355 500 произведений, 25 200 авторов.

Электронная библиотека книг » Krystyna Mirek » Obca w świecie singli » Текст книги (страница 12)
Obca w świecie singli
  • Текст добавлен: 24 августа 2020, 07:00

Текст книги "Obca w świecie singli"


Автор книги: Krystyna Mirek



сообщить о нарушении

Текущая страница: 12 (всего у книги 17 страниц)

ROZDZIAŁ 21

Za piętnaście druga Karolina zaczęła się lekko niepokoić. Nie podejrzewała wprawdzie Patryka o aż tak duże lekceważenie, ale do całkowitej pewności sporo brakowało. Nie odezwał się do niej od tamtej rozmowy i bała się, że zmienił zdanie, zrezygnował z wizyty. Mogła zadzwonić, ale wszystko się w niej gotowało przed kolejnym proszeniem się o łaskę. Lenka była jego jedyną córką. Powinien był sam o tym pamiętać.

Teraz było już za późno na pouczanie go, bo Lenka nie odstępowała mamy na krok. Chyba wyczuwała jej zdenerwowanie i niepokój. Karolina nie mogła zadzwonić do Patryka i dopytywać się, czy nie zapomniał o wizycie. Dziecku byłoby bardzo przykro. Uśmiechała się więc, jak mogła najcieplej, i czekała.

A minuty wlokły się jak ciężarówki po wąskiej drodze. Ani ominąć, ani wyprzedzić.

– Może poczytamy książeczkę? – zaproponowała.

– Dobrze. A tata na pewno przyjdzie? – Lenka podniosła na nią pełne zaufania, a jednocześnie niepokoju czekoladowe oczy.

– Tak. – Karolina zacisnęła dłonie i wypuściła wstrzymywane powietrze. Miała ogromną nadzieję, że tak.

Wyciągnęła z półki książeczkę o przygodach żółwia Franklina i zaczęła czytać. Niepokój jej nie opuszczał. Czterdzieści minut później przybrał już formę paniki. Lenka była głodna. Pora obiadowa minęła, a Patryk wciąż się spóźniał. Nawet nie przysłał esemesa z jakimś wytłumaczeniem.

Wstała zdenerwowana i porwała do ręki telefon. Po kilku sygnałach usłyszała w słuchawce jego głos.

Dobre i to – pomyślała z ulgą.

– Gdzie jesteś? – zapytała trzęsącym się z emocji głosem.

– Za chwilę będę – odpowiedział Patryk. Był wyraźnie w bardzo radosnym nastroju. – Musiałem jeszcze Adelcię podwieźć do koleżanki.

– Rozumiem – powiedziała z trudem. Miała ochotę go udusić. – A ile to dokładnie jest chwilka? Lenka jest godna, czekamy na ciebie z obiadem.

– To zjedzcie – rzucił lekko, a ona poczuła piekące łzy w kącikach oczu i zaciśniętą mocno rączkę córki na swojej dłoni.

– Poczekamy – powiedziała. – Pospiesz się, proszę.

– Dobrze – odparł z wyraźnym westchnieniem. Chyba mu trochę zepsuła humor. Przypomniała o takich sprawach jak odpowiedzialność, punktualność, dotrzymywanie słowa. A on teraz żył w innym świecie. Adelcia nie zawracała mu głowy takimi poważnymi tematami.

Karolina odłożyła słuchawkę.

– Tatuś będzie? – zapytała Lenka.

– Tak. Ma lekkie opóźnienie, bo musiał kogoś zawieźć samochodem.

– Naszym?

– Cóż… – Karolina niespecjalnie miała ochotę wdawać się w wyjaśnienia dotyczące zawiłości prawnych po rozstaniu z kimś, kto zabrał swoje rzeczy, nie troszcząc się o nic.

– Pojechał z nową panią? – dopytywała się dziewczynka.

Karolina zadrżała. Wiedziała, że nie uniknie tej rozmowy. Ale musiała się do niej przygotować. Lenka nie mogła usłyszeć przypadkowych słów wypowiedzianych pod wpływem emocji.

– Chodź, kochana. – Objęła ją i pociągnęła w stronę kuchni. – Zjemy sobie zupkę, a drugie danie z tatą.

