Текст книги "Konrad Wallenrod"
Автор книги: Adam Mickiewicz
Жанр:
Поэзия
сообщить о нарушении
Текущая страница: 3 (всего у книги 4 страниц)
Dżuma za nimi w ślad biegła;
Z gór Alpuhary nim się wywlekli
Reszta ich wojska poległa.
*
«Tak to przed laty mścili się Maurowie:
Wy chcecie wiedzieć o zemście Litwina?…
Cóż? jeśli kiedy uiści się w słowie,
I przyjdzie mieszać zarazę do wina…
Ale nie – o nie! – dziś inne zwyczaje,
Książę Witołdzie: dziś litewskie pany
Przychodzą własne oddawać nam kraje
I zemsty szukać na swój lud znękany!
Przecież nie wszyscy… o! nie, na Peruna!
Jeszcze są w Litwie… jeszcze wam zaśpiewam…
Precz mi z tą lutnią!… zerwała się struna,
Nie będzie pieśni!… ale się spodziewam,
Że kiedyś będą… Dziś… zbytnie puchary…
Zanadto piłem… Cieszcie się i bawcie…
A ty Al… manzor, precz mi z oczu stary!
Precz mi z Albanem!… samego zostawcie».
Rzekł i niepewną powracając drogą,
Znalazł swe miejsce, na krzesło się rzucił,
Jeszcze coś groził; uderzywszy nogą
Stół z pucharami i winem wywrócił.
Na koniec osłabł, głowa się schyliła
Na poręcz krzesła; wzrok po chwili gasnął
I drżące usta piana mu okryła,
I zasnął.
Rycerze chwilę w zadumieniu stali.
Wiedzą o smutnym nałogu Konrada,
Że gdy się winem zbytecznie zapali,
W dzikie zapały, w bezprzytomność wpada,
Ale na uczcie – publiczna sromota! —
Przy obcych ludziach, w bezprzykładnym gniewie!
Kto go podniecił? Gdzie ów wajdelota?…
Wymknął się z ciżby i nikt o nim nie wie.
Były powieści, że Halban przebrany
Litewską piosnkę Konradowi śpiewał:
Że tym sposobem znowu chrześcijan
Przeciw pogaństwu do wojny zagrzewał.
Ale skąd w Mistrzu tak nagłe odmiany?
Za co się Witołd tak srodze rozgniewał?
Co znaczy Mistrza dziwaczna ballada?…
Każdy w domysłach nadaremnie bada.
V
Wojna
Wojna
[99]
. Już Konrad hamować nie zdoła
Zapędów ludu i nalegań rady;
Dawno już cały kraj o pomstę woła
Za Litwy napaść i Witołda zdrady.
Witołd, co wsparcia u Zakonu żebrał
Dla odzyskania wileńskiej stolicy,
Teraz po uczcie, gdy wieści odebrał,
Że wkrótce ruszą w pole Krzyżownicy,
Zmienił zamiary, nową przyjaźń zdradził
I swych rycerzy tajnie uprowadził.
W zamki Teutonów, leżące po drodze,
Wszedł z wymyślonym od Mistrza rozkazem,
A potem, oręż wydarłszy załodze,
Wszystko wyniszczył ogniem i żelazem.
Zakon i wstydem, i gniewem zagrzany,
Krzyżową wojnę podniósł na pogany.
Wychodzi bulla: morzem, lądem płyną
Nieprzeliczone wojowników roje;
Możni książęta, z wasalów drużyną,
Czerwonym krzyżem ozdabiają zbroje;
A każdy na to swe życie poślubił,
Aby pogaństwo ochrzcił – lub wygubił.
Poszli ku Litwie: i cóż tam sprawili?
Jeśliś ciekawy, wynidź na okopy,
Spojrzyj ku Litwie, gdy się dzień nachyli:
Zobaczysz łunę, co niebieskie stropy
Krwawym płomieni ruczajem obleje.
Oto są wojen napastniczych dzieje;
Łacno je skreślić: rzeź, grabież, pożoga
I blask, co głupie rozwesela zgraje,
A w którym mędrzec z bojaźnią uznaje
Głos, wołający o pomstę do Boga.
Wiatry pożogę coraz dalej niosły,
Rycerze dalej w głąb Litwy zabiegli,
Słychać, że Kowno, że Wilno oblegli;
W końcu ustały i wieści, i posły.
Już w okolicy nie widać płomieni
I niebo coraz dalej się czerwieni.
Darmo Prusacy z podbitej krainy
Brańców i mnogich łupów wyglądają;
Darmo ślą częstych gońców po nowiny:
Spieszą się gońcy, i – nie powracają.
Srogą niepewność gdy każdy tłumaczy,
Rad by doczekać chociażby rozpaczy.
Minęła jesień. Zimowe zamieci
Huczą po górach, zawalają drogi:
I znowu z dala na niebiosach świeci
Północne zorze? czy wojny pożogi?
Coraz widoczniej razi blask płomieni,
I niebo coraz bliżej się czerwieni.
Z Maryjenburga lud patrzy ku drodze.
Już widać z dala: kopie się przez śniegi
Kilku podróżnych… Konrad! Nasi wodze!…
Jakże ich witać? zwycięzce? czy zbiegi?
