Текст книги "Echo z otchłani"
Автор книги: Remigiusz Mróz
Жанры:
Космическая фантастика
,сообщить о нарушении
Текущая страница: 14 (всего у книги 20 страниц)
Rozległ się kolejny wystrzał, rozdzierając powietrze. Jaccard nie wiedział, kto strzelał – Channary czy Padlinożerca. Jeśli ten drugi, to najwyraźniej chybił, bo Loïc wciąż pozostawał na tym świecie. Znosił nieludzkie katusze, ale żył.
Ból promieniował na całe ciało, a w ustach major poczuł metaliczny posmak. Pomyślał, że oberwał mocno. Na tyle, że doszło do krwotoku wewnętrznego.
Szarpnął nim spazm i z trzewi wypłynęła porcja krwi. Wziął oddech, ale usłyszał jedynie rzężenie – powietrze nie dotarło do płuc. Próbował zawołać Sang, lecz z jego ust doszedł tylko chrapliwy, niepokojący odgłos. Potem znów wykaszlał krew.
– Majorze!
Rozpoznał głos Sang. Niejasno uzmysłowił sobie, że musiała posłać motocyklistę w zaświaty. Była to jego ostatnia spójna myśl. Potem zaczął szybko odpływać, czując, jak ból ustępuje. W jego głowie rozpoczęła się gonitwa myśli. Przypomniały mu się przypadkowe epizody z życia – pierwsza służba na Kennedym, dziewczyna, którą zostawił w Paryżu, pierwsze wejście w diapauzę. Wszystko to unosiło się jak mgła nad realnym światem, który stopniowo przestawał mieć dla niego znaczenie.
W końcu ogarnęła go błogość.
23
– Majorze! – krzyknęła jeszcze raz, nie zwalniając kroku.
Wiedziała, że unieszkodliwiła przeciwnika i nie musiała się nim przejmować. Pędziła teraz ile sił w nogach ku otwartemu włazowi promu. Musiała sprawdzić, co z Ellyse, a dopiero potem będzie mogła zająć się Jaccardem.
– Majorze, kurwa mać! – krzyknęła jeszcze, zanim wpadła do środka.
Nie musiała się rozglądać, by zobaczyć Nozomi. Leżała naga na podłodze, kawałek za mężczyzną z rozłupaną czaszką. Channary udało się odstrzelić mu dobrą ćwierć głowy.
Rzuciła się do Ellyse, starając się nie zważać na jej rozłożone nogi i nagość. Przytknęła palce do tętnicy szyjnej, drugą ręką narzucając na nią rozszarpane ubranie. Żyła – tylko to w tej chwili się liczyło.
Sang natychmiast zerwała się na nogi i pognała do dowódcy. Potknęła się na wyjściu, ale udało jej się utrzymać równowagę. Potem dopadła do Loïca i natychmiast sprawdziła puls.
– Kurwa mać! – krzyknęła i od razu przystąpiła do resuscytacji. Położyła dłonie tuż poniżej linii mostka, a potem wykonała trzydzieści ucisków i dwa wdechy. Powtórzyła to kilka razy, słysząc świst powietrza, który dobywał się z przedziurawionego płuca.
Uciskała z impetem i po chwili poczuła, jak żebra ustępują pod naciskiem. Trudno, przeszło jej przez myśl, potem będzie się tym przejmować. Tymczasem wykonała już któreś powtórzenie, a efektu nadal nie było.
Podniosła rękę, po czym z całej siły przywaliła w miejsce, gdzie znajdowało się serce Jaccarda.
– No dawaj! – krzyknęła i zaczęła tłuc jeszcze mocniej.
Rozległ się trzask, ale nie zważała na to. Nie liczyła ciosów. Po kilkudziesięciu wykonała dwa wdechy, a potem wróciła do uciskania klatki piersiowej.
