355 500 произведений, 25 200 авторов.

Электронная библиотека книг » Krystyna Mirek » Obca w świecie singli » Текст книги (страница 15)
Obca w świecie singli
  • Текст добавлен: 24 августа 2020, 07:00

Текст книги "Obca w świecie singli"


Автор книги: Krystyna Mirek



сообщить о нарушении

Текущая страница: 15 (всего у книги 17 страниц)

ROZDZIAŁ 29

Agnieszka uginała się pod ciężarem prawie bezwładnego ciała ojca. Nie chciała, żeby Martynka była świadkiem takiej sceny, ale nie miała innego wyjścia. Musiała zawieźć tatę do domu. Lekarz wezwanego pogotowia odmówił przyjęcia pacjenta do szpitala. Ponoć ojciec był tylko pijany. Jeszcze się musiała gęsto tłumaczyć, bo zagrożono jej karą za nieuzasadnione wezwanie.

Chcąc nie chcąc, zadzwoniła po taksówkę i z wielkim trudem nakłoniła ojca, by wsiadł. Taksówkarz dziwnie na nią patrzył, bo tata bronił się, wykrzykiwał, że nie ma rodziny, żadnego domu, nic nie jest wart i żeby go zostawić w spokoju. Niestety po przekroczeniu progu domu wcale nie było lepiej.

Zygmunt Michalski na widok żony skulił się w sobie i wyraźnie chciał zawracać. We dwie zaprowadziły go do sypialni siłą. Zszokowana mama ledwo mogła złapać oddech. Ale spięła się i pomagała, jak tylko umiała. A nie było to wcale łatwe. To wprost niewiarygodne, ile siły ma pijany mężczyzna. Do jakiego stopnia może się nagle zmienić. Wszystko, co do tej pory było dla niego ważne, nagle staje się obojętne. Martynka patrzyła na dziadka szeroko otwartymi oczami, w których malowało się przerażenie. Agnieszka poprosiła ją, by poszła do pokoju, ale dziewczynka i tak zerkała przez uchylone drzwi, a krzyki Zygmunta, tak czy inaczej, słychać było w całym domu.

Wreszcie padł na łóżko. Dziwnie to wyglądało. Stary, zaniedbany, brudny mężczyzna w pięknej kremowej pościeli. Wśród starannie udrapowanych zasłon i świeżych kwiatów stojących w wazonie. Luksus i upadek w jednym.

– Co się z nim stało? – wyszeptała przerażona Jowita. – Trzeba by go jakoś umyć, przebrać.

– Nie ma szans – powiedziała Agnieszka i z trudem się wyprostowała. Czuła w plecach ciężką walkę, jaką właśnie stoczyła. Bolał ją brzuch i mocno nadwyrężone mięśnie. Oddychała pospiesznie. Na jej czole i szyi znaczyły się krople potu.

– Gdzie ty go znalazłaś?

– Zaraz ci wszystko opowiem – odparła ciężko Agnieszka. – Ale najpierw muszę się napić wody i uspokoić dziecko. Martynka w życiu nie widziała takiej sceny. Pewnie się trzęsie ze strachu.

– Powiedz jej, że dziadek jest chory…

– Nie, mamo – przerwała jej. – Nie będę oszukiwać własnej córki. Za takie rzeczy płaci się całe życie. Wiem coś o tym. Fakty są faktami i nie ma co nimi manipulować.

Pani Michalska nie skomentowała tego ani słowem. Nikt świadomie nie robi krzywdy dzieciom, ale zawsze jest to niezwykle przykre uczucie, kiedy widzi się swoje błędy za późno.

Moja malutka Agnieszka – pomyślała i usiadła na brzegu łóżka, tuż obok mocno zabłoconego buta męża. – Sądziłam, że daję jej wszystko, co najlepsze. Piękny dom, zabawki, zajęcia pozalekcyjne, cudowne wakacje. Tymczasem zabrakło najważniejszego. Nie nauczyłam mojego dziecka, jak żyć.

Spojrzała na Zygmunta. Szok znów uderzył w nią z całą mocą. Jakby widziała obcego człowieka. Postarzał się o dobre dziesięć lat. Włosy mu posiwiały, a brzydki zarost pogłębiał wrażenie zaniedbania. Wargi miał spierzchnięte, a dłonie brudne od błota.

