355 500 произведений, 25 200 авторов.

Электронная библиотека книг » Remigiusz Mróz » Echo z otchłani » Текст книги (страница 19)
Echo z otchłani
  • Текст добавлен: 21 августа 2020, 17:00

Текст книги "Echo z otchłani"


Автор книги: Remigiusz Mróz



сообщить о нарушении

Текущая страница: 19 (всего у книги 20 страниц)

Lindberg wskazał na krzesło.

– Siadaj – powiedział, a potem wyciągnął z lodówki dwa piwa. – I opowiadaj, krok po kroku, co zamierzasz zrobić.

Opróżnili jeszcze kilka butelek, nim Dija Udin skończył. Gdy jego głos przebrzmiał, Håkon miał przekonanie, że wszystko da się jeszcze naprawić – doprowadzić do formy, jaka miała istnieć, nim zaczęli igrać z oszukiwaniem śmierci. To był moment, w którym wszystko poszło źle. Gdyby zginął na Tristan da Cunha, nigdy nie doszłoby do ciągu zdarzeń, który doprowadził do zmian w linii czasu. Śmierć najwyraźniej nie lubiła być oszukiwana.

17

Dija Udin przechadzał się po pokładzie Accipitera z przedziwnym uczuciem. Był tu po raz pierwszy, ale doskonale znał każdy korytarz, a część z nich przywodziła mu na myśl krwawą łaźnię. Mimo że śmierć załogi była dopiero przed nim, doskonale pamiętał widok ich porozrywanych ciał, wnętrzności spływających po podłodze i smród ekskrementów.

Za pomocą konchy Posiadacze wtłoczyli w niego wszystkie wspomnienia Håkona. Były jak fantomat, który wyświetlało się do znudzenia od dzieciństwa. Można było cytować wypowiedzi wszystkich postaci, pamiętało się nawet ich intonację.

– Nawigator? – zapytał jakiś wysoki mężczyzna, zatrzymując go na korytarzu.

– Niestety. Parszywa robota, w dodatku nudna. Nie dość, że…

– Pomieszczenie kriogeniczne jest tam – przerwał mu żołnierz, wskazując kierunek.

– Sen jeszcze mnie nie morzy.

– Za godzinę wszyscy mają znajdować się w diapauzie.

ISS Accipiter opuszczał już Układ Słoneczny wraz z innymi statkami misji Ara Maxima. Kamery orbitalne śledziły każdy ich ruch, dopóki okręty nie wyszły z zasięgu. Teraz dopełniano ostatnich procedur kontrolnych, a potem wszyscy zapadną w kriogeniczny sen – w zamierzeniu na kilkadziesiąt lat, w rzeczywistości większość na zawsze.

Było coś przyjemnego w tym, że Dija Udin jako jedyny zdawał sobie z tego sprawę.

– Masz jakiś problem? – zapytał żołnierz.

– Żeby to jeden.

– W takim razie…

– Na szczęście żaden nie wiąże się z tą misją – odparł Alhassan i poklepawszy mężczyznę po plecach, udał się w wyznaczonym kierunku. By załadować wirusa, który rozejdzie się potem po wszystkich statkach, musiał jedynie położyć się do snu odpowiednio wcześnie.

Jeśli wszystkie będą znajdowały się w zasięgu komunikacji podświetlnej, program rozniesie się po ich komputerach pokładowych jak pył na wietrze. Misja Ara Maxima w jednej chwili stanie się ostatnim wielkim przedsięwzięciem ludzkości.

Posiadacze zastanawiali się, czy nie powinni tego zmienić. Ostatecznie jednak doszli do wniosku, że wszystko musi rozegrać się dokładnie tak, jak poprzednio. Dija Udin nie wiedział dlaczego. Coś wydarzyło się w odległej przyszłości – coś wykraczającego poza ramy tej galaktyki. I aby ponownie mogło zaistnieć, ciąg zdarzeń musiał zostać odtworzony.

Alhassan położył się w kapsule do diapauzy i powiódł wzrokiem wokół. Nikt z tych ludzi się już nie obudzi. Jedynymi ocalałymi będą on i Håkon.

Zamknął oczy, a potem szyba nad nim się zasunęła.