Gdzie reszta pułków?… Konrad wzniósł prawicę,
Pokazał dalej ciżbę rozproszoną:
Ach, sam ich widok zdradził tajemnicę!…
Biegą bezładnie, w zaspach śniegu toną;
Walą się, depcą jak podłe owady
W ciasnym naczyniu ginące pospołu;
Pną się po trupach, nim nowe gromady
Dźwignionych
[100]
znowu potrącą do dołu.
Ci jeszcze wleką odrętwiałe nogi;
Ci w biegu nagle przystygli do drogi,
Lecz ręce wznoszą i, stojące trupy,
Wskazują w miasto jak podróżne słupy.
Lud wybiegł z miasta strwożony, ciekawy,
Lękał się zgadnąć i o nic nie pytał,
Bo całe dzieje nieszczęsnej wyprawy
W oczach i twarzach rycerzy wyczytał.
Nad ich oczyma mroźna śmierć wisiała.
Harpija głodu ich lica wyssała.
Tu słychać trąby litewskiej pogoni,
Tam wicher toczy kłąb śniegu po błoni,
Opodal wyje chuda psów gromada,
A nad głowami krążą kruków stada.
Wszystko zginęło, Konrad wszystkich zgubił!…
On, co z oręża takiej nabył chwały,
On, co się dawniej roztropnością chlubił:
W ostatniej wojnie lękliwy, niedbały,
Witołda chytrych sideł nie dostrzegał,
A oszukany, chęcią zemsty ślepy,
Zagnawszy wojsko na litewskie stepy,
Wilno tak długo, tak gnuśnie oblegał!…
Kiedy strawiono dobytki i plony,
Gdy głód niemieckie nawiedzał obozy,
A nieprzyjaciel wkoło rozproszony
Niszczył posiłki, przecinał dowozy,
Codziennie z nędzy marły Niemców krocie,
Czas było szturmem położyć kres wojny,
Albo o rychłym zamyślać odwrocie:
Wtenczas Wallenrod ufny i spokojny
Jeździł na łowy albo w swym namiocie
Zamknięty knował tajemne układy
I wodzów nie chciał przypuszczać do rady.
I tak w zapale wojennym ostygnął,
Że ludu swego niewzruszony łzami,
Miecza na jego obronę nie dźwignął:
Z założonymi na piersiach rękami,
Cały dzień dumał lub z Halbanem gadał…
Tymczasem zima nawaliła śniegi
I Witołd, świeże zebrawszy szeregi,
Oblegał wojsko, na obóz napadał…
O, hańbo w dziejach mężnego Zakonu! —
Wielki mistrz pierwszy uciekł z pola bitwy!…
Zamiast wawrzynów i sutego plonu,
Przywiózł wiadomość o zwycięstwach Litwy!…
Czyście widzieli, gdy z tego pogromu
Wojsko upiorów prowadził do domu?…
Ponury smutek czoło jego mroczy,
Robak boleści wywijał się z lica,
I Konrad cierpiał – ale spojrzyj w oczy:
Ta wielka, na pół otwarta źrenica,
Jasne z ukosa miotała pociski,
Niby kometa grożący
[101]
wojnami,
Co chwila zmienna, jak nocne połyski,
Którymi szatan podróżnego mami,
Wściekłość i radość połączając razem,
Błyszczała jakimś szatańskim wyrazem!
Drżał lud i szemrał. Konrad nie dbał o to;
Zwołał na radę niechętnych rycerzy;
Spojrzał, przemówił, skinął – o sromoto!
Słuchają pilnie i każdy mu wierzy,
W błędach człowieka widzą sądy Boga:
Bo kogóż z ludzi nie przekona – trwoga?
*
Stój, dumny władco! Jest sąd i na ciebie!…
W Maryjenburgu wiem ja loch podziemny:
Tam, gdy noc miasto w ciemnościach zagrzebie.
Schodzi na radę trybunał tajemny
[102]
.
Tam jedna lampa na podniebiu sali
I w dzień, i w nocy się pali;
Dwanaście krzeseł koło tronu stoi,
Na tronie ustaw księga tajemnicza,
Dwunastu sędziów, każdy w czarnej zbroi;
Wszystkich maskami zamknięte oblicza,
W lochach od gminnej ukryli się zgrai,
A larwą
[103]
jeden przed drugim się tai.
Wszyscy przysięgli dobrowolnie, zgodnie,
Karać potężnych swoich władców zbrodnie,
Nazbyt gorszące lub ukryte światu.
Skoro ostatnia uchwała zapadnie,
I rodzonemu nie przepuszczą bratu;
Każdy powinien gwałtownie lub zdradnie,
Na potępionym dopełnić wyroku:
Sztylety w ręku, rapiery u boku.
Jeden z maskowych zbliżył się do tronu
I stojąc z mieczem przed księgą zakonu,
Rzekł: «Straszliwi sędziowie!
Już nasze podejrzenie stwierdzone dowodem:
Człowiek, co się Konradem Wallenrodem zowie,
Nie jest Wallenrodem.
Kto on jest? – nie wiadomo. Przed dwunastu laty
Nie wiedzieć skąd przyjechał w nadreńskie krainy.
