Текст книги "Krzyżacy, tom drugi"
Автор книги: Henryk Sienkiewicz
Жанр:
Историческая проза
сообщить о нарушении
Текущая страница: 22 (всего у книги 36 страниц)
W Płocku Zbyszko i Maćko nie zastali nikogo z dworu, albowiem oboje księstwo [1649]
[Закрыть]razem z ośmiorgiem dzieci pojechali w odwiedziny do Czerska, dokąd ich zaprosiła księżna Anna Danuta [1650]
[Закрыть]. O Jagience dowiedzieli się od biskupa, że miała zostać w Spychowie przy Jurandzie aż do jego śmierci. Wiadomości te były im na rękę, bo i sami chcieli jechać do Spychowa. Maćko wysławiał przy tym bardzo poczciwość Jagienki, że wolała udać się do umierającego człowieka, który nie był nawet jej krewny, niż na zabawy czerskie, na których pląsów i wszelakiej ochoty [1651]
[Закрыть]nie mogło zabraknąć.
– Może też uczyniła to i dlatego, aby się z nami nie zminąć – mówił stary rycerz. – Nie widziałem jej już dawno i rad [1652]
[Закрыть]ją obaczę, gdyż wiem, że i ona dla mnie życzliwa. Musiała mi dziewka wyrosnąć – i pewno jeszcze gładsza [1653]
[Закрыть], niż była.
A Zbyszko rzekł:
– Odmieniła się okrutnie. Gładka była zawsze, ale pamiętałem ją prostą dziewką, a teraz to jej… choćby na pokoje królewskie.
– Tak że ci się odmieniła? Ba! ale to i stary ród tych Jastrzębców ze Zgorzelic, którzy się „Na gody!” czasu wojen wołają.
Nastała chwila milczenia, po czym znów ozwał się stary rycerz:
– Pewnie tak będzie, jakom ci mówił, że jej się zechce do Zgorzelic.
– Mnie i to dziwno było, że z nich wyjeżdżała.
– Bo chorego opata [1654]
[Закрыть]chciała doglądać, któren należytego starunku [1655]
[Закрыть]nie miał. Bała się przy tym Cztana i Wilka, a ja sam jej rzekłem, że przezpieczniej [1656]
[Закрыть]będzie braciom bez niej, niżeli przy niej.
– Wiera [1657]
[Закрыть], że nijak im było sieroty najeżdżać.
A Maćko zamyślił się.
– Ale czy się tam na mnie nie pomścili za to, żem ją wywiózł, i czy z Bogdańca choć jedno drewno zostało, Bóg raczy wiedzieć! Nie wiem też, czy wróciwszy, podołam im się obronić. Chłopy młode i krzepkie, a ja stary.
– Ej! to, to już chyba mówcie temu, kto was nie zna – odpowiedział Zbyszko.
Jakoż Maćko nie mówił tego zupełnie szczerze, chodziło mu bowiem o co innego, ale na razie machnął tylko ręką:
– Żebym był nie chorzał w Malborgu, no, to jeszcze! – rzekł. – Ale o tym w Spychowie pogadamy.
I nazajutrz po noclegu w Płocku ruszyli do Spychowa.
Dni były jasne, droga sucha, łatwa, a przy tym bezpieczna, gdyż z powodu ostatnich układów wstrzymali Krzyżacy rozboje na granicy. Zresztą dwaj rycerze należeli do takich podróżnych, którym i dla zbója lepiej się z dala pokłonić niż z bliska ich zaczepić, wiec podróż szła wartko [1658]
[Закрыть]i piątego dnia po wyjeździe z Płocka stanęli rankiem bez trudu w Spychowie. Jagienka, która była przywiązana do Maćka jak do najlepszego w świecie przyjaciela, witała go niemal tak, jakby witała ojca, a on, choć nie byle co mogło go poruszyć, rozrzewnił się jednak tą życzliwością kochanej dziewczyny – i gdy w chwilę później Zbyszko wypytawszy się o Juranda, poszedł do niego i do swojej „truchełki [1659]
[Закрыть]” – odetchnął stary rycerz głęboko i rzekł:
– Ano, kogo Bóg chciał wziąć, to wziął, a kogo chciał ostawić, to ostawił, ale tak myślę, że przecie skończone już te nasze mitręgi [1660]
[Закрыть]i te nasze wędrowania po różnych mierzejach [1661]
[Закрыть]i wertepach.
