355 500 произведений, 25 200 авторов.

Электронная библиотека книг » Olga Rudnicka » Lilith » Текст книги (страница 9)
Lilith
  • Текст добавлен: 4 августа 2017, 22:00

Текст книги "Lilith"


Автор книги: Olga Rudnicka



сообщить о нарушении

Текущая страница: 9 (всего у книги 27 страниц) [доступный отрывок для чтения: 10 страниц]

85

–Przecież nie znasz łaciny…

–Ale znam kogoś, kto zna. – Wyjęła jej notes z ręki. – Nie mów nikomu o tych zapiskach, dobrze? – dodała.

–Dlaczego?

–Po prostu nie mów. I lepiej pędź, zanim zamkną knajpę.

–Rany! – Lidka zerwała się gwałtownie. – Piotr mnie zabije!

Edyta odprowadziła ją spojrzeniem, po czym skierowała się schodami na piętro, gdzie miała mieszkanie. Włożyła notes do sejfu. Musiała wracać na parter pilnować interesu. Nie lubiła zostawiać dziewczyn samych. W sklepie było sporo biżuterii. Mimo że część osób kpiła z jej magicznych właściwości, przedstawiała sporą wartość. Znaczna część tych ozdób wykonana była z białego złota.

4.

Wpadła do restauracji jak burza. Przygładzając dłonią rozczochrane włosy, rozglądała się wokół, usiłując dostrzec Piotra. Każdy inny mężczyzna już dawno by poszedł, porzucając ją na pastwę losu, ale nie jej mąż. Na twarzy Lidki pojawił się ciepły uśmiech, gdy go zauważyła. Siedział z nieznajomym mężczyzną przy stoliku.

–Jesteś wreszcie – powitał ją, gdy podeszła. – Pozwól, że ci przedstawię pana komisarza Krzysztofa Chmiela. Panie komisarzu, to moja żona.

–Lidia Sianecka – przedstawiła się z uśmiechem.

–Żaden komisarz… Wystarczy Krzysztof. – Uścisnął jej dłoń. W ciepłych, brązowych oczach pojawił się błysk, gdy do stolika podeszła jeszcze jedna osoba.

–Lidka – odparła automatycznie, po czym przeniosła wzrok na kobietę, która zwróciła uwagę policjanta.

–Witaj, moja droga. – Nieznajoma pocałowała ją w policzek.

Lidka odsunęła się, z trudem ukrywając niechęć, gdy owiał ją duszący i ciężki zapach perfum tamtej.

–Jestem Daria. Pozwolisz, że będziemy mówić sobie po imieniu?

Z uśmiechem przyklejonym do pełnych krwistoczerwonych warg usiadła bokiem na brzegu krzesła, układając długie, wspaniałe nogi w taki sposób, by każdy przechodzący mężczyzna mógł je od razu zauważyć. Lidka z miejsca poczuła do niej antypatię. Nie lubiła kobiet tego typu. To, że jej mąż zastygł z

86

purpurowymi rumieńcami na policzkach i nie mógł podnieść wzroku ponad blat stolika, oczywiście nie miało nic wspólnego z jej odczuciami.

–Słyszałam, że byłaś już u nas – mówiła Daria, nie czekając na odpowiedź. – Mam nadzieję, że jedzenie ci smakowało. I moje gratulacje, oczywiście. – Popatrzyła na zaokrąglony brzuch Lidki, odznaczający się pod sukienką.

–Dziękuję. To miło z twojej strony – udało jej się wtrącić.

–Piotr już myślał, że się zgubiłaś – szczebiotała tamta.

–Weszłam tylko na moment do księgarni…

–Nie rozumiem, po co zawracasz sobie głowę tymi gusłami. Piotr mówił, że Edyta naciągnęła cię na kilka książek…

–Nikt mnie na nic nie naciągał – przerwała jej i rzuciła karcące spojrzenie mężowi. – Kupiłam kilka tytułów, żeby się dowiedzieć czegoś o tych „gusłach”, z których przecież żyje całe miasteczko. – Wskazała na wizerunek roznegliżowanej kobiety na ścianie, który zwrócił jej uwagę już poprzednio. – Ty chyba również… – Pokryła uszczypliwość niewinnym uśmiechem.

