Текст книги "Krzyżacy, tom pierwszy"
Автор книги: Henryk Sienkiewicz
Жанр:
Историческая проза
сообщить о нарушении
Текущая страница: 8 (всего у книги 31 страниц)
– Może u Danuśki?
– Bogdać tam. Dziewka coraz zdrowsza. Pójdę do niego jeszcze jutro do dnia[593]
[Закрыть]. Powiadają, że po jego spowiedzi to ci zbawienie tak pewne, jakobyś je miał w torbie.
Zbyszko siadł, wsparł łokcie na kolanach i pochylił głowę tak, że włosy całkiem mu pokryły oblicze. Stary wpatrywał się w niego przez czas długi, wreszcie począł z cicha wołać:
– Zbyszku! Zbyszku!
Chłopak podniósł twarz raczej rozdrażnioną i pełną chłodnej zawziętości niż zbolałą.
– A co?
– Słuchajże pilnie, bom może co i znalazł.
To rzekłszy, przysunął się blisko i począł prawie szeptać:
– Słyszałeś ty o księciu Witoldzie[594]
[Закрыть], jako drzewiej[595]
[Закрыть], uwięzion przez dzisiejszego naszego króla w Krewie[596]
[Закрыть], wyszedł z więzienia w niewieścim przebraniu. Niewiasta tu żadna za ciebie nie ostanie, ale bierz mój kubrak, bierz kaptur i wychodź – rozumiesz. A nuż się nie postrzegą. I pewno. Za drzwiami ciemno. W oczy nie będą ci świecić. Widzieli mnie wczoraj, jakom wychodził, i żaden ani spojrzał. Cicho bądź i słuchaj: znajdą mnie jutro – i co? Utną mi głowę? To ci im będzie pociecha, kiedy mnie i tak za dwie lub trzy niedziele śmierć pisana. A ty, jak stąd wyjdziesz, siadaj na konia i prosto do kniazia[597]
[Закрыть] Witolda ruszaj. Przypomnisz mu się, pokłonisz, to cię przyjmie i będzie ci u niego jak u Pana Boga za piecem. Tu ludzie gadają, że wojska kniaziowe zniesione przez Tatarów. Nie wiadomo, czy prawda, ale może być, bo nieboszczka królowa tak prorokowała. Jeśli prawda, to tym bardziej będzie kniaź rycerzy potrzebował i rad cię obaczy. Ty zasię trzymaj się go, bo nie masz na świecie lepszej służby. Przegra-li inszy król wojnę, to już po nim, a w kniaziu Witoldzie taka obrotność, że po przegranej jeszcze się czyni potężniejszy. I hojny jest, a naszych miłuje okrutnie. Powiedz mu wszystko, jako było. Powiedz, żeś chciał na Tatary z nim iść, aleś nie mógł, boś w wieży siedział. Bóg da, że cię obdarzy ziemią, chłopami – i rycerzem będzie cię pasował, i do króla się za tobą wstawi. Dobry to orędownik – obaczysz! – co?
Zbyszko słuchał w milczeniu, Maćko zaś jakby podniecony własnymi słowami mówił dalej:
– Nie ginąć tobie za młodu, ale do Bogdańca wracać. A jak wrócisz, zaraz masz żonę brać, żeby nasz ród nie zginął. Dopiero jak dzieci napłodzisz, możesz Lichtensteina na śmierć pozwać, ale przedtem waruj mi się[598]
[Закрыть] od szukania pomsty, bo nużby cię postrzelili gdzie w Prusach tak jako mnie – to by już nie było nijakiej rady. Bierzże teraz kubrak, bierz kaptur i ruszaj w imię Boże.
To rzekłszy, Maćko wstał i począł się rozdziewać – lecz Zbyszko podniósł się także, zatrzymał go i rzekł:
– Nie uczynię ja tego, czego ode mnie chcecie, tak mi pomagaj Bóg i Święty Krzyż.
– Czemu? – spytał ze zdumieniem Maćko.
– Bo nie uczynię.
A Maćko aż pobladł ze wzruszenia i gniewu.
– Bogdajeś ty się był nie rodził.
– Mówiliście już kasztelanowi – rzekł Zbyszko – iże swoją głowę za moją oddajecie.
– Skąd wiesz?
– Powiadał mi pan z Taczewa.
– To i co z tego?
– Co z tego? A cóż wam kasztelan rzekł, że hańba by spadła na mnie i na cały nasz ród. Zali nie większa by jeszcze hańba była, gdyby ja stąd uciekł, a was tu na pomstę prawu zostawił?
– Na jaką pomstę? Co mnie prawo uczyni, kiedy ja i tak zamrę? Miejże rozum, na miłosierdzie Boże!
