355 500 произведений, 25 200 авторов.

Электронная библиотека книг » Krystyna Mirek » Obca w świecie singli » Текст книги (страница 16)
Obca w świecie singli
  • Текст добавлен: 24 августа 2020, 07:00

Текст книги "Obca w świecie singli"


Автор книги: Krystyna Mirek



сообщить о нарушении

Текущая страница: 16 (всего у книги 17 страниц)

ROZDZIAŁ 33

Jakub wynajął niewielkie mieszkanie niedaleko przedszkola Martynki i uczył się żyć na nowo. Był singlem i ten status dawał Malwinie pretekst do nieustającego wykładu na temat tego, jak wspaniały jest to stan i jakie się przed Jakubem rysują wspaniałe perspektywy. Ale on wcale tego nie potrzebował. Świetnie dawał sobie radę. To Karolina czuła się w świecie singli obco. Jakby wciąż nie mogła się odnaleźć w nowej sytuacji. Czas płynął, lecz ona się nie przyzwyczajała.

Jakub natomiast szybko zaczął dostrzegać dobre strony nowego układu. Coraz częściej czuł się prawdziwie szczęśliwy. Na przykład dzisiaj. Było późne sobotnie popołudnie. Karolina biegała po parku z dziewczynkami, a on stał na końcu alejki i patrzył na nie. Tworzyły zgraną gromadę i lubiły spędzać razem czas. Martynka często gościła u Lenki, choć Agnieszka nigdy nie zaproponowała rewizyty.

Westchnął na myśl o niej, choć już nie tęsknił jak dawniej. Więź na dobre się zerwała. Spotykali się tylko przy okazji odbierania córki. Czasem miał wrażenie, że Agnieszka chce mu coś powiedzieć, ale nie ma odwagi. Że się zmieniła. Po tamtej ostrej rozmowie już nigdy więcej się nie pokłócili. Była wobec niego zawsze uprzejma. Ale już nie analizował jej zachowania. Nie potrafił odnaleźć się w tym gąszczu sprzecznych sygnałów.

– Tata! – Martynka podbiegła i złapała go mocno za nogi. Ledwo się zatrzymała w pędzie. Tuż na nią pędziła Lenka. Za chwilę dołączyła do nich Karolina. Oparła ręce na kolanach, pochyliła się i oddychała pospiesznie.

– Następnym razem ty z nimi biegasz – powiedziała, łapiąc oddech. – Ja nie mam takiej kondycji. Pędzą jak strzały.

Uśmiechnął się.

– Możesz mnie w zamian poprosić, o co chcesz – przypomniał. – Nie cierpię biegać, a one nigdy nie mają dość. – Spojrzał ciepło na dziewczynki. Nawet w niewielkim stopniu nie sprawiały wrażenia tak zmęczonych jak ich opiekunka.

– Uważaj z takim obietnicami, bo skorzystam! – Karolina się uśmiechnęła.

– Śmiało! – zawołał i rozłożył ręce. – Bierz, co chcesz.

– Chodź ze mną na wesele mojej siostry – powiedziała poważnym tonem.

Namyślał się tylko chwilkę.

– Nie ma sprawy, z przyjemnością – odparł lekko, ale czuła, że też się trochę spiął. Od tamtego pamiętnego wieczoru oboje starannie pilnowali, by nie przekraczać granic przyjacielsko-zawodowego kontaktu. W tych obszarach bardzo się do siebie zbliżyli. Ślub, a potem przyjęcie mogły być okazją do nawiązania innej relacji. W tańcu, z rodziną, przy tak uroczystym wydarzeniu łatwo było zrobić o jeden krok za dużo. Zwłaszcza że Jakub miał do ślubów dość zaangażowany stosunek. Wzruszał się i mocno przejmował. Nigdy nie przestał żałować, że pozwolił się zmanipulować w sprawie małżeństwa z Agnieszką. Że zmarnowali szansę, by rozpocząć wspólne życie tak, jak chcieli. Może dziś więcej by ich łączyło i nie tak łatwo byłoby to wszystko skasować? Kto wie?

– Pytam poważnie – powiedziała Karolina i spojrzała mu w oczy. Chciała wiedzieć, co on naprawdę czuje. – Jeśli nie masz ochoty, zrozumiem, wystarczy jedno słowo.

– Mam – odparł z lekką tremą. Miał wrażenie, że każde jego słowo jest teraz bardzo ważne, a on sam jest bacznie obserwowany przez trzy pary przenikliwych oczu. Chyba nie tylko on dostrzegał w tej propozycji wiele możliwości. Dziewczynki też czekały w napięciu. Dużo mocniej wyczuwały emocje, jakie krążyły między mamą jednej a tatą drugiej.

– Ja też tam będę. – Podskakiwała podekscytowana Lenka. Ucieszyła się, że Jakub pójdzie z nimi. Bardzo go lubiła. – Mam piękną różową sukienkę – chwaliła się z dziecięcą radością.

