355 500 произведений, 25 200 авторов.

Электронная библиотека книг » Krzysztof Boruń » Ósmy krąg piekieł » Текст книги (страница 2)
Ósmy krąg piekieł
  • Текст добавлен: 6 октября 2016, 00:25

Текст книги "Ósmy krąg piekieł"


Автор книги: Krzysztof Boruń



сообщить о нарушении

Текущая страница: 2 (всего у книги 11 страниц)

III. SENSACJE PRASOWE „ŻYCIE ARKONU”

Zagadka „człowieka znikąd” nadal nie rozwiązana.

Co odkrył profesor Garda w Bibliotece Watykańskiej?

Jak donosi nasz warszawski korespondent, sprawa Modesta Müncha, odnalezionego sześć tygodni temu w Karkonoszach, nie schodzi z łamów tutejszej prasy. Według opinii kół zazwyczaj dobrze poinformowanych, badania nad rozwiązaniem zagadki „człowieka znikąd” posunęły się w ostatnim czasie znacznie naprzód. Niemniej pozostaje ona nadal nie rozwiązana. Kierownik zespołu naukowców zajmujący się tą sprawą, członek Światowej Akademii Nauk – E. Garda zgromadził podobno bardzo interesujące materiały zdające się wskazywać, iż historia, jaką z uporem powtarza Münch, nie jest tylko wytworem jego chorej wyobraźni. Okazuje się bowiem, iż w drugiej połowie XVI wieku rzeczywiście istniał dominikanin o tym nazwisku, występujący jako rzecznik oskarżenia w wielu procesach inkwizycyjnych. Wzmianki o nim można znaleźć w annałach kilku biskupstw, między innymi w Bambergu, a także w klasztorze w pobliżu Kontwaldu, o którym wspomina „człowiek znikąd”.

Otóż w miasteczku o tej nazwie, w roku 1593, w jakichś dość zagadkowych okolicznościach ów pater Modestus poniósł śmierć podczas – jeśli tak można powiedzieć – pełnienia obowiązków służbowych. Niestety, relacji naocznych świadków zdarzenia nie udało się odnaleźć, gdyż w okresie wojny trzydziestoletniej klasztor został spalony, a wraz z nim uległy zniszczeniu wszystkie dokumenty. Po blisko stu latach dopiero spisana została historia owych wypadków, z tym że nie ma tam nazwiska inkwizytora, lecz powtarza się tylko imię „Modestus”. Zestawiając jednak ów kronikarski zapis z raportem o zaginięciu inkwizytora Müncha, znajdującym się w Bibliotece Watykańskiej, prof. Garda stwierdził wyraźną zgodność zarówno co do miejsca i czasu wydarzenia, jak i niektórych jego szczegółów.

Nasuwa się stąd wniosek, iż ów tajemniczy „człowiek znikąd” musiał mieć w ręku wspomniane dokumenty. Okazało się jednak, że raport znajdujący się w Bibliotece Watykańskiej nie był od blisko stu siedemdziesięciu lat w ogóle przeglądany. Ostatni zapis w kartotece dokonany został przed 169 laty, tj. jeszcze w czasie, kiedy ta część archiwum nie była udostępniona badaniom religioznawczym.

Oczywiście, prof. Garda nie twierdzi bynajmniej, iż rzekomy mnich Münch odnaleziony w Karkonoszach ma coś wspólnego z szesnastowiecznym dominikaninem. Jest raczej zdania, że przed 169 laty musiała być sporządzona kopia dokumentu, który dotarł później w jakiś sposób do rąk „człowieka znikąd”.

„WIADOMOŚCI”

Wokół sprawy M. Müncha Z Radowa donoszą, że St. Miksza– meteorytolog, który w połowie marca br. odnalazł M. Müncha podającego się za XVI-wiecznego inkwizytora – przeprowadził badania dotyczące czasu produkcji i pochodzenia niektórych przedmiotów należących do Müncha, a w szczególności: habitu, sznura, sandałów i drewnianego krzyża. Jakkolwiek przedmioty wykonane są z tworzyw naturalnych i do złudzenia przypominają wytwory rękodzieła z XVI wieku, z pomiarów przeprowadzonych metodami izotopowymi wynika, że wspomniany krzyż liczy 15 lat, habit około 4 lat, a sandały i sznur nie więcej niż trzy lata.

„PROBLEMY NAUKI”

Nie tolerować nieuctwa i dezinformacji!

Atmosfera niezdrowej sensacji, jaką usiłują pewne brukowe czasopisma i stacje telewizyjne wytworzyć wokół sprawy Modesta Müncha, zwanego „człowiekiem znikąd”, wskazuje, że nawet w naszych czasach nieuctwo i dezinformacja może liczyć na poklask pewnej części społeczeństwa. Jest to zjawisko niewątpliwie groźne i wszelka tolerancja wobec niego – jak najbardziej szkodliwa.