– Coś ty przeżył w ciągu tych trzech dni, że wyglądasz, jakbyś wrócił z dna piekła? – wyszeptała ze zgrozą. Na to pytanie trzeba jeszcze poczekać z odpowiedzią. Czuła jednak, że ją dostanie. Nie ustąpi tym razem. Zygmunt będzie musiał z nią porozmawiać.

Tymczasem zeszła do salonu i podbiegła do córki. Agnieszka siedziała na kanapie i mocno obejmowała się ramionami, jakby chciała uspokoić drżące ciało.

– Gdzie Martynka?

– Pobiegła do swojego pokoju, pobawić się jeszcze chwilę przed snem. Nie miałam siły zapędzać jej z powrotem do łóżka. Zniosła to o wiele spokojniej, niż można by się spodziewać.

– Opowiedz mi wszystko. Dlaczego Zygmunt tak wygląda? Gdzie go znalazłaś? Co się stało?

– Dokładnie nie wiem. Mogę się tylko domyślać. Jest pijany w sztok, ale poza tym zdrowy, o ile można tak powiedzieć.

– Gdzie był? Policja tyle się naszukała, a tobie to zajęło tylko kilka godzin.

– Nie wiem, czy tylko – westchnęła ciężko Agnieszka. – Nóg nie czuję i jestem tak zmęczona, że mózg mi już nie działa. Myślenie idzie opornie, wyciąganie wniosków podobnie.

– Trzeba zadzwonić, że ojciec się znalazł. – Jowita odnalazła karteczkę z numerem do oficera policji zajmującego się sprawą jej męża.

– To prawda – zgodziła się jej córka. – Porozmawiaj z nimi. Ja pójdę się położyć. Jestem zmęczona. Jutro ci wszystko opowiem. Może tata się obudzi i coś nam więcej wyjaśni? Tak naprawdę tylko on wie, co się dokładnie stało.

– Dobrze. Idź. Bardzo ci jestem wdzięczna, że przyjechałaś. Bez ciebie nigdy byśmy sobie nie poradzili.

Agnieszka wstała. Miała w głowie mętlik i była wyczerpana długą drogą, a także męczącymi poszukiwaniami. Idąc do łazienki, zajrzała jeszcze do pokoju córki. Martynka, o dziwo, leżała w łóżeczku, do którego sama weszła. Przykryta po szyję kołderką wyglądała tak słodko, jak tylko może śpiące dziecko. Poprawiła jej delikatnie poduszkę, pogłaskała po policzku i podeszła jeszcze do sypialni ojca.

Spał nadal. Leżał w brudnych butach, nieprzykryty i oddychał chrapliwie. Dopiero teraz poczuła wstrętny zapach alkoholu, potu i błotnego szlamu. Spojrzała na niego z goryczą. Tyle lat czekała na niego. Marzyła, że kiedyś będą sobie bliscy. Że on będzie więcej w domu. Ale przecież nie w ten sposób.

Coś ty zrobił z naszym życiem? – miała ochotę zawołać. Uderzyć go w pierś. Jakoś nim wstrząsnąć, żeby wreszcie zrozumiał, czym jest ten ogromny ból, który sprawia swoim bliskim. Właśnie go poczuła z całą siłą.

Oto mężczyzna.

Albo go nie ma, albo jest, bezużyteczny, pijany, brudny i bez sił. Jej zmęczenie przemieniło się nagle w wielką złość. Gdyby ojciec się teraz obudził, usłyszałby całą prawdę o sobie. O tym, jak bardzo zawiódł swoją rodzinę. Do jakiego stanu doprowadził ten dom.

Ale spał, nieświadomy niczego, co dzieje się wokół niego. Agnieszka mimo całego bólu wpatrywała się w ojca. Nagle drgnęła. Usłyszała telefon i ze złością wyszarpnęła go z kieszeni.

– Słucham! – powiedziała wojowniczo do kogoś po drugiej stronie.

– Cześć, to ja, Jakub. Dzwonię, żeby zapytać, czy czegoś nie potrzebujesz. Rozmawiałem z Danielem z restauracji. Powiedział mi, że twój ojciec zaginął. Może trzeba wam pomóc?

– Nie! – krzyknęła nieco za głośno. Cała jej złość na ojca znów wylała się na Jakuba. – Dajemy sobie radę. Rozumiesz? Zresztą tata jest już w domu.

