355 500 произведений, 25 200 авторов.

Электронная библиотека книг » Marcin Przybyłek » Gamedec. Granica rzeczywistości » Текст книги (страница 6)
Gamedec. Granica rzeczywistości
  • Текст добавлен: 22 февраля 2018, 18:00

Текст книги "Gamedec. Granica rzeczywistości"


Автор книги: Marcin Przybyłek



сообщить о нарушении

Текущая страница: 6 (всего у книги 17 страниц)

Piękny dzień. Po prostu wymarzony. Zjem coś dobrego. Należy mi się.

Okienko automatu było nieme. Przecież twierdził, że mieszka tu w weekendy. Po kilku minutach zrezygnowałem. Musiał wyjechać. Może zgłodniał? Poczułem skurcz żołądka. Spojrzałem na pobliskie domy. Warto by spytać sąsiadów… może go widzieli… Wiedziałem, że się nie odważę.

Po śniadaniu, spaghetti i potężnej misce warzyw, postanowiłem wygrzać kości na tarasie widokowym. Dzielnica rozrywek to miejsce, w którym warto się zakochać. Zresztą było w kim: dookoła kręciło się sporo ładnych dziewczyn. Zrezygnowałem z podrywu, posiłek był suto zaprawiony czosnkiem. Oparty o plastmetalową balustradę syciłem wzrok widokiem rozległych rekreacyjnych platform, leniwie żeglujących spacerowców i wielkich ekranów holobimów. Rodziny przechadzały się, jedząc lody i gawędząc, w biofontannach piszczały dzieci, powietrze pachniało wolnym dniem. Mój wzrok przyciągnęła holotransmisja wyścigów formuły gamma. Połyskujące bolidy mknęły po spazmatycznie poskręcanych torach. Zbliżenie ukazało kokpit, w którym siedziało dwóch pilotów. Obaj trzymali wolanty. Wytrzeszczyłem oczy Przetarłem powieki. Dwóch pilotów w jednym bolidzie!? Jakie to wyścigi? Przecież to absurd! Co oni wyprawiają?

–Widzi pan to samo co ja? – zaczepiłem starszego jegomościa w biokapeluszu.

–Wyścigi – rzekł starczym głosem. – Też się tym kiedyś interesowałem. Ale dzisiaj… to nie na moje zdrowie – poklepał się w pierś. – Za dużo emocji.

–Ale w tych bolidach jest po dwóch kierowców! Spojrzał na ekran bez zainteresowania.

–Czego to teraz ludzie nie wymyślą…

Oddalił się. Miara się przebrała. Założyłem okulary, wyciągnąłem z futerału przenośny telesens i zadzwoniłem.

–Biuro statystyk do usług, czym mogę służyć? – spytała recepcjonistka.

Coś dzisiaj za dużo mam do czynienia z urzędnikami.

–Niech pani będzie tak łaskawa i sprawdzi adres pana Richarda Begina, w okolicy Kampinou.

Wystukała dane.

–W Kampinou nikt taki nie mieszka. Rzeczywiście, to mieszkanie jego matki. – A kobieta o tym nazwisku?

–Zaraz… Również nie.

–Niech pani sprawdzi w całym okręgu. Richard Begin.

–Chwileczkę… Nie ma. Jest pięćdziesięciu Beginów, ale żadnego Richarda.

Zakręciło mi się w głowie.

–Ma pani możliwość sprawdzenia regionu Europy Środkowo-Wschodniej?

–Usługa będzie płatna. – Zgadzam się.

–Jeden moment… Nic z tego. Pięćset dwadzieścia trzy osoby o tym nazwisku, ale żadnego Richarda. Przykro mi.

Ziemia zaczęła usuwać mi się spod stóp. – Mnie również.

–Płaci pan trzydzieści pięć kredytów. Wystukałem instrukcje.