Wszystko potoczyło się identycznie z tym, co pamiętał. Zbudził się, gdy wyły systemy alarmowe, a czerwone światło zalewało pomieszczenie. Z trudem wyszedł z komory, a potem dostrzegł dowódcę, który słaniał się na nogach, łapiąc się za głowę.

Przypomniał sobie, że we wspomnieniach Lindberga ten człowiek umarł, upadając na osłonę jego komory. Trzeba było to powtórzyć.

Zdezorientowany oficer rozejrzał się panicznie, nie dostrzegając, że jeden z załogantów przeżył i skrył się za kapsułą. Potem dowódca popędził na korytarz, a Dija Udin natychmiast ruszył za nim.

Nie spieszył się. Doskonale wiedział, gdzie zaraz będzie mógł go odnaleźć. Po drodze udał się do zbrojowni, skąd zabrał standardową berettę. Tak wyposażony, poszedł dokonać dzieła.

Zaatakował kapitana od tyłu, rzucając ciało na osłonę kabiny. Strzał w potylicę skutecznie usuwał niebezpieczeństwo, że ofiara przeżyje. Krew i mózgowie bryznęły na ścianę, ale nie miało to najmniejszego znaczenia. Wpasowywało się w ogólny obraz.

Pozwolił, by ciało oficera osunęło się po osłonie, po czym otworzył kriokomorę Lindberga. Ten wypadł z niej, przywodząc na myśl noworodka. Alhassan przez moment patrzył na niego z góry.

– Przestań się toczyć jak poparzony – powiedział.

Gdy Dija Udin się nad nim pochylił, dostrzegł, że Håkon próbuje coś powiedzieć.

– Nie szarp się, wszystko jest w porządku – zapewnił go, a potem spojrzał na swoją plakietkę z imieniem i nazwiskiem na piersi. – Dija Udin.

18

Powtórzenie wydarzeń okazało się nie lada wyzwaniem. Mimo że Alhassan znał każdy krok, który powinien postawić, wszystko zdawało się działać na jego niekorzyść.

Przemknęło mu przez głowę, że być może wszystko, co robi, jest dokładnym wypełnieniem tego, co już się stało. Wszak we wspomnieniach Lindberga kapitan Accipitera też padł na osłonę komory – ale dlaczego Alhassan miałby go wówczas zabijać? Teraz zrobił to tylko dlatego, że faceta nie było w poprzedniej linii czasu.

Długo się nad tym zastanawiał, ale nie udało mu się dojść do żadnej sensownej konkluzji.

ISS Accipiter nadał sygnał o treści „Rah’ma’dul” do przekaźnika na Alpha Centauri Bb, a potem machina czasu poszła w ruch. Kennedy został wysłany na ratunek, a Alhassan z Lindbergiem spędzili półroczny interwał kriogeniczny na pokładzie swojego okrętu, skacząc sobie do gardeł.

Potem obie załogi udały się na proelium, zupełnie nieświadome tego, w jakim kierunku zmierzają. Dija Udin z zadowoleniem obserwował pierwsze kroki, jakie stawiali ku sobie Ellyse i Skandynaw. Cierpliwie czekał, aż dojdą do tego, jak otworzyć Terminal na Rah’ma’dul, a potem nim sterować. Wyciągał pomocną dłoń, tylko jeśli wcześniej zdarzyło się to w oryginalnej linii czasu.

Sądził, że jego wiedza o przyszłości w jakiś sposób zakłóci plan Posiadaczy, ale dotychczas wszystko rozgrywało się dokładnie tak, jak we wspomnieniach Skandynawa.

W końcu Dija Udina zamknięto w celi, a Lindberg zaczął błąkać się po bezbrzeżnej płaszczyźnie czasu i przestrzeni, poszukując Yan’ghati. Alhassan wiedział, że niewiele czasu pozostało, nim wejdą w diapauzę i niepostrzeżenie uciekną z proelium, zostawiając za sobą ślady świadczące o tym, że w istocie tak się nie stało.

Tyle tylko, że tym razem pojawiała się Ellyse z przyszłości.

Posiadacze nie mieli pojęcia, kiedy dokładnie nastąpi zmiana wywołana jej obecnością, ale doskonale wiedzieli, w jakim momencie Nozomi się pojawiła. Wytypowali dwie okazje, gdy Prastarzy mogli zadziałać – i Alhassanowi pozostawili decyzję, kiedy powinien wprawić w ruch ich plan.