Po chwili zaś dodał:
– Hej! gdzie to nas Pan Jezus przez te ostatnie lata nie nosił!
– Ale was ręka boska piastowała [1662]
[Закрыть]– odrzekła Jagienka.
– Prawda, że piastowała, wszelako szczerze rzekłszy, czas już do dom.
– Trzeba nam tu zostać, póki Jurand żywie [1663]
[Закрыть]– rzekła dziewczyna.
– A jakoże z nim?
– Patrzy do góry i śmieje się; widać już raj ogląda, a w nim Danuśkę.
– Pilnujesz go?
– Pilnuję, ale ksiądz Kaleb powiada, że i anieli go pilnują. Wczoraj gospodyni tutejsza dwóch widziała.
– Powiadają – rzekł na to Maćko – że szlachcicowi najprzystojniej [1664]
[Закрыть]w polu [1665]
[Закрыть]umierać, ale tak jak Jurand kona, to i na łożu dobrze.
– Nie je nic, nie pije, jeno [1666]
[Закрыть]się cięgiem [1667]
[Закрыть]śmieje – rzekła Jagienka.
– Pójdźmy do niego. Zbyszko też tam musi być.
Ale Zbyszko krótko zabawił [1668]
[Закрыть]przy Jurandzie, który nikogo nie poznawał – i poszedł następnie do Danusinej trumny, do podziemia. Tam zabawił dopóty, dopóki stary Tolima nie przyszedł szukać go na posiłek. Wychodząc, zauważył przy blasku pochodni, że na trumnie pełno było wianuszków z chabru i z nagietków, a naokół wymieciona czysto polepa [1669]
[Закрыть]przytrząśnięta była tatarakiem, kaczeńcem i kwiatem lipowym, który roznosił woń miodową. Więc wezbrało w młodzianku na ten widok serce i zapytał:
– Któż to tak zdobi tę truchełkę?
– Panna ze Zgorzelic – odpowiedział Tolima.
Młody rycerz nie rzekł na to nic, ale w chwilę później, ujrzawszy Jagienkę, pochylił się nagle do jej kolan i objąwszy je, zawołał:
– Bógże ci zapłać za twoją poczciwość i za one kwiecie dla Danuśki.
I to rzekłszy, rozpłakał się rzewnie, a ona objęła mu rękoma głowę jak siostra, która pragnie kwilącego brata utulić, i rzekła:
– Oj, mój Zbyszku, rada by ja cię bardziej pocieszyć!
Po czym łzy obfite puściły się i jej z oczu.
Rozdział trzydziesty siódmyJurand umarł w kilka dni później. Przez cały tydzień odprawiał ksiądz Kaleb nabożeństwo nad jego ciałem, które nie psuło się wcale – w czym wszyscy cud Boży widzieli – i przez cały tydzień roiło się od gości w Spychowie. Potem przyszedł czas ciszy, jaki zwykle bywa po pogrzebach. Zbyszko chadzał do podziemia, a czasem też z kuszą do boru, z której zresztą nie strzelał do zwierza, jeno [1670]
[Закрыть]chodził w zapamiętaniu [1671]
[Закрыть], aż wreszcie pewnego wieczora przyszedł do izby, w której dziewczyny siedziały z Maćkiem i Hlawą – i niespodzianie rzekł:
– Posłuchajcie, co powiem! Nie płuży [1672]
[Закрыть]smutek nikomu, a przez to lepiej wam do Bogdańca i do Zgorzelic wracać niżeli tu w smutku siedzieć.
Nastało milczenie, wszyscy bowiem odgadli, że to będzie wielkiej wagi rozmowa – i dopiero po chwili ozwał się Maćko:
– Lepiej nam, ale i tobie lepiej.
Lecz Zbyszko potrząsnął swymi jasnymi włosami.
