymitywnej socjotechniki mamy już poza sobą. Dziś w cywilizacji ludzkiej wszystko nastawione jest na stworzenie warunków jak najpełniejszego rozwoju indywidualności każdego osobnika. Psychika ludzka wtedy właśnie najpełniej może nawinąć zdolności twórcze, gdy rozwija się swobodnie.

– Co znaczy ”swobodnie”? – zapytał Urpianin, wpatrując się z uwagą w twarz Andrzeja.

– To znaczy, gdy jej poznawcze i twórcze dążenia nie są sztucznie ograniczane.

– Co znaczy „sztucznie”?

– Ograniczone środkami fizycznymi, ekonomicznymi lub psychologicznymi dla osiągnięcia doraźnych korzyści przez jednostki lub grupy społeczne dysponujące tymi środkami. Często działania takie bywały sprzeczne z naturalnymi, wytworzonymi w czasie ewolucji biologicznej, właściwościami psychiki ludzkiej. Oczywiście podział na środki naturalne i sztuczne jest w wielu przypadkach dyskusyjny, ale przecież chodzi tu nie o precyzję terminologiczną, lecz o bardzo istotne wskazanie praktyczne. Poparte zresztą w pełni odczuciami społecznymi.

– Ufacie odczuciom, a nie rozumowi i wiedzy? W tonie pytania przekazanego przez konwernom nie wyczuwało się ani zdziwienia, ani też wyższości. Raczej jakby nutę żalu czy współczucia, ale chyba było to złudzenie.

– Historia nasza nauczyła nas – podjął wolno, dobierając słów Andrzej – że nie należy ufać wyłącznie ani rozumowi i nauce, ani też odczuciom i instynktownym reakcjom społeczności. Nie znaczy to, że wolno lekceważyć któreś z nich. Cenimy wysoko rozum, ale z pozoru instynktowne reakcje obronne zbiorowisk ludzkich, zwłaszcza wyrażające się w nastrojach i dążeniach społecznych, bywały zadziwiająco trafne i wyprzedzały diagnozy i prognozy naukowe. Nie jest też przypadkiem, że człowiek od tysiącleci przywiązuje tak wielką wagę do swobody w podejmowaniu decyzji.

– Swobody? – zareagował natychmiast Urpianin. – To omam. To regresywne złudzenie – poprawił się czy może próbował wyrazić myśl precyzyjniej. – Nie ma swobody w podejmowaniu decyzji. Zawsze działają czynniki determinujące decyzję. Żaden osobnik i żadna społeczność nie ma swobody działania. Każda decyzja, świadoma czy nieświadoma, instynktowna, jest uwarunkowana mnogością czynników, które ją determinują. Nawet kiedy najbardziej świadomi alternatywności dokonujecie wyboru drogi postępowania, to też nie jest to akt całkowicie swobodny, lecz uświadomienie sobie wagi czynników wpływających na waszą decyzję.

Spojrzałam na Andrzeja – widać było, że z coraz większym trudem zachowuje spokój.

– Wybacz, ale to, co mówisz, ma dla nas tylko wartość banalnych stwierdzeń – powiedział, patrząc hardo w oczy gospodarzowi. – Nawet jeśli ten deterministyczny opis jest teoretycznie prawidłowy, wyciąganie z niego wniosku, że wolność jest iluzją, to praktycznie bardzo niebezpieczna teza, której negatywne społecznie skutki znamy dobrze z historii ziemskich ruchów politycznych i religijnych. Wiara w przeznaczenie, świadomość fatum, niezależnie od tego, czy odwołuje się do powszechnego determinizmu czy też boskich wyroków, praktycznie prowadzi donikąd!

Urpianin również nie spuszczał wzroku z Andrzeja.

– Używasz pojęć, których nie rozumiem – popłynął melodyjny głos z translatora. – Muszę poznać waszą historię. Lu też powinien ją poznać. Wybacz banalne stwierdzenia. Ważna jest konkluzja: decyduje wiedza. Rozwój psychiki nie kierowany świadomie przez wiedzę społeczności kierunkują różne czynniki przypadkowe i nieprzypadkowe. Poznanie i tworzenie niezgodne z potrzebami społecznymi to marnotrawstwo.

