Текст книги "Pan Wołodyjowski"
Автор книги: Henryk Sienkiewicz
Жанр:
Историческая проза
сообщить о нарушении
Текущая страница: 19 (всего у книги 40 страниц)
To rzekłszy wyszedł, a Azja popatrzył jeszcze chwilę za nim i poszepnął:
– A dla mnie buńczuk, buława i… z wolą albo bez woli – ona! Inaczej gorze wam!
Po czym dopił gorzałki z blaszanki i rzucił się na pokryty skórami tapczan, stojący w kącie izby. Ogień na kominie przygasł, a natomiast przez okno weszły jasne blaski księżyca, który wysoko już wybił się na chłodne zimowe niebo.
Azja leżał czas jakiś spokojnie, lecz widocznie nie mógł zasnąć. Wreszcie wstał, zbliżył się ku oknu i wpatrzył się w miesiąc, płynący jak samotny korab[420]
[Закрыть] po niezmiernych niebieskich samotniach.
Młody Tatar patrzył weń długo, na koniec złożył pięści tuż przy piersiach, podniósł oba wielkie palce ku górze i z ust jego, które zaledwie przed godziną Chrystusa wyznawały, wyszedł półśpiew, półprzeciągła mowa o smutnej nucie:
– Lacha i Lallach, Lacha i Lallach – Mahomet Rossullach!…
Rozdział XXIX
Atoli Basia od rana nazajutrz odbywała naradę z mężem i panem Zagłobą, jak by dwa serca kochające się i uciśnione połączyć. Oni obaj śmieli się z jej zapału i nie przestawali jej drażnić, jednakże ustępując jej ze zwyczaju we wszystkim jak rozpieszczonemu dziecku, obiecali jej w końcu pomagać.
– Najlepiej – mówił Zagłoba – namówić starego Nowowiejskiego, żeby dziewki ze sobą do Raszkowa nie brał, że to i chłody już idą, i droga nie całkiem bezpieczna; natenczas młodzi często się tu ze sobą będą widywać i rozamorują się w sobie do reszty.
– O, to jest wyborna myśl! – zawołała Basia.
– Wyborna, niewyborna – odrzekł Zagłoba – ale ty ich swoją drogą z oczu nie spuszczaj. Tyś jest baba – i tak myślę, że w końcu ich zlutujesz, bo baba zawsze zrobi swoje; pilnuj jeno, żeby i diabeł przy tym swego nie zrobił. Byłby ci wstyd, że to z twojej poręki.
Basia poczęła naprzód prychać na pana Zagłobę jak kotka, po czym rzekła:
– Waćpan się chwalisz, żeś był za młodu Turek, i myślisz, że każdy Turek!… Azja nie taki!
– Nie Turek, tylko Tatar. Ładna kukła! Ona będzie za tatarskie afekta ręczyć!
– Oni oboje o płakaniu najwięcej myślą, a to ze srogiej żałości… Ewa przy tym najzacniejsza dziewka!
– Jeno taką ma twarz, jakoby jej kto na czole napisał: „naści gęby!” Hu! Kawka to jest! Wczorajem to sobie zakonotował, że gdy przy stole naprzeciw gładkiego chłopa siedzi, to tak dycha, że aż raz w raz talerz odrzuca i musi go sobie przysuwać. Czysta kawka, mówię ci!
– Waćpan chcesz, żebym sobie poszła?
– Nie pójdziesz, jak o swaty chodzi. Znają cię, nie pójdziesz! A ponoś ci jeszcze za wcześnie ludzi swatać, bo to sędziwych niewiast rzemiosło. Pani Boska mówiła mi wczoraj, że gdy cię powracającą z wyprawy w hajdawerkach postrzegła, rozumiała, że synalka pani Wołodyjowskiej widzi, któren się na podjezdku koło płotów wprawia. Nie kochasz ty powagi, ale i powaga ciebie nie kocha, co się zaraz z twojej misternej postaci okazuje. Czysty żak, jak, mi Bóg miły! Inne teraz niewiasty na świecie! Za moich czasów, gdy podwika[421]
[Закрыть] na ławie siadła, to aż ława zaskrzypiała, jakby ktoś psu na ogon nastąpił, a ty byś mogła na kocie oklep jeździć, bez wielkiej dla onej bestii fatygi… Mówią też, że niewiasty, które zaczynają swatać, potomstwa mieć nie będą.