– A toć tym bardziej. Niechże mnie Bóg pokarze, jeśli ja was starego i chorego tu opuszczę. Tfu! hańba…
Nastało milczenie; słychać było tylko ciężki, rzężący oddech Maćka – i nawoływania łuczników stojących na straży przy bramach. Na dworze uczyniła się już noc głęboka…
– Słuchaj – ozwał się wreszcie Maćko złamanym głosem – nie była hańba kniaziowi Witoldowi uciekać tak z Krewa – nie będzie i tobie…
– Hej! – odrzekł z pewnym smutkiem Zbyszko – wiecie! kniaź Witold, wielki kniaź: ma ci koronę z rąk królewskich, bogactwo i panowanie – a ja, ubogi ślachcic – jeno cześć…
Po chwili zaś zawołał jakby z nagłym wybuchem gniewu:
– A to nie rozumiecie, że was takoż miłuję i że waszej głowy za swoją nie dam?
Na to Maćko podniósł się na chwiejnych nogach, wyciągnął przed się ręce – i choć natury ówczesnych ludzi twarde były, jakby je kowano[599]
[Закрыть] z żelaza – ryknął nagle rozdzierającym głosem:
– Zbyszku!…
A następnego dnia pachołcy sądowi poczęli zwozić na rynek belki na rusztowanie, które miało być wzniesione naprzeciw głównej bramy ratusza.
Księżna jednakże naradzała się jeszcze z Wojciechem Jastrzębcem[600]
[Закрыть], ze Stanisławem ze Skarbimierza i z innymi uczonymi kanonikami, biegłymi zarówno w prawie pisanym i obyczajowym. Zachęcały ją do tych usiłowań słowa kasztelana, który oświadczył, że gdyby mu znaleziono „prawo alibo pozór”, nie omieszkałby Zbyszka uwolnić. Radzono więc długo i gorliwie, czyby nie można czegoś znaleźć, a chociaż ksiądz Stanisław przygotował Zbyszka na śmierć i dał mu Ostatnie Sakramenta, jednakże prosto z podziemia wrócił raz jeszcze na naradę, która trwała niemal do świtu.
Tymczasem nadszedł dzień egzekucji. Od rana tłumy ściągały na rynek, gdyż głowa szlachcica większą budziła ciekawość niż zwykła, a do tego pogoda uczyniła się cudna. Między kobietami rozeszła się też wieść o młodzieńczym wieku i nadzwyczajnej piękności skazanego, więc cała droga wiodąca od zamku zakwitła jak kwiatami od całych gromad strojnych mieszczanek; w oknach na rynku i w wystających przystawkach widać też było czepce, złote i aksamitne czołka lub przetowłose[601]
[Закрыть] głowy dziewcząt, zdobne tylko wieńcami z róż i lilij. Rajcy[602]
[Закрыть] miejscy, choć sprawa właściwie do nich nie należała, wyszli wszyscy dla dodania sobie powagi i ustawili się w pobliżu rusztowania tuż za rycerstwem, które chcąc okazać swoje współczucie młodzieńcowi, stanęło gromadnie najbliżej pomostu. Za nimi pstrzył się tłum, złożony z pomniejszych kupców i rzemieślników w barwach cechowych. Żaki[603]
[Закрыть] i w ogóle dzieci, wypychane w tył, krążyły jak uprzykrzone muchy wśród tłumu wdzierając się wszędzie, gdzie ukazało się choć trochę wolnego miejsca. Nad ową zbitą masą głów ludzkich widniał pomost pokryty nowym suknem, na którym stało trzech ludzi: jeden kat, barczysty i groźny Niemiec przybrany w czerwony kubrak i takiż kaptur, z ciężkim, obosiecznym mieczem w ręku – i dwóch jego pachołków z obnażonymi ramionami i powrozami u pasów. U nóg ich stal pień i trumna obita również suknem. Na wieżach Panny Marii biły dzwony, napełniając miasto spiżowym dźwiękiem i płosząc stada kawek i gołębi. Ludzie patrzyli to na drogę wiodącą z zamku, to na pomost i sterczącego na nim kata z pałającym w słonecznym blasku mieczem, to wreszcie na rycerzy, na których zawsze z chciwością i szacunkiem spoglądali mieszczanie. Tym razem było zaś na co patrzeć, gdyż najsławniejsi stanęli w kwadrat koło rusztowania. Podziwiano więc szerokość ramion i powagę Zawiszy Czarnego[604]
[Закрыть], jego kruczy włos spadający na ramiona – podziwiano krępą, kwadratową postać oraz pałączaste[605]
[Закрыть] nogi Zyndrama z Maszkowic[606]
[Закрыть] i olbrzymi, nadludzki niemal wzrost Paszka Złodzieja z Biskupic[607]
[Закрыть], i groźną twarz Bartosza z Wodzinka – i urodę Dobka z Oleśnicy, który w Toruniu pokonał na turnieju dwunastu rycerzy niemieckich – i Zygmunta z Bobowy, który podobnie wsławił się z Węgrami w Koszycach – i Krzona z Kozichgłów, i strasznego w ręcznym spotkaniu Lisa z Targowiska, i Staszka z Charbimowic, który konia w biegu doganiał. Powszechną uwagę zwracał także Maćko z Bogdańca swoją wybladłą twarzą, podtrzymywany przez Floriana z Korytnicy i Marcina z Wrocimowic[608]
[Закрыть]. Sądzono powszechnie, iż jest to ojciec skazanego.
