355 500 произведений, 25 200 авторов.

Электронная библиотека книг » Olga Rudnicka » Lilith » Текст книги (страница 6)
Lilith
  • Текст добавлен: 4 августа 2017, 22:00

Текст книги "Lilith"


Автор книги: Olga Rudnicka



сообщить о нарушении

Текущая страница: 6 (всего у книги 27 страниц) [доступный отрывок для чтения: 10 страниц]

52

–Nie, no co ty… – obruszyła się teraz. – Wiesz, że nie czytam kryminałów. Byłam ciekawa historii miasta… Wiesz, ta fontanna i malowidła w restauracji…

–Jeszcze lepiej. Horror. – Piotr zachichotał, całując ją w usta.

–Wcale nie… – mruknęła. – Hej, zaraz… – Popatrzyła na niego buntowniczo. – Horror? Czyli doskonale znałeś historię Lipniowa i nic mi nie powiedziałeś!

–Historia jest mroczna, ale ma niepowtarzalny klimat, który z pewnością docenisz, jak już urodzisz – odrzekł polubownie. – Chwilowo wolałbym, żebyś zainteresowała się czymś zdecydowanie pogodniejszym.

–No jasne. Żaden problem. Po prostu nie będę jeździć do miasta ani wychodzić z domu i na pewno nie zajrzę do ogrodu. Wtedy nic nie będzie mi przypominało o spalonych czarownicach, z wyjątkiem tego, że odziedziczyłeś dom po stryju, który zmarł w dziwnych okolicznościach. O czym też mi nie wspomniałeś, żeby mnie nie denerwować! – Lidka zaczynała się rozkręcać. – Może powinieneś mnie ubezwłasnowolnić? – zaproponowała.

–Obiecuję, że to przemyślę – zapewnił ją.

–Co takiego? – Straciła wątek.

–Twoje ubezwłasnowolnienie. – Piotr patrzył na nią kpiąco.

–Ech, ty… – Zamierzyła się na niego żartobliwie, ale zręcznie się uchylił.

–Zaraz przyjeżdża ekipa. – Spojrzał na nią pytająco.

–Jasne, idź sobie… – fuknęła. – No idź! – Przewróciła z ubolewaniem oczami, gdy zatrzymał się w progu, by się upewnić, czy na pewno może zostawić ją samą.

2.

Komisarz Nawrocki zatrzymał samochód przy rynku. Trzasnął drzwiami tak mocno, że przechodząca obok kobieta odskoczyła przestraszona.

–Przepraszam. – Nawet się nie starał, żeby zabrzmiało to uprzejmie.

Skierował się do restauracji. Pora obiadowa dawno minęła, ale i tak nie zamierzał tracić czasu na jedzenie. Zamierzał poprosić tylko o coś na wynos, jak zazwyczaj, i jechać prosto do wynajętego mieszkania. To był ciężki tydzień. Po kłótni z Chmielem miał ochotę się upić, ale usłużni przyjaciele z pewnością donieśliby o tym wrogowi. Nie zamierzał dawać mu satysfakcji.

53

Coraz bardziej tracił nadzieję, że znajdzie dowody przeciwko Krzysztofowi. Do tej pory wiedział tylko tyle, że znaczny wpływ na wszystko, co się dzieje w miasteczku, ma grupa ludzi na stanowiskach, ale nie udało mu się znaleźć niczego, co by świadczyło, że zostało popełnione jakiekolwiek przestępstwo. Miał przeczucie, że lukratywne przetargi wygrywają wskazane osoby, a koncesje i zezwolenia trafiają tylko tam, gdzie powinny, ale nie wpadł na trop afery korupcyjnej. Nie mógł niczego nikomu udowodnić. Nie powinno go to dziwić, jeżeli jego podejrzenia były słuszne i w całym tym procederze uczestniczyli miejscowi policjanci. W ten sposób mogli praktycznie działać bezkarnie. Kilka miesięcy spędzonych w Lipniowie niewiele mu dało z wyjątkiem przeświadczenia, że miasteczko ma drugie, ciemne oblicze.