–Dziękuję – uśmiechnęła się. – Miłego dnia! Wziąłem głęboki oddech, wstrzymałem go na szczycie, odliczyłem dwanaście uderzeń serca i wypuściłem powietrze. Buddyjskie ćwiczenie Petera „Crasha" Kytesa, czempiona Bezbolesnych, ukoiło nadszarpnięte nerwy Wyciągnąłem z kieszeni kartkę.

Twoja rzeczywistość jest grą. Dobrze się rozejrzyj. Może znajdziesz wyjście?

Nigdzie nie ma wskazówki, że adresatem jest Richard. Przełknąłem ślinę. Jak on mnie pożegnał? „Jej miejsce jest u pana". Wspomniałem własne słowa: „Jeśli pan jest w grze, to ja też, prawda?" Rozejrzałem się bezradnie. Czyżby całe to zlecenie było tylko pretekstem, żeby wręczyć mi wiadomość?

Czyżby świstek był w istocie skierowany do mnie? Mocniej uchwyciłem poręcz i poczułem ból palców. Ból. Pokręciłem głową. Nie wchodziłem w żadną grę. Nie pamiętam. Co znaczy: „Nie pamiętam"? To żaden dowód. Można dziś robić tyle cudów, że wywołanie częściowej amnezji wydaje się realne… Spojrzałem na absurdalne wyścigi. Ale po co? Po cóż ktoś ładowałby mnie w tak dziwaczny świat? To gigantyczne pieniądze! Symulacja na taką skalę, żeby zabawiać się losem jednego człowieka? Nonsens! Kucnąłem, by przyjrzeć się fakturze chodnika. Jeśli był iluzją, to doskonałą. Lekko chropawa powierzchnia. W dotyku ciepła, drapiąca i… ledwie wyczuwalnie wibrowała. Perfekcja. Przytknąłem ucho do nawierzchni. Setki stąpnięć. Nie ma się do czego przyczepić.

–Mamo, popac, pan patsy bokiem! – krzyknęła dziewczynka.

–Cicho, pan jest pijany, nie trzeba się śmiać. Wstałem. Otrzepałem płaszcz. Mógłbym uznać, że wszystko to głupi dowcip, ale skąd wyścigi? Ale przecież! Najprostsza rzecz pod słońcem! Gest otwarcia okna! W każdej grze wygląda identycznie: przyciskasz łokieć do tułowia i podnosisz dłoń z wyciągniętym wskazującym palcem. Rozejrzałem się. Po co robić pośmiewisko. Wykonałem ruch. Nic się nie stało. Ponowiłem próbę drugą ręką. Bez rezultatu. No to po problemie. To realium. Ale byłem głupi. Przez chwilę naprawdę uwierzyłem…

Spacer był odświeżający. Kilka dziewcząt zawiesiło na mnie spojrzenie. Około siedemnastej w znajomej chińskiej restauracji uraczyłem się sutą i tłustą obiadokolacją. Po kilku lampkach wina przyszła senność. O, spać mi się chce. To nie gra.

Podczas jazdy do domu miałem ochotę ucałować

taksówkarza. Za to, że tak pięknie jedzie i że w ogóle jest cudownie. Na łóżko padłem w ubraniu.

Obudził mnie chłodny powiew. Jasne, nie zamknąłem okna. Całe szczęście. Leniwie się przekręciłem. Zaszeleścił wygnieciony płaszcz. Z kieszeni wysunęła się zmaltretowana kartka.

Twoja rzeczywistość jest grą. Dobrze się rozejrzyj. Może znajdziesz wyjście?

–Srutututu. Ktoś mi zrobił kawał i tyle. – W ustach miałem magazyn szmat. – Pewnie Harry Siedzi na Hawajach i wydziwia. Jak wróci, to mu wygarnę.

Skierowałem niepewny krok do łazienki, zrzucając po drodze ubranie.

–Zęby zęby, zęby Umyć. Zęby.