Ale największą ciekawość wzbudzał Powała z Taczewa[609]
[Закрыть], który stojąc w pierwszym szeregu trzymał w swych potężnych ramionach Danusię, przybraną całkiem biało, z zielonym rucianym wianuszkiem na jasnych włosach. Ludzie nie rozumieli, co to znaczy i dlaczego ta biało ubrana dzieweczka ma patrzeć na egzekucję skazanego. Jedni mówili sobie, że to siostra, inni odgadywali w niej panią myśli młodego rycerza, ale i ci nie umieli sobie wytłumaczyć ani jej ubioru, ani obecności przy pomoście. Natomiast we wszystkich sercach widok jej podobnej do rumianego jabłuszka, ale zalanej łzami twarzy – budził współczucie i wzruszenie. W zbitych tłumach ludu poczęto szemrać na nieugiętość kasztelana, na surowość prawa – i szemrania owe przechodziły stopniowo w pomruk wprost groźny – a wreszcie tu i ówdzie jęły podnosić się głosy, że gdyby zburzono rusztowanie, egzekucja musiałaby być odłożona.
Tłum ożywił się i rozkołysał. Podawano sobie z ust do ust, że gdyby król był obecny, byłby niewątpliwie ułaskawił młodzianka, który, jak zapewniano, nie dopuścił się żadnej winy.
Ale wszystko ucichło, gdy dalekie okrzyki oznajmiły zbliżanie się łuczników i halebardników[610]
[Закрыть] królewskich, między którymi szedł skazany. Jakoż wkrótce orszak pojawił się na rynku. Pochód otwierało bractwo pogrzebowe, przybrane w czarne, do ziemi sięgające opończe i takież zasłony na twarzach z powycinanymi otworami na oczy. Lud bał się tych posępnych postaci i na ich widok umilkł. Za nimi szedł oddział kuszników, złożony z doborowych Litwinów, przybranych w łosiowe niewyprawne kubraki. Był to oddział gwardii królewskiej. Z tyłu orszaku widać było halebardy[611]
[Закрыть] drugiego oddziału, w środku zaś, między pisarzem sądowym, który miał czytać wyrok, a księdzem Stanisławem ze Skarbimierza, niosącym krucyfiks[612]
[Закрыть], szedł Zbyszko.
Wszystkie oczy zwróciły się teraz na niego i ze wszystkich okien i przystawek wychyliły się niewieście postacie. Zbyszko szedł przybrany w swą zdobyczną białą jakę[613]
[Закрыть], haftowaną w złote gryfy i zdobną złotą frędzlą u dołu – i w tym świetnym stroju wydawał się oczom tłumów jakowymś książątkiem albo pacholęciem z wielkiego domu. Ze wzrostu, z barków, widnych pod obcisłym ubraniem, z tęgich ud i szerokich piersi wydawał się być mężem całkiem dojrzałym, ale nad tą postawą męża wznosiła się głowa dziecinna prawie i twarz młoda, z pierwszym meszkiem nad ustami – i zarazem cudna – twarz królewskiego pazia ze złotym włosem, uciętym równo nad brwiami, a puszczonym długo na ramiona. Szedł krokiem równym i sprężystym, ale z czołem pobladłym. Chwilami patrzył na tłum jakby nieco przez sen, chwilami wznosił oczy ku wieżom kościelnym, ku stadom kawek i ku rozkołysanym dzwonom, które wydzwaniały mu ostatnią godzinę; chwilami wreszcie odbijało mu się na twarzy jakby zdziwienie, że te dźwięki i szlochania niewieście, i cała ta uroczystość, to wszystko dla niego. Na rynku ujrzał wreszcie z daleka pomost i na nim czerwoną sylwetkę kata. Wówczas drgnął i przeżegnał się – ksiądz zaś w tejże chwili podał mu krucyfiks[614]
[Закрыть] do pocałowania. O kilka kroków dalej padł mu pod nogi pęk chabrów rzucony przez młodą dziewczynę z ludu. Zbyszko schylił się, podniósł go, a następnie uśmiechnął się do dziewczyny, która wybuchnęła głośnym płaczem. Lecz on pomyślał widocznie, że wobec tych tłumów i wobec niewiast powiewających chustkami z okien trzeba umrzeć odważnie i zostawić po sobie przynajmniej pamięć „dzielnego chłopa”, więc wytężył całą odwagę i wolę, nagłym ruchem odrzucił w tył włosy, podniósł głowę jeszcze wyżej i szedł hardo, tak prawie, jak idzie zwycięzca po skończonych rycerskich gonitwach, gdy go prowadzą po nagrodę. Posuwali się jednak zwolna, gdyż tłum był przed nimi coraz większy i niechętnie ustępujący. Próżno kusznicy litewscy, idący w pierwszym szeregu, wołali co chwila: „Eyk szalin! Eyk szalin!” (precz z drogi!). Nie chciano się domyślać, co znaczą te słowa – i czyniło się coraz ciaśniej. Jakkolwiek ówczesne mieszczaństwo krakowskie składało się w dwóch trzecich z Niemców – jednakże naokół rozlegały się groźne klątwy przeciw Krzyżakom: „Hańba! hańba! niechby sczezły te krzyżowe wilki, jeśli dzieci gwoli[615]
[Закрыть] im będą tu wytracać! Wstyd dla króla i Królestwa!” Litwini widząc opór, zdjąwszy napięte kusze z ramion, poczęli spoglądać spode łbów na lud, nie śmieli jednak szyć w gęstwę bez rozkazu. Lecz kapitan wysłał naprzód halebardników, halebardami bowiem łatwiej było torować sobie drogę, i w ten sposób dotarli aż do rycerzy stojących w kwadrat koło rusztowania.