–Racja. – Kobieta cały czas uśmiechała się miło, ale w jej oczach mignęły błyski złości.

–Oczywiście nie przeczytałam ich wystarczająco uważnie, bo nie miałam najmniejszego pojęcia o przedwczorajszym sabacie.

–Sabacie? O czym ty mówisz? – zdziwił się Piotr.

–Beltaine. Noc Walpurgii – wyjaśniła Daria. – To takie neopogańskie święto.

–Tak nazywamy imprezy dla turystów – wtrącił się Chmiel. – Miasto żyje z turystyki, ale przecież nikt nie będzie przyjeżdżać, żeby wciąż oglądać jedno i to samo, więc organizujemy różne imprezy, mające przyciągnąć ludzi.

–Chyba poznałam twojego kolegę. Michał Nawrocki, też komisarz. – Lidka zmieniła temat. – Pracujecie razem?

–Można tak powiedzieć – odparł ostrożnie. – Ten sam wydział, chociaż nie jesteśmy partnerami. Gdzie go poznałaś, jeśli można wiedzieć?

–W księgarni. Poproszę lazanie z sosem bolońskim i podwójnym serem, do tego sałatkę grecką bez oliwek, paluszki serowe i sok pomarańczowy – zwróciła się do kelnerki, która przyszła po zamówienie. – A na deser szarlotkę i lody waniliowe, tylko lody proszę położyć na szarlotce, dobrze? I polać czekoladą… No co? – zapytała zdziwiona, dostrzegając rozbawione spojrzenia tamtych trojga. – Jestem głodna.

87

–Lidka musi jeść teraz za dwoje – pospieszył z wyjaśnieniem Piotr zażenowany spojrzeniem Darii, która z niedowierzaniem popatrzyła na Lidkę, a następnie rzuciła mu pełne współczucia spojrzenie.

–W księgarni? Kupował coś? – Chmiel wrócił do interesującego go tematu.

–Nie, Edyta po niego zadzwoniła w sprawie tej zaginionej dziewczyny. Dostawca pizzy rozpoznał ją na plakacie – wyjaśniała Lidka, patrząc uważnie na komisarza. Nie uszedł jej uwagi cień niechęci w głosie komisarza, gdy dopytywał się o kolegę.

–Nie wiedziałam, że Edyta tak dobrze zna Nawrockiego… – Daria zerknęła przelotnie na policjanta.

–A wy? Jak poznaliście Piotra? – Lidka udała, że nie słyszy uwagi właścicielki Sukuba.

–Krzysztofa poznałem dzisiaj – powiedział Piotr. – Nie było wolnego stolika i Daria zaproponowała, żebyśmy dotrzymali towarzystwa komisarzowi.

–Aha. To miło z twojej strony, że się zgodziłeś. – Lidka podziękowała Chmielowi, ale jej kobiecy instynkt podpowiadał, że Daria nie jest Darią od dzisiaj. Musieli poznać się wcześniej.

–Żaden problem. Cieszę się, że nie będę jadł sam. Miała mi towarzyszyć żona, ale wiesz… Kobiece sprawy…

–No tak. – Lidka zaczęła pochłaniać przyniesiony posiłek. Uwielbiała żółty ser, choć jej biodra zdecydowanie mniej. Przymknęła oczy z rozkoszy, czując, jak pierwszy kęs lazanii niemal roztapia jej się w ustach. – Długo znacie się z Piotrem? – zapytała znienacka Darię, która z fascynacją patrzyła, jak Lidka je.

–Poznaliśmy się, gdy przyjechał załatwiać sprawy po śmierci pana Ligockiego – odrzekła właścicielka restauracji.

–Nic mi nie wspominałeś – zwróciła się z wyrzutem do męża. – Przyszli-byśmy znacznie wcześniej. – Uśmiechnęła się nieszczerze do Darii.