– Skąd wiecie, jakie są te potrzeby? – wtrąciła się do rozmowy Kora.

– Pamięć Wieczysta wie, czego trzeba każdemu Urpianinowi.

– Każdemu trzeba tego samego? Urpianin nie wyczul ironii w pytaniu Kory.

– Każdy ma inny zakres zadań, obowiązków, uprawnień. Są też różnice w dyspozycyjności umysłowej, fizycznej, skłonność do powstawania nawyków. To wszystko wiadome Pamięci Wieczystej za pośrednictwem dublomózgu. Ale osobnicze zróżnicowanie potrzeb nieznaczne w porównaniu z potrzebami społeczeństwa jako całości.

– No dobrze – powiedział Andrzej. – Ale w ten sposób, ujednolicając potrzeby i kierunkując z góry inicjatywę poznawczą i twórczą, ograniczacie możliwość wielkich przewrotów nowatorskich. To co dziś wydaje się niezgodne z potrzebami społecznymi, jutro może okazać się niezwykle cenne dla dalszego postępu. Przecież nie sposób rozwijać wiedzę, dokonując tylko nieznacznych zmian i ulepszeń.

Konwernom Urpianina milczał przez dłuższą chwilę, w przeciwieństwie do niemal natychmiastowych reakcji tak charakterystycznych dla dotychczasowego przebiegu dialogu.

– Wielkie, gwałtowne zmiany prowadzą do chaosu i skłócenia myśli. Tylko przewroty kontrolowane przez Pamięć Wieczystą, poprzedzone próbami na modelach myślowych, można uznać za zgodne z potrzebami naszej społeczności.

– W jaki sposób mierzycie postęp? – znowu wtrąciła się Kora. – Co jest jego miernikiem?

– Zasoby wiedzy zawarte w Pamięci Wieczystej. Ich nieustanny wzrost.

– Czy wzrost ten przebiega liniowo czy może wykładniczo? – zapytał nieśmiało Dean. Wydało mi się, że w ten sposób próbuje zwrócić na siebie uwagę Urpianina i już chciałam mu po cichu przygadać, gdy, ku memu zaskoczeniu, Andrzej i Kora uznali widać pytanie za bardzo ważne, rozwinęli bowiem temat, próbując przyprzeć gospodarza do muru.

– Chcielibyśmy zapoznać się nie tylko z ogólną tendencją wzrostu wiedzy, ale również dowiedzieć się, jak przebiegał ten wzrost, nasilał się lub słabnął w różnych okresach od czasu waszego przybycia do Układu Tolimana i budowy Pamięci Wieczystej – powiedział Andrzej wyjaśniającym tonem. Kora zaś uzupełniła:

– Chodzi nam o dane dotyczące nie tylko ilościowych wskaźników tempa gromadzenia informacji, ale przede wszystkim jakościowych. Jakie stosujecie kryteria wartości wiedzy? Mam na myśli konkretne wskaźniki, a nie ogólnikowe stwierdzenia na temat społecznej użyteczności danej informacji. A może nie wolno ci udzielać nam informacji na ten temat?

Urpianin stał nadal nieruchomo jak posąg, tylko wzrok przeniósł na Korę.

– Dlaczego nie zapytacie wprost: czy tempo wzrostu naszej wiedzy nie słabnie? – zapytał po krótkim milczeniu translator. – Odpowiadam: nie słabnie, ale nie jest tak szybkie jak w okresach maksymalnej dynamiki. Dlatego budujemy nową Pamięć Wieczystą.

Urpianin, chyba po raz pierwszy, nie kwapił się z odpowiedzią na nasze pytania. Kora nie miała jednak zamiaru rezygnować.

– Czy kłopoty, jakie macie z Pamięcią Wieczystą, wynikają tylko z przyczyn technicznych? A może i na to pytanie nie wolno ci odpowiedzieć? – wyraźnie próbowała sprowokować gospodarza do ostrzejszej reakcji.

Okazało się jednak, że metoda ta, tak skuteczna w dyskusjach z Lu, w grze słownej z Urpianinem całkowicie zawodzi, a prowokacyjne pytania łatwo potrafi odwrócić ostrzem przeciw nam.