Ci rozstąpili się bez oporu. Pierwsi weszli halebardnicy, za nimi szedł Zbyszko z księdzem i pisarzem. Lecz wówczas stało się to, czego się nikt nie spodziewał. Oto nagle spomiędzy rycerzy wystąpił Powała z Danusią na ręku i krzyknął: „Stój!”, tak grzmiącym głosem, iż cały orszak zatrzymał się jak wkopany w ziemię. Ni kapitan, ni nikt z żołnierzy nie chciał sprzeciwić się panu i pasowanemu rycerzowi, którego codziennie widywano w zamku, a nieraz w poufnych z królem rozmowach. Wreszcie i inni, również znamienici, poczęli wołać rozkazującymi głosami: „Stój! stój!” – pan z Taczewa zaś zbliżył się do Zbyszka i podał mu biało ubraną Danusię.
Ów mniemając, że to pożegnanie, chwycił ją, objął i przycisnął do piersi – lecz Danusia, zamiast przytulić się do niego i zarzucić mu na szyję rączęta, zerwała co prędzej ze swych jasnych włosów, spod rucianego wianka, białą zasłonę i owinęła w nią całkiem głowę Zbyszka, a jednocześnie poczęła wołać z całej siły rozpłakanym dziecinnym głosem:
– Mój ci jest! mój ci jest!
– Jej ci jest! – powtórzyły potężne głosy rycerzy. – Do kasztelana!
Odpowiedział im podobny do grzmotu krzyk ludu: „Do kasztelana! do kasztelana!” Spowiednik podniósł oczy w górę, zmieszał się pisarz sądowy, kapitan i halebardnicy opuścili broń, albowiem wszyscy zrozumieli, co się stało.
Był stary, polski i słowiański obyczaj, mocny jak prawo, znany na Podhalu, w Krakowskiem, a nawet i w innych krajach, że gdy na prowadzonego na śmierć chłopca rzuciła niewinna dziewka zasłonę na znak, że chce za niego wyjść za mąż, tym samym zbawiała go od śmierci i kary. Znali ów obyczaj rycerze, znali kmiecie, znał polski lud miejski – a słyszeli o jego mocy i Niemcy, z dawniejszych czasów w grodach i miastach polskich zamieszkali. Stary Maćko też aż zesłabł na ten widok ze wzruszenia, rycerze odsunąwszy wnet kuszników, otoczyli Zbyszka i Danusię; wzruszony i rozradowany lud krzyczał coraz potężniej: „Do kasztelana! do kasztelana!” Tłumy ruszyły się nagle, na kształt olbrzymich wełn[616]
[Закрыть] morskich. Kat i pomocnicy zbiegli co prędzej z pomostu. Uczyniło się zamieszanie. Dla wszystkich stało się jasnym, że gdyby Jaśko z Tęczyna chciał się teraz oprzeć uświęconemu obyczajowi, w mieście wszcząłby się groźny rozruch. Jakoż ława ludzka rzuciła się zaraz na rusztowanie. W mgnieniu oka ściągnięto sukno i rozerwano je w kawałki, potem belki i deski, ciągnięte silnymi rękoma lub rąbane toporami, poczęły uginać się, trzeszczeć, pękać – i w kilka pacierzy później na rynku nie zostało śladu z pomostu.
A Zbyszko, wciąż trzymając Danusię na ręku, wracał na zamek, ale tym razem jak prawdziwy zwycięzca-tryumfator. Naokół niego bowiem szli z radosnymi twarzami pierwsi rycerze Królestwa, a z boków, z przodu i z tyłu tłoczyły się tysiące kobiet, mężczyzn i dzieci krzycząc wniebogłosy, śpiewając, wyciągając ręce ku Danusi i sławiąc obojga męstwo i urodę. Z okien białe ręce bogatych mieszczek biły im oklaski, wszędzie widać było oczy zalane łzami radości. Deszcz wianuszków różanych, liliowych, deszcz wstążek, a nawet złocistych przepasek i pątlików[617]
[Закрыть] padał szczęśliwemu młodziankowi pod nogi, a on, rozpromieniony jak słońce, z sercem przepełnionym wdzięcznością, podnosił co chwila w górę swoją białą panienkę, czasem całował jej w uniesieniu kolana, a ten widok rozczulał do tego stopnia mieszczki, że niektóre rzucały się w objęcia swoim kochankom oświadczając, że byle zasłużyli na śmierć – zostaną także uwolnieni. I Zbyszko, i Danusia stali się jakby ukochanymi dziećmi rycerzy, mieszczan i pospolitego tłumu. Stary Maćko, którego wiedli wciąż pod ręce Florian z Korytnicy i Marcin z Wrocimowic, odchodził niemal od zmysłów z radości i zarazem ze zdumienia, że taki środek ratunku dla bratanka nawet mu do głowy nie przyszedł. Powała z Taczewa opowiadał wśród ogólnego wrzasku swym potężnym głosem rycerzom, jako ów sposób wymyślili, a raczej przypomnieli na naradach z księżną Wojciech Jastrzębiec[618]
[Закрыть] i Stanisław ze Skarbimierza, biegli w prawie pisanym i obyczajowym – rycerze zaś dziwili się jego prostocie, mówiąc między sobą, że chyba dlatego nikt inny o owym obyczaju nie pamiętał, iż w mieście przez Niemców zamieszkanym z dawna już nie był praktykowany.