Kiedy hrabia Wallenrod szedł do Palestyny,
Był w orszaku hrabiego, nosił giermka szaty.
Wkrótce rycerz Wallenrod gdzieś bez wieści zginął;
Ów giermek, podejrzany o jego zabicie,
Z Palestyny uszedł skrycie,
I ku hiszpańskim brzegom zawinął.
Tam w potyczkach z Maurami dał męstwa dowody
I na turniejach mnogie pozyskał nagrody:
A wszędzie pod imieniem Wallenroda słynął.
Przyjął na koniec zakonnika śluby
I został Mistrzem – dla Zakonu zguby.
Jak rządził, wszyscy wiecie. Tej ostatniej zimy,
Kiedy z mrozem i głodem, i z Litwą walczymy,
Konrad jeździł samotny w lasy i dąbrowy,
I tam miewał z Witołdem tajemne rozmowy.
Szpiegowie moi dawno śledzą jego czynów,
Wieczorem pod narożną skryli się wieżycą;
Nie pojęli, co Konrad mówił z pustelnicą:
Lecz, sędziowie, on mówił – językiem Litwinów!…
Zważywszy, co nam tajnych sądów posły
Niedawno o tym człowieku doniosły
I o czym świeżo mój szpieg donosi,
I wieść już ledwie nie publiczna
[104]
głosi:
Sędziowie, ja na Mistrza zaskarżenie kładę
O fałsz, zabójstwo, herezyję, zdradę».
Tu oskarżyciel przed zakonu księgą
Ukląkł i wsparłszy na krucyfiks rękę,
Prawdę doniesień zatwierdził przysięgą
Na Boga i na Zbawiciela mękę.
Umilkł. Sędziowie sprawę roztrząsają:
Lecz nie ma głosów ni cichej rozmowy:
Ledwie rzut oka lub skinienie głowy
Jakąś głęboką, groźną myśl wydają.
Każdy z kolei zbliżał się do tronu,
Ostrzem sztyletu, na księdze Zakonu
Karty przerzucał, prawa cicho czytał,
O zdanie tylko sumienia zapytał,
Osądził, rękę do serca przykłada —
I wszyscy zgodnie zawołali: «biada»!
I trzykroć echem powtórzyły mury:
«Biada»! W tym jednym, jednym tylko słowie
Jest cały wyrok. Pojęli sędziowie:
Dwanaście mieczów podnieśli do góry
Wszystkie zmierzone – w jedną pierś Konrada,
Wyszli w milczeniu, a jeszcze raz mury
Echem za nimi powtórzyły: «biada!»…
VI
Pożegnanie
Zimowy ranek; wichrzy się i śnieży.
Wallenrod leci śród wichrów i śniegów;
Zaledwie stanął u jeziora brzegów,
Woła i mieczem bije w ściany wieży:
«Aldono» – woła – «żyjemy, Aldono!
Twój miły wraca, wypełnione śluby,
Oni zginęli, wszystko wypełniono».
Pustelnica
«Alf?… To głos jego!… Mój Alfie, mój luby!
Jakże! już pokój? ty powracasz zdrowo?
Już nie pojedziesz?»
Konrad
«O! na miłość Boga,
O nic nie pytaj!… Słuchaj, moja droga,
Słuchaj i pilnie zważaj każde słowo.
Oni zginęli… Widzisz te pożary?
Widzisz? To Litwa w kraju Niemców broi!…
Przez lat sto Zakon ran swych nie wygoi.
Trafiłem w serce stugłowej poczwary;
Strawione skarby, źródła ich potęgi,
Zgorzały miasta, morze krwi wyciekło…
Jam to uczynił; dopełnił przysięgi —
Straszniejszej zemsty nie wymyśli piekło!
Ja więcej nie chcę – wszak jestem człowiekiem!…
Spędziłem młodość w bezecnej obłudzie,
W krwawych rozbojach… Dziś, schylony wiekiem,
Zdrady mię nudzą; niezdolnym do bitwy;
Już dosyć zemsty – i Niemcy są ludzie!
Bóg mię oświecił.Ja powracam z Litwy;
Ja owe miejsca, twój zamek widziałem,
Kowieński zamek… już tylko ruiny…
Odwracam oczy, przelatuję cwałem,
Biegę do owej, do naszej doliny:
Wszystko jak dawniej!… Też laski, te kwiaty;
Wszystko jak było owego wieczora,
Gdyśmy dolinę żegnali przed laty:
Ach! mnie się zdało, że to było wczora!…
Kamień, pamiętasz ów kamień wyniosły,
Co niegdyś naszych przechadzek był celem?
Stoi dotychczas: tylko mchem zarosły,
Ledwiem go dostrzegł, osłoniony zielem.
Wyrwałem zielska, obmyłem go łzami;
Siedzenie z darni, gdzie po letnim znoju
Lubiłaś spocząć między jaworami;
Źródło, gdziem szukał dla ciebie napoju:
Jam wszystko znalazł, obejrzał, obchodził.
Nawet twój mały chłodnik
[105]
zostawiono,
Com go suchymi wierzbami ogrodził….
Te suche wierzby, jaki cud, Aldono!