Dokonawszy generalnych ablucji przebrałem się, zaparzyłem porządnej kawy i usmażyłem omlet z groszkiem.

Czas na małe śniadanko i oglądanko… Wiadomości. Bardzo lubię wiadomości w słoneczny niedzielny poranek.

–…saw City jest świadkiem niezwykłego widowiska – perorowała spikerka. – W dzielnicy rozrywek mamy do czynienia z wydarzeniem bez precedensu. Czy widzimy happening szalonej artystki? A może akt zdesperowanej, samotnej matki?

–Ciekawe – wydukałem, żując.

–Faktem jest, że od pół godziny ta kobieta… Kamera zrobiła najazd. Na jednym z powietrznych pojazdów stała młoda brunetka z trudem łapiąca równowagę. Za chwilę ugięła nogi i przeskoczyła na inny, przelatujący obok pneumobil.

–…rzuca się z aerauta na aerauto. Próbowaliśmy przeprowadzić z nią wywiad, ale nie wydaje się zainteresowana…

Zoom, bardzo ładna twarz. Oczy wyrażają rozterkę i niepokój. Ale przede wszystkim jakby… niecierpliwość.

–Jaki jest jej cel? – pyta spikerka. – Policja rozpostarła ochronną siatkę. To doprawdy cud, że jeszcze nic jej się nie stało. Mamy informację, że desperatką jest niejaka Pauline Eim, znana jako gamedec w spódnicy…

Wstrzymałem ruch żwaczy. Operator zrobił zdjęcie. Z ekranu patrzyła teraz już na pewno zrozpaczona kobieta. Gamedekini. Miałem wrażenie, że czeka na mnie. Błyskawicznie dopiłem kawę i połknąłem resztkę jedzenia. Po chwili siedziałem w taksówce, zawijając mankiety i poprawiając futerał telesensu.

–Pan też chce ją zobaczyć? – spytał pilot. – Ta…

–Może cholera spadnie? – zarechotał z nadzieją.

Na platformie widokowej kołysał się gęsty tłum. Do barierki dotarłem zmięty i poturbowany. Świeża koszula i spodnie! Eim balansowała na czerwonej furgonetce. Wokół unosiły się policyjne wozy błyskając błękitem i zielenią. Złożyłem dłonie wokół ust.

–Pauline! Nie usłyszała. – Paulineee! Zacząłem wymachiwać obiema rękami. – Paaauuuliiinneeee!!!

–Co się pan tak drzesz? – prychnęła korpulentna blondynka.

–Co się pani tak pchasz? – odparłem. – Paaauuuliiineeee!!!

–Ludzie, patrzcie, wariat, wariat – nie dawała za wygraną.

–Idź mi z oczu, enpecko głupia, bo nie wytrzymam!

Wydęła usta i sypnęła iskrami spod ściągniętych brwi.

–Co, proszę?!

–Paaauuuuliiiineeee!!! Wtedy Eim mnie zobaczyła. – Tooo jaaaa!!! Mnie szukasz!!!

–Zawołajcie policję, to cham jakiś! – nie odpuszczała paniusia.

Gamedekini kiwnęła głową, że rozumie, i skoczyła na policyjny wóz.

–Policja! – krzyknąłem.

–Pan też wzywasz policję? – zdziwiła się blondynka.

–Wybawczyni ty moja!

Spojrzałem na nią z miłością i strzeliłem w pysk. Zatoczyła się z krzykiem. Poprawiłem. Wstyd się przyznać, ale sprawiło mi to przyjemność.

–Policja! – wrzasnęła.

–Policja! – zawtórowałem.

Na posterunek trafiłem tuż po gamedekini prowadzonej przez dwóch rosłych drabów. Nasze oczy spotkały się i rozpoznały. Odetchnęła.