– A ja? – zapytała z żalem Martynka. – Nie jestem zaproszona?

– Jesteś – uspokoiła ją natychmiast Karolina. – Jeśli tylko masz ochotę, możesz iść z nami. O ile oczywiście ja dożyję, bo mnie dzisiaj wykończyłyście. Nóg nie czuję, a za chwilę trzeba wracać do restauracji, sprawdzić, jak sobie pracownicy radzą.

– Dobrze sobie radzą – uspokoił ją Jakub. – To fachowcy i już się parę razy przekonaliśmy, że można im ufać.

– Masz rację – westchnęła. – Jak zawsze.

Podszedł do niej i pogłaskał ją po ramieniu.

– Dzielnie walczyłaś, ale wyścig wygrały dziewczynki. Co to oznacza? – zwrócił się do nich. Przed biegiem obiecał im nagrodę. Zawsze świetnie się bawiły w parku, ale wyciągnąć je z domu czasem było ciężko. Był jednak pewien, że pamiętają o niespodziance.

– Lody! – zawołała Lenka.

– Dziadek! – krzyknęła jednocześnie Martynka.

– Słucham? – Jakub nie zrozumiał. Za to Karolina od razu się wyprostowała i wystraszyła, jakby przeczuwała, że za chwilę miłe sobotnie popołudnie przerodzi się w katastrofę.

Martynka oderwała się od nóg taty i pobiegła w stronę zbliżającego się do nich starszego mężczyzny.

– Dzień dobry – przywitał się Zygmunt Michalski i pocałował wnuczkę w czoło. – Cieszę się, że tak aktywnie spędzacie czas.

– Spacerujesz? – zapytała Martynka. Była trochę zdziwiona, bo dziadek zawsze mówił, że szkoda czasu na takie głupoty. I choć po chorobie nieco zmienił swoje zwyczaje, to jednak nie do tego stopnia.

– Szukałem was – odparł. – W restauracji mi powiedziano, gdzie mam największe szanse. – Spojrzał uważnie na Jakuba. Jego wzrok nawet się nie prześlizgnął po twarzy Karoliny. – Chciałbym z tobą porozmawiać – powiedział do swojego niedoszłego zięcia. – To bardzo ważna sprawa, dlatego proszę cię, byś poszedł ze mną do nas na małą kawę. Wiem, że ostatnim razem nie chciałem przyjąć tego, co mówiłeś. To był błąd. Bardzo cię proszę, żebyś dał mi drugą szansę, zechciał mnie wysłuchać. To nie potrwa długo.

Wszyscy stali i słuchali w milczeniu. To było dziwne wrażenie, ten starszy pełen godności mężczyzna, który prosił z wielką pokorą o chwilę rozmowy.

– Dobrze. – Usłyszeli głos Jakuba i Karolina zadrżała. Wiedziała, że nie mógł dać innej odpowiedzi, a jednocześnie czuła, że oto następuje w jej życiu kolejny zwrot. Po rozmowie z Michalskim nic już nie będzie takie samo.

– Zabierzesz na chwilę Martynkę? – zwrócił się do Karoliny, a ona szybko kiwnęła głową.

– Nie ma potrzeby – jednocześnie odpowiedział Michalski. – Pójdzie z nami. U nas w restauracji też można się świetnie bawić.

– Czy ja też mogę? – Lenka nie chciała się rozstawać z koleżanką. Ostatnio były sobie bardzo bliskie.

Michalski nie odpowiedział, ale Karolina wyczytała jego intencje z ruchu zaciśniętych momentalnie warg.

– Potem się pobawicie. – Przygarnęła córeczkę do siebie. – Teraz musimy iść.

– Ale dlaczego? – Martynka również próbowała protestować, lecz dziadek pociągnął ją za rękę w przeciwnym kierunku. Jakub stał jak zamurowany. Przeszłość wróciła w pełnej krasie. Michalski grzecznie i pokornie proszący o chwilę rozmowy jednocześnie już podejmował za niego decyzje. Nawet dotyczące jego córki.

Mężczyzna zaciął usta, ale nie chciał robić sceny na środku ulicy.

Jedna rozmowa – pomyślał. – Tyle wytrzymam.

Nie miał specjalnej ochoty, ale poszedł. Jakby się jeszcze całkiem nie wyzbył dawnych nawyków. Dwa kroki z tyłu. Posłuszny i cichy.

Karolina patrzyła za nim i nie mogła uwierzyć. Nie znała go z tamtych czasów. Dopiero teraz zaczęła rozumieć, jak wyglądało jego życie, zanim się pojawił, by wypić u niej kawę.