– Wiedza niekompletna prowadzi do mylnych wniosków – stwierdził sentencjonalnie konwernom. – Chcecie wiele wiedzieć i będziecie wiedzieć, jeśli zechcecie skorzystać z wiedzy zawartej w Pamięci Wieczystej. Ale nie oczekujcie od razu odpowiedzi: tak, nie na każde pytanie. Musicie poznać mnogość uwarunkowań, pojąć związki przyczynowe. Wasz umysł działa zbyt wolno, a wy boicie się przyspieszenia.

– Nie o to chodzi – zaprzeczyła Kora.

– Czego więc się boicie? Przecież nie udoskonalenia waszych umysłów.

– Boimy się utraty wolności!

– Nie rozumiem.

– Boimy się, że przestaniemy decydować o swych losach. Że będziecie o nich decydować wy, pośrednio lub bezpośrednio.

– Nie rozumiem. Przecież wasza społeczność, przyjmując nasza pomoc, właśnie de cyduje o swych losach. O osiągnięciu wyższego stopnia doskonałości, sprawności, bezpieczeństwa zbiorowego i indywidualnego, zdolności do obrony przed ślepymi siłami natury. Społeczność nie zespolona wiedzą staje się bezwolnym przedmiotem działania tych sił.

– Jeśli wzrost niezależności wobec sił natury trzeba opłacić utratą własnej osobowości, jest to cena nie do przyjęcia dla człowieka. Ludzie chcą być sobą, chcą być istotami podobnymi psychicznie i fizycznie do swych przodków. Chcą samodzielnie podejmować decyzje i to zarówno dotyczące ich spraw osobistych, jak i zbiorowości, do której należą.

– Czego więc się boicie? Dublomózgi i Pamięć Wieczysta właśnie pomagać będą ludziom w podejmowaniu decyzji.

– To nie byłyby decyzje samodzielne.

– Znów nie rozumiem. Bez dublomózgów i Pamięci Wieczystej też wasze decyzje zależą od wielu czynników: od waszej wiedzy, inteligencji, zdolności myślowego modelowania… Nie rozumiem obaw.

– Obawiam się, że bardzo trudno będzie wam to zrozumieć, jeśli nie zapoznacie się bliżej z dziejami ludzkości oraz istotnymi różnicami między obecną budową waszego i naszego organizmu społecznego.

Andrzej pojął w lot, do czego zmierza Kora, i natychmiast skonkretyzował propozycję:

– Mamy w naszym statku bazie bogaty zbiór opracowań i dokumentów historycznych, które gotowi jesteśmy ci udostępnić. Pod warunkiem, że i wy ułatwicie nam poznanie waszej historii i zasad działania systemu, którego jesteś przedstawicielem. A chodzi tu chyba o odmienności o bardzo istotnym znaczeniu dla wzajemnego zrozumienia. Wasz organizm społeczny, jak mogę wnioskować z tego, co już widziałem oraz z tego, co usłyszałem od ciebie i Lu, sterowany jest centralnie przez pewnego rodzaju mózg złożony z najlepiej przygotowanych do tych zadań Urpian przewodników, ich dublomózgów i Pamięci Wieczystej. Czy tak?

– Tak, w bardzo uproszczonym, prymitywnym ujęciu – potwierdził gospodarz.

– Nasz obecny organizm społeczny może nie jest tak doskonały, tak sprawny i zasobny w wiedzę jak wasz, ale jest rezultatem naszych doświadczeń historycznych i jak na razie w pełni odpowiada naszym potrzebom. Ludzkość, i to zarówno pojedynczy człowiek, jak i całe społeczeństwa, przez wiele wieków byli zbyt często nie podmiotem, a przedmiotem sterowania. Człowiek chce czuć, że współdecyduje o swym życiu, o warunkach, o sposobie rozwiązywania problemów, przed jakimi staje. To właśnie nazywamy wolnością. Przez wieki człowiek o nią walczył, nie zawsze najrozsądniej, ale z uporem i ogromnym poświęceniem. Teraz, gdy ją wreszcie osiągnął w skali powszechnej, w całym Układzie Słonecznym, nie pozwoli jej sobie odebrać.

