Текст книги "Krzyżacy, tom drugi"
Автор книги: Henryk Sienkiewicz
Жанр:
Историческая проза
сообщить о нарушении
Текущая страница: 7 (всего у книги 36 страниц)
I zabrawszy Sieciechównę, odeszła, a Maćko zaprowadził Czecha do alkierza [387]
[Закрыть], gdzie ległszy na żubrzych skórach, zasnęli obaj snem mocnym i krzepiącym.
Jakkolwiek po zniszczeniu, pożodze [388]
[Закрыть]i rzezi, którą w 1331 r. wyprawili [389]
[Закрыть]w Sieradzu Krzyżacy, Kazimierz Wielki [390]
[Закрыть]odbudował zrównane z ziemią miasto – nie było ono jednak zbyt świetne i nie mogło iść w porównanie z innymi grodami Królestwa. Ale Jagienka, której życie płynęło dotychczas między Zgorzelicami a Krześnią, nie posiadała się ze zdumienia i podziwu na widok murów, wież, ratusza, a zwłaszcza kościołów, o których drewniany krześnieński nie dawał najmniejszego pojęcia. W pierwszej chwili straciła tak dalece zwykłą rezolutność [391]
[Закрыть], że nie śmiała mówić głośno i tylko szeptem wypytywała Maćka o te wszystkie cuda, od których olśniewały jej oczy, gdy zaś stary rycerz upewniał ją, że Sieradzowi tak do Krakowa jako zwyczajnej głowni [392]
[Закрыть]do słońca, uszom nie chciała wierzyć, albowiem wydawało się jej prostym niepodobieństwem, aby mógł istnieć drugi równie wspaniały gród na świecie.
W klasztorze przyjął ich ten sam zgrzybiały przeor [393]
[Закрыть], który pamiętał jeszcze z dziecinnych lat rzeź krzyżacką i który poprzednio przyjmował Zbyszka. Wiadomości o opacie [394]
[Закрыть]sprawiły im smutek i kłopot. Mieszkał on długo w klasztorze, ale przed dwoma tygodniami wyjechał do swego przyjaciela, biskupa płockiego. Chorzał ciągle. Za dnia, z rana bywał przytomny, ale wieczorami tracił głowę, zrywał się, kazał sobie nakładać pancerz i pozywał na bitwę księcia Jana z Raciborza [395]
[Закрыть]. Klerykowie waganci [396]
[Закрыть]musieli go siłą trzymać w łożu, co nie przychodziło bez wielkich trudności, a nawet i niebezpieczeństwa. Przed dwoma dopiero tygodniami oprzytomniał całkiem i pomimo że osłabł jeszcze bardziej, kazał się zaraz wieźć do Płocka.
– Mówił, że nikomu tak nie ufa jako biskupowi płockiemu – kończył przeor – i że z jego rąk chce przyjąć Sakramenta, a przy tym i testament u niego zostawić. Przeciwialiśmy się tej podróży, jakeśmy mogli, bo był mdły [397]
[Закрыть]bardzo, i baliśmy się, że i mili żyw nie ujedzie. Ale przeciwić mu się niełatwo, więc szpylmany [398]
[Закрыть]wymościli wóz i powieźli go, daj Boże, szczęśliwie.
– Gdyby był zamarł gdzieś blisko Sieradza, to bylibyście przecie słyszeli – rzekł na to Maćko.
– Bylibyśmy słyszeli – odparł staruszek – toteż tak myślim, że nie zamarł i że przynajmniej do Łęczycy ostatniej pary nie puścił, ale co się dalej mogło przygodzić [399]
[Закрыть], nie wiemy. Jeśli pojedziecie za nim, to się po drodze dowiecie.
Maćko zatroskał się tymi wiadomościami i udał się na naradę do Jagienki, która już przez Czecha dowiedziała się, dokąd opat [400]
[Закрыть]wyjechał.
– Co robić? – spytał jej – i co z sobą uczynisz?
– Pojedziecie do Płocka, a ja z wami – odrzekła krótko.
– Do Płocka! – zawtórowała jej cienkim głosikiem Sieciechówna.
– Patrzcie, jako to się rządzą! Tak ci od razu do Płocka jak sierpem rzucić?
– A jakoże mi samej z Sieciechówną wracać? Miałabym z wami dalej nie jechać, to lepiej było wcale nie wyjeżdżać. Zali [401]
[Закрыть]nie myślicie, że tamci się gorzej jeszcze rozsierdzili [402]
[Закрыть]i zawzięli?
– Wilkowie cię przed Cztanem obronią.
– Boję ja się tak samo Wilkowej obrony jak Cztanowej napaści, a to też widzę, że wy się przeciwicie, byle się przeciwić, ale nieszczerze.
Maćko rzeczywiście nie sprzeciwiał się szczerze. Owszem, wolał, by Jagienka z nim jechała, niż żeby miała wracać, więc usłyszawszy jej słowa, uśmiechnął się i rzekł:
– Spódnicy się wyzbyła, to jej się rozumu zachciewa.
– Rozum nie gdzie indziej, jeno w głowie.
– Ale mnie z drogi przez Płock.