Stała długo i mocno ściskała dłoń córeczki. Patrzyła, aż tamci zniknęli za zakrętem. Gdyby nie obecność Lenki, chybaby się rozpłakała. Sama nie wiedziała, dlaczego ta scena tak ją przeraziła. Jakub w obecności Michalskiego zmieniał się w kogoś zupełnie innego. Chciała go obronić, zakazać mu chodzenia do byłego szefa. Ale jakie miała do tego prawo? Byli tylko wspólnikami. Dał jej wszystko, czego tak bardzo pragnęła. Spokój, bezpieczeństwo, pracę, samodzielność, piękną przyjaźń. Nie mogła oczekiwać niczego więcej.

Podobnie jak on przed momentem opuściła ramiona i ruszyła parkową alejką. Szli przecież w tym samym kierunku. Ale nikt nie zaproponował wspólnej wędrówki.

ROZDZIAŁ 34

Zdumiona Agnieszka podjechała pod restaurację, by odebrać córkę. Nie była na to przygotowana. Jakub cenił sobie wspólny czas z Martynką i nigdy nie oddawał jej przed wieczorem. Ale zadzwonił tata i przyciszonym konspiracyjnym głosem poprosił, by zabrała małą do domu, bo on musi pogadać z jej ojcem. Powiedział, że już niedługo będzie szczęśliwa, a ona ucieszyła się, choć to zapewnienie wcale nie brzmiało realnie.

Nie miała okazji, by go zapytać, co się stało. Daniel też nic nie wiedział, ale potwierdził równie zaskoczony, że Michalski zamknął się z Jakubem na zapleczu i gadają. Agnieszka poczuła przyjemny dreszcz. Pierwszy raz od rozstania pomyślała, że mogliby zacząć jeszcze raz. Jak z ojcem. Wciąż mieszkała w domu rodziców i dużo lepiej im się teraz układało. Wprawdzie choroba nie zmieniła całkowicie charakteru taty, ale sprawiła, że stał się nieco bardziej wyczulony na potrzeby innych. Wcześniej wracał z pracy i pilniej słuchał, kiedy do niego mówiono. I właściwie niewiele więcej trzeba do szczęścia.

Wszyscy odżyli. Stali się na powrót rodziną.

Agnieszka zapięła Martynkę w foteliku samochodowym i odjechała pełna nadziei. Ponoć nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki, bo woda szybko odpływa. Ale czasem los daje ludziom kolejną szansę. Jej rodzice ją dostali i powoli próbowali z niej korzystać. Może ona też będzie mieć możliwość spróbować po raz drugi?

Mogliby z Jakubem wreszcie wziąć ślub. Zamieszkać w domu rodziców razem. Ojciec miałby swojego wymarzonego wspólnika w pracy, a dziecko ojca. Ta rozłąka pokazała wyraźnie, jak ważną postacią w życiu rodziny był Jakub. Trochę go na początku wszyscy lekceważyli. I ona też nie była w tej sprawie bez winy. Dała sobie wmówić, że jest kimś lepszym. Jedynaczką z zamożnego domu. Że czyni swojemu narzeczonemu łaskę, pozwalając mu stać się częścią klanu Michalskich. Tymczasem on sam najwyraźniej bardzo dobrze sobie bez nich radził. A w razie potrzeby potrafił ostro walczyć o swoje prawa.

Tymczasem Zygmunt bez niego znacznie osłabł. Czy to dlatego, że był już za stary, by samotnie prowadzić wielki biznes, łapać ducha czasu, wciąż się uczyć i wykazywać inicjatywą? Dawać energię? Nie miał jej. Szastał nią przez całe życie bez ograniczeń i nagle mu się skończyła. Nie wykształcił sobie następcy i w czasie choroby właściciela wiele spraw w restauracji szło słabo. Nadrabiał to, ale potrzebował wsparcia. Zdał sobie z tego sprawę i potrafił głośno powiedzieć.

Najgorsza była świadomość, że tym samym sprowadził nieszczęście na córkę i wnuczkę. Już wiedział, że Jakub miał rację. Agnieszka karała go za grzechy ojca. Niesłusznie. Może gdyby wtedy go posłuchał, obaj zdołaliby wszystko odkręcić? Kiedy zdał sobie z tego sprawę, załamał się wewnętrznie i trochę mu zajął powrót do dawnych sił.

Wciąż jednak był tym samym Zygmuntem Michalskim, człowiekiem, który nie boi się problemu. Odważnie stawia mu czoła i bierze sprawy w swoje ręce. Teraz też gotów był do walki. O wszystko. Rodzinę i pracę. Nigdy by nie uwierzył, gdyby ktoś jeszcze jakiś czas temu powiedział mu, że jego los do tego stopnia będzie zależeć od decyzji zwykłego chłopaka z ubogiej rodziny. Życie jednak jest nieprzewidywalne w swej naturze.

***

Kiedy Jakub przekroczył próg restauracji Michalskich, aż wstrzymał oddech. Ostatnio nie myślał wiele o tym miejscu. Gotował, pracował, bawił się z córką i cieszył życiem. Czasem spoglądał w tę stronę, ale skupiał się raczej na swoich sprawach. Teraz wspomnienia wróciły tak mocno, że aż poczuł dreszcze na karku.