– Nie! – rzekł – wrócę, da Bóg, i ja do Bogdańca, ale teraz w inną mi trzeba drogę.
– Hej! – zawołał Maćko. – Mówiłem, że koniec, a tu nie koniec! Bójże ty się Boga, Zbyszku!
– Przecie wiecie, iżem ślubował.
– To to jest przyczyna? Nie masz [1673]
[Закрыть]Danuśki, nie masz i ślubowania. Śmierć cię od przysięgi zwolniła.
– Moja by mnie zwolniła, ale nie jej. Na rycerską cześć ja Bogu przysięgał! Jakoże chcecie? Na rycerską cześć!
Każde słowo o rycerskiej czci wywierało na Maćku jakby czarodziejski wpływ. W życiu, prócz przykazań boskich i kościelnych, niewielu się innymi kierował, ale natomiast tymi kilkoma kierował się niezachwianie.
– Ja ci nie mówię, żebyś przysięgi nie dotrzymał – rzekł.
– Jeno co?
– Jeno to, żeś młody i że na wszystko masz czas. Jedź teraz z nami; wypoczniesz – z żalu i boleści się otrząśniesz – a potem ruszysz, dokąd zechcesz.
– To już wam tak szczerze jak na spowiedzi powiem – odrzekł Zbyszko. – Jeżdżę, widzicie, gdzie trzeba, gadam z wami, jem i piję jak każdy człowiek, a sprawiedliwie mówię, że we wnątrzu [1674]
[Закрыть]i w duszy rady sobie nijakiej dać nie mogę. Nic, jedno smutek we mnie, nic, jedno boleść, nic, jedno te gorzkie śluzy [1675]
[Закрыть]– same mi z oczu płyną!
– To ci właśnie między obcymi będzie najgorzej.
– Nie! – mówił Zbyszko. – Bóg widzi, że do reszty bym skapiał [1676]
[Закрыть]w Bogdańcu. Kiedy wam mówię, że nie mogę, to nie mogę! Wojny mi trza, bo w polu łacniej [1677]
[Закрыть]przepomnieć [1678]
[Закрыть]. Czuję, że jak ślubu dokonam, jak onej [1679]
[Закрыть]zbawionej duszy będę mógł rzec: wszystkom ci spełnił, com przyobiecał – dopiero mnie popuści. A pierwej – nie! Nie utrzymalibyście mnie i na powrozie w Bogdańcu…
Po tych słowach stało się w izbie cicho, tak że słychać było muchy latające pod pułapem.
– Ma-li skapieć w Bogdańcu, to niech lepiej jedzie – ozwała się wreszcie Jagienka.
Maćko założył obie ręce na kark, jak miał zwyczaj czynić w chwilach wielkiego frasunku [1680]
[Закрыть], po czym westchnął ciężko i rzekł:
– Ej, mocny Boże!…
Jagienka zaś mówiła dalej:
– Zbyszku, ale ty przysięgnij, że jeżeli cię Bóg zachowa, to nie ostaniesz tutaj, jeno powrócisz do nas.
– Co bym nie miał wrócić! Jużci nie ominę Spychowa, ale tu nie ostanę.
– Bo – ciągnęła dalej cichszym nieco głosem dziewczyna – jeśli ci o tę truchełkę chodzi, to my ci ją zawieziem do Krześni…
– Jaguś! – zawołał z wybuchem Zbyszko.
I w pierwszej chwili uniesienia i wdzięczności padł jej do nóg.
Rozdział trzydziesty ósmyStary rycerz pragnął koniecznie towarzyszyć Zbyszkowi do wojsk księcia Witoldowych [1681]
[Закрыть], ale ów nie dał sobie nawet o tym mówić. Uparł się jechać sam, bez pocztu, bez wozów, z trzema tylko konnymi pachołkami, z których jeden miał wieźć spyżę [1682]
[Закрыть], drugi zbroję i ubiory, trzeci niedźwiedzie skóry do spania. Próżno Jagienka i Maćko błagali go, by wziął z sobą chociaż Hlawę, jako giermka wypróbowanej siły i wierności. Uparł się i nie chciał, mówiąc, że trzeba mu o tej boleści, która go toczy [1683]
[Закрыть], zapomnieć, a obecność giermka przypominałaby mu właśnie wszystko, co było i przeszło.