Wystraszyła się plotek. Ojciec zawsze dbał o opinię rodziny. Było to działanie oparte w znacznej części na kłamstwie, ale mocno zakorzeniło się w świadomości Agnieszki. Zygmunt Michalski nigdy nie dopuszczał, by domowe sekrety wydostały się na zewnątrz. W chwili stresu jego córka zadziałała odruchowo. Chroniąc tajemnicę.

– Cieszę się – powiedział Jakub nieco ostrożniej, zbity z tropu ostrym przyjęciem.

– Więc daj mi wreszcie święty spokój! – zawołała. Ona nie widziała tutaj żadnych powodów do radości. Wręcz przeciwnie. Łzy zmęczenia, złości i rozgoryczenia zapiekły ją pod powiekami. – Łączy nas tylko Martynka – powiedziała do Jakuba. – Dotarło do ciebie? W sobotę możesz ją odebrać. Więcej nie mam ci do powiedzenia.

– Okej – odparł jakby bez tchu. Najwyraźniej człowieka można uderzyć w twarz nawet przez telefon i wyłącznie za pomocą słów. Natychmiast się rozłączył.

Agnieszka stała na środku pokoju i oddychała ciężko jak po wyczerpującej walce. Zmęczenie minionego dnia znów położyło się ciężarem na jej plecach. Aż usiadła w fotelu, bo nagle zabrakło jej zupełnie sił. Nie wiedziała, co jej kazało nakrzyczeć na Jakuba. Minęło zaledwie kilka sekund, a tak wiele się zmieniło. Teraz już by tego nie zrobiła. Nie powiedział przecież nic złego. Chciał tylko pomóc. A spotkał się z bardzo nieprzyjemną reakcją. Ten niekontrolowany wybuch pochodził spoza jej rozumu i woli. Z jakichś najgłębszych zakamarków. Z nigdy niewypowiedzianych żalów, lęków i samotności.

Ale to już minęło. Właśnie nastąpił jakiś przełom. Jakby uzewnętrznienie emocji spowodowało, że się uleczyły.

Coś w niej pękło i ten krzyk do telefonu spowodował, że się uspokoiła. Nie była już tamtą zranioną dziewczynką. Poczuła się wreszcie dorosłą kobietą. Mamą.

Oddychała ciężko. Wręcz namacalnie czuła, jak przeszłość się od niej odsuwa. Może nie odchodzi całkowicie, ale oddala się na tyle, by spojrzeć na nią z dystansem. Zrozumiała, dlaczego wszyscy tyle mówią o wybaczeniu. Gdyby umiała wcześniej się na nie zdobyć, być może byłoby jej łatwiej. Nie musiałaby płacić za życiową mądrość tak wysokiej ceny.

Inaczej spojrzała na leżącego obok ojca. Z większym spokojem. Jak na drugiego człowieka. Z jego własnymi błędami i decyzjami. Osobnego, niebędącego częścią córki. Jej życie już nie było z nim tak mocno związane. Nie musiała każdej decyzji opierać wyłącznie na jego zdaniu. Mogła pójść dalej. Niewiarygodne, jak długo to trwało i jak wiele błędów musiała popełnić, by dojść do tego punktu.

Jednocześnie przestała być tak bardzo wściekła na Jakuba. Za to ogarnął ją wstyd. Ogromny. Musiała do niego zadzwonić, jakoś mu to spróbować wyjaśnić. Ale nie miała sił. Tego wszystkiego było za dużo na jeden dzień. Miała wrażenie, że za chwilę zemdleje. Nie była w stanie nawet pójść do łazienki, żeby się umyć i przebrać. Usiadła w fotelu. Wzięła do ręki leżący na półce koc, naciągnęła na siebie byle jak i przymknęła oczy. Na chwilę. Tak przynajmniej planowała.

ROZDZIAŁ 30

Jakub wpatrywał się z przerażeniem w telefon, a potem odrzucił go na półkę, jakby go gryzł w palce.

Zastanawiał się, czy naprawdę to usłyszał. Ale już nie dziwił się tak bardzo jak wcześniej. Agnieszka się zmieniła. A może tylko wyszła na jaw prawda o niej? Nie wiedział tego, lecz nie był już nawet ciekawy. Pękł ostatni sznurek i wreszcie przestało mu zależeć. Łączyła ich tylko córka. Zgadzał się z tą opinią.

Naprawdę łączyła ich już tylko córka.