– Może przyniesie mi jakąś niespodziankę?! – Dziewczynka z typową dla przedszkolaków umiejętnością błyskawicznego przeskakiwania z jednego nastroju w drugi dała się przekonać do zmiany tematu. A może też bała się trochę tej odpowiedzi?

– Jest szansa. – Uśmiechnęła się Karolina, nalewając rosół. Cieszyła się, że w szafie w przedpokoju bezpiecznie spoczywał spakowany w kolorowy papier misiek. Zamierzała podrzucić go dyskretnie Patrykowi. Niestety, szansa na to, że sam wpadł na pomysł, by przygotować coś dla córki, była minimalna.

Położyła talerze z zupą na stole. Rosół miał piękny kolor i taki sam smak. Zawsze gotowała go z miłością i szczególnym staraniem, był wspomnieniem jej dzieciństwa. A teraz jeszcze wzbogaciła przepis radami Jakuba. W domu zapachniało jak w pięknej restauracji Michalskich. Lenka zanurzyła łyżkę w zupie i od razu było wiadomo, że Jakub zyskał kolejną fankę.

Karolina też jadła z przyjemnością. Nawet się uśmiechnęła, zapominając na chwilę o swoich troskach. Ten rosół kojarzył jej się z każdym dniem ostatniego tygodnia. Od niego Jakub zaczynał przygotowania i to ten piękny głęboki aromat dawał w kuchni znak, że zbliża się południe. Pora obiadowa. I choć działali tak krótko, były już osoby, które z tego powodu wróciły.

Dobrze, że przynajmniej tam sprawy układają się, jak należy – pomyślała z wdzięcznością. – Życie chociaż w jednym miejscu jest ułożone i przewidywalne. Na Jakuba można było liczyć. Bardzo potrzebowała teraz takiego oparcia, niechby to było tylko w sprawach zawodowych. Czegoś, na czym można budować nadzieję, że będzie lepiej.

Kiedy człowiek zostaje sam, zwłaszcza w tak dramatycznych okolicznościach jak zdrada, przyjaciele stają się niezwykle cenni. Karolina na szczęście mogła na nich liczyć. Malwina pomagała jej odnaleźć się w świecie singli i oswoić z myślą, że w ten sposób też można fajnie żyć, Janka niespodzianie stała się jeszcze bliższa, a Jakub dopełniał to grono. Znali się krótko, ale ten mężczyzna szybko stał się dla niej kimś bardzo bliskim.

Rosół zniknął z talerzy. Lenka podniosła głowę i czuło się w powietrzu kolejne pytanie o tatę, gdy wreszcie zaterkotał dzwonek do drzwi.

Lenka zerwała się tak szybko, że tylko cudem uniknęła zderzenia z szafką kuchenną. Karolina podążyła za nią. Otworzyła drzwi szafy i pod pretekstem wylewnego powitania wpakowała w puste ręce Patryka prezent dla dziecka. Miała tylko nadzieję, że ten głupek nie zapyta głośno, co to jest. Na szczęście nie zdążył. Lenka z radością wzięła pakunek z jego rąk, rozerwała papier, po czym przytuliła się do misia. Jak słusznie Karolina się domyśliła, miał dla niej szczególną wartość, bo był od taty.

Łzy znów napłynęły jej do oczu i spojrzała z wyrzutem na Patryka. Ten rozłożył bezradnie ręce.

– Następnym razem się poprawię – wyszeptał.

Może była to jakaś nadzieja.

Córeczka pociągnęła go w stronę stołu i rozpoczął się rodzinny obiad. Lenka i Patryk sprawiali wrażenie, że się dobrze bawią. Tylko Karolina była spięta. Zupełnie się nie odnajdywała w nowych regułach życia. Przydałaby się pomoc Malwiny. W świecie singli czuła się bowiem zupełnie obca.

ROZDZIAŁ 22

Malwa zjadła niedzielny posiłek w restauracji U Michalskich. Lubiła tutaj bywać. Smakowało jej jedzenie i pochlebiało, że właściciel zna ją z imienia i zawsze zatrzyma się choć na chwilę przy stoliku, by zadać kilka pytań, rzucić jakiś niezobowiązujący żart. Tak naprawdę chciała zjeść u Karoliny. Choć wydawało się to absolutnie nieprawdopodobne, odniosła wrażenie, że rosół smakuje jej tam lepiej niż dzisiaj u Michalskich, mimo że dania tutaj uchodziły za niemożliwie do porobienia. Nie wierzyła, że w restauracji, która znajdowała się o krok od upadłości, zatrudnił się kucharz przewyższający umiejętnościami tego, który gotował tutaj.

