Текст книги "Obca w świecie singli"
Автор книги: Krystyna Mirek
сообщить о нарушении
Текущая страница: 9 (всего у книги 17 страниц)
ROZDZIAŁ 16
W sobotę około południa Malwina wpadła do restauracji przyjaciółki. Dla niej był to świt, ponieważ w weekendy rzadko zrywała się przed dwunastą. Odsypiała tydzień pracy i piątkowe wieczorne szaleństwa.
– Dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonu?! – zawołała już w progu. – Ja się martwię, dobijam, a ty nic.
– Przepraszam cię, Malwa. – Karolina uściskała ją serdecznie. – Mam wyciszony. Zapomniałam włączyć. Siedzę i myślę.
– To słabo – podsumowała przyjaciółka. – Sądziłam, że jesteś już na Malediwach i przepuszczasz kasę za lokal, albo chociaż jakąś przyjemną zaliczkę, w miłym towarzystwie. A ty ciągle w tym samym miejscu. Czemu jeszcze tego nie sprzedałaś, na litość boską?!
– Bo nie chcę – krótko odparła Karolina. – I proszę cię, przestań mnie do tego namawiać. Raczej mi powiedz, co zrobić, żeby postawić restaurację na nogi. Znasz jakieś metody? Może dobre przepisy? Nie wiem. Albo twój brat jest tanim, a bardzo zdolnym kucharzem poszukującym pracy.
– Przecież ja nie mam brata. – Malwina spojrzała na nią zaskoczona. – Poważnie mówisz? Naprawdę chcesz w to wejść?
– Tak – odpowiedziała Karolina. – W nocy podjęłam decyzję.
– To by wyjaśniało, dlaczego jesteś taka blada – westchnęła Malwa. – Pewnie wcale nie spałaś.
– Zgadza się. Nie było łatwo. Ale chcę spróbować. Proszę cię, pomóż mi.
Malwina usiadła przy stoliku pod oknem. Coś było takiego w tym miejscu, że każdy je wybierał. Spojrzała na przyjaciółkę z poważną miną.
– Dobrze – powiedziała. – Na pewno cię nie zostawię.
Miała wiele wątpliwości. Ale widziała jednocześnie, że Karolina jest zdecydowana. W takiej sytuacji schowała swoje zdanie do kieszeni i postanowiła stanąć przy niej z całą swoją wiedzą i możliwościami. Jak zawsze.
– Dziękuję ci. – Karolina spojrzała na nią. Naprawdę była bardzo wdzięczna. Różniły się z Malwiną pod każdym względem, a jednak trwały razem już tyle lat. Między innymi właśnie dlatego, że w każdej sytuacji mogły na siebie liczyć.
– Od czego chcesz zacząć? – Malwa była konkretna. Lata pracy w charakterze kierownika projektów sprawiły, że szanowała czas i wiedziała, jak się zabrać do pracy.
– Sama nie wiem. – Karolina była zupełnie inna. Delikatna i niepewna. – Brakuje mi wszystkiego – powiedziała. – A jednocześnie na nic nie mam kasy.
– Coraz lepiej – westchnęła Malwina i spojrzała na swoje doskonale zadbane paznokcie. – Przydałaby się choć krótka rozmowa z kimś, kto się na tej robocie dobrze zna – powiedziała. – A ja jak na złość nie kumpluję się z nikim z tej branży.
– Ja też – westchnęła Karolina.
– Na gotowaniu kompletnie się nie znam – mówiła dalej Malwa. – Nawet jeśli poszłabym do kogoś na przeszpiegi, to i tak na podstawie dania nie odtworzę przepisu.
– Mogłabym spróbować coś przygotować – powiedziała niepewnie Karolina. – Ale nie wiem, czy takie domowe pichcenie może się sprawdzić w restauracji. Pojęcia nie mam, jak się dobiera proporcje na większą ilość i tak dalej.