Nie miała pojęcia, ile czasu minęło, od kiedy rozpoczęła akcję reanimacyjną. Dopiero teraz jednak uświadomiła sobie, że przy każdym uciśnięciu z trzewi Jaccarda wypływało coraz więcej krwi.
W końcu przestała.
Ciężko oddychając, oderwała dłonie od piersi dowódcy i spojrzała na jego beznamiętne oblicze.
– Nie… – powiedziała cicho, opuszczając głowę.
Trwała tak przez kilka chwil, po czym znów podjęła próbę ratunku. Pracowała ze zdwojoną mocą, ale efekty nadal były opłakane. Po którejś serii, gdy pot ściekał już z niej strumieniami, usłyszała odgłos kroków.
– Channary?
Sang nachyliła się nad Jaccardem i zrobiła dwa wdechy. Gdy się wyprostowała, dostrzegła, że Ellyse przyklęknęła obok z apteczką. Otworzyła ją, a potem wyjęła opaskę uciskową i polowy laser, który pozwalał zszyć niegroźne rany. Radiooperatorka naciągnęła na siebie bieliznę, widoczną pod rozerwanym mundurem.
– Poczekaj – powiedziała. – Pozwól mi…
Channary oderwała dłonie od ciała dowódcy i przekonała się, że cała się trzęsie. Nozomi szybko zszyła miejsce, gdzie trafiła kula, a potem założyła opaskę. Materiał przylgnął do świeżo zasklepionej rany.
Sang znów przystąpiła do resuscytacji i kontynuowała przez dobry kwadrans, zanim w końcu opuściła ją nadzieja. Przestała uciskać klatkę piersiową i spojrzała na Ellyse. Wiedziała, że dziewczyna już jakiś czas temu stwierdziła zgon. Doceniała, że nie próbowała jej powstrzymać.
– Kurwa mać, Ellyse…
– Zabierzmy go na prom – odparła słabo Nozomi.
Channary spuściła wzrok i pokręciła głową.
– Zaraz dotrze tu reszta Padlinożerców. Jeśli zostaniemy, podzielisz mój los.
Sang spojrzała na krwawy ślad, który biegł od jednej piersi w dół.
– Czy on…
– Byłam nieprzytomna.
Przez moment obydwie milczały.
– Sprawdzimy to na Kennedym.
– Wiem. A teraz zabierzmy go na prom.
Channary kiwnęła głową, a potem obie wsunęły ręce pod Loïca i podniosły go ostrożnie.
– Co z drugim wahadłowcem? – zapytała Sang, gdy ruszyły do pierwszego.
– Włączę zdalnie autopilota.
Ułożyły ciało Jaccarda w tylnej części maszyny, po czym Ellyse zasiadła za panelem kontrolnym. Czym prędzej zamknęła śluzę, a potem poderwała prom. Po chwili obie jednostki zmierzały z powrotem do Zatoki Botnickiej.
Załogantki milczały przez większą część podróży. Dopiero gdy Nozomi skierowała wahadłowiec ku hangarowi Kennedy’ego, Channary się odezwała:
– Co planowałaś?
Ellyse spojrzała na nią z obawą, a Sang uświadomiła sobie, że jej głos zabrzmiał bardziej agresywnie, niż zamierzała.
– Nie będę obarczać cię winą – zastrzegła. – Po prostu…
– Chciałam wykorzystać ich jako zasłonę dymną – odparła Nozomi.
– W jaki sposób?
– Mieli zaatakować Yorktown, podczas gdy ja zabrałabym Kennedy’ego w przestrzeń kosmiczną.
Channary pokiwała głową. Prawdę powiedziawszy, słuchała piąte przez dziesiąte, a pytała jedynie dlatego, by zająć czymś umysł. Jej myśli nieustannie wracały do leżącego z tyłu Jaccarda. I tego, że tyle razy jej usta przylgnęły do zimnych, martwych warg dowódcy.
Wzdrygnęła się, orientując, że Nozomi coś dodała.
– Co mówiłaś?