Ale jeszcze przed jego wyjazdem toczyły się ważne narady nad tym, co uczynić ze Spychowem. Maćko radził tę majętność sprzedać. Mówił, iż to jest ziemia nieszczęsna, która nikomu nie przyniosła nic prócz klęsk i niedoli. W Spychowie dużo było wszelakiego bogactwa, począwszy od pieniędzy aż do zbroi, koni, szat, kożuchów, drogich skór, kosztownych sprzętów i stad, więc Maćkowi chodziło w duszy o to, aby owym bogactwem wspomóc Bogdaniec, który milszy był mu od wszystkich innych ziem. Radzili tedy [1684]
[Закрыть]nad tym długo, ale Zbyszko żadną miarą nie chciał się zgodzić na sprzedaż.
– Jakoże mi – mówił – Jurandowe kości przedawać? Tak ci to mu się mam wypłacić za one dobrodziejstwa, którymi mię obsypał?
– Obiecaliśmy ci wziąć Danusiną truchłeczkę [1685]
[Закрыть]– odrzekł Maćko – możemy i Juranda ciało zabrać.
– Ba, on tu z ojcami, a bez ojców będzie mu się cniło [1686]
[Закрыть]w Krześni. Weźmiecie Danuśkę, to on tu ostanie z dala od dziecka, weźmiecie i jego, to tu ojce sami ostaną.
– Bo ty nie baczysz [1687]
[Закрыть], że Jurand w raju wszystkich co dzień ogląda, a ojciec Kaleb powiada, że on w raju – odpowiedział stary rycerz.
Ale ksiądz Kaleb, który był po stronie Zbyszka, rzekł:
– Dusza w raju, ale ciało na ziemi aż do dnia sądu.
Maćko zaś zastanowił się nieco i idąc dalej za własną myślą, dodał:
– Jużci, takiego chyba Jurand nie widzi, któren nie został zbawion, na to wszelako [1688]
[Закрыть]nie ma rady.
– Co tu wyroków boskich dochodzić! – odrzekł Zbyszko. – Ale i tego nie daj Bóg, aby tu obcy człek nad tymi świętymi prochami mieszkał. Lepiej tu wszystkich ostawię, a Spychowa nie przedam, choćby mi za niego księstwo dawali.
Po tych słowach wiedział już Maćko, że nie ma rady, bo znał uporczywość bratanka i wielbił ją w głębi duszy na równi ze wszystkim, co tylko w młodzianku było.
Więc po chwili rzekł:
– Prawda jest, że pod włos [1689]
[Закрыть]mi chłop mówi, ale w tym, co mówi, to praw [1690]
[Закрыть].
I zafrasował się [1691]
[Закрыть], bo jednakże nie wiedział, co czynić.
Ale Jagienka, która milczała dotychczas, wystąpiła z nową radą:
– Żeby tak znaleźć poczciwego człeka, co by tu rządził alibo dzierżawą Spychów wziął, to by była wyborna rzecz. Najsłuszniej by wydzierżawić, bo nijakich nie mielibyście kłopotów, jeno gotowy grosz [1692]
[Закрыть]. Może by Tolima?… Stary on jest i więcej się na wojnie niż na gospodarstwie rozumie, ale jeśli nie on, to może ojciec Kaleb?…
– Miła panno! – odpowiedział na to ksiądz Kaleb – obu nam z Tolimą ziemia się patrzy, ale ta, która nas pokryje, nie ta, po której chodzim.
I to rzekłszy, zwrócił się do Tolimy:
– Prawda, stary?
Więc Tolima ogarnął dłonią spiczaste ucho i zapytał:
– O co chodzi? – a gdy mu powtórzono głośniej, rzekł:
– Święta to prawda. Nie do gospodarstwa ja! Topór głębiej orze od pługa… Pana i dziecko to bym rad [1693]
[Закрыть]jeszcze pomścił…
I wyciągnął chude, lecz żylaste dłonie z zakrzywionymi na kształt szponów drapieżnego ptaka palcami, po czym zwracając swą siwą, podobną do wilczej głowę w stronę Maćka i Zbyszka dodał:
– Na Niemców, wasze moście, mnie weźcie – to moja służba!