– Sama tego nie uciągniesz. – Przyjaciółka nie miała wątpliwości. – Musisz zatrudnić kucharza i to niestety dobrego, co w krakowskich realiach oznacza zapewne również drogiego.
– Skąd go wezmę? Jak rozpoznam jego kwalifikacje? Już nawet nie mam siły myśleć, jak mu zapłacę.
– To jest system czarno-biały – powiedziała Malwina stanowczo. – Tutaj nie będzie żadnego pośredniego wyniku. Albo wygrasz wysoko, albo nisko spadniesz. Nie przewiduję innego rezultatu. Jedyna twoja szansa to zacząć bardzo dobrze i w ciągu pierwszego miesiąca zarobić na kolejny. Dłużej bez zysku się nie utrzymasz.
Karolina wiedziała, że Malwa zna się na rzeczy. Ufała jej. Ale wciąż nie miała pojęcia, jak jej rady wprowadzić w życie.
– Skąd ja wytrzasnę z dnia na dzień świetnego kucharza? – Pocierała zmęczone czoło. – I jak go skłonię, żeby się tutaj zatrudnił? Nie mam kasy nawet, żeby mu dać zaliczkę. Zostało mi tyle, co na życie. Obliczałam to w nocy. Własnych oszczędności starczyłoby może jeszcze na towar w niedużej ilości i jakiś bardzo delikatny i własnymi rękami zrobiony lifting sali. Nic więcej. Powiedz mi. – Zatrzymała się nagle. – Głupio robię?
– Nie wiem – odparła Malwina. – Czasem nie da się tak prosto przewidzieć, co z czego wyniknie. Czas pokaże.
– Wczoraj był tu kucharz. – Karolina westchnęła i wyszła na róg. Spojrzała na chodnik i plac tuż przed wawelskim wzgórzem. Szukała wzrokiem Jakuba. Tyle razy przechodził przypadkiem. Nie mógłby pojawić się teraz? Dziś by już wiedziała, jakie mu zadać pytania. Mógłby jej wiele pomóc, coś poradzić. Ale nie było go nigdzie. Nie dziwiła się temu. Naiwnością byłoby sądzić, że wciąż będzie się kręcił w pobliżu.
– Trzeba go było łapać. – Malwina stanęła obok niej. – Zamknąć w chłodni i dzisiaj wyciągnąć świeżutkiego i gotowego do użycia.
– Cały czas się uczę. – Karolina się uśmiechnęła, choć było jej ciężko na duszy. – Następnym razem się poprawię.
– Nie dasz się pewnie wyciągnąć dzisiaj na małe spotkanie w gronie znajomych? – zapytała Malwa. – Dobrze by ci zrobiła chwila przerwy w tym zamartwianiu.
– Dzięki, ale nie. Muszę koniecznie coś wymyślić.
– Dobrze. Ja się w takim razie poddaję. W soboty się nie stresuję, taką mam żelazną zasadę życiową. Zero obowiązków, trwałych związków – taka poezja specjalnie z przesłaniem dla ciebie. W weekendy tylko dobra zabawa. Polecam.
Karolina pokręciła głową.
– Niech ci będzie – poddała się jej przyjaciółka. – Siedź i myśl, jeśli tak lubisz. Pamiętaj o mojej propozycji pomocy. Mogę ci pożyczyć trochę kasy i opracować strategię marketingową, jak już wpadniesz na jakiś pomysł. Ale potrawy musisz wymyślić sama.
– Dziękuję. Wolałabym nie robić więcej długów, ale jestem ci wdzięczna, bo może się okazać, że nie będę mieć wyjścia.
– To powodzenia. Trzymaj się dzielnie. Nie myśl o facetach, a jeśli tylko zdecydujesz się lepiej spędzić wieczór, wiesz, jaki jest mój numer telefonu. Dzwoń o każdej porze. My singielki powinnyśmy trzymać się razem.