– Że chciałam skorzystać z zamieszania i…
– Nigdy byś nie uciekła – weszła jej w słowo Sang. – Przecież wiedzieliby, dokąd się udałaś.
Ellyse wprowadziła prom do hangaru.
– Niezupełnie.
– Co to ma znaczyć?
– Że istniał sposób, by nie wiedzieli, gdzie poleciałam.
– Jaki?
– Najprostszy z możliwych, Channary. Zamierzałam wybrać inną planetę.
Prom opadł delikatnie na lądowisko, a zaraz za nim wleciał drugi. Załogantki odpięły pasy bezpieczeństwa i podniosły się. Sang patrzyła badawczo na towarzyszkę, zastanawiając się, czy zupełnie oszalała.
Ellyse ruszyła w kierunku wyjścia, ale Channary powstrzymała ją ruchem ręki.
– Inna planeta? – zapytała. – Jakim cudem?
– Dija Udin dokonał zmian jedynie w systemach Kennedy’ego. Uznałam, że dzięki temu sama zdołam odnaleźć kolejne miejsce z tunelem, ale nikt inny nie będzie w stanie tego powtórzyć. Dotychczas największą przeszkodą była odległość, tyle że…
– Byłaś gotowa zamrozić się na znacznie dłużej.
Nozomi skinęła głową, a potem minęła Sang i podeszła do majora. Po chwili w milczeniu przeniosły go do kostnicy. Gdy stół wsunął się do wnęki, obie spojrzały na siebie niepewnie. Z całej załogi pozostały tylko one – a Channary była świadoma, że gdy Ingo Freed zorientuje się w sytuacji, pozbędzie się Nozomi.
– I wszystko to dla martwego chłopaka – powiedziała szefowa ochrony.
– Wszystko po to, żeby udowodnić, że nie jest martwy.
– Opowiadasz bzdury jak zawsze.
Spojrzała na nią spode łba, ale się nie odezwała. Przynajmniej nie od razu. Gdy przeszły do medlabu i obmyły ręce, Ellyse podjęła temat:
– Wciąż zamierzam zrealizować ten plan.
– Świetnie, ale najpierw połóż się i rozszerz nogi.
– Możemy z tym poczekać.
– Na co?
– Aż oswoimy się z myślą, że… – Urwała, spoglądając w kierunku korytarza.
Sang była przeciwnego zdania. Chciała zająć się czymkolwiek, by tylko nie myśleć o martwym obliczu, które zdawało się powracać jej przed oczy przy każdym mrugnięciu. Wskazała Ellyse łóżko, a potem zaczęła szukać laserowego wziernika. Nozomi położyła się i ściągnęła majtki.
– Chyba powinnam czuć, jeśli to zrobił – odezwała się słabym głosem.
– Nie wiem.
– Może brak przytomności jakoś wpłynął na…
– Nie gdybajmy – odparła Sang, odnajdując narzędzie. Obróciła się i wzięła głęboki wdech.
– Wiesz, co robisz? – upewniła się Nozomi.
– Niespecjalnie.
– W takim razie uważaj, żeby mi czegoś nie spieprzyć.
– Co za różnica? I tak jesteśmy martwe.
Użyła liczby mnogiej, ale powinna spodziewać się, że nic jej nie grozi. Ingo Freed nie miał powodu, by odbierać jej życie. Z drugiej strony był to człowiek zupełnie nieobliczalny. Kiedy zjawi się tu ze swoimi ludźmi, rozpęta piekło.
– Po prostu uważaj.
Channary skinęła głową, a potem podeszła do Ellyse.
24
Nozomi już od pierwszej chwili wiedziała, że bez względu na wynik badania nic już nie będzie takie samo. Zamknęła oczy i czekała. Przypuszczała, że niczego nie poczuje, ale w pewnym momencie pojawił się lekki ból.
– Już? – zapytała, krzywiąc się.
– Czekaj, system pobiera informacje.
– Nie jesteś przesadnie delikatna.