A jednak jakoś jej dzisiaj nie smakowało.

Właściciela też nie było i Malwina czuła z każdym kolejnym kęsem, że ta wizyta nie zostawi po sobie najlepszych wspomnień. Drugie danie było nie tak dobrze przyprawione jak zwykle i nie pomogły nawet słynne ptysie. Okazały się mdląco słodkie. Malwina bardzo dbała o linię i zawsze żal jej było każdej połkniętej kalorii, która nie przynosiła wyjątkowych doznań smakowych.

Zła na cały świat opuściła restaurację, przeszła na drugą stronę, sprawdziła, że u Karoliny nadal zamknięte i szybko wyciągnęła telefon.

– Cześć – powiedziała. – Co to ma znaczyć? Ja ci tu finansuję przystojnego kucharza o tajemniczej przeszłości, a ty zamykasz budę na weekend i nie dość, że generujesz straty, to jeszcze przez ciebie nie zjadłam dzisiaj porządnego rosołu.

– Nie denerwuj się – powiedziała spokojnie Karolina. – Inaczej się nie dało. Musieliśmy zamknąć. Zarówno ja, jak i Jakub mamy w weekend trochę rodzinnych spraw. Ale w ramach rekompensaty zapraszam cię do domu. Też mam rosół.

– No dobra. – Malwinie nie trzeba było dwa razy powtarzać. – Wsiadam w samochód i będę u ciebie. To chwilę potrwa, bo znaleźć parking w centrum trudniej niż bramy do raju.

– Gdzie stoisz? – roześmiała się Karolina.

– Przy galerii. A nawet tam jeździłam chyba z piętnaście minut i szukałam wolnego miejsca.

– Czekam na ciebie. Będziesz zadowolona. Mam nawet ptysie z restauracji. Wzięliśmy z Jakubem do domu, żeby się nie zmarnowały.

– Przytyjesz w tej branży – ostrzegła ją Malwa. Sama miała idealną sylwetkę i dbanie o nią było jednym z jej ważniejszych życiowych celów.

– Może – przyznała Karolina. – Ale z pewnością będę mieć choć jedną przyjemność, bo poza tym to ogólnie straszna kicha – dodała poważnym tonem.

– Nawet tak nie mów. Już do ciebie pędzę, wszystko mi spokojnie opowiesz. Na pewno nie jest tak źle, jak ci się wydaje.

– Tylko gorzej – powiedziała Karolina ciszej, żeby córeczka nie usłyszała, po czym się rozłączyła.

Mocno przejęta Malwina nawet nie zauważyła, kiedy dotarła na parking. Napędzało ją napięcie i obawa o przyjaciółkę. Domyślała się wprawdzie, że odpowiedzialny za jej zły nastrój jest z pewnością Patryk, ale nie mogła wykluczyć, że jest jeszcze jakiś problem. Najbardziej bała się, że to coś z Jakubem. Na samą myśl o nim przyspieszyła kroku.

Dziwnie się czuła w obecności tego mężczyzny.

Oczywiście cieszyła się, że zgodził się pracować w restauracji Karoliny. Od razu się zorientowała, że jest świetnym fachowcem, z tych, co łączą talent z pasją, a sukces idzie za nimi krok w krok. Ale niepokoił ją. Nic o sobie nie mówił. Nie chciał nawet powiedzieć, gdzie wcześniej pracował, czy jest żonaty, ma dzieci, skąd pochodzi. Nic.

Malwina nie przepadała za mężczyznami, choć nie stroniła od ich towarzystwa. Zawsze jednak dbała o stosowny dystans. Wbrew obiegowym opiniom samotność wnosiła do jej życia spokój. Ona nie miała kłótni o poranku, które stresują człowieka przed pracą, ciche dni oznaczały spokój w domu, a nie tajemniczy powód obrazy, który należało najpierw odnaleźć, a następnie jakoś pokonać. Wieczory spędzała na dobrej zabawie. Miała ochotę poczytać książkę w fotelu – robiła to, chciała wyjść na miasto – nic nie stało na przeszkodzie. Jeśli wracała z biura zmęczona, kładła się na kanapie, zawijała w koc i, popijając ulubioną herbatę, oglądała seriale.