– Wolność prowadzi do chaosu i marnotrawstwa.

Andrzej uśmiechnął się, a w oczach jego dostrzegłam jakby wyraz dumy.

– Niekoniecznie – odparł z naciskiem. – Dezorganizacja bywa często następstwem oscylacji wywołanych przesterowaniem systemu. Można stworzyć strukturę społeczną, w której ludzie nie tylko poczują się wolni, ale rzeczywiście potrafią korzystać z wolności. Jedną z głównych, choć nie jedyną przyczyną niewolenia ludzi przez ludzi by! niedostatek dóbr i chęć władania siłą, jaką daje ich posiadanie. To ludzkość ma już poza sobą. Produkcja, dystrybucja, konsumpcja dóbr, zarówno materialnych, jak kulturalnych regulowana jest samoczynnie na podstawie lokalnych informacji dostarczanych przez system komputerów. Prawidłowość jego działania gwarantuje wzajemna kontrola dublujących się układów.

Jest to więc system przypominający w działaniu układ wegetatywny organizmu żywego. Współczesna ludzkość tworzy samoorganizujący się i samodoskonalący organizm, na który składają się niezliczone grupy społeczne o pełnej autonomii i samodzielności. Powstawanie tych grup i rozpad wynika wyłącznie z bieżących potrzeb ludzi, którzy je tworzą, rola zaś tych tworów w procesie samosterowania się społeczeństwa zależy wyłącznie od ich przydatności społecznej, a więc fachowości, inicjatywy czy zgodności podjętych działań z potrzebami środowiska. W przypadku spraw spornych, zwłaszcza gdy inicjatywa wymaga znacznych środków materialnych, można zawsze zasięgnąć rady innych ludzi i maszyn myślących. Niektóre zresztą z tych grup tworzą ciała względnie trwałe, jak na przykład komisje nadzorujące realizację złożonych i kosztownych przedsięwzięć. Ich bezpośredni wpływ na losy jednostek jest jednak zredukowany niemal do zera.

– Żadnych ograniczeń?

– Oczywiście są ograniczenia swobody jednostek i grup, ale dotyczą one tylko działania mogącego zakłócić funkcjonowanie jakichś ważnych życiowo układów. Niewielkie lokalne zakłócenia są nawet pożądane dla stymulacji naturalnych odruchów samoobrony. Nadmierna stabilizacja nie sprzyja twórczej aktywności, a często prowadzi do stresów rozładowywanych w działaniu niezgodnym z potrzebami społeczności. Kiedyś były z tym nawet duże kłopoty, ale od dwóch stuleci powszechnie stosowany system wychowania indywidualnego i zbiorowego zapobiega dość skutecznie reakcjom społecznie negatywnym. Młodzież.wkraczająca w życie jest już zresztą w domu rodzinnym odpowiednio przygotowywana do tego, aby potrafiła w pełni wykorzystać te swobody, zgodnie nie tylko z własnymi, ale i społecznymi potrzebami.

Andrzej mówił i mówił, a ja zaczęłam żałować, że nie ma wśród nas Szu lub Igora, których wiedza socjologiczna była z pewnością znacznie rozleglejsza i głębsza. Przesadnie różowy obraz cywilizacji ludzkiej, przedstawiany przez Andrzeja, był chyba przyjmowany z dużą nieufnością, gdyż Urpianin zbywał go z reguły milczeniem, nawracając uparcie do rzekomej naszej krótkowzroczności w pojmowaniu postępu i ograniczoności umysłowej, spowodowanej przerostem ośrodków popędów i emocji w ludzkim mózgu.

– Jeśli na działalność istot ludzkich tak wielki wpływ wywierają emocje i uczucia, i nie chcecie tego wpływu ograniczyć z różnych, waszym zdaniem ważnych, powodów, dlaczego wasi przewodnicy nie próbują nimi sterować? – wypytywał się Urpianin. – Przecież wasz poziom techniczny umożliwia takie programowe działanie.