–Nie uwierzycie, co Lidka znalazła na strychu. – Piotr odniósł wrażenie, że między jego żoną a Darią rozpoczęła się wojna. Postanowił interweniować, odwracając ich uwagę. – Stare mapy. Nie miałem czasu ich przejrzeć, ale jeśli się nie mylę, pochodzą z końca dziewiętnastego wieku i przedstawiają Lip-niów i okolice właśnie z tamtego okresu.

–To absolutnie fantastyczne. – Daria odwróciła się w jego stronę i spojrzała mu głęboko w oczy.

–Może znajdziesz jakieś ukryte zabytki? – zainteresował się Krzysztof.

88

–Kolejne atrakcje turystyczne. Byłoby cudownie. – Daria położyła dłoń na ręce Piotra.

–Może znajdziesz miejsce, gdzie hrabia zginął z ręki żony – dodała z naciskiem Lidka, rzucając zimne spojrzenie mężowi.

5.

Komisarz Nawrocki był na siebie wściekły. Nie przewidział, że coś takiego może się stać. Nie wiedział, że Bartkowiak miał chore serce. Nie mógł zrobić nic, by złagodzić złe wieści. Mimo to czuł, że zawalił sprawę. Przez niego Janek wylądował w szpitalu. Lekarz zapewniał go, że pacjent za kilka dni będzie mógł wrócić do domu. Szok spowodował stan przedzawałowy, ale interwencja medyczna nastąpiła tak szybko, że nie było zagrożenia dla życia pacjenta.

Komisarz nie chciał wracać do domu. Kłębiące się myśli nie pozwoliłyby mu zasnąć, a gdyby nawet zdołał zasnąć, z pewnością dręczyłyby go koszmary.

Kierując się bardziej odruchem niż rozsądkiem, zatrzymał samochód przed kamienicą, gdzie mieściła się księgarnia Edyty. Dochodziła północ. Po rynku kręcili się jeszcze nieliczni rozbawieni turyści.

Siedział w samochodzie i patrzył w okna na piętrze. Po dłuższym namyśle uznał, że Edyta jedyna w Lipniowie zainteresowała się zaginioną dziewczyną, więc ma prawo wiedzieć o dzisiejszych wydarzeniach. Bartkowiaka też chyba lubiła, usprawiedliwiał przed sobą samym obecność pod jej domem. Wzdychając ciężko, wybrał numer komórkowy właścicielki księgarni z nadzieją, że kobieta nie zrzuci niczego ciężkiego na maskę samochodu stojącego pod jej oknami.

Edyta oglądała rysunki otrzymane od Lidki. Powinna już dawno spać. Zmęczenie dawało się we znaki, nie potrafiła odcyfrować wielu symboli z notesu Ligockiego, choć część z nich wydawała się znajoma. Pozornie przypominały pismo sumeryjskie, przemieszane jednak z babilońskim. Na niektórych amuletach z rysunków widniały greckie i hebrajskie litery. Całości słów nie była jednak w stanie zrozumieć… Zaczęła podejrzewać, że Ligocki ukrył symbole wśród innych znaków i nie odkryje ich znaczenia, dopóki nie przetłumaczy łacińskiego tekstu. Skłamała Lidce, mówiąc, że zna kogoś, kto potrafi to zrobić. Po prostu nie chciała jej oddawać notesu. Znużona odchyliła

89

się w fotelu i zamknęła oczy. Czuła, że sytuacja ją przerasta. W dodatku była w Lipniowie od ponad roku, a nie posunęła się ani o krok do przodu. Dreptała w miejscu, nie mając pojęcia, komu zaufać. Sama była bezradna. Nagle otworzyła szeroko oczy, zaskoczona niespodziewanym najprostszym z prostych rozwiązaniem.

–No jasne! – szepnęła do siebie. – Proboszcz.

Nie rozumiała, dlaczego nie wpadła na to od razu. Nikt tak nie potępiał interesów w miasteczku jak on i z pewnością nigdzie nie znajdzie nikogo, kto znałby lepiej łacinę.