– Mówił Czech, że nie z drogi, a do Malborga to i bliżej.
– To jużeście z Czechem uradzali?
– A pewnie, i powiedział jeszcze tak: jeśli, powiada, młody pan popadł w jakowe złe terminy [403]
[Закрыть]w Malborgu, to przez księżnę Aleksandrę płocką [404]
[Закрыть]siła [405]
[Закрыть]można by wskórać, bo ona, rodzona [406]
[Закрыть]królewska i prócz tego będąc osobliwszą [407]
[Закрыть]przyjaciółką Krzyżakom, wielkie ma między nimi zachowanie [408]
[Закрыть].
– Prawda, jak mi Bóg miły! – zawołał Maćko. – Wszyscy o tym wiedzą i gdyby chciała dać list do mistrza, przezpiecznie [409]
[Закрыть]byśmy jeździli po wszystkich ziemiach krzyżackich. Miłują ci oni ją, bo i ona ich miłuje… Dobra to rada i niegłupi chłop – ten Czech!
– Jeszcze i jak! – zawołała z zapałem Sieciechówna, wznosząc ku górze niebieskie oczki.
Maćko zaś zwrócił się nagle ku niej:
– A ty tu czego?
Więc dziewczyna zmieszała się okrutnie i opuściwszy długie rzęsy, zapłoniła [410]
[Закрыть]się jak róża.
Jednakże widział Maćko, że nie ma innej rady, tylko trzeba obie dziewczyny dalej z sobą brać, że zaś i w duszy miał na to ochotę, więc nazajutrz, pożegnawszy staruszka przeora, ruszyli w dalszą podróż. Z przyczyny tajania śniegów i wezbranych wód jechali z większym trudem niż poprzednio. Po drodze dopytywali o opata i trafili na wiele dworów, plebanij, a gdzie ich nie było, to nawet i karczem, w których zatrzymywał się na noclegi. Łatwo było iść w jego tropy, gdyż rozdzielał hojne jałmużny, zakupował msze, dawał na dzwony, wspomagał podupadłe kościoły, więc niejeden dziadyga chodzący „po pytaniu [411]
[Закрыть]”, niejeden klecha, ba, nawet i niejeden pleban wspominali go z wdzięcznością. Mówiono ogólnie, że „jechał jakoby anioł” – i modlono się za jego zdrowie, chociaż tu i ówdzie dawały się słyszeć obawy, że bliżej mu już do wiekuistego zbawienia niż do doczesnego zdrowia. W niektórych miejscach popasał dla zbytniej słabości po dwa i trzy dni. Maćkowi wydawało się też prawdopodobnym, że go dogonią.
Jednakże pomylił się w rachubie, gdyż zatrzymały ich wezbrane wody Neru i Bzury. Nie dojechawszy do Łęczycy, przez dni cztery zmuszeni byli zamieszkać w pustej karczmie, z której gospodarz wyniósł się, widocznie z obawy powodzi. Droga wiodąca od karczmy ku miastu, jakkolwiek wymoszczona pniami drzew, pogrążyła się i zaklęsła na znacznej przestrzeni w błotnistą topiel. Pachołek Maćków [412]
[Закрыть]Wit, rodem z tych stron, słyszał coś wprawdzie o przejściu lasami, ale nie chciał podjąć się przewodnictwa, albowiem wiedział również, że w błotach łęczyckich miały swoje pielesze [413]
[Закрыть]siły nieczyste, a mianowicie możny Boruta [414]
[Закрыть], który rad [415]
[Закрыть]naprowadzał ludzi na bezdenne mokradła, a następnie tylko za cenę duszy ratował. Sama karczma miała także złą sławę i jakkolwiek w owych czasach podróżni wozili z sobą żywność, za czym nie obawiali się i głodu, przecie pobyt w takim miejscu nabawiał nawet starego Maćka niepokoju.
Nocami słyszano harce na dachu gospody, a czasem pukało coś i we drzwi. Jagienka i Sieciechówna śpiące w alkierzu [416]
[Закрыть], tuż koło wielkiej izby, słyszały też w ciemnościach jakoby szelest drobnych stóp po polepie [417]
[Закрыть], a nawet i po ścianach. Nie przerażało ich to zbytnio, albowiem obie przywykły były w Zgorzelicach do skrzatów, które stary Zych nakazywał swego czasu karmić i które wedle powszechnego w tych czasach mniemania, byle im kto nie żałował okruszyn, nie bywały złośliwe. Lecz pewnej nocy rozległ się w pobliskich gąszczach głuchy i złowrogi ryk, a nazajutrz odkryto ślady ogromnych racic na błocie. Mógł to być żubr albo tur [418]
[Закрыть], lecz Wit utrzymywał, że i Boruta, choć nosi postać ludzką, a nawet szlachecką, ma zamiast stóp racice, buty zaś, w których się pokazuje między ludzi, zdejmuje dla oszczędności na błotach. Maćko zasłyszawszy, że można go sobie przejednać napitkiem, namyślał się przez cały dzień, czyby nie było grzechem uczynić sobie złego ducha przyjacielem, i radził się nawet w tym względzie Jagienki.