– Zali naprawdę tak mówią? – spytał zaniepokojony mały rycerz.
Lecz pan Zagłoba począł się śmiać, a Basia przyłożywszy swoją różową twarz do twarzy męża rzekła półgłosem:
– Et, Michałku! Sposobną porą ofiarujemy się do Częstochowy, to może Najświętsza Panna odmieni!
– Najlepszy to istotnie sposób – rzekł Zagłoba.
Na to tamci uściskali się zaraz, po czym Basia rzekła:
– A teraz mówmy o Azji i o Ewuni, jak by im pomóc. Nam dobrze, niech i im będzie dobrze!
– Jak Nowowiejski wyjedzie, będzie im lepiej – rzekł mały rycerz – bo przy nim nijak byłoby się im widywać, zwłaszcza że Azja starego nienawidzi. Ale gdyby mu stary Ewkę oddał, może by przepomniawszy[422]
[Закрыть] dawnych uraz poczęli się wzajem miłować jako teść z zięciem. Według mojej głowy tedy nie w tym rzecz, żeby młodych zbliżać, bo oni i tak się kochają, ale w tym, by starego przejednać.
– Nieużyty to człowiek! – rzekła pani Wołodyjowska.
Na to Zagłoba:
– Baśka! Imainuj sobie, że masz córkę i że trzeba ci ją za jakowegoś Tatarzyna wydać?
– Azja kniaź – odrzekła Basia.
– Nie neguję, że Tuhaj-bej z wielkiej krwi pochodził, ale owo i Hassling był szlachcic, a przecie by Krzysia Drohojowska nie poszła za niego, gdyby był naszego indygenatu nie miał.
– To wystarajcie się dla Azji o indygenat!
– Łatwa to rzecz! Choćby go kto i do herbu przypuścił, sejm takową wolę musi potwierdzić, a do tego trzeba i czasu, i protekcji.
– Tego nie lubię, że czasu trzeba, bo protekcja by się znalazła. Pewnie by jej pan hetman Azji nie odmówił, bo on się w ludziach wojennych kocha. Michale! Pisz do hetmana! Chcesz inkaustu, piór, papieru? Zaraz pisz! Ot, ja ci wszystko przyniosę, i świecę, i pieczęć, a ty siądziesz i nie mieszkając napiszesz!
Wołodyjowski począł się śmiać.
– Boże Wszechmogący! – rzekł – Prosiłem cię o stateczną realistkę za żonę, a tyś mi wicher dał!
– Mów tak, mów, to ci zamrę!
– A niedoczekanie twoje! – krzyknął żywo mały rycerz. – Niedoczekanie twoje! Tfu! Tfu, na psa urok.
Tu zwrócił się do pana Zagłoby:
– Waćpan nie wiesz jakich słów od uroku?
– Wiem i jużem je powiedział! – odrzekł Zagłoba.
– Pisz! – zawołała Basia – Bo ze skóry wyskoczę!
– Ja bym i dwadzieścia listów napisał, byle ci dogodzić, chociaż nie wiem, na co się to przyda, bo tu i sam hetman nie poradzi, a z protekcją wtedy dopiero może wystąpić, jak będzie pora. Moja Basiu, panna Nowowiejska spuściła ci się z tajemnicy, dobrze! Aleś z Azją nic nie mówiła i tego nawet dotychczas nie wiesz, czy on wzajemnym afektem dla Nowowiejskiej płonie.
– Ale! Nie płonie! Jakże nie ma płonąć, kiedy ją w lamusie pocałował! Aha!
– Dusza złota! – rzekł śmiejąc sią Zagłoba. – Takie to jak nowo narodzone dziecko, jeno że tym językiem lepiej obraca. Moja kochana, żebyśmy się chcieli, ja i Michał, ze wszystkimi żenić, które całować się przygodziło, tedy trzeba by nam zaraz Mahometową wiarę przyjąć i mnie być padyszachem[423]
[Закрыть], a jemu chanem krymskim, co, Michale, co?
– Na Michała miałam raz podejrzenie, jeszcze wtedy, kiedy nie byłam jego! – rzekła Basia.
