Текст книги "Echo z otchłani"
Автор книги: Remigiusz Mróz
Жанры:
Космическая фантастика
,сообщить о нарушении
Текущая страница: 4 (всего у книги 20 страниц)
– Omówimy to, jak tylko wszyscy zbierzemy się w jednym miejscu – dorzuciła jeszcze.
Loïc spojrzał na Hansa-Dietricha, ale porucznik nadal jakby znajdował się w innym świecie. Hallford poderwał wahadłowiec, rozbryzgując za nimi spienione fale. Ustawił kurs na Kennedy’ego, a potem opuścił swoje stanowisko.
– Wybierasz się gdzieś? – zapytał go Jaccard.
– Muszę sprawdzić konchę.
Wziął obie części i usiadł na miejscu dla pasażerów. Nozomi natychmiast do niego dołączyła. Obserwowała, jak z pietyzmem bada zniszczenia. Wyraz jego twarzy nie świadczył o niczym dobrym.
Dotarli na orbitę w milczeniu, po czym prom na autopilocie zadokował do okrętu.
– Przykro mi, Ellyse – odezwał się główny mechanik. – Alhassan miał rację. To nie do naprawy.
Wszyscy zaczęli wstawać ze swoich miejsc.
– Przecież potrafimy modyfikować geny – odparła Nozomi. – Naprawiać wady, które…
– Nie mamy już do tego sprzętu. Poza tym nie wiemy, jak skonstruowana jest la’derach.
– Na ISS Challenger musi być odpowiednia aparatura.
– Być może.
– W takim razie…
– Brakuje mi odpowiedniej wiedzy – uciął Gideon i na moment zamilkł, czując na sobie błagalne spojrzenie radiooperatorki. – Wszystko, co mógłbym zrobić, to działanie po omacku.
– Mimo wszystko musisz spróbować.
Westchnął, a potem lekko skinął głową.
– Nie róbmy sobie nadziei – poradził.
Zgodziła się, po prawdzie jednak, kiedy tylko zabrali Håkona z tej planety, poczuła, że jest szansa, by go uratować. Było to nielogiczne, ale coś z tyłu głowy uparcie powtarzało jej, że to nie koniec.
Przenieśli Lindberga do kostnicy, a potem umieścili jego ciało w komorze chłodniczej. Gdy podłużna taca się zasunęła i drzwiczki za nią się zamknęły, Ellyse poczuła niepokój. Nagle cała nadzieja znikła i przez głowę przemknęło jej, że nigdy więcej nie zobaczy Håkona.
12
Dija Udin ocknął się w celi. Nie zdążył jeszcze na dobre otworzyć oczu, a już przeklinał pod nosem zdradzieckiego McAllistera i jego pobratymców. Poprzysiągł sobie w duchu, że wróci tam – i zabierze ze sobą ludzi z Amalgamatu. Kimkolwiek byli, z pewnością chętnie pomogą w urządzeniu krwawej łaźni.
– Wstawaj – rozległ się nieznany głos.
Alhassan obrócił się do pola siłowego oddzielającego celę od korytarza. Zobaczył postawnego mężczyznę, który wcześniej towarzyszył załogantom Kennedy’ego. Nie patrzyło mu z oczu dobrze.
– Powiedziałem…
– Słyszałem, co z siebie wydałeś, drągalu. Ale istoty wyższego rzędu co do zasady nie reagują na komendy wydawane przez te z niższego. Poczytałbyś trochę mądrości swoich przodków, tobyś zrozumiał.
Hans-Dietrich wydawał się nieporuszony obrazą. Stał przed nim z rękoma skrzyżowanymi za plecami i patrzył na niego obojętnie. Alhassan nie miał zamiaru się podnosić – podsunął się do ściany, a potem oparł o nią plecami.
– I co teraz? – zapytał. – Wejdziesz tu i wytłumaczysz mi, że nie jesteś podwórzowym kundlem, za którego cię mam?
Gerling milczał, nie poruszywszy się ani o krok. Dija Udin spojrzał na niego spode łba i ostentacyjnie westchnął.
– No? – rzekł. – Z czym do mnie przychodzisz?
Hans-Dietrich najpierw sięgnął do kabury, a potem zbliżył się do panelu kontrolnego. Dezaktywował pole siłowe i wyciągnął browninga, który musiał być standardowym wyposażeniem na ISS Wolszczan.
Milczący dryblas nie musiał się odzywać. Alhassan zrozumiał, po co przyszedł.
– W porządku, w porządku, wstaję – powiedział, podnosząc się.
– Pod ścianę.
– Nie zastrzelisz mnie chyba ot tak, co?
Hans-Dietrich nie odpowiedział. Uważnie mu się przyglądał, jakby tylko czekał na nieroztropny ruch ze strony więźnia.
– Powinienem mieć prawo do apelacji. Nie wspominając już o dobrym adwokacie.
Gerling podniósł broń i Dija Udin mógł spojrzeć w jej lufę.