Pierwszy moment minął. Było to jeszcze zanim Lindberg wszedł do Terminala i zaczął błąkać się po tunelach. Dija Udin nie sądził, by ktokolwiek miał interweniować – Prastarym zależało, by Skandynaw odnalazł Yan’ghati i naświetlił ich obecność.

Fakt, że Kennedy nadal był w jednym kawałku, świadczył o tym, że Alhassan miał rację. Pozostała druga możliwość – atak nastąpi zaraz po tym, jak Håkon powróci. Dija Udin wiedział, że będzie wtedy w celi, ale zawczasu przygotował wszystko, czego będzie potrzebował, by się z niej niepostrzeżenie wymknąć.

Algorytm wprowadzony do komputera pokładowego zadziałał bez zarzutu. Drzwi się otworzyły, a Dija Udin szybko opuścił nie tylko celę, ale także Kennedy’ego. Z konchą z przyszłości udał się do Terminala, a potem wprowadził odpowiedni punkt docelowy.

Wyszedł w bezpiecznym miejscu, a następnie obrócił się i za pomocą la’derach zmienił punkt powrotny.

Gdy wyszedł po drugiej stronie, zobaczył Ellyse i Channary Sang leżące na podłodze.

– Miło mi was widzieć – powiedział, ściągając maskę.

Podniosły na niego wzrok zupełnie skołowane, może nawet przerażone. Musiały sądzić, że mają omamy. Były odwodnione i skrajnie zmęczone. Sprawiały wrażenie ciężko chorych pacjentów na oddziale intensywnej terapii i znajdowały się na jak najlepszej drodze, by umrzeć. Sang padnie trupem niebawem, potem Nozomi wyczołga się na zewnątrz.

– Rozumiem, że jesteście zaskoczone – powiedział.

– Jak… – zaczęła Channary, a wtedy Alhassan sięgnął do kabury.

Spokojnie wyciągnął berettę, wymierzył w jej głowę, a potem pociągnął za spust. Czaszka pękła z hukiem, ciało zwaliło się na bok.

Ellyse wydała z siebie przeciągły krzyk, a Dija Udin stwierdził, że musi to załatwić jak najprędzej. Nie było powodu, by dziewczyna się męczyła – a każda chwila była dla niej katorgą.

Przymierzył i wystrzelił. Krzyk nagle przebrzmiał.

Alhassan schował berettę do kabury, zapiął ją, a potem aktywował jeden z portali prowadzących w daleką przyszłość Quae’hes – do momentu, gdy atmosfera planety już nie istniała, a na powierzchni panowało istne piekło. Przerzucił tam oba ciała, na wszelki wypadek.

Potem wrócił do swojego czasu. Wiedział, że jest to jedyny moment, gdy może zostać ujęty. Ellyse śledziła emisje z Terminala, choć teraz powinna być bardziej zajęta doprowadzaniem Lindberga do stanu używalności i planowaniem ucieczki niż trzymaniem ręki na pulsie.

Wróciwszy na pokład Kennedy’ego, Dija Udin przekonał się, że nie został wykryty. Schował broń do zbrojowni, a potem wrócił do celi. Opadł ciężko na swoją pryczę i zamknął drzwi.

Udało mu się. Przywrócił oryginalny bieg zdarzeń.

Teraz pozostało tylko wykonać drugą część planu Posiadaczy.

19

Alhassan nie był pewien, czy rozbicie promu na Tristan da Cunha jest konieczne. Wydawało mu się, że niczemu to nie służy, ale Posiadacze wyraźnie zaznaczyli, że musi się to potoczyć dokładnie w taki sposób.

– Zaraz do ciebie strzeli – burknął Dija Udin, gdy stanęli przed MacAllisterem i jego pobratymcami. Skandynaw go nie słyszał, ale nie musiał. Chwilę później nastąpiło wyładowanie impulsatora, a Håkon padł bez życia na ziemię.

Alhassan niechętnie dał się zamknąć, a potem przesłuchiwać. Ponieważ wszystko, co się wówczas działo, Lindberg znał jedynie z opowieści, Dija Udin nie był do końca pewien, jak to rozegrać.