I przysunąwszy mu paluszek do oczu poczęła się przekomarzać:
– Ruszaj wąsikami, ruszaj! Nie zaprzesz się! Wiem, wiem! I ty wiesz!… U Ketlinga!…
Mały rycerz rzeczywiście ruszał wąsikami, ażeby sobie dodać fantazji, a zarazem zmieszanie pokryć, wreszcie chcąc zwrócić rozmowę na co innego rzekł:
– A tak i nie wiesz, czy Azja w Nowowiejskiej rozkochan?
– Czekajcie, wezmę ja go na cztery oczy i wypytam. Ale on rozkochany! Musi być rozkochany! Inaczej nie chcę go znać!
– Dalibóg, gotowa w niego wmówić! – rzekł Zagłoba.
– I wmówię, choćbym się miała co dzień z nim zamykać!
– Wpierw go wybadaj – rzekł mały rycerz. – Być może, że on się od razu nie przyzna, bo to dzikus. Nic to! Powoli w konfidencję z nim wejdziesz, poznasz go lepiej, wyrozumiesz i wówczas dopiero będziesz wiedziała, co czynić.
Tu mały rycerz zwrócił się do pana Zagłoby:
– Ona zdaje się płocha, a bystra jest!
– Kozy bywają bystre! – rzekł z powagą pan Zagłoba.
Dalszą rozmowę przerwał pan Bogusz, który wpadł jak bomba i zaledwie zdążywszy ucałować Basine ręce począł krzyczeć:
– A niech tego Azję kule biją! Całą noc nie mogłem oka zmrużyć, niech jego las ogarnie!
– Co pan Azja waszmości zawinił? – pytała Basia.
– Wiecie waćpaństwo, cośmy wczoraj robili?
I pan Bogusz wytrzeszczywszy oczy jął wodzić nimi po obecnych.
– Co?
– Historię! Jak mi Bóg miły, nie łżę, historię!
– Jaką historię?
– Historię Rzeczypospolitej. To po prostu wielki człowiek. Sam pan Sobieski się zdumieje, gdy mu Azjowe myśli przedłożę. Wielki człowiek, powtarzam acaństwu i żałuję, że więcej nie mogę powiedzieć, bo jestem pewien, że zdumielibyście się, jako ja się zdumiałem. Tyle mogę powiedzieć, że jeśli to się uda, co on zamierza, wówczas Bóg wie gdzie zajdzie!
– Na ten przykład! – rzekł Zagłoba. – Hetmanem zostanie?
A pan Bogusz wziął się w boki:
– Tak jest! Hetmanem zostanie! Żałuję, że nie mogę więcej powiedzieć… hetmanem zostanie, i kwita!
– A to może psim? Albo będzie za wołami chodził? Czabanowie[424]
[Закрыть] mają też swoich hetmanów! Tfu! Co też waszmość prawisz, panie podstoli? Bo że on Tuhaj-bejowicz, dobrze! Ale jeśliby miał hetmanem zostać, to czymże ja ostanę, czym ostanie Michał i waszmość sam? Chyba Trzej Królami po Bożym Narodzeniu zostaniemy, poczekawszy na Kacpra, Melchiora i Baltazara abdykację. Mnie tam przynajmniej szlachta regimentarzem kreowała, tylko żem po przyjaźni panu Pawłowi godności ustąpił, ale waćpańskich wróżb, dalibóg, zgoła nie rozumiem!
– A ja waści powiadam, że Azja wielki człowiek!
– Mówiłam! – rzekła Basia zwracając się ku drzwiom, przez które poczęli wchodzić inni goście stanicowi.
Weszła więc naprzód pani Boska z modrooką Zosią i pan Nowowiejski z Ewką, która po źle przespanej nocy wyglądała jeszcze bardziej świeżo i ponętnie niż zwykle. Źle spała, bo niepokoiły ją sny dziwne: śnił jej się Azja, tylko piękniejszy i natarczywszy niż dawniej. Ewie krew biła na twarz na wspomnienie tego snu, bo jej się zdało, że każdy go z jej oczu odgadnie.
Lecz nikt na nią nie zważał, wszyscy bowiem poczęli mówić pani komendantowej „dzień dobry!”, po czym zaraz pan Bogusz zaczął na nowo opowiadanie o wielkości i wielkich przeznaczeniach Azji, a Basia rada była, że tego i Ewa, i pan Nowowiejski słuchać muszą.