Fajne to było życie. Świadomie je wybrała i nie zamierzała ryzykować zmian. Związki zawsze niosły ze sobą pewne niebezpieczeństwo. I już nawet nie chodziło o obiegowe opinie, że wszyscy mężczyźni to dranie, bo jasna sprawa, że nie są prawdziwe. Po prostu ludzie są różni. Zwykle ich charaktery są słabe. Nie potrafią dotrzymać słowa nawet danego samemu sobie. Jakże mogliby nie zawieść kogoś drugiego? Są na to za mali.

Rzecz jasna, mógł się zdarzyć wyjątek. Ale tego się nigdy nie wie na początku. Wielka miłość nie jest żadną gwarancją. A drugi człowiek, z którym trzeba dzielić łóżko, stół i konto bankowe, zawsze może wygenerować kłopoty. Jak u Karoliny na przykład. Z tą myślą zaparkowała samochód pod blokiem. Zatrzasnęła z hukiem drzwiczki i, stukając o chodnik wysokimi obcasami, pospieszyła w stronę wejścia.

Ale długo przyszło jej czekać na rozmowę z przyjaciółką. Nie dało się poruszyć żadnego trudnego tematu w obecności Lenki, a ta, przejęta po wizycie taty, siedziała przy nich aż do późnego wieczora. W kółko opowiadała o swoim nowym misiu i obiadku z tatusiem. Cieszyła się, bo obiecał, że za tydzień zabierze ją do parku. Wreszcie zmęczona dała się namówić na kąpiel i położenie do łóżeczka. Ale choć widać było po niej, że opadła z sił i pilnie potrzebuje odpoczynku, długo nie mogła zasnąć. Karolina siedziała obok niej, głaskała ją po główce, opowiadała kolejne bajki, a dziewczynka kręciła się niespokojnie w łóżeczku i ledwo na chwilę przymknęła oczy, zaraz je otwierała z powrotem.

Wreszcie zasnęła, ściskając w objęciach misia. Karolina siedziała jeszcze chwilę przy jej łóżku. Trzymała w dłoniach ciepłą rączkę córki. Nie była dumna z kłamstwa, które wymyśliła, ale żaden lepszy pomysł nie wpadł jej do głowy.

Może Patryk jednak się poprawi? – pomyślała z nadzieją.

Słyszała szum wody w kuchni. Malwa chyba strasznie się nudziła, skoro zabrała się za porządki.

Karolina uśmiechnęła się. Przyjaciółka była jej bardzo bliska. Wszystko je różniło, a jednak były ze sobą w każdej trudnej chwili. Pożyczały sobie ubrania i pieniądze w ciężkich momentach, wspierały się i bawiły razem, choć ich temperamenty były tak sprzeczne, że naprawdę ciężko było znaleźć taką formę rozrywki, która by im obu odpowiadała.

– Przyuczasz się do nowej roli? – zapytała, wchodząc do kuchni. – Ładnie ci w fartuszku.

– A daj spokój – fuknęła Malwina. – Jak można mieć tyle garów? Ja mam jeden kubek. Napiję się herbaty, opłuczę na bieżąco i spokój. Czasem się jakiś talerzyk trafi albo nóż do obierania jabłek, i tyle. A ty, biedaku, codziennie toniesz w tej stercie.

Karolina pomyślała o smacznym obiedzie, szczęśliwych oczach córeczki i pomyślała, że warto.

– Nie uśmiechaj mi się tutaj pod nosem – zrzędziła Malwa. – I nie wmawiaj, że domowe obowiązki mogą być piękne. Rzucam to! – powiedziała i zgodnie z nagłym postanowieniem cisnęła skąpaną w pianie gąbką w głąb zlewu. Opłukała i wytarła dłonie. – Masz jakieś dobre wino? – zapytała. – Czy, jak przystało na prawdziwą kurę domową, pijasz już tylko ekologiczne żółtko na wieczór?

– Dlaczego znowu żółtko? – zastanowiła się Karolina.

– Bo to kurom nie szkodzi – odparła Malwa. – Tak mi się przynajmniej wydaje.

– Okej, na drobiu to ty się nie znasz, ale pocieszę cię. Mam wino. – Karolina zaprowadziła ją do pokoju. Wyciągnęła dwa kieliszki i butelkę zachowaną z jakichś dawno zapomnianych urodzin. Otworzyła i nalała do pełna. Zapowiadała się długa noc.