Tu na szczęście z odpowiedzią pośpieszyła Kora:

– Kilkaset lat temu, gdy na Ziemi toczyły się jeszcze walki o prawo do wolnego życia, niektóre grupy rządzące podejmowały takie próby. Ale od z górą trzech wieków stosowanie tego rodzaju metod jest całkowicie zakazane. Nie znaczy to, że popędy i emocje nie podlegają różnego rodzaju regulacyjnym oddziaływaniom, ale staramy się, aby owe czynniki, pobudzające lub hamujące, działały możliwie w sposób naturalny, a nie były tworzone sztucznie. Nie chodzi przecież o narzucanie wszystkim jakichś arbitralnie stworzonych ograniczeń w sferze emocji, podobnie jak nie chcemy krępować swobody myślenia i wymiany poglądów.

– Jakie regulatory? Jakie mierniki?

– Regulatory zewnętrzne i wewnętrzne. Zewnętrzne to obowiązujące w społeczeństwie ludzkim zasady postępowania i wartościowania postaw, wytworzone i utrwalone w doświadczeniu ogólnospołecznym. Nie mniej ważne, a może jeszcze ważniejsze, są regulatory wewnętrzne, mierniki psychiczne, których wzorce zapisane zostały w mózgu każdego pojedynczego człowieka w procesie wychowania i obcowania z innymi ludźmi.

– Tak jest i u nas – podchwycił Urpianin. – Dublomózg przyspiesza i wzmacnia ten zapis. To usprawnia myślenie.

– Tak, ale nie tylko o to chodzi. Nasze doświadczenie uczy, że niezbędne do prawidłowego rozwoju gatunku jest zarówno to, co usprawnia procesy prawidłowego rozumowania, jak i to wszystko, co pozwala nam lepiej i głębiej odczuwać więź z innymi istotami naszego gatunku, a także co stanowi nasz świat przeżyć wewnętrznych.

Normy moralne i zasady postępowania muszą być wsparte nie tylko słusznością logiczną, ale przede wszystkim uczuciami, jakie wywołują. Uczucia społeczne człowieka związane są nierozdzielnie z doznaniami wynikającymi z więzi kulturowej, z bogactwa emocji, jakich dostarcza nam nie tylko poszerzanie wiedzy i władzy nad naturą, ale także twórczość estetyczna: literatura, teatr, sztuki plastyczne, muzyka. Nie wiem, czy pojmujesz, o co mi chodzi? Chcę powiedzieć, chcę ci wytłumaczyć, że na to, czym jest człowiek, składa się nie tylko sprawny aparat myślowy, ale także pragnienia, marzenia, emocje. A więc radość…

– Radość można zapisać w pamięci i odtworzyć w dublomózgu!

– Nie rozumiemy się. Nie chodzi nam o proste doznawanie rozkoszy, lecz głęboko sięgający w psychikę ludzką proces doznawania radości twórczej, radości z życia, z odczuwania piękna przyrody…

– Czyli naturalne psychiczne bodźce rozwoju cywilizacyjnego. Na niższym szczeblu rozwoju niezbędne. Na szczeblu wyższym może je w pełni zastąpić, i to w stopniu o wiele doskonalszym, przewodnictwo dublomózgu i Pamięć Wieczysta.

– A więc koło się zamknęło – westchnęła Kora z rezygnacją. – On swoje i my swoje. Andrzej jednak nie miał jeszcze zamiaru dać za wygraną. Przeciwnie, przygotowywał się właśnie do głównego ataku.

– Załóżmy, że wasze społeczeństwo jest, a jeśli nie jest, Io będzie w przyszłości, idealnie zharmonizowane i że nie wystąpią żadne niezamierzone skutki waszego działania. Ale czy istnieje dostateczna gwarancja, że wasza struktura społeczna, narzucona społeczeństwu ludzkiemu, nie spowoduje nieprzewidzianych następstw, nie wywoła niebezpiecznych zaburzeń.

– Wiem, o czym myślicie! Niepokoi was Lu. Czujecie, że może stać się waszym przewodnikiem. Ale przecież takie jest logiczne prawo rozwoju. Ten, kto wie najlepiej, co robić, kto ma umysł najdoskonalszy, będzie przewodził. I dlatego Lu powinien stać się w przyszłości waszym przewodnikiem.