Jakoż stary szlachcic wyburzył się od chwili pierwszego spotkania z Tatarem i znacznie był spokojniejszy. Już się o niego nie upominał jako o swego człowieka. Prawdę rzekłszy, odkrycie, że Azja jest tatarskim kniaziem i synem Tuhaj-beja, zaimponowało i jemu niepomiernie. Z podziwem też słuchał o jego nadzwyczajnym męstwie i o tym, że sam hetman tak znakomitą powierzył mu funkcję, jak ściągnięcie na powrót do służby Rzeczypospolitej wszystkich Lipków i Czeremisów. Chwilami zdawało się nawet panu Nowowiejskiemu, że o kim innym mowa, tak wyrastał w jego oczach ów Azja na niepospolitego człeka.
A pan Bohusz coraz to powtarzał z miną wielce tajemniczą:
– Nic to jeszcze wobec tego, co go czeka, jeno że mi mówić o tym nie wolno!
Gdy zaś inni trzęśli z powątpiewaniem głowami, zakrzyknął:
– Dwóch jest największych ludzi w Rzeczypospolitej: pan Sobieski i ów Tuhaj-bejowicz!
– Na miły Bóg! – rzekł wreszcie zniecierpliwiony pan Nowowiejski – Kniaź on, nie kniaź, ale czymże może być w tej Rzeczypospolitej szlachcicem nie będąc; przecie dotychczas indygenatu nie ma?
– Pan hetman mu dziesięć wyrobi! – zawołała Basia.
Panna Ewa słuchała tych pochwał z przymkniętymi oczyma i z bijącym sercem. Trudno wiedzieć, czy biłoby ono równie gorąco dla biednego i nieznanego Azji, jak dla Azji rycerza i wielkiego w przyszłości człowieka. Lecz ów blask podbił je, a dawne wspomnienia pocałunków i świeże sny przejmowały teraz dreszczem rozkoszy panieńskie ciało.
„Tak wielki, tak znamienity! – myślała Ewa. – Cóż dziwnego, że porywczy jak ogień”.
Rozdział XXX
Basia tego samego dnia wzięła Tatara na pytki[425]
[Закрыть], idąc jednak za radą męża i przestrzeżona o Azjowej dzikości, postanowiła nie nacierać zbyt od razu.
Mimo tego, zaledwie przed nią stanął, rzekła zaraz prosto z mostu:
– Pan Bogusz powiada, że waćpan znamienity człowiek, ale ja tak myślę, że i najznamienitszy kochaniu się nie wybiega.
Azja przymknął oczy i skłonił głowę.
– Wasza miłość ma słuszność! – rzekł.
– Bo widzi waćpan, z sercem to tak: pęc! I już!
To rzekłszy Basia poczęła potrząsać swoją płową czupryną i mrugać oczyma, chcąc przez to okazać, że i sama zna się wybornie na tego rodzaju sprawach, i zarazem ma nadzieję, że do nieświadomego nie mówi. Azja zaś podniósł głowę i ogarnął wzrokiem jej wdzięczną postać. Nigdy nie wydawała mu się tak cudną jak teraz, gdy oto oczki błyszczały jej ciekawością i ożywieniem, a zarumieniona, dziecięca twarz podnosiła się ku niemu pełna uśmiechów.
Ale właśnie im więcej było w niej niewinności, tym więcej widział w niej Azja ponęty, tym więcej żądz wstawało w jego duszy, tym miłość ogarniała go silniej, i upajał się nią jak winem, i zbył wszystkich chęci prócz tej jednej: odebrać ją mężowi, porwać dla siebie, trzymać po wieki przy piersi, usta przycisnąć do jej ust, uczuć jej ręce splecione na swojej szyi – i kochać, i kochać, choćby zapamiętać się, choćby zginąć samemu, choćby zginąć obojgu.
Na myśl o tym świat cały kręcił się z nim; coraz nowe żądze wypełzały z jaskiń jego duszy jak węże z rozpadlin skalnych; ale był to człowiek posiadający zarazem straszną siłę nad samym sobą, więc rzekł sobie w duszy: „Nie lża jeszcze!”, i trzymał swe dzikie serce na woli jak rozhukanego konia na arkanie.
Stał przed nią pozornie chłodny, choć płomień miał w ustach i oczach, a przepaściste jego źrenice mówiły jej wszystko, czego nie wypowiadały zaciśnięte usta.