Rozejrzał się po pokoju, który wynajmował w tanim motelu. Ciągle liczył na zmianę. Wydawało mu się, że jego sytuacja jest przejściowa. Zrozumiał jednak, że został sam na stałe. Nie ma już powrotu do dawnego związku. Musiał swoje życie zbudować od nowa. Nie tak miało być, ale nikt nie pytał go o zdanie. Rozdawano karty obok niego, a on tylko ponosił konsekwencje cudzej gry. Ale nie miał zamiaru dłużej się na to godzić.

Wstał i podszedł do okna. Nędzny widok na zatłoczoną ulicę i słabe światła latarni nie przeszkadzały mu w podjęciu decyzji. Wcale tego nie widział. Patrzył o wiele dalej. W przyszłość. A także w głąb siebie. Może to doświadczenie z Michalskimi było mu potrzebne, by zrozumieć, kim jest i co dla niego ważne? Dojrzeć.

Bardzo się zmienił od momentu, kiedy zakochał się w Agnieszce i na fali wielkiego uczucia przeprowadził się do Krakowa. Młodzik z głową pełną ideałów. Wciąż je miał. Ale stał się dorosłym mężczyzną i już wiedział, że na swoje marzenia każdy musi pracować sam, a coś, co wydaje się czasem życiową szansą, może się okazać największą pułapką.

Nie było tak źle. Miał nowe miejsce pracy. I temu teraz postanowił się poświęcić. Usiadł, wziął do ręki kawałek papieru i zaczął pisać. Planować, szacować kwoty i kalkulować. Potrzebowali więcej pieniędzy. Oboje. On i Karolina. Była dzielna, umiała skromnie żyć i mogła liczyć na pomoc przyjaciół, ale przecież to nie mogło trwać w nieskończoność. Znał takich facetów jak Patryk. Zwykle uczą się odpowiedzialności dopiero po pięćdziesiątce, gdy na większość rzeczy jest już za późno. Karolina nie mogła na nim polegać. To się raczej nie zmieni.

Pomyślał o niej z ciepłem. Bardzo chciał jej pomóc i otoczyć ją opieką.

Wciąż jeszcze był zdenerwowany po rozmowie z Agnieszką, ale jednocześnie cieszył się, że ta wieczna huśtawka i szarpanina pomiędzy nadzieją a rozczarowaniem wreszcie się zakończyła.

***

Agnieszka zerwała się bladym świtem. Zdrętwiała noga boleśnie pulsowała tysiącem maleńkich ukłuć. Mrowienie było bardzo nieprzyjemne. Czuła suchość w gardle i straszną migrenę. Przez chwilę nie mogła zrozumieć, gdzie jest i co się dokładnie stało. Dlaczego śpi na fotelu zamiast we własnym łóżku? Przypomniała sobie, że jest w sypialni taty. Uderzyła ją panująca w pomieszczeniu cisza.

Nagle zrobiło jej się przenikliwie zimno i nawet ból głowy ustał na kilka sekund. Wystraszyła się, że tata umarł i już nie oddycha. Podbiegła do niego i wzięła za rękę. Była ciepła, a pierś mężczyzny unosiła się w równym rytmie.

Śpi – pomyślała z ulgą, a jednocześnie ze złością. Powrócił ból głowy i przypomnienie wszystkiego, co się wydarzyło poprzedniego wieczoru. Wraz z najgorszym, czyli rozmową z Jakubem. Spojrzała na zegarek. Była piąta rano. Nie mogła teraz do niego zadzwonić, choć przecież jeszcze nie tak dawno byli sobie na tyle bliscy, że taki telefon wcale by go nie zdziwił. Ale to się zmieniło i Agnieszka zdawała sobie z tego sprawę.

Wróciła na swoje miejsce. Nie miała pojęcia, co powinna teraz zrobić.

ROZDZIAŁ 31

W sobotę rano Jakub podjechał pod dom Michalskich, ale nie wszedł do środka. Wysłał tylko esemesa, że czeka. Agnieszka przyprowadziła córkę, a on wysiadł, przywitał się z małą, po czym bez słowa otwarł tylne drzwi samochodu i zapiął dziewczynkę w foteliku. Powiedział „do widzenia” i odjechał.

Próbowała znaleźć jakieś słowa, żeby coś mu wyjaśnić, ale nie umiała. Obecność dziecka tego nie ułatwiała. Odjechali, a ona została sama. Żałowała wypowiedzianych zdań, a także tego, że nie dała Jakubowi drugiej szansy. Nie wszyscy byli przecież jak ojciec. Niektórzy potrafią wyciągać wnioski z własnych błędów, zmieniać się. Jednocześnie nie miała odwagi prosić go o to, czego kiedyś jeszcze nie tak dawno sama mu odmówiła. By ją wysłuchał i uwierzył, że coś zrozumiała.