Dawniej mą ręką wbite w piasek suchy:
Dziś ich nie poznasz; dzisiaj piękne drzewa
I liście
[106]
na nich wiosenne powiewa,
I młodych kwiatów unoszą się puchy!…
Ach, na ten widok pociecha nieznana,
Przeczucie szczęścia serce ożywiło;
Całując wierzby padłem na kolana
Boże mój, rzekłem, oby się spełniło!
Obyśmy, w strony ojczyste wróceni,
Kiedy litewską zamieszkamy rolę,
Odżyli znowu; niech i naszą dolę
Znowu nadziei listek zazieleni!…
Tak, wróćmy! Pozwól!… Mam w Zakonie władzę,
Każę otworzyć… Lecz po co rozkazy?
Gdyby ta brama była tysiąc razy
Twardsza od stali, wybiję, wysadzę;
Tam cię, o luba! ku naszej dolinie.
Tam poprowadzę, poniosę na ręku;
Lub dalej pójdziem… Są w Litwie pustynie,
Są głuche cienie białowieskich lasów,
Kędy nie słychać obcej broni szczęku
Ani dumnego zwycięzcy hałasów,
Ni zwyciężonych braci naszych jęku…
Tam, w środku cichej, pasterskiej zagrody,
Na twoim ręku, u twojego łona.
Zapomnę, że są na świecie narody,
Że jest świat jakiś – będziem żyć dla siebie!…
Wróć, powiedz, pozwól!…»
Milczała Aldona,
Konrad umilknął, czekał odpowiedzi.
Wtem krwawa jutrznia błysnęła na niebie:
«Aldono, przebóg! ranek nas uprzedzi,
Zbudzą się ludzie i straż nas zatrzyma,
Aldono!…» – wołał, drżał z niecierpliwości;
Głosu nie stało, błagał ją oczyma.
I załamane ręce wzniósł do góry,
Padł na kolana i żebrząc litości,
Objął, całował zimnej wieży mury.
Pustelnica
«Nie, już po czasie! – rzekła smutnym głosem,
Ale spokojnym – Bóg mi doda siły,
On mię zasłoni przed ostatnim ciosem…
Kiedym tu weszła, przysięgłam na progu
Nie zstąpić z wieży, chyba do mogiły,
Walczyłam z sobą – dziś i ty, mój miły,
I ty mi dajesz pomoc przeciw Bogu!…
Chcesz wrócić na świat – kogo? nędzną marę!
Pomyśl, ach pomyśl! jeżeli szalona
Dam się namówić, rzucę tę pieczarę
I z uniesieniem padnę w twe ramiona —
A ty nie poznasz, ty mię nie powitasz,
Odwrócisz oczy i z trwogą zapytasz:
Ten straszny upiór, jestże to Aldona?…
I będziesz szukał w zagasłej źrenicy,
I w twarzy, która – ach, myśl sama razi!
Nie, niechaj nigdy nędza pustelnicy
Pięknej Aldonie oblicza nie kazi!…
Ja sama… wyznam… daruj, mój kochany!
Ilekroć księżyc żywszym światłem błyska,
Gdy słyszę głos twój; kryję się za ściany;
Ja cię, mój drogi, nie chcę widzieć z bliska!…
Ty może dzisiaj już nie jesteś taki,
Jakim bywałeś, pamiętasz, przed laty,
Gdyś wjechał w zamek z naszymi orszaki:
Lecz dotąd w moim zachowałeś łonie,
Też same oczy, twarz, postawę, szaty:
Tak motyl piękny, gdy w bursztyn utonie,
Na wieki całą zachowuje postać…
Alfie, nam lepiej takimi pozostać,
Jakiemi dawniej byliśmy, jakiemi
Złączym się znowu – ale nie na ziemi!…
Doliny piękne zostawmy szczęśliwym:
Ja lubię moją kamienną zaciszę,
Mnie dosyć szczęścia, gdy cię widzę żywym,
Gdy miły głos twój co wieczora słyszę…
I w tej zaciszy można, Alfie drogi,
Można by wszystkie cierpienia osłodzić,
Porzuć już zdrady, mordy i pożogi,
Staraj się częściej i raniej
[107]
przychodzić.
Gdybyś… posłuchaj… wokoło równiny
Chłodnik podobny owemu zasadził
I twoje wierzby kochane sprowadził,
I kwiaty, nawet ów kamień z doliny…
Niech czasem dziatki z pobliskiego sioła,
Bawią, się między ojczystymi drzewy,
Ojczyste w wianek uplatają zioła,
Niechaj litewskie powtarzają śpiewy —
Piosnka ojczysta pomaga dumaniu
I sny sprowadza o Litwie i tobie —
A potem, potem, po moim skonaniu,
Niech przyśpiewują i na Alfa grobie…»
Alf już nie słyszał. On po dzikim brzegu
Błądził bez celu, bez myśli, bez chęci.
Tam góra lodu, tam puszcza go nęci:
W dzikich widokach i w naglonym biegu
Znajdował jakąś ulgę, utrudzenie.
Ciężko mu, duszno śród zimowej słoty;
Zerwał płaszcz, pancerz, roztargał odzienie
I z piersi zrzucił wszystko – prócz zgryzoty.