– Zaraz, no…
– Decyzją sądu polowego zostałeś skazany za zbrodnię przeciwko ludzkości.
Alhassan wątpił, by ktokolwiek na pokładzie Kennedy’ego był świadomy, co dzieje się w karcerze. Gdyby było inaczej, zapewne za plecami Hansa-Dietricha ustawiłby się wianuszek entuzjastów.
– Powiadom Jaccarda – odezwał się słabo Dija Udin. – Ma prawo wiedzieć, co dzieje się na pokładzie jego okrętu. To święta zasada.
Niemiec wydawał się nieprzekonany.
– Narobisz sobie problemów – dodał Alhassan.
– Działam z rozkazu pułkownik Romanienko – odparł beznamiętnie Gerling i zmrużył oko, celując w głowę skazańca.
Dija Udin stwierdził, że najwyższa pora żegnać się z tym światem. Ciekaw był, co czeka go po śmierci. Jeśli islam zakłada, że istota zbudowana, a nie stworzona, może wkroczyć do nieba, to będzie przechadzać się po pięknych gajach w towarzystwie jeszcze piękniejszych hurys. Niebo było otwarte dla wszystkich wierzących, jednak trudno było powiedzieć, czy także dla niego.
Czy była to prawdziwa wiara, czy programowanie mające na celu stworzenie wiarygodnego muzułmanina? Na to pytanie Dija Udin nie znajdował odpowiedzi. Nie był zresztą pewien, czy powinien. Może w przypadku ludzi to także była kwestia programowania.
Dostrzegł, jak Hans-Dietrich przygotowuje się do strzału.
Koniec nadejdzie szybko. Ten człowiek sprawiał wrażenie profesjonalisty – padnie tylko jeden strzał.
Chyba że…
– Poczekaj! – krzyknął Alhassan, unosząc dłonie. – Mogę się przydać! Mogę wszystko zmienić!
Dlaczego wcześniej nie pomyślał o tym, co może zaproponować? Może istniała jakaś blokada w umyśle, która puściła dopiero, gdy uruchomił się instynkt samozachowawczy? Dija Udin przeklął się w duchu, odrywając wzrok od lufy i patrząc w oczy swojego kata.
– Strzel, a zaprzepaścisz jedyną szansę.
– Na co?
– Na to, żeby wszystko naprawić. Żeby odwrócić bieg wydarzeń – powiedział już spokojniej.
Gerling spojrzał na niego, ale Dija Udin przypuszczał, że kolejnego pytania nie usłyszy.
– Chcę rozmawiać z Romanienko. Wierz mi, że nie będziesz żałować tej decyzji.
Gerling znów przymknął oko.
– Poczekaj, do kurwy nędzy! – krzyknął Alhassan, robiąc krok w jego stronę. – Daj mi pięć minut, a zobaczysz, w czym rzecz. Potem możesz dziurawić mnie do woli.
Nadal brak odzewu.
– Na pewno czytałeś raporty. Widziałeś więc, że Håkon mówił o sposobie, w jaki mogę odkupić moje winy.
W oczach oprawcy dostrzegł błysk zrozumienia. Oczywiście, z pewnością zapoznał się ze wszystkim, co spisali załoganci Kennedy’ego, gdy tylko jego okręt pojawił się na orbicie. Wszyscy musieli być na bieżąco.
– Całe to gadanie Lindberga to żadna fantasmagoria. Naprawdę istnieje coś, co mogę dla was zrobić. I jestem na to gotów, jeśli mnie oszczędzicie.
Hans-Dietrich zastanawiał się przez chwilę, ale ostatecznie musiał uznać, że nic nie stoi na przeszkodzie, by powiadomić przełożoną. Więzień i tak nie ucieknie, a jeśli miał jakieś informacje, warto było je z niego wyciągnąć.
Gerling kiwnął głową, ale broni nie opuścił. Aktywował panel przy celi i ku zdziwieniu skazańca połączył się nie z Romanienko, ale z Jaccardem.
Dowódca szybko pojawił się na miejscu. Gdy tylko przekroczył próg, machinalnie sięgnął po berettę.
– Co tu się dzieje?
– Miałem go stracić.
– Widzę – syknął Loïc. – Jakim prawem?
– Ciąży na nim wyrok.
– Który ja wydałem – odparł major, zbliżając się do dryblasa. – I w mojej gestii leży wykonanie go.
– Dostałem rozkaz.
Dija Udin z entuzjazmem obserwował nic nieznaczące przepychanki w hierarchii wojskowej. Tym razem czara goryczy się przepełniła – widział to w oczach Jaccarda. Pułkownik Romanienko przeholowała i przed konsekwencjami nie uchroni jej dyscyplina z Poprzedniego Świata. Naraz Alhassan pomyślał, że nie ma sensu z nią rozmawiać. Jeśli ma tu Loïca, może posterować nim jeszcze lepiej niż Rosjanką.