Karolina pomachała jej i po chwili Malwa zginęła za zakrętem na zalanym słońcem chodniku. Restauracja zrobiła się dziwnie pusta. Karolina wywiesiła na wszelki wypadek tabliczkę z napisem „zamknięte”, bo nie miała już dzisiaj żadnego towaru do zaoferowania. Nawet składników na kanapki. Tylko kawa została w ozdobnej puszcze, która należała jeszcze do babci Jadwigi. Patryk chciał wyrzucić ten staroć, ale w końcu dał się przekonać, by go zostawić na dobrą wróżbę. Najwyraźniej nie zadziałała.
Karolina wzięła puszkę do ręki i wróciła z zaplecza, by usiąść przy stoliku pod oknem. Spojrzała na portret. Liczyła na jakąś inspirację. Ale wydawało jej się, że babcia patrzy na nią z wyrzutem. Jakby mówiła: „Przestań się mazać i bierz do roboty”.
No dobrze. Tylko do jakiej?
– Dzień dobry! – Drgnęła na dźwięk głosu, bo choć nie przekręciła klucza w drzwiach, nie spodziewała się, że ktoś zlekceważy tabliczkę z napisem „zamknięte”. – Co słychać? Piękny dzień dzisiaj.
Wpatrywała się w Jakuba, mrugając powiekami. Nie miała pewności, czy widzi go naprawdę, czy też tylko jej się tak wydaje. Wyglądał dziwnie. W nieco lepszym nastroju niż poprzednio, ale jednocześnie bardziej blady i zmarnowany. Sprawiał też wrażenie zdeterminowanego. Miał zaciętą minę i był wyraźnie zdenerwowany.
– Dzień dobry – przywitała się ostrożnie. – Fajnie cię znowu widzieć. Ale dzisiaj jest jeszcze gorzej niż ostatnio, to znaczy, nie mam już niczego, czym mogłabym cię poczęstować. No, chyba że kawa – przypomniała sobie.
– Świetnie – powiedział. – Jestem zainteresowany. Chciałbym pogadać. Kawa mi wystarczy.
– Brzmi poważnie. – Spojrzała na niego czujnie, bo ten mężczyzna składał się z samych znaków zapytania.
– I takie jest. – Kiwnął głową. – Nawet się ogoliłem na tę okazję, choć, uwierz, okropnie mi się nie chciało. Ale rozmowa kwalifikacyjna ma swoje prawa.
– Szukasz pracy? – Siadła naprzeciw niego, zapominając, że miała włączyć ekspres. Poczuła w tym momencie wielką ochotę, by posłuchać rady Malwy. Złapać kucharza i zamknąć w chłodni. Taka okazja mogła się po raz kolejny nie powtórzyć. Jakub nawet nie wiedział, na co się naraża.
– Tak. – Znów kiwnął głową. – A ty? Masz jeszcze jakiś wolny etat?
– Ja? – Była tak zaskoczona, że nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. – Oczywiście, ale…
– To weź mnie pod uwagę – zaproponował.
– Ale dlaczego?! – zawołała.
– Bo jestem dobrym kucharzem. Mam za sobą kilka lat doświadczenia i bardzo dużo wolnego czasu. A także ogromne pragnienie, by ci się udało.
– To dziwne, że obcy człowiek tak się przejął…
– Nie będę cię oszukiwał – przerwał jej szybko. Nie chciał, by wyciągała pochopne wnioski. – Nie jestem aniołem z nieba ani człowiekiem o złotym sercu, który bezinteresownie chce ci pomóc. To zbieg okoliczności. Czasem tak się w życiu złoży. Nie ma nic wspólnego z tobą. Rzeczywiście się nie znamy, ale bardzo mi zależy, żebyś nie sprzedała tego miejsca i osiągnęła sukces. Pomogę ci.
– No cóż. Nie ukrywam, że to dziwne. – Karolina zaczęła być coraz bardziej sceptycznie nastawiona do tego pomysłu. I choć jeszcze chwilę temu marzyła, by w drzwiach stanął prawdziwy kucharz, teraz daleka była od tego, by zaufać temu człowiekowi.