Zatrzymał się przed księgarnią. Na szybie przyklejony był sporych rozmiarów plakat. Pośrodku znajdowało się zdjęcie twarzy dziewczynki.

–Elżbieta Bartkowiak – przeczytał.

To samo nazwisko nosił mężczyzna, którego spławił Chmiel. Po ostrzeżeniach tamtego Nawrocki nie miał wątpliwości, że nie były to czcze pogróżki ani dobra rada. Zamierzał odnaleźć Bartkowiaka, lecz w nawale pracy poszukujący dziecka ojciec odsunął się na dalszy plan. Po chwili namysłu Michał doszedł do wniosku, że obiad może zaczekać, i zdecydowanym krokiem wszedł do księgarni.

Za ladą stała rudowłosa kobieta, która na dźwięk dzwonka podniosła głowę.

–Dzień dobry. Policja – oznajmił, pokazując legitymację.

–Czy coś się stało? – spytała z lekkim niepokojem.

–Mam kilka pytań do pani. Chodzi mi o ten plakat. – Wskazał ręką na okno wystawowe.

–Och, znaleźliście tę dziewczynę? – W jej oczach pojawił się błysk.

–Nie… – zająknął się. Oczy kobiety miały niespotykany kolor. Zielone ze złotymi plamkami przypominały mu oczy kota. – Szukam pana Bartkowiaka – wydusił z siebie w końcu. Chwilowa fascynacja musiała być skutkiem przemęczenia, uznał.

–Ach tak. – Jej oczy przygasły. – Może pan zadzwonić pod numer podany na plakacie.

–Wie pani, gdzie się zatrzymał? – zapytał Nawrocki, starając się ukryć zmieszanie. Zdał sobie sprawę, że poprzednie pytanie nie należało do najbły-skotliwszych.

54

–Tak, mieszka w motelu za miastem. Mogę wiedzieć, dlaczego pan go szuka?

–Sprawa poufna.

–Myślałam, że policja nie jest zainteresowana pomocą, przynajmniej dopóki nie znajdzie się ciało. – Edyta nie mogła sobie darować ironii.

–To nie moje słowa. – Michał zarumienił się lekko, nie mając pojęcia, dlaczego właściwie się tłumaczy. Z jakiegoś powodu nie chciał, żeby ta kobieta miała o nim złe mniemanie. Nawet nie jest ładna, zżymał się w duchu na siebie.

Właścicielka księgarni zmierzyła go uważnym spojrzeniem. Nie, to z pewnością nie jego słowa, pomyślała, widząc zażenowanie mężczyzny. Wyglądał na zmęczonego i rozdrażnionego. Ciekawe, czego on właściwie chce?

–Nazywam się Edyta Mielnik. To moja księgarnia – przedstawiła się, wyciągając dłoń w jego kierunku.

–Komisarz Michał Nawrocki. – Uścisnął jej rękę nad ladą.

–Dlaczego go pan szuka, skoro nie trafiliście na ślad jego córki? – zapytała rozsądnie.

–To nie pani sprawa – oświadczył sucho.

–Skoro pan tak mówi. – Wyglądała na urażoną. – Pan Bartkowiak mieszka w motelu Zajazd. W miasteczku nie było wolnych pokoi.

–Jak długo ma zamiar tutaj zostać?

–Nie wiem. To nie moja sprawa. – Nie starała się ukryć uszczypliwego tonu.

Michał nabrał powietrza, by coś powiedzieć, ale w tej chwili drzwi otwarły się z hukiem i do środka wpadła Daria Wawrzecka, właścicielka restauracji Sukub. Była atrakcyjną trzydziestoparoletnią kobietą o długich połyskliwych włosach w różnych odcieniach brązu i piwnych oczach. Krótka rubinowa sukienka odsłaniała długie smukłe nogi, przekraczając niemal granice przyzwoitości, ale starannie zakrywała dekolt i ramiona. Daria zachwiała się na niebotycznie wysokich szpilkach, ale odzyskawszy równowagę, utkwiła nienawistne spojrzenie w twarzy właścicielki księgarni.

–Co ty, do kurwy nędzy, sobie wyobrażasz?! – wrzasnęła.