Ostatecznie poczekał, aż pojawił się wahadłowiec z Kennedy’ego, a następnie wraz z resztą wrócił na pokład. Ellyse zaczęła już snuć możliwe scenariusze, dzięki którym mogli uratować Lindberga.

– Mam lepszy pomysł – wtrącił w pewnym momencie Alhassan. – Załóżmy mu konchę i pozwólmy, żeby go przywróciła.

Maska była złamana, o czym wszyscy doskonale wiedzieli. Czego nie byli świadomi, to fakt, że druga la’derach znajdowała się w skrytce na pokładzie, gdzie mieściły się cele.

– Słyszysz, Ellyse? – dopytał.

Czekał na ten moment od długiego czasu. To teraz wszystko zacznie iść innym torem – tym, który według Posiadaczy miał doprowadzić do pożądanej przyszłości.

– Zamknij się – odparła.

– Maska go uratuje, gwarantuję ci to.

– Jest zniszczona.

– Bez dwóch zdań. Ale mamy na pokładzie bonusową sztukę.

– Co ty bredzisz?

Dija Udin podał im dokładną lokalizację skrytki. Normalnie mieściły się w niej artykuły pierwszej pomocy na wypadek sytuacji kryzysowej. Alhassan jakiś czas temu na ich miejscu umieścił konchę.

Zostawili go zamkniętego w celi, ale gdy wrócili, niosąc la’derach, wiedział już, że długo tam nie posiedzi. Spojrzał na Jaccarda, Channary, Ellyse i Gideona. Wszyscy sprawiali wrażenie, jakby grunt usunął im się spod nóg.

– Jak to możliwe? – zapytał Loïc.

– Normalnie. Wyhodowałem dodatkowy egzemplarz.

– Nie drwij sobie, zbrodniarzu – odparła Sang.

– Skąd ją masz? – zapytał Hallford.

Alhassan przeciągnął się.

– Håkon mi ją dał. Choć to trochę skomplikowane do wytłumaczenia.

– Spróbuj – poradził Loïc.

– Cóż… dał mi ją w przeszłości Håkon z przyszłości.

Takie stwierdzenie skierowane do jakiejkolwiek innej załogi mogłoby sprawić, że wzięto by go za wariata. W tym jednak przypadku nie mogło być o tym mowy. Ci ludzie przeszli zbyt wiele, doświadczając licznych zawirowań w czasie, by bagatelizować takie słowa.

– Otwórzcie celę, załóżmy ją na gębę temu sukinsynowi, a potem będzie czas na rozmowy. Im dłużej leży w komorze kriogenicznej, tym większe prawdopodobieństwo, że coś pójdzie nie tak.

– Skąd wiesz, że…

– Jak mówiłem, mam co nieco wspólnego z przyszłością.

Channary Sang chwyciła za broń, a potem pokręciła głową.

– Nie ma mowy – powiedziała. – On coś kombinuje.

– Żebyś wiedziała. Kombinuje tak, żeby uratować naukowca, a przy okazji ocalić tę linię czasu. Chcesz wiedzieć coś jeszcze?

– Wiem wszystko, co potrzebuję wiedzieć – odparła, zbliżając się do celi. – Jak tylko stąd wyjdziesz, spróbujesz nawiązać kontakt z Diamentowymi. Sprowadzisz ich na Ziemię i sprawisz, że…

– Nie mam już tego imperatywu.

– Co?

– Sukinsyn mnie przeprogramował.

Wiedział, że teraz jak bumerang wraca do nich to, co Håkon już im wyłożył. Wszem wobec powtarzał, że zna sposób, by Alhassan odkupił swoje grzechy. I gdyby zapytać Dija Udina, powiedziałby, że tak się stało.

Channary patrzyła na niego jednak bez przekonania.

– Łże – powiedziała. – Zdrajca chce nas omamić. A wy mu pozwalacie.

Ellyse zrobiła krok do przodu.

– Dajmy mu wytłumaczyć, o co chodzi – zaproponowała.

Dija Udin spojrzał na nią, przypominając sobie, jak beretta rozłupała jej czaszkę. Nie, nie beretta. Było to jego dzieło – i w dodatku specjalnie się nim wówczas nie przejmował. Nie był stworzony do odczuwania winy czy żalu. A poza tym nie miało znaczenia, co spotkało tamtą Nozomi. Owa linia czasu przepadła, z obecnego punktu widzenia nigdy nie istniała. Ellyse stała tutaj, patrzyła na niego i czekała na wyjaśnienia.