– Staram się, jak mogę.
Po chwili komputer w medlabie dał znać, że badanie zostało zakończone, a Channary wycofała wziernik. Ellyse odetchnęła, ale tylko na moment. Teraz nadszedł czas, by zmierzyć się z rzeczywistością.
– I? – zapytała.
– Nie ruszył cię.
– Polemizowałabym z tym.
– Nie wszedł w ciebie, to mam na myśli – odparła Sang.
Nozomi zamknęła oczy, czując, jak serce powoli wraca do normalnego rytmu. Nie pamiętała niczego ze spotkania z Newmanem Egesim, ale gdy się przebudziła, nie miała wątpliwości, że została zgwałcona. Czuła ból emanujący z pogryzionej piersi, ale także z krocza. Najwyraźniej jednak Padlinożerca zdążył jedynie rozpocząć swoją makabryczną zabawę.
– Pokaż mi te odczyty – powiedziała.
– Myślisz, że cię oszukuję?
– Po prostu pokaż.
Channary Sang westchnęła, a potem obróciła ekran do Ellyse. Ta powiodła wzrokiem po automatycznie wystawionej diagnozie i tym razem odetchnęła na dobre. Jeden kryzys zażegnany, skwitowała w myśli. Teraz należało uporać się z kolejnym.
– Muszę się stąd zabierać, Sang.
– Musimy.
Nozomi skinęła głową z wdzięcznością i zeskoczyła z łóżka.
– Przypuszczam, że ludzie Ingo Freeda na bieżąco monitorują sytuację w Afryce. Niebawem ktoś go obudzi i przekaże mu wieść o tym, co się stało.
– Nie musisz mi tego mówić.
– Więc co tu jeszcze robimy? – zapytała Ellyse, sięgając po kitel wiszący na ścianie. Narzuciła go na siebie, a potem ruszyła w kierunku korytarza. Channary poszła za nią. Dotarły do maszynowni, po czym Nozomi zajęła miejsce Gideona przy głównym pulpicie.
– Co zamierzasz? – zapytała Sang.
– Uciekać.
– Tyle wiem. Nurtuje mnie to, w jaki sposób zamierzasz to zrobić.
Ellyse nie odpowiadała, uruchamiając astrometrię pokładową. Musiała wiedzieć, gdzie dokładnie znajdowały się wszystkie inne jednostki.
– Wcześniej liczyłaś na zamieszanie, ale teraz…
– Potrzebujemy pomocy, to jasne – odparła. – I zamierzam poprosić o nią Romanienko.
Channary oparła się jedną ręką o jej fotel i pochyliła nad nią.
– Niespecjalnie dobry pomysł.
– Innego nie mam. Albo ktoś nam pomoże, albo możemy czekać tu na Ingo Freeda.
– W porządku, ale…
Sang nagle urwała, dostrzegając, że do komputera pokładowego nadeszło powiadomienie o zbliżającej się transmisji. Kod był zastrzeżony dla Przewodniczącego Prezydium, ale on wygłaszał swoje płomienne przemowy każdego ranka, a nie w środku nocy. System natychmiast aktywował pokładowe głośniki, z których dobiegł powtarzający się gong.
– Możesz wyłączyć tę pieprzoną fonię?
– Mogę – odparła Nozomi, po czym wyciszyła dźwięk alarmowy.
– Co to jest, do cholery?
– Najwyraźniej już zorientowali się w sytuacji.
– Zobaczymy.
Patrzyły na ekran, gdzie wyświetliło się godło Teokracji Ziemskiej. Informacja na dole informowała, że niebawem przemówi Przewodniczący.
– Ogłosi, że sezon polowania na nas jest otwarty – zauważyła Sang.
– Po co miałby się fatygować?
– Dla przykładu. Chce zrobić z nas materiał propagandowy.
Ellyse musiała przyznać, że była to realna możliwość. Oznaczała także, że gdzieś w okolicy czaić się już może oddział mający je wyeliminować.