Kiedy w celi pojawiła się zdyszana Ellyse, Dija Udin był w siódmym niebie.
– Opuść broń, poruczniku – powiedział Jaccard.
Hans-Dietrich trwał w bezruchu, nie wyglądając, jakby bił się z myślami. Najwyraźniej należał do prostych ludzi. Otrzymał rozkaz, więc musiał go wykonać – tylko tyle i aż tyle.
– Opuść broń! Jesteś na moim okręcie, do cholery!
– Pułkownik…
– Gówno mnie obchodzi, co ci rozkazała – przerwał mu Jaccard. – A teraz schowaj to albo każę wyrzucić cię przez otwarty właz na zewnątrz.
Gerling oderwał wzrok od więźnia i spojrzał na majora.
– To bezpośredni rozkaz – dodał Loïc.
Niemiec westchnął, po czym niechętnie umieścił browninga w kaburze. Nie zapiąwszy jej, położył na niej dłoń. Dija Udin uznał, że dobre i to.
– Teraz możemy podejść do tego na spokojnie – kontynuował dowódca. – Mów, co się dzieje.
Alhassan pomyślał, że wyręczy niemowę.
– Dzieje się to, że możemy dobić korzystnego targu – powiedział. – Tak dla mnie, jak i dla was.
– To znaczy?
– Wiem, jak uratować tego skandynawskiego sukinsyna.
Nie patrzył na Ellyse, ale doskonale wiedział, że drgnęła.
– O czym ty mówisz? – zapytał Jaccard.
– Darujcie mi życie, a się dowiecie.
Nozomi zbliżyła się do majora i wymieniła się z nim zdezorientowanymi spojrzeniami. Gerling nie odrywał wzroku od więźnia.
– Mów, Alhassan – odezwała się.
– Tu i teraz? Zabijecie mnie zaraz potem. Nie, tak się nie będziemy bawić.
– Więc co proponujesz?
– Żebyście mi zaufali.
– Chyba sobie kpisz – odparł stanowczo Jaccard.
– W takim razie musimy wymyślić coś innego, co urządzi obie strony. Tymczasem Håkon będzie leżał w chłodni i coraz bardziej oddalał się z tego świata.
– Oddalał? – zapytała Nozomi.
Forma niedokonana sprawiła, że w jej głosie zakołatało coś więcej niż nadzieja.
– Mhm – mruknął Dija Udin. – Jeszcze nie odszedł, przynajmniej nie w obiektywnym sensie.
– To znaczy?
– La’derach dba o swoich nosicieli.
– Musisz być bardziej wylewny, jeśli chcesz przeżyć – odparła, z trudem zachowując spokój.
– A ty musisz wiedzieć tylko tyle, że koncha utrzyma jego jaźń na miejscu, przynajmniej jeszcze przez pewien czas. Z waszego punktu widzenia Lindberg jest trupem, ale obiektywnie rzecz biorąc, jeszcze tak nie jest. Mamy kilka dni zapasu.
– Który chcesz wykorzystać na co?
– Wszystko wam przedstawię, jak tylko mnie stąd wyprowadzicie, dacie wygodną kabinę i będziecie traktować mnie po królewsku.
Major i Ellyse znów po sobie spojrzeli.
– Nigdzie nie ucieknę – dodał Alhassan. – Jak ostatnim razem sprawdzałem, na zewnątrz nie ma sprzyjających warunków. Zamkniecie mnie w kajucie i pozbawicie dostępu do wszystkich systemów. A ja powiem wam, jak uratować tego sukinsyna. I wiele więcej.
Zaśmiał się pod nosem.
– Co masz na myśli?
– Są we wszechświecie rzeczy, o których nie macie pojęcia. Ja mogę je wam pokazać.
13
Zebrali się w maszynowni, przed głównym ekranem. Ellyse nawiązała połączenie z Wieroniką Romanienko, przekonana, że rozmowa nie pójdzie gładko. Jaccard jednak postawił sprawę jasno – potrzebował zgody na podjęcie próby współdziałania z Alhassanem.
Początkowo Rosjanka wyraziła jedynie oburzenie, że jej rozkaz nie został wykonany. Potem stopniowo się uspokajała, przynajmniej na tyle, by wysłuchać, co Loïc miał do powiedzenia.
– Rozumiem – powiedziała, gdy zdał jej całą relację. – Daliście się omamić jak dzieci. Po załodze Kennedy’ego mogłam się tego spodziewać, ale ty, Hans-Dietrich?
Gerling nie odezwał się słowem, nieustannie trzymając rękę na kaburze.
– Prześledziłam cały przebieg twojej służby i wydawało mi się, że jesteś żołnierzem z krwi i kości.
Nadal milczał.
– Nieistotne – dodała Romanienko. – Masz jeszcze szansę udowodnić, z jakiej gliny jesteś ulepiony. Weź na celownik dowódcę tego okrętu, poruczniku. Od tej chwili przejmujesz dowodzenie nad Kennedym.