Nawrocki skamieniał. Znał Wawrzecką. Może nie dość dobrze, a z pewnością nie tak, jakby ona sobie tego życzyła, ale takiej jej jeszcze nie widział. Zazwyczaj roztaczała wokół siebie aurę elegancji, która teraz jednak gdzieś się ulotniła. Daria wyglądała jak przeciętna kobieta tuż przed czterdziestką, a jej twarz, wykrzywiona w pełnym wściekłości grymasie, straciła całą swą

55

urodę. Wulgarne słowa i złość bardziej pasowały do ulicznicy niż do poważnej kobiety interesu, za jaką chciała uchodzić.

–Wiele rzeczy – odparła ze spokojem Edyta. – Ale właściwie o co ci chodzi?

–O co?! – Tamta zacisnęła dłonie w pięści tak mocno, że długie karminowe paznokcie wbiły się w skórę. – Co to, kurwa, jest?! – Trzęsąc się z furii, wskazała na okno wystawowe.

–Masz coś przeciwko temu plakatowi? – zapytała beznamiętnie Edyta, krzyżując ramiona i spoglądając na nią wyzywająco.

–Żebyś wiedziała, że mam, ty pieprzona idiotko! Nikt nie powiesił tego gówna, tylko ty jak zwykle musiałaś się wyłamać! – Dźgała powietrze palcem, cały czas wskazując na plakat. – Nie daruję ci tego!

–A to ciekawe… – prawie zamruczała właścicielka księgarni, mrużąc oczy w chłodnym rozbawieniu. – Skoro jestem taką idiotką, to może wytłumaczysz panu komisarzowi, co masz przeciwko umieszczeniu w moim oknie wystawowym w moim sklepie informacji o tym, że ojciec poszukuje zaginionego dziecka? – Spojrzała wprost na Nawrockiego.

Tamta odwróciła się gwałtownie. Dopiero teraz zauważyła, że nie są same.

–Och, pan komisarz… – Wawrzecka błyskawicznie się opanowała, a jej twarz rozjaśnił uśmiech. – Proszę nie mówić, że interesuje się pan tą tak zwaną – uczyniła w powietrzu cudzysłów – literaturą?

–Sprowadziło mnie tu to samo co panią. – Michał wskazał na okno.

–Doprawdy? – Popatrzyła na niego uwodzicielsko, choć odniósł wrażenie, że przez chwilę w jej oczach pojawiła się niepewność.

–Co panią tak zbulwersowało w tym ogłoszeniu? – Przyglądał jej się uważnie.

–No cóż… Musi pan zrozumieć, że nasze miasteczko utrzymuje się z turystyki. – Daria oparła się o ladę, eksponując długie nogi. – Takie historie tylko odstraszają gości.

–Akurat pani nie powinna narzekać na brak klientów – zauważył komisarz.

Doskonale zdawał sobie sprawę, że restauracja Wawrzeckiej nie miała konkurencji. W okolicy był tylko pub i też do niej należał. Dziwnym trafem wszystkie obiekty w centrum miasteczka były w posiadaniu kilku osób, które starannie podzieliły między siebie wpływy. Z tego też powodu Michał wziął właścicieli pod obserwację, ale dotąd nie udało mu się niczego wykryć. Poza zwykłymi relacjami sąsiedzkimi nie znalazł między nimi żadnych związków.

