355 500 произведений, 25 200 авторов.

Электронная библиотека книг » Olga Rudnicka » Lilith » Текст книги (страница 10)
Lilith
  • Текст добавлен: 4 августа 2017, 22:00

Текст книги "Lilith"


Автор книги: Olga Rudnicka



сообщить о нарушении

Текущая страница: 10 (всего у книги 27 страниц) [доступный отрывок для чтения: 10 страниц]

96

–Niech pani da, ja wyrzucę. – Sara wynurzyła się z zaplecza, skąd podsłuchiwała rozmowę.

–Nie trzeba. Sama to zrobię. – Edyta zgarnęła papiery i zawinęła w sweter.

–Proszę pani, no jak to? Nie płaci mi pani za to, żeby sama latać ze śmieciami… – Dziewczyna obruszyła się, widząc, jak jej pracodawczyni zmierza do drzwi księgarni. – Chociaż niech pani to wrzuci do kosza! – krzyknęła za nią, zdziwiona niecodziennym zachowaniem szefowej. Już sam fakt, że nie skoczyły sobie z Wawrzecką do gardeł, był szokiem, a teraz jeszcze to?

Edyta ze spokojem wyszła z księgarni, nie zwracając uwagi na Sarę. Skierowała się w stronę restauracji, gdzie Daria, stojąc w drzwiach, flirtowała z Piotrem Sianeckim.

–Ciekawe, co ten tu robi? – przemknęło jej przez myśl na widok zarumienionego mężczyzny, który z zakłopotaniem przecierał okulary. Darię wydawało się to bawić.

–Zapomniałaś czegoś, kiedy wychodziłaś… – Edyta minęła ją i wrzuciła porwane na strzępy plakaty do wnętrza lokalu.

2.

Nie był wściekły. Nie rozumiał dlaczego, ale nie czuł furii, gniewu ani złości, właściwie nie czuł nic. Niedowierzanie, oszołomienie, może zaskoczenie byłoby czymś oczywistym, ale też nie. Nic. Pustka. Chociaż nie, pustka też nie. Michał Nawrocki właśnie zrozumiał wypełniające go uczucie. Była to bezsilność połączona z przyjęciem do wiadomości tego, co właśnie usłyszał.

–Rozumiem, że tym razem jest pan absolutnie pewien, że dziewczyna, która przed dwoma miesiącami szukała u pana pracy i którą pan chciał zatrudnić, a którą rozpoznał pan na fotografii, to nie jest dziewczyna ze zdjęcia, które panu pokazałem? – Zdawał sobie sprawę, że jego pytanie brzmi raczej niejasno, ale nie potrafił teraz sformułować go w sensowniejszy sposób.

–Zdjęcie jak zdjęcie. Pomyliłem się… To się zdarza. – Adamiak był blady i unikał spojrzenia komisarza.

–Nawet pan nie wie, ile razy – przyznał z lodowatym spokojem Nawrocki.

97

–No sam pan widzi, panie komisarzu. Zresztą przecież mówiłem wtedy, że dla mnie te wszystkie dzieciaki wyglądają tak samo. – Mężczyzna rozłożył ręce w geście bezradności.

Nawrocki wbił w niego wzrok. Ten człowiek kłamał. Drżały mu ręce, na czole perlił się pot. Wydawał się solidnie wystraszony. Ktoś kazał mu skłamać, Michał był tego pewien. Tylko kto?

–Czy zna pan komisarza Chmiela? – zapytał od niechcenia.

–Chmiela? – zdziwił się właściciel pizzerii. – Jego żonę znam, to naczelnik naszej skarbówki, ale jego samego nie. A dlaczego pan pyta? – Podniósł wzrok na policjanta.

Ten spoglądał chwilę badawczo na Adamiaka. Był przekonany, że mężczyzna powiedział prawdę. Rzeczywiście nie znał Chmiela. Nie osobiście.