Głośny sygnał wyrwał ją z zamyślenia. Z niezadowoleniem zerknęła na wyświetlacz telefonu. Nawrocki? – zdziwiła się, widząc jego numer. Zwariował? Nie odbieram! – postanowiła.

–Lepiej, żeby miał pan ważny powód, dzwoniąc do mnie o tej porze – rzuciła oschle do telefonu, zła na siebie, że co innego myśli, a co innego robi. Jakie to kobiece, uznała.

–Bartkowiak jest w szpitalu, jego córka nie żyje. Mogę wejść?

Otworzyła drzwi i wpuściła go do środka bez słowa. Jej biała cera teraz wydawała się przezroczysta, w zielonych oczach błyszczały łzy.

–Przepraszam. Nie powinienem był… – Zakłopotany Michał potargał ręką włosy, nie wiedząc, jak się zachować. – Nie w taki sposób…

–Nic się nie stało.

Spojrzała na niego ze współczuciem. Wyglądał okropnie. Wymięte spodnie i koszula, fryzura w nieładzie, ciemny zarost na twarzy, podkrążone oczy, a w nich… Takiego bólu nie można udawać.

–Chodźmy na górę. – Poszła przodem, nie oglądając się na niego.

Kręte schody zaprowadziły go prosto do salonu połączonego z kuchnią i jadalnią. Poszczególne pomieszczenia przechodziły jedno w drugie. Tylko filary wyznaczały miejsca, gdzie kiedyś były ściany działowe.

–Tam jest łazienka. – Wskazała na korytarz prowadzący w głąb mieszkania. – Zrobię panu coś do jedzenia. – Skierowała się do części kuchennej.

Michał nie zamierzał oponować. Umył twarz i ręce, przygładził włosy. Wychodząc z łazienki, nie mógł pohamować ciekawości i szybko uchylił drzwi pomieszczenia obok. Była to sypialnia. Podwójne łóżko, stolik, toaletka. Nie mógł poświęcić więcej czasu na obserwacje, by nie wydało się to podejrzane.

–Niech pan siada. – Wskazała mu miejsce przy stole i przyniosła talerz z parującymi gołąbkami w sosie.

90

Sama usiadła przed nim z kubkiem gorącej herbaty i przyglądała się w milczeniu, jak jadł. Wydawało się, że Nawrocki odpłynął myślami gdzieś daleko. Edyta otuliła się mocniej szlafrokiem i zacisnęła palce na kubku.

–Powie mi pan, co się stało? – spytała cicho, gdy odsunął talerz.

–W Brzezinach zostało znalezione ciało młodej dziewczyny. Rysopis pasował, choć zwłoki były w takim stanie rozkładu, że nie można jej było rozpoznać. Pojechałem dzisiaj z Jankiem. Rozpoznał Elkę. Stracił przytomność… Zabrali go erką do szpitala. Stan przedzawałowy – Michał zrelacjonował jej w skrócie wydarzenia dzisiejszego dnia.

–Powiedział pan, że ciała nie można było zidentyfikować – szepnęła wstrząśnięta. – Więc jak…

–Ją rozpoznał? – dokończył pytanie. – Przy zwłokach znajdowało się kilka drobiazgów. Janek jest przekonany, że należały do jego córki.

–Jak zginęła?

–Naprawdę chcesz wiedzieć?

Edyta w milczeniu skinęła głową. W rzeczywistości nie chciała wiedzieć. Nie chciała wiedzieć niczego. Gdyby miała wybór, wolałaby nigdy nie słyszeć o tej dziewczynie i jej ojcu, ale stało się inaczej.

–Uduszenie – odparł krótko komisarz.

–Cierpiała?

–Tak. – Przez moment chciał skłamać, ale zrobił błąd i spojrzał jej prosto w oczy. Złote plamki zdawały się żyć własnym życiem. – Odniosła pewne obrażenia, które wskazują na gwałt. To było dziecko – dodał cicho.

Edyta zamknęła oczy. Jej serce na moment zacisnęło się z bólu.

–Dobrze się czujesz? – Zaniepokojony Michał pochylił się i dotknął z wahaniem jej dłoni.