– Powiesiłbym na noc na płocie wołową mecherę [419]
[Закрыть]pełną wina albo miodu – rzekł – i jeśliby go w nocy co wypiło, to byśmy przynajmniej wiedzieli, że krąży.
– Byle mocy niebieskich przez to nie obrazić – odrzekła dziewczyna – bo nam błogosławieństwo potrzebne, abyśmy Zbyszkowi szczęśliwie poratowanie dać mogli.
– Toż i ja tego się boję, ale tak myślę, że co miód, to przecie nie dusza. Duszy nie dam, a co tam dla mocy niebieskich jedna mechera miodu znaczy!
Po czym zniżył głos i dodał:
– Że ślachcic ślachcica, choćby największego zawalidrogę [420]
[Закрыть], poczęstuje, to zwykła rzecz, a ludzie gadają, że on ci ślachcic.
– Kto? – zapytała Jagienka.
– Nie chcę nieczystego imienia wspominać.
Jednakże tegoż wieczora zawiesił Maćko na płocie własnymi rękoma duży wołowy pęcherz, w jakich pospolicie wożono napitki – i nazajutrz okazało się, że pęcherz został do dna wypity.
Wprawdzie Czech, gdy o tym opowiadano, uśmiechał się jakoś dziwnie, ale nikt na to nie zważał, Maćko zaś rad był w duszy, albowiem spodziewał się, że gdy przyjdzie przeprawiać się przez błota, nie zajdą przy tym jakieś niespodziane przeszkody i wypadki.
– Chybaby nieprawdę powiadali, że zna jakowąś cześć – mówił sobie.
Przede wszystkim należało jednak zbadać, czy nie ma jakowegoś przejścia przez lasy. Mogło to być, albowiem tam, gdzie grunt utrwalon był przez korzenie drzew i zarośli, ziemia nie rozmiękała łatwo od dżdżów [421]
[Закрыть]. Wszelako Wit, który jako miejscowy mógł najlepiej spełnić tę czynność, na samą o niej wzmiankę począł krzyczeć: „Zabijcie, panie! nie pójdę!” Próżno mu tłumaczono, że w dzień siły nieczyste nie mają władzy. Maćko chciał sam iść, ale skończyło się na tym, że Hlawa, któren [422]
[Закрыть]był pachołek zuchwały i rad wobec ludzi, a zwłaszcza wobec dziewcząt, puszył [423]
[Закрыть]odwagę, wziął za pas topór, w rękę kosztur [424]
[Закрыть]i poszedł.
Poszedł do dnia i spodziewano się, że koło południa wróci, a gdy go nie było widać, poczęto się niepokoić. Próżno czeladź [425]
[Закрыть]nasłuchiwała od strony lasu i po południu. Wit machał tylko ręką: „Nie wróci albo jeśli wróci, to gorze [426]
[Закрыть]nam, bo Bóg wie, czy nie z wilczą mordą, na wilkołaka przemienion!” Słysząc to, bali się wszyscy; sam Maćko był nieswój, Jagienka czyniła, zwracając się ku borowi, znaki krzyża. Anulka zaś Sieciechówna próżno szukała co chwila na swych ubranych w spodenki kolanach fartucha i nie znajdując nic, czym by mogła oczy przysłonić, przysłaniała je palcami, które wnet stawały się mokre od łez jedna za drugą kapiących.
Jednakże w porze wieczornego udoju, właśnie gdy słońce miało zachodzić, Czech wrócił – i nie sam, jeno z jakąś ludzką postacią, którą pędził przed sobą na powrozie. Wypadli zaraz wszyscy ku niemu z okrzykami i radością, ale umilkli na widok owej postaci, która była mała, kosołapa [427]
[Закрыть], zarosła, czarna i przybrana w skóry wilcze.
– W imię Ojca i Syna, cożeś to za bezerę [428]
[Закрыть]sprowadził? – zawołał ochłonąwszy Maćko.
– A co mi tam – odrzekł giermek – powiada, że człowiek i smolarz [429]
[Закрыть], ale czy prawda – nie wiem.
– Oj, nie człowiek to, nie człowiek! – ozwał się Wit.
Lecz Maćko nakazał mu milczenie, za czym jął bacznie przypatrywać się schwytanemu i nagle rzekł:
– Przeżegnaj się! duchem [430]
[Закрыть]mi się tu przeżegnaj!…
– Pochwalony Jezus Chrystus! – zawołał jeniec i przeżegnawszy się co prędzej, odetchnął głęboko, spojrzał z większą ufnością na zgromadzonych i powtórzył:
– Pochwalony Jezus Chrystus! – bom ja też nie wiedział, czylim w krześcijańskich, czy w diabelskich rękach. O Jezu!…
– Nie bój się. Między krześcijany jesteś, którzy radzi [431]
[Закрыть]mszy świętej słuchają. Cóżeś zacz [432]
[Закрыть]?
Smolarz, panie, budnik [433]
[Закрыть]. Jest nas siedmiu w budach z babami i dziećmi.
– Jakoż daleko stąd?
– O dziesięć stajań [434]
[Закрыть]niespełna.
– Którędyż do miasta chadzacie?
– Mamy swoją drogę za Czarcim Wądołem.