A oto fakty! Przytaczamy poniżej garść tytułów, jakie ukazały się w prasie i programach telewizyjnych: Młoda uczona udowadnia: Modest Münch – to XVI-wieczny inkwizytor. – Człowiek znikąd liczy 486 lot. – Czy piekło, o którym wspomina Modest Münch, istnieje w rzeczywistości? – Czy mogą istnieć zjawiska nadprzyrodzone? Nauka nie wypowiedziała w tej sprawie ostatniego słowa.

A oto fragment jednej z notatek prasowych, której autor bije rekordy ignorancji: „Prof. Barecka (autor notatki przekręcił nazwisko i zmienił tytuł naukowy – chodzi tu w rzeczywistości o dr Kamę Darecką – znaną uczoną, specjalistkę w dziedzinie psychosondażu i neurofizjologii, twórczynię teorii układów trójzbieżnych – przyp. red.) wykazała, że wszystko, co mówi M. Münch, jest prawdą. Nie ma bowiem żadnej sprzeczności między stwierdzonymi przez nią faktami a relacjami byłego inkwizytora. To stwierdzenie stanowi tryumf nauki, ale tryumf odniesiony… nad nią samą. Ostatnie dwa wieki bowiem, znaczone nieustannym postępem nauki i techniki, ugruntowały ślepą wiarę we wszechmoc rozumu ludzkiego. Teraz zaś okazuje się, że nie można ufać ani niezachwianym rzekomo prawom przyrody, ani zdrowemu rozsądkowi, ani nawet precyzyjnym przyrządom i wypróbowanym metodom badawczym”.

Chyba wystarczy. Można darować prymitywny styl wywodów, ale przecież z bełkotu tego nic w ogóle nie wynika. Gorzej – niezorientowany czytelnik tego piśmidła noszącego tytuł: „Aktualności naukowe” (sic!) nie tylko nie będzie wiedział, o co tu w rzeczywistości chodzi, ale gotów jeszcze pomyśleć, iż w związku ze sprawą „człowieka znikąd” dokonano odkryć, które zachwiały podstawami współczesnej nauki!

„TELEEXPRESS”

Czyżby agent innej cywilizacji?

W czasie konferencji prasowej zorganizowanej przez Agencję CDK z uczonymi zajmującymi się zagadką „człowieka znikąd” nasz korespondent naukowy zapytał: „Czy nie może istnieć związek między tajemniczym meteorytem spadłym w rezerwacie karkonoskim i dotąd nie odnalezionym a pojawieniem się w tym rejonie owego nieznanego człowieka, podającego się za XVI-wiecznego inkwizytora?”

Odpowiedzi na to pytanie udzielił naszemu korespondentowi odkrywca „człowieka znikąd”, meteorytolog S. C. Miksza. Oświadczył on, że być może M. Münch został „podrzucony” na Ziemię z kosmosu w tym celu, by narobić kłopotu naszym naukowcom.

Miksza traktował to oczywiście jako żart, niemniej chyba i takiej możliwości nie należy wykluczyć. W połowie XX wieku autorzy „science-fiction” wykorzystywali w swych dziwacznych opowieściach motyw inwazji na Ziemię agentów obcych cywilizacji, uformowanych dla niepoznaki fizycznie i umysłowo na podobieństwo Istot ludzkich. Brzmi to oczywiście jak bajka, ale czy nie warto rozważyć, choćby tylko w formie hipotezy roboczej, czy „człowiek znikąd” nie może być właśnie czymś w rodzaju sztucznie stworzonej kopii inkwizytora Müncha, podrzuconej na skutek jakiejś pomyłki czy błędów w obliczeniach w niewłaściwy okres cywilizacji ziemskiej. Czy stworzenie takiej kopii jest w ogóle możliwe? A jeśli nawet tak jest, to czy imitacja może sięgać aż tak daleko, że „zegar radioaktywny” wskaże, iż pater, Modestus liczy obecnie 34 lata, a jego krzyż – 15, zaś sandały tylko trzy lata? Odpowiedź na te pytania zostawiamy specjalistom.

„STV 88”

Tajemnica mózgu „człowieka znikąd” (Rozmowy przed kamerą) W dzisiejszych naszych spotkaniach z młodymi naukowcami pozwoliliśmy sobie zaprosić do studia wybitną specjalistkę z zakresu psychofizjologii, dr Kamę Darecką. Mimo młodego wieku jest ona autorką szeregu cenionych prac naukowych, a w szczególności teorii dotyczącej granicy błędu w statystyczno-wybiorczej metodzie psychosondażu. Tym razem jednak tematem naszej rozmowy są wyniki badań, jakie dr Dareck prowadzi od trzech miesięcy w Instytucie Mózgu w Radowie nad rozwiązaniem zagadki słynnego Modesta Müncha, zwanego „człowiekiem znikąd”. Dr Darecka zajmuje się sondażem psychiki tego człowieka oraz eksperymentami z zakresu reedukacji i adaptacji.