Lecz Baśka mając duszę po prostu tak czystą jak woda w źródle, a przy tym i umysł zupełnie czym innym zajęty, wcale nie rozumiała tej mowy; myślała oto w tej chwili, co dalej Tatarowi powiedzieć, i wreszcie, podniósłszy palec do góry, rzekła:
– Niejeden nosi w sercu ukryty afekt i nie śmie z nikim o nim mówić, a gdyby szczerze wyznał, może by się czego dobrego dowiedział.
Twarz Azji pociemniała; przez chwilę szalona nadzieja przeleciała mu na kształt błyskawicy przez głowę, ale się opamiętał i spytał:
– O czym wasza miłość chce mówić?
Basia zaś na to:
– Inna by do waćpana obcesem[426]
[Закрыть], jako że białogłowy bywają niecierpliwe i nierozważne, ale ja nie taka. Pomóc to bym pomogła chętnie, ale konfidencji od razu nie żądam; powiadam tylko waćpanu tak: nie chowajże się i przychodź do mnie choćby co dzień, bo ja już o tym z mężem mówiłam; powoli to się waćpan i oswoisz, i moją życzliwość poznasz, i będziesz wiedział, że ja nie przez płochą ciekawość wypytuję, jeno z komizeracji i dlatego, że jeśli mam pomagać, to muszę i waćpanowych afektów być pewną. Przecie zresztą waćpanu pierwszemu wypada je okazać; jak mnie waćpan wyznasz, to może i ja waćpanu wtedy coś powiem.
Tuhaj-bejowicz zrozumiał teraz od razu, jak płonną była ta nadzieja, która przez chwilę błysnęła mu w głowie, domyślił się nawet natychmiast, że chodzi o Ewę Nowowiejską, i wszystkie przekleństwa na całą rodzinę, jakie czas nagromadził w jego mściwej duszy, napłynęły mu do ust. Nienawiść buchnęła w nim jak płomień tym większa, im bardziej odmienne przed chwilą kołysały go uczucia. Lecz opamiętał się. Posiadał on nie tylko władzę nad sobą, ale i przebiegłość ludzi wschodnich. W jednej chwili pojął, iż jeśli bryzgnie jadem na Nowowiejskich, utraci łaskę Basi i możność widywania jej codziennie; lecz z drugiej strony uczuł, że się nie zmoże, przynajmniej teraz, aż do tego stopnia, iżby tej umiłowanej skłamać wbrew duszy własnej, że inną kocha.
Więc z istnej rozterki wewnętrznej i niekłamanej męki rzucił się nagle do nóg Basinych i całując jej stopy, tak mówić począł:
– W ręce waszej miłości oddaję duszę moją, w ręce waszej miłości oddaję los mój; nie chcę nic innego czynić, jeno to, co mi wasza miłość nakaże, nie chcę znać innej woli! Wasza miłość czyń ze mną, co chcesz! W męce żyję i strapieniu, ja nieszczęsny! Wasza miłość, zlituj się nade mną! Bodaj mi przepaść i zginąć!
To rzekłszy począł jęczeć, bo czuł ból niezmierny i niewyznane żądze paliły go żywym płomieniem. A Basia poczytała te jego słowa za wybuch długo i boleśnie tajonej miłości dla Ewki, więc litość zdjęła ją nad junakiem i dwie łezki zabłysły w jej oczach.
– Wstań, Azja! – rzekła do klęczącego Tatara. – Jam dla waćpana zawsze była życzliwa i chcę szczerze waćpanu dopomóc; waćpan z wielkiej krwi pochodzisz, a za twoje zasługi pewnie indygenatu ci nie odmówią, pan Nowowiejski da się ubłagać, bo on już innymi na waćpana patrzy oczyma, a Ewka…
Tu Basia powstała z ławy, podniosła swą różową, uśmiechniętą twarzyczkę i wspiąwszy się na palce szepnęła do ucha Azji:
– Ewka waćpana kocha!
Owemu zaś pomarszczyła się twarz jak gdyby wściekłością; obu rękoma chwycił się za osełedec[427]
[Закрыть] i zapomniawszy o zdumieniu, jakie okrzyk jego mógł wywołać, powtórzył kilkakroć chrapliwym głosem:
– Ałła! Ałła! Ałła!
Po czym wypadł z izby.
Basia popatrzyła za nim przez chwilę; okrzyk nie zdziwił jej zbytnio, bo go często polscy nawet żołnierze używali, lecz widząc taką gwałtowność młodego Lipka rzekła sobie w duchu:
– Ogień to prawdziwy! Szaleje za nią!