– Zapraszam. – Zygmunt wskazał dobrze znane mu biurko. Zawsze panował tu wielki nieład. Wiecznie piętrzyły się faktury, zamówienia, przepisy, listy. Teraz było posprzątane. Jakub spojrzał jeszcze w bok, na wejście na zaplecze. Spędził tam tyle nocy, aż mu się zimno zrobiło na myśl, że naprawdę tak żył. Pozwolił się tak potraktować.

Usiadł jednak na miejscu wskazanym przez Zygmunta.

– Na początek chciałbym cię przeprosić – powiedział Michalski, a Jakub zastanowił się przelotnie, czy jednak nie powinien był wstać. Zrobiło się bowiem bardzo uroczyście. – Źle cię potraktowałem i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.

– Dajmy spokój. – Nie miał ochoty tego słuchać. Upokorzenie Michalskiego do niczego nie było mu potrzebne. – Dawne dzieje – powiedział. – Nie chcę do tego wracać. Poukładałem na nowo swoje sprawy i nie narzekam. Co więcej, jeśli chodzi o pracę, to nawet jestem wdzięczny.

Zygmunt zaniepokoił się tymi słowami. Nie spodziewał się takiej reakcji. Postanowił przyspieszyć.

– Kiedy się poznaliśmy, obiecałem ci rękę córki i pół królestwa jak w bajce. Nie dotrzymałem słowa, więc teraz podwajam stawkę.

– Dwie królewny? – zażartował Jakub. Już się uspokoił i rozluźnił.

– Nie. Całe królestwo – odparł poważnym tonem Michalski. Wziął do ręki leżące na biurku papiery. – Rzuć na to okiem. Wiem, że moje słowo już ci nie wystarczy. Ale możemy pojechać do notariusza choćby teraz i potwierdzić je oficjalnie.

Jakub zaskoczony wziął do ręki umowę. W firmie wciąż dysponowano jego danymi, więc wszystkie pola były już wypełnione. W dokumencie przekazywano wszelkie prawa do restauracji.

– O rany! – wyszeptał. Tyle lat o tym marzył. Włożył w to miejsce mnóstwo czasu, sił, talentu. Stworzył je kiedyś na nowo i pewną ręką poprowadził do sukcesu. A teraz leżała tuż obok, gotowa do wzięcia.

– To nie wszystko – powiedział Michalski. – Zbudowałem piękny dom, ale stoi prawie pusty. Wiatr hula po pokojach. Martynka bardzo lubi to miejsce. Doskonale się w nim czuje. Wreszcie te wszystkie pomieszczenia napełniły się życiem. Jakąś radością. Po waszym ślubie przekażę wam wszystko, także dom. Oczywiście na papierze. Agnieszka też popełniła błąd i ona również zdaje sobie z tego sprawę. Jeśli z nią porozmawiasz, wierzę, że się dogadacie.

Jakub czuł, że kręci mu się w głowie. Można było cofnąć czas. Zrobić wszystko raz jeszcze, tylko że lepiej. Mignęła mu przed oczami twarz Karoliny. Jej czekoladowe oczy, serdeczność, wzajemne zrozumienie. Może nawet miłość?

Otrząsnął się. Czy miał prawo teraz o tym myśleć? Mógł dać swojemu dziecku pełną rodzinę. Żyć spokojnie i bezpiecznie.

Cudzym życiem? – zapytał jakiś głos w jego głowie. W domu zbudowanym przez kogoś innego? W jego restauracji?

Poczuł pulsowanie pod powiekami.

– To bardzo dobra oferta – nacisnął Michalski. – Pamiętaj, że masz córkę. Nie kieruj się, proszę, dawnym żalem. Teraz będzie inaczej. Pozwolę wam żyć po swojemu i nie będę się wtrącał. Przynajmniej nie tak bardzo – dodał uczciwie i Jakub mimo oszołomienia uśmiechnął się. Wiedział, ile taka deklaracja musiała kosztować Michalskiego. Podobnie jak oddanie wszystkiego, co miał. Pięknego domu i restauracji. Teraz patrzył na Jakuba i wyraźnie spodziewał się oznak wdzięczności.

– Muszę się zastanowić – powiedział Jakub i wyszedł. Nie umiał się odnaleźć w tej dziwnej sytuacji.

Michalski odprowadził go ciężkim spojrzeniem. Nie tego się spodziewał. Liczył jednak, że ostatecznie decyzja chłopaka będzie zgodna z jego oczekiwaniami. I co najważniejsze, szybka. Zygmunt nie znosił czekania. Był naprawdę hojny. Taka gratka nie zdarza się często. Dla wielu ludzi jest nieosiągalnym marzeniem. Nikt o zdrowych zmysłach nie odrzuci jej dla skromnego biznesiku i jakiejś przypadkowo poznanej kobiety z cudzym dzieckiem.