– Za czarcim? Przeżegnaj no się jeszcze raz!
– W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, amen.
– To dobrze. A wóz tą drogą przejdzie?
– Teraz grząsko wszędy [435]
[Закрыть], chociaż tam nie tak jak na gościńcu, bo wądołem [436]
[Закрыть]wiater dmie i błoto suszy. Jeno do Bud bieda, ale i do Bud znający bór pomału przeprowadzi.
– Za skojca [437]
[Закрыть]przeprowadzisz? ba! niechby za dwa!
Smolarz podjął się chętnie, wyprosiwszy jeszcze pół bochenka chleba, bo w lesie, chociaż głodem nie przymierali, ale chleba z dawna nie widzieli.
Ułożono, że wyjadą nazajutrz rano, gdyż pod wieczór było „niedobrze”.
O Borucie mówił smolarz, że okrutnie czasem „burzy” w boru, ale prostactwu krzywdy nie czyni i zazdrosnym będąc o księstwo łęczyckie, innych diabłów po chrustach gania. Źle tylko spotkać się z nim w nocy, zwłaszcza gdy człek napity [438]
[Закрыть]. W dzień i po trzeźwemu nie ma przyczyny bać się.
– A wszelakoś się bał? – rzekł Maćko.
– Bo mnie ten rycerz niespodzianie chycili [439]
[Закрыть]z mocą taką, że myślałem, iże nie człowiek.
Więc Jagienka poczęła się śmiać, że to oni wszyscy smolarza poczytali [440]
[Закрыть]za coś „paskudnego”, a smolarz ich. Śmiała się z nią razem i Anula Sieciechówna, aż Maćko rzekł:
– Jeszcze ci ślepia [441]
[Закрыть]nie obeschły po płakaniu za Hlawą, a teraz się już szczerzysz?
Więc Czech spojrzał na jej różaną twarz i widząc, że rzęsy ma jeszcze mokre, zapytał:
– Po mnieście płakali?
– Ej, nie! – odrzekła dziewczyna —jeno [442]
[Закрыть]się bałam, i tyla.
– Przecieście szlachcianka, a szlachciance wstyd. Pani wasza nie taka bojąca. Cóż się wam mogło złego przygodzić w dzień i między ludźmi?
– Mnie nic, ale wam.
– A powiadacie przecie, że nie po mnieście płakali?
– Bo nie po was.
– A zaś czemu?
– Ze strachu.
– A teraz się nie boicie?
– Nie.
– A zaś czemu?
– Boście wrócili.
Na to Czech spojrzał na nią z wdzięcznością, uśmiechnął się i rzekł:
– Ba, takim sposobem można by do jutra gadać. Okrutnieście chytrzy.
Ale ją było prędzej o wszystko inne niż o chytrość posądzić i Hlawa, który sam był pachołek przebiegły, rozumiał to dobrze. Rozumiał również, że dziewczyna lgnie do niego z każdym dniem więcej. Sam on miłował Jagienkę, ale tak jako poddany miłuje córkę króla, wiec z pokorą i czcią największą, a bez żadnej nadziei. Tymczasem podróż zbliżała go z Sieciechówną.
W czasie pochodów stary Maćko jechał zwykle w pierwszą parę z Jagienką, a on z Anulą, że zaś chłop był jak tur, a krew miał jak ukrop, więc gdy w czasie drogi spoglądał w jej jasne oczki, na płowe [443]
[Закрыть]kosmyki włosów, które nie chciały trzymać się pod pątlikiem [444]
[Закрыть], na całą postać smukłą a urodziwą, a zwłaszcza na cudne, jakby utoczone [445]
[Закрыть]nogi, obejmujące wronego [446]
[Закрыть]podjezdka [447]
[Закрыть], to ciarki przechodziły go od stóp do głów. Nie mógł też się wstrzymać od coraz częstszego i coraz bardziej łakomego spoglądania na te wszystkie doskonałości i mimo woli myślał, że gdyby diabeł zmienił się w takiego pachołka, to łatwo zdołałby go przywieść na pokuszenie.
A był to przy tym słodki jak miód pacholiczek, zarazem tak posłuszny, że tylko w oczy patrzył, i wesoły jak wróbel na dachu. Czasem dziwne myśli przychodziły Czechowi do głowy, i raz gdy przyzostali z Anulą nieco w tyle, przy jucznych koniach, zwrócił się nagle do niej i rzekł:
– Wiecie? tak tu wedle was jadę jako wilk wedle [448]
[Закрыть]jagnięcia.
A jej aż białe ząbki rozbłysły wraz od szczerego śmiechu.
– Chcielibyście mnie zjeść? – zapytała.
– Ba! z kosteczkami!
I spojrzał na nią takim wzrokiem, że spłonęła [449]
[Закрыть]pod nim, po czym zapadło między nimi milczenie i tylko serca biły im mocno, jemu z żądzy, jej z jakiejś słodkiej, odurzającej bojaźni.