–Bardzo cierpiała? – Cofnęła rękę.

–Trudno powiedzieć. – Odsunął się. – Leżała w tym dole przez trzy miesiące. Ciało zaczęło się rozkładać. Wiele śladów zniknęło…

–Jak to, trzy miesiące? Trzy miesiące? To nie może być Elka. – Poczuła, jak wraca jej energia. – Dwa miesiące temu była przecież tutaj…

–Bartkowiak jest pewien, a świadkowie mogą się mylić. Rozpoznał jej rzeczy osobiste.

–Jest pewien?

–Tak, dziewczyna miała przy sobie medalik po matce. Podobno nigdy go nie zdejmowała – wyjaśnił Nawrocki.

91

–Może to tylko zbieg okoliczności? – Edyta resztkami sił czepiała się nadziei.

–Może – przyznał Nawrocki. – Ale trochę za dużo tego. Wiek, waga, kolor włosów – zaczął wyliczać na palcach – medalik. Janek rozpoznał też ubranie. Jakie jest prawdopodobieństwo, że to ktoś inny?

Zapadła cisza przerywana tylko tykaniem zegara.

–Spróbuję przekonać Janka do badań DNA – oświadczył nagle komisarz.

–Powiedziałeś… – Nie rozumiała, skąd ta decyzja, skoro jeszcze przed chwilą był pewien, że martwa dziewczyna z Brzezin to zaginiona Ela.

–Wiem – odrzekł speszony. – Wszystko wskazuje, że to Elżbieta Bartkowiak.

–Nie jesteś przekonany, prawda? Ale dlaczego? – dopytywała się Edyta. – No dalej, powiedz mi – nalegała, gdy milczał. – Siedzisz w środku nocy w mojej kuchni. Po co tu przyszedłeś? Nie jesteśmy przyjaciółmi, nawet za bardzo się nie lubimy. Nie musiałeś mi mówić o tej dziewczynie i jej ojcu. Mogłeś, a właściwie powinieneś jechać do domu. Ale jesteś tutaj. – Zamilkła na moment.

Michał siedział nieruchomo ze wzrokiem wbitym w blat stołu.

–Więc po co tu przyszedłeś? – powtórzyła cicho.

–Bo tylko ciebie to obchodzi – oświadczył cicho, podnosząc głowę. Na jego twarzy malowała się udręka.

–Powiesz mi

Edyta starała się opanować wzburzenie.

–Coś mi tu nie pasuje. Nie wiem co. Nie potrafię tego uchwycić, ale wiem, że… – Urwał. – Przeczucie, instynkt, podświadomość… Nazwij to, jak chcesz. Ale coś tu nie gra! – Ze złością uderzył otwartą ręką w stół.

Edyta nie odpowiedziała. Właśnie poczuła, że na jej drodze stanął ktoś, komu mogłaby zaufać. Nawrocki niewłaściwie zrozumiał jej milczenie. Nie zamierzał jej przestraszyć swoim wybuchem.

–Będzie lepiej, jak sobie pójdę. – Wstał.

–Zaczekaj. – Chwyciła go kurczowo za rękę. – Jest późno. – Zażenowana odwróciła głowę, widząc jego zaskoczenie. – Możesz zostać, jeśli chcesz. W pokoju gościnnym. – Zarumieniła się gwałtownie, gdy delikatnie ścisnął jej dłoń palcami.

Nie chciała wyrywać ręki, więc próbowała ją delikatnie cofnąć, żeby go nie urazić. Jej dłoń wyślizgnęła się z palców mężczyzny, ale całą sobą wyczuła

92

zmysłową pieszczotę. Rozluźnił uścisk z wyraźną niechęcią. Edyta wstrzymała na moment oddech.

Nie patrząc na niego, poszła przygotować pościel. Na dłoni nadal czuła jego ciepło. Nie było w tym erotycznego podtekstu, raczej zwykła potrzeba czyjejś bliskości i pociechy, uznała, ale wydarzyło się coś więcej. Coś niespodziewanego, nieuchwytnego, co sprawiło, że przez chwilę czuła się jakby na-elektryzowana.