Gdy tylko włączył się przekaz z Yorktown, zmieniła zdanie.
– Dija Udin? – zapytała, wbijając wzrok w jego uśmiechniętą facjatę.
– Moi drodzy! – zaczął entuzjastycznie. – Wybaczcie, że ogłosiłem planetarny alarm, ale uznałem, że to, co mam do powiedzenia, zasługuje na zbudzenie was w środku nocy. Obiecuję, że nie zajmę wam wiele czasu.
Ellyse szybko się otrząsnęła.
– Startujemy – powiedziała.
– Co? Poczekaj, on…
– To jest nasza szansa, Sang.
Nie czekając na odpowiedź, natychmiast aktywowała silniki i zignorowała wszystkie procedury bezpieczeństwa, podrywając Kennedy’ego z ziemi. Kilka włazów było jeszcze otwartych, ale zanim wejdą w wyższe partie atmosfery, powinny się zamknąć. Obrała kurs na orbitę.
Tymczasem Dija Udin uniósł do kamery zakrwawione ręce.
– Obawiam się, że ubiłem Przewodniczącego Prezydium – powiedział. – Doszło między nami do sporu doktrynalnego, co nie jest niczym nowym. Przed naszą… moją… naszą moją starą erą Samarytanie oddzielili się od głównego nurtu judaizmu, szyici i sunnici podzielili się wkrótce po śmierci Mahometa, a Wielka Schizma w chrześcijaństwie nastąpiła kilkaset lat później. Oczywiście moim faworytem w tym wyścigu zawsze był anglikanizm, odłam, który powstał dlatego, że papież nie chciał dać Henrykowi VIII rozwodu. A ten naprawdę chciał zbrzuchacić nową kobietę.
ISS Kennedy wspinał się w zawrotnym tempie, a Alhassan ciągnął dalej:
– Teraz doszło do rozbieżności między Dija Udinem Alhassanem a facetem, który leży tutaj obok mnie jako truchło. – Nawigator sięgnął w dół i na chwilę znikł z wyświetlacza. Potem uniósł połamaną rękę, która ledwo trzymała się reszty ciała. – Oto kawałek.
– Nie wierzę… – wydukała Channary.
Nozomi nadal skupiała się na tym, by silniki otrzymały jak najwięcej mocy, a Kennedy był zdolny do wejścia na orbitę okołoziemską. Przebiły się przez chmury, na moment tracąc obraz z kamery dziobowej.
– Sprawy przybrały niespodziewany obrót – kontynuował Dija Udin. – Nie chciałem go potraktować tak zasadniczo, ale upierał się, że mnie zabije. Rozumiecie zatem, moi drodzy, że nie miałem innego wyjścia.
Kennedy przemknął przez mezosferę jak pocisk.
– Nie twierdzę, że nie sprawiło mi to przyjemności. Gdy zacząłem, trudno było mi przerwać… dlatego na pogrzebie nie będzie otwartej trumny. Przepraszam wszystkich tych, którzy chcieli ostatni raz zobaczyć tego skurwysyna. – Alhassan urwał, spuścił wzrok i uniósł dłonie. – Wybaczcie. Przecież o tych, którzy odeszli, powinno się mówić dobrze albo wcale.
Przez moment się zastanawiał, po czym splunął na bok.
– Ale jego to nie dotyczy. Był to kawał chuja.
Kennedy mknął ku przestrzeni kosmicznej, przekraczając umowną granicę kosmosu. Temperatura na zewnątrz niebawem miała w mgnieniu oka spaść do niemal trzystu stopni Celsjusza na minusie.
– Nie jest mi przykro – dodał Alhassan. – Wiem, że dzięki temu, co zrobiłem, Ziemia będzie lepszym miejscem do życia. Ja sam oczywiście przyjmę na swoje barki ciężar rządzenia tym światem. Należy mi się to jak koniowi owies.