– Jeśli uznamy jego przewodnictwo. Ale przecież…

– Że my go wam przysyłamy? A cóż w tym złego? Jeśli jego umysł jest doskonalszy od waszego, nie widzę podstaw, abyście nie mieli przyjąć jego przewodnictwa.

– A jeżeli on…

– Trzeba stworzyć takie warunki, aby wykluczyć niebezpieczeństwo działania przeciw społeczeństwu. Gwarancją będzie sprawność dublomózgu Lu i Pamięć Wieczysta. Wasza Pamięć Wieczysta – zastrzegł głos z konwernomu – przez was zaprojektowana, zbudowana, wypełniona wiedzą, zgodnie z waszymi potrzebami.

– A jeśli Lu będzie decydował o tych potrzebach?

– To niemożliwe! Przecież przede wszystkim rozum! To decyduje. Myślicie o niebezpieczeństwie…

Głos umilkł. Czyżby Urpianie zastanawiali się nad tym, że to, co mówią prymitywne istoty z Ziemi, nie jest pozbawione sensu?

Milczeliśmy również, oczekując dalszych słów gospodarza, gdy naraz uniósł się on w górę i znikł w obłoku mgły, który ukazał się pod sufitem.

Zostaliśmy sami, ale tylko na chwilę, bo znów nie wiadomo skąd zjawił się przed nami Lu. Widocznie „audiencja” była skończona.

Jak potoczą się dalej nasze losy, Lu nie wiedział albo też nie chciał powiedzieć. Był małomówny i zimny, jeśli w ogóle można nazwać jego poprzedni stosunek do nas ciepłym. Odpowiadał na pytania monosylabami, spełniając raczej funkcję wykonawcy poleceń niż gospodarza.

Przeprowadził nas, a właściwie przewiózł z wieży za pomocą jakichś urządzeń antygrawitacyjnych czy magnetycznych do kulistej budowli w głębi miasta. Znaleźliśmy tam przygotowaną już dla nas kwaterę, odtworzoną na wzór pomieszczeń sypialnych i jadalni Astrobolidu. Autouniwer żywnościowy pracował znakomicie i po zjedzeniu kolacji w towarzystwie milczącego Lu poszliśmy spać pełni niezwykłych wrażeń i niepewni, co nas spotka jutro.

Następnego dnia juventyńskiego nie zjawił się ani Lu, ani żaden z Urpian. Byliśmy nie na żarty zaniepokojeni, zwłaszcza że nie udało się nam nawiązać łączności z Astro-bolidem.

Nasza swoboda ruchu była bardzo ograniczona. Poza kwaterą i ogrodem przylegającym do budowli najbliższe tereny miasta widzieliśmy tylko spoza przezroczystych murów. Mogliśmy co prawda obserwować Urpian, ale to niewiele dawało korzyści. Ruchy ich były szybkie, gwałtowne, widocznie tempo naszych procesów psychicznych pozostało normalne.

Tego popołudnia spaliśmy niespokojnie, nerwowo. Czuliśmy się jak więźniowie w dawnych wiekach po pierwszym dniu pobytu w celi.

Wieczorem przyszedł jednak Lu i zawiózł nas ponownie do kryształowej wieży. Czekał już tam A-Cis. Tym razem Lu pozostał z nami, dyskusja bowiem skoncentrowała się na problemach tłumaczenia mowy radiowej Urpian na język ludzki. Pokazywano nam przez telewizor myślowy (jeśli można tak nazwać owe przeżycia z pogranicza snu i jawy) różne obrazy, sceny z życia Urpian i ludzi na Ziemi; konfrontowaliśmy pojęcia i ustalaliśmy słownictwo. Podczas tej roboczej dyskusji ustaliliśmy zasady fonetycznego tłumaczenia zbyt skomplikowanych pojęć urpiańskich, przyjmując zresztą w pełni propozycję Lu. Wówczas też po raz pierwszy padło imię A-Cisa, jakie w naszej mowie nadaliśmy naszemu gospodarzowi.

Do spornych problemów sprzed dwóch dni nie powróciliśmy. Tylko raz, nie pamiętam już przy jakiej okazji, A-Cis zadał Deanowi pytanie, które przejęło mnie nowym niepokojem.