STV: W ostatnim czasie w niektórych czasopismach ukazały się pod sensacyjnymi tytułami doniesienia, iż w wyniku badań przez was prowadzonych doszliście do wniosku, że odnaleziony w rezerwacie karkonoskim człowiek jest zaginionym w XVI wieku inkwizytorem Modestem Münchem. Czyż można w ogóle przyjąć, że takie zjawisko jest możliwe z punktu widzenia fizjologii?

K. D.: Chciałabym od razu usunąć pewne nieporozumienie, które, jak sądzę, było przyczyną pojawienia się szeregu fałszywych informacji prasowych. Przede wszystkim nigdy nie twierdziłam, że człowiek odnaleziony przez mgr. Mikszę i XVI-wieczny inkwizytor Modestus Münch to ta sama osoba. Problem ten – jakkolwiek z pewnością sam w sobie interesujący – nie wchodzi w zakres moich badań ani nawet kompetencji naukowej. Tą sprawą zajmowali się dr Balicz i mgr Miksza. Jak wiadomo – wyniki ich badań sugerują w zasadzie odpowiedź negatywną. Ja zajmowałam się i w dalszym ciągu zajmuję się obecnym stanem osobowości tego człowieka. Zasobem informacji, jakie – ujmując popularnie – zapisane zostały w jego mózgu w ciągu trzydziestu kilku lat życia. Otóż ten zasób informacji – począwszy od prostych wrażeń aż po najbardziej skomplikowane zespoły nawyków, wyobrażenia i pojęcia – nie zawiera nic, co by wskazywało, iż człowiek ten przeżył 34 lata w XXI wieku. Istnieje za to zadziwiająca zgodność między wynikami sondażu powyżej i poniżej progu świadomości a tym, co mówi o sobie. Chodzi nie tylko o to, że on wierzy w to, iż jest Modestem Münchem, ale że zawartość informacyjna jego mózgu jest taka sama, jaką według moich wyobrażeń powinien dysponować XVI-wieczny Modestus Münch. Nawet najgłębszy sondaż nie przyniósł nic, co mogłoby świadczyć, że jest inaczej. Nie twierdzę jednak, że to jest ten sam człowiek.

STV: Rozumiem. Istnieje zasadnicza różnica między sformułowaniami: „ten sam” a „taki sam”, ale słuchowo wydaje się ona tak minimalna, że łatwo o nieporozumienie. Jak jednak wytłumaczyć, że człowiek żyjący w naszych czasach posiada osobowość XVI– wiecznego Modesta Müncha? Bo chyba tak można określić istotę tego fenomenu?

K. D.: Użycie takiego określenia jest nieco ryzykowne, gdyż nie ma żadnych sposobów stwierdzenia, jak ukształtowana była osobowość inkwizytora Müncha. Jeśli chodzi o ścisłość, to w ogóle nie można mówić o identyczności dwóch osobowości. Nawet u jednego i tego samego osobnika dwa zapisy dokonywane tuż po sobie różnią się między sobą, pomijając już to, iż zawsze obejmują one tylko pewien wycinek osobowości. Niemniej, w praktyce przyjmujemy dwa podobne zapisy jako dowód, że chodzi tu o tę samą osobowość. W omawianym jednak przez nas przypadku dysponujemy tylko jednym zapisem, gdyż zapisu osobowości Müncha z XVI wieku nie posiadamy, bo nie był, rzecz jasna, sporządzony. Ten stan rzeczy nie oznacza jednak, że tego rodzaju badania, a w szczególności sondaże osobowości tracą wszelki sens. Możemy bowiem w oparciu o materiały historyczne określić w przybliżeniu zawartość pamięci człowieka wychowanego w XVI wieku, będącego mnichem i członkiem trybunału inkwizycyjnego. Otóż zgodność takiego modelu pamięci ze stwierdzoną zawartością pamięci domniemanego Müncha jest zdumiewająca!

STV: Słyszałem jednak, że niektórzy socjohistorycy kwestionują tę zgodność.

K. D.: Różnice zdań dotyczą nie zasobu informacji, bo odpowiada on w pełni temu, co wiemy o XVI wieku, lecz sposobu interpretacji przez tego człowieka określonych zdarzeń, jego sposobu myślenia, rozumowania, kierunku aktywności intelektualnej, słowem – jego mentalności, która podobno nie pasuje do naszych wyobrażeń o mentalności człowieka XVI wieku. Niektórzy specjaliści z zakresu psychosocjologii schyłkowego okresu wieków średnich i początków ery nowożytnej, przede wszystkim prof. Glitz i dr Horak, są zdania, że obraz umysłowosci człowieka XVI wieku, jaki na podstawie wynurzeń rzekomego Modestusa Müncha można nakreślić, jest naiwny i karykaturalny, że wiele w nim sztuczności i tendencyjnie wyeksponowanych elementów fantazji, psychopatii i zacofania intelektualnego, że za mało w nim śladów myśli renesansowej, a za wiele mroków średniowiecza. Inaczej mówiąc: obraz ten, ich zdaniem, jest zbyt czarny, aby mógł być prawdziwy.