56

Ci ludzie poza pracą nie utrzymywali ze sobą kontaktów. Nie mieli wspólnych interesów ani też tych samych znajomych, co już samo w sobie było zaskakujące. Nieruchomości należały od pokoleń do grupy osób prowadzących rodzinne firmy. Fakt, że nie utrzymywano kontaktów z właścicielami pozostałych obiektów, był dziwny i zaskakujący, ale z tego powodu nie można nikogo aresztować. Do niczego nie mógł się przyczepić. Sklepy przechodziły z pokolenia na pokolenie, trudno byłoby zatem doszukać się tu jakichś oszustw. Rodzice przekazywali dorobek życia swoim dzieciom, a te potem swoim i tak to szło. Nikt się nie wyłamał, nikt nie sprzedał interesu, każdy trzymał firmę żelazną ręką. O co jej chodzi z tym wyłamaniem się? – zastanawiał się szybko Nawrocki. O plakat? Niemożliwe… Czyżby właścicielka księgarni chciała się wycofać z interesów? Wprowadziła do firmy kogoś obcego? – analizował wszystkie możliwości, jakie przychodziły mu do głowy, a które mogły doprowadzić Darię do takiej furii. Konkurencja? Niemożliwe, na rynku i dookoła niego w obrębie kilku przecznic nie było drugiej restauracji ani innego pubu. Ani drugiej księgarni… Zerknął z namysłem na Edytę, którą do tej pory się nie interesował. Nazwisko oczywiście znał, ale jej samej dotąd jeszcze nie spotkał. Doskonale jednak wiedział, że odziedziczyła firmę po matce, podobnie jak Wawrzecka.

–Rzeczywiście, interes idzie świetnie i chciałabym, żeby tak pozostało. Dlatego jestem tak zbulwersowana tym plakatem. Odstrasza ludzi. I nawet nas nie dotyczy! – prychnęła ze złością Wawrzecka nieświadoma toru, jakim podążały myśli policjanta.

–Skąd pani wie, że ta dziewczyna nie pochodzi stąd?

–To oczywiste. – Wzruszyła ramionami. – Gdyby pochodziła z Lipniowa albo chociaż z okolic, taka sprawa rozniosłaby się lotem strzały. Skoro to ktoś obcy…

–To nie powinno nas obchodzić, co się stało, prawda? – wtrąciła się do rozmowy Edyta. Z trudem panowała nad wzburzeniem.

–Nie twierdzę, że nie jest mi przykro. – Daria zorientowała się po spojrzeniu, jakie rzucił jej komisarz, że się zagalopowała. – Nie chcę tylko, żeby komuś przyszło do głowy, że ta dziewczyna zaginęła w naszym miasteczku. Ludzie potrafią być okropni! – Wzdrygnęła się, udając niesmak. – Zaraz rozejdzie się plotka o seryjnym mordercy czy gwałcicielu i wszyscy na tym stracimy! Ludzie potrafią być tacy okropni… – powtórzyła, nie spuszczając wzroku z komisarza. Stała oparta biodrem o kontuar, ale zmieniła niezauważalnie pozycję w taki sposób, że sukienka się rozchyliła, ukazując wnętrze uda. Z

57

niezadowoleniem odnotowała, że Nawrocki nawet nie zerknął. Cały czas patrzył prosto na jej twarz, tylko kącik ust uniósł mu się kpiąco.

–To prawda. Ludzie potrafią być okropni. – Edyta z trudem powstrzymywała uśmiech.

Punkt dla gliniarza, pomyślała z uznaniem. Nie dal się nabrać na sztuczki Darii. Patrzyła ponad jej ramieniem wprost na komisarza. Ich spojrzenia skrzyżowały się na moment. Nawrocki spuścił na chwilę wzrok, by ukryć wesołość.

–Zdejmiesz to? – Daria odwróciła się tyłem do niego i popatrzyła na Edytę z nieskrywaną nienawiścią.

–Nie. Plakat zostanie tam gdzie jest – oświadczyła stanowczo właścicielka księgarni.

–Zobaczymy… – wycedziła cicho Wawrzecka. Odwróciła się na pięcie i skierowała do drzwi. Edyta nawet nie mrugnęła. Patrzyła nieustępliwie za Darią, gdy ta wychodziła na ulicę.

–A to wiedźma! – syknęła, kiedy już drzwi się zamknęły. – Takich jak oni nie obchodzi nic poza forsą… – zwróciła się do Michała, który spoglądał na nią w milczeniu.

–Oni? – powtórzył z ironią. Uniósł lekko brwi.

–O co chodzi? – Zdziwiona Edyta zmrużyła oczy.

–Jest pani jedną z najlepiej sytuowanych osób w Lipniowie… Powiedziałbym, że ci „oni” to również pani.