Kolejna koncepcja upadła, pomyślał z goryczą. Liczył po cichu, że jego przeciwnik jest zamieszany w tę sprawę, ale teraz nie był już tego taki pewien. Wszystko miałoby sens, gdyby to Chmiel kazał mu kłamać. W tej sytuacji… Westchnął ciężko. Albo jest kiepskim gliną, albo wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu.

–A co z chłopakiem, który ją widział? On też się pomylił? – Michał z uporem drążył sprawę, nie odpowiadając na pytanie właściciela pizzerii.

–Rzucił pracę kilka dni temu – odparł tamten. – Wie pan, ci młodzi ludzie nigdzie nie potrafią zagrzać miejsca. – Z lekceważeniem wzruszył ramionami.

–Z pewnością. – Komisarz przez chwilę przyglądał mu się uważnie. Mężczyzna odwrócił wzrok. – No cóż, dziękuję panu – powiedział oficjalnie Michał, po czym rzucił od niechcenia: – Wie pan, że ojciec tej dziewczyny jest w szpitalu? Zawał.

–Och… – bąknął niewyraźnie Adamiak. – To przykre.

–Nie tak jak śmierć dziecka.

Przez ułamek sekundy twarz właściciela pizzerii wykrzywiła się w grymasie bólu, niechęci, poczucia winy. Nawrocki nie zdążył tego zinterpretować. Wyszedł.

3.

Nie było dużego ruchu, więc Edyta bez skrupułów zostawiła Sarę w sklepie. Ona sama zaś, po przekonaniu miejscowego proboszcza, że nie jest czci-

98

cielką szatana, stała teraz przed plebanią, czekając, aż wiekowa gospodyni raczy otworzyć drzwi. Wprowadziła ją do niewielkiego gabinetu zastawionego regałami pełnymi książek. Ksiądz Adam miał nie więcej niż pięćdziesiąt lat, lekko szpakowate włosy, okrągłą twarz i delikatne pulchne dłonie. Zapewne sprawiałby wrażenie dobrotliwego poczciwca, gdyby nie surowy wzrok i wąskie, zaciśnięte wargi.

–Dzień dobry. Byłam z księdzem umówiona. Edyta Mielnik. – Podała mu rękę.

–Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – odparł karcącym tonem, udając, że nie zauważył jej wyciągniętej dłoni.

Edyta, udając, że nie dostrzegła wrogiego powitania, nie czekając na zaproszenie, usiadła na krześle naprzeciwko biurka, za którym stał proboszcz.

–Nie zajmę księdzu dużo czasu – powiedziała prosto z mostu. – Wiem, jaki ksiądz ma stosunek do mnie i innych mieszkańców Lipniowa, czerpiących zyski z pogańskich praktyk. Zatem ten element rozmowy możemy ominąć. Sprowadza mnie tu sprawa tłumaczenia, jak powiedziałam księdzu podczas rozmowy telefonicznej.

–A ja powiedziałem pani, że nie zajmuję się tłumaczeniami. – Skrzyżował dłonie, przechylając się nad biurkiem w jej stronę. – Pani właściwie wymusiła na mnie tę rozmowę, więc proszę nie oczekiwać ode mnie pomocy.

–Tu nie chodzi o jakieś zwykłe tłumaczenie. – Edyta nie dała się wyprowadzić z równowagi. – Proszę zobaczyć… – Podała księdzu stary notes otrzymany od Lidki. – Nie mogę mieć stuprocentowej pewności, ale wydaje mi się, że to mogło należeć do pana Teodora Ligockiego. Wydaje mi się, że jego śmierć nie była… – Zawahała się, nie wiedząc, jakiego słowa należałoby tu użyć. – Uważam, że odkrył coś, co utrzymywano w tajemnicy, i komuś się to nie spodobało. To niekoniecznie musiało być samobójstwo – dokończyła.

Proboszcz był wyraźnie poruszony. Mimo początkowej niechęci wysłuchał jej uważnie.

–Skąd pani to ma? – zapytał cicho, obrzucając ją badawczym spojrzeniem.