STV: Skąd jednak ten wyjaskrawiony obraz znalazł się w umyśle człowieka odnalezionego w rezerwacie karkonoskim? Jeśli nie jest to Modestus Münch z Kontwaldu, to w takim razie kto?

K. D.: Dr Horak wysunął dość Interesującą hipotezę. Uważa on, że – być może – mamy tu do czynienia z jakimś nielegalnym eksperymentem. Umysł tego człowieka mógł być specjalnie spreparowany, czy też raczej nasycony informacjami z XVI wieku. Może nawet nie sięgano tu do środków neurofizjologicznych, lecz po prostu wychowano go przez te trzydzieści parę lat w warunkach symulowanych. Eksperymentatorzy nie byli w stanie uniknąć pewnych sztuczności i przejaskrawień, zwłaszcza że mogli należeć do starszej szkoły socjohistorycznej, która w dość czarnych barwach widziała wiek XVI. Ta sztuczność jest właśnie – zdaniem dr. Horaka – najlepszym dowodem, ze mamy tu do czynienia z rezultatem nielegalnego eksperymentu. Otóż muszę ze swej strony stwierdzić, że chociaż – jak to już podkreśliłam z początku naszej rozmowy – nie zajmuję stanowiska w sprawie pochodzenia człowieka odnalezionego w rezerwacie karkonoskim, gdyż jest to z mego punktu widzenia sprawa nie najistotniejsza, daleka jestem od podzielania zdania, że obraz wynikający z wypowiedzi naszego Müncha razi sztucznością czy karykaturalnością. Jest to obraz mroczny, ale zupełnie logiczny i moim zdaniem możliwy do przyjęcia. Model umysłowości fanatyka, wierzącego ślepo w sprawę, której służy i głuchego na wszelkie kontrargumenty, choćby nawet oparte o oczywiste fakty, w moim przekonaniu pasuje do tamtej epoki walk politycznoreligijnych i polowań na czarownice. Jest to zresztą model uniwersalny, pojawiający się w różnych epokach… Zaznaczam, że nie jestem historykiem i mogę się mylić.

STV: Muszę przyznać, że nie bardzo rozumiem, dlaczego to, jakiego pochodzenia jest rzekomy Modestus Münch, uważacie za kwestię nieistotną. Jest to chyba przecież sprawa zasadnicza!

K. D.: Tylko na pozór. Mnie interesuje, co dzieje się w mózgu tego człowieka: stan jego umysłu, to, co on pamięta, co przeżywa, ciąg wrażeń, które ukształtowały jego osobowość.

Trwałość tego zapisu i jego odmienność od tego, jaki nosi w swej czaszce każdy z nas – oto zasadniczy problem. Z tego punktu widzenia nie jest istotne, czy ten człowiek jest Modestem Münchem, przeniesionym jakimś niepojętym sposobem w naszą epokę, czy kopią inkwizytora Müncha przesłaną nam w podarku w wyniku jakiegoś nieporozumienia kosmicznego, czy też rezultatem eksperymentu symulacyjnego – efekt pozostaje taki sam.

Jest to człowiek o osobowości bliższej XVI-wiecznemu Münchowi niż komukolwiek w naszym stuleciu, i to jest dla mnie najważniejszym stwierdzeniem.

STV: A więc zagadka pochodzenia tego człowieka pozostaje nadal nie rozwiązana. Na zakończenie jednak chciałbym prosić was, już zupełnie nieoficjalnie, o odpowiedź na pytanie spoza waszej specjalności. Odpowiedź już nie specjalisty-naukowca, lecz obserwatora.

Odpowiedź wyrażającą prywatne poglądy lub może tylko odczucia. Chodzi o to, co sądzicie o pochodzeniu człowieka odnalezionego w rezerwacie karkonoskim?

K. D.: Uparcie wracacie do tej sprawy. Chyba jednak was rozczaruję. Przede wszystkim muszę stwierdzić, że nie potrafię dzielić swych poglądów na prywatne i oficjalne. Ale jeśli już chcecie wiedzieć, co sądzę o pochodzeniu tego człowieka – to wam powiem: nieustannie się waham. Wyniki sondażu przemawiają za hipotezą szesnastowiecznego pochodzenia. Jest to jednak hipoteza tak niezwykła, że rozsądek opiera się jej przyjęciu. Nie ma to jednak, jak już podkreśliłam, zupełnie wpływu na tok moich badań i eksperymentów.