Był tego pewien, a jednak z niepokojem spoglądał na zamknięte przez przyszłego następcę drzwi.

ROZDZIAŁ 35

Jakub wrócił do swojej restauracji. Wszedł do środka i po raz pierwszy uderzyło go jej skromne wnętrze. To był tylko niewielki lokal i choćby nie wiem jak tu pracować, pewnej bariery nigdy nie przekroczy. Nie wchodziło w grę żadne porównanie z luksusami Michalskich. Usiadł przy stoliku pod oknem, który jakimś cudem był wolny, kiedy go najbardziej potrzebował. Może babcia Jadwiga o to zadbała, by miał dobre warunki do namysłu?

Spojrzał na jej portret i pokiwał głową. Babcia też sprawiała wrażenie, jakby nie wiedziała, co teraz zrobić.

Kelnerka natychmiast do niego podeszła. Uśmiechnęła się i nie dała po sobie poznać, że jest zaskoczona zachowaniem szefa, który zamiast jak zawsze pędzić w pierwszej kolejności do kuchni, by sprawdzić, co słychać w tym najważniejszym dla niego miejscu, siedzi jak zwykły gość przy stoliku. Jakub zamówił kawę, a dziewczyna poszła szybko zrealizować zamówienie. Czuł, że dostanie napój świetnej jakości, bo personel będzie się starał pokazać, że pod nieobecność szefostwa pracuje równie dobrze. Lubili się tutaj i to była rzadkość. Zespół był naprawdę zgrany. Czy to jednak była wartość, dla której mógłby odrzucić prawo własności do jednej z najlepszych krakowskich restauracji?

Pyszna kawa szybko pojawiła się przed nim na stoliku. Upił jeden łyk i pokazał kelnerce uniesiony w górę kciuk, bo zamówienie zostało zrealizowane perfekcyjnie. Najlepsi by się go nie powstydzili. Nie było w tym nic z pychy. Po prostu zdrowe poczucie własnej wartości. Świadomość kompetencji. Jakub już wiedział, że jest bardzo zdolnym kucharzem. Mógł pociągnąć w górę każdą restaurację, ale oczywiście najbardziej spektakularny efekt był w stanie osiągnąć tylko w dobrym lokalu. Dużym, z perspektywami rozwoju i kapitałem.

Spadek po babci Karoliny nie był takim miejscem. Wąska sala z zapleczem, na którym kiedyś znajdowało się malutkie mieszkanko, nie dawała dużych możliwości. Dla babci to był cały jej świat. W dwóch pokojach na zapleczu wychowały się jej dzieci, a na obecnej sali jadalnej miała pracownię krawiecką. Ponoć siadała pod oknem z maszyną i pracowała długimi godzinami. Przetrwała, wykształciła swoje córki, ale żadnego większego majątku się nie dorobiła. Zostawiła w spadku tylko to miejsce. Z tego, co opowiadała Karolina, nie było prócz tego żadnych oszczędności. Ale słyszał, że babcia była tu mimo trudnych warunków szczęśliwa. Osiągnęła stan, którego Michalscy nie znali.

Nie chciał z tego faktu wyciągać zbyt daleko idących wniosków.

Mieszał bezwiednie łyżką w kawie, choć wcale jej nie posłodził. Patrzył za okno i myślał. Są takie momenty, gdy człowiek dowiaduje się prawdy o sobie. Najsilniej, kiedy jest postawiony wobec bardzo mocnej pokusy. Jakub nie mógł z ręką na sercu powiedzieć sam sobie, że propozycja Michalskiego nie jest dla niego atrakcyjna. Że go nie pociąga.

Łatwy pieniądz, moc, piękny dom, rodzina. Cały pakiet. Zygmunt zagrał ostro. Miał rację. Poniżej tej stawki Jakub nawet by się nie zastanawiał.

Ale wcale nie był pewien, czy chce przyjąć dobrodziejstwo darów, jakimi chciano go obsypać. Choć pewnie niejeden puknąłby się w głowę, słysząc, że on się w ogóle zastanawia.

Jakub jednak był już dojrzałym człowiekiem. Wiedział, że w życiu nie ma nic za darmo. Zawsze jest jakaś cena. Niekoniecznie płatna w pieniądzach.

Co musiałby poświęcić?

Szczęśliwy związek. Nie kochał już Agnieszki, choć pewnie udałoby się stworzyć z nią układ, w którym w miarę spokojnie mogłoby się wychowywać ich dziecko. Wiedział jednak o niej rzeczy, po których trudno wrócić do dawnej czułości. Nie wierzył też, że Michalscy w całości zmienili się od podstaw. Teraz bardzo pragnęli jego powrotu. Przez jakiś czas będą mili, pójdą mu na rękę. Ale z czasem wrócą dawne nawyki. Jakub jeszcze nie raz i nie dwa oberwie za grzechy Zygmunta, a przyszły teść też nie przestanie się wtrącać w sprawy restauracji z dnia na dzień. Takie cuda nie zdarzały się nawet w bajkach.