Kadłub nagrzewał się do ponad tysiąca sześciuset stopni, ale nie stanowiło to problemu dla Kennedy’ego. Tym, co mogło przeszkodzić w ucieczce, był tylko sam Dija Udin. Szczęśliwie w tej chwili był zajęty czymś zgoła innym – i najwyraźniej sprawiało mu to niewypowiedzianą radość.
– Nie lękajcie się – powiedział, przyglądając się swojej zakrwawionej dłoni. – Nie mam zamiaru obwoływać się emirem i wprowadzać islamskiego reżimu na Ziemi. Będę przewodził wam jako dobry i miłosierny ojciec. Na królową wezmę Meazę Endale, z którą spłodzę całą dynastię małych Dija Udinów.
Kennedy wyszedł wreszcie w przestrzeń kosmiczną. Nozomi ustawiła kurs na Epsilon Eridani, pierwszą lepszą gwiazdę, która przyszła jej do głowy. Pomarańczowy karzeł znajdował się niewiele ponad dziesięć lat świetlnych od Ziemi, ale nie stanowił celu podróży. Ellyse chciała jak najprędzej nabrać dystansu pomiędzy planetą a statkiem.
Połączenie zaczęło przerywać.
– I zaprawdę powiadam wam… lepszy świat… Dija Udin poprowadzi was…
– Wyłącz tego idiotę – zaproponowała Channary.
Nozomi przesunęła palcem po wyświetlaczu, a Alhassan znikł z ekranu.
– Nie wykryją nas? – zapytała Sang, spoglądając na obraz z kamery rufowej. Ziemia nie jawiła się już jako krzywizna, ale owalny kształt. Oddalały się coraz bardziej – i coraz szybciej. Nie widziała, by ktokolwiek ruszył w pogoń.
– Nie wiem – odparła Nozomi.
– Nie wiesz?
– Przypuszczam, że wszyscy są dość zajęci, ale pewna być nie mogę.
– A ślady? Może Yorktown…
– Nie ma sposobu, by wykryli naszą trajektorię po tym, jak zmienię kurs. Jeśli cokolwiek zarejestrowało odejście z powierzchni, będą mogli jedynie ekstrapolować naszą ścieżkę… a ta zaraz ulegnie zmianie.
Ellyse odczekała jeszcze chwilę, a potem zwróciła okręt w innym kierunku. Po kwadransie powtórzyła ten manewr i uznała, że jeśli do tej pory nie dostrzegły żadnego pościgu, powinny być bezpieczne.
Sang siedziała na miejscu obok niej, lustrując obraz z kamery rufowej. W końcu wypuściła z ulgą powietrze, po czym się odchyliła. Spojrzawszy na Nozomi, zapytała:
– Zdajesz sobie sprawę, co to znaczy?
– To przemówienie Dija Udina?
Channary skinęła głową.
– Zdaję – odparła Ellyse. – Ziemia przepadła.
– Kompletnie i bezapelacyjnie. Alhassan wezwie Diamentowych i…
– Wiem, Channary – ucięła, nie chcąc słuchać tego, co było oczywiste.
Śmierć Ingo Freeda przypieczętowała los ludzkości. Nie było czasu się nad tym zastanawiać, gdy w pośpiechu opuszczały Ziemię, ale innej możliwości nie było. Dija Udin musiał już skorzystać z ansibla.
– Mogłyśmy chociaż…
– Nie było jak uratować Challengera – ucięła Nozomi. – Gdybyśmy poczekały jeszcze chwilę, byłoby po wszystkim.
Sang skinęła głową bez przekonania.
– Więc co teraz? – zapytała.
– Uruchamiam algorytm, którego użył Dija Udin. Znajdziemy tunel, skontaktujemy się z Ev’radatem, a potem przywrócimy Håkona.
– Ale…
– Co?
– Sądzisz, że istnieje jeszcze jakaś szansa? Że możemy jeszcze wszystko zmienić?
Ellyse obróciła się do niej gwałtownie.