Wszystko jednak zależało jeszcze od kasztelana. Rycerze i lud pociągnęli na zamek, w którym pod niebytność króla mieszkał pan krakowski[619]
[Закрыть] – i zaraz pisarz sądowy, ksiądz Stanisław ze Skarbimierza, Zawisza, Farurej, Zyndram z Maszkowic i Powała z Taczewa udali się do niego, aby przedstawić moc obyczaju i przypomnieć, jako sam mówił, iż gdyby znalazł „prawo alibo pozór” – to wnet by skazanego uwolnił. A czyż mogło być lepsze prawo nad starodawny obyczaj, którego nie łamano nigdy? Pan z Tęczyna odpowiedział wprawdzie, że więcej się do prostego ludu i do podhalskich[620]
[Закрыть] zbójników ów obyczaj stosuje niż do szlachty, ale zbyt on sam był biegłym we wszelakim zakonie[621]
[Закрыть], aby mógł siły jego nie uznać. Przykrywał przy tym srebrną brodę dłonią i uśmiechał się pod palcami, bo widocznie był rad. Wreszcie wyszedł na niski krużganek, mając przy sobie księżnę Annę Danutę, kilku duchownych i rycerzy.
Zbyszko ujrzawszy go, podniósł znów w górę Danusię – a on położył zgrzybiałą rękę na jej złotych włosach, chwilę ją trzymał – a potem skinął poważnie i dobrotliwie sędziwą głową.
Zrozumiano ten znak i aż mury zamkowe zatrzęsły się od okrzyków. „Pomagaj ci Bóg! żyj długo, sprawiedliwy panie! żyj i sądź nas!” – wołano ze wszystkich stron. Potem nowe okrzyki wzniosły się dla Danusi i Zbyszka, a w chwilę później oboje, wszedłszy na krużganek, padli do nóg dobrej księżnie Annie Danucie, której Zbyszko zawdzięczał życie, ona to bowiem obmyśliła z uczonymi sposób i nauczyła Danusię, co ma robić.
– Niech żywie[622]
[Закрыть] młoda para! – zawołał na widok klęczących Powała z Taczewa.
– Niech żywie! – powtórzyli inni.
A sędziwy kasztelan zwrócił się do księżny i rzekł:
– Już też, miłościwa księżno, zrękowiny[623]
[Закрыть] muszą być zaraz, bo ów obyczaj tak każe.
– Zrękowiny uczynię zaraz – odpowiedziała z rozpromienioną twarzą dobra pani – ale pokładzin[624]
[Закрыть] bez ojcowej woli Juranda ze Spychowa nie dopuszczę.
U kupca Amyleja Maćko i Zbyszko naradzali się nad tym, co czynić. Stary rycerz spodziewał się rychłej śmierci, a że przepowiadał mu ją także znający się na ranach franciszkanin o. Cybek, więc chciał wracać do Bogdańca, aby być pochowanym wedle[625]
[Закрыть] ojców na cmentarzu w Ostrowiu.
Nie wszyscy jednak ojce tam leżeli. Był to niegdyś liczny ród. Czasu wojen zwoływali się okrzykiem: „Grady!”, w herbie zaś – mieniąc się[626]
[Закрыть] lepszymi od innych włodyków, którym nie zawsze przysługiwało prawo herbu – nosili Tępą Podkowę. Roku 1331, w bitwie pod Płowcami[627]
[Закрыть], siedmdziesięciu czterech wojowników z Bogdańca wystrzelali na bagnie kusznicy niemieccy, ocalał tylko jeden, Wojciech, przezwiskiem Tur, któremu król Władysław Łokietek[628]
[Закрыть] po pogromie Niemców potwierdził osobnym przywilejem herb i ziemie bogdanieckie. Tamtych kości bielały odtąd na polach płowieckich, Wojciech zaś wrócił do domowych pieleszy, lecz po to tylko; by całkowitą zgubę rodu swego oglądać.