Po trwających do południa przesłuchaniach, protokołach, rejestracjach i ostatecznej operacji opłacenia grzywny zostałem zwolniony. Wyszedłem z dusznego budynku i usiadłem na ławce. Pół godziny później dołączyła Pauline Eim. Drugi kierowca bolidu klasy gamma. Parokrotnie przełknęła ślinę. Wyglądała na zmęczoną.

–Dlaczego to zrobiłaś?

–Nie widziałeś holobimów z wyścigami?

–Widziałem.

Oparła się mocniej o deski.

–Zrozumiałam, że jest jeszcze jeden gracz. Sposobem na odnalezienie go było zrobienie czegoś absurdalnego, przeczącego zdrowemu rozsądkowi, a jednocześnie interesującego dla mediów.

–Bardzo inteligentne – przyznałem. – Ale ryzykowne. Nie wiemy, co tu oznacza śmierć. Skoro wszystko jest takie realne…

Parsknęła.

–To nie Happy Hunting Grounds.

–Ale też nic, co znamy. Spałaś?

–Tak.

–Brudziłaś się?

–Yhm.

Przez chwilę milczeliśmy.

–Ty też dostałaś dziwne zlecenie? Potwierdziła, pochyliła się i oparła łokcie o kolana. Czarne włosy zasłaniały jej twarz.

–W sobotę rano?

Ruch głową. Potem szepnęła:

–Od gościa, którego później nie mogłam namierzyć. Pamiętam, byłam wściekła. – Patrzyła w ziemię. – Nawalił radiator, zrobiło się gorąco, a w dodatku…

–Nie mogłaś otworzyć okna?

Spojrzała zaskoczona.

–Pokaż swoją kartkę! – krzyknąłem. Wyciągnęła zwitek.

Twoja rzeczywistość jest grą… Dobrze się rozejrzyj. Może znajdziesz wyjście?

–Psiakrew, myślałem, że będzie podpowiedź.

–Okno jest podpowiedzią – wyjaśniła cicho.

–Jak to?

–Otworzyłeś je w dziwaczny sposób?

–Bardzo dziwaczny.

–W jaki sposób wychodzi się z gry?

–Otwierając ok… O jasna cholera! Nie możemy wyjść, bo nie znamy właściwej sekwencji!

–Mam wrażenie – powiedziała – że do otwarcia będziemy potrzebni oboje.

Długo spacerowaliśmy Mijaliśmy przechodniów, sklepy, bary, kafejki, nie wiedząc, czy oglądamy prawdziwą prawdę, czy też prawdę innego rodzaju.

–W sumie to nie musi być gra – zauważyłem bezradnie.

Skinęła głową.

–Ktoś mógł to wszystko ukartować… – ciągnąłem. – Nie mamy ani jednego niezbitego dowodu. Przystanęła i zajrzała mi w oczy.

–W wielu grach też nie ma dowodów. Jedynym pewnikiem jest otwarcie okna. Dopóki tego nie zrobisz, masz wrażenie pełnego uczestnictwa. Chyba że gra muzyka.

–No, ale pocenie, zmęczenie…

–Wszystko do zasymulowania.

Podjęliśmy spacer.

–Jeśli to gra, to kto ją zrobił i dlaczego wybrał nas? – spytałem.

–Szalony programista? – poprawiła włosy, uśmiechając się ironicznie.

–Fakt, bardzo banalne.

–Bogaty ekscentryk?

–Są ciekawsze i prostsze rozrywki.

–Firma? – zgadywała.

–Najprawdopodobniej. Tylko czemu w takim dziwnym układzie? Jesteśmy testowani? I dlaczego, do diabła, Warsaw City?

–Dla pełni złudzenia i poczucia niepewności? Podobał mi się jej sposób rozumowania. Nie tylko umysł miała piękny. Zgrabne nogi, ładnie ukształtowane biodra, wąska talia, płaski brzuch i drobne piersi. Jak dla mnie, wzór dla enpecek. Nie spodobało mi się tylko ostatnie skojarzenie.