I miał słuszność. Przysporzył on niemało bogactwa Jurandowi, ale tylko drogą wojny i łupu – nie gospodarstwem.
Więc Jagienka, która przez czas tej rozmowy namyślała się, co ma powiedzieć, rzekła znów:
– Tu by się patrzył [1694]
[Закрыть]człek młody, a nie bojący, bo zaś ściana [1695]
[Закрыть]krzyżacka obok; taki, powiadam, co by się przed Niemcami nie tylko nie chował, ale jeszcze ich szukał, więc tak myślę, że nie przymierzając Hlawa – w sam raz by się do tego nadawał…
– Obaczcie, jak to uradza! – rzekł Maćko, któremu, pomimo całej miłości do Jagienki, nie chciało się w głowie pomieścić, by w takiej sprawie zabierała głos niewiasta, a do tego dziewka przetowłosa [1696]
[Закрыть].
Ale Czech podniósł się z ławy, na której siedział, i rzekł:
– Bóg na mnie patrzy, że rad bym z panem Zbyszkiem na wojnę iść, bośmy już razem trocha Niemców wyłuskali – i jeszcze by się zdarzyło.– Ale jeśli mam zostawać, to bym tu został… Tolima mi przyjaciel i on mnie zna… Ściana krzyżacka obok, to i co? To właśnie! A obaczym, komu się somsiedztwo [1697]
[Закрыть]wpierw uprzykrzy! Miałbym się ja ich bać, to niech oni się mnie boją. Nie daj też, Panie Jezu, abym ja waszym mościom krzywdę w gospodarstwie czynił i k'sobie [1698]
[Закрыть]wszystko garnął. W tym panienka za mną poświadczy, bo wie, iżebym wolał sczeznąć [1699]
[Закрыть]sto razy niźli jej nierzetelne oczy pokazać… Na gospodarstwie tyle się znam, ilem się go w Zgorzelicach napatrzył, ale tak miarkuję [1700]
[Закрыть], że więcej tu trzeba toporem i mieczem niż pługiem gospodarzyć. I to wszystko wielce mi jest po myśli, jeno, że przecie, tak… niby tu zostać…
– To i co? – zapytał Zbyszko. – Czego się ociągasz?
A Hlawa zmieszał się wielce i tak dalej, zająkając się, mówił:
– Niby, że jak panienka odjedzie, to z nią i wszyscy odjadą. Wojować – dobrze i gospodarzyć też, ale tak samemu… bez nijakiej pomocy. Okrutnie by mi się tu cniło [1701]
[Закрыть]bez panienki i bez… tego, jako właśnie chciałem rzec… i jako że panienka nie sama jeździła po świecie… to jakby mi tu nikt nie pomógł… to nie wiem!
– O czym ten chłop gada? – spytał Maćko.
– Rozum macie bystry, a niceście nie pomiarkowali – odrzekła Jagienka.
– Bo co?
A ona zamiast odpowiedzi zwróciła się do giermka:
– A jakby tak Anula Sieciechówna z tobą ostała – wytrzymałbyś ?
Na to Czech grzmotnął się do jej nóg, aż kurz powstał z polepy [1702]
[Закрыть].
– I w piekle bym z nią wytrzymał! – zawołał obejmując jej stopy.
Zbyszko, usłyszawszy ten okrzyk, patrzał ze zdumieniem na giermka, gdyż poprzednio o niczym nie wiedział i niczego się nie domyślał, a Maćko dziwił się także temu w duszy, ile to niewiasta znaczy we wszystkich ludzkich sprawach i jak przez mą każda rzecz może się udać albo też zgoła chybić.
– Bóg łaskaw – mruknął – że już ja do nich nieciekaw.
Jednakże Jagienka, zwróciwszy się znów do Hlawy, rzekła:
– To teraz trzeba nam jeno wiedzieć, czy i Anula z tobą wytrzyma.