–Nie mogę powiedzieć. Jeśli mam rację i pan Ligocki na coś natrafił… Na coś, co mogło przyczynić się do jego śmierci, ta osoba mogłaby być zagrożona. Lepiej poprzestańmy na mnie.

–Tak… – Ksiądz Adam zastanawiał się dłuższą chwilę. – Proszę mi to zostawić. Oczywiście, zajmę się tymi zapiskami. Zobaczymy, co tam jest – oznajmił w końcu.

99

–Wiedziałam, że w takiej sprawie mogę na księdza liczyć – powiedziała z ulgą Edyta. – Pójdę już… – Wstała. – Kiedy mogę się z księdzem skontaktować?

–Zadzwonię do pani – obiecał.

Zdawała sobie sprawę, że na milsze pożegnanie nie powinna liczyć. Była zadowolona, że proboszcz zgodził się jej pomóc. Zamykała za sobą drzwi, gdy ksiądz Adam ją zawołał.

–Pani Mielnik…

–Tak? – Odwróciła się ku niemu.

–Czy to jedyny egzemplarz?

–Tak – zapewniła go. – Nic mi nie wiadomo, żeby była jakaś kopia albo więcej podobnych notatek.

–Zadzwonię do pani – powtórzył proboszcz i otworzył notes. Tym razem Edyta została odprawiona na dobre.

Postanowiła wracać prosto do księgarni. Przez moment rozważała, czy by nie odwiedzić Bartkowiaka w szpitalu, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Wizyta przed tygodniem nie była specjalnie udana, podobnie jak kontakt telefoniczny. Ojciec Eli zakończył szybko rozmowę, zapewniając, że czuje się doskonale i niczego nie potrzebuje. Na propozycję odwiedzin zareagował niemal niegrzecznie, mówiąc, że lada moment wypiszą go ze szpitala, wraca do domu, żeby zorganizować pogrzeb i nie w głowie mu towarzyskie spotkania. Edyta nie czuła się w najmniejszym stopniu urażona. Przez pana Jana przemawiały rozżalenie i gniew. Skoro wolał być sam, postanowiła uszanować jego życzenie, zwłaszcza że nie zamierzała go odwiedzić zupełnie bezinteresownie. Chciała zadać mu kilka pytań na temat córki.

Z Nawrockim nie miała kontaktu od tamtej nocy, którą u niej spędził. Rano już go nie widziała. Łóżko było porządnie zasłane, a on sam wyszedł tylnymi drzwiami. Była zadowolona, że się nie spotkali. Oszczędziło to im obojgu zakłopotania, mimo że każde z nich spędziło tę noc we własnym pokoju.

–Jesteś wreszcie! – Drgnęła, zaskoczona obcesowym powitaniem. Była tak zamyślona, że wchodząc do księgarni, wpadła na obiekt swoich rozważań, nie dostrzegając go nawet.

–Czekam od godziny! Nie odbierasz telefonu!

100

–Nie byliśmy umówieni, a mam wyciszony aparat. Byłam na spotkaniu i zapomniałam włączyć z powrotem dźwięk – poinformowała go chłodno. – Zresztą nie muszę się tłumaczyć.

–Przepraszam.

Michałowi zrobiło się głupio. Zdenerwował się, bo myślał, że celowo nie odbierała telefonów od niego. Od godziny chodził po księgarni tam i z powrotem, miotając się jak wariat, strasząc klientów i wypytując wciąż tę biedną dziewczynę przy kasie, czy może jednak pani Mielnik mówiła, dokąd idzie i kiedy wróci.

–Proszę… – Edyta potraktowała sprawę przeprosin obojętnie. – O co chodzi?

–Nie tutaj. Może porozmawiamy na zapleczu?

Wzruszyła ramionami i poszła przodem.

–Widziałaś się z Bartkowiakiem? – zapytał, gdy znaleźli się sami.

–Ponad tydzień temu.

–A dokładnie?

–Trzeciego maja. Poszłam do szpitala z samego rana, jak tylko wstałam. – Była zdumiona jego natarczywością.

–To prawie dwa tygodnie… – Michał westchnął.