– Dean! Chciałbyś mieć dziecko doskonalsze od siebie? Dean zmieszał się ogromnie, spojrzał na mnie niepewnie, ale nic nie odpowiedział. A-Cis jednak wyczytał odpowiedź w jego myślach i chciał sprawę postawić otwarcie.

– Chciałbyś, aby twoje dziecko było takie jak Lu? Powiedz głosem! Dean skinął głową.

– Tak. Chciałbym, aby moje dziecko było istotą doskonalszą od nas. Tak doskonałą jak Lu – powiedział z wielkim przejęciem. Spojrzałam na niego ze strachem.

– Dean! Co ty mówisz?!

– Cóż w tym złego? Czy nie wolno już w naszym świecie marzyć?

– Ależ, Dean! Czy ty nie rozumiesz?

Poruszył się niespokojnie, jakby chciał gdzieś uciec. Widziałam, że szuka wzrokiem oparcia u A-Cisa, ale ten tylko patrzył na mnie, to znów na niego z powagą, czytając w skupieniu nasze myśli.

Chciałam wyjaśnić tę sprawę z Deanem w cztery oczy po kolacji, lecz znów zjawił się w naszej kwaterze Lu.

Tym razem był znacznie rozmowniejszy. Powiedział nam, że A-Cis jest zadowolony z dotychczasowych rozmów i że niektóre sprawy zostały już w dużym stopniu wyjaśnione. Nie chciał jednak powiedzieć, jakie to sprawy.

Potem Lu poszedł za Deanem do naszej sypialni i powiedział;

– Ty byś chciał…

– Tak.

– W waszej czwórce są dwie kobiety. Kora i Daisy. Kora jest już bardzo stara.

– Daisy to moja żona.

– Wiem. A-Cis twierdzi jednak, że nie jest to najlepszy zestaw.

– Nie jest najlepszy? – Dean przybladł i spojrzał na mnie jakoś dziwnie. Poczułam, jak przez ciało moje przebiega lodowaty chłód.

– Ale ja chcę! – stwierdził Dean stanowczo.

– Jednak ona nie chce – odparł Lu, patrząc na mnie zimno.

– Tak. Ja nie chcę! – powiedziałam z naciskiem.

– Słuchaj, Daisy – odezwał się znów Dean. – Chcieliśmy mieć dziecko. Mówiliśmy, że pod koniec wyprawy. A jeżeli masz urodzić dziecko w ogóle, to…

– Nie! Nie! To zupełnie co innego!

– Tak. Zupełnie co innego. I dlatego muszę cię przekonać. Jeśli Lu i A-Cis nam pomogą, jeśli dokonają syntezy genów, nasze dziecko będzie w dziejach świata drugim człowiekiem o możliwościach Urpian. Człowiekiem doskonałym. Nasza córka będzie Mogła stać obok Lu na czele ludzkości. Będzie przewodziła miliardom ludzi! Taka okazja zdarza się tylko raz.

– Dean! Co ty ze mnie chcesz zrobić?! – Z trudem panowałam nad sobą.

– Niczego nie chcę z ciebie zrobić! Chcę po prostu, abyś była matką żony Lu. Chcę tylko naszego dobra. Spojrzałam z lękiem na Lu. Uśmiechał się.

– Nie chcę! – krzyknęłam z rozpaczą. – To okropne!

– Czego się boisz? Wystarczy korekcja chromosomalna. Może zresztą przy całym procesie asystować Kora. Będziesz miała pewność…

– Kora nigdy nie zgodzi się uczestniczyć w takich zabiegach!

– Dean! Chodź ze mną – odezwał się niespodziewanie Lu. Dean przeniósł wzrok na niego.

– Z tobą? – zapytał niepewnie.

– Czy chcesz iść ze mną? – powiedział ponownie Lu, podchodząc do ściany, która rozstąpiła się przed nim na kształt bajkowego Sezamu.

Dean zawahał się, potem ruszył za Lu jakby zahipnotyzowany.

– Nie odchodź! – zawołałam za nim. Ale on już mnie nie słyszał.


    Ваша оценка произведения:

Популярные книги за неделю