93

Rozdział VII

1.

Edyta, narażając się na trąbienie i gniewne gesty pod swoim adresem, wepchnęła się na jedyne wolne miejsce na szpitalnym parkingu. Udała, że nie widzi wulgarnej reakcji kierowcy, któremu zajechała drogę, i szybkim krokiem weszła do budynku, zanim tamtemu przyszło do głowy poinformować ją głośno, co sądzi o kobietach za kierownicą.

–W której sali leży pan Jan Bartkowiak? – Wsunęła głowę do dyżurki, gdzie kręciło się kilka pielęgniarek.

–Ty, na której leży Bartkowiak? – Starsza, korpulentna pielęgniarka odwróciła się do młodszej koleżanki wprowadzającej dane do komputera.

–To ten z zawałem? – upewniła się ta druga, podnosząc głowę znad klawiatury.

–Tak. Przywieziono go dziś w nocy – odpowiedziała Edyta. – Albo wczoraj wieczorem – dodała, gdy uzmysłowiła sobie, że Nawrocki nie podał jej dokładnej pory.

–Pokój sto dwanaście – rzuciła pielęgniarka przez ramię, wracając do przerwanej pracy. – Za dyżurką w prawo.

–Dziękuję. – Edyta wycofała się z pomieszczenia i ruszyła we wskazanym kierunku.

Nie lubiła atmosfery szpitala. Szczególnie męczący był dla niej zapach środków dezynfekcyjnych i leków. Ostatnim razem, gdy tu była, musiała zidentyfikować ciało matki, która zginęła w wypadku. Została zamordowana, poprawiła się w myślach. Bez względu na to, co dzieliło je w przeszłości, czuła, że jest winna mamie odnalezienie sprawcy. Matka jechała do niej, bo potrzebowała pomocy. Nie zdążyła powiedzieć, jakiej. Nagrała się na sekretarce, płakała i błagała o spotkanie, zapewniając, że chce naprawić błędy i zakończyć to piekło. O co dokładnie jej chodziło, Edyta nie zdołała się dowiedzieć. Ale teraz była tu, w Lipniowie. I próbowała dokończyć to, co zaczęła matka – i dla niej, i dla siebie.

94

–Och… – Z jej ust wydobył się pełen zaskoczenia stłumiony okrzyk, kiedy zobaczyła ojca zaginionej dziewczyny. Gdyby nie regularne pikanie aparatury, uznałaby, że mężczyzna nie żyje. Jego skóra wydawała się przezroczysta, oczy nieruchomo patrzyły w sufit.

–Pani Edyta… – powiedział słabym głosem, zwracając na nią wzrok.

–Dzień dobry… – Nie wiedziała, jak się zachować. Powiedzieć: przykro mi? Czy to nie za mało? I czy to w ogóle ma jakieś znaczenie?

–Już pani wie?

–Wiem – potwierdziła. Usiadła na krawędzi łóżka i wzięła go delikatnie za rękę. Była zimna i bezwładna, jakby i z niej uchodziło już życie.

–Dziękuję za wszystko, co pani zrobiła, ale chcę zostać sam. – Zamknął oczy.

–Jest pan pewien? To Ela? – zapytała, pochylając się ku niemu.

Nie odpowiedział, ale po chwili spod powieki spłynęła mu łza. Edyta czekała jeszcze chwilę, ale nie otwierał oczu. Wiedziała, że nie spał. Czekał, aż ona sobie pójdzie. Musnęła ustami jego czoło i wstała. Nie potrafiła znaleźć słów pocieszenia, bo ich nie było. Nie potrafiła powiedzieć niczego, co mogło ulżyć w bólu temu samotnemu człowiekowi.