Ellyse zdążyła jedynie otworzyć usta, nim Jaccard wyszarpnął swoją berettę.
Natychmiast jednak przekonał się, że zrobił to niepotrzebnie. Niemiec stał jak słup soli, nie sięgając po broń.
– Nie zrozumiałeś? – zapytała Wieronika. – Przejmujesz dowodzenie!
Hans-Dietrich się wyprostował.
– Odmawiam wykonania rozkazu, świadom konsekwencji w postaci sądu polowego oraz kary…
– Rób, co każę! – krzyknęła.
W maszynowni zaległa cisza. Nozomi uśmiechnęła się pod nosem, dochodząc do wniosku, że nie ona jedna zamierzała zrewidować hierarchię służbową. Gerling był ostatnią osobą, którą by o to podejrzewała, ale najwyraźniej zdrowy rozsądek wziął górę nad wyszkoleniem.
Chyba że to wszystko gra pozorów.
Wiedział przecież, że wykonując teraz rozkaz, naraziłby się na niebezpieczeństwo i wedle wszelkiego prawdopodobieństwa sam wylądowałby w karcerze. Channary Sang była uzbrojona, podobnie jak Jaccard. Ich dwoje dałoby mu radę bez trudności.
Ellyse spojrzała na niego badawczo, ale swoim zachowaniem nie zdradzał ukrytych zamiarów.
– Niewiarygodne… – odezwała się Romanienko. – Wszyscy skończycie na…
– Nie będzie żadnych sądów polowych – uciął Loïc, chowając broń. – Powołamy prawdziwy sąd, który zajmie się Alhassanem i nami. Nie kapturowe przedstawienie.
– Nie wiem, gdzie cię szkolono, ale…
– Teraz nie ma to znaczenia – znów wszedł jej w słowo. – Przeszkolenie miałem na Rah’ma’dul i po drodze tam. Lepiej, żeby miała to pani na uwadze. A teraz zajmiemy się Dija Udinem. – Obrócił się do radiooperatorki. – Ellyse, zakończ połączenie. Mam dosyć.
Nozomi szybko zrobiła, co polecił. Wszyscy odetchnęli z ulgą.
– Channary, przyprowadź go tutaj – dodał Jaccard. – Gideon, przygotuj mu odpowiednio zabezpieczoną kajutę. Chcę widzieć wszystko, co robi.
– Łącznie z…
– Wszystko.
– Rozumiem – odparł niechętnie Hallford.
– I upewnij się kilkakrotnie, że ze swojej nowej celi nie będzie mógł wysłać sygnału.
– Tak jest.
Gideon zasiadł przed jednym ze stanowisk na uboczu i rozpoczął żmudne przygotowania. Sprawdzał każdy scenariusz, na jaki mógł wpaść Alhassan, nawet najbardziej absurdalny. Sang tymczasem przyprowadziła więźnia, który nie krył zadowolenia. Spojrzał po towarzyszach, szeroko się uśmiechając.
– Serce rośnie, gdy widzę, że rodzaj ludzki potrafi jeszcze myśleć. Dobra decyzja.
Jaccard stanął przed nim i przez moment mierzyli się wzrokiem.
– Mów – odezwał się dowódca.
– Jak tylko ustalimy szczegóły naszej wymiany. Za informację chcę bezpieczeństwa, jednak wasze słowo na niewiele mi się zda.
– Na nic innego nie możesz liczyć.
– W takim razie Lindberg już jest martwy.
Ellyse miała ochotę wyrwać Channary broń i zakończyć tę farsę. Wzięła głęboki wdech, a potem stanęła obok Loïca.
– Więc co proponujesz? – zapytała.
– Na początek trzeba umieścić sukinsyna w komorze kriogenicznej. Bez tego możecie pożegnać się z szansą na uratowanie go. W kilka dni niczego nie zrobimy.
Jaccard skinął głową do Sang, a ta natychmiast udała się do kostnicy.
– Cała reszta jest banalnie prosta. I może sami byście na nią wpadli, gdyby nie to, że myślicie jednowymiarowo.
Uśmiechnął się, tocząc wzrokiem po zebranych i czekając, aż ktoś podejmie rzuconą rękawicę. Nikt się nie odezwał.
– Potrzebujecie Ev’radata do naprawienia konchy, tak?
– Przejdź do rzeczy – ponagliła go Nozomi.
– Na Rah’ma’dul nie możecie wrócić, bo zostaniecie wciągnięci do proelium i tyle będzie z przebiegłego planu Skandynawa, by uratować resztki ludzkości.
Znów zrobił irytującą pauzę.
– Mów – ponagliła Ellyse, piorunując go wzrokiem.
– Nie musicie jednak być na orbicie planety, by się na nią dostać – dodał. – Wystarczy, że odnajdziecie jedną z czternastu spośród tych, na które prowadziły korytarze z Terminala. Przejdziecie stamtąd na Rah’ma’dul, a potem do miejsca, gdzie ukrywają się Yan’ghati. Dacie swojemu wybawcy maskę i voilà.