Już rankiem trafił na miejskie okopy;
Ujrzał cień jakiś, zatrzymał się, bada…
Cień krąży dalej i cichymi stopy
Wionął po śniegu, w okopach przepada.
Głos tylko słychać: «biada, biada, biada!»
Alf na ten odgłos zbudził się i zdumiał,
Pomyślił chwilę – i wszystko zrozumiał.
Dobywa miecza, i na różne strony
Zwraca się, śledzi niespokojnym okiem:
Pusto dokoła, tylko przez zagony
Śnieg leciał kłębem, wiatr północny szumiał;
Spojrzy ku brzegom, staje rozrzewniony,
Na koniec wolnym, chwiejącym się krokiem
Wraca się znowu pod wieżę Aldony.
Dostrzegł ją z dala, jeszcze w oknie była:
«Dzień dobry!» – krzyknął – «przez tyle lat z sobą
Tylkośmy nocną widzieli się dobą:
Teraz, dzień dobry !… jaka wróżba miła!
Pierwszy dzień dobry, po latach tak wielu!
Zgadnij, dlaczego przychodzę tak rano?»
Aldona
«Nie chcę zgadywać; bądź zdrów, przyjacielu!
Już nazbyt światło
[108]
, gdyby cię poznano…
Przestań namawiać… Bądź zdrów, do wieczora,
Wyniść
[109]
nie mogę, nie chcę».
Alf
«Już nie pora!…
Wiesz, o co proszę?… Zrzuć jaką gałązkę…
Nie, kwiatów nie masz: więc nitkę z odzieży
Albo z twojego warkocza zawiązkę,
Albo kamyczek ze ścian twojej wieży.
Chcę dzisiaj – jutro nie każdemu dożyć —
Chcę na pamiątkę mieć jaki dar świeży,
Który dziś jeszcze był na twoim łonie,
Na którym jeszcze świeża łezka płonie;
Chcę go przed śmiercią na mym sercu złożyć,
Chcę go ostatnim pożegnać wyrazem…
Mam zginąć wkrótce, nagle; – zgińmy razem!
Widzisz tę bliską, przedmiejską strzelnicę?
Tam będę mieszkał. Dla znaku, co ranek,
Wywieszę czarną chustkę na krużganek.
Co wieczór lampę u kraty zaświécę:
Tam wiecznie patrzaj. Jeśli chustkę zrzucę,
Jeżeli lampa przed wieczorem skona:
Zamknij twe okno, może już nie wrócę…
Bądź zdrowa!…»
Odszedł i zniknął. Aldona
Jeszcze pogląda zwieszona u kraty,
Ranek przeminął, słońce zachodziło:
A długo jeszcze w oknie widać było
Jej białe z wiatrem igrające szaty
I wyciągnięte ku ziemi ramiona.
«Zaszło na koniec» – rzekł Alf do Halbana,
Wskazując słońce z okna swej strzelnicy,
W której zamknięty od samego rana
Siedział patrzając w okno pustelnicy:
«Daj mi płaszcz, szablę. Bądź zdrów, wierny sługo,
Pójdę ku wieży. Bywaj zdrów na długo,
Może na wieki… Posłuchaj, Halbanie,
Jeżeli jutro, gdy dzień zacznie świecić,
Ja nie powrócę, opuść to mieszkanie.
Chcę, chciałbym jeszcze coś tobie polecić…
Jakżem samotny! pod niebem i w niebie
Nie mam nikomu, nigdzie, nic, powiedzieć
W godzinę skonu, – prócz jej i prócz ciebie!…
Bądź zdrów, Halbanie! Ona będzie wiedzieć:
Ty zrzucisz chustkę, jeśli jutro rano…
Lecz cóż to? słyszysz?… W bramę kołatano».
«Kto idzie?» – trzykroć odźwierny zawołał;
«Biada!» – krzyknęło kilka dzikich głosów.
Widać, że strażnik oprzeć się nie zdołał
I brama tęgich nie wstrzymała ciosów.
Już orszak dolne krużganki przebiega,
Już przez żelazne pokręcone wschody,
Do Wallenroda wiodące gospody,
Łoskot stóp zbrojnych raz wraz się rozlega.
Alf, zawaliwszy wrzeciądzem
[110]
podwoje,
Dobywa szablę, wziął czarę ze stoła,
Poszedł ku oknu: – «Stało się!» – zawoła,
Nalał i wypił: – «Starcze! w ręce twoje!»
Halban pobladnął. Chciał skinieniem ręki
Wytrącić napój, wstrzymuje się, myśli;
Słychać za drzwiami coraz bliższe dźwięki,
Opuszcza rękę: – «To oni, – już przyśli».
«Starcze! rozumiesz, co ten łoskot znaczy?
I czegóż myślisz? Masz nalaną czaszę,
Moja wypita… Starcze, w ręce wasze!»
Halban pogladał w milczeniu rozpaczy:
«Nie, ja przeżyję – i ciebie, mój synu!…
Chcę jeszcze zostać, zamknąć twe powieki,
I żyć – ażebym sławę twego czynu
Zachował światu, rozgłosił na wieki.