–Zadam ci dziwne pytanie, Pauline… Będziesz się śmiała, ale… – zatrzymałem się i uważnie na nią spojrzałem -… czy przypadkiem nie jesteś enpecką?

Patrzyłem w orzechowe oczy i tonąłem. Milczała. Ludzie zakochują się w enpeckach. Na przykład w Rajskiej Plaży…

–A ty, Torkilu? – spytała cicho.

–Ja? Gdyby tak było, byłbym trochę przystojniejszy.

Lekko się zarumieniła.

–Dla mnie jesteś bardzo przystojny.

Chrząknąłem. Ruszyliśmy.

–Umówmy się, Pauline, że dla ciebie mogę być nawet enpecem, dobrze?

Wybuchnęła śmiechem, a ja za nią.

Ani się spostrzegliśmy kiedy opuściliśmy teren dzielnicy rozrywek i zawędrowaliśmy w nieznany zaułek. Zmierzchało.

–Chyba się zgubiliśmy – stwierdziła.

–Wiesz co? Chciałbym z tobą porozmawiać, ale zwyczajnie. Jak to się wszystko skończy Jeśli jesteśmy w świecie, to z pewnością ktoś nas obserwuje. – Spojrzałem w górę. – Hej! Jest tam kto?

Roześmiała się i pokręciła głową. – Paranoja.

Nagle rozległ się kobiecy krzyk. Dobiegał zza najbliższego budynku. Rzuciliśmy się tam. Za rogiem ciemna sylwetka mężczyzny pochylała się nad bezwładnym ciałem. Napastnik spostrzegł nas i odskoczył w cień. Oślepiło nas światło ruszającego auta. Schyliliśmy się w ostatnim momencie, pojazd przeleciał z rykiem tuż nad naszymi głowami i zniknął za najbliższym budynkiem.

–Trzeba zadzwonić na policję! – krzyknęła Pauline.

–Czekaj. Nie zauważyłaś, że ten drab był podobny do mnie?

Podszedłem do leżącej. Dotknąłem tętnicy szyjnej. Nie żyła. Tak, jak się domyślałem, przypominała gamedekinię.

–Widzisz? Ona wygląda jak ty. Pauline kucnęła.

–O Boże…

Na brzuchu kobiety leżał portfel ogołocony z kart. W zakładce tkwił hologram, całowała się na nim z jakimś mężczyzną. Ze skórzanego zagięcia wysunęła się plakietka identyfikacyjna. Katherine End. Nagłe skojarzenie rozświetliło przestrzeń. Przed oczami stanął Richard Begin. Begin i End… Początek i koniec… Zerknąłem ukradkiem na Pauline. Nie spostrzegła nazwiska ofiary. Wciąż patrzyła na jej twarz. Na razie nie dzieliłem się swoim odkryciem. Nie byłem pewien konkluzji.

Wstaliśmy Cisza i ciemność otuliły nas żałobnym welonem.

Policji nie wezwaliśmy. Rozstaliśmy się w ciężkim milczeniu. Ona wróciła do siebie, cokolwiek to znaczyło, ja zaś poszybowałem do Stockomville.

To nie była łatwa noc. Głowa mi puchła od domysłów. Pauline: jest programem czy żywym człowiekiem? Jestem w grze czy w realium? Spłatano nam figla w prawdziwej rzeczywistości czy ktoś manipuluje nami, patrząc na ekran?

Około piątej, kiedy świt złocił wschodnie niebo, doznałem olśnienia. Wiedziałem, że jestem w grze. O ósmej wkroczyli spece od radiatora. Miałem ochotę im dokopać. Powstrzymałem się. Wyszedłem na rampę nieumyty, nieogolony, we wczorajszej koszuli i… z plasmagunem w kaburze.