Albowiem, podczas gdy mężowie z Bogdanca ginęli pod strzałami Niemców, zbójnicy-rycerze z pobliskiego Śląska napadli na ich gniazdo[629]
[Закрыть], spalili do cna osadę, ludność wysiekli lub uprowadzili w niewolę po to, by ją sprzedać w odległe kraje niemieckie. Wojciech został sam jeden w starym domostwie, które ocalało od ognia, jako dziedzic obszernych, ale pustych ziem, poprzednio do całego włodyczego rodu należących. W pięć lat później ożenił się i spłodziwszy dwóch synów, Jaśka i Maćka – od tura w lesie na łowach zabit.
Synowie rośli pod opieką matki, Kachny ze Spalenicy, która w dwóch wyprawach pomściła na śląskich Niemcach dawne krzywdy, w trzeciej zaś poległa. Jaśko, doszedłszy do lat[630]
[Закрыть], pojął w małżeństwo Jagienkę z Mocarzewa, z którą spłodził Zbyszka. Maćko zaś, pozostawszy w stanie bezżennym, pilnował majętności i synowca, o ile pozwalały mu na to wyprawy wojenne.
Lecz gdy w czasie wojny domowej Grzymalitów z Nałęczami [631]
[Закрыть]spalono po raz drugi chałupy w Bogdańcu i rozproszono kmieciów,[632]
[Закрыть] samotny Maćko próżno usiłował go na nowo dźwignąć. Nabiedziwszy się lat niemało, zastawił wreszcie ziemię krewnemu opatowi[633]
[Закрыть], sam zaś z małym jeszcze Zbyszkiem pociągnął na Litwę przeciw Niemcom.
Nigdy on jednak nie tracił z oczu Bogdańca. Na Litwę pociągnął właśnie dlatego, by wzbogaciwszy się łupami, z czasem powrócić, wykupić ziemię, zaludnić ją jeńcami, odbudować gródek i osadzić na nim Zbyszka. Teraz też, po szczęśliwym ocaleniu młodzianka, o tym tylko myślał i nad tym naradzał się z nim u kupca Amyleja.
Ziemię mieli za co wykupić. Z łupów, z okupów, które składali wzięci przez nich do niewoli rycerze, i z darów Witolda[634]
[Закрыть] zebrali zapasy dość znaczne. Szczególnie dużą korzyść przyniosła im owa walka na śmierć z dwoma rycerzami fryzyjskimi[635]
[Закрыть]. Same zbroje, które po nich wzięli, stanowiły w owych czasach prawdziwą majętność, prócz zbroi zaś wzięli przecie wozy, konie, ludzi, szaty, pieniądze i cały bogaty sprzęt wojenny. Wiele z tych łupów nabył teraz kupiec Amylej, a między innymi dwie sztuki cudnego flandryjskiego[636]
[Закрыть] sukna, które przezorni i możni Fryzyjczycy mieli z sobą na wozach. Maćko przedał także kosztowną zdobyczną zbroję mniemając, że wobec bliskiej śmierci na nic mu się już nie przyda. Płatnerz[637]
[Закрыть], który ją nabył, odprzedał ją na drugi dzień Marcinowi z Wrocimowic[638]
[Закрыть] herbu Półkoza z zyskiem znacznym, gdyż pancerze pochodzenia mediolańskiego ceniono wówczas nad wszystkie w świecie.
Zbyszkowi też żal było tej zbroi z całej duszy.
– Jeśli wam Bóg wróci zdrowie – mówił do stryja – gdzie taką drugą znajdziecie?
– Tam, gdziem i tę znalazł, na jakowym innym Niemcu – odpowiedział Maćko. – Ale już ja się śmierci nie wywinę. Żeleźce[639]
[Закрыть] się mi między żebrami rozszczepiło i szczebrzuch[640]
[Закрыть] ostał we mnie. Com go zmacał i chciałem pazurami wyciągnąć, tom go jeno głębiej zapychał. A teraz nijakiej rady nie ma.
– Niedźwiedziego sadła by wam się saganek jeden i drugi napić!
– Ba! Ojciec Cybek mówi też, że dobrze by było, bo może by się jako drzazga wyślizgła. Ale skąd tu dostanę? W Bogdańcu jeno by topór wziął, a pod barcią[641]
[Закрыть] na noc przykucnął!
– To i trza do Bogdańca. Tylko mi tam gdzie w drodze nie zamrzyjcie.
Stary Maćko spojrzał z pewnym rozczuleniem na bratanka.
– Wiem ja, gdzie by ci się chciało: na dwór księcia Janusza[642]
[Закрыть] albo do Juranda ze Spychowa, chełmińskich Niemców najeżdżać.
– Tego się nie zaprę[643]
[Закрыть]. Razem z dworem księżny rad bym do Warszawy albo do Ciechanowa pojechał, a to z przyczyny, by jako najdłużej być z Danuśką. Nijak mi teraz bez niej, bo to nie tylko moja pani, ale i moje miłowanie. Tak ci ją rad widzę, że jak o niej pomyślę, to aż mnie ciągoty biorą. Pójdę ja za nią choćby na kraj świata, ale teraz pierwsze moje prawo to wy. Nie opuściliście mnie, to ja i was nie opuszczę. Jak do Bogdańca, to do Bogdańca!