STV: Pozwólcie, że inaczej sformułuję pytanie: traktując sprawę subiektywnie – potwierdzenie której hipotezy sprawiłoby wam największą radość?

K. D.: (śmieje się) Pytanie jest perfidne, gdyż odpowiedź jest z góry chyba do przewidzenia. Sądzę, że nawet ci, którzy bronią uparcie i konsekwentnie współczesnego pochodzenia naszego Müncha, woleliby jednak, aby to był… prawdziwy inkwizytor Modestus Münch. Ale to, czego byśmy chcieli – nie ma tu żadnego znaczenia.

„JUTRO PSYCHOFIZJOLOGII”

W sprawie tzw. „człowieka znikąd”

W ostatnim czasie napłynęły do naszej redakcji liczne listy z zapytaniami, dlaczego na naszych łamach nie publikujemy informacji dotyczących losów sprawy tzw. „człowieka znikąd”. Jak wiadomo, pismo nasze było rzecznikiem powołania specjalnej komisji badawczej, w której skład mieli wejść nie tylko prowadzący aktualnie eksperymenty z M.

Münchem pracownicy Instytutu Mózgu w Radowie, zainteresowani potwierdzeniem wysuwanych przez siebie hipotez, ale również obiektywni obserwatorzy i zdecydowani przeciwnicy teorii lansowanych przez IM. Niestety, do powołania takiej komisji nie doszło.

Również popierana przez nas propozycja przekazania M. Müncha na pewien okres tym placówkom, które oceniają krytycznie metody badawcze i terapeutyczne stosowane w IM została odrzucona, jakoby z uwagi na to, iż badania w innych ośrodkach mogłyby rzekomo utrudnić rehabilitację tego człowieka.

Taki obrót rzeczy stanowi – naszym zdaniem – poważny cios dla sprawy. Trzeba dodać, że wiele szkody wyrządza atmosfera sensacji i reklamiarstwa towarzysząca sprawie Müncha, za którą w pewnej mierze ponoszą, niestety, odpowiedzialność także niektórzy pracownicy IM.

Jest to tym bardziej przykre, że nie brak wśród nich uczonych mających na swym koncie liczący się dorobek naukowy.

Jednocześnie pragniemy tu podkreślić, iż odrzucamy zdecydowanie wszelkie próby insynuacji, że wokół sprawy tzw. „człowieka znikąd” toczy się w naszych kołach naukowych jakaś gra służąca wątpliwym celom. Zawsze byliśmy przeciwni intrygom i zacietrzewieniu, a w propozycjach wysuwanych na naszych łamach widzieliśmy drogę do przeciwdziałania tym szkodliwym zjawiskom.

Dlatego wstrzymujemy się ostatnio od publikacji wszelkich informacji i polemik dotyczących omawianej sprawy, stojąc na stanowisku, że w obecnej sytuacji nie należy dolewać oliwy do ognia.

Redakcja.

„FOTOGAZETA PORANNA”

Kosmolit czy kosmolot?

W wyniku bardzo drobiazgowych poszukiwań przeprowadzonych przez meteorytologa dra St. Mikszę udało się wreszcie natrafić na ślad obiektu kosmicznego, który w nocy z 16 na 17 marca spadł w rezerwacie karkonoskim. W niewielkiej kotlinie o zboczach porośniętych gęstym lasem, w odległości 300 metrów od miejsca spotkania rzekomego Müncha, znaleziono wyraźny ślad w postaci zniszczenia wegetacji roślinnej. Wokół pewnego punktu na małej, otoczonej lasem łące zaznacza się wyraźny krąg, gdzie spośród wyschniętej trawy przebija świeża zieleń. Krąg ma średnicę ok. 3,5 metra, a ziemia w jego zasięgu zasypana jest milionami maleńkich stalowych dipoli, tworzących jakby ślad jakiejś złożonej struktury.

Dipole, których zebrano ponad 2 kilogramy, odznaczają się bardzo wysoką odpornością na korozję. Dotychczasowe badania wykazały, że zniszczenie roślinności nastąpiło przed trzema miesiącami, a więc w tym samym czasie, gdy nastąpił upadek tajemniczego obiektu. Co ciekawsze, roślinność uległa zniszczeniu pod wpływem bardzo niskiej temperatury, nie zaś – jak początkowo przypuszczano– wysokiej. Zastanawiający jest również brak śladów mechanicznego działania obiektu. Wydaje się, że „gość kosmiczny” nie zderzył się z powierzchnią Ziemi ani też nie eksplodował w atmosferze, lecz opadł łagodnie na polanę i w ciągu kilku godzin wyparował niemal doszczętnie. Musiał więc składać się z substancji szybko parującej w naszych warunkach.