–Dziesięć dni – uściśliła.

–Nie miałaś z nim potem kontaktu?

–Przykro mi… – Edyta wzruszyła ramionami. – Ale prowadzę księgarnię, jestem dość zajęta. Pan Jan nie chciał mnie widzieć, nie odbierał telefonów, a teraz chyba zmienił numer albo wyłączył całkowicie komórkę. Co mogłam zrobić? – zirytowała się.

–I później już go nie widziałaś? – dopytywał się z uporem.

–O co ci chodzi, Michał? – zapytała. – A może powinnam powiedzieć: panie komisarzu? Pytasz oficjalnie?

–Nie, nie oficjalnie. Nie mam z nim kontaktu. Od chwili wyjścia ze szpitala nie odbiera telefonów – wyjaśnił Nawrocki. – Myślałem, że może dlatego, że tak nalegałem na przeprowadzenie badań DNA. Pokłóciliśmy się o to… – przyznał.

–Pięknie. Kłótnia z chorym po zawale – zadrwiła Edyta.

–Nie jestem z siebie dumny… – Michał przeczesał włosy palcami. Był sfrustrowany i czuł się bezradny. Tracił grunt pod nogami.

–I słusznie – podsumowała. – Ale ja nie jestem lepsza – przyznała się nagle. – Odwiedziłam go tylko po to, żeby wypytać o córkę.

101

Przez chwilę patrzył z niedowierzaniem na zmieszaną Edytę, a potem się roześmiał i już rozluźniony usiadł na fotelu.

–Dowiedziałaś się czegoś?

–Nie, nie chciał ze mną rozmawiać. W gruncie rzeczy i tak nie wiem, o co miałabym go zapytać – odparła, wzruszając ramionami. – Pewnie wrócił do domu – dodała po chwili. – Mówił mi, że ma zamiar wracać i zająć się pogrzebem – przypomniała sobie. – Pewnie już jest w Warszawie. A właściwie dlaczego go szukasz? Tak naprawdę poza przeczuciem nic nie masz. A może masz? – spytała zaciekawiona, gdy Michał nie zaprzeczył, tylko popatrzył na nią z namysłem.

–Jak ci powiem, to mnie wyśmiejesz.

–Spróbuj… – zachęciła go.

–Mam kolejne potwierdzenie, że to mogła być Elka. Ostatnia wątpliwość w sprawie została rozstrzygnięta na korzyść zmarłej.

–Aha, i dlatego że kolejny dowód wskazuje, że to Elka, ty uważasz, że tym bardziej to nie może być Elka – podsumowała Edyta. – Dobrze zrozumiałam?

–Doskonale. Mówiłem, że będziesz się śmiała.

–A śmieję się? – Popatrzyła na niego z powagą.

–Zaczynam czuć się jak paranoik, ale oceń sama. Pamiętasz, jak ci mówiłem, że czas mi się nie zgadza? Miesiąc po tym, jak została zamordowana tamta dziewczyna, Bartkowiakówna była widziana w Lipniowie…

–Pamiętam.

–Rozmawiałem kilka dni temu z właścicielem pizzerii. Teraz twierdzi stanowczo, że wtedy musiał się pomylić, a chłopak rozwożący pizzę zmienił pracę. Nie mogę go namierzyć. Mnie to daje do myślenia.

–Nie jest to niemożliwe. – Edyta próbowała uporządkować usłyszane informacje.

–Nie jest, ale jak dla mnie za dużo tych zbiegów okoliczności. Bo sama popatrz: zrozpaczony ojciec przyjeżdża szukać córki. Nikt nie chce mu pomóc, policja go zbywa, delikatnie mówiąc, i nagle ktoś rozpoznaje tę dziewczynę na zdjęciu. Ojciec, zamiast wyjechać, rozpoczyna poszukiwania na większą skalę, w dodatku pomaga mu miejscowy gliniarz, któremu każe się zostawić tę sprawę. I nagle co się okazuje? Dziewczyna nie żyje: wiadomość o znalezieniu ciała policja dostaje od anonimowego informatora, na miejscu zdarzenia nie ma żadnych śladów wskazujących, że ktoś choćby przechodził tamtędy, więc niby jak ów praworządny obywatel miał zobaczyć zwłoki?