Podziękował za kawę i wyszedł. Długo spacerował po uliczkach niedaleko rynku. Aż zapadł zmrok, a potem zrobiło się zupełnie ciemno. Od dłuższego czasu czuł, że ta sytuacja może mieć tylko jeden koniec i bez tego nigdy nie podejmie decyzji. Być może i tak zwlekał za długo. Wrócił prawie biegiem przed restaurację. Wsiadł do samochodu i pojechał pod blok, w którym mieszkała Karolina. Musiał jej zadać jedno ważne pytanie, zanim rozwiąże umowę i zostawi ją samą.

***

Sobota była długa i Karolina z przyjemnością przyjęła fakt, że Lenka zasnęła zaraz po bajce. Wieczór spędzili, bawiąc się szaleńczo razem z Mikołajem. Karolina siedziała przy kolejnych kawach, a potem herbatkach z jego mamą. O ile w pokoju dzieci było bardzo hałaśliwie, a także wesoło, o tyle przy kuchennym stole poważnie i raczej smutno. Mąż Janki znów wyjechał i ciężko jej było teraz samej. Trochę już zapomniała, jak to jest być razem, ułożyła sobie codzienność. Po dwóch tygodniach spędzonych wspólnie tęsknota stała się jeszcze większa. Karolina z Lenką zapraszały ich jak najczęściej, choćby tylko na chwilę. Dzieci się bawiły, a one siedziały w kuchni pochylone nad kubkami z kawą i, prawie stykając się głowami, rozmawiały o macierzyństwie, niełatwych relacjach i o tym, czy istnieje jeszcze w tych nieromantycznych czasach coś takiego jak prawdziwa miłość.

Obie skłaniały się raczej ku negatywnej odpowiedzi. Z doświadczenia wynikało, że nawet jeśli takie uczucie gdzieś się pojawia, to albo je zniszczą warunki materialne, albo ludzka głupota. Karolina zwierzała się Jance ze swoich kłopotów z Patrykiem, który jak mógł unikał kontaktów z dzieckiem. Przyjaciółka też się żaliła. Jej mąż wyjechał tuż po narodzinach Mikołaja. Początkowo była to konieczność. Nie mieli z czego żyć. Ale dość szybko stanęli na nogi, a on wciąż nie wracał. Mieli już teraz trochę oszczędności, synek podrósł, mogli oboje pójść do pracy. Mąż Janki nie chciał jednak nawet słyszeć o powrocie do kraju. Mówił, że jeszcze nie czas. Może w przyszłym roku, jak zmieni samochód i wyremontują łazienkę?

Ale tak samo obiecywał rok i dwa lata wcześniej.

Na kuchenną ceratę Karoliny kapały łzy przyjaciółki. Nie wiedziała, co jej poradzić, skoro nie pomagała szczera rozmowa. Zostawić tego jednak też tak nie można było. Janka musiała próbować, aż do skutku, wszelkimi sposobami przekonać męża, wytłumaczyć mu, co czuje, co tracą, jaka jest cena za zarobione pieniądze, zmieniony samochód i wyremontowaną łazienkę. Póki jej małżeństwo jeszcze w ogóle istniało.

Kiedy wyszła, Karolina poczuła się bardzo zmęczona. Położyła Lenkę spać i nalała sobie pełną wannę wody. Zamierzała wziąć długą relaksującą kąpiel. Jutro restauracja miała być zamknięta, zastępca Jakuba wybierał się na jakieś wesele i zaprosił kelnerkę. Zgodnie z zasadą, że życie prywatne jest równie ważne jak zawodowe, dali im obojgu wolne.

Ale Karolina nie miała pewności, że sobie odpocznie. Czekała ją wizyta Patryka. Albo nie. Obie z Lenką już się przyzwyczaiły, że w tej kwestii nie było nic pewnego. Patryk potrafił zmienić zdanie w ostatniej chwili i wtedy Karolina musiała długo pocieszać rozczarowaną córeczkę. Bo Lenka bardzo kochała swojego tatę. Patryk nie stracił swojego czaru i wykorzystywał go także w kontaktach z dzieckiem. Był ujmujący, grzeczny i jednocześnie bardzo śliski w tej uprzejmości. Wymykał się z rąk. Niczego nie można było z nim ustalić.

Karolina weszła do wanny i zanurzyła się aż po szyję. Przyjemność trwała jednak tylko krótką chwilkę. Usłyszała dzwonek do drzwi.