Lecz początkowo żądza przemagała w Czechu całkiem nad tkliwością i mówiąc, iż patrzy na Anulkę jak wilk na jagnię, mówił prawdę. Dopiero tego wieczora, w którym ujrzał jej mokre od łez policzki i rzęsy, zmiękło w nim serce. Wydała mu się dobra i jakaś bliska, i jakaś swoja, że zaś i sam miał naturę uczciwą, a zarazem rycerską, nie tylko więc nie wzbił się w pychę i nie zhardział na widok tych słodkich łez, ale stał się nieśmielszy i więcej na nią uważający. Opuściła go dawna niefrasobliwość w mowie i choć jeszcze trochę dworował [450]
[Закрыть]przy wieczerzy z bojaźliwości dziewczyny, ale już inaczej, i przy tym służył jej tak, jak rycerski giermek obowiązany był służyć szlachciance. Stary Maćko, pomimo iż głównie myślał o jutrzejszej przeprawie i dalszej podróży, spostrzegł to jednak, ale pochwalił go tylko za górne [451]
[Закрыть]obyczaje, których jak mówił, musiał przy Zbyszku na dworze mazowieckim nabrać.
Po czym, zwróciwszy się do Jagienki, dodał:
– Hej! Zbyszko!… Ten ci się choć i u króla znajdzie!
Ale po owej służbie przy wieczerzy, gdy przyszło rozchodzić się na noc, Hlawa po ucałowaniu ręki Jagienki podniósł z kolei do ust i dłoń Sieciechówny, przy czym rzekł:
– Wy się nie tylko o mnie nie bójcie, ale i przy mnie niczego nie bójcie, bo ja was nikomu nie dam.
Po czym mężczyźni pokładli się w przodowej izbie, zaś Jagienka z Anulą w alkierzu [452]
[Закрыть]na jednym, ale szerokim i dobrze wymoszczonym tapczanie. Obie nie mogły jakoś prędko zasnąć, a zwłaszcza Sieciechówna kręciła się co chwila na drelichowym gieźle, więc po niejakim czasie Jagienka przysunęła do niej głowę i poczęła szeptać:
– Anula?
– A co?
– Bo… mi się tak zdaje, że ty okrutnie nawidzisz [453]
[Закрыть]tego Czecha… Jakoże?
Ale pytanie pozostało bez odpowiedzi, więc Jagienka znów poczęła szeptać:
– Przecie ja to rozumiem… Powiadaj…
Sieciechówna nie odpowiedziała i teraz, tylko przywarła ustami do policzka swej pani i poczęła ją raz po razu całować.
A biednej Jagience również raz po razu westchnienia jęły podnosić pierś dziewczęcą.
– Oj, rozumiem, rozumiem! – szepnęła tak cicho, że Anula zaledwie mogła ułowić uchem jej słowa.
Rozdział jedenastyNazajutrz po nocy mglistej, miękkiej przyszedł dzień wietrzny, chwilami jasny, chwilami z powodu chmur, które gnane wiatrem cwałowały stadami po niebie – posępny. Maćko kazał poruszać tabor [454]
[Закрыть]równo z brzaskiem. Smolarz, który podjął się przewodniczyć do Bud, twierdził, że konie wszędy [455]
[Закрыть]przejdą, ale wozy miejscami trzeba będzie rozbierać i przenosić je częściowo, również jak i łuby [456]
[Закрыть]z odzieżą i zapasami żywności. Nie mogło to przyjść bez wysiłku i mitręgi [457]
[Закрыть], ale hartowni i przywykli do trudu ludzie woleli trud największy niż gnuśny wypoczynek w pustej karczmie, z ochotą więc ruszyli w drogę. Nawet i bojaźliwy Wit, ośmielony słowy i obecnością smolarza [458]
[Закрыть], nie okazywał przestrachu.
Zaraz za karczmą weszli w wysokopienny, niepodszyty [459]
[Закрыть]bór, w którym przy zręcznym prowadzeniu koni można się było, nawet nie rozbierając wozów, między chojarami [460]
[Закрыть]wykręcić. Wicher chwilami ustawał, chwilami zrywał się z mocą niesłychaną, uderzał jakby olbrzymimi skrzydłami w konary gonnych sosen, przeginał je, wykręcał, wywijał nimi niby śmigami [461]
[Закрыть]wiatraka, łamał; bór giął się pod tym rozpętanym tchnieniem i nawet w przerwach między jednym a drugim uderzeniem nie przestawał huczeć i grzmieć jakby z gniewu na ową napaść i przemoc. Kiedy niekiedy chmury przesłaniały całkiem blask dzienny; siekło dżdżem [462]
[Закрыть]pomieszanym ze śnieżnymi krupami i czyniło się tak ciemno, jakby nastawała wieczorna pomroka. Wit tracił wówczas znowu ducha i wołał, iż to „złe zawzięło się i przeszkadza”, ale nikt go nie słuchał, nawet trwożliwa Anula nie brała do serca jego słów, zwłaszcza że Czech był tak blisko, iż mogła strzemieniem trącić o jego strzemię, patrzał zaś przed się tak zuchwale, jakby samego diabła chciał wyzwać na rękę.