Trudno na razie osądzić, czy tajemniczy obiekt był pochodzenia naturalnego, czy też – jak niektórzy próbują sugerować – stanowił jakiś pozaziemski statek kosmiczny, którym Münch przyleciał na Ziemię. Co prawda, gdy go sprowadzono na to miejsce stwierdził, że tu właśnie odzyskał przytomność po rzekomym pobycie w „czyśćcu”, zaś tajemnicze dipole zdaniem specjalistów zdają się być tworami sztucznymi. Tym niemniej – trzeba uznać za dość wątpliwy sens takiego przedsięwzięcia, podjętego przez jakichś nie znanych nam inteligentnych mieszkańców kosmosu. Niemal doszczętne wyparowanie owego rzekomego wehikułu kosmicznego wymagałoby przyjęcia, że technika, jaką dysponują te istoty, różni się całkowicie od ziemskiej. Sprawa pozostaje więc nadal otwarta.

IV. „WIERZĘ TOBIE, KAMO!”

Na ścianach ukazywały się na przemian ilustracje i napisy:

NARZĘDZIE… NARZĘDZIE… NARZĘDZIE… I TO TEŻ NARZĘDZIE… MŁOT TO NARZĘDZIE…

CZŁOWIEK TRZYMA W RĘKU NARZĘDZIE… I TO RÓWNIEŻ MŁOT… MŁOT MECHANICZNY… MASZYNA… MASZYNA TO NARZĘDZIE CZŁOWIEKA…

CZŁOWIEK KIERUJE MASZYNĄ… AUTOMAT… AUTOMAT… AUTOMAT TO MASZYNA SAMOCZYNNA…

Münch nacisnął guzik i napis na ekranie zamarł w bezruchu.

– Nie rozumiem, co to „samoczynna”?

– Działająca sama bez udziału człowieka – wyjaśniła Kama. – Człowiek nie potrzebuje kierować taką maszyną. Wykonuje ona wyznaczone przez człowieka zadanie samodzielnie.

Tak samo jak zegar mechaniczny. Tylko w sposób nieporównanie doskonalszy. Rozumiesz?

– Tak. jak zegar. A to… automat? – wskazał na pulpit dydaktomatu.

– Oczywiście. Kiedy naciskasz guzik, automat otrzymuje od ciebie polecenie. Przed chwilą kazałeś mu zatrzymać projekcję. To znaczy ruch obrazów – dodała wyjaśniająco.

– Tak. Ode mnie polecenie… Kto zrobił ten… automat?

– Zbudowały go inne automaty.

– Zbudowały… inne automaty? A kto zbudował inne?

– Ach, rozumiem, o co ci chodzi. Pierwsze automaty zbudował człowiek, bezpośrednio, własnymi rękami. Ale to było już dawno. Teraz maszyny budują inne maszyny. Ale plan ich budowy tworzy człowiek. Czasem zresztą wystarczy podać tylko zadanie i główne cechy, jakie powinna posiadać maszyna. Istnieją bowiem maszyny, które potrafią same opracować projekt innej maszyny. Zgodnie z instrukcją człowieka.

– Nie rozumiem.

– Nie ma w tym niczego cudownego. Powoli zrozumiesz i to, jak działają najbardziej skomplikowane automaty. Bądź cierpliwy.

– Cierpliwy jestem… I… wierzę tobie.

Uścisnęła przyjaźnie jego ramię.

– I to dobre, jak na razie – dorzuciła z uśmiechem. – Czy ciągnąć dalej ten temat?

Pokręcił przecząco głową.

– Może więc, dla odmiany, trochę historii? Naciśnij „czwórkę”.

– Czy muszę?

– Nie. Jeśli nie masz ochoty, możemy przerwać lekcję. Chcesz? Pójdziemy przez miasto.

Spacerem. Tak jak wczoraj.

– Nie chcę.

– Widzę, że nie masz dziś humoru. Źle się czujesz?

– Nie. Nie to… Przepraszam.

– Nie masz za co przepraszać.

– Nie chcę widzieć ludzi.

– No, to może polecimy za miasto? Pogoda wspaniała.

Nic nie odpowiedział.

Kama nacisnęła guzik pod pulpitem dydaktomatu. Pogrążoną dotąd w półmroku salkę zalały promienie słońca.

– Nie. Nie. Nie rób…

– Dlaczego?

Była już trochę zaniepokojona.

W ciągu czterech miesięcy pobytu w Instytucie Mózgu Münch zmienił się ogromnie. Z zalęknionego starca, o twarzy pełnej bruzd i plam, o sczerniałych, poszczerbionych próchnicą zębach, rozwichrzonej siwiejącej brodzie i łysiejącej czaszce – przeobraził się w młodego jeszcze mężczyznę o gładkiej cerze, zdrowym uzębieniu i gęstniejących ciemnych włosach.