– Okej. Powiem ci więcej, bo widzę, że się wahasz, choć lepszej oferty nie znajdziesz. Ktoś mnie skrzywdził. Bardzo. Zabrał mi wszystko, co w życiu cenne. Rodzinę i pracę. Jednego dnia. Powiedział, że jestem nikim i samemu nigdy nic mi się nie uda. Chcę udowodnić sobie i jemu, że nie miał racji.
– Rozumiem. – W tych słowach było wiele prawdy. Doskonale widziała, co to znaczy stracić tak wiele jednego dnia.
– Przepraszam cię, że nie opowiem ci pięknej bajki, że chcę u ciebie pracować, bo porwałaś mnie swoją historią o babci i starym portrecie, choć to też trochę prawdy. Ale nie chce cię okłamywać. Lubię czyste układy.
– Nie mogę ci wiele zapłacić – zaczęła od razu od najważniejszej kwestii.
– Zdaję sobie sprawę. Nie chcę zresztą pensji…
– No w to już nie uwierzę. – Karolina wstała od stołu. Zaczęła się bać. W tym wszystkim krył się jakiś podstęp, być może o bardzo nieprzyjemnych konsekwencjach.
– Ale udział w zyskach – dokończył Jakub.
– Ach tak! – Usiadła z powrotem. Powoli zaczynała rozumieć.
– Dokładnie. Wnoszę umiejętności, ty lokal. Jesteśmy wspólnikami. Interesuje mnie wyłącznie układ po połowie i równe prawo głosu w każdej sprawie.
– Twardo negocjujesz – powiedziała to tylko dla zasady. Wiedziała, że Jakub spada jej z nieba, i on też miał tego świadomość.
– Od razu też chciałbym, żeby było jasne. Wszystko legalnie, na papierze, potwierdzone stosownymi umowami. Już raz pracowałem, licząc na dotrzymanie ustnej obietnicy, więcej tego błędu nie popełnię.
Karolina milczała przez chwilę. Babcia rzucała jej z portretu ponaglające spojrzenia.
– Rozumiem – powiedziała po zastanowieniu. – Ale proszę, żebyś spróbował się postawić na moim miejscu. Ja cię wcale nie znam. Nawet nie wiem, czy mówisz prawdę. Nie mogę tak po prostu oddać ci połowy udziałów.
– Połowy udziałów w czym? – zapytał. – W niczym, bo restauracja nie działa. Pięćdziesiąt procent od zera to ile? Przecież tutaj już nic nie ma. A ja nie chcę twojego lokalu. Tylko połowę nieistniejącej restauracji, którą zamierzam postawić na nogi.
Karolina wciąż biła się z myślami. Nie umiała jakoś przyjąć z ufnością tego nagłego zwrotu w jej życiu. Stała się ostrożna jeszcze bardziej niż dotąd.
– Dobrze. – Tym razem to Jakub wstał od stołu. – Powiem szczerze, jestem zaskoczony, bo sądziłem, że rzucisz mi się na szyję z radości. Ale może to nawet zrozumiałe i dobrze o tobie świadczy. Jeśli nie chcesz podpisywać umowy, daj mi tydzień próbny. W przyszłą sobotę zdecydujesz, czy chcesz, żebym z tobą pracował, czy też nie.
Spojrzała na niego czujnie. Wzbudzał zaufanie. Patrzył jej śmiało w oczy. Starała się nie brać przy tej ocenie pod uwagę faktu, że jest także bardzo przystojny. Postawny, z jasnymi długimi włosami. Miał jak na faceta wyjątkowo ciemne rzęsy, fajnie wyglądały z jasnoniebieskimi tęczówkami. Zaczerpnęła powietrza, żeby sobie przypomnieć, że ma przede wszystkim sprawdzić jego zawodowe kompetencje, a nie przejrzystość oczu.