102

–Chwila, chwila – przerwała mu Edyta. W mig się zorientowała, o co chodzi. – Myślisz, że to sam morderca dzwonił? Ale po co?

–Słuchaj dalej. – Michał ruchem dłoni powstrzymał ją od kolejnych pytań. – Sprawą nagle zainteresował się bardzo policjant, który wcześniej zachowywał się jak ostatnia świnia i nawet mi groził. Właściwie to była koleżeńska rada – dodał, widząc oszołomienie na twarzy Edyty – ale Chmiel nie należy do tych, którzy udzielają takich rad. Dalej, ciało jest w takim stanie, że twarzy nie da się rozpoznać, ale ojciec identyfikuje córkę na podstawie paru drobiazgów i medalika. I po sprawie.

–Jak może być po sprawie? – zaoponowała. – Przecież doszło do gwałtu i zabójstwa!

–Ale nie w Lipniowie – odparł Michał, patrząc na nią z triumfem.

–No tak… – mruknęła.

–Sprawa trafiła do Brzezin. Nie ma nic, co łączyłoby ofiarę z Lipnio-wem. W końcu nikt jej tutaj nie widział. Nigdy tu nie dotarła. Nie masz wrażenia, że byłoby to komuś bardzo na rękę?

–Myślisz, że morderca jest mieszkańcem naszego miasteczka?

–Tak właśnie myślę. Myślę też, że zamordowana dziewczyna to nie El-ka.

–Niekoniecznie. Morderca mógł się wystraszyć, że ktoś nazbyt gorliwie zacznie szukać tutaj, i wolał wskazać, gdzie znajduje się ciało, by skierować śledztwo na inny teren.

–To możliwe, ale ja myślę, że Bartkowiakówna żyje. Komuś za bardzo zależało, żeby zakończyć jej sprawę… Może ktoś ją gdzieś przetrzymuje, bo w innym wypadku skąd miałby jej rzeczy?

–Zgadzam się z tobą w kilku punktach – powiedziała Edyta. – Ale nie możesz być pewien, że ona żyje. To optymizm na wyrost. Załóżmy, że tamto ciało to jednak Elka, a morderca je ujawnił, bo się obawiał, że jak dojdzie do śledztwa, to w końcu znajdzie się ktoś, kto go z nią widział. A teraz załóżmy, że to nie Elka, wtedy mógł mieć ten sam powód, żeby ujawnić tamto ciało. Bał się, że ktoś mógłby sobie coś przypomnieć i zadawać niewygodne pytania, kiedy ją widział i co robił. Ale to nie znaczy, że ona żyje. Myślisz, że dobrowolnie oddałaby komuś swoje rzeczy?

–Ja muszę wierzyć, że ona żyje – odparł z naciskiem Michał. – Wolę szukać żywej zaginionej niż martwej. Jesteś w stanie to zrozumieć?

W jego oczach było tyle bólu, że Edyta mogła jedynie kiwnąć głową.

–Ta sprawa cię zniszczy – szepnęła.

103

4.

Edyta skończyła wypełniać formularze. Połowa każdego miesiąca przyprawiała ją o ból głowy, czerwiec pod tym względem się nie wyróżniał. Comiesięczne rozliczenia były jej drogą przez mękę. Dzisiaj po raz pierwszy cieszyła się, że dzięki nim może się oderwać od ponurych rozmyślań.

Ostatnie tygodnie były wprawdzie spokojne, ale słowa Michała uporczywie rozbrzmiewały echem w jej głowie. W okolicy krążył morderca. Nie wiadomo, czy znaleziona dziewczyna była jego jedyną ofiarą. Przecież mogło być ich więcej. I kolejny problem: Edyta obawiała się, że Nawrocki wpada w obsesję. Dobrze wiedziała, co to znaczy podporządkować swoje życie jednemu celowi i pozwolić, by przeciekało przez palce.