Za borem wysokopiennym zaczynał się podszyty, a potem gąszcz, przez który nie można było przejechać. Tu musieli rozebrać wozy, ale uczynili to sprawnie i w mgnieniu oka. Koła, dyszle i przodki [463]
[Закрыть]przenieśli krzepcy pachołkowie na barkach, a także toboły i zapasy żywności. Było takiej złej drogi trzy stajania [464]
[Закрыть], jednakże zaledwie pod wieczór stanęli w Budach, gdzie smolarze przyjęli ich gościnnie i zapewnili, że Czarcim Wądołem, a ściślej biorąc wzdłuż niego, można było dostać się do miasta. Ludzie ci, zżyci z puszczą, rzadko widywali chleb i mąkę, ale nie przymierali głodem, gdyż wszelkich wędlin, a zwłaszcza wędzonych piskorzów [465]
[Закрыть], od których roiły się wszystkie błota, mieli w bród. Częstowali też nimi hojnie, wyciągając w zamian łakome ręce po placki. Były między nimi niewiasty i dzieci, wszystko czarne od smolistego dymu, a był także i jeden stary chłop, przeszło stuletni, który pamiętał rzeź Łęczycy dokonaną w 1331 roku i zupełne zburzenie miasta przez Krzyżaków. Maćko, Czech i dwie dziewczyny, jakkolwiek słyszeli takie samo niemal opowiadanie przeora [466]
[Закрыть]w Sieradzu, słuchali ciekawie i tego dziada, który siedząc przy ognisku i grzebiąc w nim, zdawał się odgrzebywać zarazem straszne wspomnienia swej młodości. Tak! w Łęczycy, równie [467]
[Закрыть]jak w Sieradzu, nie oszczędzono nawet kościołów i księży, a krew starców, niewiast i dzieci spłynęła po nożach zdobywców. Krzyżacy, wiecznie Krzyżacy! Myśli Maćka i Jagienki ulatywały ustawicznie ku Zbyszkowi, który przebywał właśnie jakoby w paszczy wilczej, wśród wrażego [468]
[Закрыть]plemienia nie znającego ni litości, ni praw gościnnych. Sieciechównie mdlało także serce, nie była bowiem pewna, czy w gonitwie za opatem nie przyjdzie im aż między tych okrutnych ludzi zajechać…
Lecz stary począł następnie opowiadać o bitwie pod Płowcami [469]
[Закрыть], która zakończyła najazd krzyżacki, a w której on brał udział z cepem żelaznym w ręku jako pacholik w piechocie wystawionej przez gminę kmiecą [470]
[Закрыть]. W tej to bitwie wyginął przecie cały niemal ród Gradów, więc Maćko znał dobrze wszelkie jej szczegóły, a jednak słuchał i teraz jak nowiny opowiadania o strasznym pogromie Niemców, gdy jak łan pod wichrem położyli się pod mieczami rycerstwa polskiego i króla Łokietka [471]
[Закрыть]potęgą…
– Ha! Jużci pamiętam – mówił dziad. – Naszli tę ziemię, popalili grody i zamki, ba! dzieci w kolebkach rzezali [472]
[Закрыть], ale im przyszło na czarny koniec. Hej! godna ci była bitwa. Ano! co przymknę oczy, to ono [473]
[Закрыть]pole widzę…
I przymknął oczy, i umilkł, z lekka tylko węgle we watrze poruszał, póki Jagienka, nie mogąc się dalszego opowiadania doczekać, nie spytała:
– Jakoż to było?
– Jakoż to było? – powtórzył dziad. – Pole pamiętam, jakobym tera [474]
[Закрыть]patrzył: były chruśniaki i w prawo młaka [475]
[Закрыть], i szmat rżyska [476]
[Закрыть]jakoby poletko niewielgie [477]
[Закрыть]. Ale po bitwie nie było widać ni chruśniaków [478]
[Закрыть], ni młaki, ni rżyska, jeno [479]
[Закрыть]żelaziwo wszędy, miecze, topory, dzidy i zbroje piękne, jedna na drugiej, jakoby kto całą świętą ziemię nimi przykrył… Nigdy ja tyla pobitego narodu na kupie nie widział i tyla krwi ludzkiej płynącej…
Pokrzepiło się [480]
[Закрыть]znowu tym wspomnieniem Maćkowe serce, więc rzekł:
– Prawda! Pan Jezus miłosierny! Ogarnęli oni wówczas to Królestwo jako pożoga [481]
[Закрыть]alibo zaraza. Nie tylko Sieradz i Łęczycę, ale i wiele innych miast napsowali [482]
[Закрыть]. I co? Jest nasz naród okrutnie żywięcy [483]
[Закрыть]i moc w sobie też ma niepożytą [484]
[Закрыть]. Choć ta i chycisz [485]
[Закрыть]go, krzyżacki psubracie, za grzdykę [486]
[Закрыть], zdławić go nie podolisz [487]
[Закрыть], jeszcze ci zęby wybije… Bo jeno patrzcie: król Kazimierz i Sieradz, i Łęczycę tak zacnie odbudował, że lepsze są, niż były, i zjazdy [488]
[Закрыть]się w nich po staremu odprawują [489]
[Закрыть], a Krzyżaków, jak ci sprali pod Płowcami, tak tam leżą i gniją. Daj Bóg zawdy taki koniec!