Po czym pomknęła jak wicher, aby co prędzej mężowi, panu Zagłobie i Ewce zdać sprawę. Wołodyjowskiego zastała w kancelarii, zajętego regestrami chorągwi stojących w chreptiowskiej fortalicji. Siedział i pisał, lecz ona przypadłszy do niego zawołała:
– Wiesz! Mówiłam z nim! Do nóg mi upadł! Szaleje za nią!
Mały rycerz położył pióro i począł patrzeć na żonę. Tak była ożywiona i ładna, że oczy poczęły mu błyszczeć i śmiać się do niej, następnie wyciągnęły się ku niej ręce, ona zaś, broniąc się trochę, powtórzyła raz jeszcze:
– Azja szaleje za Ewką!
– Jak ja za tobą! – odrzekł mały rycerz obejmując ją mocniej.
Tego samego dnia i pan Zagłoba, i Ewka Nowowiejska wiedzieli jak najdokładniej o całej rozmowie z Azją. Panieńskie serce oddało się teraz zupełnie słodkiemu uczuciu i biło jak młotem na myśl o pierwszym spotkaniu, a jeszcze bardziej na myśl o tym, co będzie, gdy z czasem zdarzy się jakoweś sam na sam? I widziała już smagławą twarz Azji u swoich kolan, i czuła już jego pocałunki na swoich rękach i ową omdlałość, w czasie której głowa panieńska pochyla się na ukochane ramię, a usta szepcą:
– I ja kocham!
Tymczasem ze wzruszenia i niepokoju całowała sama gwałtownie ręce Basine i co chwila spoglądała ku drzwiom, czy nie ujrzy w nich mrocznej, lecz pięknej postaci Tuhaj-bejowicza.
Azja jednak nie pokazywał się w fortalicji, bo przybył do niego Halim, dawny sługa rodzicielski, a obecnie sam znaczny murza u Dobrudżan.
Halim przybył teraz zupełnie otwarcie, gdyż wiedziano już w Chreptiowie, że jest pośrednikiem między Azją a owymi rotmistrzami Lipków i Czeremisów, którzy przyjęli sułtańską służbę. Obaj zamknęli się zaraz z Azją w kwaterze, gdzie Halim, wybiwszy winne Tuhaj-bejowemu synowi pokłony, skrzyżował ręce na piersiach i z pochyloną głową czekał na zapytania.
– Listy jakowe masz? – pytał go Azja.
– Nie mam żadnych, effendi. Kazali mi słowami wszystko powiedzieć!
– Nuże, mów!
– Wojna pewna. Z wiosną wszyscy mamy iść pod Adrianopol. Siana i jęczmienie kazali już tam Bułgarom zwozić.
– A chan gdzie będzie?
– Chan przez Dzikie Pola pójdzie wprost na Ukrainę do Dorosza.
– Coś w koszach[428]
[Закрыть] słyszał?
– Cieszą się na wojnę i do wiosny wzdychają, bo teraz bieda w koszach, choć zimy dopiero początek.
– Zali wielka bieda?
– Koni siła padło. W Białogrodzie już się niektórzy w niewolę sami zaprzedają, aby jeno wyżyć do wiosny. Koni siła padło, effendi, bo jesienią było skąpo traw w stepach… Słońce wypaliło…
– A o Tuhaj-bejowym synu słyszeli?
– Ileś pozwolił mówić, tylem mówił. Rozeszła się wieść od Lipków i Czeremisów, ale nikt prawdy dobrze nie wie. Mówią także i o tym, że im Rzeczpospolita wolę i ziemię chce dać i na służbę pod Tuhaj-bejowiczem wezwać. Na samą wieść wszystkie co uboższe ałusy się wzburzyły. Chcą, effendi, chcą! Jeno im inni tłumaczą, że to wszystko nieprawda, że w Rzeczypospolitej wojska na nich wyślą, a Tuhaj-bejowicza nie masz wcale. Byli od nas kupcy z Krymu, mówili, że tam także jedni powiadają: „Jest Tuhaj-bejowicz”, i burzą się; drudzy mówią: „Nie ma”, i onych wstrzymują. Ale gdyby się rozniosło, że wasza miłość na wolę, ziemię i służbę wzywa, mrowie by się ruszyło… Niech mi jeno będzie wolno mówić…
Twarz Azji pojaśniała z zadowolenia i począł chodzić wielkimi krokami po izbie, po czym rzekł:
– Bądź pozdrowion, Halim, pod moim dachem! Siadaj i jedz!