–Nie ma pan pojęcia, o czym mówi! – odparła zimno. – Jeśli nie ma pan więcej pytań i nic nie kupuje… – zawiesiła głos, dając Nawrockiemu do zrozumienia, że nie jest mile widziany. – Proszę wyjść! – Wskazała mu ostentacyjnie drzwi, gdy nie zareagował na aluzję.

–Do widzenia – pożegnał się uprzejmie. Wychodząc, spojrzał za siebie. Edyta stała nieruchomo.

Zaciśnięte kurczowo na ladzie blade dłonie drżały. Nie patrzyła za nim. Głowę odwróciła w bok, twarzy nie widział, gdyż przesłoniły ją włosy. Miał wrażenie, że zrobiła to celowo, by ukryć targające nią emocje. Nie rozumiał, czym tak wyprowadził ją z równowagi.

58

3.

Lidka z ulgą wysiadła z samochodu. Mimo działającej klimatyzacji woń skóry przyprawiała ją o mdłości, tak jak wiele innych zapachów w ostatnim czasie. Szybkim krokiem zmierzała do księgarni. Miała dość hałasu i nudy. Próby jakiejkolwiek rozmowy z gosposią odziedziczoną po stryju nie zakończyły się sukcesem. Jedyna znajomość, jaką zdołała nawiązać w Lipniowie, to Edyta. Lidka miała nadzieję, że tamta nie uzna jej za nachalną. Była gotowa wykupić połowę książek, byle zyskać pretekst do rozmowy. Wykupić niekoniecznie znaczyło przeczytać, pomyślała z rozbawieniem. Lilith do tego stopnia opanowała jej wyobraźnię, że Lidka z trudem powstrzymała się przed oświadczeniem Piotrowi, że chce wracać do domu. Na szczęście w porę zdołała sobie uzmysłowić, że mieszkanie zostało sprzedane, a ich dom jest teraz tutaj. Wchodząc do księgarni, nieoczekiwanie przypomniała sobie rozmowę na temat śmierci stryja męża. Wszystko to musiała mieć wypisane na twarzy, ponieważ Edyta wybiegła zaniepokojona zza lady.

–Co się dzieje? Mam wzywać pogotowie?

–Nie, no co ty! – wystraszyła się Lidka. – Zamyśliłam się tylko…

–Weszłaś tu blada jak ściana z taką miną, jakby… sama nie wiem… – Nie potrafiła ubrać swoich wrażeń w słowa.

–Nie, coś mi się przypomniało. Nie chciałam cię wystraszyć. Przepraszam. – Lidka uśmiechnęła się zażenowana.

–Siadaj. – Tamta zaprowadziła ją do kantorka. – Co się stało? Mów prawdę…

–Mówiłam, że nic. – Lidka przewróciła oczami. – Chciałam cię zaprosić na obiad. Samotność i nuda mnie tu przywiały – przyznała się po chwili.

–Aha… – Edyta popatrzyła na nią badawczo.

–Serio – zapewniła ją Lidka, wzdychając ciężko. – Musiałam się wyrwać z tego domu.

–Coś się dzieje?

–Dlaczego ma się coś dziać? – zdziwiła się Lidka. – Hałas i nuda. Wiem, że to brzmi absurdalnie, bo jak jest hałas, to coś się dzieje, ale nie na moim podwórku, że tak powiem. Piotr nie ma dla mnie czasu, bo albo wrzeszczy na robotników, albo siedzi w hurtowni. A jak już wszyscy sobie pójdą, a hurtownia jest zamknięta, to ślęczy u siebie nad projektami, a ja szaleję.

59

–Rozumiem. – Edyta odzyskała spokój. – Ale wiesz co? – zachichotała. – Myślenie chyba ci szkodzi. Jeśli zawsze wtedy masz taki wyraz twarzy, jak przed chwilą, kiedy tu weszłaś, to ja dziękuję. Miałaś taką ponurą minę…

–Rzeczywiście, bardzo śmieszne. – Lidka się wykrzywiła. – Idziemy na obiad? Jestem głodna.

–Z obiadem może być problem – odrzekła z wahaniem jej nowa koleżanka.

–Nie masz czasu?

–Czas by się znalazł, ale miałam ostatnio spięcie z właścicielką… Chyba nie jestem tam mile widziana.