Stary chłop, słysząc te słowa, począł z początku kiwać głową na znak przytakiwania, lecz w końcu rzekł:
– Ponoś nie leżą i nie gniją. Kazał król nam piechocie po bitwie rowy kopać, i chłopy też przyszli z okolicy pomagać w robocie, aże łopaty warczały. Poukładaliśmy potem Niemców w rowach i przysypali na porządek, by się z nich jakoweś choróbska nie wylęgły, ale oni tam nie ostali.
– Jak to nie ostali? Cóż im się przygodziło [490]
[Закрыть]?
– Ja tam tego nie widział, jeno rzekę, jako ludzie potem prawili [491]
[Закрыть]. Nastała po bitwie wieja sroga, która trwała bez dwanaście niedziel [492]
[Закрыть], ale tylko nocami. W dzień słonko świeciło jako się patrzy, a w nocy wiater bez mała włosów ze łba nie zdzierał. To ci diabły całymi chmarami kotłowały się we wichurze, każden [493]
[Закрыть]z widłami, i co który nadleciał, to siup widłami w ziemię i Krzyżaka se wydobył, a potem do piekła poniósł. Słyszeli we Płowcach ludziska harmider taki, jakby psi stadami wyli, ale tego nie mogli wyrozumieć, czy to Niemcy wyli ze strachu a zaś żałości, czyli też diabły z wesela. Było tego, póki księża rowów nie poświęcili i póki ziem [494]
[Закрыть]na Nowy Rok nie zamarzła tak, że i widły nie brały.
Tu umilkł i po chwili dodał:
– Ale daj Bóg, panie rycerzu, taki koniec, jakoście mówili, bo chociaż ja tego nie dożyjem, ale tacy pachołeckowie, jako ci dwaj, dożyją i nie będą tego widzieli, na co oczy moje patrzyły.
To rzekłszy, począł przyglądać się Jagience, to Sieciechównie i dziwić się ich cudnym twarzom, i głową kręcić.
– Nikiej [495]
[Закрыть]mak we zbożu – rzekł. – Takich ja jeszcze nie widział.
W podobny sposób przegwarzyli [496]
[Закрыть]część nocy, potem pokładli się spać w budach na mchach miękkich jak puch, ciepłymi skórami pokrytych, a gdy sen mocny pokrzepił ich członki, ruszyli nazajutrz dobrze już za widna dalej. Droga wzdłuż wądołu [497]
[Закрыть]nie była wprawdzie zbyt łatwa, ale też i nie trudna, tak że jeszcze przed zachodem słońca ujrzeli zamek łęczycki. Miasto było na nowo z popiołów wzniesione, w części z czerwonej cegły, a nawet i z kamienia. Mury miało wysokie, wieżami bronne [498]
[Закрыть], kościoły jeszcze od sieradzkich wspanialsze. U dominikanów łatwo zasięgnęli wieści o opacie. Był, mówił, że mu lepiej, radował się nadzieją, że całkiem ozdrowieje, i przed kilku dniami wyruszył w dalszą drogę. Maćkowi nie chodziło już zbytnio o doścignięcie go w drodze, gdyż postanowił już wieźć obie dziewki aż do Płocka, gdzie i tak byłby je opat zawiózł, ale że mu pilno było do Zbyszka, więc zakłopotał się srodze inną nowiną: że już po opatowym wyjeździe rzeki tak wezbrały, iż całkiem nie można było jechać dalej. Dominikanie, widząc rycerza ze znacznym pocztem, któren [499]
[Закрыть], jak mówił, do księcia Ziemowita jechał, przyjęli i podejmowali ich gościnnie, a nawet opatrzyli [500]
[Закрыть]Maćka na drogę drewnianą, oliwną tabliczką, na której wypisana była po łacinie modlitwa do anioła Rafała, patrona podróżnych.
Przez dwa tygodnie trwał przymusowy pobyt w Łęczycy, przy czym jeden z giermków zamkowego starosty odkrył, że pachołkowie przejezdnego rycerza byli dziewczynami, i z miejsca zakochał się na umór w Jagience. Czech chciał go zaraz pozywać za to na udeptaną ziemię, ale że stało się to wigilią [501]
[Закрыть]wyjazdu, więc Maćko odradzał mu ten postępek.
Gdy wyruszyli w dalszą ku Płockowi drogę, wiatr osuszył nieco gościńce, bo jakkolwiek przychodziły dżdże [502]
[Закрыть]częste, ale jak zwykle wiosną trwały krótko. Były też ciepłe i duże, albowiem wiosna nastąpiła zupełna. Na polach świeciły w bruzdach jasne pasy wody, od zagonów dolatywał z powiewem mocny zapach mokrej ziemi. Bagna pokryły się kaczeńcem, w lasach zakwitły przylaszczki – i piegże [503]
[Закрыть]podnosiły między gałęziami świergot radosny. W serca podróżnych wstąpiła też nowa ochota i nadzieja, zwłaszcza że jechało im się dobrze i że po szesnastu dniach podróży stanęli u bram Płocka.