Pauline miała czas, by o siebie zadbać: włosy związała w koński ogon, nałożyła spódniczkę mini, białą koszulę z żabotem i gustowne bolerko. Czekała przy gruzowisku, obok przeżartych rdzą kontenerów, tak, jak się umówiliśmy Gdy zbliżyłem się na dwadzieścia kroków, wyjęła zza paska mały igłowy rewolwer.

–Myślę, że wiem, jak otworzyć okno – oświadczyła, celując w moją głowę.

Zatrzymałem się.

–Poczekaj chwilę – powiedziałem ze sztucznym spokojem. – Nie wiemy, czy tu można bezkarnie umrzeć. Być może to jedyne rozwiązanie, ale jeśli tę grę stworzył świr, może się okazać, że już nie wstanę z łoża…

–Ładny wywód – przyznała, nie opuszczając broni. – Tylko sądzę, że jesteś enpecem. Wcale nie było dwóch graczy Gra to model sytuacji konfliktowej. Są w niej przeszkody, które należy pokonać. Przeszkodą było myślenie, że jesteś żywy. To pułapka. Jeśli się ją ominie, wszystko staje się jasne…

–Zaczekaj, na miłość boską! Mamy czas. – Przycupnąłem na odłamku betonu. – Chcę się zastanowić.

–Miałeś całą noc i jestem przekonana, że doszedłeś do tego samego wniosku. Drętwieją mi ręce, wykorzystujesz to.

–Otóż właśnie! – podchwyciłem. – Ja też mogę cię podejrzewać o enpecostwo! Mówisz, że jestem programem, a twierdzisz, że zastanawiałem się całą noc! Enpece się nie zastanawiają! Rozmawiasz ze mną jak z człowiekiem!

Poprawiła chwyt na rękojeści. – To odruch.

–Dobra – zrezygnowałem. – Jesteś gamedekinią. Więc zacznij myśleć.

–Myślę. Jestem otoczona rzeczywistością. Muszę się przez nią przedrzeć. Znaleźć jej granicę. Myślę, że granicą rzeczywistości jest śmierć.

–Lub miłość.

Chwyciła mocniej broń, rozstawiła szerzej nogi. Bardzo zgrabne nogi.

–Co masz konkretnie na myśli? – spytała twardo. – Pamiętasz tę kobietę?

–Denatkę? Trudno zapomnieć takie ostrzeżenie: Facet cię dziabnie, więc zrób to pierwsza.

–Tak też można. A przypominasz sobie jej portfel?

–Oczywiście. Opróżniony z kart. Zwycięzca zgarnia wszystko.

Wziąłem głęboki oddech.

–Hologram. Pamiętasz hologram? Ten z całującą się parą? Myślisz, że to tylko ozdobnik?

–Tak uważam. Mdleją mi ręce. Jeśli masz coś nowego do powiedzenia, to się spiesz.

–Też mam przy sobie broń. – Nie jestem zaskoczona.

–Wyciągnę ją i rzucę na ziemię. – Nie próbuj.

Sięgnąłem po pistolet.

–Ostrzegam cię! Torkil!

Ostrożnie wyciągnąłem spluwę i upuściłem na żwir. Tylko sucho zachrzęścił. Zrobiłem krok w jej kierunku.

–Nie zbliżaj się!

–Wiesz, co otworzy okno? – Twoja śmierć.

–Możliwe. Ja wolę myśleć, że okno otworzy nasz pocałunek.

Jej oczy zmatowiały.

–Powiedziałaś, że gra to model sytuacji konfliktowej. Zabawa z utrudnieniami i podpowiedziami. Przeszkodą jest nieufność i to, co widzieliśmy w zaułku. Podpowiedzią jest hologram. Po co wrzucono nas razem? Mężczyznę i kobietę? Dlaczego potrzebni jesteśmy oboje do sekwencji otwarcia? Jaką rolę odgrywało dotknięcie warg w bajkach? Co najtrudniej osiągnąć, gdy pozory świadczą przeciw?