Komisarz Nawrocki zastanawiał się, jak postąpić w sprawie martwej dziewczyny. Tak jak powiedział w nocy Edycie, zanim wymknął się od niej rano jak złodziej, miał przeczucie, że coś w tym wszystkim nie pasuje. Nie potrafił wskazać konkretnego dowodu, a każda wątpliwość dawała się w logiczny sposób uzasadnić. Jan zidentyfikował zwłoki, co oznaczało, że w tym aspekcie sprawa została wyjaśniona i zamknięta. Komisarz nie miał podstaw, by zażądać kosztownych badań DNA, ponieważ nie było wątpliwości co do tożsamości ofiary.

Wątpliwości nie miał jednak tylko ojciec dziewczyny, Nawrockiemu ta sprawa nie wydawała się taka oczywista. Pytanie, czy rzeczywiście zauważył coś, co nie pasowało do reszty układanki, a nie mógł sobie tego uzmysłowić, czy też jego zastrzeżenia dotyczyły osoby Krzysztofa.

Zatrzymał samochód przed pizzerią Adamiaka. Postanowił jeszcze raz porozmawiać z właścicielem. Jeśli potwierdzi, że widział małą Bartkowiakównę na pewno dwa miesiące temu, będzie podstawa do przeprowadzenia badań, by ostatecznie potwierdzić tożsamość dziewczyny. Bo jeśli to nie zaginiona córka Janka, to skąd się wzięły jej rzeczy przy znalezionym w leśnym jarze ciele?

95

Zawiedziona Edyta wracała do księgarni. Z Bartkowiakiem nie udało się porozmawiać. Potrzebował czasu.

Pochłonięta myślami nie zauważyła, kiedy znalazła się przed sklepem. Otrzeźwiło ją zamieszanie, które dostrzegła przez szybę.

–Co tu się dzieje?! – Podniosła głos na widok rozgrywającej się przed jej oczami sceny.

–To już jest niepotrzebne. – Daria uniosła w górę strzęp plakatu. – Już po sprawie.

–Proszę pani! – Pracująca dziś w sklepie Sara była wyraźnie zdenerwowana. – Wpadła tu jak wariatka i zaczęła zdzierać plakaty! Chciałam ją…

–W porządku, nic się nie stało – powiedziała uspokajająco Edyta. – Tej pani nie powstrzymałby nawet betonowy mur. Rozumiem, że postanowiłaś mi pomóc w sprzątaniu? Jakie to miłe… – zadrwiła.

–Dziewczyna nie żyje. To przykre, ale nie ma powodu, żeby straszyć turystów. Jeszcze tego nam brakuje, aby ludzie zaczęli myśleć, że to u nas zginęła. – Tamta zdarła ostatni plakat i rzuciła na podłogę.

–Miała piętnaście lat, została zgwałcona i zamordowana. To cię ani trochę nie wzrusza? – zapytała cicho Edyta.

–Och, tak jak każdego, oczywiście. – Daria wydęła pełne krwistoczerwone wargi w grymasie niezadowolenia. – Ale nie muszę się z tym afiszować. – Zaczęła skrupulatnie sprawdzać paznokcie, czy nie odprysnął jej lakier.

–Z pewnością… – Edyta uznała, że nie ma sensu wdawać się w dyskusję z kimś, kto jest całkowicie pozbawiony uczuć.

–Jej ojciec leży w szpitalu? – Tamta nie spieszyła się do wyjścia.

Edyta nie raczyła jej odpowiedzieć. Zaczęła sprzątać kawałki papieru zaśmiecające posadzkę.

–Jeszcze tam. – Daria wskazała długim paznokciem strzęp papieru, który został w kącie. Ze złośliwą satysfakcją przyglądała się, jak Edyta bez słowa zmiata resztki plakatów.

–Podobno ciało było tak zmasakrowane, że twarzy nie dało się rozpoznać – rzuciła lekko Wawrzecka, jakby rozmawiały o pogodzie. – Strasznie, nie? Rozpoznał ją po medaliku…

–A ty skąd tyle wiesz? – zapytała rozsądnie Edyta, a tamta poczerwieniała gwałtownie.

–Ja dużo wiem – odparła ze źle skrywaną złością i wyszła, trzaskając drzwiami.


    Ваша оценка произведения:

Популярные книги за неделю