– Kogo niesie o tej porze?! – zawołała zaskoczona. Mogła oczywiście zignorować ten dźwięk. Nie musiała wpuszczać do mieszkania każdego, kto miał ochotę ją odwiedzić, kiedy tylko chciał. Ale była ciekawa. Obstawiała Malwinę. Przyjaciółka czasem wpadała do niej w sobotnie późne wieczory w drodze z kolejnej imprezy, żeby się podzielić wrażeniami. A jednak, kiedy wyskoczyła z wanny, poczuła nagły dreszcz, i to nie tylko z powodu zimna. Jakby ją za chwilę miało spotkać coś przyjemnego. Szybko i dość niestarannie się wytarła, po czym owinęła szlafrokiem i podeszła do drzwi. Spojrzała przez wizjer i zadrżała po raz kolejny. Na wycieraczce stał Jakub. Otworzyła mu bez wahania. Widać sprawa była poważna, skoro postanowił ją odwiedzić o takiej porze.

– Cześć – powiedział, wszedł do środka i spojrzał na krople wody kapiące z włosów Karoliny na podłogę. – Widzę, że jestem nie w porę – powiedział. – Ale to naprawdę ważne i zajmę ci tylko chwilkę.

– Wchodź – zaprosiła go. – Usiądź albo zrób sobie herbaty. Ja się tylko ubiorę.

Wskoczyła do swojego pokoju i szybko włożyła na siebie, co jej pierwsze wpadło w ręce. Spodnie z trudem dawały się nasunąć na mokre łydki, a do wilgotnych pleców przykleił jej się podkoszulek. Ale była ubrana i mogła wrócić do Jakuba. Była ogromnie ciekawa, co chce jej powiedzieć.

Pół godziny później po jej entuzjazmie nie pozostał już ani ślad. Słusznie podejrzewała, że Zygmunt Michalski będzie przyczyną jej kłopotów. Chciał zabrać Jakuba do siebie i ona wcale się temu nie dziwiła. Zdumiewało ją tylko, że dopiero teraz się na nim poznał. Tak długo nie potrafił dostrzec w nim tego, co ona zobaczyła już po pierwszej wspólnej godzinie pracy. Taki fachowiec.

Ale siły nie można mu było odmówić. Potrafił uderzyć celnie i z mocą. Jego propozycja była kosmiczna.

– Co mam zrobić? – zapytał Jakub. Patrzył na nią bardzo intensywnie. – Zależy mi na tym, żebyś mi powiedziała prawdę. Co czujesz?

Karolina zamrugała powiekami, żeby powstrzymać cisnące się łzy. Nie miała pojęcia, jaka jest odpowiedź na to pytanie. Chyba kochała Jakuba. Dłużej nie sposób było wmawiać sobie, że jest inaczej. To było nieuniknione. Jednocześnie bardzo dobrze go znała. Chyba lepiej niż wszyscy Michalscy razem wzięci. Wiedziała, jak ważna jest dla niego praca. Taki rewelacyjny fachowiec miał prawo robić karierę z prawdziwego zdarzenia. Rozwijać się.

Ona nie mogła mu tego dać. Lokal po babci, nawet jeśli osiągnie szczyty swoich możliwości, zawsze pozostanie mały. Wystarczy, by utrzymać rodzinę, może nawet zrealizować jakieś małe marzenia, ale nic więcej.

A miłość? Czy miała prawo przyznawać się do niej? Nie wiedziała, co czuje Jakub, ale dobrze pamiętała, jak bardzo tęsknił za Agnieszką. Była matką jego córeczki. Karolina zaś zdecydowanie sprzeciwiała się wtrącaniu w cudze związki. Sama przeżyła rozpad swojego i wiedziała, jaki to ból i cierpienie dla dziecka.

Wzięła głęboki wdech.

– Od początku nasz układ był jasny – powiedziała. – Łączy nas praca. Rozumiem, że musisz odejść. Nie będę ci przeszkadzać. I tak bardzo dużo dla mnie zrobiłeś. Nauczyłeś nas wszystkiego i jakoś sobie już teraz poradzimy.

– Naprawdę? – zapytał zaskoczony. Spodziewał się innej reakcji. Jadąc samochodem, pomyślał, że dom jest jednak najważniejszy, choćby i o skomplikowanych relacjach. Że jeśli człowiek chce się rozwijać, zrobi to w każdych warunkach. Miejsce zawsze można zmienić, zamienić. Byle zachować to, co najważniejsze. Ale do tego niezbędna była wzajemność, a tego życie najwyraźniej wciąż mu odmawiało.

– Nie mówię, że to będzie łatwe – westchnęła Karolina, źle zinterpretowała jego milczenie. – Ale przecież nie zatrzymam cię z tego powodu, że moja restauracja cię potrzebuje. Taka szansa… – Zakaszlała, żeby ukryć zdenerwowanie. – Taka szansa… – powtórzyła, czując, jak bardzo nienawidzi Michalskiego – …nie zdarza się człowiekowi każdego dnia. Gdybyś nie skorzystał, żałowałbyś tego zawsze.