– Zgoda. – Teraz naprawdę się ucieszyła. Podała mu rękę. – To ja zaparzę tę kawę i może przyniosę jakieś dobre ciastko od Michalskich. Taka okazja wymaga świętowania. A mówię ci, oni mają takie pyszne eklery, jakich jeszcze nigdzie nie jadłam…
Przerwała, bo miała wrażenie, że Jakub nagle spochmurniał. Ale szybko się opanował.
– Okej – powiedział. – Świetny pomysł. Ja się mogę zająć kawą, a ty, jeśli masz ochotę, skocz po ciastka. Chętnie spróbuję.
Mówił prawdę, chciał sprawdzić, jak teraz smakują. Słynne eklery Michalskich to było jego dzieło. Przepis bardzo stary. Jeszcze sprzed wielu dziesięcioleci, kiedy kobiety miały więcej czasu, często dziewki kuchenne do pomocy, o podniesionym cholesterolu nikt nie słyszał, a masy do ciasta ucierało się ręcznie. Zmodyfikował tę recepturę. Ale nie o wszystkich składnikach powiedział szefowi. Ciekawy był, czy nadal potrafią je robić.
Chwilę później jego ciekawość została zaspokojona.
Karolina wpadła zmachana do sali, taszcząc w obu dłoniach delikatny pakunek. Jakub niecierpliwie rozerwał papier, wziął pierwsze ciastko i spróbował.
– Ha! – powiedział już po pierwszym kęsie. – Miałem rację.
– W czym? – zapytała. – Nie sądziłam, że tak lubisz eklery. Myślałam, że siądziemy przy stole, weźmiemy jakieś talerzyki…
– Spróbuj, proszę. – Podał jej jedno z ciastek.
– Zgoda.
Wzięła smakołyk do ręki i ugryzła spory kęs.
– I jak? Dobre? – dopytywał się, ledwo zdążyła przełknąć.
– Ależ ty jesteś nerwowy. Normalnie smakuje – odpowiedziała.
– Naprawdę? – rozczarował się. Dla niego różnica była ogromna, ale jeśli ludzie tego nie czują, nie miała znaczenia. – Spróbuj jeszcze raz.
– Może masz rację. – Karolina spokojnie ugryzła następny kęs i chwilę dłużej potrzymała go w ustach. – Czegoś jakby brakuje. Tak się nastawiłam psychicznie, że będzie pysznie, że od razu mi posmakowało. Nawet się nie zastanowiłam, ale to rzeczywiście trochę inne ciastko.
– Na czym polega różnica? – Patrzył na nią badawczo. Wyraźnie mu zależało na odpowiedzi.
Karolina z przyjemnością wzięła udział w tym eksperymencie. Bardzo lubiła ptysie i miała pretekst, żeby zjeść kolejnego.
– Wiesz… – powiedziała po zastanowieniu. – To ciastko jest takie jakieś… zwykłe – znalazła odpowiednie słowo. – Jak z każdej cukierni, a kiedyś było wyjątkowe.
Ulga sprawiła, że miał ochotę ucałować tę dziewczynę. Ale oczywiście nie zrobił tego.
– Dziękuję ci – powiedział.
– Dlaczego tak bardzo się tym przejmujesz? Cieszysz się, że konkurencja ma się gorzej?
– W pewnym sensie. Kiedyś ci opowiem. Ale to nie jest historia na słoneczny weekend. Poza tym jest długa, a my mamy sporo pracy. W poniedziałek otwieramy na nowo.
Karolina rozejrzała się wokół. Na jej oko nic tu nie było do roboty.
– Zaczniemy od gruntownego sprzątania – zarządził Jakub. – Czuję kurz, stojące powietrze i starość, a powinienem mieć świeżość, czystość i blask. Może zdążymy. Wszystko trzeba to porządnie wyszorować, wymienić, odkurzyć i wypolerować.
– A te kwiaty? – Karolina spojrzała na kompozycje, które sama zrobiła kilka lat temu, kiedy Patryk otwierał restaurację. Od razu zrobiło jej się przykro. Wspomnienia napłynęły bez ostrzeżenia.