Strój nosił biało-czarny, przypominający trochę habit, ale nie kontrastujący zbytnio z aktualnymi wymaganiami mody. Brody nie zgolił całkowicie, lecz nosił ją krótko, podobnie jak włosy. Wygląd jego nie miał już cech teatralności, a przeciwnie – zyskał na powadze i godności.

Był to nie tylko rezultat zabiegów medycznych i kosmetycznych, ale także zasługa adaptacyjnego oddziaływania Kamy. Bowiem i w zachowaniu się Müncha wystąpiły wyraźne zmiany. Przede wszystkim stał się znacznie spokojniejszy, a spojrzenie jego nabrało naturalnego wyrazu. Nie przypominał już dziecka zagubionego w tajemniczym i groźnym świecie. Oswoił się nieco z nową sytuacją: zaczynał nabierać śmiałości, w pewnych momentach nawet pewności siebie, trochę zaskakującej tych, którzy zetknęli się z nim w pierwszych dniach pobytu w Instytucie.

Duży wpływ na przyspieszenie procesu adaptacji miało opanowanie przez niego języka inter, tak iż mógł już porozumiewać się z otoczeniem bez pośrednictwa automatów tłumaczących. Uczył się chętnie, wykazując szczególnie żywe zainteresowanie geografią i historią. Nie znaczy to, że przyjmowanie przekazywanych przez Kamę wiadomości przychodziło mu łatwo, mimo wyselekcjonowanych i odpowiednio dozowanych informacji.

Czasem odnosiła wrażenie, że usiłuje ukryć przed nią swe myśli, a w zapewnieniach, iż przekonany jest o prawdziwości tego, co słyszy i widzi, nie zawsze dźwięczała nuta szczerości.

Dziś w zachowaniu się jego zauważyła jakąś niezrozumiałą dla niej zmianę. Zdarzało się czasem, że nie miał chęci na spacer, ćwiczenia czy dyskusje, ale jak dotąd zawsze mówił w takim przypadku czego chce. Teraz inaczej. Trzeba było koniecznie dojść przyczyny.

Dotknęła palcami przycisku i polaryzatory ścienne zdławiły światło dnia.

– Czy tak dobrze? – zapytała.

– Dobrze.

– Czy chciałbyś zostać sam?

– Nie! – zaprzeczył pośpiesznie. – Chcę… – nie dokończył i odwrócił szybko głowę, próbując ukryć zmieszanie.

– Powiedz, czego chcesz?

– Chciałem prosić… – rozpoczął, zawahał się i dopiero po chwili dokończył: – Opowiedz…

o ciebie.

Była trochę zaskoczona. Ale przecież tego pytania należało się spodziewać od dawna.

– Chciałeś powiedzieć: „opowiedz o sobie” – sprostowała błąd gramatyczny i jednocześnie pomyślała, że zawsze zaczynał się mylić, gdy coś silnie przeżywał. Ale dlaczego właśnie teraz?…

– Tak. Opowiedz o sobie – powtórzył.

– Bardzo chętnie. Cóż byś chciał wiedzieć o mnie?

– Wszystko.

Zaśmiała się krótko i trochę sztucznie.

– Myślę, że byłoby to równie trudne, jak i nieciekawe.

– Powiedz o sobie… Od początku.

– Rozumiem. Chcesz, abym opowiedziała o swym dzieciństwie?

– Tak, – skinął głową jakby z pewnym wahaniem. – O dzieciństwie też.

– No, cóż… Byłam zupełnie przeciętnym dzieckiem. Takim, jakich wiele. Może trochę zbyt skorym do płaczu, ale jak widzisz wyleczyłam się z tego zupełnie– zaśmiała się znowu.

– Urodziłam się w Warszawie, w roku 2022. Moi rodzice tam jeszcze mieszkają. Oboje są lekarzami. Jeśli będziesz chciał – możemy ich odwiedzić. W Warszawie chodziłam do szkoły, a później studiowałam psychofizjologię. Po studiach rozpoczęłam praktykę u profesora Gardy. Potem przyjechałam do Radowa, do Instytutu Mózgu. I już tu pozostałam…

– Mówisz… uczyłaś się? Czego cię uczono? Powiedziałaś?…

– Studiowałam psychofizjologię. To nauka o mózgu, o układzie nerwowym, o zasadach jego działania; próbuje ona odpowiedzieć na pytania w jaki sposób odbiera się wrażenia, widzi, słyszy, odczuwa zapachy… Co się dzieje w mózgu, gdy myślimy, co to jest pamięć.

Słowem – czym jest w istocie dusza.

– I ty wiesz? – zapytał z przejęciem.

– Wiem. Oczywiście jeszcze daleko do pełnego zrozumienia wszystkich zjawisk, które obserwujemy. Ale wiemy już bardzo dużo.

– Ale powiedzieć ci nie wolno? Prawda?

Nie zrozumiała pytania.