– To jak było? – zagaiła Malwa. – Chyba dobrze. Patryk się postarał, prezent przyniósł i musisz przyznać, że był to strzał w dziesiątkę, a ja dobrze wiem, jak ciężko czasem kupić dziecku jakiś upominek. Obiad z wami zjadł, obiecał przyjść znowu…

– Daj spokój. – Karolina szybko otarła łzę, bo emocje jej puściły, jak tylko w domu zapanowała chwila spokoju. – Spóźnił się, a potem spieszył, jak nie wiem. Ta cała jego Adelcia trzy razy telefonowała w czasie obiadu i krzesło go parzyło w tyłek, tak szybko chciał do niej uciekać. Cud, że udało mi się zachować na tyle lekką i swobodną atmosferę, że Lenka się nie zorientowała, jak bardzo jest do kitu.

– Nie mogę w to uwierzyć…

– Ja też. Ale byłam przy tym. A miśka sama kupiłam, żeby dziecku nie było przykro.

– O rany! Tego bym nie wymyśliła.

– Bo nie jesteś mamą i nie wiesz, jak to jest, kiedy człowiek całym sobą czuje emocje tego malutkiego stworzonka, które ci wierzy i jest przekonane, że je ochronisz przed wszystkim. Na samą myśl, że będzie cierpieć, coś ci przeszywa wnętrzności. Więc robisz, co w twojej mocy, żeby uratować to dziecko przed światem.

– Misja nierealna – westchnęła Malwina.

– Misja codziennie realizowana przez setki kobiet.

– To musi być wyzwanie. – Malwina dolała sobie do kieliszka i spojrzała pod światło na piękną bordową barwę wina. Było niezłe. – Ciekawa jestem, czy we mnie się też kiedyś obudzi taki instynkt. Na razie się na to nie zanosi. Zanadto kocham swoje wygodne życie i twoją Lenkę. Rzeczywiście dziad z tego Patryka, żeby głupiego lizaka dziecku nie kupić po tak długiej nieobecności.

– Sama widzisz.

– Ale ty już nie płacz. Mówiłam ci, że mężczyźni to tylko niepotrzebna komplikacja w życiu. Olewaj ich, jako i ja olewam. Wcale się dziadem nie przejmuj. Lenka da sobie radę. Ma twoich rodziców i fajną ciotkę, a być może wkrótce jakichś kuzynów. Ma ciebie, Jankę z Mikołajem i mnie oczywiście. To naprawdę sporo. Wychowamy ją na fajną kobietkę, nawet jeśli ten palant da nogę na dobre.

Karolina wytarła nos.

– Nie wiem – powiedziała. – Słowo daję, że nie mam pojęcia, co źle zrobiłam.

– A może to nie ty popełniłaś błąd, tylko on? – zapytała celnie Malwina. – Zwykle się mówi, że wina leży po obu stronach, ale, do cholery, od tej zasady jak od każdej innej obowiązują wyjątki. Czasem tak jest, że jakiemuś palantowi trafi się piękny związek jak ślepej kurze ziarno. To najlepsze, co go w życiu mogło spotkać, ale on o tym nie wie, jest bowiem dokładnie tak samo ślepy, jak ta kura i zaprzepaszcza swoją szansę. Zwykle się orientuje, co stracił, gdy jest już za późno. Może to Patryk, nie ty, właśnie popełnia swoją największą życiową głupotę.

– Wcale mu tego nie życzę – powiedziała Karolina i odstawiła nietknięte wino. I bez tego zaczynała ją boleć głowa.

– Wiem. – Malwa pogłaskała ją po ramieniu. – Bo ty fajna dziewczyna jesteś. I zobaczysz, sama też możesz być szczęśliwa. Nauczę cię.

– To dobrze. Naucz. Nie chcę czuć się w świecie singli jak na obcej planecie. Niech już wreszcie zapanuje jakiś spokój. Muszę się zająć restauracją. Na razie mam jeszcze domowe zaskórniaki, ale pilnie potrzebuję kasy. Dziecko, przedszkole, mieszkanie, życie. Jakieś auto, choćby stare, bardzo by mi się przydało.

– A pytałaś Patryka o alimenty?

– Jeszcze nie. Brakowało okazji. Lenka nie odstępowała go na krok. Nie będę się przecież przy dziecku kłócić o pieniądze.