– Tak myślisz? – zapytał i wstał. Nie chciał tego dłużej słuchać, dowiedział się wszystkiego, czego potrzebował.

– Dokładnie tak. – Karolina kiwnęła głową i wbiła paznokcie w dłoń, żeby opanować emocje. – Wszystko ci się ułoży – powiedziała szczerze. Naprawdę dobrze mu życzyła. – Lepiej niż mógłbyś sobie wymarzyć – dodała na koniec.

Jakoś tego nie czuł. Karolina nie doceniała jego wyobraźni. Widział szczęście gdzie indziej. Ale do tego była potrzebna jej zgoda. Nawet nie taka zwykła, ale wręcz entuzjastyczna, by mogli razem pokonać wszelkie trudności. By mógł rzucić jej do stóp restaurację Michalskich wraz z całym ich bogactwem i powiedzieć: „Nie chcę tego. Wolę żyć inaczej”.

Karolina cała się trzęsła, być może z zimna, bo końcówki jej długich włosów wciąż były mokre. Woda kapała na podkoszulek i wiele detali pięknej figury było widocznych bardziej niż to właściwe w obecności zaledwie wspólnika.

– Bardzo cię lubię – dodała jeszcze. – I nie pozwolę, żebyś z mojego powodu stracił taką szansę.

– Rozumiem – powiedział. Był mocno wzburzony. Wcisnął dłonie w kieszenie i pożegnał się pospiesznie.

Karolina została sama. Drżała tak, że nie pomagało mocne obejmowanie się ramionami. Siłą powstrzymywane łzy zaczęły mocno płynąć. Szybko otworzyła drzwi łazienki. Wyciągnęła korek z przestygniętej nieco wody i jednocześnie zaczęła lać gorącą. Rozebrała się i wskoczyła, by choć trochę się rozgrzać. Ale to niewiele pomogło. Nadal cała się trzęsła, a płacz przerodził się w szloch.

Dlaczego ja to zrobiłam? – chciała krzyczeć, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Dziecko spało za ścianą.

Drugi raz wyrzuciła Jakuba. Dzisiaj było jednak o wiele gorzej. Tym razem konsekwencje mogły być poważniejsze. Choć czuła, że postąpiła słusznie, było jej z tym ogromnie ciężko. Płakała długo, aż zachrypła, a łzy się wyczerpały.

I wtedy znów zadźwięczał dzwonek do drzwi.

Wyskoczyła z wanny tak szybko, że omal nie wyrżnęła głową w wieszak na szlafroki. Poślizgnęła się na płytkach, zawinęła w ręcznik, po czym, nawet się nie wycierając, podbiegła, by otworzyć. Jeśli Jakub wrócił, to może była jeszcze jakaś nadzieja. W końcu stary Michalski mógł zmienić zdanie. Już raz to zrobił. Dla niego wycofać się z propozycji to tyle, co strzepnąć kurz z mankietu drogiej marynarki. Nie szanował uczuć innych ludzi, nie liczył się z konsekwencjami. Może właśnie wyrzucił Jakuba?

Ale za drzwiami stała Malwina i postukiwała niecierpliwie końcem buta w futrynę.

– Cześć. – Karolina otwarła i pociągnęła nosem. Myślała, że łzy już się skończyły, ale chyba właśnie nadpływała nowa dostawa.

– A co z tobą? Dlaczego tak płaczesz? – Malwina weszła do środka i spojrzała na mokre plamy na podłodze.

– Lepiej nie pytaj – odparła Karolina.

– Nawet nie zaczynaj ze mną w ten sposób. Mów i to już! Całą prawdę. – Malwa stanęła z groźną miną naprzeciw niej.

Karolina wymknęła się do salonu, otuliła kocem i skuliła na kanapie. Nie miała siły się bronić. Nawet tego nie chciała. Opowiedziała, a raczej wyszlochała całą rozmowę z Jakubem i wszystkie swoje odpowiedzi.

Mówiła najpierw bardzo szybko, a potem coraz wolniej. Zdumiała ją cisza po drugiej stronie. Nie było zwykłych okrzyków, komentarzy o wyższości singielstwa nad związkami, żadnej pochwały. Tylko dziwne milczenie. Karolina wyrzuciła już z siebie wszystkie słowa. Pociągnęła nosem i czekała. Znów było jej okropnie zimno, a koc szybko zamókł.

– Dlaczego nic nie mówisz? – zapytała wreszcie.

– Bo to najgorsze słowa, jakie będę musiała komukolwiek powiedzieć. – Malwa była wyjątkowo poważna.

– Zrobiłam coś strasznego? – Karolina znów zaczęła płakać. – W głębi serca cały czas to przeczuwałam, ale myślałam, że ty będziesz innego zdania. Pochwalisz mnie, że znów jestem sama. Docenisz moją szlachetność.


    Ваша оценка произведения:

Популярные книги за неделю