– Toś dobry chłop – rzekł Maćko.
– Bóg by mnie skarał, gdyby ja był dla was inny. Obaczcie, że już wozy ładują, a jeden kazałem sianem dla was wymościć. Amylejówna podarowała też pierzynę zacną, jeno nie wiem, czy na niej od gorąca wyleżycie. Pojedziemy wolno razem z księżną i dworem, żeby wam starunku nie zbrakło. Potem oni nawrócą na Mazowsze, a my do siebie – i pomagaj Bóg!
– Niechbym tyle pożył, by gródek na nowo wznieść – rzekł Maćko – bo to wiem, że po mojej śmierci niewiele ty będziesz o Bogdańcu myślał.
– Co nie miałbym myśleć!
– Bo ci będą w głowie bitki i kochanie.
– A wam to nie była w głowie wojna? Właśnie, żem sobie już całkiem wymiarkował[644]
[Закрыть], co mam czynić – i pierwsza rzecz gródek z dębiny mocnej zbudujem, a rowem każemy okopać na porządek[645]
[Закрыть].
– Także myślisz? – spytał zaciekawiony Maćko. – No, a jak gródek stanie?… Gadaj!
– Jak gródek stanie, dopieroż na dwór książęcy do Warszawy albo do Ciechanowa pojadę.
– Po mojej śmierci?
– Jeśli prędko zamrzecie, to po waszej śmierci, ale wprzód[646]
[Закрыть] was godnie pochowam; a jeśli Pan Jezus da wam zdrowie, to w Bogdańcu ostaniecie. Mnie księżna[647]
[Закрыть] obiecała, że tam pas rycerski od księcia dostanę. Inaczej nie chciałby się ze mną Lichtenstein potykać.
– To potem do Malborga wyruszysz?
– Do Malborga albo choćby na kraj świata, byle tylko Lichtensteina dostać.
– Tego ci nie przyganię. Twoja śmierć albo jego!
– Już ja wam jego rękawicę i pas do Bogdańca przywiozę – nie bójcie się!
– Jeno się strzeż zdrady. U nich o zdradę łatwo.
– Pokłonię się księciu Januszowi, żeby posłał po glejt[648]
[Закрыть] do mistrza. Teraz jest spokój. Pojadę za glejtem do Malborga, a tam zawsze gości rycerstwa kupa. To wiecie? – naprzód Lichtenstein, a potem będę upatrywał, którzy pawie czuby na hełmach mają – i po kolei ich wyzywał. Boga mi! zdarzy-li Pan Jezus zwycięstwo, to zarazem i ślub spełnię.
Tak mówiąc, Zbyszko uśmiechał się do swoich własnych myśli, przy czym twarz miał zupełnie pacholęcia[649]
[Закрыть], które zapowiada, jakich to czynów rycerskich dokona, gdy dorośnie.
– Hej! – rzekł kiwając głową Maćko – żebyś ty trzech rycerzy ze znakomitych rodów pokonał, to nie tylko byś ślub spełnił, ale jaki byś sprzęt po nich wziął – miły Boże!
– Co to trzech! – zawołał Zbyszko. – Już ja w więzieniu powiedziałem sobie, że nie będę Danuśce skąpił. Ile palców u rąk – nie trzech!
Maćko wzruszył ramionami.
– Dziwujcie się albo i nie wierzcie – rzekł Zbyszko – a ja przecie z Malborga do Juranda ze Spychowa pojadę. Jakże mu się nie pokłonić, kiedy to Danuśkowy ojciec? I z nim będziem chełmińskich Niemców najeżdżali. Samiście przecie mówili, że większego wilkołaka na Niemców nie masz na całym Mazowszu.
– A jak ci Danuśki nie da?
– Miałby nie dać! On swojej pomsty szuka, ja swojej. Kogóż lepszego sobie upatrzy? Wreszcie, skoro księżna na zrękowiny[650]
[Закрыть] pozwoliła, to i on się nie przeciwi.
– Już ja jedno miarkuję – rzekł Maćko – że ty wszystkich ludzi z Bogdańca zabierzesz, żeby poczet mieć, jako się rycerzowi patrzy, a ziemia ostanie bez rąk. Póki będę żyw, to nie dam, ale po mojej śmierci, już widzę, że zabierzesz.
– Pan Bóg mi poczet obmyśli, a przecie i Janko z Tulczy krewniak, więc nie poskąpi.
A wtem drzwi się otworzyły, i jakby na dowód, że Pan Bóg Zbyszkowi poczet obmyśli, weszło dwóch ludzi, czarniawych, krępych, przybranych w żółte, podobne do żydowskich kaftany, w czerwone krymki[651]
[Закрыть] i w niezmiernie szerokie hajdawery[652]
[Закрыть]. Ci, stanąwszy we drzwiach, poczęli przykładać palce do czoła, do ust, do piersi i zarazem bić pokłony aż do ziemi.
– Cóż to za odmieńcy? – zapytał Maćko. – Coście za jedni?
– Niewolnicy wasi – odpowiedzieli polskim łamanym językiem przybysze.