– Dlaczego od razu zakładasz, że się nie dogadacie?

– Bo on nie ma kasy. Na razie nie znalazł żadnej pracy, a część długów zaciągał prywatnie na swoje konto. Ja tego przecież nie będę spłacać. Więc łatwo mu nie jest i być może także z tego powodu mnie tak unika.

– Brzmi logicznie.

– No właśnie. Ale mnie zależy tylko na tym, żeby był dobrym tatą.

– To mu o tym powiedz – poradziła jej Malwina. Myśl niby prosta, ale nie każdy na nią wpada.

– Zamierzam. – Karolina po namyśle przyznała jej rację. – Bo jeśli każda wizyta tak będzie wyglądać, to ja się po prostu wykończę.

– Dobrze, że chociaż w restauracji się układa. – Malwa opróżniła trzeci kieliszek. – Jakub to dla ciebie prawdziwy dar od losu.

– Wiem. – Karolina na jego wspomnienie od razu się uśmiechnęła.

– No! Tylko się przypadkiem nie zakochaj. – Malwina sama nie wiedziała, dlaczego właśnie te słowa jak torpeda wystrzeliły z jej ust. Dlaczego na samą myśl o takiej opcji poczuła w sercu wielki niepokój?

– Co ty mówisz?! Lubię go i szanuję, a on sobie nie życzy żadnych osobistych wycieczek. Dał to wyraźnie do zrozumienia. A ja też nie mam na takie sprawy siły ani ochoty. Wiesz, bardzo odpoczywam w pracy. Świadomość, że obok jest ktoś, kto cię świetnie rozumie, na kim możesz polegać, jest dla mnie jednak czymś nowym. To niewiarygodna ulga.

Malwina nie znała tego stanu. Zawsze polegała głównie na sobie i zwykle się nie zawodziła. Nigdy nie była w stałym związku. Ale poczuła ulgę, słysząc słowa przyjaciółki, i bardzo ją to zaskoczyło. Zupełnie nie rozumiała, dlaczego myśl, że tych dwoje łączą tylko sprawy zawodowe, tak ją ucieszyła.

ROZDZIAŁ 23

Dochodziła jedenasta w nocy, gdy Agnieszka z ulgą zamknęła laptop i przetarła zmęczone czoło. W biurze było już zupełnie pusto. Tylko znudzony ochroniarz oglądał stare filmy na niewielkim telewizorze. W sobotę przed południem przyszło do pracy kilka osób, by coś sprawdzić, dokończyć. Ale nikt nie został tak długo.

Agnieszka wyprostowała plecy. Coś strzyknęło jej w kręgosłupie. Wstała i kilka razy przeszła się po pokoju. Spojrzała w okno. Rozświetlone miasto pięknie wyglądało z siódmego piętra budynku. W oddali czarną błyszczącą taflą kołysało się morze. Widok z okna był jedną z wielu zalet pracy w tym miejscu. Zarówno w dzień, jak i w nocy. Ale w ciemności widziała to po raz pierwszy. Zwykle nie mogła zostawać w firmie po godzinach. Musiała szybko zwijać się, by zdążyć do przedszkola.

Ta wolna sobota spadła jej z nieba. Agnieszka nie była tak sprawna w wykonywaniu zadań jak koleżanki i koledzy w pracy. Wielu rzeczy musiała szukać, czasem nie wiedziała gdzie. Schodziło jej dłużej z każdą czynnością. Możliwość nadrobienia zaległości była bardzo cenna. Jeśli chciała na dobre wrócić do zawodu, co więcej, osiągnąć w nim jakiś sukces, potrzebowała pomocy. Kogoś, w czyje ręce mogłaby od czasu do czasu bezpiecznie złożyć opiekę nad Martynką.

Zapowiedź Jakuba, że przeniesie się on do Gdańska, była naprawdę kusząca. Wydawała się prostym rozwiązaniem problemu. Tylko czy to miało sens, uciekać od faceta ponad tysiąc kilometrów, by potem ściągać go do siebie? Jeśli mieli żyć obok i dzielić się opieką nad dzieckiem, równie dobrze mogli to robić w Krakowie. Tym bardziej że tam była też mama, trochę wycofana, nieco obojętna, ale jednak nigdy nieodmawiająca pomocy, a co ważniejsze, bardzo dyspozycyjna czasowo.