–Co?

–Zaufanie. – Zrobiłem drugi krok. Nie zareagowała. – Łatwo jest niszczyć. To nie wymaga myślenia ani odwagi. Myślę, że morderstwo było mylnym tropem. Zachętą do oportunizmu. – Zbliżałem się. – Jeśli grę zrobił ktoś z głową na karku, a tak sądzę po poprzednich zagadkach – oparłem pierś o lufę – najpiękniejszym rozwiązaniem będzie właśnie to. Drgnęła.

–Możesz we mnie celować – wyszeptałem. – Ale pozwól mi działać.

Opuściła rewolwer. Objąłem ją i dotknąłem wargami jej ust.

Dookoła eksplodowały brawa. Odskoczyliśmy od siebie. U naszych stóp płonęło okno wylogowania. W powietrzu zmaterializowały się tysiące ekraników ze śmiejącymi się twarzami. Na tle chmur pojawił się potężny napis: „Supra City".

–Proooszęęę państwa! – rozległ się zwielokrotniony echem głos.

Pojawił się jegomość w nienagannie skrojonym garniturze. Nad jego głową zamajaczył napis: „Geofrey Higgins".

–Oto mamy zwycięzców pierwszego virtuality show firmy Novatronics! Właśnie ładujemy im wymazane wspomnienia!

Pamiętałem.

Z dyrektorem do spraw reklamy Novatronics Ltd., Geofreyem Higginsem, umówiony byłem na dziesiątą. Pauline już czekała w jego gabinecie: spoczywała w skórzanym fotelu prezentując długie, opalone nogi. Gospodarz wstał.

–Witam pana… Pani Eim, pan Torkil Aymore, gamedec, panie Aymore, pani Pauline Eim, gamedekini – dokonał krótkiej prezentacji.

Wyciągnęła wąską dłoń. Uścisnąłem ją, jakbym obejmował nagie ciało.

–Drodzy państwo, zaprosiłem was celem przedstawienia bardzo interesującej propozycji.

Geofrey nie zasypiał gruszek w popiele. Wymieniłem z Pauline porozumiewawcze spojrzenie.

–Otóż przygotowujemy się do wylansowania gry Supra City napędzanej nowym silnikiem, umożliwiającym niespotykane rzeczy. Gracze będą musieli spać, będą się męczyć, będą, jakby tu powiedzieć, odczuwać różnorodne potrzeby, brak higieny zmusi ich do umycia się, głód do…

Widziałem, że także dla Pauline nie brzmi to zachęcająco.

–Engine Supra City umożliwił stworzenie wiernej kopii naszego miasta. Gra jest gotowa. Zaprojektowaliśmy ciekawe questy wymyśliliśmy intrygujących enpeców i mnóstwo niespodzianek. Teraz trzeba tylko odpowiedniej reklamy I tu pojawia zadanie dla was.

Podał kopie dokumentów. Nagłówek brzmiał: „Scenariusz projektu «Granica Rzeczywistości»".

–Oto, co wam proponuję. Poddamy was amnezji wstecznej…

Jednocześnie otworzyliśmy usta, żeby zaprotestować.

–Proszę się nie niepokoić. Przetestowane, sprawdzone, w razie czego wysokie odszkodowanie. Pieniądze zawsze mnie uspokajały. Spojrzałem pytająco na dziewczynę.

–Po czym wprowadzimy was w grę do waszych własnych apartamentów. Obudzicie się jakby nigdy nic w znajomej pościeli.

–A gdzie tu reklama? – spytała Pauline.

–Aa… – Geofrey uśmiechnął się chytrze. – Przez cały czas będzie was oglądało dwadzieścia, a w porywach nawet trzydzieści milionów. Będzie to pierwszy virtuality show!

Wstałem.

–Ja dziękuję.

–Niech pan poczeka. Nie pokażemy golizny. Zawahałem się.