– Psem i sługą twoim jestem, effendi – odrzekł stary Tatar.
Tuhaj-bejowicz zaklaskał w dłonie, na który znak wszedł Lipek-ordynans i wysłuchawszy rozkazu, przyniósł po chwili posiłek: więc gorzałkę, wędzone mięso, chleb, nieco bakalii i kilka przygarści suszonych ziarnek od kawonów[429]
[Закрыть], wielce – obok ziarnek słonecznikowych – ulubionego przez wszystkich Tatarów przysmaku.
– Przyjacielem, nie sługą jesteś – rzekł po wyjściu ordynansa Azja – bądź pozdrowion, bo dobre nowiny przynosisz: siadaj i jedz!
Halim począł jeść i póki nie skończył, nie mówili do siebie nic, ale posilił się prędko i jął wodzić oczyma za Azją, czekając, aż ten przemówi.
– Już tu wiedzą, ktom jest – rzekł wreszcie Tuhaj-bejowicz.
– I co, effendi?
– I nic. Jeszcze mnie lepiej szanują. Jak by do roboty przyszło, i tak musiałbym powiedzieć. Zwłóczyłem tylko, bom czekał na wieści od ord i chciałem, żeby hetman pierwszy wiedział, ale przyjechał Nowowiejski i ten mnie poznał.
– Młody? – pytał z przestrachem Halim.
– Stary, nie młody. Ałła mi tu ich wszystkich zesłał, bo i dziewka jest. Bogdaj w nich zły duch wstąpił. Niech jeno hetmanem zostanę, poigram z nimi. Dziewkę mi tu swatają, dobrze! W haremie i niewolnice potrzebne!
– Stary swata?
– Nie!… Ona!.. Ona myśli, że ja nie ją, ale tamtą miłuję!
– Effendi! – rzekł oddając pokłon Halim – jam rab[430]
[Закрыть] twego domu i nie mam prawa mówić w obliczności twojej; ale jam cię między Lipkami poznał, jam pod Bracławiem powiedział ci, ktoś jest, i od tej pory służę ci wiernie; jam innym powiedział, że cię za pana mają uważać, ale chociaż oni cię miłują, nikt cię nie miłuje tak jak ja; zali mi wolno mówić?
– Mów.
– Ty się małego rycerza strzeż. Straszny on, sławny w Krymie i na Dobrudży.
– A ty, Halim, słyszał o Chmielnickim?
– Słyszałem i służyłem u Tuhaj-beja, który z Chmielnickim wojną na Lachów chodził, zamki burzył, dobro brał…
– A wiesz ty, że Chmielnicki Czaplińską Czaplińskiemu wziął i sam ją pojął, i dzieci z nią miał? Cóż? Była wojna i wszystkie wojska hetmańskie a królewskie, a Rzeczypospolitej nie wydarły mu jej. On pobił i hetmanów, i króla, i Rzeczpospolitą, bo mu ojciec mój pomógł, a oprócz tego on był hetman kozacki. A ja będę kto? – hetman tatarski. Ziemi muszą mi dać bogato i gród jakowyś na stolicę, wkoło zaś grodu ałusy staną na ziemi, na bogatej, a w ałusach dobrzy ordyńcy z szablami – mnogo łuków i mnogo szabel! A jak ja ją naówczas porwę do grodu mego i za żonę ją, krasawicę, pojmę, i hetmanową uczynię, to przy kim będzie siła? Przy mnie! Kto się o nią upomni? Mały rycerz!… Jeśli będzie żyw… Choćby zasię był żyw i jako wilk wył, i samemu królowi ze skargą bił czołem, zali ty myślisz, że oni wojnę ze mną o jedną jasną kosę rozpoczną? Mieli już taką wojnę i pół Rzeczypospolitej ogniem spłonęło. Kto mi zdzierży? Hetman? To ja się z Kozaki połączę, z Doroszem pobratymstwo zawrę, a ziemię sułtanowi oddam. Ja drugi Chmielnicki, ja lepszy niż Chmielnicki, we mnie lew mieszka! Niech mi ją dadzą wziąć, to będę im służył, Kozaków bił, chana bił i sułtana bił, a nie, to cały Lechistan kopytami stratuję, hetmanów w łyka wezmę, wojska rozniosę, grody jak płomień popalę, ludzi wytracę, ja Tuhaj-beja syn, ja, lew!…
Tu oczy Azji zapłonęły czerwonym światłem, białe kły poczęły mu błyskać jak ongi Tuhaj-bejowi, rękę podniósł w górę i potrząsał groźnie dłonią w stronę północy, i wielki był, i straszliwy, i piękny, tak że Halim jął co prędzej bić mu pokłony i powtarzać cichym głosem:
– Allach kerim! Allach kerim!