Agnieszka się zastanowiła. Może powinna przemyśleć swoje życie raz jeszcze? W każdym planie, nawet najbardziej doskonałym, trzeba wprowadzać zmiany na bieżąco. Dużo osiągnęła. Przekonała się, że może stanąć na własnych nogach. Nie musi cały czas być córeczką tatusia podpiętą pod jego kartę kredytową, mieszkającą w jego mieszkaniu. Małą dziewczynką, która nie miała nawet prawa ustalić samodzielnie daty ślubu, choć od lat była pełnoletnia i wychowywała dziecko.

Straszne. Podeszła bliżej do okna, objęła się ramionami i zapatrzyła w migające światła domów. Nie miała pojęcia, czy jest jedyną osobą tak zmanipulowaną przez najbliższych. Nigdy nikogo takiego nie poznała, ale też nie miała zbyt dużego kontaktu z ludźmi, z prawdziwym życiem. Tata zawsze powtarzał, że bez niego niczego by nie osiągnęła. To jednak nie była prawda. Mogła, choć musiała się wielu rzeczy uczyć od nowa. Łatwo się żyje w złotej klatce, ale latać się tam nikt nie nauczy.

Podobała jej się ta samodzielność. Poczucie, że panuje nad własnym życiem. Nie musiała jednak płacić za to aż tak wysokiej ceny. Sam fakt pokazania Jakubowi, że nie może jej lekceważyć, też napełniał ją zadowoleniem. Kiedyś prosiła, by przyjechał do dziecka, i czekała bezskutecznie. Teraz wystarczył jeden krótki esemes i natychmiast przemierzył taki kawał drogi.

Nie chciała jednak wracać do zamkniętego tematu. Była wolna i miała prawo cieszyć się tym stanem.

Wyszła z biura i pożegnała się z ochroniarzem, który odprowadził ją długim spojrzeniem. Uśmiechnęła się do siebie. Może i był staruszkiem, ale zawsze to miło wiedzieć, że się człowiek komuś podoba. Nie zamierzała całe życie być sama. Ale w nowy związek chciała wejść na własnych warunkach.

Kiedy dojechała pod blok, w oknach wynajmowanego mieszkania nie paliło się ani jedno światło.

Posnęli – pomyślała. Myliła się.

***

Jakub siedział w ciemnym pokoju i wpatrywał się w telefon. Od dwóch godzin próbował nacisnąć odpowiednią ikonkę i zadzwonić do Karoliny. Powiedzieć jej, że będą musieli zmienić formę współpracy, ponieważ on przeprowadza się do Gdańska.

Martynka spała. Spędzili razem wspaniały dzień i nie miał już żadnych wątpliwości, że taką właśnie decyzję należy podjąć. Ale nie było mu łatwo, a nawet więcej. O wiele trudniej, niż się spodziewał.

Na samą myśl, że ma o tym powiedzieć Karolinie, włączał mu się hamulec, który uniemożliwiał jakiekolwiek działanie. Uświadomił sobie, że bardzo lubi tę dziewczynę, chce nadal z nią rozmawiać o życiu, wspólnie gotować i walczyć codziennie o utarg i przetrwanie. Choć prowadzony przez nią lokal ratował się przed upadkiem, w tej pracy w ogóle nie czuł stresu, presji, która u świetnie prosperującego Zygmunta Michalskiego była na porządku dziennym. Cóż za paradoks! Jaki jest sens osiągać sukces, jeśli niszczy on twoje życie? Czy to nie za wysoka cena?

Nie to go jednak teraz najbardziej martwiło.

Najbardziej na świecie nie chciał, by Karolina znowu się smuciła. Kiedy o tym myślał, od razu widział ją przy stoliku pod oknem. Siedziała pochylona nad papierami, a jej opuszczone ramiona sprawiały, że natychmiast miał ochotę objąć ją i przytulić, choć relacja między nimi była absolutnie czysta. W pełni przyjacielska. Nigdy by nie przekroczył wyznaczonej przez nią granicy.

Nie chciał też tego. Wciąż kochał Agnieszkę, choć po dzisiejszym dniu zauważył pewną zmianę. Jego uczucie było niczym lina marynarska. Nie do zerwania. Jednak nie stanowiło jednolitej masy. Składało się z mnóstwa małych, cienkich skręconych sznurków. Dzisiaj pękło kilka z nich. Ale całość wciąż trzymała się mocno. Gdyby Agnieszka weszła teraz do mieszkania, przytuliła się, pocałowała go, zrobiłby dla niej wszystko.