Milczeli, patrząc po sobie.
– Dobrze mieć Dija Udina, prawda? – zapytał z satysfakcją. – Bez niego bylibyście jak dzieci we mgle.
Gideon odsunął się od swojego stanowiska, kręcąc głową.
– To absurd – powiedział.
Alhassan wzruszył ramionami.
– Nie wiemy, gdzie znajdują się te planety.
– Wy nie – odparł nawigator, a potem westchnął i rozejrzał się wokół. – Macie tu jakiś wyświetlacz fantomatyczny?
Odpowiedziało mu milczenie.
– Chociaż przerobione socjalki? Na Accipiterze mieliśmy ich trochę. Gdyby nie to, nie przeżyłbym z tym sukinsynem interwału między diapauzami – dodał Dija Udin. Zrobił pauzę i rozejrzał się. – Ale widzę, że tu o rozrywkę trudno. Nadal zakazywano fantazmatów, gdy opuszczaliście Ziemię?
Hallford wstał ze swojego miejsca i podszedł do niego.
– Potrafisz znaleźć planetę z tunelem?
– Może. Nie wiem. Chyba tak. Jak się postaram.
Gideon spojrzał bezradnie na dowódcę, ten jednak trwał z kamiennym wyrazem twarzy.
– Fantazmaty to mój kolejny warunek – ciągnął Alhassan. – Albo dacie mi dostęp do jakichś programów z kuso odzianymi Azjatkami, albo w tej chwili kończymy te konszachty.
– Nie mamy żadnych generatorów fantazmatów, Dija Udin – odparła Ellyse, chwytając go za ramię. Obróciła go do siebie i spojrzała mu głęboko w oczy. Miała nadzieję zobaczyć cień trwogi wywołanej losem przyjaciela. Dostrzegła jednak tylko pustkę. Nawigator szybko wyswobodził rękę.
– Łże – ocenił Hallford. – Nie ma sposobu, by odnaleźć drugi koniec któregokolwiek z tuneli. Poza tym mogą znajdować się setki, tysiące lat świetlnych stąd.
Wszyscy umilkli. Ellyse była świadoma, że jeśli tak jest, to nikt nie zdecyduje się na kilkusetletnią podróż dla ratowania jednego człowieka. Nie kiedy na Ziemi mieli odbudować cywilizację.
– Może tak, może nie – odparł Dija Udin. – Nie dowiecie się, póki nie spełnicie moich warunków.
Gideon nadal wbijał wzrok w dowódcę.
– Nawet jeśli potrafi znaleźć tunel i jakimś cudem ten będzie znajdował się niedaleko, to nigdy go od tej strony nie otworzymy – ciągnął. – Do tego niezbędna jest koncha, a nasza jest uszkodzona.
– To faktycznie pewien problem – bąknął Alhassan. – Ale można mu zaradzić, o ile jest się istotą wyższego rzędu, jak wasz skromniutki Dija Udin. – Skłonił się, rozkładając ręce. – A teraz udam się na spoczynek. Którędy do mojej kajuty?
Ruszył w kierunku włazu, ale Jaccard zastąpił mu drogę.
– Powoli – zaczął major. – Najpierw musisz nam coś dać.
Alhassan zrobił dzióbek.
– Kpij sobie, a wywalę ci dziurę w głowie – powiedział Loïc, na wszelki wypadek dając krok w tył. – O ile dobrze rozumiem, są trzy problemy, którym rzekomo umiesz zaradzić. Zróbmy więc tak, że za rozwiązanie pierwszego z nich trafisz do kajuty. Za zaradzenie drugiemu dam ci te socjalki, a za pomoc przy trzecim dostaniesz prom.
Dija Udin zagwizdał z uznaniem.
– Nieźle – powiedział. – Wiedziałem, że twoje milczenie to nie przelewki. Przeprowadzałeś proces myślowy, a w dodatku wyprodukowałeś całkiem sensowną propozycję.
– Więc?
Alhassan obrócił się i ruszył ku głównemu pulpitowi sterowania w maszynowni. Gideon natychmiast zareagował i ustawił się tuż przed nim.
– Nie znajdę żadnych planet, jeśli ten kocmołuch będzie mi wadził.
– Ten kocmołuch nie pozwoli, żebyś choćby zbliżył się do tej konsoli – odparł Hallford.
– W takim razie mamy pat.
– Gideon – podjął Jaccard. – Przygotuj mu jakieś stanowisko astrometryczne i upewnij się, że będzie odizolowane od komputera pokładowego.
– Brawo. Dokładnie tak jak z moją kajutą – dodał z uśmiechem Alhassan.
Załoganci spojrzeli na niego z konsternacją. Poruszył się nawet Hans-Dietrich, który do tej pory zdawał się zamienić w posąg.