Nie żebym kiedykolwiek była, pomyślała w przypływie czarnego humoru, jednak nie powiedziała tego na głos. Sianecka zażądałaby wyjaśnień, a ona wyjaśnić niczego nie mogła i nie chciała.

–Aha. To może coś zamówimy tutaj? Może być pizza? Nie będzie ci przeszkadzało? – zaproponowała Lidka. Nie miała ochoty iść sama do restauracji.

–Świetny pomysł – rozpromieniła się Edyta. – Na co masz ochotę?

–Na wszystko. – Przyjaciółka zabawnie zmarszczyła nos. – Serio – dodała, widząc jej niedowierzające spojrzenie.

–Co miałaś na myśli, mówiąc o spięciu? – zapytała, gdy Edyta uporała się z zamówieniem.

–Różnicę zdań.

–Na temat jedzenia? Chyba nie, było bardzo smaczne.

–Nie, nie na temat jedzenia. Sprawy… – urwała na chwilę, zastanawiając się, co powiedzieć – osobiste. Wiesz, znamy się od lat i nigdy nie darzyłyśmy się sympatią. Delikatnie mówiąc.

–Dlaczego?

–Czy ty musisz wszystko wiedzieć? – zirytowała się. – Przecież właściwie się nie znamy. Dlaczego mam ci się spowiadać?

–Hm… No tak… – Lidka się zaczerwieniła.

–Daria Wawrzecka to kłamliwa suka i dziwka. Zawsze taka była i inaczej nie potrafię o niej myśleć – wyrzuciła z siebie jednym tchem Edyta.

–Aha. Czyli to nie na mnie jednak jesteś zła. – Lidka nie potrafiła opanować uśmiechu. Już myślała, że przesadziła z ciekawością, gdy tamta zdenerwowała się jej pytaniami.

–Nie, nie na ciebie. Przepraszam. Po prostu bardziej wyprowadziła mnie z równowagi, niż myślałam.

60

–Rozumiem. Też miałam dzisiaj małe spięcie. Wiesz, ta nasza pomoc jest jakaś dziwna… Nie lubi mnie. Chyba jej podpadłam – wyznała.

–A co dokładnie się stało?

–Tak właściwie to nie mam pojęcia. Nie odzywa się do nas. Jak już musi, to odpowiada monosylabami. A dzisiaj ni z tego, ni z owego mówi do mnie: „Powinna pani stąd wyjechać”.

–To wszystko? – zapytała Edyta, gdy Lidka wypowiedziała ostatnie słowa scenicznym szeptem i zamilkła.

–Tak. Potem rozejrzała się dookoła, przeżegnała i poszła do kuchni. Idę za nią i pytam, co to miało znaczyć, a ona mi kłamie w żywe oczy, że nic nie mówiła. – Prychnęła z irytacji. – To chore! Nie mam pojęcia, o co jej chodzi?! I czemu się wypiera, skoro przecież mówiła…

–Hm… – Edyta patrzyła na nią zamyślona.

–A jakby tego było mało – Lidka zaczęła nowy temat – zażądałam od Piotra wyjaśnień na temat śmierci stryja, a mój mąż zaczął kręcić, że nic nie wie, a właściwie to o co mi dokładnie chodzi. Potem się plątał, że niby nie chciał mnie denerwować, a na końcu znowu oświadczył, że nic nie wie. Więc nic nie wie czy nie chciał mnie denerwować? A skoro nie chciał mnie denerwować, to co takiego wie, co miałoby mnie zdenerwować? I skoro uważa, że sprawa śmierci stryja mogłaby mnie zdenerwować, to znaczy, że wydarzyło się coś tak strasznego, że on uważa, że powinien to przede mną ukrywać! Więc sam sobie przeczy i… chyba się zamotałam – przyznała po chwili namysłu, gdy złość już uleciała. – Ale rozumiesz, o co mi chodzi?

–Zrozumiałam: wiedzieć, ukrywać i denerwować… – Edyta patrzyła na nią z powagą, choć w jej oczach błyszczały iskierki uśmiechu. Rozbawiła ją pełna żaru przemowa Lidki, a nie opisana sytuacja.