– Bardzo ładne. – Jakub skinął głową. – Ale wylatują. Już za długo tu stoją i wyblakły. Poza tym zainwestujemy w świeże. To daje zawsze bardzo mocny efekt.
– Co zainwestujemy? – poprosiła o doprecyzowanie. – Bo ja nie mam zbyt wielu funduszy.
– Tyle, ile masz – odparł Jakub nieuważnie, zajęty przeglądaniem szafki ze środkami czystości. – Ja kupię towar na pierwszy dzień.
– A na kolejny?
– Zarobimy pierwszego.
– Jesteś pewien?
– Nie – odpowiedział szczerze. – Ale to nasza jedyna szansa.
– Rozumiem. – Karolina kiwnęła głową. Wiedziała, jakie jest ryzyko, i chciała je podjąć. Cokolwiek miało się wydarzyć, przynajmniej będzie mieć świadomość, że próbowała. Zrobiła wszystko, co w jej mocy.
– Nic tu nie masz. – Jakub z hukiem zamknął szafkę. – Trzeba jechać na zakupy.
– Przepraszam cię, ale ja samochodu też nie mam…
– Nie szkodzi – powiedział. – Mój stoi niedaleko.
– To dobrze – ucieszyła się. – Nie będziemy wszystkiego tachać.
Miała zamiar udać się z Jakubem na zakupy, ale zatrzymał ją.
– Nie ma sensu jechać razem. Płyn do okien jest. Umyj je. Ja pojadę sam, bo szkoda czasu. Kiedy się zmęczysz, zmienię cię z ciężkimi pracami, a ty pomyślisz o kwiatkach.
– O, dziękuję. To lubię. Jestem florystką z wykształcenia.
– To się dobrze składa.
– Powiem ci, że jak na tak beznadziejną sytuację, to bardzo wiele rzeczy układa się świetnie. Ale tak właśnie mawiała moja babcia, że jeśli ty zrobisz wszystko, co w twojej mocy, Bóg dołoży ci brakującą część.
Oby tak było – pomyślał. Jego optymizm prezentował się nieco słabiej, ale nie zamierzał się poddać bez walki.
***
Pracowali do późnej nocy. Karolina nie czuła ramion ani pleców. Niewielka powierzchnia restauracji zdawała się nie mieć końca. Jakub w pracy okazał się bardzo twardym zawodnikiem. Zaglądał do każdego zakamarka, szorował, płukał wszystko po kilka razy. Wciąż był niezadowolony i jeszcze raz poprawiał, polerował, czyścił.
O drugiej po północy Karolina padła. Była pewna, że cokolwiek miałoby się wydarzyć, ona i tak się już nie podniesie, nie wykona ani jednego skłonu więcej.
– Odpocznij – powiedział łaskawie poganiacz niewolników, jaki najwyraźniej mieszkał w Jakubie. – Koniec na dzisiaj. Idziemy się przespać. Możesz dać mi klucze. Jutro będę przygotowywał potrawy, więc ty możesz dłużej poleżeć w łóżku. Ale na poniedziałek rano proszę cię o przygotowanie bukietów. Nie żałuj na to, zobaczysz, że się zwróci. Dwie piękne donice trzeba też postawić przed wejściem. Z jakimiś kwitnącymi drzewkami byłoby super.
– Najlepiej pojechać w poniedziałek bladym świtem na giełdę kwiatową – powiedziała Karolina i od razu poczuła się niewyspana na samą myśl. Zaczęło do niej docierać, co tak naprawdę oznacza prowadzenie restauracji. Ile to jest pracy.
– Dobrze. Tak zróbmy. Ja tu i tak będę bardzo wcześnie, żeby wszystko przygotować. Załatwię jeszcze białe balony, wywiesimy nad wejściem z informacją o nowym otwarciu i promocjach.
– Dasz radę to wszystko zrobić w tak krótkim czasie?
– Dla mnie to nic nowego. Gdybym nagle zaczął spać każdej nocy, być może mój organizm by tego nie wytrzymał.