–Mimo to…

–Niech pan zerknie w scenariusz. No? Niechże pan siada. Czy myśli pan, że to przypadek, że zaprosiłem najlepszych gamedeków w mieście?

Usiadłem. Pauline też nie zbierała się do wyjścia. – Myślę, że uznacie eksperyment za bardzo ciekawy Przy okazji będzie to bezpłatna reklama… jeśli sobie poradzicie. Niech pan przeczyta scenariusz. – Mówił do mnie, ale patrzył na nią. – Pani Eim, bardzo proszę.

Skoro już tu jestem, pomyślałem i zanurzyłem się lekturze.

Gdy dobrnąłem do końca, płonąłem z podniecenia.

–Już, panie Aymore? Pani Eim? Skończyliście? No i jak?

Kobieta kiwnęła głową. Miała wypieki na twarzy.

–A pan?

–Wchodzę.

–Prawda, że to wyzwanie? Wiedziałem, że się nie oprzecie! Rozumiecie zasady?… Najpierw musicie się zorientować, że to gra, potem, że istnieje drugi gracz, wreszcie, że gest otwarcia okna jest nietypowy Do jego wykonania jesteście potrzebni oboje… Za udział inkasujecie po dziesięć tysięcy „Zabicie" drugiej osoby daje zwycięzcy dodatkowe dziesięć, zaś za pocałunek, który jest najtrudniejszy, oboje otrzymacie dwadzieścia. W ten sposób Novatronic promuje filozofię win-win…

Pauline nie odrywała ode mnie nieprzeniknionego spojrzenia.

–Mam nadzieję – powiedziałem – że znajdziemy najwłaściwsze rozwiązanie.

Obok materializowało się coraz więcej ludzi: postacie z Supra City, enpecowie, boty, ktoś coś krzyczał, reklamował, przejeżdżały napisy, projekty map, potrząsano nam ręce, wręczano czeki… Jak mogłem sam sobie to zrobić? Zerknąłem na Pauline. Patrzyła na mnie wzrokiem zagubionym i zmęczonym. Nie żywiłem wobec siebie pozytywnych uczuć.

Zainteresowanie grą osiągnęło nieoczekiwany poziom. Higgins był zachwycony i zafundował nam kolację na szczycie holowizyjnej wieży. Skorzystaliśmy z zaproszenia następnego dnia, gdy się porządnie wyspaliśmy.

W świetle świec gamedekini wyglądała zachwycająco. Na jej szyi błyszczała gustowna kolia.

–Powiedz mi – powiedziała ściszonym tonem – czy był jakiś moment, w którym zyskałeś pewność, że to gra?

Przeżułem kawałeczek kraba.

–Yhm.

–Naprawdę? Kiedy?

–W nocy. Przed naszym – uśmiechnąłem się łobuzersko – pojedynkiem. Przypomniałem sobie szczegół, zupełnie absurdalny.

–No?

–Tupanie nogą podczas otwierania okna. Zasłoniła usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Tak też wyglądała pięknie.

–Czarowna noc – spojrzała wymownie w okno, jakby i je należało sprawdzić.

–Tak.

Obok wieży przelatywał holobim. Wyświetlał relację z wyścigów formuły gamma.

Bolidy mieściły… trzech pilotów. Zamarliśmy.

–Co to, do diabła… – zmiąłem serwetkę i zerwałem się z krzesła, strącając widelec. Z brzękiem uderzył w posadzkę.

Pauline patrzyła szklanym wzrokiem. – Tylko nie to…

Obraz przybliżył się i ukazał twarz jednego z kierowców. Był to Higgins. Uśmiechnął się i wzniósł kciuk. Pod nim pojawił się napis: „To tylko żart!"

Zdaje się, że nasz głośny śmiech mocno zbulwersował eleganckich gości.


    Ваша оценка произведения:

Популярные книги за неделю