Zamknęła oczy, ale w jej głowie kłębiły się obrazy. Czuła się tak, jakby ktoś jej podłączył projektor filmowy: śliczna twarzyczka ze zdjęcia migała na zmianę z jej wyobrażeniem znalezionej dziewczyny. Słyszała w głowie głos komisarza: „ciało było tak zmasakrowane, że twarzy nie dało się rozpoznać… rozpoznał ją po medaliku”.

Wyprostowała się gwałtownie. Zapamiętała wszystko doskonale, tylko że to nie były słowa Michała! Mówił, że twarzy nie można rozpoznać z powodu rozkładu. Ale tamta pierwsza informacja nie stanowiła dla niej zaskoczenia. Już to słyszała. Od Darii. Skąd ona wiedziała?

Edyta szybko zamknęła księgarnię. Musi o tym powiedzieć komisarzowi, nawet jeśli miałoby się okazać, że istnieje jakieś proste wyjaśnienie.

Przez szybę wystawową zobaczyła odjeżdżające auto. Rozpoznała samochód Wawrzeckiej. Nie było jeszcze dwudziestej drugiej, a tamta zawsze zostawała w restauracji przynajmniej do północy. Zaciekawiona Edyta postanowiła sprawdzić, dokąd jedzie. Pobiegła do samochodu. Po raz pierwszy dziękowała projektantowi ruchu w Lipniowie za jednokierunkowe uliczki. Zdołała dogonić Darię, gdy ta wyjeżdżała z miasteczka. Edyta wyłączyła światła. Księżyc w wystarczającym stopniu rozjaśniał drogę. Nie chciała, żeby Wawrzecka zobaczyła reflektory śledzącego ją samochodu. Wybrała numer Nawrockiego, ale rozłączyła się, zanim usłyszała sygnał. Co miałaby mu powiedzieć?

Nagle Daria zwolniła i skręciła w leśny trakt prowadzący na kemping. Edyta, nie włączając świateł, jechała za nią powoli. Minęła parking i wjechała

104

między drzewa, gdzie kończyła się droga. Edyta zaparkowała samochód przy jednym z letnich domków i wysiadła. Zadrżała, gdy otoczył ją nocny chłód. Wybiegła z księgarni tak jak stała – w cienkiej wydekoltowanej sukience bez rękawów. Rozpuściła włosy, żeby choć trochę okryć plecy i ramiona. Skuliła się i zaczęła ostrożnie przeciskać się między samochodami.

Zatrzymała się przy ostatnim w rzędzie i ukryła za nim. Daria stała w cieniu drzew. Nie była sama. Edyta nie potrafiła rozpoznać drugiej osoby. Sądząc po głosie, był to mężczyzna. Wychyliła się, usiłując uchwycić choć strzęp rozmowy, a wtedy ktoś wciągnął ją za samochód, a jej otwarte do krzyku usta zakryła czyjaś ręka. Edyta machnęła łokciem w tył, celując na oślep, by wyrwać się napastnikowi, ale ten jedną ręką zakrywał jej usta, a drugą unieruchomił ją w taki sposób, że klęczała na trawie, siedząc na piętach, przyciśnięta do jego torsu.

–Przestań! – Znajomy głos sprawił, że zamarła. – To ja, Michał – syknął. – Zaraz zabiorę rękę, ale obiecaj, że nie będziesz krzyczeć ani nie drgniesz – szepnął jej do ucha.

Gdy skinęła głową potakująco, rozluźnił uścisk, ale nie puścił rąk.

–Zwariowałeś?! – wysyczała, odwracając się w jego stronę. – Myślałam, że to morderca!

–I masz szczęście, że to tylko ja – burknął.

Mimo że ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów, w ciemnościach widział tylko błysk oczu Edyty. Za to zapach jej włosów i ciepło ciała wynagradzały mu w zupełności niedostatki obrazu. Szkoda, że okoliczności nie są inne, pomyślał z żalem.