Spojrzała na niego z zaciekawieniem, ale o nic nie zapytała. Wiedziała, że wymiga się od odpowiedzi byle wymówką, na przykład, że to nie jest opowieść odpowiednia na środek nocy.
– Idę do domu – powiedziała, po czym z trudem podniosła się z krzesła.
– Podwiozę cię – zaproponował Jakub. – Daleko mieszkasz?
– Nie. Ale moja pięcioletnia córka została na noc u rodziców w Zielonkach. To kawałek, a chciałabym do niej pojechać. Już się za nią stęskniłam. Niedzielę spędziłybyśmy sobie razem, skoro od poniedziałku zapowiada się tutaj taki kosmos.
Jakub na moment odwrócił twarz. Grymas bólu pojawił się na niej w sposób wyraźnie widoczny. Ale mężczyzna szybko się opanował.
– O tej porze dojedziemy bez problemów – powiedział głosem lekko zachrypniętym od emocji, których nie chciał ujawnić. – Kraków ma świetne drogi i połączenia, tylko pod warunkiem że zdecydowana większość kierowców akurat śpi, a ich auta stoją sobie w garażach.
– To racja. – Uśmiechnęła się. Historia tego człowieka fascynowała ją coraz bardziej. Wiedziała jednak, że są takie opowieści, na które musi przyjść odpowiedni czas.
Kiedy usiadła w samochodzie Jakuba, czuła się tak zmęczona, że nie była pewna, czy starczy jej sił, by się z niego wydostać. A jeszcze musiała obudzić mamę, przeprosić za najście o tak nietypowej porze, rozłożyć sobie kanapę w salonie, umyć się i przygotować na szybką pobudkę, tata bowiem zawsze wstawał o szóstej i oglądał pierwsze wiadomości w telewizji. Z pewnością jutro też sobie nie odmówi tej codziennej przyjemności. Karolina zupełnie nie rozumiała, co może być fajnego w porannym przeglądzie makabry, nieszczęścia, oszustw i katastrof. Ale wszystko warte było tego, by zobaczyć córeczkę. Martwiła się o nią i tęskniła. Chciała się upewnić, że mała jest bezpieczna, przytulić ukochane dziecko.
Jechali w milczeniu. Trudno było powiedzieć, czy to z powodu zmęczenia, czy też z innej przyczyny, ale obojgu wcale to nie przeszkadzało. Kiedy podjechali pod dom rodziców Karoliny, Jakub pożegnał się szybko, sprawnie wykręcił samochodem na wąskim podjeździe i zniknął za zakrętem.
Stała jeszcze chwilę i patrzyła na pustą ulicę. Wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich godzin, wydało jej się nagle zupełnie nierealne. Postanowiła nie opowiadać w domu o całej tej sprawie. Mogliby jej nie uwierzyć albo denerwować się, że znowu coś wymyśla, zamiast po prostu sprzedać lokal.
Ciepły wiatr muskał jej policzki. Noc była wyjątkowo piękna. Dopiero teraz to zauważyła. Na niebie migotały gwiazdy, a z ogrodów niósł się zapach kwiatów i wiosennych krzewów. W taką noc najlepiej być zakochanym. Spieszyć się do kogoś bliskiego, myśleć o nim, nawet tęsknić. Byle tylko nie bolało złamane serce.
Karolina przymknęła na chwilę powieki. Nie czuła teraz zmęczenia, tylko ożywcze chłodne powietrze majowej nocy. Zaczęła się cieszyć szansą, jaką dało jej życie. Była ciekawa, jak pójdzie Jakubowi. Czy naprawdę jest takim świetnym kucharzem? Czy można tak po prostu odbudować coś, co upadło, tylko dzięki pracowitości i odpowiednim kompetencjom?
Intrygował ją też sam Jakub. Krył w sobie jakąś tajemnicę i wiele sprzeczności.
Ruszyła w stronę bramki. Zadzwoniła do mamy i czekała na jej reakcję ze spokojem. Była gotowa na spotkanie.