I zawołała Sieciechównę, a ta weszła, wiedząc lub domyślając się widocznie, o co chodzi, gdyż weszła z zasłonionymi ramieniem oczyma i z głową spuszczoną tak, że widać było tylko rozbiór jej jasnych włosów, które rozjaśniał jeszcze bardziej padający na nie promień słońca. Naprzód zatrzymała się przy odrzwiach, potem skoczywszy ku Jagience, padła przed nią na kolana i ukryła twarz w fałdach jej spódnicy.
A Czech klęknął koło niej i rzekł do Jagienki.
– Pobłogosławcie nas, panienko.
Rozdział trzydziesty dziewiątyNazajutrz nadeszła chwila odjazdu Zbyszka. On sam siedział wysoko na rosłym koniu bojowym, a swoi otaczali go dokoła. Jagienka, stojąc wedle [1703]
[Закрыть]strzemienia, wznosiła ku młodziankowi w milczeniu swe smutne niebieskie oczy, jakby chcąc przed rozstaniem napatrzyć się na niego do woli. Maćko razem z księdzem Kalebem przy drugim strzemieniu, a tuż obok giermek z Sieciechówną. On zwracał głowę to w jedną, to w drugą stronę, zamieniając z nimi takie krótkie słowa, jakie zwykle wypowiada sie przed długą podróżą: „Ostańcie zdrowi!” – „Niech cię Bóg prowadzi!” – „Czas już!” – „Hej, czas! czas!” Poprzednio już był pożegnał się ze wszystkimi i z Jagienką, którą pod nogi podjął, dziękując jej za życzliwość. A teraz, gdy spoglądał na nią z wysokiego rycerskiego siodła, miał ochotę powiedzieć jej jeszcze jakie dobre słowo, gdyż jej wzniesione oczy i twarz mówiły mu tak wyraźnie: „Wróć!” – że serce wzbierało mu rzetelną wdzięcznością.
I jak gdyby odpowiadając na tę jej niemą wymowę, rzekł:
– Jaguś, ku tobie jako ku siestrze [1704]
[Закрыть]rodzonej… Wiesz!… Nic więcej nie rzekę!
– Wiem. Bóg ci zapłać.
– I o stryjcu pamiętaj.
– I ty pamiętaj.
– Jużci, wrócę, jeśli nie zginę.
– Nie giń.
Raz już, w Płocku, gdy wspomniał o wyprawie, powiedziała mu tak samo: „Nie giń”, ale teraz słowa te wyszły z jeszcze większej głębi jej duszy i może dla ukrycia łez pochyliła się przy tym tak, że czoło jej dotknęło na chwilę kolana Zbyszka.
A tymczasem pachołkowie konni przy bramie trzymający juczne konie, gotowi już do drogi, poczęli śpiewać:
Nie zginie pierścień, złocisty pierścień
Nie zginie.
Kruk go odniesie, z pola odniesie
Dziewczynie.
– W drogę! – zawołał Zbyszko.
– W drogę.
– Boże cię prowadź! Matko Najświętsza!…
Zatętniły kopyta na drewnianym zwodzonym moście, jeden z koni zarżał przeciągle, inne poczęły parskać i orszak ruszył.
Ale Jagienka, Maćko, ksiądz, Tolima oraz Czech ze swą niewiastą i ci słudzy, którzy zostawali w Spychowie, wyszli na most i patrzyli na odjeżdżających. Ksiądz Kaleb żegnał ich krzyżem czas długi, aż gdy wreszcie znikli za wysokimi krzami [1705]
[Закрыть]olszyny, rzekł:
– Pod tym znakiem nie dosięgnie ich zła przygoda.
A Maćko dodał:
– Pewnie, ale i to też dobrze, że konie czyniły parskanie okrutne.