–W dodatku zginęła mi twoja książka – pożaliła się nowa przyjaciółka.

–Jak to, zginęła?

–No zaginęła. Przysięgłabym, że zostawiłam ją w bibliotece… Oczywiście winnych nie ma. Piotr nic nie wie, ale uważa, że nie powinnam czytać głupot. Pani Zofia prawie się obraziła, jak ją posądziłam, że musiała ją przełożyć podczas sprzątania. Są jeszcze robotnicy, ale oni nie wchodzą do biblioteki, przynajmniej z tego, co mi wiadomo – dokończyła z naciskiem Lidka.

–Może sama ją gdzieś przełożyłaś – zasugerowała Edyta.

–Może – przyznała. – Nie mówię, że nie. Ale co mi szkodziło sprawdzić inne ewentualności… – Roześmiała się.

–Dobrze się czujesz?

61

–Tak. – Machnęła ręką. – To hormony. Mam takie zmiany nastrojów, że sama za sobą nie nadążam. Potrafię płakać bez powodu, a za chwilę jestem bezgranicznie szczęśliwa. Standard. Powinnaś sama spróbować – zaproponowała.

–Nie, dzięki. Wolę koty. – Edyta przewróciła oczami.

–Koty? – zdziwiła się Lidka.

–Koty – potwierdziła. – Oho, jest pizza! – zerwała się z krzesła.

–Ja zapłacę! – krzyknęła Lidka.

–Po połowie – odparła Edyta, biegnąc do drzwi.

Lidka rozsiadła się wygodniej na fotelu, kładąc stopy na krześle. Edyta nie powinna mieć nic przeciwko temu, przyszła matka ma swoje przywileje. Zaburczało jej w brzuchu. To trwało zbyt długo. Wstała z westchnieniem zdecydowana odebrać pizzę nawet siłą, taka czuła się głodna. Zatrzymał ją w miejscu zaniepokojony głos nowej przyjaciółki. Zaczęła przysłuchiwać się rozmowie.

–Jesteś pewien? To była ta dziewczyna?

Lidka nie zrozumiała odpowiedzi dostawcy.

–I co? Nie pokazała się więcej

–…

–A twoi koledzy? Też nic?

–…

–Słuchaj, może zadzwoń pod numer na plakacie, dobrze? Jej ojciec będzie ci bardzo wdzięczny.

–…

–Tak, powiem, ale lepiej sam też do niego zadzwoń. On zna córkę, może wpadnie na coś, na co ty nie zwróciłeś uwagi, a…

–…

–Dzięki, to dla ciebie. – Edyta wyjęła z torebki banknot, który zaraz zniknął w kieszeni chłopaka.

–Co się dzieje?

Dopiero teraz zorientowała się, że Lidka musiała słyszeć ich rozmowę.

–Zaraz ci powiem, tylko najpierw muszę do kogoś zadzwonić. – Podała jej ciepłe jeszcze pudła.

Sięgnęła po komórkę i wybrała numer Jana Bartkowiaka. Włączyła się poczta głosowa. Edyta westchnęła niezadowolona i po sygnale zaczęła mówić:

–Panie Janie, tu Edyta Mielnik z księgarni na rynku. Przed dwoma miesiącami ktoś widział u nas pana córkę. Proszę skontaktować się ze mną

62

jak najszybciej. Do zobaczenia. – Uznała, że ta krótka informacja wystarczy. Nie chciała wzbudzać w nim próżnej nadziei. Zaznaczyła wyraźnie, że Elka była widziana w okolicy dwa miesiące temu. Od tamtej chwili upłynęło dużo czasu. Teraz dziewczyna mogła być wszędzie. Edyta miała tylko nadzieję, że nastolatka znajduje się jak najdalej od Lipniowa.

Przynajmniej wiadomo, że ta dziewczyna rzeczywiście tutaj dotarła, pomyślała. Niestety, nie była to dobra wiadomość. Po chwili namysłu wybrała jeszcze jeden numer i poprosiła o połączenie z komisarzem Nawrockim.


    Ваша оценка произведения:

Популярные книги за неделю