– A to jak? skąd? kto was tu przysłał?
– Przysłał nas pan Zawisza w darze młodemu rycerzowi, abyśmy niewolnikami jego byli.
– O dla Boga! dwóch chłopów więcej! – zawołał z radością Maćko. – A z jakiego narodu?
– My Turki.
– Turki? – powtórzył Zbyszko. – Będę miał dwóch Turków w poczcie. Widzieliście kiedy Turków?
I skoczywszy ku nim, począł ich okręcać dłońmi i oglądać jak osobliwe zamorskie stworzenia. Maćko zaś rzekł:
– Widzieć, nie widziałem, alem słyszał, że pan z Garbowa[653]
[Закрыть] ma w służbie Turków, których pobrał, wojując nad Dunajem u cesarza rzymskiego Zygmunta[654]
[Закрыть]. Jakże to? toście, psubraty, poganie?
– Pan kazał się ochrzcić – rzekł jeden z jeńców.
– A wykupić się nie mieliście za co?
– My z daleka, z azjatyckiego brzegu, z Brussy[655]
[Закрыть].
Zbyszko, który chciwie zawsze słuchał wszelkich opowiadań wojennych, a zwłaszcza gdy chodziło o czyny przesławnego Zawiszy z Garbowa, począł wypytywać ich, jakim sposobem dostali się do niewoli. Ale w opowiadaniach jeńców nie było nic nadzwyczajnego: Zawisza napadł ich kilkudziesięciu przed trzema laty w wąwozie, częścią wytracił, częścią pochwytał – i wielu potem rozdarował. Zbyszkowi i Maćkowi serca zalewały się radością na widok tak znakomitego daru, zwłaszcza że o ludzi było w owych czasach trudno i posiadanie ich stanowiło prawdziwy majątek.
Tymczasem po chwili nadszedł i sam Zawisza w towarzystwie Powały i Paszka Złodzieja z Biskupic[656]
[Закрыть]. Ponieważ wszyscy oni pracowali nad ocaleniem Zbyszka i radzi byli, że udało im się tego dokazać, przeto każdy składał mu jakowyś dar na pożegnanie i pamiątkę. Hojny pan z Taczewa dał mu kropierz[657]
[Закрыть] na konia, szeroki, bogaty, obszyty na piersiach frędzlą złotą. Paszko zaś miecz węgierski, wartości kilku grzywien[658]
[Закрыть]. Nadeszli potem Lis z Targowiska, Farurej[659]
[Закрыть] i Krzon z Kozichgłów z Marcinem z Wrocimowic[660]
[Закрыть], a na ostatku przyszedł Zyndram z Maszkowic[661]
[Закрыть] – każdy z pełnymi rękoma.
Zbyszko witał ich z wezbranym sercem, podwójnie uszczęśliwiony – i z darów, i z tego, że najsławniejsi w Królestwie rycerze okazują mu przyjaźń. Oni zaś wypytywali go o odjazd i o zdrowie Maćka radząc, jako ludzie doświadczeni, choć młodzi, rozmaite maście i driakwie[662]
[Закрыть] cudownie rany gojące.
Lecz Maćko polecał im jeno[663]
[Закрыть] Zbyszka, sam zaś wybierał się na tamten świat. Trudno żyć z żelazną drzazgą pod żebrami. Skarżył się też, że ustawicznie krwią spluwa i jeść nie może. Kwarta wyłuskanych orzechów, dwie piędzie[664]
[Закрыть] kiełbasy, misa jajecznicy – ot i całe jego dzienne jedzenie. Ojciec Cybek puszczał mu krew[665]
[Закрыть] kilkakrotnie, myśląc, że w ten sposób odciągnie mu gorączkę spod serca i wróci ochotę do jadła – ale i to nie pomogło.
Był jednak tak uradowany z darów dla bratanka, że w tej chwili czuł się zdrowszym, i gdy kupiec Amylej kazał dla uczczenia tak znakomitych gości przynieść do izby baryłkę z winem – zasiadł razem z nimi do kielicha. Poczęto rozmawiać o ocaleniu Zbyszka i o jego zrękowinach[666]
[Закрыть] z Danuśką. Rycerze nie wątpili, iż Jurand ze Spychowa nie będzie się chciał sprzeciwić woli księżny, zwłaszcza jeśli Zbyszko pomści pamięć jej matki i ślubowane pawie czuby zdobędzie.
– Jeno[667]
[Закрыть] co do Lichtensteina – rzekł Zawisza – nie wiemy, czy ci będzie chciał stanąć, gdyż jest zakonnik, a do tego i jeden ze starostów w Zakonie. Ba! powiadali ludzie z jego orszaku, że byle doczekał, to i wielkim mistrzem z czasem zostanie.
– Jeśli walki odmówi, to cześć utraci – ozwał się Lis z Targowiska.
– Nie – odpowiedział Zawisza – gdyż nie jest rycerz świecki, zakonnikom zaś nie wolno do pojedynczej walki[668]
[Закрыть] stawać.
– A przecież często bywa, że stają.