– Nie – odparła stanowczo. – Jeśli spróbujemy dokonać zmian w linii czasu, wszystko przepadnie. Cały plan z Rah’ma’dul może się zawalić, jeśli przypadkowo usuniemy choćby jeden niewielki element.
Channary Sang przez moment trwała w milczeniu.
– Ale jakie to ma znaczenie? – zapytała, wyłączając obraz z kamery. – Wszystko i tak doprowadziło do zniszczenia Ziemi. Jeśli zmienimy bieg zdarzeń i zapobiegniemy naszej ucieczce z proelium, nigdy nie zjawimy się na orbicie. Nigdy nie przykujemy uwagi Ingo Freeda i nigdy nie ściągniemy tu Dija Udina.
Ellyse otworzyła usta, ale się nie odezwała. W natłoku wszystkiego, co się działo, nie pomyślała o tym w ten sposób. Od początku trwali w przekonaniu, że ISS Challenger jest ostatnią nadzieją ludzkości – tak jednak nie było. Gdyby nie wrócili do domu, życie pod powierzchnią Ziemi rozwijałoby się dalej.
– Jakkolwiek to absurdalne, masz rację – odparła, patrząc na Sang.
– Wiem.
– Choć to, co proponujesz, jest samobójstwem.
– Raczej poświęceniem – odparła słabo. – I chyba nie ma się nad czym zastanawiać. Załoga Kennedy’ego i statków Ara Maxima to nic w porównaniu z liczbą ludności, która żyje w Amalgamacie.
Ellyse spuściła wzrok. Oczywiście, miała rację. Dotychczas jej celem było uratowanie Håkona, ale teraz wszystko nabrało zupełnie nowego wymiaru.
– Nie sądzisz? – zapytała Channary, poszukując wsparcia.
Nozomi skinęła głową.
– Musimy spróbować – dodała. – Ale nie wiem, czy to, co proponujesz, jest w ogóle możliwe…
– Teoria samospójności Nowikowa?
– Otóż to. Jeśli dobrze interpretujemy wszystko, co miało dotychczas miejsce, nie jesteśmy w stanie niczego zmienić. Wszystko już się wydarzyło i wydarzy się po raz kolejny.
– No tak – przyznała Sang. – Miejmy więc nadzieję, że źle interpretujemy.
Milczały przez kilka chwil, starając się oczyścić myśli ze wszelkich wniosków, które płynęły z ucieczki z Rah’ma’dul. Potem Nozomi potrząsnęła głową i zabrała się do roboty. Wprowadziła odpowiedni algorytm, po czym rozpoczęła poszukiwania planety. Channary przyglądała się temu przez chwilę, aż w końcu stwierdziła:
– Dija Udin będzie wiedział, że zmierzamy do planety z tunelem.
– Wiem.
– I nie martwi cię to?
– Bynajmniej.
– To może przypomnę ci, że Diamentowi, którzy zaatakowali Terrę, mieli napęd nadświetlny. Mogą w okamgnieniu nas ująć.
– Nie, jeśli nie wiedzą, gdzie szukać. Kosmos to spore miejsce, Sang.
– Zachowaj takie uwagi dla siebie.
– Poza tym Alhassan jest przekonany, że nie mamy możliwości wykrycia tunelu, ani tym bardziej sterowania nim. Nie stanowimy zagrożenia, a przynajmniej nie w takim stopniu, by nas poszukiwać. Ostatecznie wyślą za nami pościg, ale jak mieliby nas znaleźć? Nie namierzą nas w przestrzeni kosmicznej.
– Mogą czekać na planetach z tunelami.
– Pewnie – odparła z uśmiechem Nozomi. – Ale zapewniam cię, że wybiorę taką, która oddalona jest od Ziemi co najmniej o kilkaset lat świetlnych. Myślisz, że poczekają na nas tak długo?
Channary otworzyła usta, ale się nie odezwała. Powoli na jej twarzy zaczął pojawiać się uśmiech.