Obiegę Litwy wsi, zamki i miasta;
Gdzie nie dobiegę, pieśń moja doleci;
Bard dla rycerzy w bitwach, a niewiasta
Będzie ją w domu śpiewać dla swych dzieci;
Będzie ją śpiewać – i kiedyś w przyszłości
Z tej pieśni wstanie mściciel naszych kości…
Na poręcz okna Alf ze łzami pada,
I długo, długo ku wieży pogladał,
Jak gdyby jeszcze napatrzyć się żądał
Miłym widokom, które wnet postrada.
Objął Halbana; westchnienia zmieszali
W ostatnim, długim, długim uściśnieniu.
Już u wrzeciądzów słychać łoskot stali,
Wchodzą, wołają Alfa po imieniu:
«Zdrajco! twa głowa dzisiaj pod miecz padnie!
Żałuj za grzechy, gotuj się do zgonu!
Oto jest starzec, kapelan Zakonu:
Oczyść twą duszę i umrzyj przykładnie!»
Z dobytym mieczem Alf czekał spotkania.
Lecz coraz blednie, pochyla się, słania;
Wsparł się na oknie i tocząc wzrok hardy,
Zrywa płaszcz, Mistrza znak na ziemię miota
[111]
,
Depce nogami z uśmiechem pogardy:
«Oto są grzechy mojego żywota!…
Gotowem umrzeć
[112]
: czegóż chcecie więcej?
Z urzędu mego chcecie słuchać sprawy?…
Patrzcie na tyle zgubionych tysięcy,
Na miasta w gruzach, w płomieniach dzierżawy!
Słyszycie wicher? pędzi chmury śniegów:
Tam marzną waszych ostatki szeregów!
Słyszycie? Wyją głodnych psów gromady…
One się gryzą o szczątki biesiady!
Ja to sprawiłem! Jakem wielki, dumny:
Tyle głów hydry jednym ściąć zamachem,
Jak Samson jednym wstrząśnieniem kolumny
Zburzyć gmach cały, i runąć pod gmachem!…»
Rzekł, spojrzał w okno i bez czucia pada.
Ale nim upadł, lampę z okna ciska.
Ta, trzykroć kołem obiegając błyska,
Na koniec legła przed czołem Konrada;
W rozlanym płynie tleje rdzeń ogniska,
Lecz coraz głębiej topi się i mroczy,
Wreszcie, jak gdyby dając skonu hasło,
Ostatni, wielki krąg światła roztoczy
I przy tym blasku widać Alfa oczy:
Już pobielały – i światło zagasło.
I w tejże chwili przebił wieży ściany
Krzyk nagły, mocny, przeciągły, urwany…
Z czyjej to piersi? Wy się domyślicie;
A kto by słyszał, odgadnąłby snadnie,
Że piersi z których taki jęk wypadnie,
Już nigdy więcej nie wydadzą głosu:
W tym głosie całe ozwało się życie…
Tak struny lutni od tęgiego ciosu
Zabrzmią i pękną; zmieszanymi dźwięki
Zdają się głosić początek piosenki:
Ale jej końca nikt się nie spodziewa.
Taka pieśń moja o Aldony losach
[113]
;
Niechaj ją anioł harmonii w niebiosach,
A czuły słuchacz w duszy swej dośpiewa.
footnotes
Dovete (…) leone – Macie bowiem wiedzieć, że są dwa sposoby walki… trzeba być lisem i lwem (Książę Niccolo Machiavelli).
Lettowie – Łotysze.
Teutoni – tu: Niemcy, od nazwy Zakonu Rycerzy Teutońskich Najświętszej Marii Panny, czyli Krzyżaków.
u Nowogroda Wielkiego – dziś: w Nowogrodzie Wielkim.
czasy Olgierda i Witołda – przełom XIV i XV w.
lubo (daw.) – chociaż.
zagrożeni od Litwy (daw.) – dziś: zagrożeni przez Litwę.
pamiątka – tu: wspomnienie, ślad przeszłości, pamięć.
Litwa jest już całkiem w przeszłości – stwierdzenie prawdopodobnie umieszczone przez autora na użytek cenzury.
zawód – tu: zajęcie, przedmiot zainteresowania.
Szyller – właśc. Friedrich Schiller (1759–1805), poeta niemieckiego preromantyzmu.
Trzecie to już dzieło polskie (…) sławione było – ustęp w nawiasach, przeznaczony dla carskiej cenzury, znajduje się tylko w edycji petersburskiej z 1829r.
Palemon – legendarny wódz rzymski, który miał założyć państwo litewskie.
kołpak rysi – rycerskie nakrycie głowy ze skóry lub głowy rysia.
śledząc niemieckich obrotów – dziś popr. z B.: śledząc niemieckie obroty; obroty: zmiany szyków oddziałów wojsk.
kraśny – piękny.
dąbrowa – obszar leśny porośnięty w przeważającej części dębami.
pióry – starop. forma N. lm; dziś popr.: piórami.
spólne – dziś: wspólne.
ostrów – wyspa, kępa roślinności na wodzie.
przyrodzenie – tu: natura, przyroda.
wajdeloty – na Litwie w czasach pogańskich kapłan, guślarz, wróżbita i bard opiewający dzieje narodowe.
obiór (daw.) – wybór.