A mimo to on widział jedynie śmierć w jej oczach.

Załoganci sprzeczali się przez kilka chwil, po czym Jaccard uniósł dłoń i ukrócił dalsze dyskusje.

– Masz szansę, by to wszystko wytłumaczyć – powiedział.

– Najpierw koncha na ryj Lindberga, potem wyjaśnienia.

Nie musiał długo ich przekonywać. Jakiekolwiek motywy mu w ich mniemaniu przyświecały, nie mogli mieć wątpliwości co do tego, że maska uratuje Skandynawowi życie. A w zasadzie mu je przywróci, bo już był martwy.

Tylko chwilę trwało, nim to sobie uświadomili. Potem Alhassan został sam, zamknięty w celi, którą wciąż potrafił otworzyć.

Czekał jednak cierpliwie, aż wrócą. Wiedział, że przybędzie im wtedy jeden członek załogi.

I tak też się stało – po niecałej godzinie do pomieszczenia wszedł Jaccard, a za nim Håkon i cała reszta. Ellyse trzymała mocno jego dłoń, uśmiechając się promiennie. Gideon sprawiał wrażenie, jakby nie dowierzał, a Sang… cóż, Sang wyglądała, jakby mimo wszystko miała zamiar zabić zdrajcę.

– Miło cię widzieć, Dija Udin. Szczególnie w celi.

To rzekłszy, Skandynaw ją otworzył.

– Dzięki, sukinsynu.

– Mogłeś sam to zrobić.

– Hę?

– Namieszałeś w komputerze pokładowym, by samemu otwierać celę.

– Skąd wiesz?

– Posiadacze mi powiedzieli.

– Co?

– Przestaniesz z tymi monosylabami?

Dija Udin spojrzał na niego spode łba, nieprzekonany, czy przyjaciel mówi prawdę. Mogli samodzielnie odkryć zmiany w systemie, które wprowadził, a cała ta gadka…

Nie, to nie miało sensu. Koncha z przyszłości przed momentem zrobiła z Lindbergiem to samo, co wcześniej z nim.

– Wychodzisz czy spodobało ci się życie w zamknięciu?

Alhassan zrobił krok w przód, wbijając wzrok w oczy Lindberga.

– Wiesz wszystko to, co ja? – zapytał go.

– Obawiam się, że tak.

– Więc dzielimy wszystkie wspomnienia z ostatniego czasu?

– Niestety.

– A zatem pora umierać – odbąknął Dija Udin, kręcąc głową. – Moje życie już nigdy nie będzie takie samo.

Alhassan spojrzał na resztę załogantów, dochodząc do wniosku, że zanim tu przyszli, Skandynaw zdążył wyłuszczyć, co się stało. Jeśli posiadł wiedzę z konchy, musiał poznać także każdy pojedynczy element planu. Wiedział, że może ufać Dija Udinowi – bo sam uczestniczył w przeprogramowaniu go.

– Chodź – rzucił Lindberg. – W mesie podobno dają zimne piwo.

– Bzdury.

Astrochemik wzruszył ramionami.

– Chodź tak czy inaczej. Pogadamy.

Wszyscy ruszyli korytarzem.

– Zdajesz sobie sprawę, że mój umysł podpowiada mi, że przeżyłem z tobą dwa życia? – burknął Alhassan. – Mam trochę dosyć wszystkiego, co się z tobą wiąże.

– Z wzajemnością.

– Więc może po prostu w milczeniu rozejdziemy się każdy w swoją stronę i dożyjemy naszych dni w spokoju?

– Ostatecznie tak zrobimy.

– Ale?

– Musimy zastanowić się, co dalej.

– Dalej? – żachnął się Dija Udin. – Ja na nic więcej się nie piszę.

– Jakkolwiek absurdalnie by to brzmiało, jesteś zaprogramowany, by pomagać.

– Gówno prawda.

– Koncha, Posiadacze i ja twierdzimy inaczej.

– Moja misja dobiegła końca. Mam teraz skorzystać z wolnej woli. A moją wolną wolą jest to, by znaleźć się jak najdalej od ciebie, przebrzydły naukowcu.