– Jestem jasnowidzem – wyjaśnił Dija Udin, po czym z pietyzmem uniósł ręce. – Przejrzałem wasze zamiary.
Główny mechanik usiadł przy jednym z pulpitów i zaczął blokować dostęp do kluczowych systemów Kennedy’ego. Ellyse w tym czasie przygląda się obcemu. Jak został zaprogramowany? Była ciekawa, czy rzeczywiście traktował Håkona jak przyjaciela i czy bez tej umowy także próbowałby mu pomóc.
Muzułmanin trwał w bezruchu z bladym uśmiechem zastygłym na twarzy. Ta nie zdradzała niczego, co pomogłoby Nozomi uzyskać odpowiedzi na pytania.
W końcu Hallford skończył i machnął ręką do skazańca.
– Siadaj i niczego nie próbuj. Wszystko jest poblokowane.
– Lub tak ci się tylko wydaje – odparł Dija Udin, zajmując miejsce.
– Obserwuj wszystko, co robi – dodał Jaccard.
– Taki mam zamiar.
Nozomi również stanęła za plecami Alhassana, a potem bacznie kontrolowała każde posunięcie muzułmanina. Wyglądało na to, że nie robi niczego podejrzanego. Wyświetlił bazę planet, a potem uruchomił edytor algorytmów pozwalających na ich przeszukiwanie.
– Tunele odchodzące z Terminala to nic innego jak deformacje czasoprzestrzeni – podjął. – Znacie to zjawisko, bo w szkole uczą was o Alcubierze i jego pomysłach związanych z bąblami czasoprzestrzennymi.
Dija Udin pracował na pełnych obrotach, a Ellyse przestawała nadążać za wprowadzanymi równaniami. Miała tylko nadzieję, że Gideon wie, co się dzieje.
– Terminal ma generator, który pozwala wytworzyć odpowiednią ilość materii o masie ujemnej.
Hallford ściągnął brwi, przyglądając się kolejnym ciągom wprowadzanych cyfr.
– Na Rah’ma’dul nieustannie więc ma miejsce odpychanie grawitacyjne w generatorze. Nie odczuwa się tego, będąc na planecie, ale gdybyście mieli odpowiednie sensory, wykrylibyście…
– Ciemną energię – dopowiedział Gideon.
– Brawo, kocmołuchu. Jednak znasz podstawy fizyki cząstek elementarnych.
– Modyfikujesz nasze sensory?
– Na tyle, na ile pozwala mi to zrobić ta prymitywna technologia – odparł Alhassan, oglądając się przez ramię i posyłając mu uśmiech. – Jeśli się uda, wykryjemy zaburzenia przyciągania grawitacyjnego w systemach planetarnych. To znak, że dociera tam tunel.
– I jakie jest prawdopodobieństwo, że to będzie gdzieś w okolicy Układu Słonecznego?
– Zerowe – rzekł Dija Udin i zaśmiał się.
Ellyse nie było do śmiechu. Nawet jeśli uda się odnaleźć miejsce, gdzie znajduje się wyjście z tunelu, nadal nie wiedzieli, jak poradzić sobie z dwoma wiążącymi się z tym problemami. Alhassan mógł mówić, co chciał, ale nie sposób było znaleźć remedium na wszystko.
– Alteracje wprowadzone – powiedział po jakimś czasie Dija Udin, przeciągając się. – Teraz wystarczy tylko uruchomić algorytm.
Wskazał na wyświetlacz, gdzie gotowy program czekał, by go włączyć.
– Jesteś pewien, że to bezpieczne? – zapytał Jaccard.
– Mniej więcej – odparł Gideon.
– No już – wtrącił Alhassan. – Nie przekonacie się, jeśli nie spróbujecie. Będzie trochę adrenaliny, prawda? Nie do końca wiadomo, co narobił Dija Udin. Mógł stworzyć algorytm, który uaktywni ansibl i rozświetli was w kosmosie jak bożonarodzeniową choinkę.
Nozomi zbliżyła się do ekranu i przeciągnęła palcem w odpowiednim miejscu. Nawet gdyby ktoś próbował ją zatrzymać, nie zdążyłby.
– Podjęliśmy już decyzję – odezwała się. – Nie ma sensu dawać mu satysfakcji.
Loïc i Hallford zgodzili się z nią, kiwnąwszy głowami. Wszyscy patrzyli na ekran, czekając na efekty poszukiwań. W bazie Kennedy’ego znajdowały się wszystkie planety, które były w realnym zasięgu podróży. Ich liczba była nieskończona i nawet przy mocy obliczeniowej komputera pokładowego przeszukiwanie banków musiało trochę potrwać. Ellyse odeszła kawałek i przysiadła na jednym z niewielkich stołków dla personelu technicznego.
Wydawało jej się, że każda minuta oczekiwania niemiłosiernie się przeciąga. Dija Udin obrócił się przez ramię i obrzucił ich wzrokiem.