Kiedy usłyszał kroki w przedpokoju, zerwał się, gnany dobrze znaną nadzieją, która choć rano umarła, teraz ochoczo zmartwychwstała. Wystarczyła jej odrobina szansy, by narodzić się na nowo.

Ale szybko dostała mocnego kopniaka. Agnieszka weszła do środka i, nie zdejmując wiosennego płaszcza w smakowitym kolorze miętowych lodów, usiadła naprzeciw niego.

– Nadal chcesz się przeprowadzić? – zapytała.

– Tak – odparł, a gdzieś z tyłu głowy mignął mu obraz załamanej Karoliny, która, był pewien, straci swoją restaurację.

– Zbyteczne staranie – zignorowała jego poświęcenie Agnieszka.

– Słucham? – nie zrozumiał, co miała na myśli.

– Nie musisz tego dla mnie robić.

Bach! Prawie usłyszał, jak pękł kolejny sznurek łączącej ich liny.

– Nie robię tego dla ciebie – zdenerwował się. – Tylko dla naszej córki.

– To dobrze – odparła Agnieszka, choć trochę jej się nie spodobała ta odpowiedź. Jakoś tak przyzwyczaiła się, że Jakub prosi, przeprasza, błaga. Stało się to dla niej pewnikiem.

– Co masz na myśli? – Ciśnienie na dobre mu się podniosło. Był gotów wszystko zostawić, byle tylko móc być bliżej Martynki, a teraz czuł, że znów szykuje się coś nowego. Jakiś podstęp, którego szczegółów nie umiał sobie wyobrazić. Ale jedno było pewne – będzie on skierowany przeciw niemu. Znów utrudni mu życie. Jakby mało jeszcze było komplikacji.

– Nie unoś się tak. – Agnieszka patrzyła na niego zimno i rzeczowo, jakby zupełnie nie umiała zrozumieć targających nim uczuć. Ten wzrok przecinał kolejne łączące ich sznurki. – To ja przeprowadzę się z powrotem do Krakowa.

Usiadł. Zdumienie podcięło mu nogi.

– Ale jak to? Tak nagle?

– Zmieniłam zdanie. Będzie mi łatwiej.

– Okej. – Uśmiechnął się kpiąco. – Jeśli miałem przez chwilę nadzieję, że pomyślałaś o kimś innym niż o sobie, to szybko mnie sprowadziłaś na ziemię. Powiadasz, że dla własnej wygody jesteś w stanie to zrobić?

– Uważaj sobie, co chcesz. Wcale mi na tym nie zależy. Dość mam facetów, którzy mnie oceniają i mówią mi, jak mam żyć. Sama wiem.

– Okej – powtórzył. – W takim razie podsumujmy. Wracasz do domu?

– Jeśli masz na myśli mieszkanie ojca, to za nic w świecie. Poszukam czegoś do wynajęcia.

– A praca?

– Znajdę. Jeśli tutaj, na kompletnie obcym terenie, mi się udało, to tym bardziej w Krakowie.

– Pomogę ci – zdecydował szybko. – Powiedz, jakiego mieszkania potrzebujesz, a spróbuję je znaleźć. Podaj widełki cenowe, wymagania i lokalizację. Ty się zajmij wysyłaniem CV. Im szybciej to się uda załatwić, tym lepiej. Może Martynka wróci do swojego dawnego przedszkola i bardzo nie odczuje tej szarpaniny?

– To mamy odpowiedź na większość twoich pytań. Szukaj w tamtej okolicy. Mogą być dwa pokoje. Nie za drogo, ale tak, żeby można było wprowadzić się z dzieckiem bez remontu i tak dalej.

Nie podziękowała za jego pomoc. Uznała ją za coś naturalnego. Chwilę później pożegnała się i poszła spać. Wyglądała na zmęczoną. Słyszał przez ścianę szum wody w łazience, gdy brała prysznic. To, mimo całego żalu i złości, odbudowało kilka pękniętych sznurków. Przypomniało mu, jak bardzo ją kiedyś kochał. Uczucie wciąż było żywe.


    Ваша оценка произведения:

Популярные книги за неделю