Lindberg uśmiechnął się i nie odpowiedział. W milczeniu przeszli do mesy, a potem zajęli miejsca przy największym stole. Kennedy znajdował się na orbicie i przez iluminatory doskonale widoczna była Ziemia.

20

Patrząc na zebranych, Håkon doświadczał pewnego dysonansu poznawczego. Z jednej strony widział ich wszystkich zaraz przed tym, jak wsiadł na pokład promu i odleciał z Alhassanem na powierzchnię. Z drugiej strony w głowę wtłoczono mu nowe wspomnienia, które wiązały się ze śmiercią wszystkich, którzy siedzieli przy stole.

– Ittoqqortoormiit… parszywa osada – mruknął.

Skierowali na niego wzrok.

– Zawszony koniec świata – poparł go Dija Udin.

Spojrzeli na siebie niepewnie. Obaj dzielili wspomnienia Håkona Lindberga – tego, który wraz z Ellyse przeżył dobrych kilka lat na Grenlandii. Lindberga, który odwiedził zaświaty… który wniknął w nie głębiej niż ktokolwiek wcześniej.

Obaj wiedzieli też, że miejsce, w którym istnieli Posiadacze, było czymś więcej, niż gotowi byli przyznać. Håkon przekonał się, że trafiają tam nie tylko ci, którzy za życia nosili konchę. Był to wielopłaszczyznowy świat, a widma stanowiły jedynie wierzchołek góry lodowej.

Lindberg spojrzał na Dija Udina. Jego pełen niepokoju wzrok kazał mu sądzić, że przyjaciel ma takie same odczucia.

– W porządku – odezwał się astrochemik, tocząc wzrokiem po zebranych. – Czas ustalić, co zamierzamy zrobić.

– Jak ostatnio sprawdzałem, ja tutaj dowodziłem – odezwał się Jaccard.

Håkon skinął głową i uniósł dłonie.

– Tak tylko mówię.

– Waszą wiedzę zachowajcie dla siebie – dodał Loïc z uśmiechem. – Cokolwiek wydaje wam się, że wiecie, niech to zostanie między wami. Możecie spotykać się co wieczór przy kuflu piwa i opowiadać sobie te historie.

Obaj się wzdrygnęli.

– A tymczasem mamy bardziej palące problemy – perorował dalej Jaccard. – Jak rozumiem, ograliśmy zarówno organizatorów proelium, jak i Diamentowych.

Dija Udin i Håkon kiwnęli zgodnie głowami.

– Pozostaje nam ten…

– Ingo Freed – podsunął Lindberg.

– Tak. Prędzej czy później się tutaj zjawi, a w dodatku jest ta kobieta… – Loïc znów urwał, rozkładając bezradnie ręce.

– Meaza Endale – tym razem pomógł mu Dija Udin. – Wyjątkowo smukła niewiasta.

– Wbrew pozorom Amalgamat nie stanowi problemu – wtrącił Håkon. – Bardziej niepokojący są Padlinożercy.

– Więc roboty przed nami sporo – odparł Jaccard. – Na początek chcę wiedzieć, co proponujecie.

– Myślałem, że to ty jesteś dowódcą – bąknął Alhassan.

– Dowódcą, który pyta was o zdanie.

Dija Udin już otwierał usta, ale Lindberg go wyręczył.

– Amalgamat to nasza jedyna szansa – powiedział. – Nie jest to idealny ustrój, a Endale nie jest wymarzonym przywódcą, ale niczego lepszego nie dostaniemy. Z Padlinożercami będziemy rozprawiać się systematycznie. Mając do dyspozycji sześć statków, szybko ich spacyfikujemy.

– Ot tak?

– Są oportunistami, nie będą stawiać się, jeśli najpierw trochę im pogrozimy, a potem zaproponujemy korzystne warunki.

Jaccard potarł skronie, a potem kiwnął głową.

– Co z tym Django Freedem? – zapytał.

– Ingo Freedem. Zanim się tu zjawi, zdążymy ukryć wszelkie ślady naszej obecności. Nie zorientuje się, że na Ziemi zaszły jakiekolwiek zmiany, i nie będzie miał powodu, by w ogóle wchodzić na orbitę.

– To raczej życzeniowe myślenie – zaoponował Alhassan. – Znam tego skurwiela.

– Ja też.