– Więc gdzie te socjalki?
– Skup się na swoim zadaniu – odparł Jaccard.
– Nie ma na czym. Wprowadziłem wszystko, co trzeba, a reszta należy do komputera pokładowego. Tymczasem chciałbym dostać moje…
Urwał, gdyż algorytm wyszukiwania odnalazł potencjalną planetę z tunelem. Alhassan obrócił się do ekranu, a pozostali załoganci szybko znaleźli się obok. Nawet milczący Gerling sprawiał wrażenie zaciekawionego.
– Proszę bardzo – powiedział Dija Udin, wskazując palcem na wyświetlacz. – Wasz magik wyczarował dla was takie cudo. Gwiazda HR 8799 w Konstelacji Pegaza, zwana także Nakamurą. Na jednej z orbitujących ją planet sensory wykryły ujemną masę.
– Jak daleko? – zapytała nerwowo Ellyse.
– Sto dwadzieścia dziewięć lat świetlnych od Ziemi. Planeta to Nakamura-Amano, temperatura trzynaście stopni Celsjusza, okres orbitalny trzydzieści siedem dni. Wewnętrzna granica ekosfery i…
– To wszystko bez znaczenia – wtrącił Hallford. – Odległość jest zbyt duża.
– Biorąc pod uwagę ogrom wszechświata, to najbliższe sąsiedztwo – zaoponował Alhassan z uśmiechem. – Teraz pozostaje wam tylko postanowić, czy jesteście gotowi zamrozić się na dobre trzysta lat, bo tyle zajmie podróż w obie strony. Ale sukinsyn jest tego warty, prawda?
Obrócił się i wyszczerzył jeszcze bardziej.
14
Dija Udin wszedł do swojej kajuty, a potem opadł ciężko na łóżko. W pomieszczeniu obok ulokował się Hans-Dietrich, któremu niespieszno było z powrotem na pusty pokład ISS Wolszczana. Trudno było mu się dziwić, biorąc pod uwagę niesubordynację, której się dopuścił.
Ledwo Alhassan zmrużył oczy, a rozległ się sygnał z korytarza. Westchnął i podciągnął się na łóżku, po czym dotknął właściwego miejsca na wezgłowiu. Śluza natychmiast się otworzyła, w progu zaś stanęła Nozomi.
– Zapraszam – powiedział. – Miałem właśnie odsapnąć, ale chętnie posłucham twojego marudzenia.
Bez słowa weszła do środka i podeszła do szafki z napojami. Nalawszy sobie wody, połknęła pigułkę energetyczną i usiadła przy stoliku na środku kajuty.
– Kim ty jesteś? – zapytała.
– Dija Udin oznacza „jasność wiary”. Al– to przedrostek, a hassan znaczy „piękny”.
– Więc imię nie ma z tobą nic wspólnego.
– Piękny może nie jestem, ale wiara moja jaśnieje.
– Jaka wiara? – zapytała Ellyse, patrząc w okno. – Na Ziemi nie ostała się już żadna religia.
– Noszę ją w sercu, inszallah – odparł Dija Udin, kładąc rękę na piersi i pochylając głowę.
– Skończ pieprzyć.
– Mówię to, co dyktuje mi…
– Jesteś sztucznym tworem, Alhassan – ucięła. – Nie masz serca, duszy ani nawet rozumu. Wszystko, co robisz, jest wynikiem działania pewnych mechanizmów.
– Tak jak w twoim przypadku.
Nozomi wzięła łyk wody, nie odrywając od niego wzroku.
– Nie mam zamiaru dywagować o sztucznej inteligencji – odparła. – Wiem, że Håkon miał nadzieję przeprogramować cię konchą. Chciał, żebyś odkupił swoje winy.
– Naukowcy lubią czasem coś sobie ubzdurać.
– Nie zasługiwałeś na to, co chciał dla ciebie zrobić.
Dija Udin wzruszył ramionami.
– Naprawdę potrzebuję tych socjalek – odezwał się.
– Dostaniesz je, jak tylko znajdziesz sposób, byśmy dostali się na Nakamurę-Amano.
– Nieustannie o tym myślę. Układam w głowie równania, które przechytrzą Einsteina i Alcubierre’a.
Ellyse długo milczała, patrząc na niego bez wyrazu.
– Wiesz, co mi się wydaje? – spytała w końcu.
– Że się we mnie powoli zadurzasz?
– Że tak naprawdę nie masz pojęcia, jak możemy się tam dostać. I tym bardziej nie wiesz, jak sterować tunelem bez konchy – odparła ze stanowczością. – Grasz na czas, licząc na to, że uda ci się wezwać Diamentowych.
– Jeśli rzeczywiście w to wierzysz, powinnaś mnie ubić.
– Jestem tego bliska.