Westchnęła i objęła się ramionami, a potem wróciła do domu rodziców.

***

Jakub nie zapytał o stan teścia. Ale po drodze Martynka opowiedziała mu, że dziadek wrócił do domu brudny i dużo krzyczał. Potem długo spał. Nie chciał wstać nawet na śniadanie. Że nie zgodził się przebrać ani umyć i dopiero wieczorem dał się namówić, by pójść pod prysznic. Był u niego pan doktor, ale Martynka nie wiedziała, co powiedział.

Dzisiaj rano dziadek ponoć leżał w łóżku i choć nie spał, to zachowywał się dziwnie. Patrzył w okno i nie chciał się przywitać nawet z ukochaną wnuczką.

– Jest chory – powiedział Jakub, spoglądając na nią w lusterku. Nie chciał, by ją to dotknęło. Niełatwo było jednak znaleźć słowa, by taką sytuację wytłumaczyć dziecku.

– Ja myślę, że po prostu mu smutno – odparła dziewczynka i być może była to o wiele trafniejsza diagnoza niż ta, którą postawili specjaliści.

– Pewnie masz rację. – Zaparkował i z ulgą wyciągnął córkę z fotelika. Wreszcie mógł ją przytulić. – Moja kochana – powiedział. – To wszystko musiało być bardzo trudne.

Kiwnęła głową.

– Ale dobrze, że już jesteśmy w domu.

– Nie podobało ci się nad morzem? – zdenerwował się od razu. Agnieszka tyle opowiadała o tym, jak im tam dobrze. Pewnie to było kolejne kłamstwo.

– Fajnie było – odparła Martynka z ociąganiem. – Ale lubię u nas. Żebyś ty był i babcia.

– Rozumiem – powiedział Jakub i naprawdę zdawał sobie sprawę z tego, że życie już nigdy nie będzie całkiem proste. Dla dziecka rozpad związku to sytuacja, która nigdy nie ma końca. Dorośli mogą zacząć od nowa. Ono długo będzie rozdarte. Nie widział jednak sposobu, by to naprawić. Na myśl, że miałby wrócić do domu Michalskich, czuł lodowaty chłód. To już nie było możliwe.

– Chodź – powiedział. – Dzisiaj spędzisz dzień w restauracji. Będzie tam jeszcze jedna dziewczynka. Ma na imię Lenka. Może się polubicie.

– Fajnie. – Martynka była otwarta na nową znajomość, a to dawało nadzieję na dobry dzień.

– Znajdę nowe mieszkanie – powiedział. – Niedaleko przedszkola. Tak, żebyś mogła mnie często odwiedzać.

– Przecież jesteś w pracy cały dzień – powiedziała bez wyrzutu. Po prostu stwierdzała fakt i dlatego było to dla Jakuba jeszcze bardziej bolesne.

– Już nie będę – obiecał. – Zatrudnię drugiego kucharza i lepiej to wszystko poukładam. Wyszkolę go, żeby mógł mnie zastępować. Nauczyłem się, że nie można tak długo siedzieć w restauracji.

– To dobrze. – Martynka wyraźnie się ucieszyła. Uścisnęła mu dłoń. Kiedy poczuł ciepło małej rączki, miał wrażenie, jakby dostał order. Najcenniejszą nagrodę.

Damy radę – pomyślał. – Jakoś razem poukładamy nasze nowe życie we dwoje.

ROZDZIAŁ 32

Lato zastało Zygmunta Michalskiego w sypialni. Leżał i myślał. Nieświadomy konsekwencji rozpoczął ten niebezpieczny proces w tamtą pamiętną sobotę. Sądził, że załatwi sprawę szybko. Usiądzie gdzieś, wypije mocnego drinka i zastanowi się nad swoim życiem. Ale kiedy tylko ruszył jeden malutki kamyczek, zasypała go góra problemów. Wszystko to, co do tej pory odsuwał od siebie, czego nie chciał widzieć ani rozumieć.