– Ale nie ciebie męczył jak skundlonego psa.

– Ciebie też nie.

– Formalnie rzecz biorąc, nie, ale…

Jaccard uniósł ręce, wstając ze swojego miejsca.

– Wystarczy – powiedział. – Przed nami trudna droga, ale wygląda na to, że nie kończy się przepaścią. Jeśli odpowiednio to rozegramy, powinniśmy zapewnić ludzkości drugie życie.

– Pod ziemią? – zapytała z powątpiewaniem Sang.

– Widzisz inną możliwość? Z tego, co mówią ci dwaj, terraformacja to niezbyt udany pomysł. A nie mamy do dyspozycji tego… – znów urwał i zwrócił wzrok na Lindberga.

– Tego sprzętu z Yorktown – uzupełnił astrochemik.

Major pokiwał głową.

– Ziemskiej technologii ufać nie mam zamiaru, skoro sprowadziła na nas zgubę.

Przez moment panowała cisza.

– Weźmy oddech, a potem zabierajmy się do roboty – odezwał się w końcu Loïc. – Mamy parę spraw do załatwienia.

Po tym gigantycznym niedomówieniu wszyscy obrócili się ku iluminatorom. Przez kilka chwil trwali w milczeniu, a Lindberg poczuł, jak Ellyse bierze go za rękę. Spojrzał na nią i się uśmiechnął. Wygląda pięknie, a w jej oczach nie było tej rezerwy, do której jego starsze alter ego musiało przywyknąć na Grenlandii.

– Jedno mnie zastanawia – odezwała się. – Skąd wiedziałeś, co powiedzieć Ingo Freedowi?

Uniósł brwi.

– Zacytowałeś mu jakiś ustęp z Biblii, prawda?

Håkon skinął głową. Zdążył dawno o tym zapomnieć.

– Skąd go znałeś?

– Dobre, kurwa, pytanie – wtrącił Dija Udin. – A co ważniejsze, jakim cudem użyłeś go wtedy, kiedy było trzeba?

– Koncha mną sterowała.

– A kto sterował konchą?

– To jeszcze lepsze pytanie – odparł Skandynaw, uśmiechając się pod nosem.

– Posiadacze?

– Najpewniej.

– Więc mają wgląd w naszą marną płaszczyznę egzystencji?

– Na to wygląda.

– Ale skoro mogli przekazywać ci jakieś podświadome komendy za pomocą la’derach, równie dobrze mogli ostrzec nas przed tym, co nadchodziło. Nie potrzebowali ciebie ani mnie, żeby zmienić linię czasu.

– Twierdzisz więc, że to nie oni?

– Na tym poprzestańmy – wtrącił Jaccard. – Jeśli jest we wszechświecie coś, co stoi ponad tymi istotami, nie chcę o tym wiedzieć. Jest mi dobrze w moim małym zakątku świata.

Nie czekając na odpowiedź, major odwrócił się i skierował do wyjścia. Håkon przez moment się zastanawiał, ale ostatecznie uznał, że ludzkość podobne problemy roztrząsała, od kiedy człowiek nauczył się myśleć. Tego dnia kilka osób na orbicie okołoziemskiej z pewnością nie zrozumie wszystkiego, co skrywała głębia wszechświata.

Gdy Ellyse się do niego przysunęła, przestał rozpatrywać ten temat. Objął ją ramieniem, a potem spojrzał przed siebie, na tę stronę Ziemi, która obecnie pozostawała w cieniu.

– Więc co teraz? – zapytała Nozomi.

– Zaczniemy odbudowę.

– I będziemy rozmnażać się jak króliki – wtrącił Alhassan.

Skandynaw obrócił ku niemu głowę.

– Wiesz, co mnie zastanawia bardziej niż istota wszechrzeczy? – spytał.

– Nie. I nie wiem, czy chcę wiedzieć.

Håkon uśmiechnął się półgębkiem.

– To, czym ty, do cholery, jesteś.

– Sam zbyt często zadaję sobie to pytanie, sukinsynu – odparł Dija Udin, a potem skrzyżował dłonie na karku i odchyliwszy się, wyłożył nogi na stół. Spojrzał na planetę powoli wyłaniającą się z cienia i pomyślał, że czeka ich ciekawa przyszłość.


    Ваша оценка произведения:

Популярные книги за неделю