Alhassan doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie trzeba było wiele, by załoganci Kennedy’ego zorientowali się, że wodzi ich za nos. Wystarczyło, że ich początkowy entuzjazm trochę opadnie, a przejrzą na oczy. Podróż w kriostazie nie wchodziła w grę, a nie istniał napęd, który pozwalałby na zaginanie czasoprzestrzeni i poruszanie się szybciej od światła. Jedyną formą takich podróży był Terminal na Rah’ma’dul.
– Spokojnie – powiedział. – Wyciągnę was z opresji i uratuję tego biednego sukinsyna, który teraz mrozi się w najlepsze.
– Gówno prawda.
– Kocham go jak brata – zapewnił.
Ellyse pokręciła głową, a potem wstała od stołu. Bez słowa opuściła jego kajutę, na odchodnym nawet na niego nie spoglądając. Dija Udin odetchnął z ulgą i ułożył się wygodnie na łóżku.
Zasnął szybko, choć w istocie snu nie potrzebował. Lata temu przestał jednak rozważać te kwestie. Został w taki sposób zaprojektowany – i tak musiało być. Podobnie rzecz miała się ze wszystkim innym.
Zbudził go sygnał alarmowy, który wzywał wszystkich na mostek. Komputer pokładowy najwyraźniej nie był przygotowany na ewentualność, że centrum dowodzenia zostanie zniszczone przy próbie abordażu.
– Co, do cholery… – burknął, podnosząc się z łóżka.
Ruszył do drzwi, ale te ani drgnęły. Uderzył w nie pięścią, mając serdecznie dosyć wyjącego sygnału dźwiękowego. Wcisnął przycisk interkomu.
– Hej! – krzyknął. – Otwierać moją kajutę!
Odpowiedziała mu cisza.
– Co się tam dzieje?
Przemknęło mu przez myśl, że Wieronika Romanienko wzięła się do roboty. Widząc, że sytuacja zmierza w niekorzystnym dla niej kierunku, musiała uznać, że lepiej zdusić bunt w zarodku. Zaatakuje Kennedy’ego, weźmie załogantów do niewoli, a potem przemówi im do rozsądku.
Statku i tak nie potrzebowała, mogła podziurawić go jak sito.
– Słyszy mnie ktoś? – zapytał Alhassan.
Nadal nikt nie odpowiadał. Dija Udin rozejrzał się po kajucie w poszukiwaniu obiektywów. Po tym, jak Jaccard kazał go obserwować, z pewnością łypało na niego nawet mechaniczne oko w kiblu.
– Hej! – krzyknął, rozkładając ręce. – Jeśli umieramy, chciałbym to wiedzieć.
Nagle za plecami usłyszał otwierające się drzwi. Natychmiast się obrócił i ujrzał wycelowanego w głowę browninga.
– Guten Tag – powiedział do Gerlinga.
– Za mną – polecił Hans-Dietrich, rozejrzawszy się jeszcze. Schował broń do kabury, a potem miarowym krokiem ruszył w kierunku windy. Dija Udin szybko udał się w ślad za nim.
– O co cały ten raban? – zapytał.
– Nie wiem.
– Oczywiście, że wiesz. Masz dostęp do systemów, a przejście z twojej kwatery do mojej zajęłoby ci znacznie mniej czasu. Po drodze sprawdziłeś, o co chodzi.
– Może.
– Nie jesteś specjalnie wylewnym człowiekiem.
Gerling nie odpowiedział. Prawdę powiedziawszy, Alhassanowi odpowiadał jego styl bycia. Gdyby cała ludzkość zachowywała się w podobny sposób, z pewnością udałoby się uniknąć kilku tragedii o biblijnych proporcjach.
– Idziemy do maszynowni?
– Tak.
– Twoja mrukliwość jest dla mnie wyzwaniem.
Hans-Dietrich otworzył właz do windy.
– Za cel życiowy postawię sobie rozruszanie cię – dodał Alhassan, wchodząc za nim. – Nie zrozum mnie źle, podoba mi się to, że nie mielesz ozorem jak poparzony.
Niemiec mruknął pod nosem.
– Chodzi po prostu o to, że traktuję to jak rzuconą rękawicę.
– Trudno.
Na niższy pokład dotarli w milczeniu, a potem przeszli do maszynowni. Sygnał dźwiękowy został wyłączony przez Gideona, który stał przy głównym pulpicie kontrolnym. Dija Udin omiótł wzrokiem kilka wyświetlaczy i stwierdził, że nie dzieje się nic, co usprawiedliwiałoby cały ten hałas.
– Nudzi wam się?
W maszynowni znajdowali się już wszyscy załoganci – i wszyscy jak jeden mąż zignorowali jego pytanie.
– Co on tu robi? – zapytała Channary Sang.
– Było wezwanie stawiennictwa – odparł Hans-Dietrich.
– Ale nie dla niego.
– Dla całej załogi.
Alhassan przewrócił oczami.
– Pasujecie do siebie – ocenił. – Jak się kiedyś rozmnożycie, będą cudowne mruki. A teraz do rzeczy, co się dzieje?