Nie pomógł spacer nad Wisłą. Michalski wyobrażał sobie dość idealistycznie, że przejdzie się kawałek, złapie kontakt z przyrodą i szybko wyciągnie jakieś sensowne wnioski. Może porozmawia z jakimiś prostymi ludźmi, a oni pomogą mu znaleźć zgubiony kierunek życia? Tymczasem tylko stracił portfel i ledwo się wyzwolił z namolnego towarzystwa bezdomnych. Powiedzieli mu, żeby się cieszył, że pozwolili mu zachować buty.

Zygmunt był już wtedy pijany w sztok. Chciał się wkupić w nowe towarzystwo za pomocą kilku butelek wódki, ale ten pomysł okazał się bardzo zły. Podchmielone towarzystwo ani myślało słuchać o jego problemach, rozumieć i współczuć. Szybko zaczęli mówić o sobie, a potem stali się wręcz agresywni.

Ledwo im uciekł. Do parku nogi zaniosły go same. Usiadł w jednym z nielicznych miejsc, które dobrze mu się kojarzyło. Tyle lat mieszkał w Krakowie, a właściwie nie znał miasta. Wiecznie siedział w pracy.

Odnalezienie przez córkę potraktował jak cud i szansę od losu. Ale po powrocie do domu długo nie mógł się odnaleźć. Wszystko było dla niego problemem. Zjedzenie śniadania, poranny prysznic, zmiana piżamy. Nic mu się nie chciało. Nie czuł głodu, nie musiał pić. Chciał tylko, żeby go wszyscy zostawili w spokoju. Ani razu nie zapytał o restaurację. Myślał. Nadrabiał te długie lata spędzone bez cienia refleksji. W gonitwie obowiązków, w nawale prac. Kiedy nigdy się nie zatrzymywał. Pędził przed siebie, aż w końcu rozbił się o ścianę.

Lekarz zdiagnozował depresję i zaproponował leki, ale Zygmunt schował je pod poduszkę. Nie zamierzał słuchać jego zaleceń. Nie był chory. Po prostu potrzebował pomyśleć, a że zajmowało mu to dużo czasu? Cóż! Widocznie miał sporo tematów.

To nieprawda, że zupełnie nie interesował się życiem, jak mu dzisiaj zarzuciła żona. Owszem, wiedział, co się w domu dzieje. Że Agnieszka wprowadziła się na stałe i dobrze ocenia ten krok, bo Martynka doskonale czuje się u dziadków. Że udało się zapisać z powrotem dziewczynkę do dawnego przedszkola i szybko zapomniała, że miała w ogóle jakąś przerwę. Usłyszał też o nowej pracy Agnieszki i wszystkich jej początkowych trudnościach. Dostała wprawdzie etat w jednym z krakowskich biur projektowych, ale szło jej opornie i z mozołem walczyła o każdy kolejny projekt. Nie miał tylko pojęcia, co w restauracji, bo ku powszechnemu zdumieniu zupełnie go to nie interesowało.

Jego dni wyglądały teraz tak samo. Rano żona karmiła go jakimś wstrętnym kleikiem, potem długo namawiała, by się umył, aż wreszcie znękany jej gadaniem wlókł się do łazienki, brał prysznic i przebierał w świeżą piżamę. Ale golić się za nic nie chciał i po miesiącu przypominał jakiegoś zawieruszonego w spirali czasu starożytnego patriarchę.

Powoli rodzina przyzwyczaiła się do nowych zasad. Przestali tak bardzo się przejmować, próbować go nakłonić, by wziął się za życie i ogólnie w garść. Ustawili grafik dyżurów, tak żeby zawsze ktoś przy nim był. Gdy to tylko się unormowało, a Jowita ze względnym spokojem i jako tako pogodzona z losem zajęła się głównie opieką nad mężem, nastąpiła zmiana. Tego dnia weszła do jego sypialni, niosąc na tacy miseczkę z lekkostrawnym kleikiem, ugotowanym według znalezionego w necie przepisu dla stale leżących w łóżku. Po przekroczeniu progu omal nie upuściła tej wstrętnej brei na własne stopy.

Pokój był pusty, pościel byle jak odrzucona, a męża nigdzie nie było widać. Jowita z trudem się pohamowała, żeby nie zajrzeć pod łóżko. Podejrzenie, że tam się schował, było absurdalne. Rozejrzała się wokół i odstawiła tacę na stolik. Już wiedziała, że nie będzie ona potrzebna. Jeśli Zygmunt zdecydował powrócić do zdrowia, żadna choroba nie mogła mu w tym przeszkodzić.


    Ваша оценка произведения:

Популярные книги за неделю