Marienburg – po polsku Malborg [dziś Malbork; Red. WL], miasto obronne, niegdyś stołeczne Krzyżaków, za Kaźmierza Jagiellona przyłączone do Rzeczypospolitej Polskiej, później oddane w zastaw margrabiom brandeburskim, przeszło na koniec w posiadłość królów pruskich. W sklepach [sklepy: sklepienia, tu: podziemia; Red. WL] zamku były groby Wielkich Mistrzów; niektóre dotąd ocalały. Voigt, profesor królewiecki, wydał przed laty historią [historią dziś B. lp: historię; Red. WL] Marienburga, dzieło ważne dla historii Prus i Litwy. [przypis autorski]
komtur – zwierzchnik zakonu rycerskiego, komandor; także: zarządca terytorium zwanego komturią, obejmującego zamek będący siedzibą zakonu i jego okolice.
wielki krzyż (…) wielki miecz – insygnia Wielkich Mistrzów. [przypis autorski]
domy – Tak nazywały się klasztory, albo raczej zamki po różnych krajach Europy rozrzucone. [przypis autorski]
gonić na ostre – dawne wyrażenie polskie; combattre à outrance. [przypis autorski]
rota – tu: oddział wojsk.
wzgardził oklaski i górne urzędy – dziś popr. z N.: wzgardzić oklaskami, urzędami itp.
poglądać – dziś: spoglądać.
zejść kogoś – najść kogoś, odwiedzić nieoczekiwanie; tu forma 3.os.lm cz.przesz: zeszli go.
zżymać się – oburzać się, reagować niecierpliwie, gniewnie.
oczyma (…) moc bezrozumną na uwięzi trzyma – Wzrok człowieka, powiada Cooper, jeśli jaśnieje wyrazem odwagi i rozumu, sprawia mocne wrażenie nawet na dzikich zwierzętach. Przytaczamy z tej okoliczności prawdziwe zdarzenie amerykańskiego strzelca, który skradając się do kaczek, usłyszał szelest, podniósł się i ujrzał z przestrachem ogromnego tuż leżącego lwa. Zwierz zdawał się być równie zdziwiony nagłym widokiem człowieka atletycznej postawy. Strzelec nie śmiał dać ognia, mając strzelbę śrutem nabitą. Stał więc nieruchomy, oczyma tylko grożąc nieprzyjacielowi. Lew ze swojej strony, siedząc spokojnie, nie spuszczał oczu ze strzelca: po kilku sekundach odwrócił głowę i oddalił się powoli, ale zaledwo uszedł kilkanaście kroków, zatrzymał się i znowu powrócił. Znalazł na miejscu nieruchomego strzelca, spotkał się znowu z nim oko w oko i na koniec, jak gdyby uznawał wyższość człowieka, spuścił oczy i odszedł. Bibliothèque Universelle, 1827 fèvrier. Voyage du capitaine Head. [przypis autorski]
nieszporne modły – modły wieczorne; nieszpory (łac. vesperae od vesper: wieczór) liturgia odprawiana w kościołach chrześcijańskich wieczorem (tradycyjnie o zachodzie słońca).
widomy (daw.) – widoczny; dostrzegalny.
arcykomtur – Grosskomthur, najpierwszy urzędnik po Wielkim Mistrzu. [przypis autorski]
pobożna niewiasta (…) znalazła grobowiec za życia – Kroniki owych czasów piszą o wiejskiej dziewicy, która przybywszy do Marienburga żądała, aby ją zamurowano w osobnej celi i tam życia dokonała. Grób jej słynął cudami. [przypis autorski]
do tyla – na tyle, tak bardzo.
ziemny – ziemski.
pomijać – tu: omijać, mijać.
tuman – tu: mgła.
Ufajmy wieszczym (…) głosom (…) On mistrzem naszym – W czasie obioru, jeśli zdania były podzielone lub niepewne, zdarzenia podobne, brane za wieszczbę, wpływały na obrady kapituły. I tak Winrych Kniprode pozyskał wszystkie głosy, ponieważ kilku braci słyszało jakoby w grobach mistrzów wołanie trzykrotne: Vinrice! Ordo laborat,«Winrychu! Zakon w niebezpieczeństwie.» [przypis autorski]
rodzica – rodzicielka, matka.
czerpa – dziś popr. forma 3.os.lp.: czerpie.
zamek Swentoroga – Zamek wileński, gdzie był niegdyś utrzymywany Znicz, to jest ogień wieczny. [przypis autorski]
w domie – dziś popr. Msc. lp: w domu.
niewidomie – dziś: niewidocznie.
pomnieć – pamiętać; tu forma 1.os.cz.ter.: pomnę.
miałaż bym – forma trybu przypuszczającego z partykułą wzmacniającą -że, którą można zapisać też: miałabymże; znaczenie: czyż miałabym.
tobąśmy przeżyli – przeżyliśmy z tobą (przykład ruchomości końcówki fleksyjnej czasownika).
mieniać (daw.) – zamieniać.
koncha – muszla.
pogrzeb – tu: miejsce, w którym jest się zagrzebanym.
myśliłam (daw.) – dziś popr. myślałam.
łajać – ostro krytykować, strofować.
rozrzedniała – dziś: zrzedła a. rozrzedziła się.