Ale przyjechali w nocy, gdy bramy grodu były już zamknięte, więc musieli nocować u tkacza za murami. Dziewczyny, poszedłszy spać późno, pospały się po trudach i niewygodach długiej podróży kamiennym snem. Maćko, którego żaden trud nie mógł obalić, nie chciał ich budzić, ale sam równo z otwarciem bram poszedł do miasta, łatwo odnalazł katedrę i dom biskupi, w którym pierwszą nowiną, którą usłyszał, była wiadomość, że opat zmarł przed tygodniem.
Zmarł przed tygodniem, ale wedle [504]
[Закрыть]ówczesnego zwyczaju odprawiano msze przy trumnie i stypy żałobne od dni sześciu, pogrzeb zaś miał nastąpić dziś dopiero, a po nim wspominki i stypa ostatnia dla uczczenia pamięci zmarłego.
Maćko od wielkiego frasunku [505]
[Закрыть]nawet się nie rozglądał po mieście, które zresztą znał nieco z tych czasów, gdy jeździł z listem księżny Aleksandry [506]
[Закрыть]do mistrza – tylko wracał co prędzej do domu tkacza za murami i po drodze mówił sobie:
– Ha, zmarło mu się i wieczny odpoczynek! Nie masz na to rady we świecie, ale co ja teraz z tymi dziewkami zrobię?
I począł się nad tym zastanawiać, czyby je lepiej u księżny Aleksandry zostawić, czy u księżny Anny Danuty [507]
[Закрыть], czy może do Spychowa wieźć. Bo nieraz przychodziło mu do głowy w czasie tej drogi, że gdyby się pokazało, iż Danuśka nie żyje, to nie wadziłoby [508]
[Закрыть], by Jagienka była blisko Zbyszka. Nie wątpił, że Zbyszko długo będzie tamtej, nad wszystkie inne umiłowanej, żałował i długo po niej płakał, ale nie wątpił też, że taka dziewczyna, tuż pod bokiem, zrobi swoje. Pamiętał, jak chłopaka, chociaż serce rwało mu się hen za bory i lasy na Mazowsze, ciągoty [509]
[Закрыть]jednak brały przy Jagience. Z tych powodów i wierząc przy tym głęboko, że Danuśka przepadła, myślał nieraz, by na wypadek śmierci opata nie odsyłać nigdzie Jagienki. Ale że był nieco łapczywy na ziemskie dobro, więc chodziło mu i o majętność po opacie. Opat gniewał się wprawdzie na nich i zapowiadał, że nic im nie zostawi, ale nuż ogarnęła go skrucha przed śmiercią? Że zapisał coś Jagience, to było pewne, bo nieraz odzywał się z tym w Zgorzelicach, więc przez Jagienkę mogłoby to i tak nie minąć Zbyszka. Chwilami brała też Maćka ochota zostać w Płocku, dowiedzieć się jak i co, i zająć się tą sprawą, ale wnet pokonywał w sobie takie myśli. „Ja tu będę – myślał – o majętność zabiegał, a mój chłopaczysko może tam do mnie z jakowego krzyżackiego podziemia ręce wyciąga i ratunku ode mnie czeka”. Była wprawdzie jedna rada: zostawić Jagienkę pod opieką księżny i biskupa z prośbą, by jej nie dali skrzywdzić, jeśli jej opat co zostawił. Ale rada ta nie całkiem podobała się Maćkowi. „Dziewczyna ma i tak – mówił sobie – wiano [510]
[Закрыть]zacne, jeśli zaś i po opacie odziedziczy, weźmie ją który Mazur, jak Bóg na niebie, a ona też długo nie wytrzyma, bo to jeszcze i nieboszczyk Zych powiadał, że już wtedy jako po węglach chodziła”. I zląkł się tej myśli stary rycerz, gdyż pomyślał, że w takim razie i Danusia, i Jagienka mogłyby Zbyszka ominąć, tego zaś nie chciał za nic na świecie.
– Którą mu Bóg przeznaczył, tę niech ma, ale jedną musi mieć.
Postanowił też w końcu przede wszystkim ratować Zbyszka, a Jagienkę, jeśli trzeba będzie się z nią rozstać, zostawić albo w Spychowie albo u księżny Danuty, nie zaś tu w Płocku, gdzie dwór był nierównie świetniejszy i pięknych rycerzy na nim niemało.
Obarczon tymi myślami, szedł wartkim [511]
[Закрыть]krokiem ku domowi tkacza, aby Jagience opatową śmierć oznajmić, w duchu zaś obiecywał sobie, że jej tego od razu nie powie, gdyż niespodziana a zła wieść łatwo dech by w dziewce zaprzeć i niepłodną ją potem uczynić mogła. Przybywszy do domu, zastał już obie ubrane, nawet przystrojone i wesołe jak gajówki, więc siadłszy na zydlu [512]
[Закрыть], zawołał na tkackich czeladników [513]
[Закрыть], by mu misę grzanego piwa przynieśli, po czym, nachmurzywszy surowe i bez tego oblicze, rzekł:
– Słyszysz, jako w mieście dzwonią? Zgadnijże, dlaczego dzwonią, boć przecie nie niedziela, a jutrznię [514]
[Закрыть]przespałaś. Chciałabyś widzieć opata?