–Co tu robisz? Śledzisz mnie? – zapytała podejrzliwie.

–Phi… – prychnął. – Jestem na obserwacji, ale nie chodzi o ciebie. Lepiej powiedz, co ty tu robisz? Mało nie padłem, kiedy cię zobaczyłem.

–Pojechałam za Darią – szepnęła, usiłując wyślizgnąć się z obejmujących ją ciasno ramion Michała, zła na siebie, że nie próbowała zrobić tego wcześniej.

–Nie szarp się, bo nas zobaczą! – Unieruchomił ją ponownie, tym razem jednak nie położył ręki na jej ustach.

–Kogo śledziłeś? – zażądała wyjaśnień.

–Chmiela – wyznał zawstydzony. – Podsłuchałem, jak rozmawiał przez telefon. Byłem ciekaw, z kim się spotyka.

–To właścicielka restauracji, Daria Wawrzecka – szepnęła Edyta.

105

–Wygląda mi na schadzkę… – mruknął niezadowolony Michał, niby mimochodem wtulając twarz we włosy Edyty i wdychając ich świeży zapach, kojarzący mu się z migdałami.

–Chyba masz rację – przyznała, patrząc, jak tamten pochyla się i całuje Darię, obejmując ją namiętnie. – Nie wiedziałam, że się z kimś spotyka.

–Nic dziwnego. Chmiel jest żonaty.

–Dla niej to żadna różnica… Chodź… – Nie dokończyła, gdy Daria wyrwała się mężczyźnie, a nocną ciszę przerwał odgłos uderzenia.

Michał pochylił się nad nią, by wyraźniej widzieć, co się tam dzieje. Znieruchomieli oboje. Edyta niemal siedziała mu na kolanach, opierając się o niego plecami, Michał obejmował ją lewą ręką w pasie, a prawą otaczał jej szyję. Gdy się pochylił, jego głowa znalazła się tak blisko jej twarzy, że gdyby odwróciła ją w prawo, ich usta by się zetknęły. Nawrocki nie zwracał jednak uwagi na Edytę. Bacznie obserwował rozgrywającą się scenę.

Krzysztof cofnął się i otarł podbródek. Nawrocki podejrzewał, że wycierał krew płynącą z rozbitej wargi. Sądząc po odgłosie, Daria musiała uderzyć go dość mocno. Michał sprężył się, gotów w każdej chwili interweniować, gdyby potrzebowała pomocy. Nawet jeśli to schadzka kochanków, nie zamierzał stać bezczynnie, jeśli kobieta mogła się znaleźć w niebezpieczeństwie.

–Suka! – syknął Chmiel.

W odpowiedzi usłyszeli gardłowy śmiech. Daria zaczęła rozpinać sukienkę. Nie mogli dostrzec dokładnie, co się działo, ale wyglądało to na element gry. Michał pierwszy zorientował się, o co chodzi. Edyta drgnęła przestraszona, gdy tamten mężczyzna niespodziewanie uderzył swoją partnerkę w twarz i chwyciwszy ją brutalnie za kark, rzucił na maskę samochodu.

–Nie ruszaj się! – syknął Nawrocki.

–Zrób coś! – Chciała mu się wyrwać, ale bezceremonialnie zasłonił jej usta i unieruchomił ją w żelaznym uścisku.

–Ona nie potrzebuje pomocy – szepnął. – Zobacz. – Delikatnie rozluźnił uścisk, by mogła się pochylić i obserwować.

Daria leżała na masce samochodu, Chmiel przyciskał dłonią jej kark, a sam napierał na nią gwałtownie od tyłu. Sądząc po odgłosach, jakie wydawali, oboje byli w ekstazie. Edyta zamknęła oczy i cofnęła się, przywierając ponownie do Michała, który już nie zamierzał się odsuwać.

–To chore – szepnęła z obrzydzeniem. – Chyba nie zamierzasz na to patrzeć! – syknęła, gdy nie odpowiedział.


    Ваша оценка произведения:

Популярные книги за неделю