Przez długi czas trwało milczenie; Tuhaj-bejowicz uspokajał się z wolna, wreszcie rzekł:
– Bogusz tu przyjeżdżał. Temu odkryłem moją moc i radę, aby na Ukrainie obok kozackiego narodu był naród tatarski, a obok kozackiego hetmana – hetman tatarski.
– Ów zaś zgodził się?
– Ów zaś za głowę się brał i czołem mi prawie bił, a na drugi dzień do hetmana ze szczęsną nowiną poskoczył.
– Effendi! – rzekł nieśmiało Halim – a jeśli Wielki Lew się nie zgodzi?
– Sobieski?
– Tak jest.
Czerwone światło poczęło znów błyskać w oczach Azji, ale trwało to tylko przez jedno mgnienie oka.
Twarz jego uspokoiła się natychmiast, za czym siadł na ławie i wsparłszy głowę na łokciach, zamyślił się głęboko.
– Rozważałem w rozumie swoim – rzekł wreszcie – co wielki hetman może powiedzieć, gdy mu Bogusz szczęsną nowinę oznajmi. Hetman mądry i zgodzi się. Hetman wie, że z sułtanem będzie na wiosnę wojna, na którą nie ma tu w Rzeczypospolitej ani pieniędzy, ani ludzi, a gdy i Doroszeńko z Kozaki po sułtańskiej stronie stoi, ostatnia zagłada może przyjść na cały Lechistan, tym bardziej że ni król, ni stany w wojnę nie wierzą i ku gotowości się nie kwapią. Ja tu na wszystko mam pilne ucho, wiem wszystko i Bogusz tajemnicy przede mną nie czyni, co się na hetmańskim dworze gada. Pan Sobieski wielki mąż, on się zgodzi, bo wie, że gdy Tatarzy tu na wolę i ziemię przyjdą, to i na Krymie, i na Dobrudzkich Stepach wojna domowa może się rozpocząć, potęga ord zesłabnie i sam sułtan najpierwej o uciszeniu onej zawieruchy musi myśleć… Tymczasem będzie miał hetman czas przygotować się lepiej; tymczasem Kozacy i Dorosz w wierności dla sułtana się zawahają. Jedyne to zbawienie dla Rzeczypospolitej, która jest tak słaba, że i powrót kilku tysięcy Lipków już dla niej siła znaczy. Hetman wie o tym, hetman mądry, hetman się zgodzi…
– Korzę się przed rozumem twoim, effendi – odrzekł Halim – lecz co będzie, jeśli Allach odejmie Wielkiemu Lwu światło lub jeśli szatan tak pychą go oślepi, że twoje zamysły odrzuci?
Azja przysunął swoją dziką twarz do ucha Halima i szeptać począł:
– Ty teraz zostań tu, póki odpowiedź od hetmana nie przyjdzie, a i ja się wcześniej do Raszkowa nie ruszę. Jeśli tam on zamysły moje odrzuci, tedy cię do Kryczyńskiego i innych wyślę. Ty im rozkaz dasz, by się tu tamtą stroną rzeki aż pod Chreptiów posunęli i w gotowości byli, a ja tu z mymi Lipkami pierwszej lepszej nocy na komendę uderzę i sprawię im, ot co!
Tu Azja przeciągnął palcem po szyi i po chwili dodał:
– Kęsim[431]
[Закрыть]! Kęsim! Kęsim!
Halim wsunął głowę w ramiona i na jego zwierzęcej twarzy zajaśniał złowrogi uśmiech.
– Ałła! I Małemu Sokołowi… tak?
– Tak! Jemu pierwszemu!
– A potem w sułtańskie ziemie?
– Tak!… Z nią!…