Cieszmy się w Panu! – Hasło uczt zakonnych owego wieku. [przypis autorski]
menestrel (z fr. ménestrel) – minstrel; wędrowny a. nadworny śpiewak, wykonawca i twórca poezji nawiązującej do motywów tradycyjnych legend i ballad ludowych; zajęcie popularne w XIII i XIV w. w Europie.
trubadur – poeta i muzyk w średniowieczu w Prowansji.
Garona – właśc. Garonna (fr. Garonne), rzeka w płd.-zach. Francji, mająca ujście do Oceanu Atlantyckiego; do położonych nad nią miast należą m. in. Bordeaux i Tuluza.
O dzieci, jaka na Litwę sromota – W pierwszej petersburskiej edycji: „O dzieci, jaka Litwinom sromota!”
liców i poruszeń śledzi – dziś popr. z B.: lica i poruszenia śledzi.
mienić się (daw.) – zmieniać się; tu: zmieniać wyraz twarzy.
sromota (daw.) – wstyd.
weźmijmy – dziś popr.: weźmy.
Pieśń Wajdeloty – Obacz Grażyna, objaśnienie wiersza: «Głoszą na ucztach Wajdeloci nasi.» gdzie opisane jest podobne zdarzenie za mistrzostwa Dusener von Arfberg. [przypis autorski]
morowy – przym. od rzecz. mór: zaraza, epidemia.
Staje widomie morowa dziewica (…) chustką skrwawioną powiewa – Lud prosty w Litwie wyobraża morowe powietrze w postaci dziewicy, której zjawienie się, opisane tu według powieści gminnej, poprzedza straszliwą chorobę. Przytoczę, w treści przynajmniej, słyszaną niegdyś w Litwie balladę. «We wsi zjawiła się morowa dziewica i według zwyczaju przeze drzwi lub okno wsuwając rękę, i powiewając czerwoną chustką, rozsiewała śmierć po domach. Mieszkańcy zamykali się warownie, ale głód i inne potrzeby wkrótce zmusiły do zaniedbania takowych środków ostrożności; wszyscy więc czekali śmierci. Pewny szlachcic, lubo dostatecznie opatrzony w żywność i mogący najdłużej wytrzymać to dziwne oblężenie, postanowił jednak poświęcić się dla dobra bliźnich, wziął szablę zygmuntówkę, na której było imię Jezus, imię Maryja, i tak uzbrojony otworzył okno domu. Szlachcic jednym zamachem uciął straszydłu rękę i chustkę zdobył. Umarł wprawdzie i cała jego rodzina wymarła, ale odtąd nigdy we wsi nie znano morowego powietrza.» Chustka owa miała być zachowana w kościele, nie pomnę jakiego miasteczka. Na Wschodzie, przed zjawieniem się dżumy, ma się pokazywać widmo na skrzydłach nietoperza i palcami wytykać skazanych na śmierć. Zdaje się, że imaginacja gminna w podobnych obrazach przedstawić chciała to przeczucie tajemne i tę dziwną trwogę, która zwykła poprzedzać wielkie nieszczęścia lub zgon, a którą nie tylko pojedyncze osoby, ale całe narody częstokroć podzielają. Tak w Grecji przeczuwano długie trwanie i okropne skutki wojny peloponeskiej, w państwie rzymskim upadek monarchii, w Ameryce przybycie Hiszpanów itd. [przypis autorski]
Ty czasem dzierżysz i broń archanioła – W pierwszej petersburskiej edycji: „Ty czasem miewasz i miecz archanioła”.
mieczowi (…) złodzieje – złodzieje zbrojni w miecze.
żelazo oracze – pług.
cerkiew – tu: świątynia.
braniec (daw.) – jeniec.
biegą – dziś forma 3.os.lm: biegną.
poglądać – spoglądać.
błonie – równina porośnięta trawą.
Perun – jeden z najważniejszych bogów słowiańskich, przedstawiany jako gromowładny.
zgonić – tu: dogonić.
runący – upadający; por. czas. runąć.
Miałem imię Waltera – Walther von Stadion rycerz niemiecki, wzięty w niewolę od Litwinów, zaślubił córkę Kiejstuta i z nią potajemnie ujechał z Litwy. Często się zdarzało, że Prusacy i Litwini, dziećmi porwani i wychowani w Niemczech, powracali do ojczyzny i stawali się najsroższymi Niemców nieprzyjaciółmi. Takim był pamiętny w dziejach zakonu Prusak Herkus Monte. [przypis autorski]
plwać – pluć.
Kłejpeda – Kłajpeda; miasto portowe w zach. części Litwy, położone na wybrzeżu Morza Bałtyckiego, nad Zalewem Kurońskim, u ujścia rzeki Dangi.
wonia – dziś: woń.
dzieciniałem – dziś: dziecinniałem.
Połąga (lit. Palanga) – miasto w zach. Litwie, położone nad Morzem Bałtyckim.
obaczyć (daw.) – zobaczyć.
rówiennica – dziś: rówieśnica.
prawić (daw.) – mówić, opowiadać.
krośna – dziś zam. r.ż. forma r.n.: krosno, najczęściej w formie lm: krosna; ręczny warsztat tkacki do wytwarzania tkanin.