*
Lecz i oni nie zostali już długo w Spychowie. Po dwóch tygodniach załatwił stary rycerz sprawy z Czechem, który osiadł dzierżawą na majętności, sam zaś na czele długiego szeregu wozów otoczonych zbrojną czeladzią [1706]
[Закрыть]ruszył z Jagienką w stronę Bogdańca. Niezupełnie radzi [1707]
[Закрыть]patrzyli na owe wozy ksiądz Kaleb i stary Tolima, bo, prawdę rzekłszy, Maćko złupił trochę Spychów – ale ponieważ Zbyszko całkiem zdał na niego rządy – nikt nie śmiał mu się sprzeciwić. Zresztą byłby zabrał jeszcze więcej, gdyby go nie była hamowała Jagienka, z którą sprzeczał się wprawdzie, wydziwiając na „babskie rozumy” – ale której słuchał jednak prawie we wszystkim.
Trumny Danusinej nie wieźli jednak, gdyż skoro Spychów nie został sprzedany, Zbyszko wolał, aby została z ojcami.
Wieźli natomiast moc pieniędzy i różnych bogactw, w znacznej części złupionych swego czasu na Niemcach w rozlicznych bitwach, które stoczył z nimi Jurand. Toteż Maćko, spoglądając teraz na ładowne, pokryte rogożami [1708]
[Закрыть]wozy, radował się w duszy na myśl, jak wspomoże i urządzi Bogdaniec. Zatruwała mu jednak tę radość obawa, że Zbyszko może polec, ale znając sprawność rycerską młodzianka, nie tracił jednak nadziei, że wróci szczęśliwie, i z rozkoszą o tej chwili rozmyślał.
– Może to Bóg tak chciał – mówił sobie – żeby wpierw dostał Zbyszko Spychów, a potem Moczydoły i wszystko, co po opacie [1709]
[Закрыть]zostało? Niech jeno [1710]
[Закрыть]wróci szczęśliwie, to mu kasztel [1711]
[Закрыть]godny w Bogdańcu wystawię; a wtedy obaczym!…
Tu przypomniało mu się, że Cztan z Rogowa i Wilk z Brzozowej pewnie niezbyt mile go przyjmą i że może trzeba się będzie z nimi potykać, ale o to nie dbał, równie jak stary koń bojowy nie dba, gdy mu do bitwy iść przyjdzie. Zdrowie mu wróciło, czuł siłę w kościach i wiedział, że tym zabijakom, groźnym wprawdzie, ale nie mającym nijakiego ćwiczenia rycerskiego, łatwo da rady. Wprawdzie co innego mówił przed niedawnym czasem Zbyszkowi – mówił to jednak tylko dlatego, by go do powrotu skłonić.
„Hej! szczuka [1712]
[Закрыть]ja, a oni kiełbie [1713]
[Закрыть]– myślał – niech mi lepiej od głowy nie zachodzą!” Natomiast zaniepokoiło go co innego: Zbyszko Bóg wie kiedy oto wróci, a przy tym Jagienkę uważa całkiem tylko za siostrę. Nuż dziewka patrzy na niego też jak na brata i nuż nie zechce czekać na jego niepewny powrót?
Więc zwrócił się do niej i rzekł:
– Słuchaj, Jagna, nie mówię ja o Cztanie i Wilku, bo to grube chłopiska i nie dla ciebie. Tyś teraz dwórka!… Ale wedle tego [1714]
[Закрыть], że to roki ci są!… Już nieboszczyk Zych powiadał, że czujesz Bożą wolę, a to temu kilka lat… Bo ja tam wiem! Mówią, że jak dziewce za ciasno we wianuszku, to ci sama gotowa szukać takiego, co by jej go z głowy zdjął… Ma się rozumieć, że ni Cztan, ni Wilk… Ale jakoże miarkujesz [1715]
[Закрыть]?
– O co wy się pytacie?
– Nie wydasz-li ty się za kogo bądź?
– Ja?… Ja mniszką ostanę.
– Nie powiadaj byle czego! A jak Zbyszko wróci?
Ale ona potrząsnęła głową:
– Mniszką ostanę.
– No, a jakby cię pokochał? Jakby cię prosił okrutnie?
Na to dziewczyna odwróciła zarumienioną twarz do pola, ale wiatr, który właśnie od pola wiał, przyniósł Maćkowi cichą odpowiedź:
– To nie ostanę.