– Czego mi nie wolno powiedzieć?

– Jak wygląda… dusza.

Uśmiechnęła się.

– Byłoby trochę trudno powiedzieć, jak wygląda…

– Więc nie możesz? – powiedział z westchnieniem.

– Ależ mogę! Mogę ci wytłumaczyć, czym jest twoje myślenie, wola, uczucia – podjęła pośpiesznie. – Trzeba jednak na to sporo czasu. Muszę też przygotować odpowiedni materiał ilustracyjny.

– Ale powiesz?

– Oczywiście.

– Skąd ty to wiesz… wszystko?

– Uczyłam się.

– Tak, ale… Ty taka jeszcze młoda…

– W dzisiejszych czasach ludzie uczą się znacznie szybciej niż jeszcze, powiedzmy, sto lat temu. Kiedyś trzeba było poświęcać wiele czasu na samo zapamiętywanie różnego rodzaju wiadomości, nazw, określeń, liczb, wzorów matematycznych. Dziś prawie całe mechaniczne przyswajanie informacji odbywa się w tzw. transie elektrohipnotycznym. W sumie – godzina dziennie. W ten sposób pozostaje więcej czasu na rozwinięcie umiejętności posługiwania się zdobytą wiedzą, na wytłumaczenie wszelkich wątpliwości, na dyskusję i samodzielne przemyślenie wszystkiego. Ja ukończyłam studia podstawowe mając siedemnaście lat, a więc o rok później niż większość moich kolegów. Jednak dopiero praktyka kształci umiejętności zawodowe… Moim opiekunem był Garda. Przez cztery lata.

– Ale to nie było tu?…

– Nie. W Warszawie.

– Warszawa to… miasto? Takie jak to?

– Sześciokrotnie większe! Nie słyszałeś o nim?

– Słyszałem. Sigismundus… król polski, katolickiej wiary obrońca, dwór tam swój, mówiono, przenieść zamierzał…

– Tak. I przeniósł. Pozostało ono stolicą do dnia dzisiejszego. Jest nawet pomnik tego króla w najstarszej części Warszawy. Chcesz, pokażę ci film.

– Chcę.

– Kino! Blokada. Proszę G P 73. Warszawa. E4 start! – wypowiedziała hasło włączające aparaturę.

W sali zapanowała na moment ciemność. Potem ściany i czaszę sufitu zastąpiły jakby obłoki mgły, które z wolna rzednąc odsłoniły widok na otwartą przestrzeń. Gdyby nie fotele i pulpit sterowniczy dydaktomatu można by myśleć, iż znaleźli się oboje w powietrzu.

Przed nimi, jak okiem sięgnąć, rozciągało się wielkie miasto przecięte szeroką wstęgą rzeki. Na jej prawym brzegu, oddzielone wąskim pasem zieleni, ciągnęły się długim szeregiem, podobne do ogromnych plastrów miodu, wielopiętrowe bloki, zza których, jak gdyby dla kontrastu z poziomą zabudową bulwaru, wystrzelały w niebo, na kształt smukłych obelisków, niezliczone wieżowce. Głębiej ku wschodowi i północy, aż po niknący w mgłach widnokrąg, zwarta zabudowa ustępowała miejsca nieregularnie rozrzuconym obszarom bujnej roślinności, wśród której pięły się wzwyż jeszcze potężniejsze, do gigantycznych wież Babel upodobnione, kompleksy zespołów wysokościowych – całe dzielnice o lekkich, choć wielopiętrowych budynkach zawieszonych nad ziemią i połączonych delikatną siecią jezdni i ciągów pieszych.

Również w zachodniej części miasta błyszczały w promieniach słońca liczne wieżowce i kompleksy budownictwa nadziemnego. Bliżej jednak lewego brzegu rzeki, zamkniętej w kamiennej ramie bulwaru, architektura budowli zmieniała się raptownie, przybierając kształty budzące w Münchu wspomnienie czegoś dawno utraconego…

Ta część miasta rosła szybko w oczach, jak gdyby mknąc w jakimś pojeździe powietrznym zniżali coraz bardziej lot. Oto na stromej skarpie jasny czworobok zamku z wieżą zegarową.

Tuż obok, wśród tarasowo rozłożonych ogrodów, kamienice o pochyłych dachach, stłoczone jak tłum ludzi na widowisku, spoglądają dziesiątkami okien na rzekę. Wieże kościołów i wąskie, jakby wciśnięte między domy uliczki… Münch nie znał starej Warszawy, ale jakże bliski i budzący ufność wydał mu się ten obraz w porównaniu z przerażającymi go ogromem i nierealnością kształtów nowoczesnymi dzielnicami miasta.

Lecz wrażenie to minęło szybko, ustępując miejsca nowej fali niepewności i niepokoju.


    Ваша оценка произведения:

Популярные книги за неделю